Skocz do zawartości

Hell

Forumowicze
  • Zawartość

    1
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Hell

  1. uhm...no więc chciałbym się przywitać : o

    a jak to powiedział ktoś fajny (albo i nie) "Ważne jest to jak się zaczyna a nie kończy" ... ew. jak sie kończy a nie zaczyna, no ale mniejsza z tym

    To pierwsza publiczna prezentacja tego co udało mi sie napisać przez czas długi, a ponieważ w kręgach znajomych padało dużo pozytywnych opinii i ponieważ dawno powinienem się na tym forum "rejestrnąć" to chciałem zacząć twórczo...ale i posłuchać zdania ludzi obiektywnych i takich którzy nie znają mnie od strony osoby.

    ______________________________

    Wierzch jest wykonany ze startej zwierzęcej skóry, widać iż to co trzymasz w swych dłoniach wiele przeżyło. Na okładce jest dumny napis

    Eldis Silverarrow ? Dziennik

    Otwierasz księgę? Jeśli tak wiesz iż pierwsza strona wita cię prostym i zrozumiałym zdaniem

    Tylko Umarli widzieli koniec wojny. Dla mnie ona nadal trwa. Bo tylko uczciwi pozostali dłużej żywi, będą umierać powoli. Tak znacznie bardziej boli

    Część I : Początek

    Nasz świat ?piękny i malowniczy jak każdy

    Świat który rządzony jest równowagą?

    Nie rządzi tu ani światłość, ani ciemność

    Nie mniej nadchodzi era mroku

    Era tego czego każdy się obawia

    Światłość i ciemność

    Lecz wyniszczając sami siebie

    Nie umiemy przeciwstawiać się wspólnemu złu

    Dlatego nasz świat legnie

    A Artefakty poślą echo zguby do serc każdego.

    Drugie proroctwo Jeremiasza

    Niechaj Wszechbóg napełni mnie naznaczeniem

    Niechaj wypełni mą dusze siłą

    Niechaj napełni mnie niczym naczynie swą wiarą

    Niechaj wypleni zemnie resztki zwątpienia

    Niechaj chroni mnie przed tym co złe

    Niechaj wypaczy podszepty artefaktów

    Fragment 13 psalmu ku czci Wszechboga.

    Adencjo, czy jesteś czy cię niema

    Mrok wypełnił mą dusze, nóż w mej dłoni przemawia

    Któż widzi tę zbrodnie, o tę którą czynie?

    Dla cię to robie, lecz cię już tu niema

    Adencjo, czy jesteś czy cię niema?

    Któż by przewidział wszystko co czyni

    Przekleństwo artefaktów na wieki będzie

    Tych dobrych i złych, przeklętych i świętych

    Każdy wykorzysta, i pamięć zostawi

    A tyś na mych kolanach wykrwawiła

    Adencjo?Adencjo?

    Fragment sztuki ?Zniewolony? Ardelsa Mirdego

    Prolog

    Niechaj śpiew zagłady uniesie się nad tym światem. Niechaj rozpacz pochłonie każdego, sługi i ich panów, bogaczy i tych bez dóbr materialnych, silnych i nikłych, głupich i inteligentnych. Albowiem w swej próżności śmiertelni głupcy zapomnieliście iż nadal zostajecie tacy sami, mimo iż jesteście inni

    Ostatnia Klątwa Casheda

    Jego kroki rozniosły się echem po korytarzu, jego biała toga, dłoń na karmazynowym płaszczu i włosy na szpic odhaczone do tyłu świadczyły kto przed nimi stał. Razor, jeden z Archontów. Opoka zakrywający połowę jego twarzy i dziwne, krwiście czerwone oczy świadczyły o jego pochodzeniu. Ród Ma?gne był niegdyś w objęciach Mroku. Nie mniej to była przeszłość, mimo iż nadal pamiętana, to ten elf zaświadczył o odmianie jego krwi.

    Mrok powróci do tego świata! A ja uniesiony na jego fali spojrzę w wasze przerażone oczy, gdy moje gnijące już ciało dotknie waszych potomnych. Szykujcie swoje mury, umacniajcie pozycje które są słabe. Mrok nie wykorzystuje słabości, on uderza przełamując największą i najlepiej ufortyfikowaną część. Albowiem w waszej próżności jak zawsze będziecie zaskoczeni!

    Ostatnia Klątwa Casheda

    Ułamek sekundy wystarczał aby ci młodzi żołnierze spoczęli w kałuży własnej krwi.

    Parę kroków dalej wielkie kamienne wrota poczęły otwierać się. Jego usta wykrzywił uśmiech satysfakcji, gdyż wiedział iż zwykle potrzeba było potężnego maga który przebiłby się przez magie blokującą te wrota. Wkroczył do owalnej Sali, jedna platforma która kończyła się w centrum. Sufit zdobiły zawiłe wzory których nikt nie umiał odczytać i które prawdopodobnie pochodziły z Ery bohaterów. Pod platformą wiły się cienie. Niczym ocean otchłani. Pustka i mrok.

    Ciemność zawyje triumfalnie, a sztylet mroku zmieni to w bulgot zrodzony z ich własnej krwi. Albowiem Ciemność odłamała się od mroku, nie chcąc czekać na przybycie do tego świata. Na próżno szukajcie w nas sojuszników. Na próżno myślcie o tymczasowych paktach. Na próżno myślcie iż pozbędziemy się światłości i zostawimy tą ziemie jałową dla waszych potomnych. Nasz pochód zniewoli wszystko co nie będzie po naszej stronie!

    Ostatnia Klątwa Casheda

    Stanął na krawędzi, jedno spojrzenie w dół i każdy kto obserwował tą scenę wiedział co zaraz się wydarzy. Zamykając oczy przechylił ciężar ciała w przód opadając swobodnie ku otchłani czekającej pod jego stopami. Lecąc tak czarne smugi zaczynały wirować wokół niego. Cisze rozdarł krzyk?krzyk który odznaczał przerażenie i niesamowity ból.

    Ryk ucichł, zaś postać zginęła w otchłani.

    Roździał 1: Początek

    Opowiem wam swoją historie?historie półkrwistego elfa, który wplątał się w aferę której nie rozumiem do teraz. Wiem że nikt nie pojmie tego co wtedy doświadczyłem, natłoku myśli których doświadczyłem z każdą chwilą, z każdym działaniem tych których mogę teraz nazwać przyjaciółmi, wrogami czy sojusznikami. Tak naprawdę objawiam teraz całą prawdę, ktokolwiek to czyta, ktokolwiek słucha tych słów. Wiedźcie iż prawdy podawane wam przez Heroldów, księgi czy pisma są kłamstwem. Nazywam się Elid Silverarrow i opowiem wam prawdziwą historie. Nie pod kątem wygodnej informacji czy propagandy. Prawdę i tylko ją. Wszystko zaczęło się nie zręcznie?

    Wchodząc przez tak pięknie zdobioną bramę lekko zdziwiłem się widząc iż za nią nie czekało mnie żadne doznanie Estetyczne. Sześcienne budynki z niewielkimi oknami i ani jednego zdobienia, rzeźby czy fresku. Poprawiając torbę na ramieniu ruszyłem. Plac wydawał się ciasny, ale jakby wyobrazić sobie zdyscyplinowane wojska przemierzające je chyba znalazło by się tu dość miejsca dla każdego.

    - Perfekcyjne w każdym calu - Bąknąłem pod nosem rozglądając się. Perfekcja chyba naprawdę jest nudna i monotonna. Zastanawiam się czy ja tu nie oszaleje. Rozmyślając wpadłem na coś metalowego.

    - Uważaj mały jak łazisz - Coś odezwało się na wysokości parędziesięciu centymetrów powyżej mojego wzroku. Patrząc w górę, odchodząc o parę kroków przekląłem w duchu widząc jednego z Templarów. Miał płomienne krótko obcięte włosy z grzywką opadającą na lewą stronę twarzy. Wyglądał na młodego, posiadał kilkudniowy zarost i musiał być dobrze zbudowany skoro chodził w potężnej pełnej płycie.

    - ja?to znaczy ja?no?ja.

    - No ty na mnie wpaść, twoja mówić wspólna? - Parsknął patrząc na mnie. Skłoniłem się przepraszając i zastanawiałem się co mnie czeka dalej skoro już pierwszego dnia wpadam na Templara. Kontynuował po chwili szacując mój cywilny wygląd i sporą torbę. przerzucaną przez ramie.

    - Rekrut? Hm?no proszę, mam szczęście - Pokiwał głową z zadowoleniem i ruszył do wrót większego budynku. Zastanawiałem się o co mu chodzi i gdy właśnie miałem poszukać miejsca do którego miałem się zgłosić machnął ręką patrząc nie cierpliwie.

    Widać znalazłem nim zacząłem szukać.

    Korytarz którym szliśmy był owalny i mało w nim było ostrych i nagłych zakrętów. Okrągłość w kwadracie.

    - Jak się nazywasz? - Spytał po chwili dłuższej ciszy która towarzyszyła nam przez spory kawałek drogi.

    - Elid?Elid Silverarrow Sir - Mimo iż próbowałem, nie mogłem powstrzymać drżenia głosu i niepewności w nim zasianego.

    - Odpuść sobie Sirów, Alexander z tytułem szlacheckim Turan - Wyciągnął dłoń która w pancernej rękawicy mogła prawdopodobnie zgnieść mi głowę.

