Skocz do zawartości

Maszkytny

Forumowicze
  • Zawartość

    44
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Maszkytny

  1. Wstęp/Prolog do książki którą aktualnie piszę pod roboczym tytułem: "Wiara"

    Siedziałem przy stole z bandą zabijaków i grałem z nimi w pokera. Lubiłem czasami ograć paru idiotów i

    zarobić trochę złotych. Niestety tym razem nic nie szło po mojej myśli, oni byli jacyś zdenerwowani, nie wiem

    o co im chodziło. Miałem nadzieję że nie odkryją mojego małego oszustwa. Żadko kiedy grałem zwykłymi kartami i

    nie byłem taki sprawny w oszukiwaniu nimi, szczerze wolę elektroniczne. W elektronicznych kartach łatwo złamać

    to "zabezpieczenie", jak je określają twórcy i zmienić rodzaj karty.

    -Co masz?-mówi do mnie jeden z nich

    -Sprawdzasz czy tylko głupio pytasz?

    -Sprawdzam cholera, mów co masz!

    -Przykro mi panowie-powiedziałem zagarniając całą pulę która leżała na stole-mały poker i duża wygrana-

    położyłem karty na stół

    -Nie [beeep], takiś sprytny? To zobaczymy czy teraz też taki będziesz.-Wszyscy w sekundę podnieśli broń, a ten

    który był najbliżej mnie przyłożył mi do głowy pistolet energetyczny. sama jego lufa potrafi przepalić skórę,

    już czułem to przeraźliwe ciepło i starałem się odsunąć głowę jak najdalej.

    -Ten [beeep] oszukiwał! Patrzcie pod jego kurtkę-"cholera zauważyli karty,zabiją mnie" pomyślałem i w tym samym

    momencie dostałem kolbą, najprawdopodobniej kolbą...

    -Cholera,moja głowa... Gdzie ja...-rozejrzałem się po pokoju-Co ja robię w celi?!

    -Dzień dobry panie Grand.-powiedział mężczyzna stojący przed moją celą, miał na sobie niebieski garnitur,

    wyglądał na hologramowy, facet musi być bardzo bogaty jeśli stać go na takie coś.

    -Grant, przez "t" nie przez "d" Panie...?

    -Nie przyszedłem tutaj się przedstawiać panie Grant, za parę godzin ktoś po pana przyjdzie, jak pan wie jest

    pan oskarżony o potrójne morderstwo.

    -Morderstwo? Jakie morderstwo?

    -Nie czas na wyjaśnienia, dowie się pan w swoim czasie-powiedział i odszedł. Nie udało mi się go zatrzymać

    i wydobyć więcej informacji. Miałem teraz parę godzin, jak powiedział ten mężczyzna, zanim dowiem się o co

    chodzi. Wiedziałem jedno, oskarżono mnie o morderstwo którego nie popełniłem, reszty miałem dowiedzieć

    się za te pieprzone "kilka" godzin.

    Wiem, króciutki prolog ale myślę że możne z niego wywnioskować parę informacji na temat książki ;).

    Ps. Tworzę pierwszy rozdział i jak na razie jest nieporównywalnie większy niż prolog, ma około 8 stron a4.

  2. Zapomniałbym tytuł tych wypocin to Xersia :)

    Rozdział 3

    Po przejściu przez teleport znaleźli się w sali, gdzie było pełno stołów, regałów i eliksirów.

    Zen obrócił sie w stronę teleportu i ze zdziwieniem spostrzegł że juz go tam nie ma. Mag

    dotrzymał obietnicy i zmienił zabójcy znów w człowieka.

    -Gdzie jesteśmy? -spytał Zen

    -W moim domu w Xersii.

    -Przeciez Xersia została zniszczona.

    -W przyszłości tak, my jesteśmy w czasie gdy dopiero za tydzień wykonasz swoje zlecenie.

    -Jesteśmy w przeszłości? Jakim cudem?

    -Dowiesz się w swoim czasie teraz trzymaj i zanies to dowódcy straży półbogów.-to powiedziawszy

    mag wręczył Zenowi list po czym poszedł do piwnicy zamykając drzwi na klucz. Zabójca włożył list

    do kieszeni i ruszył na miasto. Po zakupie broni na targu przypomniał sobie o liście otrzymanym od

    maga.

    -E tam, ide do mojej kryjówki.-to mówiąc wrzucił list do kosza i wyszedł z miasta. Gdy zniknął za

    bramą w zaułku pojawił się mag, wyjął list z kosza i zniknął. Przed kryjówką Zen przysiadł i myślał.

    -Jestem tydzień przed tamtymi wydarzeniami, więc ten człowiek przyjdzie do mnie idealnie o 6 rano.

    Poczekam tu na niego i załatwię z nim te sprawę inaczej. Zbyt dużo ludzi, prawych ludzi ucierpiało

    przeze mnie.

    W tym momencie pojawił się u niego mag który usiadł obok na kamieniu.

    -Nie dostarczyłeś listu dowódcy straży, dlaczego?

    -A co mnie obchodzi jakiś list ja muszę naprawić to co zrobiłem.

