Skocz do zawartości

MiQulll

Forumowicze
  • Zawartość

    23
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez MiQulll

  1. Fajne tu powstają opowiadania, nie będę mówił konkretnie, bo za dużo ich tu, dopiero się zabiorę za czytanie.

    Tymczasem chciałbym wystawić na próbę mojego małego potworka, który powstał po krótkich i szybkich przemyśleniach :)

    Droga do Wieczności

    I nagle zgaśniecie

    Szybko i cicho jak

    Zdmuchnięty płomień świecy

    Wasze oczy zmatowieją

    Umysł odejdzie w zapomnienie?

    I sam zapomni?

    O wszystkim?

        Przyszli do mego pałacu skąpani w blasku wiecznie zachodzącego słońca. Byli zakuci w lekkie, posrebrzane łańcuchy, które brzęczały, jakby opowiadając smutną historię skazańców. Błagali o godność i życie w Ogrodzie, skruchą prosili o obiecaną wieczność. Ich oczy, zasnute mgłą, utraciły dawny blask, który z pewnością kiedyś od nich bił.
        Stali tak długo, jęcząc i chwiejąc się w rytm gasnącego serca. Każdy próbował stanąć jak najbliżej masywnych, dębowych drzwi z dwiema mosiężnymi kołatami. Nikt nie miał jednak na tyle siły, by choć wyciągnąć rękę w ich stronę. Całą gasnącą energię przeznaczali na utrzymanie się na słabnących nogach. Ich włosy były siwe, długie, posklejane błotem i krwią, twarze z wyrytym na niej cierpieniem biły fetorem rozkładających się zwłok. Ubrani byli w stare, wypłowiałe szmaty, które beznamiętnie zwisały z wychudzonych, chorych ciał. Było ich tam wielu - staruszkowie, grzesznicy, mordercy, święci? Wszyscy. Spróchniałe wraki bez najmniejszego zalążka duszy.
        Wyszedłem do nich z serdecznym uśmiechem, patrząc prosto w oczy, aby nie myśleli, że ich zdradzam. Zmarszczki na mojej twarzy dodawały mi szacunku i szlachetności, choć wiem, że było to zbędne. Ludzie nie chcą dostrzegać upływającego czasu. Przeszedłem przez ten gasnący tłum powoli, dotykając każdego z osobna. Blask bijący zza otwartych, dębowych drzwi zaczął przygasać i wrota powoli się zamknęły. Przez moment w wąskiej szparze białej przestrzeni mrugnęło skrzydło mojego Syna.
        Pstryknąłem palcami i w jednej sekundzie cała ta dogorywająca zgnilizna, każdy z osobna, a jednocześnie wszyscy, ujrzeli swych bliskich płaczących nad ich zimnymi ciałami. Mordercy zobaczyli kilka kropel spadających na pokrwawione prześcieradło, bezdomni psy wyjące w ciemnym zaułku, grzesznicy zaś ujrzeli aniołów błagających o litość. Każdy zobaczył najbliższe osoby i istoty, które choć na chwilę przejęły się ich stratą. Łzy lały się oszczędnie, ale szczerze. Umierającym tłumem także wstrząsnęły suche spazmy. Wydając ciche jęki, płakali nad sobą. Nagle wszyscy zobaczyli siebie, martwych, w trumnie. Potem w ich lepkich od potu umysłach dostrzegli swoje groby, mszę za ich osobę, płaczącego synka po stracie rodzica. Wtem pokazałem im ich własne twarze po kilku miesiącach leżenia w ziemi, zimne, na wpół zżarte przez robactwo, wykrzywione w okropnym grymasie cierpienia i bezradności. Grymasie, który wywołała śmierć. Z czekającej na zbawienie ludności powoli zaczęła znikać nadzieja. Nadzieja na upragnioną wieczność.
        Wtedy pojęli, że całe ich krótkie życie, wszystkie wspaniałe i smutne chwile? To właśnie do niej droga. Nie zareagowali jednak na to okrzykami radości ani oznakami uśmiechu i ulgi. Przeciwnie, w ich oczach pojawił się strach i panika. Pośród tłumu przebiegł szmer, a bicie dogorywającego serca wypełniło ogromną przestrzeń przed moim pałacem. Przekazałem im drogą ich ciasnego umysłu, czym będzie obiecana wiekuistość. Ze zgrozą pojęli, że wieczność, to rześki posmak po słodkiej pomarańczy, że to rozgrzane serce po chwilowym romansie, że to świeżość powietrza po ostrej wymianie zdań burzowych chmur.
        Dałem im do zrozumienia, że wieczność to rocznica i kwiaty na ich grobie i że to wędrówka po świecie bez nich samych, że to wspomnienie? to śmierć.
        Idąc w stronę dębowych drzwi, pozdrawiałem tłum pamiętnym, papieskim gestem, który tak przypadł mi do gustu. Jak przedtem, dotykałem każdego z osobna, choć wiedzieli, że owoce w Ogrodzie okazały się nie dla nich. Postanowiłem, że nie podam zakorzenionego gdzieś głęboko powodu, dlaczego zmieniłem zdanie. Po co marnować czas dla nich? Dla istot, które doprowadziły do swego upadku.
        Wrota otworzyły się same. Obróciłem się jeszcze w progu, zerkając w ich wystraszone oczy.

          Nagle, bez ostrzeżenia, stojąc z całą gwardią zaufanych aniołów, zatrzasnąłem drzwi przed ich zgarbionymi nosami, śmiejąc się dobrotliwie?

    Pamiętajcie o tym póki jeszcze możecie...

  2. Ech, ale tu się zmieniło... Zaglądałem tu jeszcze za czasów starego forum, teraz jest chyba lepiej...

    MiQulll - załączam moją skromną galerię - zaznaczam, że dopiero się uczę i na razie pracuję nad techniką głównie, a nie nad przesłaniem.

    Zuzzie - fajne masz te zdjęcia - jak już się czepiać, to właśnie tylko tego, iż są to ładne, fajnie zrobione zdjęcia bez (tak myślę) głębszego przesłania.

    Pozdrawiam ;]

×
×
  • Utwórz nowe...