Skocz do zawartości

Dagar11

Forumowicze
  • Zawartość

    307
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Dagar11

  1. Dalszą grą również jestem zainteresowany. Mój problem polega jednak na tym, że niebacznie podłączyłem się do Gofra, naiwnie licząc, że w końcu zacznie regularnie odpisywać. W związku z tym musiałbym od niego jakoś sensownie uciec i... no właśnie. I co dalej? Samotna gra mi się nie uśmiecha, a postaci Tura i Fejsa raczej nie z takich są, co by przyjeli przybłędę.

  2. Wielkie Zakurzone Coś Siedzące Przy Barze TM, ku ogólnemu zdziwieniu, poruszyło się. Najpierw raz. Chwilę potem znowu. Aby w końcu chaotycznymi ruchami górnych, odstających elementów zacząć omiatać całą swoją sylwetkę. Otrzepawszy się z kurzu, Skorpion sięgnął po dawno już zapomnianą szklankę coli. W jaki sposób napój nie rozgazował się przez tyle czasu? I jak Najemnik pił przez gazmaskę? Cóż, Rule of Cool takie szczegóły zjada na śniadanie.

    Chwilę potem Skorpion wyprostował się, zupełnie jakby chciał coś powiedzieć. Zanim jednak wydał z siebie jakikolwiek dźwięk, który można by nazwać słowem, część ekranu, jak dotąd transmitująca pojedynek muzyczny, ukazała zdziwionym widzom uśmiechniętą Panią Prezenter.

    -Z przykrością zawiadamiam, że ze względu na pewne problemy techniczne zmuszeni jesteśmy przerwać pojedynek muzyczny. Przepraszamy za tę niedogodność. A teraz zapraszam na blok reklamowy.

    -...Proszku do prania "Perłól Blek Madżik", kocham Cię!

    <Kadr na szczęśliwą rodzinę. Wyciemnienie.>

  3. Drużyna P_aul i spółka: obawiam się, że na mój post będzie trzeba dłużej poczekać. Komputer odmówił współpracy, a pisanie czegoś dłuższego na konsoli ( tak jak to robię teraz ) zakrawa na profanację i skłonności masochistyczne. Jeżeli więc komuś w ogóle przeszło przez myśl, żeby na mnie czekać- niech nie czeka. Tylko postarajcie się nie zostać ranni, bo nie będę miał jak was zszyć :).

  4. Tak wiem, że krew postaci Anathemy ma właściwości leczące. Ale z pewnością pozostała tam jakaś blizna, jakiś nienaturalny ślad wskazujący, że coś się tam stało. Nie zostało też napisane (chyba, że to przeoczyłem, wtedy przepraszam), że umyła ręce. Zresztą, nawet jeśli, przecież krew tak łatwo nie schodzi. Oczywiście ten "Mistrz" starał się jej zebrać jak najwięcej. Ale wszystkiego się przecież nie da...

    PS Dlaczego to piszę? Na wszelki wypadek <Spogląda lekko przestraszonym wzrokiem na Face'a>

  5. Face, to akurat nie problem. Pojedynki powinny odbywać się chyba na neutralnej ziemi. Czyli z dala od włości uczestników. A przynajmniej wydaje mi się to logiczne. Poza tym działo się to przed wojną z nieumarłymi, a co, jak co, ale taki konflikt z pewnością namówił wielu do przeprowadzki. Podsumowując: Rogaty może być teraz wszędzie. Także w Khelberg.

    Aha, jeszcze jedno. Kto by mnie chcial przygarnąć? Albo inaczej: kto nie udusi mnie jak zacznę się za nim włóczyć? Przydałaby się ta wiedza do pierwszego posta.

  6. Niemy felczer wersja 1.1

    ****************************************************************

    Imię: Aldear

    Rasa: Elf

    Wiek: 52 lat

    Klasa: Felczer

    Historia

    Oparłem się o niewielką balię. Z powierzchni wody spoglądały na mnie ciemne, fioletowe oczy. Smutne. Zamyślone. Zamoczyłem twarz i rozejrzałem się po pokoju. Łóżko, proste, drewniane krzesło, żadnych innych mebli. Nie można go było nazwać luksusowym. Ale też nie był drogi.

    Zgrzytnęło w drzwiach. Ktoś usiłował je otworzyć. Kto? Właściciel domu chcąc uzyskać pieniądze? Straż miejska? Zwykły włamywacz? Może siepacze Garona? Czyżby dowiedział się że żyję? Garon? Spotkałem go tylko raz w życiu. O jeden raz za dużo.