    -Kiedy przyjdzie do ciebie człowiek z Qentis?

    -Jutro o 6. Ale nie przyjmę od niego tego zlecenia.

    -Przyjmij je a potem śledź tego człowieka, ale uważaj oni nie są zwykłymi ludźmi lepiej słyszą,widzą

    i potrafią omamić swoja ofiarę.Dlatego pozostawaj z tyłu o jakieś 20m, wtedy nie powinien cię już

    widzieć.

    -Nie są zwykłymi ludźmi? Więc kim?

    -Nikt dokładnie nie wie kim są, wtępując do zakonu są zwykłymi ludźmi ale przechodzą potem mutacje.

    Wszczepiają im różne wywary i eliksiry polepszające ich zmysły.Słabi ludzie nie umią nad sobą

    zapanować po tych mutacjach, ale silni i wytrzymali są po nich bardzo potężni.

    Nadeszła noc, Zen poszedł spać gdyż nazajutrz zacznie się robić gorąco...

    Rozdział 4

    Tak jak poprzednio do Zena przyszedł zakapturzony człowiek i tak samo zlecił mu zabójstwo półboga:

    -Witaj, podobno jesteś dobry w swym fachu. Mam dla ciebie zadanie dobrze płatne.

    -Tak? Jakie?-odpowiedział Zen tak jak poprzednio

    -Pozbądź sie człowieka imieniem Vin który zawsze rano zagląda do knajpy w Xersii.

    -Dobra ile zapłacicie?

    -200000 xersinów za dobrze wykonaną robotę.

    Zen przypomniał sobie że wcześniej dawali tylko 20000 więc zaczął podejrzewać że coś jest nie tak,

    ale kontynuował dialog:

    -Dobra biorę tę robotę gdzie mam odebrać pieniądze?

    -Nigdzie-powiedział człowiek. Zaczyjąc się mutować kontynuował demonicznym głosem:

    -Myślałeś że nas wykiwasz? Że nie wiemy że cofnąłeś się w czasie? Mogłeś się nie wtrącać a teraz zginiesz!

    Demon szybkim ruchem uderzył Zena który padł na ziemię. Ledwo się podniósł i próbował sięgnąć po broń

    lecz demon mu na to nie pozwolił, wyrzucając go z jego kryjówki na polanę. Nagle poczuł jakiś dziwny przypływ

    sił i podnosząc się ruszył na demona z gołymi rękami. Był tak wściekły że energia którą posiadał wychodziła z jego

    ciała i przepływała mu pod dłoniach. Chwycił 2 razy wiekszego od siebie potwora i rzucił nim z całej siły

    w ziemię. Demon aż zaskowyczał i powoli opuszczały go siły, zaczął coraz bardziej przypominać człowieka.

    Człowiek w kapturze zniknął jakby sie rozpłynął w powietrzu, a Zen nie wytzymując tak potężnego

    przypływu energii poadł na ziemię, jakby martwy. Chwilę po tym wydarzeniu w domu maga pojawili sie także

    zakapturzeni ludzie, ale on mógł się ratować ucieczką dzięki magii teleportów. Szukając Zena obrzedł całe miasto

    i i nieznajdując go nigdzie wyruszył w teren, odnajdując go dopiero po 2 dniach poszukiwań. Niestety czas zrobił swoje

    i mag przybył za późno, Zen już nie żył.

    -Cholera za późno

    Tymczasem Zen się obudził, lecz nie był już tam gdzie leżał wcześniej. Był w miejscu dziwnym, wszędzie było mgliście

    i niezwykle trudno było coś zobaczyć.

    -Gdzie ja jestem? Chwilę walczyłem z demonem, poczułem jakiś nagły przypływ mocy, a potem... Potem znalezłem się tutaj

    Hej, a co to?-powiedział zauważywszy dziwne światło, po czym podrzedł bliżej. Jego oczom ukazał się wielki znicz płonący

    białym ogniem. Nie wiedząc co to jest zaczął sie uważnie przyglądać okolicy. Nagle z mgły wyłoniła się jakaś postać

    wykonała szybkie cięcie w ramię Zena i znikła.

    -Co to było?-powiedział znowu dostając cięcie.

    -Szybko jakaś broń-chwycił za za biały pogrzebać oparty o znicz-pokaż się tchórzu i walcz!!!

    -Co?!Tchórzu?!-powiedziała i oczom bohatera ukazał się człowiek jakby płonący ogniem ze znicza, jego oczy były całkiem

    białe jakby ktoś panował nad jego umysłem.Ale jego zdolności i niespotykana szybkość budziła respekt i Zen bał się swego

    przeciwnika.Po chwili spoglądania ruszył do ataku iderzając to coś z całej siły pogrzebaczem i zaobserwował że część

    płomienia została pochłonięta do pogrzebacza a tajemnicza postać osłabła.Zaczęła się walka, Zen uderzał mocnymi i

    precyzyjnymi atakami lecz ciężko mu było trafić, nie był zbyt dobry w otwartej walce był zabójcą atakował z zaskoczenia.

    Walczył aż poczuł zmęczenie postać wyglądała jakby tylko na to czekała, ruszyła do ataku wyglądało to na koniec Zena

    w tym świecie. Postać już miała wbić swoje pazury w ciało Zena, już miała go rozerwać na strzępy, już miała go zabić,

    ale w ostatniej chwili zniknęła po prostu rozpłynęła się w powietrzu.

    -Co się stało? Gdzie to coś czymkolwiek było jest?-bohater zdziwiny zauważył błysk na pogrzebaczu i płomień płonący na nim.

    Przyjrzawszy się bliżej zniczowi zauważył napis: znicz i pogrzebacz dusz.Tylko wybraniec może użyć pogrzebacza i wypędzić

    dusze z naszego miasta.

    -Miasta?Przecież tu jest sama mgła...ech nieważne coś czuję że sie o tym niedługo więcej dowiem.

    Prosze :D jeśli nadal się będzie podobać zamieszczę dalszą część

  3. To moja 1 opowieść więc proszę o wyrozumiałość. :) Była pisana 2 lata temu.

    Rozdział 1

    Był to dzień jak każdy w tym mieście i żaden z mieszkańców nieprzewidywał tego,co się miało zdarzyć.

    Wczesnym popołudniem do karczy wszedł półbóg (ich odziały pilnowały miasta przed nieproszonymi gośćmi)

    Vin,i jak codzień zamówił swój ulubiony napój dosiadając się do bohaterów wojny pod Xerskim Wąwozem.

    Karczma była pełna ludzi,ponieważ była wyprzedaż Wixianskiego rumu.Wesołą zabawę przerwał dzwięk

    dery-mitycznej broni.Wszystkie oczy ucztujących były zwrócone na Vina,który leżał martwy na stołku przy

    stoliku.Gdy inni półbogowie o tym się dowiedzieli wpadli w szał,zaczeli niszczyć Xerksie i zabijać jej mieszkańców.

    Nieliczni którzy przeżyli pouciekali do pobliskich lasów i jaskiń,półbogowie aby mieć 100%-ową pewnośc że nikt nie

    wróci do miasta rzucili na nie klątwę.Miasto zostało otoczone barierą i zapadło się pod ziemię.W tym czasie

    morderca półboga Vina zmierzał do swej kryjówki.Zen po śmierci swej ofiary był zadowolony z udanego

    zlecenia,ale nie wiedział jeszcze co tak naprawdę zrobił...

    I od razu 2 rozdział

    Dochodząc do swej kryjówki obejrzał sie za siebie widząc unoszący się dym daleko w okolicach miasta.

    -Co tam sie dzieje? Muszę sprawdzić, jutro tam zajrzę.

    Siadając na wygodnym fotelu w wnętrzu swego domu czekał aż przybędzie człowiek który zlecił mu zabójstwo.

    Po dwóch godzinach wtał i jeszcze raz obejrzał się w stronę dymu, który juz zaczął się robic bardziej

    przejrzysty. Zen nie bardzo wiedział co o tym sądzić, więc postanowił nie zwlekać i ruszył w stronę miasta.

    Gdy był w połowie drogi zauważył nieznaną wcześniej rasę, jej przedstawiciele wyglądali jak skrzyżowanie

    smoka i człowieka. Niedaleko tej rasy stali dwaj obywatele Aksenu, zwykli ludzie którzy rozmawiali ze sobą.

    -Słyszałeś co się stało w Xsersii?

    -Nie a co?

    -Podobno zabito półboga, niechciałbym byc w skórze tego kto to zrobił.

    -Tak ma przejebane... Słyszałeś to? Dragonici tu idą w nogi !!!

    Jeden z Dragonitów zauważył uciekajacych ludzi i ruszył za nimi. Jako że umiał on latać z łatwością ich

    wyprzedził i przeciął drogę ucieczki. Jego towarzysze widząc to ruszyli za nim do dwójki przerażonych ludzi.

    Zen nie lubił ingerowac w nie soje sprawy, więc ruszył dalej. Będąc niecały kilometr od miasta stanął aby

    odpocząć. Ni stąd ni z owąd przed Zenem otworzył się portal i wyszedł z niego mag. Patrząc na jego

    śnieżno białą szatę i przepływające po dłoniach pioruny można się było domyślić że był on bardzo potężny.

    -Witaj Zenie dopuściłeś się okropnej zbrodni, poluja na ciebie wszyscy półbogowie, a człowiek który zlecił

    ci to zadanie był wysłannikiem zakonu Qentis. Choć ze mną a możemy jeszcze wszystko naprawić i

    uratować twoje nędzne życie.

    -Portale, zakony, naprawiać o co ci chodzi wykonałem tylko zlecenie. Taką mam pracę nic na to nie

    poradzę.

    -Widzę że cie będę musiał zmusić... Abaqis kontran!!!

    Po tych słowach Zen zmienił się w psa, małego bezbronnego kundla.

    -Choć za mna a cię odmienię. Hahahaha!!!

    Zen potakując głową zaszczekał i ruszył za magiem do teleportu nie wiedząc co bedzie musiał przeżyć

    po drugiej stronie...

×
×
  • Utwórz nowe...