Tym bardziej cieszy mnie, kiedy idę do kina na ekranizację komiksu, która naprawdę wbija mnie w fotel. Tak było przy okazji 300, Strażników czy najnowszego Batmana (tak, wiem on tez raczej niezbyt pasuje do komiksowego oryginału, ale walić to. Podobał mi się i już ). To tej nielicznej ale jakże zaszczytnej grupy w ostatni piątek dołączył Kick-ass.
OMG, już dawno nie bawiłem się w kinie tak dobrze. Vaughn fantastycznie połączył historię Millara z odrobiną kina Tarantino. Ja taka mieszankę łykam w całości. Film jest po prostu genialny. Większość obsady to młodzi, nieznani mi aktorzy (nie jest to wadą, wręcz przeciwnie. Przynajmniej nie kojarzą mi się z 10 innymi tytułami) , którzy spisali się wyśmienicie. Nawet Nicolas Klatka w swojej roli wypada pozytywnie. Tam gdzie historia ma pędzić, pędzi jak Struś Pędziwiatr na sterydach, a w momentach w których przydałoby się nieco odsapnąć dostajemy jakaś spokojniejsza scenę, okraszona często dobrym żartem (scena przy stole na początku filmu - boska xD). Dodatkowo rewelacyjna ścieżka dźwiękowa, którą słucham nieprzerwanie od kilku dni. Nieczęsto zdarza mi się słuchać muzyki filmowej, bo ta zazwyczaj bez obrazu w ogóle mnie do siebie nie przyciąga. Tym razem jest zdecydowanie inaczej. Rewelacja!
Film naprawdę kopie dupsko!
- How do I get a hold of you?
- You just contact the mayor's office. He has a special signal he shines in the sky; it's in the shape of a giant cock.
- Czytaj dalej...
- 1 komentarz
- 312 wyświetleń