    - Miło poznać - Kontynuował, przez uprzejmość zebrałem się na odwagę odwzajemniając gest. Spodziewając się zmiażdżonej dłoni, zdziwiłem się gdy było już po tym dotykowym przywitaniu.

    - każdy nowy powinien znaleźć jednego z wyższych rangą, a ty znalazłeś mnie. Zaprowadzimy cię do zbrojowni, żebyś jak najszybciej mógł przyzwyczaić się do swojego uzbrojenia - Rzekł pukając w żelazne wrota. Migoczący napis powyżej ?Zbrojownia? utwierdził mnie w fakcie iż byliśmy u celu.

    - Pierwszy żołd jest ci odbierany, za niego wykuwamy twoje wyposażenie, które możesz wziąć po służbie do cywilia - Tłumaczył dalej czekając cierpliwie aż coś otworzy lub odpowie zza drzwi.

    - Jak mniemam jesteś tu po Usprawnienie wojskowe, a nie na stałą służbę?

    - Zobaczymy Sir - Odrzekłem wyrywając się z zamyślenia, a pewność mojego głosu widocznie zdziwiła nie tylko mnie. Nie mniej na jego twarzy szybko zagościł szeroki uśmiech i kiwając głowa wprowadził mnie do kuźni. Nie zauważyłem nawet gdy wrota otworzyły się. Środek był typową kuźnią z parą pieców, wiader z zimną woda, kowadeł i osełek. Na wyżłobionych w ścianie ?pułkach? leżały liczne wzorce, papiery, młoty, szczypce, obcęgi, klingi i drzewce. Niewielki, acz barczysty Khazzad przywitał Templara poczym zmarszczył swoje krzaczaste brwi do takiego stopnia iż zastanawiałem się czy coś w ogóle widzi. Te umięśnione istoty rzadko widywane były wśród innych ras. Była to Rasa o połowę mniejsza niż przeciętny człowiek. Nie mniej dwa razy bardziej szersza. Upodobali sobie brody, zaś ich brwi przysłaniają im światopogląd. Złośliwi tłumaczą tak ich honor i dość dziwne poczucie wartości.

    - Świeżyzna He? Ba! Jak zwykle sprowadzasz mi tu mięso, a wpadać to już żeby się napić nie wpadasz.

    - Wybacz Bagden, ale obowiązki i służba ku Czci władzy - Człowiek którego znam pod imieniem Alexandra odrzekł z uśmiechem. Mógłbym przysiąść że to tylko żart i kpina?ale nie chciałem osądzać na ślepo.

    - Ba?no dobra, obowiązek to obowiązek tu mata racje Templaru cholerny - Khazzad zmierzył mnie swoim wzrokiem, poczym szarpiąc i cudem nie wyrywając ręki ze stawu ruszył ku drewnianym drzwiom. Puszczając mnie otworzył wrota a w zaniemówieniu usiadłbym gdyby nie powaga sytuacji. Za tymi prostymi drzwiami leżały wszystkie rodzaje wyposażenia jakie widziałem i parę które widzę pierwszy raz na oczy.

    - nu?dobra, wybierajta co wam pod łape pasuje. ? Rzekł wracając do swoich obowiązków. Poczułem za sobą czyjąś obecność, zerkając przez ramie zauważyłem iż Templar przygląda się mnie z zaciekawieniem. Przełykając gule w gardle ruszyłem niepewnie do stosu broni jaki mnie oczekiwał. Przymierzałem wiele broni ale tak naprawdę nic nie mogło się równać z łukiem z którego strzelałem pod okiem Ojca.

    - Więc twój ojciec wyrabia łuki tak? ? Jakby czytając w moich myślach spytał co wyrwało mnie z zamyślenia, odwróciłem się zaprzestając prób z różnymi brońmy.

    - uh?Tak sir, moja rodzina od elfich pokoleń wyrabia łuki i strzały. ? Pokiwałem głowa, zaś spojrzenie które dostałem w odpowiedzi wywołało chęć zapadnięcia się pod ziemie.

    - Elfickie? No oczywiście! ? uderzył pięścią w otwartą dłoń. ? Jesteś półelfem. ? To stwierdzenie zbiło mnie z tropu. W rzeczywistości byłem istotą mieszanej krwi.

    - Tak?sir?jestem półelfem. ? odrzekłem niepewnie i zauważyłem że Khazzad zbliżał się marszcząc swoją brew.

    - Rzemieślnik co? Dawaj łapska. ? chwycił moją dłoń i przyjrzał się jej, powtórzył to samo z drugą i otworzył oczy tak szeroko iż nieomal czaszka mu podskoczyła.

    - No! Nada się, od 5 lat ktoś kto się nada, Alex! Won do Protektoratu i mówta im że on Se będzie rzemieślnikiem wojennym. ? przełknąłem ślinę na te słowa i zbladłem co nieco. Ojciec zawsze chciał abym był chlubą wojska. Nie mniej ważne było dla niego też abym kontynuował zawód rodzinny. Templar kiwnął głowa w stronę wyjścia i niechętnie ruszyłem za nim.

    - Co ci tak mina zrzedła mały? To jedna z lepszych posad w wojsku. Bezpieczna i o sporym żołdzie. ? rzekł poklepawszy mnie po plecach. Westchnąłem i zacząłem cicho.

    - Starszy chciał żebym był żołnierzem. Wprawdzie chciał też żeby ktoś kontynuował tradycje ale?

    - no więc wybrałeś wojsko zamiast siedzenia nad drewnem co?

    - to nie tak?urodził się drugi syn, tym razem z matki elfki. ? westchnąłem a mój wzrok spoczął na kamiennej posadźcie wzdłuż której szliśmy.

    - Czyli wolał posłać ciebie do tego ryzykowniejszego marzenia hm? I zastanawiasz się teraz czy Rzemieślnik wojenny go zaspokoi.

    - cóż?tak. ? spojrzałem na jego twarz która wyrażała zamyślenie.

    - Powiem ci że dla mnie spełniasz podwójne marzenie. Kontynuujesz prace i idziesz do wojska. ? Ta myśl pocieszyła mnie. Może faktycznie miał racje. No i jak mówił płatnie i bezpiecznie. Uśmiechnąłem się szerzej i ruszyłem żwawszymi krokami wpadając na kogoś.

    - Ja?to?znaczy?ja?ja? - zacząłem jąkając się. Spojrzałem na jej milczące oblicze przysłonięte kapturem. Uśmiechnęła się delikatnie gdy poprawiała szaty. Po bliższym przyjrzeniu się zauważyłem iż ubrana jest w reprezentacyjną szatę Czarownic, która zakrywała całą jej drobną sylwetkę. Z postury mogłem przypuszczać iż była elfką czystej krwi.

    - Alex, coś złego stało się przy Sacramentum. ? Uśmiech szybko znikł z jej oblicza zwróciwszy się do mojego opiekuna.

    - Razor!...wiadomo coś? ? Zmartwienie w ich głosie mogło oznaczać iż dobrze znali potomka rodu Ma?gne. Wiedziałem o nich co nieco. W ?Wojnie równowagi? to oni sprowadzili Mrok wewnątrz warowni Światła. I to wtedy sztuka ?Mrocznego miecza? znana teraz pod nazwą ?Słoneczną sztuką? rozsławiła się po całym świecie. Dzisiaj tylko członkom rodu wolno praktykować tą zabójczą sztukę.

    - Nic?to znaczy nie dostaliśmy raportu, właśnie idę to sprawdzić. ? z zamyślenia wyrwał mnie jej uspokajający ton głosu. Mimo iż Czarownica były mistyczną gałęzią nadal znały podstawy świetlistej magii. Sam ich głos uspokajał i koił.

    - W takim razie może to wasze zaburzenia Eteryczne?

    - Możliwe...ostatnio często się to zdarzało. ? przytaknęła wojownikowi.

    - Pójdziemy już, i powiadom mnie gdyby było coś wiadomo. ? Templar odkrzyknął przez ramie, poczym przeniósł na mnie rozbawione spojrzenie.

    - Patrz czasem pod nogi mały, już drugi raz wpadasz na kogoś ważnego. ? Zaśmiał się, a ja zaczerwieniony ruszyłem z mniejszą dawką pewności.

    Roździał 2: Świadomość

    Jak bardzo chcielibyśmy zrozumieć boski plan? Pojąć jego znaczenia, zrozumieć w nim swoje miejsce. Prawie tak bardzo jak czytelnie widzieć swoje miejsce w przyszłości. Ale cieszę się iż tak się nie stało, sam fakt świadomości iż jesteśmy TYLKO pionkami zniszczył by naszą cywilizacje. Ale takie są fakty, mimo iż wielu próbuje zaprzeczać. Mimo iż królowie władają, tak naprawdę przeminą a po nich nadejdą nowi. Od czasu pierwszego spotkania, moje myślenie przeszło serie ewolucji, i to być może był początek. Dzisiaj nie myślę już tak, jak inni mogliby uznać za racjonalne?dzisiaj myślę pod kątem tego co przeżyłem. Patrząc w przeszłość widzę dziwną gierkę bogów, którzy nie liczą się z nami.

    I niechaj ktoś nazwie to herezją?ale ja znam fakty, widziałem więcej niż oni wyobrażają sobie, czy uczą się o swoich bogach. Boję się pomyśleć co następna gierka bogów zniesie do tego świata. Ale to zapewne będzie zmartwieniem przyszłych pokoleń?

