Skocz do zawartości

Kaires

  • wpisy
    16
  • komentarzy
    38
  • wyświetleń
    11726

Prawie roadkill


Kaires

217 wyświetleń

Cześć wam!

Miałem zamiar umieścić ten wpis wczoraj, ale uznałem, że dopiero dzisiaj mam do tego nastrój :/ Chodzi mi o tytułowy wypadek. Wczoraj wieczorem (8:00) postanowiłem oderwać się na moment od rysowania kolejnej strony komiksu i ruszyłem na przejażdżkę rowerem przez polne drogi. Po drodze spotkałem wracającą po imprezie (czy raczej popijawie) do swoich domów młodzież (byli z sąsiedniej wsi). Minąłem ich, a jako że to były same znajome twarze, krótko mówiąc cześć. Przyspieszyłem. Miałem właśnie wjechać na asfalt kiedy patrzę, że na ulicy leży coś jasnobrązowego (przypominało worek). Podjechałem. To była sarna. Krew płynąca jej z pyska była świeża, zaś sam zwierz oddychał chrapliwie, zerkając na mnie umęczonym wzrokiem. Nie wiedziałem co zrobić. Telefonu nie miałem. Nawet jeśli to co? Miałem dzwonić na policję? Wiedząc, że w pobliżu mieszka leśniczy pospieszyłem w kierunku jego domu. Nie miałem pojęcia czy w jakiś sposób jej pomogę. Mogło być już za późno. Dotarłem na miejsce. Koleś bawił się ze swoim znajomym i dziećmi jakimś quadem sadzając jedno za drugim na siedzenie i wesoło rozmawiając. Zbili mnie tym z tropu. Spojrzałem na ich uśmiechnięte twarze. Dorośli nieco zdziwieni, aż w końcu któryś zapytał:

- Pan do mnie?

Odsapnąłem szybko po czym odpowiedziałem:

- Tak... Tam na drodze sarna leży... potrącona... ale jeszcze żyje...

Na to on:

- Dobrze, to zaraz ją odpędzę.

...

Lol nie wiedziałem co powiedzieć, więc wróciłem szybko na miejsce zdarzenia. Na miejscu byli już gapie (ci których wtedy minąłem), wciąż z butelkami po piwie w rękach żartowali i podchodzili. Podjechałem ostrożnie. Ktoś próbował zadzwonić do leśniczówki. Zero odpowiedzi. Powiedziałem im, że już byłem na miejscu i o tym że wszyscy są teraz poza domem. Dwie osoby pojechały, by jeszcze raz zagadać do leśniczego. W międzyczasie pilnowaliśmy, by jakiś kierowca nie "dobił" i tak już cierpiącej sarny (która wciąć próbowała wstać!). Zajeżdżałem od tej i tamtej strony rowerem tworząc sobą taką barierkę (niektórzy kierowcy nie wiedząc o co chodzi twardo trzymali nogę na gazie... widząc jednak, że tak nic nie zdziałają zwalniali w ostatniej chwili i przejeżdżali obok). Wrócili tamci. Powiedzieli, że przyjadą z Prudnika jacyś ludzie ją zabrać. Czekaliśmy. Czas mijał. Ściemniało się. Pojawił się kumpel ze szkolnej ławki. Miałem nadzieję, że przyszedł nas wesprzeć, jednak pomyliłem się. Widząc, że jego dziewczyna jest w pobliżu krzyczał i wyrywał się:

- No i co wy robicie?! Dobijcie ją! Dajcie mi tylko siekierę!

Po czym dziewczyna przylegała do niego prosząc go by przestał. Ten widząc skutki swych działań nie przerywał i dalej wydzierał się wniebogłosy. Ściemniło się. Ludzie pomału stracili zapęd do pomocy, a kierowcy stawiali coraz większy opór. Zwierzę nie poddawało się. Starałem się stać przy niej nie zważając na przykry zapach. Spoglądała na mnie. W którymś momencie postanowili odsunąć ją z drogi. Była to mądra decyzja bo w ten sposób nie trzeba było wciąż blokować drogi. Z drugiej strony bałem się, że ci z Prudnika jej nie zauważą. Znajomi poszli. Zostałem sam. Nie miałem telefonu by zrobić jakieś światło. Ubrany tylko w spodenki i koszulkę stałem się łatwym celem dla wygłodniałych komarów. Musiałem zdobyć telefon. Rodzice nie wiedzieli, że zniknąłem. Wróciłem zatem szybko do domu, po ciemku pamiętając by tylko wziąć telefon i "zdać raport". Wróciłem na miejsce wypadku trzymając w dłoni phona jak latarkę. Za późno. Zobaczyłem tylko wgięcia w trawie. Ktoś ją podniósł i zabrał. Nie wiem co się z nią stało. Miałem tylko nadzieję, że nie zrobią tego co na Ukrainie z psami :/ Wróciłem do domu. Cały roztrzęsiony. Wróciłem do rysowania. Jednak myślami wciąż wracam do tej chwili. Co się z nią stało?

P.S. : Dzisiejszy dzień jest taki jak każdy inny. Nic się nie zdarzyło. Nie zamierzałem już tam wracać. Nie dopóki będzie tam krew. Wiem, że może jestem zbyt wrażliwy na te tematy, jednak wciąż czuję niechęć kiedy przypominam sobie co wtedy sobie myślałem... "Może by ją zostawić? Przecież to nie moja sprawa." Pomyślałem też jednak, że chociaż trochę pomogę. Bez względu na wszystko będę wiedział, że nie zostawiłem jej na pastwę losu.

P.S. 2 : A trochę dla wyluzowania (dobrze, że już po wszystkim :P), czekam na wyniki castingu :/ Nadal zero answerów :P Natomiast na Youtubie zacząłem przesyłać tłumaczenia do Potter Puppet Pals (Kukiełkowi Kumple Pottera - jak je nazywam :3). Znajdziecie je wpisując profil TheKaires na google (ktoś mi już ksywkę zakosił damn :/)

3 komentarze


Rekomendowane komentarze

Hmm. Czytam, że miałeś brutalnie.... Ja miałem o tyle dobrze(?) że to tylko znajomi. Tylko jeden chciał go skopać (!), ale na szczęście pozostali mnie popierali więc było gładko i sprawnie. Na swój dziwny sposób cieszę się, że to na nich trafiłem :3 Zawsze mogło być gorzej. Od teraz telefon noszę przy sobie :3

Link do komentarza

Z tym psem to była Łotwa :/ A historia prawie jak z youtubowego serialu Alana Wake - noc, krew, znikająca sarna, człowiek z siekierą! brr Wg mnie bardzo dobrze zrobiłeś, że tam poczekałeś, takich ludzi się nie spotyka często. Jedno pytanie - nie mogłeś od kogoś pożyczyć telefonu?

Link do komentarza

Nie wiedziałem czy zadzwonić na policję bo pamietam jak próbowałem raz dodzwonić się na pogotowie :/ Zmarnowałem tylko czas na zapisywaniu numeru do innego miasta, bo ci łaskawie nie mogli przyjechać (to po cholerę to 999 :/)

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...