Skocz do zawartości

Kalamburo

Forumowicze
  • Zawartość

    32
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Kalamburo

  1. Tutaj duże znaczenie ma materiał, z którego te budowle powstają. Wtedy był to "czysty" kamień albo cegła, które jako materiał występujący naturalnie (lub mało przetworzony) są dosyć odporne na panujące warunki. Dziś ściany faszeruje się zbrojeniami, które są wrażliwe na wahania temperatur i korozję. Poza tym używa się o niebo gorszych, tańszych materiałów. Faraon stawiając sobie piramidę nie patrzył na koszta, natomiast dzisiejsi deweloperzy stawiając chałupę już tak.

  2. No, tsunami na Bałtyku miejsce miały. Spowodowane jest to podnoszeniem się płyty skandynawskiej. I czasem uskoki muszą rozładować swoje napięcie. Nie jadę więcej nad Bałtyk... :wink:

    @Matison

    Ten filmik z Tarnobrzegu przedstawia zwykły wiatrołom. Wiatr czasem gwałtownie przyśpiesza (zmiany ciśnienia, ukształtowanie terenu itd.) i wywala takie dziury w lesie. Czasem taki pas ciągnie się kilometrami, a czasem to taki karypel :)

  3. @Wom3n

    A czy ja napisałem, że całe miasto? Nie. Ale wybuch jakiegokolwiek ładunku jądrowego w jakimkolwiek mieście spowoduje odwet (choć niekoniecznie na tych, co eksplozję spowodowali). A jeśli do tego użyto by kilku takich ładuneczków...

  4. Oj, kłóciłbym się o to, że wybuch wojny atomowej jest mało prawdopodobny. Ot, choćby Indzie i Pakistan, gdzie sytuacja jest napięta do granic możliwości. Wystarczy, że komuś odwali i mamy piękną zagładę cywilizacji (Jankesy i Ruskie wykryją rakiety i odpowiedzą własnymi). Albo Korea Północna, która posiada już nie tylko głowice, ale i rakiety zdolne je przenosić (zdaje się, że do Japonii dolecą). Tam również może komuś odbić, choćby w przypadku rewolucji. Władza, nie mając już nic do stracenia, naciśnie czerwony guziczek i PUF! Tak zniknął Chocapic.

    Ach, i jeszcze sprawa zaginionych poradzieckich walizeczek atomowych, które są w stanie zamienić w gruzy ładny kawałek miasta. Chyba coś koło setki takich cudeniek ulotniło się Ruskim w czasie przemian politycznych. Załóżmy więc, że jedna z nich wybuchnie w Nowym Jorku albo Waszyngtonie, gdzie umieszczą je terroryści. Pierwszy cios został zadany. Myśląc, że to jakiś ruski wynalazek Jankesi odpalają te rakiety, które przetrwały rozbrojenie atomowe. Okręty podwodne, których na pewno kilka snuje się gdzieś za kołem podbiegunowym (tak żeby marynarze z wprawy nie wyszli) atakuje porty na północy. Rosjanie, nie do końca wiedząc, co się dzieje, odpowiadają swoimi rakietami. Przez kilkanaście minut w powietrzu panuje niesamowity ruch, potem seria błysków i koniec. Pyły poderwane wybuchami zasnuwają niebo, pozbawione już warstwy ozonowej. Zlodowacenie i promieniowanie UV wybijają wszystko, co żyje. Po kilku miesiącach, gdy chmury popiołów zaczną opadać, na Ziemi nie będzie już człowieka a jej powierzchnia nie będzie nadawała się do zamieszkania.

  5. Facet nie będzie miał doła, tylko siądzie i "przewidzi" następną datę końca świata :)

    Nie rok 2012, ale jak się okazuje 2112 jest tym, który kończy kalendarz Majów. Ot, ktoś się walnął o sto lat. A poza tym jest to kalendarz cykliczny, czyli gdy nadejdzie koniec tego cyklu po prostu zacznie się naliczanie następnego. I tak kolejne ileśset lat, a potem znowu i znowu...

    Że kiedyś nastąpi koniec takiego świata, jaki znamy, możemy być pewni. W historii były już przecież wielkie wymierania. Tak więc prędzej czy później coś nas wykończy.

  6. Z odległości w pełni zdaję sobie sprawę (ach, nasze kochane Elementy Astronomii...). Nie można jednak wykluczyć, że gdzieś we Wszechświecie jest cywilizacja zdolna poruszać się między układami planetarnymi odległych gwiazd. Zakrzywienie czasoprzestrzeni, nadprzestrzeń czy coś w tym rodzaju.

    Ludziom, że tak komentują, też nie można się dziwić. Wcześniejsze wypowiedzi dotyczyły jednak świadków, więc i ja się do nich odniosłem.

    Ten film już kiedyś chyba był. W całości go jednak nie widziałem, więc chętnie teraz skorzystam z okazji.

  7. Ciekaw jestem, po czym on te kule widział. I po jakiej ilości.

    To tylko przykład komentarza, który najczęściej towarzyszy takim doniesieniom. I co tu się ludziom dziwić, że milczą?

