jin
-
Zawartość
9 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Typ zawartości
Profile
Fora
Kalendarz
Blogi
Posty napisane przez jin
-
-
Nazwa zespołu: In Flames
Tytuł płyty: "Clayman"
Utwory:
Bullet Ride; Pinball Map; Only For the Weak; ...As The Future Repeats Today; Square Nothing; Clayman; Satelites And Astronauts; Brush The Dust Away; Swim; Suburban Me; Another Day In Quicksand; World Of Promises
Wykonawcy:
Bjorn Gelotte - gitara; Daniel Svensson - instrumenty perkusyjne; Peter Iwers - gitara basowa; Jesper Stromblad - gitara; Anders Friden - wokal
Wydawcy: Morbid Noizz
Rok wydania: 2000
Data napisania recenzji: 26.12.2001
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 8
Usłyszałem kiedyś, że In Flames grają jak cięższe Iron Maiden. Uwielbiam "dziewice" (bez skojarzeń ), więc od razu zainteresowałem się tym zespołem. I nie zawiodłem się. Melodyka jak u Ironów, ale cięższe gitary, głośniejsza perkusja i krzyczany wokal. To zwykle odstrasza fanów heavy, ale można się przyzwyczaić (wiem po sobie).
"Clayman" jest ich piątą płytą i chyba najlepszą. Muzyka na niej zawarta nie odbiega od tego, co tworzyli wcześniej. Mamy tu więc dużo pięknych melodii, które będziesz nucić długo po wyjęciu płyty. Czasem trzeba się wsłuchać, by je usłyszeć, gdyż tło jest dosyć ciężkie, choć zdarzają się też partie spokojniejsze. Takie "Satelites And Astronauts" zapowiada się na balladkę, ale w jednej chwili muzyka przyśpiesza. Później znów jest wolno i tak na zmianę. Taka aranżacja nie pozwala się nudzić. Występuje w wielu utworach i dobrze. Często zmienia się też wokal Andersa na czysty, ale niski (jak dla mnie świetny).
Ocena byłaby wyższa, gdyby nie wtórność w stosunku do poprzednich płyt. Po prostu grają wciąż dokładnie to samo, a ich utwory niewiele się od siebie różnią. Dlatego "Clayman" uznany został przez jednych najlepszą płytą roku, a przez innych najgorszą. W kategoriach zespołów było podobnie (ludzie są dziwni).
Grupa zapoczątkowała styl, zwany melodyjnym death metalem. Dziś jego kontynuatorami są także Gardenian i Dark Tranquillity (wszyscy z Gothenburga- zbieg okoliczności?). Znajomość z taką muzyką najlepiej zacząć właśnie od In Flames. Polecam szczególnie fanom "miedzianego prawiczka". .
-
Zespół:Cradle Of Filth
Nazwa płyty:Nymphetamine Special Edition (2 CD)
rodzaj muzyki:Gothic metal
rok wydania:2004
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 7
opis:
Po krótkim epizodzie z dużą wytwórnią Cradle Of Filth powrócili pod skrzydła producenta bardziej niezależnego, by zaproponować kolejną płytę. Od razu przyznam, że mam problem z oceną "Nymphetamine", gdyż jest to album, który na dobrą sprawę niewiele różni się od pozostałych dokonań "Kredek". Czy to po prostu odnaleziony lata temu własny styl, czy może koleiny rutynowego podejścia - chyba jeszcze za wcześnie, aby orzec, ale na nowej płycie Cradle Of Filth wszyscy fani grupy znajdą znane i lubiane elementy, a oponenci nie odszukają chyba nic, co mogłoby ich jednak przekonać do twórczości brytyjskich "wampirów".
Po podniosłym intro następuje uderzenie - "Gilded Cunt" to numer dość mocny, ale chwytliwy i na swój sposób przebojowy, miejscami brzmiący bardziej jak starsze dokonania In Flames niż Cradle Of Filth. Kolejne kompozycje objawienia nie przynoszą - czasem pojawi się urozmaicenie w rodzaju fortepianu i syntetycznie brzmiących chórów, jak na początku "Gabrielle", czy kolejnego - "Absinthe With Faust" (taka "kredkowa" ballada, dość - trzeba przyznać - urokliwa), niekiedy rytmika i melodyka zbliżają zespół do rejonów gotyckiego grania, jak w utworze tytułowym. Ale słuchając tej płyty ma się wrażenie, że jest to kolaż dobrze znanych motywów, nieco przetworzonych i podanych jeszcze raz w niezłym stylu, okraszonych bardzo dobrą produkcją studyjną. Tak więc jest to Cradle Of Filth, jakie wszyscy znamy, no chyba, że dla kogoś istotną nowinką będzie obecność (choćby i gościnna) w składzie niejakiej Liv Kristine, znanej choćby onegdaj z Theatre Of Tragedy.
lista utworów:
01 - Satyriasis
02 - Gilded Cunt
03 - Nemesis
04 - Gabrielle
05 - Absinthe With Faust
06 - Nymphetamine Overdose
07 - Painting Flowers White Never Suited My Palette
07 - Medusa And Hemlock
08 - Coffin Fodder
09 - English Fire
10 - Filthy Little Secret
11 - Swansong For A Raven
12 - Mother Of Abominations
13 - Nymphetamine Fix (Bonus)
Recenzje płyt
w Królestwo Metalu 2
Napisano
Nazwa zespołu: In Flames
Tytuł płyty: "Come Clarity"
Utwory:
Take This Life; Leeches; Reflect The Storm; Dead End; Scream; Come Clarity; Vacuum; Pacing Death's Trail; Crawling Through Knifes; Versus Terminus; Our Infinite Struggle; Vanishing Light; Your Bedtime Story Is Scaring Everyone
Wykonawcy: Anders Friden - wokal; Jesper Stromblad - gitara; Bjorn Gelotte - gitara; Peter Iwers - gitara basowa; Daniel Svensson - instrumenty perkusyjne
Wydawcy: Nuclear Blast Records / Mystic Production
Rok wydania: 2006
Data napisania recenzji: 12.04.2006
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 5
Straciłem już rachubę, kiedy to In Flames, niegdysiejsza podpora melodyjnego death metalu "made in Goeteborg" przestała nią być. Dwie płyty temu? Może trzy, a może cztery. Zresztą mało to istotne, faktem jest, że kierunek, jaki obrali Szwedzi przyczynił się, iż niemalże straciłem zainteresowanie tym zespołem, nowsze albumy jedynie kontrolując, czy aby Andersowi Fridenowi i spółce coś się nie odmieniło. I takiej też kontroli poddałem ostatni album In Flames zatytułowany "Come Clarity".
Płytę rozpoczyna ciężkawy "Take This Life" z mocno agresywnym riffowaniem. Przyznaję, dość obiecujący początek, ale za chwilę śpiewny refren pozbawia złudzeń - generalnie to niezły numer, jednak o powrocie do dawnego stylu nie ma co marzyć. Podobnie z kolejnymi kompozycjami, które przede wszystkim, z małymi wyjątkami ("Scream", "Vacuum", "Pacing Death's Trail"), chyba tylko fanom obecnego oblicza In Flames mogą przypaść do gustu. Reszta utworów z "Come Clarity" mocno "ciągnie" w stronę nowoczesnego grania opartego jedynie fragmentarycznie na dawnym, melo-deathmetalowym szkielecie: niski bas, ciężkie wiosła, trochę elektroniki, z wokalami jest różnie, choć Anders wyraźnie skłania się ku bardziej krzykliwo-wrzaskliwym partiom niż growlopodobnym odgłosom (jednorazowo trafiają się też i żeńskie głosy w "Dead End"). Płyta jest wyśmienicie wyprodukowana, cholernie równa, jeśli chodzi o kawałki, numery niejednokrotnie momentalnie wpadają w ucho, ale...
Oceniając "Come Clarity" z perspektywy zwolennika wczesnego In Flames, to album jest słabiutki. Gdyby jednak spojrzeć na niego pod kątem ostatnich wydawnictw Szwedów, jego ocena z pewnością rośnie do mocnych siedmiu czy ośmiu punktów. Niestety ja patrzę na to z tego pierwszego punktu widzenia, dlatego nota jest taka, a nie inna. Choć faktem jest, że chwilami naprawdę tej płyty słucha mi się świetnie.