Skocz do zawartości

QFANT

  • wpisy
    150
  • komentarzy
    76
  • wyświetleń
    53079

Tymczasem? nieco później ? Czyli naczelny stawia ultimatum, klasyk powoduje histerię, a Orlicz staje w obronie szwagra...


Faux

149 wyświetleń

Autor: Piotr Michalik.

Szum zgromadzonych na widowni wielkiej auli zamilkł, gdy na środek tonącej w półmroku sceny wpłynął wychudzony, starszy mężczyzna w purpurowym płaszczu. Zawisł metr nad podłogą i uniósł obie dłonie w geście pozdrowienia. Jego krzaczaste brwi zakrywające połowę czoła spowodowały, że wśród publiczności wybuchła fala chichotu. Mężczyzna speszył się i gniewnym wzrokiem spojrzał na niewysoką, ubraną w niebieski żakiet blondynkę, która praktycznie znikąd pojawiła się tuż obok niego. Pochylił się nad nią. Przez chwile wymieniali szeptem uwagi. Gdy pokręcił głową z niezadowoleniem, dziewczyna znikła, pękając jak bańka mydlana. Po chwili wampirze brwi stały się także przeszłością, a zastąpiły je małe, cienkie, jak gdyby namalowane kredką.

- Witam zgromadzonych w podwojach Uniwersytetu im. Stanisława Lema, nazywam się Mateusz Makowiecki i piastuję stanowisko rektora tego przybytku nauki ? rozpoczął, przecierając, jak gdyby dla pewności, czoło dłonią. ? Przepraszam za ten mały incydent, ale zostałem wprowadzony w błąd. Sprawa, która nas tu dziś zebrała, jest oczywiście wielkiej wagi i nie było moją intencją robić głupie żarty.

- Przestań truć ? dobiegł głos z widowni.

Mężczyzna w purpurze uśmiechnął się niezdarnie.

- By nie przedłużać, oto oni. Brawa.

Ściana za plecami mężczyzny pękła z trzaskiem i w lśniącej wyrwie pojawiły się sylwetki kilkorga ludzi.

Na przedzie podążał mężczyzna w garniturze w paski. Dzierżył w dłoni czarną aktówkę, z której wystawała drewniana rączka parasola. Obok niego szedł elegancki gentleman z wąsikiem. Uśmiechał się nerwowo, omiatając wzrokiem wiwatującą publiczność. Idący nieco z tyłu wysoki blondyn o ostrych rysach twarzy, rozbawiony całym zdarzeniem, nieustannie szturchał w ramię towarzyszącego mu mężczyznę o ciemnej karnacji, który jednak nie podzielał jego entuzjazmu i w zakłopotaniu poprawiał co chwile druciane okulary.

- Piotr Michalik. ? Głos prowadzącego przebił się przez tumult. Mężczyzna z teczką pomachał dłonią. ? Znany, przez jednych lubiany, przez innych nienawidzony, autor obrazoburczych książek, podejrzewany o kilkanaście zabójstw, wymuszenia i terroryzm literacki, ale z braku dowodów sprawy umorzono. ? Buczenie sali mieszało się z oklaskami. Naczelny zaczął strzelać z palców w kierunku publiki, rzucając socjopatyczne spojrzenia.

- Jacek Skowroński. ? Dalsza część zapowiedzi utonęła we wrzawie, która eksplodowała niczym histeria podczas koncertu Beatlesów. Na scenę pofrunęła nawet jakaś cześć ubrania ze sznurkami. Skowroński zarumienił się i skinął lekko głową. Euforia widowni przygasła po pięciu minutach i dopiero wtedy prowadzący mógł kontynuować.

- Tomasz Orlicz, pisarz, publicysta, ostre pióro, tęga głowa, który swoimi odkryciami zadziwił świat nauki.

Omawiany mężczyzna roześmiał się serdecznie.

- Tomku, a twojego towarzysza nie znam ? rzekł prowadzący.

- Szwagier ? rzucił Orlicz.

- Był w waszej redakcji? ? kontynuował mężczyzna w purpurze.

- Nie.

- To co on tutaj robi, proszę go zabrać szybciorem. Matko jedyna dziesięć lat zmarnowane na jakiegoś patafiana.

- Dajcie pan spokój, on nie będzie przeszkadzał ? oponował Orlicz, obejmując mulata ramieniem. ? Zresztą on nic nie rozumie po polsku, to Egipcjanin. Siostra mnie zabije, jak się zgubi.

Mężczyzna w purpurze machnął dłonią z rezygnacją.

- Oto Qfant, są tu z nami.

Sala znów oszalała zgiełkiem. W międzyczasie na scenie pojawił się mały stolik z filiżankami herbaty oraz wielkie skórzane fotele. Cała czwórka zasiadła w nich, nawet latający prowadzący wylądował na jednym, pomiędzy Skowrońskim a Michalikiem.

- Ojcze Mrok, bo tak cię nazywali redakcyjni koledzy, jak narodził się pomysł, by zrobić gazetę literacką? ? zapytał Makowiecki.

- Po pierwsze, chcę powiedzieć, że protestuję przeciw traktowaniu nas jak rybek akwariowych. Nie wiem jak się tu znalazłem, to porwanie. Nie uważa pan, panie rektorze, że powinniście nas pozostawić w spokoju.

- Ależ nikt was z grobów nie wyciągał ? odparł mężczyzna. ? Pozwoliliśmy sobie zrobić małe symulacje komputerowe na podstawie zdjęć, filmów, biografii i domysłów.