    Kto chciałby lecieć wiele lat świetlnych, by stworzyć kręgi w zbożu. Odpowiedź jest prosta: artyści :) Może jacyś kosmici docenili właściwości naszych zbóż (albo od dłuższego czasu nie mają swoich) i latają do nas. Tworzą, fotografują (czy co oni tam mogą robić) i odlatują.

    Ostatnio i o objawieniach ucichło, chyba że to ja jestem niedoinformowany. Co nie zmienia faktu, że swojego czasu faktycznie były Matki Boskie i w kawie, i na ścianie. Ostatnio nawet słyszałem od znajomej o jakiejś kobicie w pociągu, co to nawijała, jak ją Maryja kocha i że się jej objawia.

  8. Coś jest na rzeczy z tymi niemieckimi wynalazkami.

    W Górach Sowich znajduje się kilka podziemnych obiektów, znanych pod nazwą Olbrzym. Są to nazistowskie sztolnie o nieznanym przeznaczeniu. Prawdopodobnie miały to być podziemne fabryki. Ale w 45 zaczęto ukrywać tam różne cenne dokumenty, dzieła sztyki i depozyty bankowe. Oczywiście zaraz po wojnie wparowali tam Ruscy, co znaleźli to wywieźli, potem wparowali nasi i wymietli to, czego nie udało się wywieść Sowietom. Najlepsze jest jednak to, że do dziś jest tam od groma nieodkrytych tuneli, na których istnienie są dowody, a do których nie można się w żaden sposób dostać. Ot, chociażby taki kompleks Rzeczka: jest wąziutki (jakieś trzydzieści centymetrów średnicy) szyb wentylacyjny w wartowni, który pozwala kamerką zajrzeć piętro wyżej. W całej sztolni na ścianach znajdują się nacieki wapienne, choć w całej górze nie występuje wapień (czyli gdzieś jest beton). A po środku znajduje się zasypany szyb, który wolontariusze chcą odkopać.

    Tak, zasypany a nie wysadzony. Niemcy sądzili, że te ziemie będą ich. Dlatego też dbali o to, aby w miarę łatwo dało się je odkopać, gdy już tu wrócą.

    Ciekawy jest również fakt, że do dziś ktoś tego pilnuje. Ot, historia usłyszana od pewnego znajomego:

    Sudety 1945. W jednej z wsi, tymczasowo na ziemi niczyjej, została tylko jedna rodzina. Po wkroczeniu Armi Czerwonej i przybyciu na te tereny polskich osadników zasymilowała się ona, dzieci chodziły do polskich szkół itd. Po jakimś czasie ojca, który bynajmniejn na starość za kołnierz nie wylewał, dopadła delirka. Zaczął mówić, że wie, gdzie jest coś schowane. Pewnego dnia spadł z mostu. MO umożyło śledztwo, gdyż nie było dowodów na udział osób trzecich. Minęło kolejnych lat dwadzieścia czy trzydzieści i jego syn również zaczął opowiadać, co mu ojciec pokazywał. Chciał tam kogoś zaprowadzić itd. Faceta potrącił samochód, sprawca zbiegł z miejsa wypadku.

    Inną historię usłyszałem od przewodnika w sztolni Włodarz. Zjawiła się tam ekipa eksploraorów ze sprzętem, chcieli robić pomiary i pomóc przy poszukiwaniach. Do tego celu używali DYNAMITU. Pohukali, coś prawdopodobnie zawalili i zniknęli tak szybko, jak się pojawili. A że do tego Włodarza przez miesiąc czy dwa non-stop lano beton, którego tam po prostu nie ma, to inna sprawa.

    A i jeszcze polskie służby. Znalazłem gdzieś rozmowę wojskowego z eksploratorem. Prosił on, aby jego grupa zeszła do tunelu Książ-Rzeczka. Uzasadniał to zmianą polityki. Otóż kiedyś można tam było posłać żołnierza, jak wyleciał na minie to mówiło się o wypadku na poligonie. Teraz natomiast tak nie można, tak więc korzysta się z eksploratorów. Jak im się coś stanie, to zawsze można powiedzieć, że wlezli, gdzie nie trzeba.

  9. Nasza galaktyka jest olbrzymia i też jeszcze nie do końca zbadana, więc byłbym ostrożny przy twierdzeniu, że jest ona całkowicie niezamieszkana.

    Ostatnio, po odkryciu tych bakterii arsenowych, w TV wpowiadał się jakiś gość z PANu albo jakiejś podobnej organizacji. Powiedział on np. o czymś takim, jak "sygnał Wow", czyli przybyłym z przestrzeni kosmicznej, najprawdopodobniej wytworzonym w sposób nienaturalny. Próby ponownego namierzenia sygnału nie powidoły się mimo wycelowania w miejsce, z którego nadchodził, wielu odbiorników, radarów i innego żelastwa. Więcej się nie powtórzył.

    Ponoć zaobserwowano również... błysk laserowy (informacja również podana przez tego typa). Wyklucza się źródła naturalne, gdyż nieznany jest obiekt, który mógłby wytworzyć wiązkę światła o takiej charakterystyce.

    A te wszystkie spodki to hitlerowskie V-7, które wpadły w łapy Jankesów i Rusków, mówię Wam :D

  10. CYTAT("Kalamburo")

    Convoy Defence. Jak by to miało wyglądać? Otóż mamy na ekranie wycinek jakiegoś oceanu/morza, na którym znajdują się nasze transportowce. Naszym zadaniem jest tak rozstawić (na początku misji) okręty eskorty, a potem na bieżąco wydawać im rozkazy, aby nie dopuścić do konwoju u-bootów lub samolotów.

