Skocz do zawartości

mister155

Forumowicze
  • Zawartość

    1462
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez mister155

  1. Pozwólcie, że zapytam, bo nie wiem, w jakim temacie to zrobić. Chcieliśmy z kumplami kupić czteropack Magicki, póki jest na promocji, ale żaden z nas nie ma konta. Chcieliśmy o to prosić innego kolegę i tu pojawia się pytanie: czy jeśli on kupi ten czteropak, to dostanie cztery klucze/prezenty czy też 3 i jedną od razu przypiszą do jego konta?

    @piotrekn: Dziękuję bardzo :) Dam mu swoje passy, kupi na moim koncie i będzie w porządku.

  2. Poszukuję jakichś filmów (najlepiej akcji, chociaż i to niekoniecznie), w którym ukazany jest całkowity, totalitarny reżim. Coś takiego, jak było w Equilibrium, V jak Vendetta, czy chociaż w klasycznym, choć książkowym Roku 1984 Orwella. Znajdą się jakieś ciekawe tytuły?

    (Jak was znam, to pewnie cała masa ;))

    @Rorschach: Jasne, jak masz jeszcze, to bardzo chętnie ^^. Wakacje się zbliżają, biblioteczka z filmami i moja, i kumpli niemała, a i wypożyczalnia za rogiem. A potrzebny mi jakieś fajne rozwinięcie do opowiadania.

  3. Wiedźmina przeczytałem, ale przyznam, że z każdą kolejną częścią Sagi szło mi to coraz bardziej opornie, mimo, że mi się ta powieść naprawdę spodobała. Po prostu za dużo tam koniec końców było chaosu. Tu to, tam tamto, tu wojna, tam coś innego... Dla mnie to była skomplikowana lektura, za to na pewno świetna.

  4. Odnośnie moich poszukiwań piosenek rockowych z wokalem żeńskim i męskim: wielkie dzięki tym, którzy mi pomogli i podali mi kilka japońskich zespołów, ale tutaj moja kolejna prośba: Znalazłoby się coś po angielsku? Jak np. niektóre piosenki Skillet albo Seether ft. Amy Lee - Broken. Coś w tym guście.

    @Stillborn: Masz u mnie kufel pepsi, Lacuna Coil rox! Dzięki! :happy:

  5. Ja dla odmiany poszukuję jakiegoś rocka (najlepiej) anglojęzycznego, japońskojęzycznego, bądź ewentualnie polskojęzycznego (chociaż wolałbym dwie pierwsze wersje) z wokalem męskim i żeńskim w utworach. Coś jak np. Hero od Skillet (polecam utwory tego zespołu, ekipa daje radę). Jakieś propozycje?

    @UP: Tematyka niby nie ta sama, ale nieźle czadu daje Dragonforce. Fajni są też Luca Turilli / Rhapsody (to jeden zespół, ale pod innymi nazwami), nie wiem, czy to można podpiąć pod power metal, fantasy metal na pewno. Klimatyczni, polecam.

  6. Ja ostatnio mam ochotę obejrzeć jakiś horror - niekoniecznie straszny :wink: - w którym bohaterowie WALCZĄ z tym, co ich atakuje. Coś w stylu Resident Evil (którego to bardzo lubię i wszystkie części obejrzałem, Degeneration z moim ulubieńcem Leosiem zwłaszcza :tongue: ), czy też Doom. Kojarzycie może jakieś fajne tytuły?

  7. Z polskich kabaretów do moich ulubionych należą KMN, AMM i Neo-Nówka (miałem przyjemność gościć na ich występie jakiś czas temu, genialna rzecz). Z zagranicznych podobnie, Monty Python, Jeff Dunham, ale też polecam The Umbilical Brothers. Goście są genialni, jak kłócą się na scenie, to aż ma się wrażenie, że totalnie improwizują. Naprawdę, jeśli ktoś nie widział - niech szuka. Na YT jest ich trochę. Goście z Australii, gadają po angielsku i z akcentem, ale z reguły można się połapać, a to, co oni tam wyczyniają, to po prostu geniusz w najczystszej postaci. Zdobyłem ostatnio Speedmouse, ich wyczyny swego czasu w Operze Sydney. Półtorej godziny płakania ze śmiechu, a ilekroć to oglądałem, tylekroć śmiałem się w tych samych momentach. Stanowczo polecam.

  8. To może i ja dodam coś od siebie. Dałem znajomym, spodobało się (ba, nawet nauczycielom, co mnie aż zdziwiło), więc może i wam się spodoba. To fragment pierwszej części, więc jeśli będziecie chcieli - dam resztę. Nie jest to może nic nadzwyczajnego, nie jestem znowu jakimś wielkim pisarzem, robię to tylko dla przyjemności, ale chętnie powitam każdą opinię :wink:

    Służba
    Prolog
       To było w samym środku wakacji. Nie mam pamięci absolutnej i wiele mogłem zapomnieć, lecz postaram się opisać wszystko jak najdokładniej zdołam.
       Mam piętnaście lat. Nie uważam się za wyjątkową osobę, po prostu zwyczajny, młody chłopak. Nie piję, nie palę, nie chodzę na imprezy. Nie jestem szczególnie towarzyski. Interesuję się komputerami, militariami i japońską kreską, lubię czytać książki przygodowe i sensacyjne. Swego czasu ćwiczyłem karate, jednak nie zdobyłem w tym wielkiej wprawy. Słucham rocka, czasami podchodzącego pod metal. Nie jestem niezwykły.
       Była właśnie jakaś impreza rodzinna u mojego kuzyna. Muzyka grała głośno, wszyscy rozmawiali i śmiali się. Wyszedłem na dwór. Chciałem trochę się przewietrzyć. Z lewej strony usłyszałem krzyk. Może dwa metry przede mną leżała na ziemi dziewczyna. Wyglądała na kogoś w moim wieku, dość wysoka, brunetka z blond pasemkami i zielonymi oczyma. Ubrana w jakąś dżinsową kurtkę i długą do kolan spódnicę. Obok niej stali dwaj zamaskowani mężczyźni. Ich cele były wiadome na pierwszy rzut oka: chcieli zgwałcić nieszczęsną dziewczynę. Widać wbiegła tu, wołając o pomoc, a my nic nie słyszeliśmy przez muzykę. Wciąż nie zauważyli mojej obecności.
    - Zostawcie ją! ? wrzasnąłem. W moim głosie czuć było wyraźny gniew. Nie zwrócili na mnie większej uwagi. ? Powiedziałem, żebyście ją zostawili, debile!
       Zeskoczyłem ze schodów, które prowadziły do drzwi wejściowych. Moje wrzaski wciąż nie zwróciły ich większej uwagi. Popatrzyli się na mnie tylko, a w ich oczach dostrzegłem pogardę. Tego było za wiele. Bez uprzedzenia, ja, człowiek, który nienawidzi przemocy w rzeczywistym świecie, strzeliłem bliższego mężczyznę w szczękę. Upadł na kolana, podpierał się rękami. Wtedy kopnąłem go w głowę. Widząc to, drugi zaczął uciekać, zaraz dołączył do niego pierwszy, choć biegł chwiejnie. Przeskoczyli przez płot i zniknęli mi z oczu. Popatrzyłem na dziewczynę, wciąż leżącą na ziemi.
    - Wszystko w porządku? ? zapytałem. Podałem jej dłoń i pomogłem wstać.
    - Tak? Dzięki. ? Drżała lekko, wciąż była w szoku. ? Komu zawdzięczam ratunek?
    - Mam na imię Marcin, ale przyjaciele mówią mi Ryu. ? Zaśmiałem się. ? A ty? Jak masz na imię?
    - Anna. ? Dziewczyna uśmiechnęła się blado. Jej twarz zresztą też była blada. ? Wybacz za kłopot, powinnam już iść. Tamci raczej tu nie wrócą.
    - Jesteś pewna, że dobrze się czujesz? ? dopytywałem się. Dziewczyna skinęła głową.
    - Nie martw się o mnie.
       Chyba jednak powinienem, chciałem odpowiedzieć, lecz odwróciła się nagle i wyszła. Westchnąłem. Wróciłem do domu, do śmiejącej się rodziny.
       Mogłem poprosić ją o numer telefonu, cholera. Albo chociaż o e-mail.
    Rozdział 1
       Jaja sobie robisz, co?
       Skrzywiłem się. Ja tu opowiadam, co się wydarzyło, a ta mi takie rzeczy pisze.
       Nie, nie robię. Jestem cholernie poważny.
       Ale wyobraźnię wciąż masz bujną?
       Warknąłem w stronę monitora.
       Wielkie dzięki za pomoc, Say. Jak ty mi nie uwierzyłaś, to raczej nikt nie uwierzy.
       ? Manipulator.
       Ba!
       Rozległ się dzwonek do drzwi. Zaraz do pokoju wszedł kuzyn. On też mi nie uwierzył. Nie, żeby było w tym coś dziwnego. Zawsze uchodziłem za tego słabego, nieważne, czy w domu, czy gdzie indziej. Niby czemu nagle miałoby się to zmienić?
       Mieliśmy iść na rynek. Pożegnałem się z Say na komunikatorze, założyłem plecak.
