Skocz do zawartości

Sło(w)ik

Forumowicze
  • Zawartość

    11
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Sło(w)ik

  1. Skoro już się zalogowałem na forum, co czynię bardzo żadko, to trzeba to jakoś wykorzystać.

    Krótkie opowiadanko. Klimaty Steampunk'u. Tytuł: "Równaj krok!". Miłej lektury, mam nadzieję.

    Mgła była wszędzie. Wypełniała każdą dostępną przestrzeń. Próbowała się dostać do domów przez szpary w oknach i drzwiach. Ograniczała pole widzenia do bezwzględnego minimum, czyli czubka własnego nosa. Albrecht słyszał od kolegów z redakcji, że Wyspy Brytyjskie przez większość roku spowija gęsta mgła. Uznał to za głupi stereotyp o uroczym kraju pełnym sielskich krajobrazów i porozrzucanych wszędzie kamiennych kręgów. Teraz żałował, że nie zdecydował się na rejs zeppelinem. Koszty były porównywalne z koleją, wyjazd potrwałby o wiele krócej, a tam w górze, ponad chmurami na pewno świeciło teraz słońce. W Londynie wydawało się, że podróż pociągiem pozwoli lepiej poznać piękny kraj, tak inny od Austro - Węgier, oraz interesujących ludzi. Wielka Brytania okazała się być krainą ponurych wrzosowisk nieustannie spowitych oparami, a Anglicy zwykłymi egoistami, melancholikami lub po prostu gburami. Droga dłużyła mu się niemiłosiernie. Jedynym zajęciem jakie miał było pisanie relacji z podróży do gazety, w której odbywał praktyki. Opis pobytu w Anglii był jego własną inicjatywą i miał niemałe wątpliwości, czy w ogóle zostanie przeczytany przez kogoś z redakcji. Jego prawdziwym celem był wywiad ze szkockim wynalazcą - Alexandrem Grahamem Bellem.

    - Mój chłopcze - powiedział redaktor naczelny, zapalając fajkę. - To jest twoja wielka życiowa szansa. Jako pierwszy dziennikarz z kontynentu przeprowadzisz z nim wywiad. Wybrałem cię ze względu na twoje nieprzeciętne umiejętności. Mam nadzieję, że nie zawiedziesz mojego zaufania. I nie zważaj na te głupie plotki o twoich poprzednikach, którzy nigdy nie wrócili. To tylko plotki, mój chłopcze.

    O tym ponoć genialnym wynalazcy zrobiło się głośno pewien czas temu, gdy podpisał z brytyjską armią umowę na wykorzystanie przełomowego wynalazku - steamphon'u. Albrecht przetłumaczył to w jednym ze swoich pierwszych artykułów jako der Dampfschicken. Nazwa zaskakująco szybko przyjęła się w kraju. Traktował to jako swoje wielkie osiągnięcie i niewyobrażalnie ważny wkład w język niemiecki. Urządzenie było niewielkie, miało kształt półkuli, z której wystawały tylko korba i dwie tuby. Jedna służyła do odbioru, druga do wysyłania informacji. Działanie steamphon'u oparte było na prostych zasadach wszystkich innych maszyn, w których główną rolę odgrywała para. To ona była nośnikiem wiadomości. Bell znalazł sposób, aby zakodować w parze ludzki głos, który unosił się wraz z nią powietrze i lotem błyskawicy docierał do właściciela drugiego steamphon'u, któremu chcieliśmy coś przekazać.

    Po kilkudniowej jeździe pociąg w końcu dotarł do Edynburga. Miasto było całkowicie ukryte za mgłą. Albrecht niczego nie mógł zobaczyć z okien swojego wagonu. Gdy lokomotywa stanęła, chwycił jedyną walizkę oraz parasol i ruszył do wyjścia. Na korytarzu mechaniczny konduktor, wyglądający jak metalowe pudło na kołach, zdążył jeszcze życzyć mu miłego dnia i Albrecht znalazł się na peronie. Z trudem przeciskał się przez tłum ludzi aż w końcu udało się wyjść na ulicę. Otrzepał ubranie. Rozglądnął się dookoła i stwierdził, że zewsząd otacza go mgła. Obejrzał się. Nie mógł dostrzec nawet dworca kolejowego, choć wiedział, że znajduje się kilka kroków za jego plecami. Niczym nieskażona biel zasłoniła wszystkie inne kolory. Słyszał tylko liczne nawoływania, krzyki, rozmowy i odgłosy kroków, tak charakterystyczne dla ulicznego zgiełku. Uczucie otaczającego go pośpiechu, zamieszania i ciągłego braku czasu sprawiły, że Albrecht poczuł się pewniej. Wiedział, że wokół trwa zwykłe miejskie życie. Najwyraźniej nawet ta ohydna mgła nie mogła zniechęcić mieszkańców do wyjścia z domów i załatwienia swoich, oczywiście niezwykle ważnych, spraw. Co pewien czas z białej masy wyłaniali się niespodziewanie ludzie. Mijali go obojętnie i szybko znikali w oparach. Po dłuższej chwili dezorientacji postanowił w końcu ruszyć i poszukać miejsca na nocleg. Gazeta zapewniła mu spore środki finansowe, więc mógł spać w najlepszych hotelach Edynburga. Jeśli tylko je znajdzie. Albrecht miał nadzieję trafić po omacku na jakiś budynek, wzdłuż jego ściany dojść do drzwi, a w środku poprosić kogoś o zaprowadzenie do hotelu. Gdy już dostanie się do swojego pokoju, nie wyjdzie z niego dopóki ta ohydna mgła nie opadnie. Plan doskonały. Z realizacją może nie pójść tak dobrze. Zrobił niepewnie kilka kroków naprzód, gdy nagle ktoś wpadł na niego z boku. Albrecht zachwiał się i upadł na bruk.

    - Nic panu nie jest? - usłyszał. - Pozwoli pan, że pomogę wstać.

    Albrecht zobaczył nad sobą wyciągniętą dłoń, chwycił ją i podciągnął się. Stanął pewnie na nogi i otrzepał ubranie.

    - To chyba pańska walizka i parasol. Musiał je pan upuścić podczas upadku. Bardzo za to przepraszam, ale chyba mój finder się popsuł. Nie wykrył pańskiej obecności w porę. No cóż, wypadki się zdarzają. Myślę, że teraz najważniejsze będzie znalezienie pańskiego cylindra. Nie wie pan, gdzie mógł się potoczyć? Albrecht był trochę oszołomiony po wypadku i nie mógł zrozumieć, dlaczego temu mężczyźnie tak zależy na odnalezieniu jego cylindra. Każdy inny by tylko przeprosił i zaraz zniknął we mgle.

    - Ale ja nie noszę cylindra.

    Mężczyzna był wyraźnie zaskoczony jego słowami. Dziennikarz przez opary nie mógł zobaczyć wyrazu jego twarzy, ale z nagłej ciszy wywnioskował, że nieznajomemu zabrakło słów na opisanie okropnego, wręcz haniebnego czynu jakiego dopuścił się Albrecht.

    - Ale jak to ... bez cylindra?

    - Jakoś nie ... - zaczął dziennikarz, ale nie zdążył dokończyć.

    Mężczyzna, po pierwszym zaskoczeniu, wrócił do swojego wylewnego stylu prowadzenia rozmowy.

    - Ach, rozumiem. Pan musi być przyjezdnym. Skąd, jeśli można wiedzieć?

    - Z Wiednia.

    - Z samych Austro - Węgier? Coś niesłychanego! Dawno już tu nie mieliśmy Austriaka. Z tego, co mi wiadomo to nigdy jeszcze Austriak nie odwiedził Edynburga. Jest pan pierwszy! Gratuluję.

    - Bardzo dziękuję - powiedział Albrecht, choć nie był pewien, czy naprawdę jest za co.

    - Nic dziwnego, że nie zna pan naszych praw. Jedno z najważniejszych, do którego uchwalenia jako radny sam się przyczyniłem, mówi, że cylinder jest obowiązkowym nakryciem głowy. Proszę zapamiętać, cylinder musi być!

    - Postaram się zapamiętać.

    - Ma pan szczęście, że dzisiaj taka mgła, inaczej policja mogłaby pana zaaresztować.

    - Za brak głupiego cylindra? - nie zrozumiał Albrecht.

    - Oczywiście, że tak! - wykrzyknął najwyraźniej dotknięty do żywego mężczyzna. - Każdy gentleman powinien mieć te szlachetne nakrycie głowy podczas spacerów, a doprowadzenie do prawnego egzekwowania tego obowiązku uważam za swój wielki sukces i niezwykle ważny wkład w angielską kulturę.

    Mężczyzna dyszał. Nagły napływ gniewu już ustępował i wyraźnie się uspokajał. - Radzę panu, aby jak najszybciej znalazł pan sobie cylinder, bo inaczej może być ciężko przetrwać na ulicach naszego miasta.

    - W obecnym momencie najbardziej zależy mi na hotelu, w którym mógłbym się przespać i przeczekać tą ohydną pogodę.

    - Hotel? Hotel!? Drogi panie, w mieście nie znajdzie pan lepszego schronienia niż pod moim dachem. Zapewnię panu wikt i opierunek na najwyższym poziomie - zawołał radośnie mężczyzna.

    Albrecht był zaskoczony nagłymi zmianami nastroju nieznajomego. Lepiej nie ryzykować.

    - Proszę mi wybaczyć, ale w ogóle pana nie znam i ...

    - Nie ufa mi pan jeszcze? Bez obaw. Niech pan się spyta kogokolwiek. Wszyscy mnie tu znają i szanują.

    Albrecht rozglądnął się bezradnie. Wciąż tylko biel. Choć się starał, to nie wypatrzył żywej duszy w pobliżu.

    - Kogo na przykład?

    - Na przykład Jonathana. Finder mówi, że jest tuż przy nas - odpowiedział mężczyzna i wyciągnął rękę w mgłę. Gdy ręka wróciła, trzymała za ramię jakiegoś mężczyznę. -Witaj Jonathanie. Czy możesz potwierdzić oto temu Austriakowi, że jestem człowiekiem godnym jego zaufania?

    - Ależ oczywiście - odparł Jonathan. - Nie znam uczciwszego człowieka.

    - Dziękuję bardzo. Pozdrów żonę i dzieci.

    Jonathan zniknął we mgle szybciej niż się pojawił.

    - No więc, drogi Austriaku, idziemy?

    - Nie chcę ... - zaczął Albrecht, gdy nagle obok niego pojawił się dziwny, metalowy słup. Wbił się z ogromną siłą w ziemię rozbijając kostki bruku. Po okolicy rozniósł się straszny huk. Dziennikarz zachwiał się, ale tym razem udało mu się utrzymać na nogach. Kilka metrów dalej dało się słyszeć podobny dźwięk. Po chwili słup oderwał się i w powietrzu zniknął za ścianą mgły.

    - Co to było? - zakrzyknął przerażony. Coraz mniej podobało mu się to dziwne miasto.

    - Platforma poławiaczy. A konkretnie fragment jej nogi.

    - Poławiaczy? Poławiaczy czego?

    - Mgły, oczywiście. Ci tutaj naruszyli granicę miasta, więc zaraz powinno się zaroić od policji. Radzę zejść z torów, drogi Austriaku. Najbezpieczniej będzie przy mnie.

    Albrecht postąpił kilka kroków i stanął przy mężczyźnie. Chłopak, wbrew temu, co myślał, miał dzisiaj niewiarygodne szczęście. Ledwo zszedł z torów, a za jego plecami przejechało coś z niewiarygodną szybkością. Przyszła mu na myśl lokomotywa, ale było to niemożliwe. Nie w środku miasta. Sekundę później kolejny wehikuł wyłonił się z mgły i zniknął za nim Albrecht zdążył mu się przyglądnąć. Minęła dłuższa chwila nim pojawiła się reszta pojazdów, którymi jednak okazały się lokomotywy. Były cztery razy mniejsze od tych, które znał dotychczas. Dzięki temu rozwijały o wiele większe prędkości i mogły lawirować nawet w ciasnych zaułkach. Nadal musiały jeździć po szynach, co był dużą niedogodnością. Kabiny były tak ciasne, ze z trudem mieściło się w nich dwóch, ubranych w charakterystyczne mundury, policjantów i maszynista. Dwadzieścia lokomotyw, jedna za drugą, popędziły w kierunku oddalającego się słupa, który według słów nowego znajomego, był częścią nogi. Albrecht był zafascynowany widokiem. Taka technologia! Tyle możliwości!

    - Nasze dzielne chłopaki! - zawołał mężczyzna. - Nie uwierzy pan, ale edynburska policja dostała tylko dwadzieścia perainów zaledwie kilka miesięcy temu! Rząd w Londynie jawnie nas dyskryminuje.

    - To smutne - przytaknął Albercht. To smutne, że bez tego nieznajomego zginie szybko i zapewne boleśnie, pomyślał. Zna miasto, jest tu chyba kimś bardzo ważnym. Nie ma rady, trzeba mu będzie zaufać. - Wspomniał pan chyba o możliwości noclegu, prawda? - przypomniał.

    - Tak, oferta cały czas jest aktualna.

    - Proszę prowadzić.

    - Bardzo się cieszę, że się pan zdecydował. Ruszajmy.

    Albrecht nawet nie zdał sobie sprawy, w którym momencie mężczyzna zniknął we mgle. Znów był sam. Otoczony zewsząd przez biel. No trudno, trzeba będzie po omacku trafić na jakiś budynek, wzdłuż ściany ...

    - To idzie pan, czy nie? - usłyszał za sobą, po czym mocnym szarpnięciem został przymuszony do udania się w nieznanym kierunku.

×
×
  • Utwórz nowe...