    P_aul

    To brzmi nawet ciekawie. Misje można oskryptować więc z AI dużo pracy nie będzie. Pytanie tylko ilu chętnych do zagrania w coś takiego by się znalazło?

    Trochę by się znalazło. Ot, choćby ze względu na oryginalną tematykę. Z tego, co wiem, to chronić konwoje mogliśmy tylko w Destroyer Commandzie sprzed ośmiu lat.

  11. Jestem szczęśliwym posiadaczem (a raczej członkiem stada) rocznego owczarka niemieckiego o imieniu Grom. Trafił on do mojej rodziny coś przed Mikołajem roku ubiegłego. Charakternik on jest i swój rozum ma, dlatego też potrafi dać się we znaki (np. próbował kilka razy pichcić, czyli rozwlókł po mieszkaniu cukier z mąką :) ) , co nie zmienia faktu, że wszyscy go kochają i ogólnie jest wielkim pieszczochem.

    I jak tu nie kochać takich oczu... :)

    5616684.jpg

    Swoją drogą wychowałem się w domu pełnym zwierząt i nigdy nie spotkało mnie z ich strony nic złego (nie licząc podrapania przez koty, ale raptem kilka razy w życiu i na moje wyraźne życzenie), dlatego też bez zwierzaka życia sobie nie wyobrażam.

  12. Noszę się zamiarem dołączenia do zespołu i się doniosłem :)

    Mianowicie bardzo chętnie użyczyć głosu jakiejś postaci. Mikrofon mam, może jakaś krztyna talentu również da się wskrzesić (ponoć wczuwam się w rolę, jak ktoś kiedyś stwierdził). Na programowaniu się niestety nie znam, więc w tej dziedzinie odpadam. Do fabuły się nie pcham, gdyż już tłumek się przy nim zebrał :)

    A teraz pomysły:

    1) Przygodówka Point'n'Click, której pomysł umieściłem w "Mam pomysła". Mianowicie zadaniem gracza jest rozwikłać zagadkę śmierci swojego brata, który penetrował jedną ze sztolni Olbrzyma (poniemiecki kompleks w Sudetach, jeśli ktoś nie wie). Możnaby również wprowadzić zagrożenie ze strony Strażników (tacy goście, co koszą zbyt ciekawskich). Spece od fabuły na pewno byliby w stanie coś na ten temat wykombinować. A i redakcję możnaby umieścić (jako easter egga), gdyż i we Wrocku mogłoby się trochę akcji rozgrywać.

    2) RTS w stylu Close Combat, lecz rozgrywający się w niedalekiej przyszłości. Postapokalipsa, małe księstewka (powstałe po rozpadzie Polski) lejące się o władzę itd. Jednak, oprócz karabinów, w czasie walki w ruch szłyby również miecze/szable/topory/inne żelastwo (skąd niby brać amunicję, jeśli fabryky wyparowały?). A z jednostek mobilniejszych, oprócz nielicznych czołgów lub pancernych samoróbek (opancerzone traktory np, na Bałkanach sprawdziły się całkiem nieźle) na polach bitew pojawiłaby się kawaleria.

    Zero rozwoju baz, po prostu szereg bitew.

    3) Convoy Defence. Jak by to miało wyglądać? Otóż mamy na ekranie wycinek jakiegoś oceanu/morza, na którym znajdują się nasze transportowce. Naszym zadaniem jest tak rozstawić (na początku misji) okręty eskorty, a potem na bierząco wydawać im rozkazy, aby nie dopuścić do konwoju u-bootów lub samolotów. Wraz z postępem w grze otrzymywalibyśmy nowe wyposażenie (coraz lepsze i dokładniejsze sonary i radary, jeże itd.). Oczywiście pojawiałyby się i nowe jednostki (szybsze, zwrotniejsze, lepiej uzbrojone). Pod naszą komendą byłyby korwety, fregaty, niszczyciele, krążowniki a nawet lotniskowce eskortowe i ich smaoloty (na zasadzie krąż tutaj, leć tutaj itd.).

    Graficznie coś jak misje bombowe z Wingsa (pamięta ktoś?) lub zwykła mapa z naniesionymi symbolami jednostek (kto grał w Silent Huntery ten wie, jak to wygląda).

    No, to by było na tyle.

  13. To, co opisałem, to właśnie Foo Fighters.

    Fakt, wyjaśnienie, że to wszystko jest wymysłem pilotów, jest jeszcze bardziej prawdopodobne. Sytuacje opisane w internecie zawsze pozostawiają ryzyko małego związku z rzeczywistością. Jednak znaczyłoby to, że o "manii UFO" należy zacząć mówić dużo wcześniej, niż ta umowna druga połowa lat pięćdziesiątych. To tylko taka moja dygresja.

    I mamy tu również dowód, jak wielką siłę potrafi mieć plotka: ktoś coś wymyślił i poszło w świat :)

    Francuzi natomiast otworzyli swoje archiwa wojskowe o tej tematyce i okazuje się, że jakiś tam procent obiektów nie da się za Chiny Ludowe zidentyfikować, chociażby zaprzęc do tego najtęższych speców od danej tematyki (ornitologia, meteorologia, pojazdy latające). Można zawsze tłumaczyć tajnymi projektami wojskowymi, ale w takim razie przestałyby one być tajne (prosty ludź wierzy, że to kosmici, natomiast wróg zaczyna węszyć...). Tak więc zawsze pozostanie jakaś tam nutka tajemniczości.

    Czasem lubię sobie pospiskować, choć podchodzę do tematu dosyć ostrożnie. Nie podawałem tych informacji jako pewnik, lecz jako zalążek dyskusji. A książkę, panie Murezor(ze?), jak dorwę, to przeczytam :)

  14. To i ja coś umieszczę. Będą to fragmenty trochę większego powiadania zainspirowanego S.T.A.L.K.E.R.em, które niestety aktualnie zdechło i nie wiadomo, czy jeszcze coś dopiszę.

    I

    Zakręciłem wodę. Gorący prysznic po podróży. Tak, to jest to. Niby nie jechałem tak strasznie długo, ale po jeździe tymi wiejskimi drogami, mającymi więcej dziur niż asfaltu, człowiek czuje się jak po dobie przepracowanej w kamieniołomach. Założyłem szlafrok i poszedłem do swojego pokoju. Kupovatoye jest małą miejscowością leżącą trzydzieści jeden kilometrów od elektrowni. Czyli zaledwie kilometr od granicy Zony.

    Właścicielem hoteliku był mój stary znajomy. Niegdyś gościł tu turystów chętnych obejrzeć sarkofag. Kiedy doszło do tajemniczych wydarzeń w pierwszej dekadzie dwudziestego pierwszego wieku zaczął się obawiać, że splajtuje. Nie minęło jednak wiele czasu, gdy przez hotel zaczęli się przewijać poszukiwacze. Nie nocowali tu długo i z tego dochody duże nie były. Dlatego zaczął pośredniczyć w handlu.

    Spojrzałem na zegarek. Dochodziła dwudziesta. Najwyższy czas zejść do knajpki. Ubrałem się szybko. Założyłem kurtkę z czarnej skóry i zgasiłem światło. Nie musiałem wychodzić na dwór. Kurtkę wziąłem z innego powodu. Czasami w barze bywało gorąco. A kevlarowe płytki i kolczuga wszyte w podszewkę i zwiększały szanse przeżycia.

    Przy stoliku przy ścianie siedział Byk. Przysiadłem się do niego.

    -Cześć, Dawno przybyłeś?

    -Dosłownie przed chwilą. Rozłożyłem się w pokoju i zlazłem tutaj- odpowiedział ściskając mi dłoń. Cały Byk, nie zdaje sobie sprawy z własnej siły.

    Popatrzyłem w kierunku drzwi i podniosłem dwa palce. Kelnerka od razu zrozumiała mój gest i po chwili na stoliku pojawiły się dwie szklaneczki i butelka wódki.

    -Jak spędziłeś zimę, przyjacielu?- zapytałem .

    -Spokojnie. Praktycznie nie ruszałem się z domu. Za zimno było jak dla mnie. A moja mama bardzo dobrze gotuje- uśmiechnął się szeroko.- Mam nawet trochę pierogów z mięsem, które zrobiła mi na drogę. Na zimno są równie dobre, jak na gorąco.

    -Bardzo chętnie się poczęstuję.

    -A ty co porabiałeś?

    -Załatwiłem kilka spraw, byłem z żoną na kilku imprezach...

    -Masz żonę? Pokaż zdjęcie!

    -Coś się tak zdziwił?- podałem mu zdjęcie.

    -Ładna. Czemu nie zaprosiłeś mnie na wesele?

    -Nie znałem wtedy ani ciebie, ani Małego.

    Byk wstał i uniósł do góry szklaneczkę wódki.

    -Panowie, chcę coś powiedzieć.

    Rozmowy momentalnie ucichły.

    -Wypijmy zdrowie naszego dobrego znajomego, Cienia, i jego pięknej żony.

    -Zdrowie!- odpowiedzieli chórem zebrani w sali stalkerzy.

    Wszyscy wrócili do swoich spraw a my z Bykiem zaczęliśmy rozmawiać o wadach i zaletach żeniaczki. Nie zwracaliśmy zbytniej uwagi na otoczenie. Gwar był normalny, nie było groźnych ani ostrzegawczych krzyków. W pewnej chwili zauważyłem, że jakiś młodzik chwycił kelnerkę i próbował się do niej dobrać. Widać było, że za dużo wypił. Z drugiego końca baru ktoś zaczął mówić, aby ją zostawił. Popatrzyłem tam. Tym kimś był Muł. Większość twarzy tego wielkoluda zasłaniały włosy i wielkie wąsiska. Był on spokojnym i małomównym człowiekiem. Kiedy młodzik nie zareagował na jego uwagi Muł schylił się i podniósł PKM. Wstałem natychmiast i ruszyłem wolnym krokiem w stronę chłopaka. Zostawił kelnerkę i wycelował we mnie pistolet.

    -Mule, opuść broń. Jeszcze ściany podziurawisz i trzeba będzie remont robić- powiedziałem spokojnie.- A ty przeproś tę dziewczynę.