       Godzinę później przechodziliśmy przez Rynek Główny w Krakowie. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Starannie omijałem temat dziewczyny. Uratowałem ją ledwo tydzień temu i żałowałem, że prawdopodobnie nigdy więcej nie uda mi się jej spotkać.
       Kocham zbiegi okoliczności.
       Kuzyn opowiadał o czymś, a ja nagle przestałem go słuchać. Wpatrywałem się w ratusz.
    - Słuchasz mnie? ? Kuzyn popatrzył na mnie. Pokręciłem głową.
    - Wybacz na chwilę.
       Podszedłem do samotnej osóbki, siedzącej na kamiennej ławce obok wejścia do ratusza. Wyglądała na zmartwioną i trochę przestraszoną, ale to na pewno była ona.
    - Jakiż ten świat mały? - uśmiechnąłem się, gdy się na mnie popatrzyła. Usiadłem obok. ? Co tu robisz?
    - Jako, że dopiero dwa tygodnie temu się tu przeprowadziłam? Zgubiłam się!
       Kuzyn podszedł do mnie. Chciałem odpowiedzieć Annie, ale, patrząc na jego minę, zrezygnowałem.
    - Znasz ją? ? zapytał.
    - Uratował mnie tydzień temu. ? Anna schowała twarz w dłoniach.
    - Na twojej posiadłości, brachu. ? Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej. A mina kuzyna zmieniła się z zabawnej na jeszcze lepszą. Zaśmiałem się. Klepnąłem dziewczynę w ramię. ? No dobra, to gdzie miałaś zamiar dojść? Znamy jako- -tako te miasto.
    - Do gmachu ABN. I dzięki jeszcze raz, Ryu.
    - Nie ma sprawy. Ale tym razem nie popełnię tego błędu i poproszę o dane kontaktowe. ? Uśmiechnąłem się lekko.
       Zaprowadziliśmy ją do wielkiego budynku, który kiedyś należał do innej firmy. Zapewne był tu jakiś pasaż handlowy, bo niewiele jest rzeczy, które ignorujemy bardziej niż duże sklepy. Zanim weszła, wymieniliśmy się numerami telefonów.
       Jeszcze nie wiedziałem, że to będzie mój gwóźdź do trumny.
       Tej nocy, jakoś po pierwszej, zadzwoniła moja komórka. Nieznany numer. Miałem ochotę zignorować, jednak dzwoniąc tak, obudziłaby wszystkich. Odebrałem.
    - Ryu? ? Głos mężczyzny. Zdziwiłem się. Nikt z dorosłych nie nazywał mnie po pseudonimie, a w dodatku tego na pewno nie znałem. ? Dostałeś rekomendację od Kunoichi.
    - Że co? ? wyjąkałem. Ja śnię? ? Co tu się dzieje? Kim pan w ogóle jest?
    - Zdołasz przyjść jutro o jedenastej do Agencji Bezpieczeństwa Narodowego?
       Czego znowu chciało ode mnie ABN?! Właściwie? To co robiła tam Anna? Nie wyglądała na kogoś, kto miałby do nich jakąś ważną sprawę.
    - A jeśli nie? ? zapytałem.
    - Stracisz życiową szansę. Do niczego cię nie zmuszamy, a i tak możesz tylko zobaczyć, o co chodzi, a potem zrezygnować. Ale prosimy tylko, żebyś tam był jutro o jedenastej.
    - Jutro w sensie dziś? ? Ziewnąłem. No i tyle ze spania. ? Za dziesięć godzin czy za trzydzieści cztery?
    - Dziesięć.
       Rozłączył się. To było niemiłe. Westchnąłem i spróbowałem znów zasnąć.
       Gdy obudziłem się rano, stwierdziłem, że to był tylko głupi sen. Dopiero SMS od Anny uświadomił mi, że wcale nie.
       Dwie godziny.
       Tylko tyle mi zostało. Przekląłem i zacząłem się przygotowywać. Jak zawsze, gdy wychodziłem na rynek, zabrałem plecak z portfelem i legitymacją w środku, w kieszeni trzymałem komórkę, na szyi zawieszony miałem odtwarzacz muzyki, no i oczywiście zegarek i nieodłączny krzyżyk. Udało mi się dojść do tramwaju w samą porę, od razu wyjechałem. Pół godziny jazdy, dwadzieścia minut spokojnego spacerku i byłem przed gmachem ABN. Spojrzałem na zegarek. Dwadzieścia minut przed czasem. Jak zwykle. Nienawidziłem się spóźniać. Otworzyłem drzwi, zdecydowany, że poczekam wewnątrz. Usiadłem w rogu na krześle, nie zwracając niczyjej uwagi i zacząłem czytać książkę. Z ciekawości, raz po raz, zerkałem na hol.
       Widziałem wszelkiej maści ludzi. Młodzi i starzy, kobiety i mężczyzny. Wiele wyglądało po prostu jak biurokraci, ale byli i tacy, że miało się wrażenie, że coś ukrywają.
       Punktualnie o jedenastej ktoś do mnie podszedł. Nie musiałem patrzeć ani na zegarek, ani na przybysza, by stwierdzić, że Anna jest diablo punktualna. Nie podniosłem wzroku.