    **

    Pojedynek miał się ku końcowi, obaj rycerze byli już mocno wycieńczeni. Zwłaszcza ten z trzema rogami na tarczy. Przeciwnicy krążyli wokół siebie, nie wiadomo, czy aby odzyskać siły, czy wyczekując odpowiedniego momentu na atak. Nagle drugi rycerz, herbu bodajże Biały Kruk, błyskawicznie doskoczył do przeciwnika i obalił go jednym potężnym uderzeniem tarczy, by następnie wyciągnąć miecz w kierunku jego szyi. To był koniec. Z gardeł jego sług wydobył się radosny okrzyk. Ja też byłem zadowolony- mieli mi zapłacić mi za samą fatygę. Wtedy zdarzyło się coś, co będę pamiętał do końca życia.

    Jeden ze sług Rogatego, wziąwszy wcześniej potężny zamach, uderzył Białego kijem za kolana. Rycerz zwalił się na ziemię. Rogaty oczywiście skorzystał ze sposobności. Błyskawicznie dźgnął swego przeciwnika pod napierśnikiem, kierując ostrze w górę. Biały zginął na miejscu.

    Przerażony spojrzałem na sługi Białego. Leżeli martwi na ziemi, a z ich pleców sterczały bełty. W lesie musieli zostać poukrywani kusznicy. Zanim zdążyłem podjąć jakąkolwiek racjonalną decyzję jeden z siepaczy Rogatego, ten, który wcześniej pomógł mu w walce, teraz zwalił się na mnie, uniemożliwiając mi tym samym ucieczkę.

    -Gdzieś się panu śpieszy, panie felczer?

    Rogaty patrzył na mnie z góry uśmiechając się ironicznie.

    -Jakże to? Przecież tam biedny rycerz leży, potrzebuje pańskiej pomocy! Hańba, panie felczer! Hańba! A teraz proszę zaszyć zwłoki. Przecież nie odeślemy ich rodzinie w takim stanie prawda?

    Po jakiejś godzinie rana była zaszyta. Robotę wykonywałem najwolniej jak się dało, licząc, że nadarzy się jakaś sposobność do ucieczki. Nie nadarzyła się. Znów chwycił mnie i unieruchomił ten sam sługa.

    -Dziękuję. Teraz nie będzie już nam pan potrzebny.

    Szarpnąłem się w ostatniej, rozpaczliwej próbie ratowania życia, ale cios sztyletem i tak dosięgnął mojej szyi. Zwaliłem się na ziemię.

    -Zawieziesz zwłoki do rodziny. Oficjalnie zginął w trakcie uczciwego pojedynku. Jego słudzy-szelmy na ten widok uciekli do lasu.

    Sługa jeszcze raz spojrzał na mnie.

    -On chyba jeszcze żyje panie.

    -Długo nie pożyje. Jeśli ktoś ich znajdzie pomyśli, że napadli ich bandyci. Ale nie ma co marnować czasu. Wsadź trupa na wóz. Spiesz się, droga przed tobą daleka.

    Rogaty, razem ze swymi sługami odjechał. A ja straciłem przytomność.

    **

    Dotknąłem blizny na szyi. Tego dnia miałem niesamowite szczęście. Szarpiąc się, zdołałem odchylić się na tyle aby ostrze nie dosięgnęło żadnych ważnych żył ani tętnic i jedynie uszkodziło struny głosowe. A nim się wykrwawiłem, znalazł mnie patrol. Działo się to tuż przed wojną z nieumarłymi, więc akurat krążących po drogach patroli było sporo. Mówić już nie mogłem. Ale dlaczego nie wysłałem listu do rodziny zmarłego, albo władz? Mogłem, ale kto by mi uwierzył? Kto postawiłby wyżej słowo elfiego felczera ze wsi, nad słowo Garona herbu Trzy Rogi, znanego i szanowanego rycerza ze znanego i szanowanego rodu? Mimo to przez wiele tygodni od tego wydarzenia czułem do siebie wstręt.

    Nagle zamek w drzwiach zgrzytnął wyjątkowo głośno. Pewien byłem, że osobnik za nimi zmartwiał. Podniosłem sztylet i spojrzałem na niego. Ten niepozorny przedmiot uratował więcej osób niż zabił? Przełożyłem go do prawej dłoni, podczas gdy lewą sięgnąłem do wiszącego mi u pasa mieszka i nabrałem z niego nieco jakiegoś proszku. Następnie możliwie szybko , tak by go nie rozsypać, ukryłem się obok drzwi. Pozostało poczekać.

    Po dłuższej chwili drzwi się otworzyły i powoli, ostrożnie do środka pokoju wszedł jakiś elfi mężczyzna. Nie czekając, aż mnie zauważy silnie zamachnąłem się i?

    **

    Spoglądałem na płonący dom. To był mój dom. To była moja wioska. Był. Była. Ale teraz, to był tylko ogień. Z wyrzutem spojrzałem na stojącego obok ojca.

    -Całe życie uczyliście mnie o ziołach. A teraz spójrz na to!

    Tu wskazałem na zgliszcza.

    -Po co mi były te wszystkie nauki, skoro nie mogłem bronić domu? Oczywiście potrafię rozróżnić poszczególne zioła i grzyby. Wiem których użyć i w jaki sposób. Ale to nie zrobi raczej wrażenia na orku czy kościeju! Ale nie, przecież machanie mieczem to niegodne nas barbarzyństwo. A więc powiedz mi ojcze, jak mam się bronić ziołami?!!

    Byłem zły . Frustrowała mnie własna niemoc. Spodziewałem się że ojciec będzie się na mnie gniewał. Ale on zamiast tego tylko zerknął na mnie i uśmiechnął się. Przeraził mnie ten uśmiech.

    -Chodź! Pokażę ci.

    **

    ... rzuciłem w niego proszkiem. Włamywacz zgiął się w pół i zaczął wymiotować. Sproszkowany borowik szatański. Wywołuje gwałtowne wymioty. Lubię zioła. Pewnie dlatego, że rodzice zapoznawali mnie z nimi od małego. Robili to zresztą tak długo, jak długo żyli. To znaczy, dopóki nie zginęli?

    **

    Patrzyłem z dezaprobatą na nasz nowy dom. Nie byłem zbyt zadowolony. Ani spokojny. Rodzice już drugi tydzień praktycznie cały swój czas poświęcali jakiejś księdze, którą kupili po okazyjnej cenie od przejeżdżającego przez miasto kupca. Ponoć były w niej opisane jakieś magiczne rytuały? Ehhh? Oni zawsze byli tacy ciekawi świata?

    -?ale bez specjalistyczne wiedzy może im się coś sta?

    W tym momencie nasz dom eksplodował.

    **

    Dlaczego ja myślę o tym tak spokojnie?! Za dużo trupów widziałem? za dużo jelit wylewających się z jamy brzusznej, za dużo zmiażdżonych kończyn i głów? Przyzwyczaiłem się? Kiedy wbiłem temu biedakowi sztylet w potylicę, też nie zrobiło to na mnie wrażenia. Niech to? Kiedy ja się taki stałem? Przecież wiem? Przecież wiem, że w trakcie wojny?

    **

    -Panie felczer, błagam, pomóżcie mu!

    Dotknąłem blizny. Tak bardzo chciałem mu wytłumaczyć, że jego przyjacielowi nie da się już pomóc. Bełt uderzył za blisko serca. To był prawdziwy cud, że jeszcze żył. Pokręciłem smutno głową w nadziei, że zrozumie i dałem znać ręką, aby go zabrali.

    -TY POTWORZE!!!

    Wróciłem do pacjenta. Nic nie zagrażało już jego życiu, teraz wystarczy zaszyć ranę. Miał szczęście. Tak potwornie zmiażdżone ramie, w połączeniu z uszkodzeniem jamy brzusznej? Wyglądało to paskudnie, na szczęście operacja się udała. To był pierwszy jakiego dziś uratowałem. W większości przypadków po prostu stwierdzałem zgon? A przecież doszło dopiero do kilku potyczek. Prawdziwa bitwa była dopiero przed nami?

    **

    Zabrałem mu sakiewkę oraz wytrych i schowałem je do torby. Właściciel tego domu nawet nie wie jak wyglądam. Wszyscy będą myśleli, że tego tu zabito dla pieniędzy? Pochyliłem się i dwoma palcami zamknąłem mu oczy. I wyszedłem.

    Wygląd

    Mierzący 1.87 elf, bardzo chudy i o mizernej posturze. Włosy ma jasne, przechodzące w biel i obcięte tak krótko, że sterczą jak szczotka. Twarz smukła i bardzo przeciętna jak na elfa, wyróżniają się w niej tylko fioletowe oczy, sprawiające wrażenie wiecznie zamyślonych, jakby ich właściciel myślami znajdywał się daleko stąd. Poza tym wyróżnia się tylko bardzo wyraźną, brzydką blizną na szyi.

