Depresja
W życiu chyba każdego z nas przychodzi taki okres, kiedy nie chce mu się żyć bo wszystko jest do bani. Wszystko wskazuje na to, że i mnie dopadła ta rutyna codzienności i niczym niepodyktowana melancholia i rozliczanie na nowo starych błędów czy potyczek. Zastanawiam się co może powodować taki stan ducha. Na pozór wszystko jest ok, żyje się pełnią życia, korzysta z dnia. Głęboko w środku jednak coś płacze, wciąż czegoś jest brak. Czy to ta pustka tak skutecznie walczy z naszym własnym jestestwem, plując nam w twarz i mówiąc że samotnie i tak jesteśmy tylko nikim?
Jeżeli ktoś z was słuchał Dżemu za czasów, gdy Ryszard Riedel jeszcze żył, zna słowa że ''samotność to straszna trwoga''. Dalej mówi, że to trwoga o istnienie Boga.
Co jednak, jeżeli głęboko wierzymy że po naszej ziemskiej wędrówce jest kolejny etap egzystencji, skoro nie potrafimy pokonać tak małego odcinka jakim jest życie doczesne? Gdy coś krzyczy, a jednak pozostajemy niemi? Gdy ktoś płacze, a my nie potrafimy przynieść mu ukojenia?
Trudno jest zdefiniować uczucia ludzi, którzy w ciągu paru chwil tracą wszystko. Nawet tak trywialne sprawy jak zdechły pies czy praca w KFC.
I czym jest ból? Czy to jedynie uczucie dyktowane przez naszą psychikę, ukształtowaną przez doświadczenia- te mniej i bardziej traumatyczne?
Nie potrafię odpowiedzieć na te pytania. Czasami zachodzę w głowę, do czego zmierzam, co się stanie następnego dnia.
Czy człowiek żyje by cierpieć w samotności? Czy to po prostu ciążące fatum, karma?....
1 komentarz
Rekomendowane komentarze