    - Widać nie tylko ja mam słabość do japońskich kreskówek. Kunoichi. ? Zachichotałem, a potem podniosłem wzrok. Widząc dziwną minę jednej z recepcjonistek, zaśmiałem się jeszcze głośniej. Pomyliłem się. ? Widzi pani, główna bohaterka tej oto książki jest kobietą-ninja. Czyli inaczej właśnie kunoichi. Czasem uda mi się powiedzieć coś na głos, przepraszam.
    - Czytałam tę książkę, Ryu. Ani w niej słowa o ninja. Ale numer był niezły. Chodź.
       Schowałem książkę i wstałem. Przyjrzałem się kobiecie. Średniego wzrostu ? byłem od niej wyższy ? i o długich, czarnych włosach, upiętych w kok. Ubrana była w jakiś szary żakiet. Mogła mieć jakoś ze 30 lat.
    - Nazywam się Eliza Pietruszewska i jestem jedną z wielu przedstawicielek wydziału Sigma. Kunoichi to Anna, zapewne już się zorientowałeś.
    - Tak, świetnie, ale co ja mam do tego?
    - Jesteś zapalonym graczem, prawda? Co mówi ci tytuł ?Splinter Cell??
       O w mordę.
    - Wydział Sigma to polski Trzeci Eszelon ? kontynuowała. - Cała seria tych gier to szczera prawda. Mogłabym powiedzieć ci, jak zakończy się ta część, której jeszcze nie wyciągnął od NSA scenarzysta. Jedyną różnicą między Sigmą a Eszelonem jest to, że w tym wydziale pracują ludzie w twoim wieku. Jest was piętnastu, nie wliczając ciebie.
       Jechaliśmy windą. Mieliśmy jechać na piętro numer 45, byliśmy na drugim.
    - Anna opowiedziała nam o tobie. Tuż po tym, jak ją uratowałeś, chcąc, czy nie. Ale nie mieliśmy namiarów. Wiesz, że to, co teraz słyszysz, usłyszysz lub zobaczysz jest jedną z najpilniej strzeżonych tajemnic polskiego rządu.
       Drzwi w końcu otworzyły się. Zobaczyłem uśmiechniętą Annę.
    - Miło znów cię widzieć ? powitała mnie. ? Witamy w Sigmie.
       Odwróciłem się, by zobaczyć w drzwiach windy uśmiechniętą panią Pietruszewską. Machnęła dłonią, żebym poszedł, a potem drzwi się za nią zamknęły.
    - No dalej, szef chce się z tobą zobaczyć. ? Anna uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
       Przeszliśmy przez długi korytarz, potem skręciliśmy w lewo. Anna zapukała do drzwi oznaczonych tylko grecką literą sigma. Nie czekając na odpowiedź, otworzyła je i wepchnęła mnie do środka. Było tam duże biurko, za którym siedział pospolicie wyglądający mężczyzna. Mógł mieć może ze 40 lat, szpakowaty, szare oczy i miły uśmiech. Przez zasłonięte żaluzjami okna wpadało niewiele światła.
    - Witaj, Ryu. Będziemy cię tu nazywać po pseudonimie, jak zresztą wszystkich innych. Nazywam się Robert Sigma. Jestem założycielem tego oto przybytku. Możesz mówić mi, jak tylko chcesz. Wezwaliśmy cię tutaj, gdyż Kunoichi dała ci rekomendację. ? Uniósł lekko brwi. ? Umiesz mówić? Jak sądzisz, co to znaczy?
    - Anna chce, żebyście mnie zwerbowali albo chociaż sprawdzili. Co w tym trudnego?
    - Jeszcze nic, racja. A dlaczego dostałeś tę rekomendację?
    - Uratowałem ją raz jeden? ? Teraz ja uniosłem brwi. Mężczyzna wycelował we mnie palec.
    - To też. Ale ona ci zaufała. Widziała cię raz w życiu i już ci ufa. Lubi cię. ? Uśmiechnął się. ? Ty ją zresztą też.
    - To grzech?
       Zaśmiał się.
    - Nie, oczywiście, że nie. Posłuchaj, na razie przyjęliśmy cię na okres próbny, w każdej chwili możesz się wycofać. Sprawdzimy, co umiesz, podszlifujemy twoje umiejętności? - Wyciągnął w moją stronę kartkę i długopis. ? Jeśli chcesz oficjalnie zostać naszym nieoficjalnym agentem, podpisz. Możesz, oczywiście, przeczytać całą umowę, nie pali się.
       Skoro Anna to podpisała, skoro ten gość uśmiechał się do mnie miło, nie mogłem odmówić. Wziąłem kartkę, usiadłem na krześle pod ścianą i zacząłem czytać. Nie dam się złapać na żaden haczyk. W końcu, gdy upewniłem się, że wszystko jest w porządku, podszedłem do biurka i uniosłem długopis.
    - Dlaczego to zrobiłeś? ? zapytał mnie mój przyszły szef. ? Dlaczego wziąłeś tę kartkę i ją przeczytałeś?
    - Zawsze muszę wiedzieć, na czym stoję.
       Szef uśmiechnął się tylko i przyglądał się, jak składam podpis.
       Zostałem zwerbowany jako tajny agent.
    Rozdział 2
       Zamknąłem za sobą drzwi. Anna przyglądała mi się bacznie.
    - Przyjął cię? - zapytała. Skinąłem głową.
    - Chciał mnie złapać na umowę. ? Uśmiechnąłem się lekko. ? Nie przyjąłby mnie, gdybym wcześniej jej nie przeczytał, prawda?
       Anna zaśmiała się.
    - Zgadza się. W ten sposób odpada siedemdziesiąt pięć procent kandydatów. Mniejsza, skoro już tutaj jesteś, to powinieneś poznać kilka osób. Co prawda większość agentów jest w tej chwili na misjach?
       Przeszliśmy przez korytarz, skręciliśmy gdzieś w jego połowie. Anna otworzyła drzwi i dostrzegłem chłopaka, na oko w moim wieku, siedzącego przy komputerze ze słuchawkami na uszach. Miał krótkie, ciemne włosy, ubrany był jak każdy, normalny nastolatek.
    - ?Ale nie ten. ? Anna zdjęła mu nagle słuchawki z uszu. Usłyszałem znajome dźwięki 3 Doors Down. ? OCKNIJ SIĘ! POŻAR!
    - PRZESTAŃ DRZEĆ SIĘ DO MOJEGO UCHA! ? odkrzyknął chłopak. ? A pożar tylko ja mogę rozpętać! ? Popatrzył na mnie. ? Ty to pewnie Ryu, racja? ? Wyciągnął dłoń. ? Mówią mi Gagatek.
       Uścisnąłem dłoń.
    - Gagatek? Czemu?
    - Zwerbowali go, gdy szkoła zauważyła, że włamywał się na serwer i zmieniał oceny. Wtedy jeszcze bez pseudonimu ? wyjaśniła Anna. ? A że zaczął włamywać się do komputera szefa przez sieć wewnętrzną, to tak go nazwali.
    - I nie wywalili cię? ? Zdziwiłem się.
    - Porządny haker jest na wagę złota. ? Nastolatek uśmiechnął się. ? Wnioskując po systemie krążenia wiadomości, szuka cię nasz nauczyciel samoobrony. Pan Kiwajakotako jest miłym gościem. ? Skłamał. Widziałem to po jego twarzy. ? Polubisz go.
    - Kiwajakotako? ? Znów się zdziwiłem.
    - Nigdy nie mogłem zapamiętać tych japońskich nazwisk, pseudonimów i podobnych. Więc, pan Kosimazaki cię szuka. Myślę, że powinieneś do niego zajrzeć. Miło było poznać.
    - Ta, ciebie też. ? Odwróciłem się. ? Anno, możesz mnie zaprowadzić do tego gościa?
       Pan Hoshimoto Masuka był niezbyt postawnym człowiekiem. Był niższy nawet od Anny, a jestem wyższy od niej o dobre kilka centymetrów. Pochodził, oczywiście, z Japonii.
    - To ty jesteś ten nowy? ? Perfekcyjnie mówił po polsku, jednak można było wyczuć leciutki akcent. ? Pokaż mi, jak załatwiłeś tego gościa. ? Stał w bezruchu. Ja też. ? No dalej, uderz mnie! - Jak chce. Zaatakowałem bez uprzedzenia, uderzyłem mocno w szczękę. Upadł na czworaka, a ja wtedy kopnąłem go, tak jak tamtego, w głowę. Sensei jęknął. Podałem mu dłoń i pomogłem wstać. Zataczał się lekko.
    - A drugi? ? zapytał.
    - Drugi zwiał. Nigdy nie mówiłem, że byli jacyś specjalnie mocni. Ale że sensei ode mnie tak oberwał, to się nie spodziewałem.
    - Jeszcze wielu rzeczy się nie spodziewasz, gówniarzu ? warknął. Uśmiechnąłem się do niego. Widać, gość jest na nie do wszystkich. To ja będę go jeszcze bardziej wkurzał. ? Ćwiczyłeś coś kiedyś?
    - Karate, dwa lata. Niezbyt wiele z tego wyniosłem?
       Zaatakował nagle. Prawy prosty, zwodzący, zaraz po nim szybkie kopnięcie w łydkę. Trafił. Przewróciłem się, jednak natychmiast zrobiłem szybki przewrót w tył i kontratakowałem. Odsunął się w bok przed moją pięścią, z wyniosłym uśmieszkiem.
       Cóż, bliższe niż karate były mi chyba sztuki mieszane i zwykła improwizacja. Ostatecznie mogę zacząć ćwiczyć krav magę. To mi się przyda.
       Teraz, gdy prawa pięść chybiła o centymetry, lewa poszła pod nią, trafiając Japończyka w pierś. Odskoczył momentalnie. Patrzył teraz na mnie jakoś dziwnie, jakby? Z szacunkiem. Przybrałem pozycję, gotów na kolejne ataki.
    - Zasługujesz na miano Smoka. ? Odwrócił się. ? Idźcie na strzelnicę, czekają tam na was.
       Anna podeszła do mnie. Uśmiechała się. Teraz dopiero poczułem, jak boli mnie łydka. Kulałem trochę, więc dziewczyna wzięła mnie pod ramię.
    - Jesteś pierwszym, który zdołał zdobyć u niego choćby tę krztynę szacunku.
    - Improwizowałem. ? Uśmiechnąłem się. ? Mam nadzieję, że go nie poturbowałem.
    - Nie martw się. On jest nieśmiertelny. ? Zachichotała.
       Strzelnicę prowadziła była wojskowa, sierżant Maria Kruk. Wyglądała jak każdy, przeciętny człowiek. Mogła mieć jakoś 30 lat, nie była brzydka, ale z drugiej strony nie można było nazwać ją przesadnie piękną. Ale uśmiech miała miły. I szczery.
    - Podobno interesujesz się militariami ? zagadnęła. Podniosła pistolet. ? Wiesz, co to jest?
       Uśmiechnąłem się szeroko.
    - Sigma. Wygląda na model SW40F. Magazynek na 10 pocisków. Samopowtarzalny, działający na zasadzie krótkiego odrzutu lufy. Zastosowano mechanizm ryglowy z przekoszeniem lufy względem zamka. Mechanizm uderzeniowy typu iglicznego. Trójstopniowe zabezpieczenie, trzy bezpieczniki: zewnętrzny ? spustowy ? i dwa wewnętrzne ? igliczne. Zasilana z wymiennego magazynka, w którym pociski są ułożone w szachownicę. Mówić dalej?
    - Nie? Nie trzeba. ? Pani sierżant patrzyła na mnie dziwnym wzrokiem. - Znasz się na tym, widać. ? Podała mi broń, wskazała stanowisko. ? Strzelałeś kiedyś z czegoś takiego?
    - Nie, ale szybko się uczę. ? Sprawdziłem zawartość magazynka, odbezpieczyłem broń, wycelowałem w tarczę, trzymając broń prawą ręką. Nacisnąłem raz spust. Odrzut broni wykręcił nienaturalnie nieprzygotowaną na to dłoń. Syknąłem, odłożyłem błyskawicznie broń na oparcie i zająłem rozmasowywanie bolącego nadgarstka. Szlag by to!
    - Powinieneś chyba pójść z tym do lekarza. ? Sierżant uniosła brwi. Zdenerwowałem się. Zacisnąłem mocno pięść. Ręka bolała nadal. Znów chwyciłem broń, tym razem trzymając ją w obu rękach. Bolało. Wycelowałem. Bolało. Nacisnąłem spust. Zagryzłem wargę. Cholernie bolało. Trafiłem gdzieś w tarczę. Popatrzyłem obok na licznik. Wygląda na to, że trafiłem gdzieś w bok głowy konturowej postaci człowieka. Wycelowałem znowu, nacisnąłem spust. Trochę lepiej.
       Zostało osiem pocisków w magazynku. Wystrzelałem wszystkie, jeden po drugim. Uśmiechnąłem się na widok dziur w głowie. Kilka chybiło, owszem. Potrzebowałem praktyki. Ale początek wydawał się obiecujący. Wyciągnąłem pusty magazynek, odłożyłem broń. Nadgarstek dalej bolał, jednak miałem to gdzieś.
    - Jeszcze ktoś pragnie mnie sprawdzić? ? zapytałem. Anna pokręciła przecząco głową. ? Co dalej?
    - Za trzy dni będzie was czekać misja inicjacyjna. Do tej pory masz wolną rękę. ? Sierżant patrzyła to na mnie, to na wynik na elektronicznej tablicy. Uśmiechnąłem się lekko.
    - To dajcie mi tu duże pudło z magazynkami do tego pistoletu.
       Zaczynało się. Oczyma wyobraźni już widziałem ten wielki, świecący napis.
       Witamy w ABN!
    Rozdział 3
       Przykucnąłem. Obok mnie to samo zrobiła Anna. Oboje czuliśmy w pasie ciężar kabur. Sierżant powiedziała, że pistolety nie będą nam potrzebne, ale lepiej mieć i nie potrzebować, niż na odwrót. Zadanie nie było trudne, mieliśmy zgrać pliki z komputera pewnego przedsiębiorcy. Jego willa była pełna strażników i dobermanów, gotowych rzucić się na każdego. I dlatego to nie będzie trudne.
    - Jakiś pomysł, jak dostać się do środka między strażnikami i psami? ? zapytała mnie. Uśmiechnąłem się.
    - To nie będzie takie trudne.
       Zeskoczyłem z muru z powrotem na ulicę. Zdziwiona dziewczyna zrobiła to samo. Byliśmy ubrani w ciemne ciuchy, jednak nie był to żaden kombinezon. Było ciemno i wszędzie świeciły się światła, co wcale nam zadania nie ułatwiało.
       Z drugiej strony, ten przedsiębiorca właśnie urządzał przyjęcie.
    - Jesteś dobrą aktorką? ? zapytałem Anny, gdy stanęliśmy przed bramą. Pokręciła głową. ? Więc gadanie zostaw mnie. ? Nacisnąłem przycisk dzwonka. Natychmiast przybiegł strażnik.
    - W czym mogę pomóc? ? zapytał uprzejmie.
       Dalej, Gagat, pomóż!
    - Po angielsku! Johnny Street z osobą towarzyszącą! ? usłyszałem w słuchawce. Usłuchałem.
       Sprawdził coś na liście, a potem nas wpuścił. To nie było takie trudne. Pozostawało tylko wejść do środka, zgrać dane i wyjść.
       Komplikacje pojawiły się później.
    - No, to teraz tylko do środka. ? Anna uśmiechnęła się do mnie. ? Dobra robota.
       A potem rozległy się strzały. Ludzie momentalnie skulili się, z rękami na głowach. Przekląłem. Coś tu się działo.
    - To jest zaplanowane przez naszych, prawda? ? Annie drżał głos. ? Powiedz, że to jest tylko cholerna gra!
       Upadł jeden z mężczyzn. Podbiegłem do niego momentalnie, przyłożyłem mu palce do tętnicy szyjnej.
       O w mordę.
    - To nie zabawa.
       Zaraz pojawili się zamaskowani mężczyźni, trzymający AK-47.
    - Wszyscy na ziemię, komórki, zegarki, biżuteria do worka! ? wrzasnął jeden. Ciekawe, jak zareaguje na widok naszych wytłumionych Sigma. Wolałem się o tym nie przekonywać. Nie teraz. ? Jeśli ktoś się ruszy, zabijemy!
    - Policja w drodze, ale oni [beeep] zrobią. ? Gagatek cmoknął. ? Musicie poradzić sobie sami. Pokażcie tym skurwielom, że nadajecie się do tej roboty!
       Miał rację.
    - Przez okno! ? warknąłem do Anny. Splotła dłonie, pomogła mi wyskoczyć. Zawiesiłem się na parapecie. Dziewczyna wspięła się po mnie, otworzyła okno. Weszła do środka, za nią wszedłem ja.
       Zaczynało robić się ciekawie.
       Terrorysta szedł korytarzem. Strzelał do każdego, kto pojawił się w zasięgu jego wzroku. Podobało mu się to.
       Ale zaraz drzwi, obok których stał, otworzyły się gwałtownie. Zdołał się odsunąć, a potem popatrzył młodej dziewczynie w oczy. Wyglądała na przerażoną. Uśmiechnął się do niej, świadom, że nie zobaczy tego uśmiechu przez maskę.
       Zaraz potem dostał kulkę w łeb.
    - Masz impet ? powiedziałem do Anny. ? W porządku?
    - Tak. ? Wstała. ? Jak na kogoś, kto właśnie zabił człowieka, jesteś niezwykle spokojny.
    - Tylko na zewnątrz. W porządku, ty pójdziesz i skopiujesz dane?
    - Oszalałeś?! Po co?! Mamy tu terrorystów, a ty chcesz, żebyśmy wykonali misję testową?!
    - ?A ja zajmę się tymi tutaj. Zaufaj mi. Nie możemy wrócić tam dlatego, że załatwiliśmy tylko ich. Niezakończona misja, nieważne, testowa czy nie, to koniec.
       Patrzyła na mnie przez chwilę.
    - Uważaj na siebie. ? I odbiegła.
    - Ta? Ty też. ? Odprowadziłem ją wzrokiem.
       Nieważne, ile było przeciwników, jednak ja miałem tylko ten jeden magazynek w Sigmie. Dziewięć pocisków na niewiadomo ilu przeciwników. Ale przecież tutaj było moje zbawienie. Podniosłem AK-47. Sprawdziłem magazynek. Okazał się prawie pusty, więc na jego miejsce włożyłem nowy. Kolejny pełny magazynek schowałem do kieszeni. Tak wyposażony, wyszedłem powoli na zewnątrz, gdzie widziałem wcześniej trzech przeciwników. Byłem cicho, w cieniu nie można było mnie dostrzec. Przykucnąłem. Przyłożyłem kolbę do policzka, wycelowałem. Przełączyłem tryb na pojedynczy strzał. Potem przyglądałem się jeszcze chwilkę.
       Gdzie są ochroniarze? Odjąłem broń od twarzy, rozejrzałem się. Zgadłem.
       Strażnik gadał z jednym z terrorystów. Śmiał się wraz z nim. Cholera! Wycelowałem w jednego z gości pilnujących zakładników. Targały mną sprzeczności. Z jednej strony muszę to zrobić, z drugiej nie chcę zabijać. Znowu.
       Jeśli nie zabiję ich ja, zginą niewinni. To wystarczyło.
       Nacisnąłem spust. Trafiłem gdzieś w twarz. Natychmiast przeniosłem celownik na kolejnego przeciwnika, znów strzeliłem, tym razem dwukrotnie. Wiedziałem, że nie trafię go tam, gdzie chciałem, nie miałem czasu dokładnie wycelować. Dostał gdzieś w ramię i tors. Jeśli nawet żyje, to nie będzie nam przeszkadzał.
       Stuk. Popatrzyłem pod nogi. Przekląłem. Granat. Rzucony przez trzeciego pilnującego. Odrzuciłem go w stronę strażnika, wciąż gadającego z terrorystą. Nie mieli czasu na reakcję. Powstrzymując wymioty, starałem się jednocześnie zmienić pozycję i zlikwidować trzeciego pilnującego.
       Anna bała się. Słyszała zza okien strzały, nawet dźwięk eksplodującego granata. Miała nadzieję, że wszystko z nim dobrze.
       Poradzi sobie! Jest przecież o wiele lepszy od ciebie!