    Moja łyżka nie ruszyła tego co tutaj nazywają ?Pożywną papką?.

    Powodem tego była wieść iż Sacramentum, jeden z artefaktów Ib zapadł się w sobie. Cały oddział stacjonujący tam został wyrżnięty i tylko jednego ciała nie odnaleziono?Razora Ma?gne. W bazie huczało od plotek o zdradzie, porwaniu i innych intrygach. Z bujania w obłokach wy budziło mnie uderzenie w stół. Zerknąwszy w stronę pochodzenia dźwięku zauważyłem miskę, a podążając wzrokiem w górę zauważyłem ten sam kilkudniowy zarost i tą samą rudawą grzywkę którą widzę zwykle gdy spoglądam na Alexa.

    - Co tak myślisz mały? Planujesz zmianę profesji? ? Zerknąłem na niego mrugając oczami i próbując zastanowić się nad tym co powiedział. Myślenie nie przychodziło mi łatwo ostatnimi dniami.

    - nie nie! Oczywiście że nie, ja po prostu...zastanawiałem się co o tym myśleć.

    - o tej całej sprawie z artefaktem? Bardziej martwi mnie to co ten wariat odstawił, niż to który cholerny artefakt się zapadnie rozpadnie czy wyparuje.

    - Ale to nie dziwne? Jedna z boskich manifestacji, i to ta która uważana była za umarłą?ród Ma?gne który już raz był w jej objęciach. ? Moje słowa kierowane były w przestrzeń, jako luźne myśli i ogniwa łańcucha które czekają na połączenie.

    - Słuchaj, nie wierze że on zdradził, może go porwali, może sam wyruszył szukać zemsty?Był Archontem, samotnikiem. Dlatego nie oceniaj go po plotkach i przeszłości jego rodziny! ? jego ton głosu zaskoczył mnie, lecz nie tylko mnie. Spojrzałem na niego a na jego obliczu zakwitło zmęczenie. Chowając twarz w swoje stalowe rękawice westchnął. Prawie zawsze chodzi w swoich pancerzu. Ciekawiło mnie to zawsze, więc jakiś czas temu przekupiłem jednego z początkujących archiwistów dniem przepustki aby zajrzeć do Archiwum. Tam dowiedziałem się iż ten pancerz jest lekki jak ubranie które nosze w kuźni. Bardziej wytrzymałe od wzmocnionego Mitrylu. Zorientowałem się że znowu myślę o bzdurach i westchnąłem. Siedzieliśmy tak w milczeniu dopóki jego głos nie wyrwał mnie z zadumy.

    - Bierz ekwipunek i udowodnię ci że nie zdradził. ? Rzekł i wstając ruszył ku wyjściu.

    - Ale ja mam zajęcia! ? Gdy to wykrzyczałem on roześmiał się i pokręcił głową.

    - Załatwię ci zwolnienie, a teraz bierz co masz i chodź. ? Nie chciałem się kłócić a odpoczynek od tego miejsca przydałby się każdemu. Odsuwając zimne danie ruszyłem ku pokojom. Idąc w stronę baraków zastanawiałem się co na to mój Mentor. Z jednej strony dobrze zna się z tym całym Alexem, ale wiem jaki uparty potrafi być. Najlepiej powiedzieć mu po fakcie, wtedy nic nie będzie mógł zrobić. Kiwając głową doszedłem do drzwi swojego jednoosobowego pokoju. Jako uczeń Rzemiosła mogłem zażyczyć sobie czegoś takiego. Cóż, mój mentor przez jakiś dziwny wzgląd zrobił to za mnie o czym dowiedziałem się dopiero po tygodniu myśląc iż każdy ma osobny pokój. Wchodząc do niego skrzywiłem się widząc bałagan jaki tu panował. Niewielki kwadratowy pokój z szafą na prawo od wejścia na mój skórzany pancerz, komodą którą zawsze widzę jako pierwszą gdy otworze drzwi do pokoju. Była przeznaczona na 2 pary ubrań które łaskawie dostaliśmy i łóżko na lewo od wejścia. Wszystko białe i jednolite. Nie chcąc zostawać tu dłużej zabrałem się za zakładanie własnego rynsztunku. Skórzane getry i kubrak bez rękawów oraz śmieszny hełm którego nigdy nie zakładałem. Spojrzawszy na nakrycie głowy parsknąłem i rzuciłem je w kąt. Podążyłem na główny plac gdzie czekał już na nas transport. Stał tam Alex ze swoim srebrnym amuletem na szyi. Westchnąłem już z daleka poznając ten przedmiot. Amulety teleportacji ograniczonej. O roboczej nazwie ATO, były powszechnie używane, ze względu na niskie koszta produkcji względem ich przydatność poręczności i łatwości użycia.

    Podszedł do mnie i położył mi dłoń na ramieniu, już miałem coś powiedzieć gdy poczułem jakby przelatywał z wielką szybkością w inne miejsce. Gdy się rozejrzałem byliśmy w lesie, w jakimś obozowisku.

    - Mogłeś ostrzec. ? burknąłem cicho wyciągając strzałę z kołczanu. 25 strzał musi wystarczyć. Rozejrzałem się i zobaczyłem 4 spore namioty, i wiele mniejszych.

    Mobilny obóz, zapewne w większości rezydowali tu łowczy. Uczyli nas żeby nigdy nie ufać łowczemu który przesiaduje w mieście, lecz jeśli idziemy w dzicz zawsze brać jednego ze sobą. Mówiono że odziedziczyli prastarą druidzką sztukę która byłą wyśmiewana przez współczesnych uczonych i magów. Nie mniej nikt nie umiał i nie umie wytłumaczyć skąd ich zdolności.

    - 6 łowczych, Archont i?

    - Razor? ? przerwałem mu pytaniem, zaglądając w namioty. W każdym z nich panował żołnierski porządek i dyscyplina. Jakby wszyscy wyparowali, żadnej walki czy krwi?nic co ja mógłbym rozpoznać.

    - co? ? zerknął na mnie zdziwiony, sam nie wiem czy faktem że mu przerwałem, czy samym pytaniem.

    - Czy Razor był tym Archontem?

    - cóż?nie, a czemu pytasz? ? zmarszczył brwi i mimo pytania, chyba sam wiedział o co mam zamiar spytać.

    - W takim razie przybył tu sam z siebie. Nadal zastanawiasz się czemu powątpiewam w to że jest po naszej stronie? ? Westchnąłem kończąc rozpoznanie mniejszych namiotów, Alex skończył swój rekonesans po dowódczych i stanęliśmy tak po środku tego całego szajsu nie wiedząc co dalej robić. Zerkając na swojego towarzysza zauważyłem że spogląda gdzieś w bok zamyślony. Całą sytuacje przerwał jakiś hałas usłyszany niedaleko. Z pomiędzy drzew, które otaczały obozowisko wyszła czarna sylwetka. Była niższa od człowieka, czy nawet półelfa jakim byłem, i dość chuderlawa. Miała czarny pancerz skórzany z wieloma srebrzystymi elementami, prosty pas z której sterczała pochwa z kataną, a czarny gruby płaszcz ze skóry pozszywany był srebrzystymi nićmi. Kaptur i mrok jaki panował pod nim, jakby nie naturalny, nie pozwalał dojrzeć twarzy. Gdy już miałem spytać kto idzie, mój kompan uprzedził mnie chwytając swój oburęczny miecz który trzymał w pochwie na plecach.

    - Kto idzie? Jesteś z tego obozu? A może byłeś w grupie która ułatwiła ulotnienie się mu?

    - Nie jestem, i być może tak. ? Postać odrzekła cicho. Wstałem zerkając przy tym pierw na nieznajomego, a potem mój wzrok utkwił na Alexie. Jego oblicze było zaskoczone, jakby zobaczył ducha. Uniosłem brew i pomyślałem o tym samym, co powiedział Templar.

    ? Szedł w naszą stronę, bez broni, stawiając z wolna każdy krok. Po chwili uniósł ręce w górę i zauważyłem jak wzdłuż nich pojawia się spirala czerwonej mgły przecinanej czymś co mógłbym porównać do elektryczności. Gdy dotarły do dłoni poleciały odrobinę wykraczając poza dłoń, a gdy znikły zauważyłem iż postać nie jest już nie uzbrojona. Dwa bliźniaczej ostrza zwisały luźno z jego dłoni.

    - Odsuń się młody! ? Nie miałem czasu zareagować gdy postać błyskawicznie rozpoczęła szarże, Alex przygotował się przyjmując gardę. Nigdy w życiu nie widziałem czegoś takiego. Ten?Ktoś, który uważał się za Razora, ciągnął za sobą czerwony opar, od czasu znikając i pojawiając się parę chwil później w miejscu bliżej Alexa. Tak jak mi kazał odsunąłem się, wręcz uciekałem wyczuwając iż za chwile wydarzy się jedna z tych epickich bitew dobra ze złem?jak bardzo się myliłem. Pierwsze uderzenie padło gdy Alex wyczuwając moment zamachnął się w bok napotykając opór dwóch mniejszych ostrzy. Dwie katany przecięły powietrze po odbiciu oburęcznego miecza i skierowały się ku przegubie miednicy. Alex mimo pancerza wykonał unik, a jego miecz zamachnął się w pustkę w której sekundę po machnięciu pojawiła się czarna sylwetka która manewrowała ponad ostrzem. Przyglądałem się jak Alex co chwile macha w powietrze, tylko po to aby przekonać się iż on wiedział gdzie jego oponent zamierza wyłonić się z oparów tej samej czerwonej substancji.

    - THANDRA LA SEPTOZA! ? Zgiełk walki zagłuszyły kobiece słowa, zaraz po tym nastąpił huk i błysk, krzyknąłem! Na tyle na ile pozwalało mi gardło, zasłoniłem oczy cofając się instynktownie. Piszczało mi w uszach a po chwili coś uderzyło mnie w głowę?.

    Część II: Sekrety

    Na początku była pustka, zaś do tej pustki przybył On

    On, później oznajmił iż jest Wszechbogiem materii i wszelkiej rzeczy

    Stworzył on to co miłuje, światło, zaś z niego stworzyć istoty sobie podobne.

    Ludzie, elfy, Khazzadowie i inne formy światła zostały wytworzone

    Wszechbóg wiedział iż to co stworzył jest dobre.

    Lecz w ten, z cienia istot które stworzył wyłoniła się podstępna Ib.

    Wraz ze swym kochankiem Darklordem stworzyła z cienia tych istot własne.

    Wszechbóg wiedział iż jest to złe, ale wiedział iż równowaga musi istnieć.

    Fragment historii stworzenia

    Bogowie mimo wielu własnych doskonałości, nadal podlegali niektórym prawom.

    Dlatego dawniej mamy doniesienia o półboskich istotach, i rodach które wykształciły się z nich. Tak naprawdę niema żadnego logicznego wyjaśnienia, zaś Świątynia odmawia jakichkolwiek komentarzy na ten temat. Czyżby potomkowie bogów istnieli wśród nas?

    To obala twierdzenie iż elfy mogły zostać stworzone równo z człowiekiem, i że były ewolucją boskiej i ludzkiej krwi. Ale co z Khazzadami?

    Fragment Twierdzenia Mardela.

    Absurdem jest sądzić iż bogowie przemierzali nasze ziemie a tym bardziej wybrali sobie ludzkich kochanków z których spłodzono elfy i inne rasy. Bzdurą jest to co samozwańczy ideolog wmawia brudnej i ciemnej masie jaką jesteście. Każdy kto wierzy w głupoty, jednoczy się z nimi. Nie lepszy jest od tego który to głosi. Podstawą tego twierdzenia jest ród który powinien zrodzić się ze światłości i mroku, co jest sprzeczne według uczonych jak i magów którzy przeprowadzali eksperymenty.

    Fragment kontr twierdzenia Peteya.

    ??I w ten Andros pokochał Synaptie. Paradoks wziął miejsce, a z ich potomstwa rozwinął skrzydła gołąb o sercu kruka. Kruk o gołębim sercu. W ten sposób zakazanu ród rozpoczął swoją przeklęta egzystencje aby ??

    Prolog

    Prolog

    Wszystko szło zgodnie z planem, ich pojawienie się, walka i wtargnięcie elfki. Przemierzając ciemne i wilgotne korytarze krypty, tymczasowej siedziby odrodzenia, zastanawiałem się jaka kara czeka mnie za nie wypełnienie powierzonego mi przez rade zadania zadania. Korytarz naznaczony był jarzącymi się na czerwono runami. Były świeże, wyczuwałem w nich magie. W reszcie stanąłem naprzeciw drzwi do pomieszczenia gdzie mieściło się zgromadzenie. Wrota krypty rozsunęły się, słyszałem dźwięk przesuwanego ciężkiego kamienia, gdy wrota w magiczny sposób umożliwiały mi wejście. Wchodząc do środka rozejrzałem się ukradkiem po 8 osobnikach stojących na piedestałach w okrągłej Sali.

    - Zawiodłeś zakazany synu. ? Rzekł jeden z nich. Głos 3, Razor odgadł od razu, gdyż tylko on nazywał go ?zakazanym synem? czyli istotą z przepowiedni.

    - Dopełnił tylko przepowiedni, wiesz drogi głosie iż mówi ona dokładnie to co zaobserwowaliśmy. ? Rzekł głos 1, przewodniczący i chyba najbardziej wyrozumiały. Być może to z tego powodu jeszcze tu stoję, a nie odbywam jakiejś kary. Przyklęknąłem, a skóra w którą byłem ubrany zajęczała w specyficzny sposób.

    - Zgromadzeni, próbowałem lecz zawiodłem?to prawda. Ale tak jak wspomniał 1 głos, tym samym przepowiednia postawiła kolejny krok. ? Rzekłem nie podnosząc głowy. Czułem pogardę do tych istot. Istot które uważały się za pana nad boskim dzieciem. Nad potomkiem Ma?gne?nade mną.

    - Mądrze wykorzystany As. ? dodał uszczypliwie kobiecy głos?8 i najmłodszy oraz najmniej znaczący z głosów.

    - Dość o nim, co robimy dalej? Dowiedzieli się przez to czyja to sprawka, straciliśmy element zaskoczenia. ? Głos który rozpoznałem jako 2 rzekł z gniewem a jego pięść gruchnęła o metalową poręcz.

    - Czy mutacja dobiegła końca? Mieliśmy czekać do jej końca, a potem decydować. ? Głos 4 odezwał się, zdziwiło mnie to. Przez moje liczne jak na ten krótki czas wizyty tutaj, odezwał się 2 razy?a pierwszym razem było przywitanie. Sam fakt odezwania się nie wywołałby mojego zniesmaczenia i zdziwienia gdyby nie sama treść jaka niosła się w jego głosie.

    - Opuścisz nas teraz, a gdy Zgromadzenie będzie chciało się z tobą rozmówić, dowiesz się o tym. ? 1 Głos przerwał rozmowę reszty tymi słowami. Skierowali swoje czarne oblicza ku mojej osobie.

    - Żyje by służyć matce Ib. ? Skłoniłem się i opuściłem sale.

    Rozdział 1: Omylność

    Często gdy myślimy iż wszystko rozumiemy, sprawa zaczyna się sypać przez naszą pewność w błędne rozumowanie. Miałem to życiowe szczęście iż jedyne co wywołało to u mnie, to było zaskoczenie. Wtedy sprawa wyglądała na dziwnie zawiłą ale o jakże prostym rozwiązaniu. Wtedy tego nie zauważyłem. Lecz teraz patrząc na to wszystko z pryzmatu czasu, wiem co jest czym i jak bardzo myliłem się w sprawach o których byłem przekonany iż je znam. Często osądzamy i nie bierzemy pod uwagę wszelkich możliwości. Czasami wyznaczamy opinie bez znajomości sytuacji, bądź znając tylko kawałek sytuacji. Fakty kłamią? Nie, to ludzie je przekłamują. Wtedy to bzdura a nie fakt. Dlatego teraz gdy mam zamiar osądzić kogoś biorę pod uwagę to co wiem, domysły oraz fakty. Bo gdy ktoś da wam w ryja na ulicy, jest pijany i wygląda na nie zbyt stosownie odzianego, widzimy bandytę bez krzty jakiegokolwiek człowieczeństwa. A ilu z was zastanawiało się że ten ktoś ma problemy domowe, rodzinne, w pracy?cokolwiek wykonuje. Ilu? Prawdopodobnie nie wielu, a i spory procent z tych osób dał się ponieść emocjom i zdrowy rozsądek odłożył na dalszy plan. Tak samo było ze mną. Na swoją obronę mam tylko to, iż ta sprawa sięgała daleko poza zawiłość pijaka i jego napaści w gniewie lub desperacji.

    - Idzie mu coraz lepiej. ? usłyszałem głos mojego wojennego mentora.

    - To prawda, opanował magie, teraz musi poznawać coraz to nowsze sposoby posługiwania się nią. ? moja ?pani? mentor od spraw mocy odpowiedziała pierwszemu głosowi. Westchnąłem cicho wychodząc z pokoju i zajmując czerwony, skórzany fotel. Nadal nie wierzyłem w zbieg okoliczności z którego wyniknęło to wszystko. Piorun który rykoszetem trafił we mnie wyzwolił coś?coś. Nie miałem innego słowa aby to nazwać, nie pamiętam zbyt wiele. Istotne jest to że w tydzień zmieniła się moja cała perspektywa postrzegania świata. Ten pokój był bardziej przytulny, kominek, skórzane obicia na wielu meblach, owalny stół ozdobiony różnymi znakami, no i ten nieszczęsny fotel.

    - Któż do nas zawitał. ? Męski głos odezwał się drażniącym tonem, spojrzałem w górę zmęczonym wzrokiem zerknąwszy na Alexa, nie miałem sił spojrzeć na Arkadie, po prostu z westchnięciem moja głowa oparła się o miękkie i wygodne oparcie fotela, a moje powieki zamknęły się same.

    - Jak się czujesz? Zmęczony? Przyzwyczaisz się, i magia będzie ci służyła jak trzecia dłoń. Potrzeba ci dużo treningu?no i odrobiny zdrowego rozsądku. ? mogłem wyczuć uśmiech w słowach mojej pani. Z moich ust wydostało się kolejne westchnięcie, tym razem zmartwienia.

    - Co jest chłopcze? Nie podoba ci się bycie magikiem? ? usłyszawszy ironie w głosie templara spojrzałem w górę wymieniając z nim krótkie spojrzenie. Jakby wyczytał w nich odpowiedź na swoje pytanie.

    - Stary zrozumie, a Bagden pewnie nie chciałby mieć w swojej kuźni magusa, jak to mawia.

    - Zaraz? Bagden? Nie było o nim mowy jak zgadzałam się na to szkolenie, przecież on mnie zabije! ? Uniosłem brew spoglądając na zmartwiony wyraz twarzy elfki.

    - Nie pytałaś. ? Wzruszywszy ramionami Alex skierował się ku drzwiom z chęcią wyjścia, czarownica wyprzedzając go zagrodziła mu drogę.

    - O nie, nie unikniesz tej rozmowy, masz mu wytłumaczyć wszystko! ? jakby w wyrazie obrażenia obróciła się na pięcie i wyszła zamykając drzwi przed samym nosem lekko zaskoczonego templara. westchnąwszy wziął krzesło usiadł na nim okrakiem, odwrotnie niż powinien i oparł się obejmując oparcie i spoglądając leniwym wzrokiem na mnie.

    - Pamiętasz zdarzenie z przed tygodnia, prawda? ? nie czekając na odpowiedź kontynuował.

    - Wiesz ?Razor zdradził, tak ale? - Przerwał westchnąwszy i odwróciwszy na chwile wzrok wbił go w trzaskający ogień kominku. Uniosłem brew, a gdy otworzyłem usta aby cokolwiek powiedzieć, ten kontynuował nie spoglądając na mnie.

    - Jego siostra?

    - co z nią? - spytałem, delikatnie ujmując wyrwany z kontekstu.

    - Twój ojciec, porwali go i?i każą robić rzeczy których nie chciałbyś robić, ale musisz bo od tego zależy los bliskiej ci osoby. ? Tu urwał, nadal spoglądając zamyślonym wzrokiem w kominek i ogień w nim. Przez chwile pokój wypełniła cisza i nagle dotarło do mnie o co mu chodzi.

    - Mają jego siostrę!. ? Wykrzyknąłem uderzając w puchowe obicie fotela który zajmowałem. Strasznie wolno łączyłem kawałki układanek, zwłaszcza jeśli nie miałem ich przed sobą wypisanych albo zobrazowanych. Jednak moją euforie domyślenia się przerwał cień myśli. Myśli która nie mogła pozostać w mojej głowie.

    - Kto o tym wie? Czy Rada zamierza coś z tym zrobić?

    - Rada niema tu nic do rzeczy, wiemy gdzie jest jego siostra, wiemy też jak się z nim wtedy skontaktować?problem w tym że będziemy musieli poczynić kroki tak drastyczne.- Przerwał tutaj biorąc głębszy i spokojniejszy oddech, jakby z poczuciem winy spojrzał na mnie i dokończył.

    - Kolejny artefakt upadnie?dla naszej sprawy. ? Zniżył wzrok jakby nie mógł uwierzyć w to co powiedział, jakby sama myśl o tym napawała go odrazą?a jednocześnie nie miał innego wyjścia.

    - i co wtedy? Będziecie mieli Razora i jego siostrę, oboje przesiąkniętych mocą mroku, co chcecie przez to uzyskać? Rozmowę? Czas? ? Złapałem kurczowo oparcie fotelu wbijając weń wzrok.

    - Nie, światło. To tego artefaktu potrzebujemy. ? Dokończył wstając i kierując się ku drzwiom. Światłość?mrok?...razem? osobno? Siostra zajmie światłość? To dużo wyjaśnia, w końcu po co ogień ogniem skoro można oblać go wodą. Trzask drzwiami wy budził mnie z mojego potoku myśli, rozejrzałem się i opadłem głębiej w fotel.

    - Zostawili mnie w obcym mieszkaniu. ? Westchnąłem pozwalając słowom wypełnić cisze pustego mieszkania.

    Rozdział 2: Strata

    W wielu przypadkach przekonałem się że cynizm sam w sobie jako nauki starożytnych które znamy z nie wielu wykopalisk jest dobry. Wiele razy przekonałem się że gdy inni tracą wiele, ja tak naprawdę nie mam nic do stracenia, poza zdrowiem czy życiem. Są to dobra które mogę poświęcić dla nie wielu osób. Są to dobra które jeśli mi je odbiorą, cóż, prawdopodobnie nie będzie mnie to już dotyczyło, gdyż świat materialny zostawię za sobą. Ubolewam nad stratą tych osób które niczemu sobie nie zasłużyły, które były zwykłymi ofiarami losu, wojny i intrygi. Ubolewam nad tym wszystkim, w duchu dziękując że sam nie miałem nic do stracenia. Zapewne materialny żal powstrzymałby mnie od wielu decyzji które podjąłem dzięki jego brakowi. Nie, nie mieszkam w beczce. Teraz po tym wszystkim zasłużyłem na pare chwil egoizmu i materialności. Dziękuje Świetlistemu Ojcu że pozwolił mi cieszyć Się w spokoju człowieczymi rządzami posiadania.

    Wóz toczył się leniwie po drodze. Wy budziłem się ze swojej drzemki. Nie wiem czy to ta podróż, czy może sama monotonia tej jazdy tak męczyła. Spojrzałem na Alexa siedzącego obok mnie. Siedział z zamkniętymi oczyma, wiec reasumowałem iż także on był znudzony. Rozejrzałem się na boki i widząc tych samych Khazadów którzy eskortowali nas od pewnego punktu, odetchnąłem. Każdy z nich obkuty od głowy po czubek palca u stopy w żelazo. Zdobienia ich klanu, czarny topór o dwóch płazach na tle lodowato niebieskiej, okrągłej tarczy. Wzdrygnąłem się na myśl o tej kolorystyce. Jednak nadal czułem się bezpiecznie za pancerzami tych istot.

    - Wy budziłeś się, ya? ? usłyszałem pytanie. Potrzebowałem chwili aby uświadomić sobie kto to mówi. Przywódca tej brygady. Alex przedstawił mi go jako Vilquor ?Piwochlap?Shieldbreaker .

    - uhm?tak, jak widać. ? Dość powiedzieć że po moim wcześniejszym zapytaniu, czy jego pseudonim pochodzi od chlapania piwem, nie czułem się zbyt dobrze rozmawiając z nim.

    - łobudźta tego posrańca, zbliżem się do tej waszej wiochy?jak się łona zwoła?Daelrith? Ta, chyba ta.

    - ale tam niedaleko jest fort krzywy. ? i wraz z nazwą fortu, skrzywiłem się. Nie po to unikaliśmy linii teleportacyjnych i podróżowaliśmy w ten sposób, aby teraz zauważył nas jakiś fort nie wiadomo gdzie umiejscowiony i tylko w archiwalnych doniesieniach wiadomo było czemu stał akurat tam. Wzruszyłem jednak ramionami, odwróciłem się i trząchnąłem za pancerz Templara.

    - Co jest młody? Słyszę na razie dobrze. Dojeżdżamy. ? uzyskawszy odpowiedź warknąłem zirytowany. Ktoś parsknął, odwróciłem się w tamtym kierunku, ale nie mogłem odpowiedzieć.

    - Dym! Pali się! Tam! Na niebie! ? Jeden z khazadów wrzasnął pokazując to co widzieli wszyscy?poza mną. Nadrobiłem straty i spojrzałem na smugę unoszącą się nad lasem. Była smoliście czarna, wyglądała jak właśnie takowa smoła unosząca się nad wioską.

    -Przyśpiesz wozy! Już! ? Templar nie musiał tego mówić. Woły zostały smagnięte i ruszyły na tyle na ile pozwalały im kopyta. Wyjechaliśmy zza gęstszego buszu. Sytuacja nie wyglądała na ciekawą. Wielkie ogry, tłuste prawie 3 metrowe istoty smagały palami cokolwiek nawinie im się pod oręż. Słyszałem przeklniecie wielu z Khazadów, odważyłem spojrzeć się na Alexa. Oceniał bystrym okiem pole bitwy. Westchnąłem chwytając łuk i zeskakując z wozu. Zerknąłem raz jeszcze mierząc w jednego z nich. Oddział pod wodzą Vilquora błyskawicznie uformował szyk i ruszył pełnym biegiem. Mierząc w ogra zauważyłem bezmyślny wzrok tej postaci. Nie, nie to żeby one były inteligentne. Ale coś?dziwnego, poruszały się tak sztucznie. Widocznie nie byłem sam w swych odkryciach.

    - Widzisz to młody? Te ogry?coś z nimi nie tak. ? Skinąłem głową i ruszyliśmy na przód. W mieście panował chaos. Nie wielkie chatki były w ruinie, strzecha paliła się a dym gryzł w oczy. Żołnierze, być może z pobliskiego fortu straceńczo bronili tego co zostało z tej ruiny. Biegłem ile sił w nogach za Alexem. Nagle ustał a ja wpadłem na niego.

    - Co jest?! Biegnij! ? krzyknąłem aby mnie usłyszał. Wyjrzałem zza niego i nie miałem tchu dokończyć. Khazadzi zajęli się ogrami którzy próbowali przebić się przez barykadę za którymi schronili się wieśniacy. Nie było tam wojska z fortu. Ono było dziesiątkowane przez istotę?

    - Razor?...- Pytanie bezgłośnie wypełniło powietrze. Jeśli nie istniała perfekcja, to to co widziałem, sięgało głęboko jego dna. Poruszał się między ostrzami miecza, uderzał tam gdzie pancerz nie zasłaniał ciała. Poruszał się błyskawicznie, żołnierze w akcie desperacji machali mieczami, bez efektu. Kolejny z nich padł, zaścielając już i tak spore pole trupów. Templar wysunął ostrze ryknąwszy ruszył biegiem wspomóc ich. Stałem tak, nie wiem ile czasu minęło, wiedziałem jednak że to co wiedze teraz, było niczym w porównaniu z tym co widziałem wcześniej, podczas jego walki z Alexem. Obudziłem się w momencie gdy mój towarzysz machał mieczem w puste powietrze. Widziałem go, widziałem jak?uciekał? Nie, on nie uciekał. Mógł pokonać nas wszystkich ale tego nie zrobił.

    - Ylfie!! ? jeden z khazadów ryknął gdy pała spadła na jego tarcze. Instynktownie, nawet nie zdążywszy wy budzić się z własnych myśli strzeliłem. Nie wiem czy bogowie nieśli moją strzałę, czy to może ja jestem świetnym strzelcem. Ogr padł, drzewiec wystawał mu z jednego oczodołu. Khazad ryknął uciekając przed ciałem, nie patrzałem dalej, wzrokiem omiotłem pole bitwy. Ogień dogasał, dym nadal jednak wisiał, gryzł w oczy i utrudniał oddech, tak potrzebny po tej dawce adrenaliny jaką większość z nas otrzymała. Podszedłem do Alexa. Beznamiętnie, a przynajmniej takie stwarzał pozory, sprawdzał ciała zabitych żołnierzy. Elf doskonale personifikował to czym myśleliśmy iż był mrok. O ile Ciemność była chaosem i brutalnością, o tyle mrok był bezlitosny, finezyjny i perfekcyjny.

    - Nie żyją, wszyscy. ? słowa wypowiedziane przez Templara były faktem samym w sobie. Nikt nie mógł przeżyć spotkania z nim. Nikt.

    - Nu, Łogrzyska rozczepane, mortwi mnie jeno że łone cosik podejrzani wyglundajom. ? Vilquor powiedziawszy to przyklęknął przy ciałach i westchnął oceniając młode twarze umarłych.

    - Przeto to som jeszcze dzieciary. ? Poczułem żal w jego głosie, westchnąłem odwracając się plecami do tego wszystkiego, odszedłem pare kroków i mogłem jeszcze usłyszeć Alexa.

    - a co jak jest ich tu więcej?

    - ta?no i co z ludźmi ? przeto nie ma ich kto bronić, toże wszystko im spalili to przeto fakt! ? Dalej nie raczyłem słuchać, osunąłem się pod drzewo przymykając oczy.

    Rozdział 3: Wybór

    Czym jest wybór? Jest to prosta decyzja która odmienia losy twoje, jak i twojego otoczenia. Na początku swojej wędrówki, i tego całego bagna obserwowałem jak inni decydują i jak życie stawia przed nimi wybór. Mniejsze zło wydawało się okrutne, ale prawość chwili mogła wywołać więcej ofiar niż owe zło. Jesteśmy egoistami nie wybierając mniejszego zła, bo tak naprawdę większa liczba ofiar nie interesuje nas, póki jej nie widzimy. Tak, jestem egoistą. Nie umiałem być nigdy bezwzględny w swych wyborach i często płaciłem tego cenę. Ale płaciłem ją świadom tego że postąpiłem według zasad. Ofiary mojego wyboru są pieczęcią moich własnych osobistych zasad. Opłakuje ich wszystkich, ale mam nadzieje że nie mają mi za złe. Rozumiem teraz Alexa czy innych. Rozumiem to co nimi kierowało. Teraz ich słowa, wtedy bezwzględne i okrutne, wydają mi się takie logiczne i przemyślane. Ja natomiast pod tym względem zawsze będę głupcem, i kiedyś przypłacę za to swoim życiem, jednak umrę ze świadomością że robiłem co podpowiadało serce, a nie rozum. Umrę jako szczęśliwy głupiec, bo lepsze to od bycia nieszczęśliwym mędrcem.

    Przechadzałem się między ruinami, przyglądając się temu wszystkiemu z bliska. Gdyby zaczął padać deszcz, prawdopodobnie jedyną osłoną byłyby drzewa. Pojedyncze ściany, zwały drewnianych fragmentów, słomy i gdzieniegdzie kawałki kamieni. Westchnąłem kucając przy części nadpalonego drewna, obróciłem go w dłoniach przyglądając mu się bez większego celu. Moją uwagę przykuł jakiś głos?dwa głosy. Jeden poznawałem ale drugi wydawał mi się obcy, a jednak było w nim coś co już musiałem usłyszeć. Podszedłem po cichu do jednego rumowiska i wychyliłem głowę. Ujrzałem Alexa rozmawiającego z dużo niższą postacią. Na początku myślałem że rozmawia z jednym z khazadów, ale zauważyłem że postać była zbyt chuderlawa jak na tę istotę, chociaż miała podobny wzrost.

    - Zrobiłem to, co musiało zostać zrobione. ? Tajemnicza postać odezwała się głosem pełnym spokoju, i mimo tego nadal w jej głosie było coś, co powodowało zjeżenie się włosów na karku

    - W co ty pogrywasz? Spójrz na to! Spójrz i powiedź czy trzeba było TO zrobić. ? Nadal starający się być cicho głos Templara drżał ze złości.

    - Ofiary, ty masz swoje rozkazy, a ja swoje?jeśli wiesz o czym mówię, każdy z nas musi odegrać swoją role w tej szopce.

    - wiem, i to mnie przeraża?że pozwalamy sobie na zbyt wiele ofiar. ? Frustracja w głosie zastąpiła złość, usłyszałem szelest liści jednego z drzew, gdy Alex uderzył w nie próbując wyładować na nim emocje. Zmrużyłem oczy, ale czarna sylwetka zniknęła, jakby wyparowała wyczuwając iż obserwator na chwile stracił czujność i uwagę na jego osobie. Wstałem otrzepując się z pyłu, zrobiłem pierwszy krok, ale moją uwagę przykuły krzyki z miejsca które stało się przyczółkiem dla ocalałych i khazadów. Cel moich nóg natychmiast się zmienił, myśląc że zniknięcie postaci oznaczało kolejny atak chwyciłem za łuk i podążyłem pośpiesznie w tamtą stronę. Wychodząc z labiryntu wyższych ruin spojrzałem na grupkę zebraną na głównym placu, gestykulowali spoglądając w górę a rozmowy stały się ożywione. Spojrzał w kierunku w jakim pokazywali i stanąłem w pół kroku. Z łukiem w jednej dłoni i strzałą w drugiej obserwowałem. Na niebie leciał kształt jaszczurki o skrzydłach nietoperza. Obrazki z dzieciństwa przewinęły mi się przez głowę.

    - smok. ? Nie mogłem uwierzyć w to co powiedziałem, te bestie istniały tylko w baśniach, zauważyłem że na istocie jechała jakaś postać, obniżała lot i mimo iż początkowo faktycznie jej zarys powiększył się to w pewnym punkcie zauważył że nie może to być coś dużego. Coś klepnęło mnie w plecy, zaskoczony wycelowałem instynktownie odwracając się i stając twarzą w twarz z Vilquorem. Zrobił zeza patrząc na grot przy twarzy, odetchnąłem i poczułem jak coś?szarpie strzałę. Zerkając w stronę khazada zauważyłem że coś żuje. Spojrzawszy na nadgryziony drzewiec otworzyłem oczy w szoku gdy stwierdziłem iż spora część mojego pocisku została odgryziona. Szybko łącząc fakty obróciłem wzrok raz jeszcze na Khazada.

    - Ty ją?zjadłeś? To magiczna strzała! Grot znaczy się! ? było za późno gdy dowódca kompani Shieldbreakerów przełknął owy grot jego brzuch zaczął burczeć. Odsunąłem się spodziewając się jakiejś eksplozji i latających wnętrzności. Ale dla odmiany barczysta postać beknęła donośnie i wydawać się mogło że z jej uszu strzeliły błyskawice.

    - ba! Dobreh, ino jadołem lepiej. ? Vilquor oblizał się a potem zmarszczył krzaczaste brwi jakby próbując sobie coś przypomnieć.

    - a no! Prawda, miał ja ci rzec że Se cię szuka na placu tyn?Alex.

    Zostawiając w tyle Khazada ruszyłem na plac, tak czy siak chciałem przyjrzeć się temu jaszczurzemu jeźdźcowi. Tłum odsunął się widząc że nadchodzę, z początku czułem się nie swojo gdy wszyscy unikali mnie z powodu wojskowego wyglądu, ale ludzka strona mojego jestestwa szybko przyswoiła nowy fakt i już mnie to nie obchodziło. Wychodząc z tłumu zauważyłem istotę i ustałem mrużąc oczy. Wyglądała jak miniaturka rdzawego smoka, to jakby prawdziwy smok ale zmniejszony do rozmiarów Khazada. Obróciłem głowę szukając wzrokiem Alexa, którego znalazłem gdy dyskutował o czymś z dużo mniejszą osobą. Była ubrana w skórzany, brązowy kubrak, skórzane spodnie tej samej barwy i co najdziwniejsze miała smoczą replikę głowy swojego wierzchowca. Tak jakby to była jej druga głowa?a może była? Mimika wydawała się idealna, tak jakby to była jego twarz. Nie mniej rękawice bez palców zdradzały iż jego skóra nie jest pokryta łuską, co nasuwało na myśl jego humanoidalne pochodzenie. Wziąłem oddech i podszedłem żwawszym krokiem.

    - Pan musi tu zostać ze swoim oddziałem! Fort jest pusty i jest dzień drogi stąd! A ich plugawe siły przybędą tu właśnie za tyle! Za dzień! Jutro najpóźniej. ? Mniejszy humanoid wydawał się ożywiony, gestykulował dłońmi i wydawał się czymś oburzony. Spojrzałem na Templara i wyczytałem na jego twarzy zakłopotanie.

    - Posłuchaj mnie, z całym szacunkiem ale mamy ważniejszą misje do wykonania. ? Misje która nie jest tak istotna, misja którą mogliśmy sobie odpuścić?przecież ci ludzie nas potrzebują. A jednak Alex wahał się, czy zostać.

    - co jest ważniejsze od ratowania własnego gatunku! Zachowujecie się gorzej od bestii które was zaatakują!.

    - nie nas mały, ich. ? Wojownik próbował nie spoglądać na ludzi, ale ja nie wytrzymując rzuciłem okiem na najbliższe stojące dookoła osoby. Zbledli, ale nie protestowali, stali tak świadomi tego że czeka ich rzeź.

    - Ich!? Kogo! Starców, dzieci i kobiety!? ? Nagle coś ryknęło za naszymi plecami, ziemia się zatrząsła, zaś resztki gruzów posypały się. Wszyscy odwróciliśmy się w tamtym kierunku aby ujrzeć Vilquora który?bekając donośnie próbował zwrócić uwagę wszystkich, co mu wyszło. Opierał się o swój dwuręczny topór a jego kompania dołączyła aby stanąć za nim i po jego bokach.

    - Słuchajta! Skoro Se jużem waszom uwage zebroł na swej tej no?osobie skromnej ni? Nu! To słuchajta! Armiocha ma Se zaatakować He? Dlatego zostajem w osadzie aby jej bronić! Ba! W sumia nima czego bronić, dlatego żeśmy wpadli na pomysła z Braciakami - Wszyscy słuchali z zainteresowaniem, Alex i mały jeździec wyszli przed wszystkich aby lepiej usłyszeć pomysł khazada, ruszyłem krótko za nimi.

    - SŁuchajta! ? Rzucił coś pod nogi malca.

    - To Se je amulet ta? Bah! Magijny amulet który Se teleportuje ni? Nu włośnie, teraz nawet ja wim że ktosik zdolny mogicznie łumie złomoć magije w nim i Se go wykorzystać to otwarcia na krótko, ale wystarczajonco długo, aby Se spora grupa osób łuciekła. ? Tutaj Vilquor spojrzał wymownie na Mirmima w smoczej masce. Zmarszczył swoje gadzie oczy i spoglądał na amulet. ? To zajmie półtora dnia dla mnie samego. ? Zdecydowałem że musze odegrać jakąś znaczą role, półtora dnia nie wchodziło w gre, nie wiedziałem co ma zaatakować, ale po desperacji w planie i działaniu wiedziałem że nic, co można by odpierać tak długi czas.

    - Powiedź mi co mam zrobić a wesprę cię magicznie. ? Malec spojrzał na mnie kucając i biorąc amulet.

    - Masz potencjał, dobrze, przez większą część nocy powiem ci co i jak, i gdy tylko załapiesz o co chodzi zaczynamy inkantacje. ? Skinąłem głową gdy ten skończył mówić.

    - Bah! Wezme chłopaków i Se spróbujem zrobić jakowe obwarowanie prowizoryczne, kamienia troche Se momy, a i z drywna cosik wyskrobiem. ? Kompania ruszyła, szybko dzieląc się na 2 osobowe grupki i organizując się błyskawicznie. Rzuciłem okiem w stronę Alexa, wyglądał na spokojnego. W końcu ktoś zdjął z jego barków odpowiedzialność wyboru i zdecydował za niego. Wiedziałem że to nas opóźni i zwróci na nas uwagę, ale czy było inne wyjście??

    Rozdział 4: Wojna

    Wojna jest straszna?ktokolwiek powie że jest piękna, dostanie w zęby. Wojna to nie szachy, to nie figurki i czysta logika. To ludzkie emocje, to ludzie?to logika połączona z przypadkiem i tym wszystkim. Patrząc jak wszyscy umierają, w swym egoizmie cieszyłem się że byłem ogniwem na tyle istotnym iż umierali za mnie?teraz myśląc o tym wolałbym umrzeć za nich wszystkich?chce tylko aby ich poświęcenie nie brzmiało tak samolubnie. Poświęcili się dla rodzin, a ja tylko pomogłem ich poświęceniu nie zmarnować się. Wojna to masakra, to początkowe planowanie, tylko po to aby obserwować rzeź. Wojna to nie ludzki wymysł, natura stworzyła ją dawno temu. My ją tylko nazwaliśmy?dlatego też walczymy, w imię porządku. W imię absurdu i prawa silniejszego?

    Chmury zbierały się nad prowizoryczną fortyfikacją. Khazadzi przeszli samych siebie, z gruzu i okolicznych drzew w mig ustawili jako takie mury i porozstawiali pułapki. Nie było tego wiele, ale dostatecznie dużo aby kupić nam czas. Nigdy nie zdawałem sobie uwagi z tego, jak wolno upływa. Krąg odznaczał wiele run których nie rozumiałem, a nie chciałem marnować czasu na ich zrozumienie. Wiedziałem co mam zrobić i tylko to się liczyło. Garstka ludzi która była dostatecznie krzepka otrzymała od nas zapasowe wyposażenie. Nie było tego dużo, ale z ochotą zgłosili się tacy którzy chcieli bronić dzieci, kobiet i starców. Obserwatorzy zauważyli już ponad półgodziny temu pierwsze oznaki zbliżającej się armii. Armia?zdałem sobie sprawę z tego słowa gdy rzuciłem okiem na naszą nie wielką grupkę. Alex zajął miejsce przy naszej dwójce, jako nasz osobisty strażnik w razie przedarcia się wojsk nie przyjaciela przez barykady i mury. Dowodzenie nad armią przejął Vilquor. Alex wspominał też że będzie lepiej jeśli to on będzie dowodził, gdyby sam to robił zbyt wiele uwagi poświęcał by na życie obrońców. Dowódca kompanii zaś odznaczał się wielką wiarą w przodków, tak jak i inni z jego rasy. Kiedyś czytając o nich, uważałem ich za berserkerów, ale widząc to z jakim zaangażowaniem i dyscypliną podejmują się zadań, wiedziałem po prostu że oni są stworzeni do bitwy i zginięcie w niej to chwała większa od życia.

    - Dobrze, teraz tak jak ci pokazywałem, nie denerwuj się i uwolnij umysł od jakichkolwiek zmartwień. Połączymy nasze umysły i w ten sposób poprowadzę cię przez każdy etap tworzenia. Jesteś gotów? ? Mirmim spojrzał na mnie, nadal miał swoją maskę, ale jego gadzie oczy skanowały każdy mój ruch, aby wykryć zwątpienie lub zawahanie. Skinąłem głową i uniosłem ręce wypowiadając wraz z moim mniejszym towarzyszem słowa rozpoczynające inkantacje. Runy jak i sam krąg rozświetlił się. Jakby na to czekały, rozległy się ryki z lasu, zaś dookoła warowni poczęły zbierać się istoty nie obce każdemu kto kiedykolwiek walczył z siłami ciemności. Nie wielkie, chuderlawe gobliny o elastycznym szkielecie, biegły w pierwszej linii, wśród nich biegły dużo większe i bardziej masywne, zielonoskóre orki dzierżące straszliwe topory oburęczne. Zaś rozłamując drzewa z północy i zachodu wyszły Giganty. Vilquor podbiegł do Alexa, poważny wyraz twarzy i topór oparty o ramie sygnalizowały iż Khazad w pełni pochłonięty był nadchodzącą bitwą.

    - Ile czasu Se im zajmie to magikowanie? ? Alex zastanowił się chwile.

    - A ile go mamy? ? Spytał spokojnie obserwując fortyfikacje.

    - Bah! 20 Khazadów, naliczyliżeśmy z 70 łorków i ze dwa Rozy tyle gobelinów, ale pewnikiem Se ich je wiencej. Nu i ze dwo giganty, takoj jako iże mamy przewage liczebnom, to pewnikiem troche tygo czasu mamy?ba! No i Se niektóre wioskowe ludy dozbroiły, ya? ? Z rechotem odbiegł dowodzić ludźmi, spodziewając się odpowiedzi Alexa. Templar westchnął z powodu sarkazmu Khazada. Pierwsze ryki rozległy się gdy chmary goblinów i orków wpadły w zastawione doły najeżone naostrzonymi Palami. Wróg prawdopodobnie wiedział o tym, ale taktyka nie wchodziła w grę, gdyż bestie parły na przód omijając doły. Widziałem zeszłej nocy jak połowa khazadów zamiast kopać, ostrzyła większe kawałki drewna, zdziwiło mnie to że nie rozstawili ich w pułapkach a zostawili wewnątrz obwarowania. Teraz rozumiałem z jakiej okazji to robiły, rzucając je tak celnie, jak celne były ich topory w walce w zwarciu. Wielu ludzi także rzucało oszczepami, życie po środku dziczy wyostrzyło zmysły tych ludzi, gdyby mieli wojskowe przeszkolenie byliby groźnymi rywalami, ale i bez tego stanowili przeszkodę dla nadchodzącej armii. Większość oszczepów wpadała w ciała orków, nie liczne które nie trafiły kładły trupem mniejsze humanoidy.

    - Zachodnie skrzydło! ? Ryk rozległ się i ułamek sekundy stał się wiecznością gdy wielki głaz wylądował na tamtej ścianie miażdżąc ją, wszyscy w pobliżu zdążyli uciec, nie mniej istoty miały wejście do środka?bitwa dopiero się rozpoczęła. Słychać było ryki Vilquora który grupował ludzi w nowe grupki. Pełen podziwu dla jego umiejętności będę po kres własnego istnienia. Czułem jak słabnę, nie robiłem nic oprócz powtarzania pewnej formuły w kółko, mimo to czułem się coraz słabiej. Nie było to osłabienie takie iż zaraz miałem paść plackiem na ziemi?było to jednak odczuwalne. Amulet zaś powoli wznosił się ku górze i obracał w powietrzu. Słyszałem pierwsze okrzyki z wewnątrz, gdzie małe humanoidy siały chaos wśród silniejszych, a orki wykorzystywały to wbijając się do zdezorganizowanych szyków. Kwestią czasu było to iż nas zauważą, mimo to musiałem skupić się na zaklęciu, teraz?albo nigdy. Alex stał przygotowany, uniósł miecz i oczekiwał jak pająk w swej sieci. Po części poczułem się jak przynęta Templara. Khazadzi Shiedlbreakerzy orali się przez wszelkie orki i gobliny którym udało się dostać do środka.

    - WSCHÓD!! ? Kolejny ryk i kolejny trzask?kolejny głaz i kolejna przełęcz dla istot ciemności. Kolejne ryki Vilquora i jego ludzie podzielili się błyskawicznie na dwie grupy ,jedna już biegła wesprzeć tamtą stronę. Słyszałem krzyki umierających ludzi, coś co nie omal wyprowadziło mnie z równowagi, gdyby nie mentalna więź z mirmimem. Krzyk?krzyki były wszędzie, khazadzi ryczeli, gobliny skomlały, ludzie krzyczeli, orki wtórowały khazadom?

    Portal zaczął się otwierać, feeria niebieskich ogników poczęła zbierać się przy amulecie jak i przy naszej czarującej dwójce?

    Shieldbreakrzy Vilquora zebrali się przy nas i otoczyli korowodem. Kryjówkę nie zdolnych do walki otoczyła druga grupa, dołączyli walczący ludzie którym udało przebić się przez bestie.

    Rozdział 5: Ofiara

    Czym jest ofiara według mnie? Jest to egoizm pozostawienia brzemienia pamięci na żyjących?egoizm? Był okres czasu gdy tak uważałem. Teraz uważam to za przywilej chwili. Dziękuje tym wszystkim którzy wykrzesali tyle odwagi aby otrzymać ten przywilej. Brzemie? Wspomnienia?tak będę o tym myślał, bo wiem że to co zrobili było dobre. Przeszłość jest czarna, ale gdy się przyjrzymy widzimy iż pozorna czerń tworzy piękne wzory bieli i innych barw?

    Spuszczaliśmy powoli skrzynie w dół który starannie wykopaliśmy. Puściliśmy sznury i spojrzeliśmy w dziure. Dwa metry czeluści a w niej sporych rozmiarów skrzynia?trumna.

    Zakopanie go nie zajęło długo, rozejrzałem się po pobojowisku?naszym uprzednim polu bitwy, chmury empatycznie wyraziły swoje emocje. Deszcz powoli zaczął moczyć ziemie wokoło?zmywać krew.

    - Bierejta po lewej! Tamoj wzmocnić! PIES WOS CHENDORAŁ!! Nie mogom dojść do centrum. ? Vilquor ryczał samemu robiąc co mógł toporem, frustracja w jego głosie nie pomagała teraz tej sytuacji. Jeden zamach oznaczał kolejną śmierć po stronie agresora, portal powoli otwierał się, ale nadal był nie stabilny. To wszystko trwało tak krótko, ale dla nas była to wieczność. Alex milczał, miał kamienny wyraz twarzy gdy obserwował dookoła korowód z ludzi i krasnoludów, wyszukując luk. Zimna kalkulacja, nie patrzał na to kto cierpi, patrzał na luki które przysporzą mu oponentów.

    Liście zaczynały spadać, pojedyncze i tylko niektóre przybrały żywe barwy czerwieni czy żółci?Liściopad dopiero się rozpoczynał. Staliśmy tak, Alex zapewne wspominał chwile, a ja? A ja powstrzymywałem natłok emocji. Zemsta, rozpacz, smutek, beznadzieja. Byłem jak beczka prochu, iskra wystarczyła abym wybuchł.

    Nie chciałem oceniać jego czynu, nie teraz?nie w tej sytuacji. Przyszłość jest po to aby wypominać zmarłym przeszłość?teraźniejszość to nieodpowiednia pora.

    Stworzenia cofnęły się, zbierając się. Czułem jak krąg zacieśnia się, niwelując luki spowodowane śmiercią nielicznych sił jakimi dysponował Vilquor. Portal był prawie gotowy.

    - JUŻ! Ale?cholera! ? Nie wiem jak inni, ale to pojedyncze zdanie wryje mi się w pamięć. Mirmim nie mógł inaczej wyrazić swoim spostrzeżeń.

    - PORTAL za długo zostanie aktywny?ja?ja musze go zamknąć, to potrwa krótko i będę potrzebował czasu?i kogoś kto zajmie stworzenia, a wy! BIEGIEM DO PORTALU.

    Łza popłynęła wzdłuż mojego policzka?łza lub być może jedna z kropel deszczu. Alex ruszył na przód, wbijając dwa związane topory, a następnie wbijając tarcze jako tło dla tych toporów. Był to improwizowany nagrobek?Khazadzki nagrobek jaki pamiętał Templar.

    -Czarujta i dołączajta, bo jeszcze Se wom pozabijam wszysteczko i Se wom całom zabawe zabiere. ? Vilquor uderzył toporem o ziemie zachęcająco, rechocząc zadziornie. Stworzenia rzuciły się na niego. Mówiło się że Khazadzi mają wyrobioną w sobie?umiejętność do prowokowania większości mniej inteligentnych istot ciemności. Zamachnął się, ale nie powstrzymał zamachu gdy ostrze przecięło jedno z ciał. Niczym trąba powietrzna, bez równowagi począł ciąć i siekać. Ryczał a chóralne okrzyki umierających tworzyły kakofoniczną pieśń tej walki. W końcu poczuł jak jedna z włóczni znalazła odsłoniętą tkanke.

    - Gotowe! Zamknięty! ? Triumfalnie, ze smutkiem w głosie orzekł Mirmim gdy portal zamknął się za jego plecami a on sam miał już w dłoni krótki miecz. Vilquor upadając zauważył jak piękna feeria barw towarzyszyła temu zjawisku?następnie czuł jak jego zimne ciało przecinają inne gorące włócznie?czuł twardą ziemie. Czuł się szczęśliwy?słyszał krzyk, a następnie stęknięcie mirmima. Wiedział że dopełnili swojej przysięgi?

    - Ruszamy? - Alex ruszył nie odwracając wzroku, ja zaś jeszcze raz rzuciłem okiem na to co zostało napisane przy pomocy układanych małych kamyczków ?Dla towarzysza broni i bohatera tego miejsca, niechaj Przodkowie napełnią mu kufel chwały pienistym miodem, a dziewoje czesają brodę po kres czasu??

    __________________________________

    na koniec chciałem dodać iż nie czytałem Sapkowskiego, acz polowałem na niego i łowy się rozpoczną na nowo, ale jakoś tak dziwnie różne zbiegi okoliczności...

    wszelkie podobieństwa są tylko z nazwy (a i one same pewnie zmienią się), ale fakt nie które fragmenty mogłem zerżnąć jak dziki, czego nie pamiętam.

    jedyne za co przeprosić świadomie mogę to inspiracje "Krucjatą Libertiego" i tekstem który uchwyciłem z pięć dwa dębiec i który wita wśród ksiąg tego co czytaliście

    wszystko to napisane zostało w dość długim rozłożeniu czasowym, celowo abym mógł śledzić własne postępy no i tak ostrzegam...co do błędów ortograficznych to wina worda jak czegoś sam nie wyłapałem. Co do interpunkcji i składni? Cały czas się uczę i dlatego zamieściłem to...coś, dla szerszego grona i obiektywnego : o czasami trzeba obuchem w brzuch aby człeczek cosik zrozumiał...

    Zjedziecie czy nie, dostane -1 czy nie to zamierzam kontynuować prace bogatszy o waszą opinie...oczywiście całej sagi to ledwo początek...sagi...ta mam nadziejeże bede mógł to kontynuować tak jak chciałem...a nawet jeśli nie to lepsze pisanie i rozwijanie się od ćpania ya? : P

    EDIT: co do wy budzić etc. to wina worda : /....poprawiam

×
×
  • Utwórz nowe...