Skocz do zawartości

phost

Forumowicze
  • Zawartość

    15
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez phost

  1. Swiadomy Sen ma to do siebie, ze pod wplywem prowadzonego trybu zycia potrafi... "sam sie wylaczyc", ze tak to ujme. Pomimo tego, iz osoba moze byc wycwiczona i osiagac ten stan bez problemu to w momencie gdy prowadzony przez niego tryb zycia jest stresujacy i wyczerpujacy to po prostu nie starcza mu "energii" na osiagniecie tego stanu. Im cialo bardziej zmeczone a umysl przeladowany tym mniejsze szanse na powodzenie. Dlatego wlasnie warto medytowac, oczyszczac sie.

    Innymi powodami moze tez byc blokada na pewnym poziomie energii. Niektore czakry/czakramy moga byc zablokowane przez co nie jest "uwalniana" energia.

  2. No to i ja sie tu wrzuce... Najwyzej zostane skrytykowany tak, ze zamkne sie w sobie :P

    Przeznaczenie


        Podejmując się zadania, odczytania, przetłumaczenia oraz spisania tych wszystkich starych manuskryptów nie przypuszczałem, że całe moje dotychczasowe życie ulegnie tak diametralnej zmianie. Stary multi miliarder nie ma swoje zachcianki, które spełnia i realizuje kiedy tylko zechce. W końcu stać go na wszystko. Mógł tez sobie wynająć kogoś o znacznie lepszej reputacji ode mnie. Ta myśl na początku nie dawała mi spokoju. Płaci mi sporą sume za moja prace, prawie jak dla Luigiego, najslynniejszego znawce manuskryptów i martwych języków cywilizacji. Dlaczego więc ja? Z czasem przyzwyczaiłem się do tego, że na to pytanie odpowiedzi nie uzyskam a ów starzec, pomimo swojego podeszłego wieku bo 76lat, wcale nie wyglądającym i nie zachowującym się jak na swój wiek, tylko uśmiechał się łobuzowato. W sumie to nigdy nie udzielił mi konkretnej odpowiedzi na rzadne z zadanych przeze mnie pytań. Cóż... można przywknąć.
        Po kilku miesiącach ciężkiej i żmudnej pracy przyzwyczaiłem się nawet do tego, że traktuje mnie jak swoja własność. Czasy niewolnictwa już dawno minęły ale dla niego chyba zawsze będą trwać. Traktowanie ludzi przedmiotowo i dawanie im odczuć tego, że są gorsi miał opanowane do perfekcji. Od służby dowiedziałem się, że cały swoj majątek zdobył ciężko pracując. Nigdy się nie ożenił ani nie ma potomka, więc wszyscy jego pracownicy liczyli na to, że jego fortuna przypadnie im w udziale do podziału. W gruncie rzeczy to nawet liczyli na jego rychłą śmierć i nie koniecznie z przyczyn naturalnych. Tak naprawdę to niejednokrotnie mieli plan o nazwie : ?Jak wykończyć tego starego skurwiela?. Z tego co udało mi się dowiedzieć od jedynej służącej, która mogła wejść do jego sypialni, to próbowali go już uśmiercić wielokrotnie. Wszystko zakończone niepowodzeniem. Ci starsi, dłużej u niego pracujący twierdzili, że ?stary? nie jest człowiekiem. Dla mnie był zawsze starym, zdziwaczałym i samotnym ekscentrykiem. Dlaczego samotnym? Dlatego, że mimo swoich wielu podbojów nigdy z nikim nie był dłużej niż wymagała tego sytuacja. Raczej stronił od długich zwiazków i przyjaźni. Jednak krąg jego znajomych był wielki. Wręcz ogromny. Co piątek odbywały się u niego spotkania. Służba mówiła na to : ?prastary piątek? z powodu tego, iż wtedy zjeżdzali się jego znajomi, którzy również nie byli pierwszej młodości. Najmłodszy z nich liczył sobie raptem 72 lata. Najstarszy 97lat. Śmialiśmy się wtedy, że nikt nie żyje aż tak długo. Najgorszy był każdy 3 piątek miesiąca. Wtedy też wszyscy mieliśmy wolne. Mówie mieliśmy bo ten stary cap traktował mnie nawet gorzej niż swoją służbe. Szybko więc zyskałem ich aprobatę. Wtedy byliśmy zmuszeni opuścić rezydencję. Wszyscy. Stary zostawał sam i oczekiwał na przybycie swoich gości. Nigdy nikt nie wiedział co się tam wtedy dzieje. Po prostu nikt nie miał odwagi tego sprawdzić. Dla mnie kazał zabierać pracę ze sobą by następnego dnia, nim po nas przyjadą nie tracić tych kilku wolnych godzin na obijanie się, bo jak sam mawiał : ?Nie płace ci za opierdalanie się i pogaduchy przy kawie ze służbą?. I tak było i tym razem. Z samego rana, wcześniej niż zwykle, obudził wszystkich, kazał się ubierać, pakować i wsiadać do samochodów. Po kilku godzinach dojechaliśmy do miasta i do hotelu, w którym mieliśmy się zatrzymać. Samochody odjechały a my udaliśmy się do pokojów by zostawić rzeczy i udać się do pobliskiego baru na ?jednego?. Pokój w jakim przyszło mi spędzić tę noc określilbym mianem ?zatęchłej dziury?. Tapeta odchodziła od ścian, do tego kiepsko dobrana bo raczej wprawiała w przygnębienie niż napawała otuchą na spokojną noc. Ściany były chyba z tektury a podłogi z samych klepek i wykładzin bo wszystko było przez nie słychać. Zacieki na ścianach i plamy na suficie wskazywały, że wszechobecna wilgoć spływa aż z dachu i przez pokoje na górnych piętrach dociera do samiuśkiej piwnicy. Wolałem nie wyobrażać sobie co musi się dziać na poddaszu. O ile w ogóle można to sobie wyobrazić. Mimo wszystko postanowiłem się rozpakować. Położyłem walize na jedynym suchym miejscu, czyli na krześle, które uprzednio musiałem wyjąć z szafy totalnie nie pasującej do wystroju pomieszczenia. Otowrzyłem ją i... wtedy właśnie zauważyłem, że nie zabrałem swoich ?papierków?. ?No i [beeep] strzelił dniówke a ten [beeep] jeszcze się przyczepi.? Na samą myśl o tym, że ten pierdziel będzie mi z dokładnością kalkulatora wyliczał mój zarobek i wytykał błędy z dokładnością najszybszych komputerów, sprawiała, że odechciewało się żyć i miałem strzelić sobie w łeb. Postanowiłem jednak, że pojade do rezydencji, wejde niepostrzeżenie, wezmę dokumenty i wróce. Niewiele myśląc zniegłem na dól i poprosiłem o wezwanie taksówki. Czekając na jej przyjazd miałem dziwne myśli. Niepokojące. Jakby ostrzegające przed czychjącym niebezpieczeństwem i złem w rezydencji. Szybko jednak zdusiłem je troche ironiczną myślą : ?Najwyżej zobacze stado starych, pomarszczonych i nagich facetów w towarzystwie młodych dam, które dwoją się i troją by ich już dawno niesprawne ?sprzety? chociaż drgnęły?. W jednej chwili aż wybuchłem śmiechem na głos. Pewnie popatrzyli na mnie jak na idiote. Musiałem się chyba zamyślić na dłużej bo nawet nie zauważyłem stojącego obok mnie portiera, informującego mnie o tym, że moja taksówka już podjechała i czeka od kilku chwil. Podziękowałem, dałem mu duży napiwek, bo nie sądze, żeby codziennie dostawał studolarowe napiwki, wsiadłem do auta i ruszyliśmy.
        Przez całą droge nie odezwałem się ani słowem a rozmyślałem. Zastanawiałem się skąd we mnie te niepokojące myśli, przecież stary Ben nie należy chyba do jakiejś sekty ani też kółka psychopatycznych morderców. Nie potrafiłem nawet uzasadnić tych myśli. Sprecyzować. Określić  dlaczego akurat teraz je mam. Po prostu były. Dziwne. Chaotyczne. Ale były. Im bliżej rezydencji tym silniejsze i gorsze. Jednak najdziwniejsze było w nich to, że one mnie w jakiś sposób przyciagały, wabiły. Gdy dojechałem na miejsce, okazało się, że brama do rezydencji jest zamknięta. Przed rezydencją cały parking był zajęty przez auta gości Bena. W oknach nie paliło się światło wydobywające się z żarówek lecz widać było płonące świece w niektórych pomieszczeniach. Mimo iż wieczór był wietrzny to na terenie rezydencji nie widać było by jakikolwiek liść na drzewie łopotał. Panowała taka cisza, że można by usłyszeć przelatującą obok muchę. Myślę, że gdyby miała jakaś przelecieć to bym ją usłyszał zanim by się zbliżyła. Powiedziałem dla kierowcy by poczekał parę minut a sam podszedłem do furtki w bramie. Była chyba zaspawana, albo takie wrażenie odniosłem. Przeskoczyłem więc płot i ostrożnie, po cichu udałem się do wejścia dla służby. Klucz do tych drzwi zawsze, był schowany za klepką przy wyjściu. Wolałem nigdy nie pytać dlaczego. Otworzyłem drzwi i czym prędzej udałem się przejściem dla służby do swojego pokoju. Wziąłem dokumenty i miałem już wychodzić gdy coś mnie podkusiło by sprawdzić czy moje wcześniejsze mysli na temat towarzystwa młodych dam  się potwierdzą. Poszedłem na tyły domu i to co tam ujżałem, przeszło moje wyobrażenia. Wszędzie były ludzkie zwłoki, pociete, wykrwawione. Niektóre nawet zdawały się nosić ślady pieczenia. Pogryzione, poszarpane, ale nie przez zwierzęta a przez ludzi, pozbawione wnętrzności. Różnej płci i w róznym wieku. Nawet niemowlęta. Prawie zemdlałem na ten widok. Nie należał on do najlepszych. Na ścianach były wypisane jakieś słowa w nieznanym mi języku ani dialekcie. Symbole. I wszystko to było zrobione krwią. Zapewne krwią tych martwych ludzi. Nie wiem co mnie skłoniło by otworzyć drzwi. Jednak otworzyłem. Moim zdumionym oczom ukazał się widok Bena, który całował jakąś dziewczyne, która na oko miała nie więcej niż 19 lat. Z jej ust płynęła krew a skóra stawała się z każdą chwilą coraz bardziej sucha i pomarszczona. Skóra Bena natomiast zdawała się młodnieć. Tak jakby wysysał z niej życie. W tym momencie poczułem silny ból z tyłu głowy i zrobiło się ciemno. Pamiętam jeszcze słowa Bena, bardzo wyraźnie. ?Dziękuję Ci Howardzie za odczytanie tych wszystkich manusryptów. Teraz jednak nie jesteś mi już potrzebny. Jeśli Cię to pocieszy to wiedz, że dzięki Tobie znów będę mógł żyć.? Potem nastała cisza. Cisza i ciemność...
        Ocknąłem się tutaj. W tej grobowej krypcie. Nim skończy mi się powietrze spisuję to wszystko. Być może kiedyś będę obiektem archelogicznym a ten zapis będzie odczytywany przez kogoś takiego jak ja. Być może nawet na życzenie Bena. Teraz już wiem i rozumiem co znaczy słynny filmowy tekst ?Nie każdy wie jak wygłada grób od środka za życia?...

×
×
  • Utwórz nowe...