    Ma na sobie skórzaną kurtkę , wykonane z tego samego materiału spodnie i najzwyklejszą w świecie białą koszulę. Poza tym na czole nosi opaskę, a na lewej dłoni rękawicę.

    Ekwipunek

    Sztylet, mieszek na zioła, torba w której schowane jest trochę igieł, nici i bandaży.

    Umiejętności

    Duża wiedza o ludzkim ( i nie tylko) ciele w połączeniu ze zręcznością i wieloletnią praktyką zawodową umożliwia mu owego ciała leczenie, jak i inne, z reguły dużo mniej humanitarne związane z nim czynności. Przykładowo nieprzygotowanego przeciwnika zabija szybko i efektywnie. Jednak w otwartej walce szanse ma nader mizerne. Po za tym zna się na ziołach i grzybach, bez problemu je rozpoznaje i wykorzystuje.

    Warto dodać, że Aldear po wielu latach obcowania ze śmiercią i towarzyszącymi jej okropieństwami uodpornił się na widok nawet najbardziej zmasakrowanych ciał. Umożliwia mu to trzeźwe myślenie i skuteczne działanie nawet wtedy, gdy inni stoją zgięci w pół i wymiotują. Z drugiej strony nie jest w stanie przewidzieć reakcji i zachowania innych ludzi, w których oczach staje się bezdusznym potworem.

    Zalety

    +Zręczny

    +Leczenie

    +Wiedza o ciele

    +Znajomość ziół

    +Odporny na ?nieprzyjemne widoki?

    Wady

    -Słaby

    -Obniżona empatia

    -Obawa przed uprawianiem magii

    -Nie może mówić

  7. Face... W którym momencie powiedziałem, że on ma długą praktykę zawodową bo nie zauważyłem? "Długa", a "kilkuletnia" to spora różnica. Napisałem to drugie. Poza tym napisałem też, że "umożliwia" leczenie, a nie, że jest mistrzem fachu.

    Co do rycerza... Zgoda, nierozsądne, nie pomyślałem o tym... Tylko, że mój elf się Garona boi. Jak sam stwierdziłeś, to dopiero elfie dziecko (skrzywine przez wojnę, ale to inna rzecz). Spójrz- kiedy usłyszał, że ktoś próbuje się włamać, jedną z jego pierwszych myśli było to, że Garon nasłał na niego siepaczy. Zresztą spójrzmy na to tak- jak myślisz komu straż miejska prędzej by uwierzyła? Elfowi włóczędze ze wsi, czy rycerzowi z dobrego rodu ( czytać, z fortuną rodową [innego by nie było stać na siepaczy, zbroję i inne nieodzowne przy pojedynku rzeczy...]?

    A co do braku możliwości mowy i koniecznością porozumiewania się na migi... Face, ty mówisz "trudności", ja mówię "ciekawe".

  8. It's alive! ALIVE!!!

    Albo i nie...

    Podsumowując: oto spłodzony przeze mnie potworek!

    Imię: Aldear

    Rasa: Elf

    Wiek: 27 lat

    Klasa: Felczer

    Historia

    Oparłem się o niewielką balię. Z powierzchni wody spoglądały na mnie ciemne, fioletowe oczy. Smutne. Zamyślone. Zamoczyłem twarz i rozejrzałem się po pokoju. Łóżko, proste, drewniane krzesło, żadnych innych mebli. Nie można go było nazwać luksusowym. Ale też nie był drogi.

    Zgrzytnęło w drzwiach. Ktoś usiłował je otworzyć. Kto? Właściciel domu chcąc uzyskać pieniądze? Straż miejska? Zwykły włamywacz? Może siepacze Garona? Czyżby zmienił zdanie? Garon? Spotkałem go tylko raz w życiu. O jeden raz za dużo.

    **

    Do namiotu wniesiono dwóch, ciężko poranionych rycerzy. Rany cięte. Nie trwała żadna bitwa, a bandytami zajęłaby się raczej Straż miejska. Musieli się pojedynkować.

    Natychmiast zająłem się pierwszym z nich. Rozcięte lewe ramię. Wszystkie ważne żyły, nerwy i tętnice do niczego się już nie nadawały. Trzeba było amputować. Rycerz, kiedy tylko zobaczył uniesioną nad nim piłę, pobladł. Przy pierwszym jej ruchu nieludzko wrzasnął. Przy drugim zemdlał.

    Operacja się udała. Szybko przeszedłem do drugiego pacjenta. Jego obrażenia nie były tak niebezpieczne. Ale dużo trudniejsze do wyleczenia. Po kilku godzinach oboje leżeli obok siebie, a ich życiu nic nie zagrażało. Ludzie którzy ich przynieśli nie odsuwali się od nich na krok. Prawdopodobnie sekundanci.

    Pierwszy obudził się ten z amputowaną ręką. Niestety. Usiadł na łóżku. Już miałem się go zapytać jak się czuje, gdy ten nagle wyjął z cholewy buta nóż i z zamachem wbił go drugiemu rannemu w gardło. W tej samej chwili jego sekundant z zaskoczenie chwycił drugiego i bez większego wysiłku skręcił mu kark.

    -STÓJ!!!

    Nie wiedziałem jeszcze, że to ostatnie słowa jakie wypowiem w życiu.

    -Trzymaj go.

    Oczywiście próbowałem się wyrwać. Niestety żaden chudy elf nie ma zbyt wielkich szans w walce z jakimś barczystym wielkoludem.

    -Uratowałeś mi życie, dlatego ja oszczędzę twoje. Ale nie mogę ryzykować, że powiesz komukolwiek co tu się stało. A teraz nie ruszaj się. Nie chciałbym, aby coś stało się twoim tętnicom.

    **

    Dotknąłem blizny na szyi. Często to robiłem, od czasu kiedy podciął mi struny głosowe. Trudny zabieg, musiał mieć doświadczenie.

    Nagle zamek w drzwiach zgrzytnął wyjątkowo głośno. Pewien byłem, że osobnik za nimi zmartwiał. Podniosłem sztylet i spojrzałem na niego. Ten niepozorny przedmiot uratował więcej osób niż zabił? Przełożyłem go do prawej dłoni, podczas gdy lewą sięgnąłem do wiszącego mi u pasa mieszka i nabrałem z niego nieco jakiegoś proszku. Następnie możliwie szybko , tak by go nie rozsypać, ukryłem się obok drzwi. Pozostało poczekać.

    Po dłuższej chwili drzwi się otworzyły i powoli, ostrożnie do środka pokoju wszedł jakiś elfi mężczyzna. Nie czekając, aż mnie zauważy silnie zamachnąłem się i?

    **

    Spoglądałem na płonący dom. To był mój dom. To była moja wioska. Był. Była. Ale teraz, to był tylko ogień. Z wyrzutem spojrzałem na stojącego obok ojca.

    -Całe życie uczyliście mnie o ziołach. A teraz spójrz na to!

    Tu wskazałem na zgliszcza.

    -Po co mi były te wszystkie nauki, skoro nie mogłem bronić domu? Oczywiście potrafię rozróżnić poszczególne zioła i grzyby. Wiem których użyć i w jaki sposób. Ale to nie zrobi raczej wrażenia na orku czy kościeju! Ale nie, przecież machanie mieczem to niegodne nas barbarzyństwo. A więc powiedz mi ojcze, jak mam się bronić ziołami?!!

    Byłem zły . Frustrowała mnie własna niemoc. Spodziewałem się że ojciec będzie się na mnie gniewał. Ale on zamiast tego tylko zerknął na mnie i uśmiechnął się. Przeraził mnie ten uśmiech.

    -Chodź! Pokażę ci.

    **

    ... rzuciłem w niego proszkiem. Włamywacz zgiął się w pół i zaczął wymiotować. Sproszkowany borowik szatański. Wywołuje gwałtowne wymioty. Lubię zioła. Pewnie dlatego, że rodzice zapoznawali mnie z nimi od małego. Robili to zresztą tak długo, jak długo żyli. To znaczy, dopóki nie zginęli?

    **

    Patrzyłem z dezaprobatą na nasz nowy dom. Nie byłem zbyt zadowolony. Ani spokojny. Rodzice już drugi tydzień praktycznie cały swój czas poświęcali jakiejś księdze, którą kupili po okazyjnej cenie od przejeżdżającego przez miasto kupca. Ponoć były w niej opisane jakieś magiczne rytuały? Ehhh? Oni zawsze byli tacy ciekawi świata?

    -?ale bez specjalistyczne wiedzy może im się coś sta?

    W tym momencie nasz dom eksplodował.

    **

    Dlaczego ja myślę o tym tak spokojnie?! Za dużo trupów widziałem? za dużo jelit wylewających się z jamy brzusznej, za dużo zmiażdżonych kończyn i głów? Przyzwyczaiłem się? Kiedy wbiłem temu biedakowi sztylet w potylicę, też nie zrobiło to na mnie wrażenia. Niech to? Kiedy ja się taki stałem? Przecież wiem? Przecież wiem, że w trakcie wojny?

    **

    -Panie feczer, błagam, pomóżcie mu!

    Dotknąłem blizny. Tak bardzo chciałem mu wytłumaczyć, że temu już się nie da pomóc. Bełt uszkodził serce. To cud, że jeszcze żyje. To był już 30 z takimi obrażeniami. Najsilniejszy z nich wszystkich. Tamtych przynoszono martwych. Spojrzałem na zdesperowanego chłopaka. Smutno pokręciłem głową w nadziei, że zrozumie o co mi chodzi, a następnie dałem znak, aby go zabrano. Szeregowiec zaczął się awanturować.

    -TY POTWORZE!!!

    Wróciłem do pacjenta. Nic nie zagrażało już jego życiu, teraz wystarczy zaszyć ranę. Miał szczęście. Tak potwornie zmiażdżone ramie, w połączeniu z uszkodzeniem jamy brzusznej? Wyglądało to paskudnie, na szczęście operacja się udała. To był pierwszy jakiego dziś uratowałem. W większości przypadków po prostu stwierdzałem zgon? A przecież doszło dopiero do kilku potyczek. Prawdziwa bitwa była dopiero przed nami?

    **

    Zabrałem mu sakiewkę oraz wytrych i schowałem je do torby. Właściciel tego domu nawet nie wie jak wyglądam. Wszyscy będą myśleli, że tego tu zabito dla pieniędzy? Pochyliłem się i dwoma palcami zamknąłem mu oczy. I wyszedłem.

    Wygląd

    Mierzący 1.87 elf, bardzo chudy i o mizernej posturze. Włosy ma jasne, przechodzące w biel i obcięte tak krótko, że sterczą jak szczotka. Twarz smukła i bardzo przeciętna jak na elfa, wyróżniają się w niej tylko fioletowe oczy, sprawiające wrażenie wiecznie zamyślonych, jakby ich właściciel myślami znajdywał się daleko stąd. Poza tym wyróżnia się tylko bardzo wyraźną, brzydką blizną na szyi.

    Ma na sobie skórzaną kurtkę , wykonane z tego samego materiału spodnie i najzwyklejszą w świecie białą koszulę. Poza tym na czole nosi opaskę, a na lewej dłoni rękawicę.

    Ekwipunek

    Sztylet, mieszek na zioła, torba w której schowane jest trochę igieł, nici i bandaży.

    Umiejętności: Duża wiedza o ludzkim ( i nie tylko) ciele w połączeniu ze zręcznością i kilkuletnią praktyką zawodową umożliwia mu owego ciała leczenie, jak i inne, z reguły dużo mniej humanitarne związane z nim czynności. Przykładowo nieprzygotowanego przeciwnika zabija szybko i efektywnie. Jednak w otwartej walce szanse ma nader mizerne. Po za tym zna się na ziołach i grzybach, bez problemu je rozpoznaje i wykorzystuje.

    Warto dodać, że Aldear po wielu latach obcowania ze śmiercią i towarzyszącymi jej okropieństwami uodpornił się na widok nawet najbardziej zmasakrowanych ciał. Umożliwia mu to trzeźwe myślenie i skuteczne działanie nawet wtedy, gdy inni stoją zgięci w pół i wymiotują. Z drugiej strony nie jest w stanie przewidzieć reakcji i zachowania innych ludzi, a w ich oczach staje się bezdusznym potworem.

    Zalety

    +Zręczny

    +Leczenie

    +Wiedza o ciele

    +Znajomość ziół

    +Odporny na ?nieprzyjemne widoki?

    Wady

    -Słaby

    -Obniżona empatia

    -Obawa przed uprawianiem magii

    -Nie może mówić

  9. Scorpion spojrzał lekko przerażony na Paula.

    -Nie będę się z tobą kłócił, bo wiem, że masz rację. Po za tym kłótnie z moderatorami zwykle źle się kończą. Co do komunikatu na GG... Ja nie używam GG, więc siłą rzeczy nie mogłem go zobaczyć. Po prostu kiedy napisałeś, o braku czasu odniosłem wrażenie, że są to przejściowe problemy. Tak przynajmniej zrozumiałem twojego posta. I kiedy zacząłeś z wolna odpisywać... doszedłem do wniosku, że problemy minęły.

    Co mi teraz zostaje? Przyjąć prawdę na klatę... i przeprosić. A więc Paul. Przepraszam cię za bycie natarczywym i niecierpliwym. Zrozumiałem to bez pomocy twojego posta, ale jednak odrobinę za późno. I za to, że zrozumiałem to tak późno też cię przepraszam. Pokój?