    -Nie zbliżaj się.

    -Powiedziałem, przeproś Anitę.

    -Jeszcze krok a zacznę strzelać!

    -I co ci to da? Rozejrzyj się. Muł tylko czeka, aby cię poszatkować. Ten drugi facet siedzący tam- pokazałem Byka- również nie będzie zadowolony, jeżeli mnie zastrzelisz. O, nasz przyjaciel Sum ma chyba nową zabawkę. Aż pali się, aby ją wypróbować. Tak więc...

    -Wojsko przyjechało!

    Część stalkerów zerwała się na równe nogi, inni natychmiast padli na podłogę. Stoliki poleciały pod okna. Kilka osób barykadowało drzwi.

    -Mule! Ustaw się na półpiętrze! Będziesz szachował wejście!- zawołałem.

    -Poddajcie się to zachowacie życie!- rozległ się na zewnątrz czyjś głos zniekształcony przez megafon.

    -Mamy zakładników!- odkrzyknął ktoś z piętra.

    Ruszyłem do recepcji. Mój znajomy chował się pod ladą.

    -Musimy się wydostać.

    -Wiem. Ale to wy musicie. Ja się wytłumaczę.

    -Tak, tak, nie wiedziałeś, kim jesteśmy. Możemy skorzystać z twojego przejścia?

    Aleksej mieszkał dwadzieścia metrów od hotelu. Nieduża odległość, ale można zmoknąć albo się przeziębić. Wybudował więc tunel między piwnicą swojego domu a hotelem. Niegdyś przejście było zawsze otwarte. Jednak kiedy pokoje tutaj zaczęli wynajmować stalkerzy hotelarz zamaskował je szafą z narzędziami.

    -Dobra.

    -Ludzie, słuchajcie! Ten facet pokaże wam drogę ucieczki! Potrzebuję kilku ochotników do osłaniania ucieczki!

    Zgłosiła się kilkunastoosobowa grupa. Kilku rozstawiłem przy wejściu do piwnicy, innym kazałem ustawić się przy oknach na piętrze. Reszta ruszyła do piwnicy. Poszliśmy z Bykiem do mojego pokoju.

    -Weź mój sprzęt i przypilnuj, aby tamci byli cicho. Nie chcemy przecież, aby namierzono tunel.

    -Wolę zostać tutaj- mruknął.

    -Nie marudź, tylko idź. Spotkamy się po tamtej stronie.

    -A po co dajesz mi swój ekwipunek?

    -Będę musiał stąd szybko spieprzać. Plecak by mi przeszkadzał.

    Byk wziął moje wyposażenie i poszedł do tunelu. Wyjrzałem przez okno. Tak jak myślałem, wojsko otoczyło tylko hotel.

    -Wyłaźcie, bo otworzymy ogień! Macie trzy minuty!- znowu odezwał się megafon.

    Zszedłem do piwnicy. Niemal wszyscy zdążyli zniknąć w tunelu. Zostało kilka osób osłony. Wbiegłem na piętro po drodze zwalniając Muła z posterunku.

    -Złaźcie!- krzyknąłem.

    Już miałem udać się do piwnicy, kiedy przez okna wpadły dymiące puszki.

    -Błjad! Gaz! Zamknijcie tunel!

    Zaczęło mi się kręcić w głowie. Nim upadłem zdążyłem zobaczyć, jak drzwi wylatują z zawiasów. Usłyszałem krzyki i strzały. Potem była już tylko ciemność.

    II

    Nie wiem, jak długo byłem nieprzytomny. Ocknąłem się w jakimś mało stabilnym miejscu. Cholernie trzęsło. Do moich uszu docierał odgłos silnika. A więc dokądś nas wieziono. Spróbowałem otworzyć oczy. Wydawało mi się, że się to udało. Ale dalej widziałem tylko ciemność. Mrugnąłem raz i drugi. Dalej nic nie widziałem. Dopiero teraz poczułem, że mam coś na twarzy. A więc założyli nam worki na głowy. Miło. Spróbowałem ruszyć rękami. Oczywiście nie mogłem. Skrępowano mi je za plecami.

    -Ilu nas złapali?

    -Chyba dwunastu. Przynajmniej tylu się odezwało- odpowiedział jakiś głos z prawej strony.

    -Ciekawe, czemu nas nie rozwalili na miejscu?

    -Może nie chcieli robić przedstawienia przed cywilami. Oficjalnie na Ukrainie nie ma kary śmierci.

    -Wolę nie wiedzieć, co dla nas przygotowali.

    Resztę drogi milczałem. Próbowałem zebrać myśli. Dokąd nas wiozą? Na lewej piersi czułem wyraźnie swojego Glocka. A więc nie bawili się w rewizję. A skoro nas nie przeszukiwali, to może oznaczać tylko jedno...

    Ciężarówka nagle zatrzymała się. Rozległy się głośne rozkazy i pokrzykiwania.

    -Wstawać!- ryknął ktoś.

    Wstałem wolno i odwróciłem się w kierunku, z którego dobiegł głos.

    -A teraz wysiadać! Po kolei!

    Grupa sunęła w stronę wyjścia. Przed każdym krokiem badałem stopą podłoże. Wolałem wiedzieć, kiedy znajdę się na krawędzi paki. W końcu nadszedł ten moment. Zatrzymałem się i zamierzałem zeskoczyć. Nie spodziewałem się ciosu kolbą w plecy. Spadłem na ziemię wywołując śmiech wojskowych. Podniesiono mnie na nogi i wbijając lufę automatu pod żebra poprowadzono do miejsca przeznaczenia.

    -Na kolana!

    Posłusznie klęknąłem. Wiedziałem już, że moje najgorsze przypuszczenia właśnie się sprawdzają. Słyszałem ciche modlitwy. Ktoś szykował się na spotkanie ze Stwórcą. Może i ja powinienem?

    -Panowie! Za wchodzenie na teren zamknięty, kłusownictwo, zabijanie i ogólne działanie przeciwko prawu skazuję was na śmierć! Wyrok wykonam osobiście!

    Odgłos ładowanego pistoletu był wyjątkowo głośny. Nie mogłem zobaczyć, co się dzieje dookoła. Cholerny worek.

    Ciszę przerwał huk wystrzału.

    -Niech żyje wolna Zo...!

    BACH! Kolejny stalker padł na ziemię.

    -Razom nas bahato - nas ne podołaty!- zaczął ktoś śpiewać. Reszta natychmiast pochwyciła piosenkę i po chwili wszyscy powtarzali te słowa. Przypomniałem sobie Pomarańczową Rewolucję. Śpiewałem ją wtedy wymachując pomarańczową flagą.

    Kolejne głosy milkły. Huki dziwnym trafem nie wpływały na zgranie chóru.

    Nagle strzały umilkły. Ktoś krzyczał:

    -Atakują nas!

    -Ognia, do jasnej cholery!

    Zaczęła się strzelanina. Po kilku minutach wszystko się uspokoiło. Jeden z napastników przeciął jednorazowe kajdanki, podobne do tych używanych przez SWAT, krępujące moje ręce. Zdjąłem worek i cisnąłem go na trawę.

    -Nie mogliście wcześniej!?- spytał ktoś.

    -Musieliśmy się podkraść.

    Rozejrzałem się. Z trzynastu osób przeżyło pięć.

    -Kim jesteście?

    -Ten tutaj to Myszka. Tamten to Wąż a ten drugi to Rzep- wybawca wskazał dwie postacie idące po pas w trawie.- A mnie zwą Polakiem, ale dla przyjaciół może być i Witek.

    -Dzięki za ratunek. Jeszcze chwila i skakałbym po zielonej łączce. Może i byłoby lepiej- uśmiechnąłem się do Polaka.- Nie mam nic, czym mógłbym się odwdzięczyć.

    -Spokojnie. Przy tych trupach na pewno coś znajdziemy- odpowiedział zabezpieczając automat.- Panowie, w drugiej ciężarówce znajdują się jakieś plecaki i broń! Przypuszczam że to wasze klamoty!

    Wszyscy rzucili się do samochodu.

    -A co z tym oficerem- katem?

    -Nie wiem. Ktoś uciekł dżipem Możliwe, że to był on- Witek wzruszył ramionami.

    Spojrzałem na broń Węża i Rzepa. Jeden miał Vintoreza a drugi Dragunova SVU. Oba wyciszona i w dobrych rękach zdolne do odstrzelenia mrówce zadka z kilometra.

    Podszedłem do jednego z martwych żołnierzy. Podniosłem jego AK-74 i zabrałem amunicję. Zajrzałem również na pakę ciężarówki. Tym trupom sprzęt i tak się nie przyda. Wziąłem jeden plecak i poszedłem poszukać radia. Znalazłem je w kabinie KrAZa. Ustawiłem odpowiednią częstotliwość i zacząłem próby wywołania Byka.

    -Byku, Byku, tu Cień, słyszysz mnie? Byku, Byku, tu Cień.

    -Byk do Cienia. Dzięki Bogu, że żyjesz. Gdzie jesteś?

    -O to samo chciałem cię spytać. Jeżeli chodzi o mnie, to nie wiem.

    -Proponuję spotkać się przy Przewoźniku.

    -Dobra. Do zobaczenia.

    Wyłączyłem radio i sprawdziłem na PDA z plecaka, gdzie to nas wojsko wywiozło. I jak dojść nad Prypeć.

    III

    Jeszcze dziesięć kilometrów, pomyślałem kładąc się na mokrej od topniejącego śniegu ziemi. Przydałby się śpiwór, byłoby trochę cieplej. Ale w takich warunkach takie legowisko szybko zamieniłoby się w mokrą szmatę. Westchnąłem i obróciłem się na drugi bok, aby widzieć drogę. Za plecami miałem zwalone drzewo. Szkoda, że nie mam jakiejś saperki. Wykopałbym sobie jamę. Ale i tak nie jest źle. Przynajmniej nie pada. Wbiłem nóż w ziemię. Zawsze tak robiłem. Miałem go wtedy w zasięgu ręki i nie musiałem się bawić w wyciąganie go z pochwy. Załadowałem nabój do komory, zabezpieczyłem i przytuliłem karabin tak, jak dziecko przytula misia.

