Przez ostatnie parę tygodni awaria powtarzała się i to dość często, zawsze tak samo - "pip", 2-3 sekundy przerwy, kolejne "pip" a ja oczywiście bagatelizowałem problem, bo kasy szkoda, a takie coś da się przeżyć, no a przynajmniej ja potrafiłem, bo moim postaciom czasem się nie udało...
Reszta użytkowników komputera też nie zwracała uwagi na wadliwe działanie myszy - akurat siostrę zrozumieć mogę, bo ona tylko anime w sieci oglądała, ale nie wiem czemu matce mojej to nie przeszkadzało, skoro gra (a raczej maniaczy, bo na kompie siedzi dłużej niż ja) w tego całego Rappelza i tam mysz to podstawowe narzędzie. Ogólnie rzecz ujmując - prawie cała rodzina olewała ten problem.
W końcu jednak Bozia pokarała nasze lenistwo i skąpstwo. Było to parę dniu temu - gram mecz, walczę Tristaną z Garenem i nagle słyszę złowrogie "pip". Oczywiście pierwsze co robię to załamuje ręce i wywołuje ku... panią lekkich obyczajów. Zaczynam machać nerwowo tą myszą czekając aż w końcu zareaguje, jednak nic się nie dzieje, kursor jak stoi tak stoi, a moja postać właśnie zginęła. Bogom dzięki, że rodziców nie było bo za słownictwo kompa przez co najmniej miesiąc bym nie tknął. Gdy przekleństwa nie zadziałały zacząłem ją naprawiać tak jak większość takich "speców" jak ja, czy walić myszą o blat biurka licząc na jej cudowne uzdrowienie. Niestety nic to nie dało i już mi się chce lapkiem o ścianę rzucić.
No ale, ale! Przypomniałem sobie wtedy, że przecież ten sprzęt ma jeszcze touchpada, więc kładę palucha na czarnym prostokącie i gram dalej. Ale o bogowie, to już bym więcej zdziałał, jakbym się nie poruszał i był AFK - przynajmniej drużynie bym nie przeszkadzał i nie karmił wroga sobą samym! Od strony mojej własnej drużyny oczywiście z miejsca lecą "nooby", "boty" "get the f... outy" w moją stronę. Nic nie dały tłumaczenia "My mouse is dead!" Kiedy w końcu mecz się zakończył, oczywiście wynikiem tragicznym dla mojej drużyny poleciały na mnie raporty o bycie feederem. Na szczęście bana nie dostałem, ale i tak było kiepsko, bo statsy spadły mi dość mocno.
A po meczu gdy tą przeklętą mysz chciała sprawdzić moja mama, ta jakimś cudem działała - niech ją piorun trafi... mysz oczywiście, nie rodzicielkę moją. Do tamtego czasu jednak gry nie tykałem, by znowu taka sytuacja się nie powtórzyła.
A moja rada dla was: nie bądźcie skąpcy i lenie, gdy mysz zaczyna szwankować wydajcie te kilkadziesiąt złotych na nową - taki sprzęt sam się nie naprawi...
Dziękuję.
- Czytaj dalej...
- 0 komentarzy
- 230 wyświetleń