       Wciąż jednak miała wątpliwości.
       Gabinet był pusty. Weszła do środka bez wahania. Komputer był włączony, więc usiadła na fotelu i włożyła pendrive do portu USB. Gagatek zajmie się resztą.
       Nagle drzwi się otworzyły. Anna momentalnie wstała. Do środka wszedł organizator imprezy. Przedsiębiorca zdziwił się.
    - Co ty tu robisz? ? zapytał poważnym głosem.
       Anna nie była dobrą aktorką, ale potrafiła kłamać.
    - Szukam pana! ? Czekała tylko, aż Gagat da jej znać, że zgrywanie zakończone. Weźmie pendrive i zniknie. Lepiej, niech się pospieszy. ? Mój tata jest z policji, kazał mi pana znaleźć. Powiedział, że mamy się stąd wynosić!
    - Gotowe! ? Anna odetchnęła na te słowa. Mężczyzna obrócił się, dziewczyna skorzystała z okazji i wyciągnęła pendrive z portu. Schowała go za opaskę na nadgarstku. Tymczasem przedsiębiorca westchnął.
    - Ile macie amunicji w Sigmach? ? zapytał, całkowicie zbijając dziewczynę z tropu. Zorientowała się natychmiast, że był podstawiony. Przecież to miała być próba!
    - Tylko jeden magazynek. Zostało mi dziesięć pocisków.
    - Dane?
    - Zgrałam. ? Uśmiechnęła się. ? Nie zauważył pan?
    - Dobrze kłamiesz. Zdaliście. ? Wyciągnął broń. ? Chodź, trzeba pomóc twojemu kochasiowi.
       Anna oburzyła się.
    - On nie jest moim kochasiem!
    - Tylko? ? Mężczyzna uśmiechnął się.
       Anna jąkała się przez chwilę. Przedsiębiorca-agent zaśmiał się.
    - Przestańcie gadać o mnie i mi, kuźwa, pomóżcie! ? warknąłem do mikrofonu.
       Skończyła mi się amunicja w AK-47 i w Sigmie. Nie miałem żadnej innej broni, nawet cholernego noża! Następnym razem muszę sobie takowy sprawić. O ile będzie następny raz.
       Okno nade mną otworzyło się, na ziemię spadła paczka. Otworzyłem ją i moim oczom ukazała się druga Sigma i kilka magazynków. Oczy mi zabłysnęły, przeładowałem swoją broń, sprawdziłem stan drugiej. Schowałem magazynki do kieszeni. Muszę zmienić kryjówkę, zaraz zmielą mnie na miazgę. Wstałem, wyciągnąłem przed siebie oba pistolety i strzelałem w stronę przeciwników, licząc na trafienia. Wystrzelałem dwadzieścia pocisków, trafiłem może dwoma. Dobre i to, chodziło tylko o zamieszanie.
    - Chowajcie się! Policja! ? ostrzegł nas Gagatek. Uśmiechnąłem się. Nareszcie.
    - Udało się! Ryu, Kunoichi, zmykajcie. ? Głos agenta.
       Spotkałem się z Anną przed tym oknem, którym weszliśmy do środka. Zeskoczyła, potem szybki bieg przed mur. Krok na murze, potem drugi, chwyt, podciągnięcie się, pomoc wejść Annie i już nas nie ma. Biegliśmy jeszcze przez jakiś czas. W końcu stanęliśmy, starając się złapać oddech. Rozejrzałem się. Staliśmy w pobliżu pubu. Wciąż dysząc ciężko, wskazałem nań kciukiem.
    - Może się czegoś napijemy i odpoczniemy chwilę? ? zapytałem Anny. Skinęła głową. Weszliśmy do środka. Wszyscy obecni przyglądali nam się. Usiedliśmy przy barze. Trochę ciężko było oddychać przez dym papierosowy, jednak szybko przestaliśmy zwracać na to uwagę. Zamówiłem dwie szklanki coli. Telewizor nastawiony był na wiadomości.
       Posiadłość pewnego znanego przedsiębiorcy została dziś zaatakowana przez nieznanych sprawców. Gdy przybyła policja, większość przestępców już nie żyło bądź było rannymi. Wybawcy zniknęli, świadkowie twierdzą, że były to młode osoby, kobieta i mężczyzna, w wieku ? może ? piętnastu lat. Kimkolwiek byli, ocaleni pragną serdecznie im podziękować.
       Stwierdziłem, że wszyscy nam się przyglądają. Prawdopodobnie domyślali się, kim jesteśmy. Wstałem więc, uniosłem szklankę.
    - Za święty spokój! ? zawołałem. Momentalnie wszyscy się rozchmurzyli, unieśli swoje szklanki, wypili łyk. Usiadłem. ? Mili goście.
    - Dobra robota! ? wykrzyknął ktoś.
    - Radzimy sobie, jak możemy! ? odkrzyknęła Anna. Uśmiechnąłem się. Wypiliśmy swój napój, wstaliśmy.
    - Nas tu nie było, panowie! ? Uśmiechnąłem się.
    - Ale wpadnijcie jeszcze, Duchy!
       Ze śmiechem na ustach, wyszliśmy.

×
×
  • Utwórz nowe...