    Wracając na swoją poprzednią pozycję najemnik zamruczał tylko pod nosem.

    -Ale na spłodzenie tego potworka jakoś znalazł czas...

  10. Scorpion podniósł głowę z nad blatu.

    -Dziwi was, że tak pusto? Ożywiło się ze względu na Ligę, wcześniej było tylko pożegnanie z Martem, a po za tym cicho. A kiedy ciężar ustaleń związanych z Liga został przeniesiony na stosowna dyskusję, tutaj przycichło. Co do kart... ja póki co nie miałem pomysłu na postać. Jeden tylko brylant złożył kartę na samym początku (tak Aiden, wiem, że ty też już złożyłeś), ale śpieszył się przy tym tak, że w opisie wyglądu wpisał "Grzmiący Topór". Co mnie zresztą nie dziwi, bo na jakiej dyskusji, czy sesji by się nie udzielił, wszędzie wykazuje się niezwykłą nadpobudliwością (bez obrazy brylant, ale musisz przyznać, że ciebie wszędzie pełno).

    Następnie najemnik spojrzał prosto na "czarną postać".

    -Mógłbyś zapodać coś szybszego?

  11. Scorpion krztusi się aktualnie spożywanym płynem usłyszawszy imię nowoprzybyłego.

    -Odrobinkę za dużo "Eragona", co "Smoczy Jeźdźcze"? Cóż... Neverending Sesja zawsze jest otwarta więc możesz spróbować się wbić. Tylko pamiętaj, najpierw zajrzyj na dyskusję. To, że jest otwarta nie oznacza, że możesz zacząć pisać posty nawet nie przedstawiwszy karty postaci! Aktualnie rozkręcana jest Liga pojedynków. Jakbyś chciał do niej wstąpić, pogadaj z MJankiem.

    Tu najemnik wskazuje na kościstego Nekromantę.

    -Jeżeli wolałbyś jakąś inną sesję, po prostu sprawdź, jaki jest aktualny Mistrz Gry i z nim pogadaj. No to chyba tyle.

    Zakończywszy wypowiedź Scorpion z radością małego dziecka które to właśnie ma urodziny i rano budzi się z górą prezentów obok łóżka, zwrócił znowu całą swoją uwagę na opuszczonej przed chwilą szklance.

  12. Najemnik, nie mając nic lepszego do roboty, zaczął bawić się krótkofalówką. Przeleciał kilka stacji radiowych, aż usłyszał kilka słów wypowiedzianych w bliżej nieokreślonym dialekcie rodem z bliskiego wschodu. Zmiana koloru skóry na twarzy na śnieżno-biały została na szczęście skutecznie ukryta przez gazmaskę. Scorpion wybiegł z karczmy.

    Przez dłuższy czas nic nie było słychać. Ot kilka serii z broni maszynowych, kilka krzyków, nic specjalnego. Po jakiejś pół godzinie dało się słyszeć ogłuszający huk, a potężny błysk wdarł się przez okno. Kiedy wszystko przycichło za pustą framugą (szkło nie jest zbyt odporne na fale uderzeniowe...) widać już było tylko zabawnie wyglądając, bo w kształcie grzybka, chmurę.

    Powłucząc nogami, najemnik stanął w drzwiach, łyknął antyrad i ruszył w kierunku baru. Jednak po drodze zatrzymał się jeszcze przy P_aulu.

    -Pssst... Paul... Mówisz, żeby rozkręcać tę Ligę... Ale wiesz co? Zdradzę ci tajemnicę... To ty jesteś Moderatorem, więc to ty możesz/powinieneś otworzyć ten temat...

  13. Scorpion leżąc na stole baru ("Moja głowa...") i od czasu do czasu popijając colę zaczął wydawać z siebie niejednolity szmer. Szmer ten z czasem stawał się coraz głośniejszy, aż w końcu dało się usłyszeć słowa.

    -Pomysł z pasami mistrzowskimi mi się podoba, choć... P_aul... czuję się trochę pominięty :). Co do rozgrywania rundy w jeden dzień, mam dodatkowy pomysł. Niech te rundy odbywają się w określonym czasie. Sądzę, że godzina, półtorej spokojnie wystarczy na pięć postów składających się na rundę. Skąd ten pomysł? Otóż mnie z kolei prześladuje inna mityczna bestia: siostrołak. A siostrołaki mają to do siebie, że od GG trzeba by je odganiać taktycznym ładunkiem nuklearnym... w liczbie co najmniej trzech ładunków. Po za tym mam nadzieję, że przynajmniej jeden tryb umożliwi walkę, hmmm... swobodną, jak to ma obecnie miejsce na Poligonie.

    To powiedziawszy Scorpion zwraca swoją uwagę na kubku coli. Jednak na chwile przed wypiciem pierwszego łyka coś sobie przypomina.

    -Jeszcze jedno. Sądzę, że w walkach z ograniczoną ilością przywałań/polimorfizacji ilość specjalnych umiejętności i broni powinna być ograniczona i ustalana przed pojedynkiem z sędzią. Chodzi mi o wyeliminowanie pewnej przewagi magów. Na takim komandorze Emo, czy (żeby daleko nie szukać) Scorpionie mimo najlepszych chęci za dużo sprzętu się nie zmieści. A magowie? Fireball, Iceball, Firefield, Spowolnienie, Magic Shield, BógWieCoJeszcze, itd. itp.

  14. Do karczmy weszła, czy raczej przyczłapała, kolejna postać. Chwiejnym krokiem podeszła do baru.

    -To co zwykle...

    Mogło się to wydać dziwne, bo postać jeszcze nigdy tu nie była. Gazmaska, czarny kombinezon i kamizelka kuloodporna, buty z wysokimi cholewami, krótkofalówka (nie mylić z mikrofalówką... ta znajduje się w Bezdennej Kieszeni )... Nic z tego nie wyglądało znajomo. Na szczęście każdy barman wie, co podać gdy jakieś ledwo trzymające się na nogach indywiduum powie "to co zwykle...".

    Scorpion spróbował usiąść. Spudłował. Spróbował jeszcze raz, tym razem pomagając sobie ręką. Ufff... Udało się. Następnie rozejrzał się dookoła. Obok siebie dostrzegł królika w dziwnie znajomym mundurze. Czy ja z nim czasem nie walczę? O NIE!!! Nie patrz na niego, to tylko omam, nie ma imperialnych komandorów-królików popijających sok marchewkowy w karczmie fantasy... Królik jednak nie był omamem. Przechadzający się między stolikami Różowy Słonik owszem, ale królik nie.

    Następnie wśród obecnych zauważył swego byłego nemezis'a. Licz mówił coś o turnieju. "Brzmi dobrze..." pomyślał (NIE ŚMIAĆ SIĘ!!!! Jak mówię, że pomyślał, to znaczy "pomyślał"!!! To w końcu fantasy, nie?). Dowlókł się do niego i dał znać ręką, że jest zainteresowany.

    Rozejrzał się jeszcze raz i wtedy dostrzegł GO. Wyglądał bardzo ponuro. Wtedy Scorpion zrozumiał o co chodzi. Ruszył w jego kierunku... A następnie sztywno stanął przed półsmokiem i zasalutował...

  15. Rzeczywiście, KMN wracają do życia. Szkoda, że nie mogę tego powiedzieć o Kabarecie Paranienormalni, który to ostatnio zaczął mnie zawodzić na całej linii. Mimo (a może przez?) nowego członka (Nie nie mówię tu o anatomii!!!), który pierwszy raz pojawił się na bodajże kabaretonie w Dolinie Charlotty. Też odnieśliście takie wrażenie?

    Ja za to chciałbym polecić pewien kabaret o którym do niedawna w ogóle nie słyszałem, a który bardzo mile mnie zaskoczył. Mówię o Kabarecie Nowaki. Jeżeli nie kojarzycie nazwy, może waszą pamięć odświeży skecz o Kursie Agresji (nazwy nie znam, ale ci co go widzieli, z pewnością skojarzą). Ostatnio występowali na kabaretonach w Dolinie Charlotty i w Gorzowie Wielkopolskim. A wy co o nich myślicie?

  16. Jeżeli jest się fanem resident evila wielką gratką jest gra Resident Wiivile. Ogólnie polega to na tym że poruszasz się po świecie za pomocą węzłów (tak jak w Myst'cie, choć tu kończą się podobieństwa), gdzie od czasu do czasu trzeba zaklikać zombiaka, bądź zagrać w minigierkę (od strzelnicy [Resident evil 4], przez zaklikanie Nemesisa nim do nas podejdzie [Resident evil 3: Nemesis], po mordowanie regeneratorów na czas [znów Residnet evil 4]. Oczywiście to nie wszystko). Wbrew pozorom bardzo przyjemne.

×
×
  • Utwórz nowe...