Syndrom Vault-boya.
Przez ostatnie dwa tygodnie grałem prawie tylko w Fallouta 3. Gra wciągnęła mnie od stóp do głowy. Przemierzałem pustkowia słuchając niezłych tekstów Three Doga, z "Grubasem" w rękach. Średnio 3-4 godzinki dziennie. Brzmi fajnie, ale pojawiły się efekty uboczne. Otóż cały dzień myślałem tylko o grze. Jak przejść to, dojść tam, zabić tego i tamtego, zrobić questa, uwolnić niewolników i odkrywać sekrety gry. Nawet potem, gdy grałem w Kłejka Lajw próbowałem włączyć V.A.T.S., by "sfragować" przeciwnika. W końcu powiedziałem sobie enough, szlus i koniec grania w Fallouta. Zaplanowałem pięciodniową przerwę grania w ten uzależniający produkt Bethesdy. Czyste ZUUOOO!
I wyszło mi to (przerwa) na dobre. Teraz gram ok. godzinki dziennie i jestem jak najbardziej niezależny.
Nigdy czegoś takiego nie miałem. Wkręcałem się w fabułę, ale nie w tym stopniu. Więc (nie zaczyna się zdania od więc) radzę Wam, drodzy czytelnicy mego bloga, grajcie mniej w Fallouta 3, na dłużej Wam starczy.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia.