Rozmowy nocą
Zimno jak diabli się zrobiło. Do tego na samą myśl że od poniedziałku trzeba się zwlec rano na zajęcia i lecieć kurzym pędem na uczelnię przyprawia mnie o dreszcze.
Nastała ta nieznośna pora roku, kiedy wszystko jest mniej kolorowe, zupa za zimna, a kobiety nie te. Siedząc do późna z laptopem na kolanach i przeglądając newsy, jak to mąż udusił żonę bo chciała się związać z innym, czy też na odwrót: żona podduszała ciągnikiem (!) męża, sprawia że traci się wiarę w ludzi, a na pewno w jakiekolwiek resztki ich zdrowego rozsądku.
Mówią mi, że wybrałem samobójczą drogę. Kształcę się na nauczyciela angielskiego, ale wszyscy z góry zakładają, że nauczyciel ma przerypane. Nie wiem dlaczego, ale uważam takie gadanie za głupotę- w końcu to wszystko zależy od podejścia, czyż nie? A może po prostu próbuje sam siebie pocieszyć?
Tak czy inaczej: jesienna deprecha murowana.
Właściwie pociesza fakt, że chociaż ludzie na roku są naprawdę sensowni, bo po miniintegracji wyszedłem w świetnym humorze z bananem na ustach
W końcu nie będę dzielił bólu mojego fachu jedynie z lustrem czy współlokatorem-artystą.
Byle do poniedziałku, tymczasem jednak nieco się jeszcze samotnie porządzę, gotując parówki w czajniku i przypalając wodę.
3 komentarze
Rekomendowane komentarze