- Sam pan jest symulacja! ? wysyczał Naczelny.

- Ja jestem wirtualizacją, ale może przestańmy się kłócić o słowa, bo miliardy ludzi w całej galaktyce chciałoby się dowiedzieć, jak powstawała legenda, QFANT.

- Wiesz, Piotrek ? wtrącił Skowroński. ? On chyba mówi prawdę, bo mam w głowie obrazy, na których jesteśmy o wiele starsi niż obecnie.

- A co z tego będziemy mieli, panie rektorze? ? zapytał Orlicz. ? Bo jeśli mówicie prawdę, to równie łatwo skasujecie, co stworzyliście, a ta perspektywa bardzo mi nie pasuje.

Rektor wiercił się w fotelu, jakby coś go oblazło.

- Panowie?

- Tylko bez ?panowie?, bo nie lubię komunałów. To jak będzie? ? Naczelny pochylił się ku Makowieckiemu i zrobił pytającą minę.

- Miliony patrzą. ? Rektor wpadał w panikę.

- A niech patrzą i się uczą, jak traktujecie ludzi ? dolał oliwy do ognia Skowroński.

- Reklamy! ? krzyknął rektor i widownia natychmiast opustoszała.

- Posłuchajcie, gagatki, błaźnię się przez was. Mogę was skasować tu i teraz.

- To sobie kasuj. ? Michalik rozparł się na fotelu i splótł dłonie za głową. ? Tylko coś podejrzewam, że to będzie większy problem, bo miliony niezadowolonych widzów to nie w kij dmuchał.

- A który mamy tak w ogóle rok? ? zapytał Tomasz.

- Czy moglibyśmy ich zresetować? ? zawołał rektor, kierując to pytanie w sufit.

Blondynka znów wykwitła obok jego boku, tyle że tym razem miała na sobie ogniście czerwoną suknię.

- Technicznie tak, ale nie ma gwarancji, że po restarcie nie zachowają się identycznie.

- To może jakąś modyfikacja osobowości? ? drążył rektor.

Kobieta pokręciła głową.

- Dziesięć lat generowali te symulacje. Osobowość jest jak budowla z kostek domina, może się posypać, gdy wyciągniemy zbyt ważną cześć. A wtedy nie tylko będą się targowali, ale mogą przykładowo cofać się w rozwoju i zażądać pieluch.

- Sam pan widzi, że musimy się dogadać ? zaczął Skowroński.

- Ach, jestem pana fanką. ? Dziewczyna doskoczyła do Jacka. - Przeczytałam wszystkie sześćdziesiąt kryminałów. Mój ulubiony to ?Był sobie złodziej?. Koleżanki śmieją się, że czytam starocie.

- Pani Anno ? zagrzmiał rektor. ? To tylko syma, na litość. Prawdziwy Skowroński to prochy w mauzoleum zasłużonych.

- Starocie, klasyk ? mruczał pod nosem Jacek.

- Reklamy się kończą ? oświadczyła Anna. ? Chyba musimy się z nimi dogadać.

- Wiem, wiem. ? Rektor złapał się za głowę. ? Kurde bele, przełomowy eksperyment, to będzie hit, kasa popłynie strumieniami. Że też nie mogliśmy zacząć od Presleya? Jakie są wasze żądania? ? wysapał zrezygnowanym głosem.

Naczelny pochylił się ku Skowrońskiemu i szepnął mu coś do ucha. Jacek podobnie zrobił z Tomkiem. Cała trójka zgodnie pokiwała głowami.

- Po pierwsze, chcemy odzyskać naszych kolegów redakcyjnych oraz jakąś elementarną cześć rodziny.

- Oszaleliście, zupełnie wam odbiło! Dziesięć lat męczyliśmy się z waszą czwórką, a wy mi tu pieprzycie, że mam przekonać komisję budżetową na wydanie kolejnych miliardów euro na dalsze symy.

- Wiec umówmy się, że to my zapłacimy. ? Jacek rozparł się na fotelu i dyndał nogą założoną na nogę.

- A macie jakieś pieniądze?

- Drogi Rektorze; zarobimy. ? Naczelny położył dłoń na ramieniu rektora. ? I to jest druga cześć umowy. Chcemy reaktywować Qfanta, robić kolejne edycje Horyzontów wyobraźni, konkursy książkowe, no i oczywiście wydawać kwartalnik.

Mężczyzna w purpurze i kobieta w czerwieni wybuchnęli jak na komendę śmiechem. Szwagier Orlicza, nie rozumiejąc, o co biega, zaczął szczerzyć zęby i kiwać głową.

- Czy powiedziałem coś śmiesznego? ? Naczelny powoli tracił cierpliwość.

- Oj tak ? powiedział rektor, łapiąc z trudem powietrze. ? Nikt przecież nie powiedział, że wasz Qfant nie istnieje.

- Świetnie. ? Jacek zacisnął pięści w geście triumfu. ? Nie musimy być w zarządzie, wystarczą posady skromnych redaktorów. Napiszę kolejne książki. ? Pisarz zatarł z radości dłonie.

- Tylko, że dziś Qfant nie wydaje już periodyku literackiego ? oświadczył rektor.

- A czym się zajmuje, jeśli nie literaturą? ? zdziwił się Naczelny.

Rektor podrapał się po nosie.

- Na przykład budowaniem uniwersytetów, takich jak ten.

C.D.N.

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...