Skocz do zawartości

Knockers

Forumowicze
  • Zawartość

    2188
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Knockers

  1. Drogi Smugglerze, w CD- Action pojawia się zatrważająco mało Twoich tekstów. Jak dla mnie za mało. Ja wiem, że masz całodobowy zawrót z głowy z AR i milion innych zadań, ale co z tego :) Co jakiś czas napiszesz jakiś dłuższy felieton (ostatnio o Sincairze, fascynujący z resztą bez wazeliniarstwa), a od święta zapowiedź (np. Wiedźmin 2) lub super rzadko recenzję, ale to stanowczo za mało. Liczę na więcej Smugglera w CD- Action! Pozdrawiam serdecznie.

  2. Ludzie, to jest Kominek. Kominek ma zawsze inne spojrzenie od przeciętnego recenzenta. Nie daje grze dziesiątek dlatego, bo wszyscy inni dają. W wielu aspektach zgadzam się z jego recenzją, ale i sporo mam do niego zastrzeżeń.

    Faktycznie cRPG i w tym cRPG niema za wiele, sztuczna inteligencja członków drużyny woła o pomstę do nieba, fabuła zaś jest płytka jak kałuża. Każualizacja i ukonsolowienie, to bardzo uderzające wady. Właściwie całą grę można przejść bez dysponowania mocami biotycznymi z podstawowym rodzajem broni.

    Z drugiej jednak strony nie rozumiem, czemu nie podoba mu się grafika, skoro Mass Effect to jedna z najładniejszych gier w ogóle. To, że nie wszędzie można wejść (faktycznie, szkoda) nie znaczy, ze grafika jest słaba... Na przykład modele postaci są świetne, co chyba o grafice nie świadczy źle. Zarzutu, że klimat jest słaby totalnie nie rozumiem. Co prawda nie lubię zbyt sf, ale grze niemożna odmówić doskonałego klimatu.

    Rozgrywka również jest ciekawa, a to, że się tam powtarzalnie strzela... Cóż, to nie jest Postal, tu nie obsikuje się wrogów.

  3. FarCry jest świetną grą, w której do niczego nie mógłbym się przyczepić. FarCry 2 to zupełnie inna bajka. Kupiłem tą grę ze względu na nazwę, a pod tą kryła się zupełnie inna gra. Ma prześliczną grafikę, dobrą fizykę spalania, prawdziwy widok pierwszoosobowy, niezły klimat, przystępny edytor poziomów, a reszta, to wady. Nie tego oczekiwałem i grając czułem się nieźle oszukany.

  4. Tak się składa, że mam ME2 i powiem tyle: rewelacja. Gra się naprawdę przyjemnie; oprawa audiowizualna stoi na bardzo wysokim poziomie, nie inaczej jest z fabułą i ogólnymi projektami postaci. Jak na razie najbardziej podobała mi się misja lojalnościowa dla Jacoba przenosząca nas na tropikalną planetę z przepiękną dżunglą i osadnikami, jak również misja, w której werbujemy Jack do swojej kampanii (Subject 0). Tą ostatnią miałem już okazję dogłębnie poznać :)

    Nie podoba mi się uważanie tej gry za action rpg- dla mnie to shooter- oczywiście z rozbudowaną fabułą, zredukowanym do minimum rozwojem, dialogami (genialna praca kamery) i świetnymi postaciami, ale wciąż shooter.

  5. Drogi Pacie. Z deka się mylisz. Chodzi mi o to, że gry cRPG NIE ODGRYWAJĄ SWOJEJ ROLI i nie są do końca tym, czym pierwotnie miały być w swoich założeniach a DA jest tego doskonałym przykładem. To jednak wątek wyłącznie o DA i nie będę schodził w zbytnią bawełnę.

    Co do DA- wywnioskowałem to z twej nowej opinii która pokazuje, że DA wbrew temu, co zapowiadali twórcy nie ma 6 osobnych sposobów na przjeście gry, a jedynie inne początki.

  6. Tak, kilka dni temu skończyłem grę wojownikiem szlachcicem. Korzystając z uroków tej gry, postanowiłem zacząć wszystko od początku, tym razem elfem magiem.

    Owszem, sam początek się różnił, bo wojownik zaczynał w swym miasteczku w zamku, a mag w Wieży Kręgu. Wydarzenia w tamtym miejscu też się różniły, rzecz jasna. Lecz trochę się zdziwiłem tym, co stało się później. Mianowicie tak samo jak w pierwszej grze, Duncan zabrał mnie do Ostagaru, tak samo zostałem Szarym Strażnikiem i podejrzewam, że tak samo będę musiał przejść rytuał dołączenia, po czym wziąć udział w bitwie, pójść do tamtej wieży, zapalić tam ogień itd.

    Nie wiem więc, czy dobrze rozumiem sformułowanie 6 różnych sposobów na przejście gry.

    Czyli cRPG nie spełnia swojego powołania- nie jest grą roli. Myślę, że cały gatunek cRPG pomimo swojej zacności, popularności i grywalności nie spełnia swojego powołania- nie odgrywamy w nim żadnej roli i nijak nie wczuwamy się w historię, tylko biegamy od questa do questa łapiąc doświadczenie i nowe graty po zabitych mobkach. Zaprzeczeniem tej reguły może być seria Fallout, ale i ona nie definiuje do końca pojęcia RPG.

  7. Jezu, jak usłyszałem polskie głosy w Mass Effect 2 złapałem się za głowę i pomyślałem "co jest?"... One totalnie nie pasują do gry a szumnie zapowiadany Maciej Maleńczuk gra WYŁĄCZNIE krótki epizod w Cytadeli. Żenua przez duże Żet. Poza tym gra wygląda i brzmi fenomenalnie i jeżeli- jak wszyscy sądzą- jest lepsza od oryginału to nie dziwię się, czemu dostała dychę na łamach CD-Action.

  8. M&B mimo mocno archaicznej grafiki jest całkiem grywalną pozycją. Możliwość przeistoczenia się w wojaka z prawdziwego zdarzenia, toczenia wielkich podbojów i batalii jest całkiem ciekawa. M&B to rozbudowana gra, w której każdy gracz znajdzie coś dla siebie- każdy poza takim, dla którego liczą się wodotryski graficzne.

  9. Smugg, jak byś w AR odpowiedział na list w stylu

    Hej!

    Jestem Waszym wiernym czytelnikiem, ściągam skany CDA z torrentów od czterech lat. Do każdej gazety dodajecie płytę z grą innymi ciekawymi rzeczami. Jest możliwość, żebyście co miesiąc przysyłali mi te płytki listownie, albo pocztą kurierską?

    Pozdrawia Taktomistrz

    Zapewne retoryczne pytanie, jednak jestem niezmiernie ciekawy jakbyś odpowiedział ;) Próbowałem to wysłać do redakcji, ale jak nie tam, to tu.

  10. Opowieść I Poślizg

    W małej kawalerce na jedenastym piętrze bloku w bliżej nieokreślonej metropolii pewien mężczyzna siedział na łóżku i rozmyślał. Był dosyć tęgi, na głowie miał burzę nieuczesanych ciemno blond włosów. W ścianę patrzyło jego dwoje mętnych zmęczonych i otępiałych oczu z worami pod nimi. Miał na sobie jedynie bokserki, wpijające się w grube kolana i brzuch. Nie różnił się praktycznie niczym ode mnie, od ciebie, czy od kogokolwiek innego. Zwrócił swój wzrok w stronę nocnej szafki, na której leżał jedynie budzik z radiem z przeceny w hipermarkecie. Widniała na nim 3:25. Oznaczało to, że ma trochę czasu przed pracą. Wstał. Podszedł do komputera będącego na biurku nieopodal łóżka. Włączył monitor. Ekran rozjaśnił się. Nie musiał włączać komputera, bo był on włączony z powodu pornosów i budżetowych thrillerów, które to użytkownik namiętnie ściągał przez torrenty całymi dniami nocami.

    - Ha! Sto procent!- ucieszył się, widząc, że pasek ściągania zapełnił całe swoje miejsce i zabłysnął na zielono. Głos faceta tłumił odgłos filtra z akwarium, jego niechcianego prezentu, którego to musiał stale pielęgnować. Uruchomił film, żeby sprawdzić, czy ten, który nagrywał go kamerą z kina nie jadł akurat popcornu i czy ogólnie da się film oglądać. Włączył się. Przez głośniki przygrywała mroczna, pełna grozy muzyka. W filmie jakiś szaleniec gonił z piłą mechaniczną lolitkę podobną do wszystkich innych ?gwiazdek? zaczynających od obciągania przed kamerą, bądź też czynienia tego samego producentom, a kończących na tego typu produkcjach. Facet odszedł na moment od komputera, z którego dobiegały damskie krzyki i pobudzające odruchy wymiotne odgłosy. Włączył rybkom światło. Zobaczył, jak wielki, kolorowy bojownik rozszarpuje maegoą neonka wydobywając zeń smaczne mięso. Facet spojrzał na to z niesmakiem i wyłączył rybkom światło, nie chciał by ta scena przykuwała jego uwagę. Znów usiadł za biurkiem przy komputerze, wyłączył horror i otworzył przeglądarkę. Otworzył skrzynkę swojego maila. Wśród spamu znalazł maila od Niny- jego laski, z którą kontakt ostatnio zaniedbał.

    Gabi

    Już od miesiąca nawet się do mnie nie odezwałeś. Nie dzwonisz, nie piszesz maili, nawet nie odbierasz moich telefonów! Tak nie powinien wyglądać związek. Słuchaj teraz uważnie, albo mnie przeprosisz i wyjaśnisz, albo z nami koniec.

    Twoja (?) Nina

    PS: Mam nadzieję, że chociaż MNIE nie będziesz traktował, jak ostatniej szmaty.

    Zdenerwował się czytając maila. Czy one naprawdę nic nie rozumieją? Non stop haruje, wraca z pracy około dziesiątej, a czasem o wiele później, a jej jeszcze jest źle? Wyprowadziła się od niego i oczekuje, że on będzie ją przepraszał? To ona powinna go przepraszać, a i tak nie wiedziałby, czy jej wybaczyć. Ona była do niczego!

    Facet, jak to facet? okłamywał samego siebie. Włożył na nos okulary w rogowej oprawie i wystukał krótką odpowiedź.

    Nina

    Nie oszukujmy się, nie zależy Ci na mnie. Twoja sprawa, że się wyniosłaś. Nie myśl, że będę czekał.

    Gabor

    Skończył, pomyślał, że to co napisał, było dobre. Wziął w ręce telefon komórkowy. Znalazł listę kontaktów i usunął z niej Ninę. Równocześnie z tym skreślił ją zupełnie ze swojego życia. Został sam. Nie miał przyjaciół, ci, których tak nazywał odwrócili się od niego. Nie miał kontaktu z rodziną. Utracił go wiele lat temu, kiedy był jeszcze pryszczatym gnojem.

    Była już czwarta nad ranem. Gabor wstał, ściągnął z krzesła wczorajsze ubranie i włożył je. Strój jeszcze bardziej upodabniał go do wszystkich skazanych na egzystencję na planecie Ziemia. Wyglądał, jak praworządny krawaciarz. Nie czół się tak, zakładał to ubranie, jak jakiś uniform na paradę, na którą każdy ma przyjść w stroju, który najbardziej do niego nie pasował. Taki bal przebierańców.

    Poszedł do łazienki zażyć porannej toalety. Obmył twarz, umył zęby i zrobił poranną kupę. Były to czynności machinalne i banalne, takie, jakie wykonuje każdy spośród nas.

    Śpieszył się, musiał dojechać na drugi koniec miasta, a gdyby pojechał później, na ulicach trwał by ogromny korek. Musiał więc wziąć kluczyki do samochodu, teczkę i opuścić mieszkanie. ?Winda nieczynna? wisiała karteczka, musiał w takim razie zejść po schodach sam. Zbiegł po nich, mijając wysmarowane graffiti ściany. Na dole otworzył drzwi wyjściowe i powitał go wczesny ranek. Było zimno i wilgotno. Podszedł do samochodu i już miał go otworzyć, gdy przypomniał sobie o pendrivie, którego zapomniał z domu. Rad nie rad wlazł po schodach, męcząc się już od piątego piętra. Wreszcie doszedł i wparował do mieszkania. Sięgnął po pendrive i popatrzył na zegarek, widniała już na nim 5:30.

    Szybko opuścił mieszkanie by znów zejść po niekończących się schodach. Otworzył samochód i włożył kluczyk do stacyjki.

    Samochód nie należał do niego. Był służbowy- takie same ma większość pracowników korporacji, do której należał Gabor. Mieszanie wynajmował. Ostatnio nabrał parę kredytów i miał problemy z ich spłacaniem. Ponad to jego komputer również nie był jego, dał mu go znajomy do naprawy i dotychczas się o niego nie upomniał. Znajomy był jednym z tych ludzi, dla których kupno komputera było równoważne wypadowi do McDonalda. Gabor był przy nim małym pikusiem. Nie miał nic, a właściwie miał debet we wszelakich sferach.

    Kluczył samochodem po dziesiątkach ulic i uliczek mijając inne samochody i szarych, nudnych przechodniów. Jedną ręką prowadził, a drugą, którą powinien obsługiwać biegi, hamulec ręczny, czy jeszcze ważniejsze: obsługiwać radio szukał porozrzucanych po samochodzie cukierków na gardło. Wreszcie znalazł jednego, otarł go z kurzu i włożył do ust. Był przyzwyczajony do takich śniadań. Na najważniejszy posiłek w ciągu dnia składały się najczęściej pozostałości po pizzy z kolacji, czy jakieś słodycze.

    Zahamował tak gwałtownie, że z ust wyskoczył mu cukierek. Był już na miejscu. Zamknął drzwi od samochodu i wszedł do gmachu, gdzie znajdowała się jego praca.

    Jego zmarły ojciec oczekiwał, że zajmie po nim gabinet stomatologiczny, matka z kolei oczekiwała, że zostanie prawnikiem. Nie wiedząc, kogo z nich posłuchać, zatrudnił się w olbrzymiej korporacji mającej swe oddziały na całym świecie. Ze znalezieniem w niej pracy nie był wielkich problemów. Zapotrzebowanie na pracowników było w niej olbrzymie. Z początku pensja wydawała mu się spora, szybko jednak dotarło do niego, że życie w wielkim mieście było kosztowne. Płacąc olbrzymie rachunki i raty, wydając wiele pieniędzy na paliwo, pożywienie i niezbędne środki pozostawało mu niewiele pieniędzy. Prócz tego często zdarzały się nieoczekiwane zakupy i wiele razy po prostu zostawał bez grosza. Świat się kręci wokół pieniądza, a ofiarami tego są ludzie, którzy pieniądz wymyślili.

    Wszedł do budynku. Przeszedł przez recepcję, witając się z portierem, minął parę nudnych, sterylnych korytarzy i już był w wielkiej hali przepełnionej ciasnymi boksami z komputerami na biurkach w każdym z nich. W większości już byli ludzie. Gabor zajął swój boks. Był to jeden z niewielu boksów, na którym był nieporządek. Odgarnął stosy świstków, kopert i innej makulatury. Zasiadł przed komputerem. Włączył go. Przywitało go zawiadomienie o wirusie. Przejął się, włożył pendrive do portu USB i zgrał z twardego dysku wszelkie potrzebne dane. Później usunął wirusa, ciesząc się, że mu się to w ogóle udało. Bajzel na biurku, bajzel w komputerze- pomyślał. Wtem ktoś zapukał w ścianę boksu.

    - Psss? Hej? Idzie kontrola- usłyszał głos sąsiada.

    - Dzięki- odpowiedział i zabrał się za porządki. Zaczął gnieść nogą papiery w przepełnionym koszu na śmieci i wsypał doń te leżące na biurku, nie przejmował się, że wśród nich może być coś ważnego, jak tylko kontrola sobie pójdzie znów wysypie wszystko na biurko. Dalej wziął się za komputer. Włączył historię w przeglądarce i począł usuwać niekończące się pasmo linków z Red Tube?a i podobnych stron. Wreszcie usunął całą tę krępującą historię i jak gdyby nigdy nic wziął się za swoje normalne obowiązki.

    - Ooo? Kowalski- zaczął kierownik- przyznaje, odkąd sięgam pamięcią nie widziałem na twoim biurku takiego porządku.

    - Szef mnie nie docenia- uśmiechnął się Gabor. Szef schylił się do komputera. Był tłustym, łysiejącym mężczyzną mającym się za ósmy cud świata.

    - No ,no?- powiedział- widzę, że zajmowałeś się wyłącznie pracą.- Szef przeglądał oczyszczoną przed chwilą historię.- Spisałeś wszystkie raporty?

    - Tak, jak szef kazał- Gabor podał tłuściochowi pendrive. Ten uśmiechnął się pod nosem i włożył go do wewnętrznej kieszeni marynarki.

    - Za- zamyślił się- cztery godziny przyjdź do kawiarenki na lunch. Porozmawiamy.

    Gabor kiwnął potakująco głową. Wszystko wskazywała na to, że dostanie premię, podwyżkę, albo szef go awansuje? no co? Pomarzyć nie można?

    Szef poszedł kontynuować obchód zostawiając rozradowanego Gabora. Gabor pomyślał, jak wiele rozwiązałby napływ gotówki. Nie mógł zrozumieć sentencji, iż pieniądze szczęścia nie dają. Pieniądze otwierają wiele furtek, pieniądze pomagają odnaleźć przyjaźń, miłość? pieniądze zapewniają praktycznie wszystko.

    W godzinie lunchu w bufecie panował przyjemny rozgardiasz. Gabor rzadko tam bywał, jedzenie było tam drogie, a kolejki wręcz kolosalne. Ponad to trudno było znaleźć miejsce siedzące i trzeba było zanosić wszystko do swojego boksu.

    Ujrzał szefa, stał on w swej wściekle różowej koszuli przy ladzie. Gabor podszedł do niego.

    - Dobrze? Cenię sobie punktualność- zaczął szef patrząc w oczy Gaborowi- ale zdarza ci się to niezbyt często, co?- Gabor zawstydził się.

    - No wie pan?- na jego twarzy kłębił się cień uśmiechu- te korki?

    - Dobra- rzekł wymijająco szef- nie spotkaliśmy się tutaj, żeby gadać o pierdołach- klasnął w ręce.- Co by tu se?? Tortillę z dwoma sosami, sałatkę jarosza z mięsem, nie wiem? może kawę z mlekiem i dwoma łyżeczkami cukru i? Ten placek może.- Zwrócił się do bufetowej. Ta zaczęła pośpiesznie notować zamówienie.- A ty co chcesz?- zapytał się Gabora.

    - Eee? W sumie to- na widok jedzenia na ladzie pociekła mu ślinka- nic, bardzo dziękuję.

    - Nalegam.

    - Dobrze- Gabor wyczuł, że nie ma sensu się wykłócać.- Poproszę espresso.

    - I?- zapytał szef.

    - I tyle, dziękuję- powiedział Gabor, nie zobaczył jednak aprobaty na twarzy szefa- może małe frytki.

    Wielka taca jedzenia dla szefa i tacka Gabora zostały im podane. Poszli do stolika, z którego na ich widok zeszli jacyś pracownicy. Jeszcze nigdy czegoś podobnego nie doświadczył. Inni patrzyli na niego z zawiścią i z zazdrością. Nie mogli zrozumieć, czemu szef z nim wybrał się na lunch.

    Wysączył kawy z plastikowego kubka i oparzył sobie język. Szef zajął się swoją wielką tortillą. Sos piri piri ściekał mu po brodzie. Wziął do ręki serwetkę i wytarł nią brodę.

    - Cóż, mam do ciebie mały biznes- zwrócił się do Gabora- masz szansę- Gabor wstrzymał oddech spodziewając się najlepszego- zarobić extra.

    Na twarzy Gabora pojawił się uśmiech, zastrzyk gotówki wyciągnąłby go z opresji.

    - Nasza cholerna brygada kurierska? Jak zwykle nie ma jej, kiedy raz na ruski rok jej potrzebuję. Sam bym to zawiózł, ale mam w cholerę ważnych spraw. Sam rozumiesz, rozdwoić mi się nie da?

    Gabor nie zrozumiał:

    - Ale o co chodzi?

    - Zawieziesz taką malutką paczuszkę w pewno miejsce.- Co to za robota? Pomyślał Gabor. ? Konkretnie do Ohmara Te? Te? Terrabasso, czy jak mu tam. To milioner, co tam? Miliarder. Gość tu przyleciał w interesach i jest naszym potencjalnym klientem. Wystarczy, że mu podasz paczuszkę i tyle? Ach? Dwadzieścia tysięcy z góry, jak tylko wrócisz?

    - I tyle?

    - Mało ci jeszcze?

    - Nie? Tyle tylko mam zrobić za tyle pieniędzy?

    - No tak- szef ugryzł spory kęs tortilli- tylo ie aglądaj do aczi?

    - Słucham?

    - Nie zaglądaj do paczki- Gabor popatrzył się na niego zdziwiony- i nie zadawaj pytań? Wchodzisz w to?- Gabor popatrzył na grubego szefa, na wielu lizusów wysyłających mu środkowe palce za plecami i pomyślał o kasie, którą dostanie.

    Uścisnęli sobie ręce. Gabor nie zdołał wydusić słowa. Szef skończył lunch, wziął resztkę kawy i wstał, Gabor wstał pośpiesznie za nim, dopijając zimną już espresso. Opuścili kawiarenkę i poszli na górę, do gabinetu szefa. Gabor znów zauważył na sobie nienawistne, przepełnione zazdrością spojrzenia pracowników. Wjechali windą i weszli co gabinetu.

    W gabinecie najbardziej rzucało się w oczy ogromne okno, zajmujące całą powierzchnię ściany ukazujące piękną panoramę miasta. Później uwaga Gabora skupiła się na prawie tak samo wielkim telewizorze. Szef usiadł przy biurku, wskazując miejsce Gaborowi. Szef przekręcił się na fotelu, położył kubek po kawie na biurku i powiedział:

    - Ohmar Terra? besso jest za miastem, kupił sobie jakąś willę w górach.

    - Nie mógł jej wynająć?

    - Ohmar? Dla niego willa za dwa miliony to taki sobie? przydrożny wydatek.

    Przydrożny wydatek? Zdziwił się Gabor. Nie znał takiego powiedzenia.

    Szef wyjął z szuflady niewielką, zgrabną paczkę poobklejaną dwustronną taśmą. Trzymał ją, jakby była bańką mydlaną. Wręczył ją Gaborowi z poważną miną na twarzy. Paczuszka była bardzo lekka.

    - Kiedy mam ją zawieść?

    - Teraz zaraz- zaśmiał się szef- Bimberowo, czy coś takiego. Zaraz za miastem w górach.

    - Bimberowo? coś mi to mówi. Czy nie czasami Bimborowo?

    - Może i Bimborowo, nie ważne? ważne, żebyś to dostarczył jeszcze dzisiaj.

    Jeszcze raz rzucił okiem na gmach korporacji z jej pracownikami z poprzyklejanymi nosami do szyb i wyjechał stamtąd służbowym samochodem, by zawieść paczkę do tego Ali baby. W czasie jazdy włączył sobie muzykę w pożyczonym Ipodzie. Gdy tylko skończyła się jakaś piosenka znana mu z radia zaczęło mu dudnić w uszy wieśniackie techno. Zdjął pośpiesznie słuchawki i dla upewnienia, ze tego [beeep] już więcej nie usłyszy wyrzucił Ipoda przez okno. Zaczęło padać. W szyby dudnił deszcz, a widoczność zmniejszyła się o pięćdziesiąt procent. Samochód mijał ludzi uciekających pod dachy, czy też cwaniaków z parasolami olewających niepogodę . Wyjechał z miasta. Na przedmieściach zamiast tysiąca bloków, wieżowców i innych budynków otaczały go coraz wyżynne krajobrazy zmącone rzęsistym deszczem i raz po raz jakiś domek. Skręcił gwałtownie wpadając w niemały poślizg, w przeciwnym razie przeoczyłby zjazd na autostradę. Ta ciągnęła się głównie wzdłuż zbocza jakiejś góry. Od stromego zbocza po prawej stronie oddzielała ją barierka. Z lewej strony wznosiły się góry. Autostrada była więc dość niebezpieczna i bardzo wąska. Deszcz zmniejszał czujność Gabora, wzmacniał w nim senność. Włączył radio, by móc skupić się na czymś poza deszczem. Speaker mówił cos o złej pogodzie i zaskakujących opadach. Gabor myślał o tym, co kryje pakunek, który wiezie. Co złego stanie się, jeśli zajrzy do środka? Zjechał z autostrady i zahamował tuż przed górską ścianą. Wyjął z szufladki pakunek, zdarł z niego taśmę klejącą i otworzył go. Wewnątrz było kilka dziwnych rzeczy. Wersja testowa paralizatora na energię słoneczną, która była jeszcze mocno niedopracowana, pendrive i mały, czarny kamyczek, który natychmiast po wyjęciu spadł na gumową wycieraczkę. Podniósł go i odkrył ze zdziwieniem, że miał on raczej konsystencje plasteliny, aniżeli kamienia. Nie wiedział, co to jest. Włączył notebook i wpiął pendrive do USB. Wewnątrz przenośnego dysku było parę plików tekstowych, otworzył je. To co było tam napisane, napawało go zdziwieniem. Pierwszy dokument był w języku bogatego Ali Baby, drugi w jakimś zupełnie nieznanym mu języku, a trzeci w jego języku. Przyjrzał się szerzej zawartości trzeciego.

    Broń vu4807 umieszczona wewnątrz opakowania. Reaktor jądrowy zostanie przysłany w przeciągu dwunastu dni roboczych. Prototyp paralizatora G112 z akumulatorem słonecznym umieszczony wewnątrz opakowania. Vu4807- działanie nieznane. Pozyskany w wykopaliskach. Minerał dotąd nieodnaleziony na Ziemi. Jest radioaktywny z przyczyn niewiadomych. K. J. B.

    NAD: K.J.B.

    ODB: Ohmar Thereabeteso

    PS: Materiały wybuchowe nadesłane 30. lip. 2012 aktywować kodem podanym na karcie A75.

    Gabor zdębiał, nie spodziewał się, że firma, w której pracuje tak wiele przed nim nie ujawniła. Było rzeczą pewną, że zajmowała się pirotechniką, co od ostatniej ustawy nie było legalne bez specjalnego zezwolenia. Był to wystarczający powód, by zawrócić i pokazać wszystko Policji. Tak też postanowił. Ponownie wszystko zapakował i zawrócił. Mnóstwo myśli kłębiło mu się w głowie. Był nierad, że zdecydował się na taki krok, że utraci dwadzieścia tysięcy w euro. Wolał jednak postąpić tak, niż narażać niewiadomą ilość ludzi na śmierć. Deszcz nie ustępował, odgłosy burzy mieszały się z głosem speakera w radiu.

    Wtem przed oczami wyrosła mu postać. Przeraził się, zahamował gwałtownie. Samochód wpadł w poślizg i rozbił barierkę. Wszystko działo się bardzo szybko, samochód sturlał się po stromej skarpie góry obijając się o skały, by moment później leżeć na bezdrożach kołami do góry płonąc.

    Jego oczy powoli zaczęły się otwierać. Panował półmrok. Był sam, w małym pokoiku zawierającym prócz łóżka niewielką komodę i krzesło. Ściany nie wyglądały na świeżo pomalowane, farba schodziła z nich odsłaniając tynk. Przez małe okienko było widać niewiele poza górskim krajobrazem. Wstał z łóżka, czując ogromny ból na całym ciele. Nic nie pamiętał, nie wiedział, skąd on się brał. Podszedł do drzwi i złapał za klamkę.

    Drzwi były zamknięte. Rad, nie rad znów położył się na łóżku. Nie mógł spać. Widocznie wyspał się na zapas wcześniej. Czół niepokój. Niepokój przeradzał się w strach, strach w koszmar, a koszmar potęgował ból, który go tak męczył.

    Wtem usłyszał kroki, a zaraz po nim charakterystyczny dźwięk przekręcania klucza w drzwiach, po czym te ukazały za sobą brodatego zakonnika, chyba Franciszkanina, ale Gabor nie był pewien. Swoją edukację Religi zakończył pod koniec podstawówki, później zazwyczaj ją olewał i opuszczał wszystkie katechezy.

    Mnich skierował się ku łóżku, przysunął do siebie krzesło i usiadł przy nim. Gabor udał, że śpi, ciekawość jednak nie dała za wygraną i otworzył oczy. Zobaczył, że zakonnik się modli, przesuwając raz po raz paciorki różańca. Jego skupiony na modlitwie wzrok spostrzegł otwarte oczy Gabora.

    - Dzięki Ci, Panie, żeś przywrócił mu zdrowie i znów przygarnął do Swej owczarni- powiedział i wrócił do odmawiania różańca.

    - Gdzie je jestem?- zapytał Gabor. Mnich nie słuchał go, wciąż składając modły- Hej! Czy dowiem się, gdzie ja do cholery jestem?

    Mnich odłożył różaniec, całując jego krzyż i powiedział:

    - Nie gorączkuj się chłopcze. Jesteś bezpieczny, wśród nas.

    - Wśród nas? Jak to? Co ja tu do cholery robię?!

    - Miałeś wypadek, twój samochód spadł z góry i wybuchnął.

    - Ciekawe?- powiedział Gabor- To czemu ja żyję?

    - Pan Bóg ulitował się nad tobą?

    - Co ty? co ksią? co brat w to Boga miesza? Ja się pytam, jakim cudem ja żyję!

    - Już mówiłem?

    - Daj że siana z tym Bogiem, powiedz? brat powie jak to się stało, że sobie teraz rozmawiamy, a ja nie leżę dwa metry pod ziemią.

    - Dobrze więc, pewna kobieta wyciągnęła cię z samochodu, nim jeszcze wybuchnął. Byłeś bardzo ranny, przyniosła cię do nas, była burza, więc musiała go przynieść w najbliższe miejsce.

    - Czemu ja teraz nie leżę pod kroplówką w jakimś szpitalu, tylko tu?!

    - Ależ jesteś już całkowicie zdrowy? Pan Bóg?

    - Przestań już pieprzyć!- Gabor przypomniał sobie o zawartości paczki od szefa.- Gdzie są moje rzeczy?

    - Wszystko, co miałeś spłonęło.

    - Kurde!- krzyknął- jestem załatwiony!

    Mnich zrobił smętną minę i wyszedł z pokoju. Nim Gabor zdążył go zatrzymać, usłyszał odgłos przekręcania klucza. Bezradnie ciągnął za klamkę, był uwięziony w tym pokoiku.

    Otworzył komodę. W środku był Nowy Testament, parę ubrań, koców i ręczników i modlitewnik. Nic więcej wewnątrz jej nie znalazł. Naglę poczuł nieodparta potrzebę fizjologiczną.

    - Hej! Siku mi się chce! Hej!- nikt nie odpowiadał. W pokoju nie było nic, gdzie mógłby załatwić swoją potrzebę. Znów podszedł do drzwi i zaczął próbować je otworzyć. Znów bezskutecznie. Przy silniejszym szarpnięciu drzwi otworzyły się, a Gabor upadł na ziemię. Był w wąskim, ciasnym korytarzu przyozdobionym gdzieniegdzie replikami obrazów świętych. Zaczął próbować otwierać każde drzwi po kolei. Gdy próbował otworzyć kolejne, te otworzyły się. Zobaczył za nimi pokoik bez mała identyczny do jego pokoiku. W łóżku ktoś spał. Gabor natychmiast ulotnił się stamtąd starając się nie zbudzić śpiącego.

    Kluczył tak bezradnie przez puste korytarze, aż natknął się na spore, otwarte drzwi. Otworzył je. Za nimi rozpościerał się zapierający dech w piersiach widok. Wielka, przepiękna sala, a w niej steki? co tam? tysiące pięknych rzeźb i obrazów. Wśród nich stała rzeźbiona mównica na dużym podwyższeniu a pod nią stały dziesiątki ławek. Gabor wszedł do sali i wciąż ją bacznie oglądał. Usłyszał kroki. Pośpiesznie schował się za rzeźbę przedstawiającą anioła.

    Mnisi wchodzili do pomieszczenia. Pousiadali następnie w ławkach pod mównicą i oczekiwali. Niektórzy spośród nich wyjęli różańce. W Sali rozległy się szmery modłów zmieszane z odgłosem stukania się paciorków różańców.

    Na nosie Gabora usiadła mucha. Wredne stworzenie pragnęło, by ujawnił swą niepożądaną w tym miejscu obecność. Wytrzymywał łaskotanie po nosie i w pewnej chwili strzepnął ją zeń.

    Drzwi znów się otworzyły, do sali wjechała postać na inwalidzkim wózku, wiózł ją jakiś mnich podobny do tam siedzących. Postać miała długie do ramion, białe włosy, złowieszczą, pomarszczoną twarz upstrzoną starczymi plamami. Dojechali przed mównicę. Mnich wiozący wcześniej starca wszedł na nią i popatrzył na wszystkich sokolimi oczami. Otworzył usta, zaczął śpiewać. W śpiew włączyli się mnisi, wszyscy siedzący wstali. Starzec na wózku otworzył oczy.

  11. Jeśli chodzi o prezent dla tzw. casuala, osoby wiele z grami nie związanej mającej w zanadrzu jakiś sprzęt "grający" oto moja lista na poszczególne platformy.

    PS3:

    Uncharted 2- naszpikowana akcją, filmowa gra właściwie bez błędów. Gra jest stosunkowo łatwa, więc nikt nie powinien mieć problemów z jej ukończeniem

    X360:

    Fifa 09/10- "podobno" najlepsza piłkarka na konsole, mnóstwo godzin doskonałej zabawi gwarantowane...

    PSP:

    Little Big Planet, ewentualnie Loco Roco

    DS:

    GTA CTW- wierne przeniesienie GTA na handhelda w nieco innej formie

    Wii:

    Madworld

    PC:

    Batman!!!

    I nie wyszło zbyt casualowo, no, może troszkę. Tu dam pozostałe warte uwagi gry na prezent:

    COD MW2 lub inna cześć serii, Maria, Zeldy itd.

  12. Tak się składa, że gram znowu w GTA IV (testuję spolszczenie) i każdą sesję kończę na jakimś "krytycznym wyjątku", zawieszeniu komputera itd. Z tego co pamiętam ostatni raz z tą grą także nie należał do najbardziej komfortowych, a ten jest jeszcze gorszy- może komputerowi przydałoby się czyszczenie, a może to wina gry.

×
×
  • Utwórz nowe...