    Musiałem odpocząć. Ostatecznie mógłbym przejść jeszcze kawałek, ale lepiej nie ryzykować. Zawsze trzeba zachować choć odrobinę energii. Całkowite wykańczanie się jest tu samobójstwem. Nigdy nie wiadomo, czy nie będzie trzeba się nagle rzucić do ucieczki.

    Przypomniałem sobie coś. Odłożyłem broń i podniosłem się na czworakach. Obróciłem się kilka razy tak, jak czynią to psy, i położyłem się. Nie wiem, jak to działało, ale pozwalało odzyskać siły w trakcie bardzo krótkiego snu. Kiedyś znalazłem ten sposób w jakiejś książce. Facet obserwował wilki i aby za nimi nadążyć zaczął je naśladować. Jaki to miało tytuł? ?Nie taki straszny wilk?...?

    Obudziłem się po jakiejś godzinie. Czułem się rześki i wypoczęty. Jednak warto czasami coś przeczytać.

    Wstałem rozglądając się bacznie na wszystkie strony. Ponieważ na ziemi dalej było trochę śniegu wokół było wystarczająco jasno, aby cokolwiek widzieć. Podniosłem nóż i powiesiłem sobie na ramieniu karabin. Wędrówka w środku nocy była niebezpieczna, ale na pewno lepsza od wtulania się w zwalony pniak.

    Przekroczyłem rów pełen zamarzniętej wody. W dzień mokro, w nocy zimno. Ale z każdym dniem będzie cieplej. Wiosna idzie. Może Zona to nie jest miejsce, które poleciłbym na wakacje, ale i tu potrafi być pięknie.

    Droga była pusta. Jak okiem sięgnąć nie było ani śladu życia. Przywykłem już do tego. Ruszyłem raźnym krokiem ku Prypeci. Jeszcze przed świtem wpakuję się na łódkę. Oby tylko oprócz mnie i Byka ktoś płynął na lewy brzeg. Przeprawa dla dwóch osób kosztuje majątek. A może rzeka jest jeszcze skuta lodem? Tylko dwa ostatnie dni były cieplejsze, więc może uda się przejść za darmo.

    Właśnie tak trzeba się umieć wstrzelić. Między dni cieplejsze, kiedy to rzeka rozmarza, i zimne, kiedy zalega gruba warstwa śniegu. To białe jest prawdziwym przekleństwem. Można się w nim co prawda ukryć i ułatwia tropienie, ale to działa w obie strony. Do tego kogoś ubranego w ciemne kolory, które dominują w tutejszym ubiorze, widać wyraźnie z dużej odległości.

    Na wschodzie zaczęło się przejaśniać. Już przedzierałem się przez wyschnięte trzciny bagien. W końcu stanąłem przed chatą zbudowaną na palach. Przed drzwiami stał strażnik uzbrojony w automat. Drugi chodził po tarasie okalającej dom.

    Wszedłem po schodkach i rzuciłem okiem na Prypeć. Łodzie kołysały się przy lodzie. Jednak główny nurt nie był zamarznięty. Stanąłem przed drzwiami. Wartownik zlustrował mnie badawczym spojrzeniem. Nie przejmując się nim wszedłem do przedsionka.

    -Broń- rozległo się z okienka po prawej stronie. Posłusznie położyłem karabin, pistolety i noże na ladzie. Cieć nacisnął jakiś guzik i drzwi otworzyły się.

    Wszystkie trzy stojące w środku stoły były zajęte. Po kątach stali ochroniarze Przewoźnika. On sam siedział przy żelaznej kozie.

    -Witam pana- rzekł, kiedy do niego podszedłem.- Niech zgadnę: przewózka na drugą stronę.

    -Tak- odpowiedziałem rozglądając się po pomieszczeniu. Szukałem Byka, jednak nigdzie go nie zauważyłem.

    -Należy się dziesięć rubli.

    Zapłaciłem, dostałem karteczkę i poszedłem do kąta, gdzie na kuchni stał gar buchający kłębami pary. Nałożono mi pokaźną porcję grochówki i wręczono pajdę chleba. Wszystko było wliczone w cenę przewozu. Usiadłem i jedząc przyglądałem się innym. Oczywiście robiłem to ukradkiem. Najbardziej interesującą postacią był Przewoźnik. Zawsze nosił skórzany płaszcz a przy lewym boku wisiała kozacka szaszka. Podobno była to pamiątka po przodkach. Z wielkimi wąsiskami i czarną czupryną ten facet rzeczywiście wyglądał jak Kozak.

    Szybko opróżniłem swoją miskę. Wyjąłem z plecaka PDA i napisałem do Byka. Odpowiedź przyszła błyskawicznie:

    ?Jestem po drugiej stronie?.

    Poczekałem, aż Przewoźnik dał znak, że pora ruszać. On sam jednak nigdzie nie wychodził. Miał od tego ludzi. Wszyscy zebrali się i wyszli. Grupa ruszyła ku łodzi. Mimo, iż miałem buty olejoodporne, o specjalnej podeszwie antypoślizgowej, ciężko było mi iść po lodzie. I wcale nie śmieszył mnie widok innych przewracających się po każdym kroku.

    W końcu znaleźliśmy się w łodzi. Natychmiast zapiąłem kamizelkę, którą znalazłem pod ławeczką. Zawsze dawała ona choć odrobinę poczucia bezpieczeństwa. Chociaż i tak poszedłbym na dno jak kamień.

    Silnik zaskoczył i ruszyliśmy w poprzek Prypeci. Przebyliśmy już ponad połowę drogi, kiedy z krzaków posypał się grad kul.

    -KM, krzaki, godzina druga!- krzyczał ktoś. AK-74 sam znalazł się w moich rękach. Zacząłem strzelać we wskazanym kierunku. Oprócz mnie robiła to zdecydowana większość pasażerów. Jednak kolejna seria napastników była celniejsza. Kilku stalkerów padło trafionych, ktoś wypadł za burtę a na dnie łodzi zaczęło przybywać wody.

    -Toniemy!

    -Zamknij się i strzelaj!

    KM przerwał ostrzał i zajął się kimś w krzakach. Zaczęła się strzelanina. W tej chwili motorówka wpadła dziobem na lód. Kiedy tylko się zatrzymała chwyciłem broń oraz plecak i biegiem rzuciłem się w stronę stałego gruntu. Strach dodaje skrzydeł.

    Za plecami usłyszałem krzyki, które nagle ucichły. Teraz ja znalazłem się na celowniku. Pociski przeszywały lód, po którym biegłem. W pewnej chwili moja noga trafiła w pustkę. Zniknąłem w mrocznych, lodowatych odmętach. Opadłem na dno, które tutaj leżało zaledwie dwa metry pod powierzchnią wody.

    Puściłem automat i oswobodziłem się z plecaka. Płuca zaczynały domagać się powietrza. Kamizelka unosiła mnie ku górze. Z przerażeniem stwierdziłem, że prąd zniósł mnie pod lód. Machając rękami i nogami udało mi się wydostać na powierzchnię. Chwyciłem się krawędzi lodu i wyciągnąłem się na niego. Przewróciłem się na plecy. Niebo było bezchmurne. Wyciągnąłem z kieszeni PDA. Dobrze, że przed wejściem do łodzi przełożyłem je do kurtki. I włożyłem w kondoma. Sprawdziłem, czy działa. Działał.

    Zacząłem się czołgać w stronę lądu. Wpełzłem pod jakiś krzak i padłem wyczerpany.

  15. Też interesuję się tematyką UFO. Czytałem o tym trochę i natknąłem się na relacje pilotów alianckich z II wojny światowej. Okazuje się, że często w czasie lotu na Niemcami towarzyszyły im tajemnicze świetlne kule, które były niesamowicie zwrotne i szybkie. Zdarzało się, że w ich obecności wariowały przyrządy pokładowe. Nie ma jednak opisanych sytuacji, aby obiekty te bezpośrednio atakowały bombowce. Jest kilka teorii na ten temat:

    *Me-163, samolot z napędem rakietowym. Teoretycznie pasuje, ale jest jedno ale: te kule towarzyszyły bombowcom nieraz kilka godzin. Me-163 nie dysponował natomiast zapasem paliwa na tak długi lot.

    *Flary: próbowano to tłumaczyć w te nsposób, ale one przecież nie majązdolności lotnych.

    *Tajny projekt III Rzeszy: najprawdopodobniejsze wyjaśnienie. Możliwe, że był to jakiś pojazd zakłócający. Albo Vrile, choć wtedy raczej użyłyby chyba one swoich działek

    *kosmici: też możliwe.

    Podobono niemieckie prace nad V-7 były dosyć zaawansowane. Wykonano ponoć nawet kilka lotów próbnych. Jeden z pracowników czeskiej Avii (zakłady lotnicze), który pracował w czasie wojny dla Niemców, opisuje, że pewnego dnia zagoniono ich do hali. Po drodze, na placu tuż przy budynku, widzieli obiekt, nad którym pracowano w tychże zakładach. Po pewnym czasie, gdy ich już wypuszczono, obiektu już nie było. Człowiek ten pisze również, że nie słyszał pracy silników maszyny. W Czechach widziano je w sumie dosyć często. Kilka takich obiektów rozbiło się Niemiaszkom (choćby pod Pragą czeską), gdzie przybyli na miejsce tubylcy znaleźli bardzo lekką, białą blachę. Więcej nie mogli znaleźć, ponieważ przybywało SS i rozganiało towarzystwo.

    Po wojnie prace kontynuowano u zwycięsców. Nad ZSRR i Polską zaczęły latać trójkąty (!) (widziane np. nad polskim wybrzeżem Bałtyku), nad Ameryką latające spodki.

    Oprócz tego pojawiały się one w czasie wojny na Pacyfiku, gdzie potrafiły np. w eleganckim szyku i w dość sporej ilości przelecieć nad amerykańską bazą na Tulagi wzbudzając powszechną panikę . Spodziewano się nalotu, jednak nic takiego nie nastąpiło. Według raportu wywiadu wojskowego żołnierze twierdzili, że obiekty wyglądały jak metaliczne spłaszczone kule, lekko chwiejące się w locie i poruszające się szybciej niż ówczesne samoloty.

    Na Youtube jest nawet filmik ukazujący taki obiekt (wiem, że źródło mało wiarygodne, ale oceńcie sami) :

    http://www.youtube.com/watch?v=51KowKjJKEw...player_embedded

    Ale Niemcy przypisywali te światła Aliantom...

×
×
  • Utwórz nowe...