Nie wolno pluć na podłogę, za to można pić o której się chce a poza tym było i nie ma
Autor: Zuzanna Lenska.
? Gdzie zwłoki? ? Ocknął się z zamyślenia Naczelny, trącając stopą pustą butelkę po gruzińskim koniaku.
? Jakie? ? Zuzanna wyjęła z wazonika cherlawe trzy tulipany i wypiła duszkiem wodę.
? Sztywne, a jakie?? ? Naczelny zamknął oczy, styczniowy poranek oślepiał a redakcja wirowała, jak Chajzer na lodzie.
? Ale które? ? Zuzanna wyjęła spomiędzy zębów kawałek łodygi i aż się wzdrygnęła ze wstrętu. ? Fu, zielone?
? Właśnie! ? Naczelny złapał się za głowę. ? Pewnie już zielone! Gdzie?
? Wyplułam, a co? ? Zuzanna rozejrzała się za czymś do picia. Na parapecie nie było, na biurku nie było, w szufladzie stukotało coś szklano i niewysłowienie próżno.
? Gdzieś ty wypluła? Zuzanna! ? Naczelny poderwał się z wielkim krzykiem, podskoczył susem do niej i chwyciwszy za ramiona trząsł jak szmacianą kukiełką.
? Na? pod? ło? gę? ? wystękała, unosząc kolano tak jak ją uczyli na kursie samoobrony. Naczelny pisnął.
? ?łogę? ? powtórzył jak echo.
? Zielone. ? Zuzanna podniosła kawałek łodygi i wrzuciła do kieszeni wiszącej na oparciu krzesła marynarki. ? Nie lubię, paskudztwo. Brokuły, szpinak, kapusta? ? Przewróciła oczami i zasłoniwszy usta dłonią pobiegła do łazienki, zderzając się w progu z Jackiem.
? Co jej? ? Obrócił się na pięcie.
? A ja wiem? ? Naczelny udał, że na klęczkach szukał ołówka. Jeszcze trochę głos mu drżał, kiedy wstawał, trzymając się stołu. ? Bab nie znasz? Chyba jest na diecie. Czy coś?
? Śniadanko? ? Jacek wyjął zza pazuchy dwa pętka suchej krakowskiej, bochenek chleba krojonego i pół litra bałtyckiej.
? Już po dwunastej? ? Naczelny spojrzał na zegar, zamknął prawe oko, spojrzał jeszcze raz, podciągnął spodnie, poprawił krawat i wysiorbał resztkę kawy z wczorajszych fusów.
? Już nie ma Peerelu, możemy pić kiedy nam się podoba. Jest demokracja! ? Jacek pogrzebał w szufladzie Tomka. Lasso, mumia salamandry, stary pergamin, mumia kota, dwa metry lontu, mumia ibisa, sarepska, mumia głowy pawiana? A nie, to zmniejszona głowa tego Wiśniewskiego, co się w zeszłym roku plątał na praktykach?
? Nie ma keczupu ? zameldował Jacek. ? Sarepska jest.
? Dawaj. ? Naczelny przestąpił nad Fauxem, zwiniętym w kłębek koło rododendrona i nakrytym rozłożonym numerem styczniowym. ? Orze chłopak, jak może ? powiedział prawie z czułością spoglądając na niego.
? To może by mu podwyżkę dać? ? spytał Jacek ot, tak, dla podtrzymania rozmowy.
? A to my mu płacimy w ogóle? ? Zdziwił się Naczelny.
? Chłopaki? ? Zuzanna weszła do pokoju na palcach, blada i cicha jak strzyga z Wyrębów.
? No?, siadaj. Patrz, Jacek przyniósł zestaw młodego dziennikarza. ? Naczelny napełnił literatkę po brzeżek. ? No? Co tam? Zdrowie polskiej nacji w gardła redakcji?
? Zdrowie pegeerów, w gardła liderów! ? dodał Jacek.
? Zdrowie kryminalistów w gardła? ? zaczął Naczelny.
? Zwłoki. ? Zuzanna zamachała rękami, przerywając im gwałtownie. Minę miała nietęgą. Spanikowaną wręcz.
? Zzieleniały? ? Domyślił się Naczelny. ? Wiedziałem, że tak będzie i nawet zima stulecia nam nie pomoże. Pieprzone globalne ocieplenie.
? Słuchaj, to jest dobry temat na felieton futurologiczny, wiesz? ? Jacek zanotował pomysł na zatłuszczonym papierze od kiełbasy. ? Albo powieść, wyobrażasz sobie, detektywistyczna? więc nasypało cholernie dużo śniegu i?
? Zniknęły. ? Zuzanna podeszła, wychyliła całą literatkę jednym haustem i uzupełniła. ? Były i nie ma.
? Jak w ruskim cyrku.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia.