Skocz do zawartości

MathienBlog

  • wpisy
    21
  • komentarzy
    10
  • wyświetleń
    9952

"Herbatniki" - opowiadanie ze świata "Klątwy Undarasa"


Mathien

187 wyświetleń

Witam! dzisiaj chciałbym przedstawić wam opowiadanie ze świata "Klątwy Undarasa" które nie jest związane z historią o Mathiousie

**********************

I

Dzieci siedziały naokoło ogniska. Wśród nich znajdował się również starszy mężczyzna. Był on miejscowym bajarzem.

- Dziadek, a opowiesz nam dzisiaj jakąś historie? ? zapytało jedno z dzieci

- Dobrze ? dziadek zakaszlał ? opowiem wam dzisiaj historię jak pewien młodzieniec uratował moją rodzinną wioskę Grytchu

- A to będzie o smokach?

- Nie mój drogi to będzie historia, która wydarzyła się naprawdę

Z zebranych dzieci wszystkie odpowiedziały jękiem zawodu

- Spokojnie to, że jest prawdziwa nie oznacza, że jest nudna ? dziadek nie zniechęcił się reakcją dzieci

- Ale nie będzie o magii, a o magii są najlepsze

- Właśnie ? poparł ktoś z zebranych

- Uwierzcie mi w tej historii występują również niezwykłe istoty

- Czyli będą smoki? ? chłopiec zdawał się jeszcze bardziej podniecony

- Nie ? dziadek znów zakaszlał ?będzie ktoś o wiele silniejszy od smoków

- Nieprawda! ? sprzeciwił się tłum ? nie ma nikogo silniejszego niż smoki. Smoki są najsilniejsze

- Właśnie! ? znów chór poparł jednomyślnie mówiącego

- To ja wam teraz opowiem tą historię, a wy mi powiecie czy to będzie istota silniejsza od smoków czy nie. Zgoda?

- Zgoda ? chór zgodził się jednomyślnie

- Wszystko zaczęło się dawno, dawno temu. W kraju zwanym Urtahu

- O, to przecież nasz sąsiad! ? zawołał ktoś z zebranych

- Tak, to moje rodzinne strony ? dziadek zakaszlał ? a więc był to okres bardzo niekorzystny dla tego królestwa

- Czemu?

- Bo wtedy panowało tam bezkrólewie

- Co to znaczy bezkrólewie?

- Nie było tam żadnego króla

- A czemu. Nikt nie chciał być?

- Nie. Po prostu jeden król został zabity

- Zbóje niedobre go zabiły?

- Tak ? dziadek zakaszlał ? drugi zniknął

- Pewnie zgubił się w lesie ? powiedział jeden ze starszych tam zebranych

- Znaleziono go kiedyś? ? zapytała siedząca obok dziewczyna

- Nie

- To pewnie się przestraszył i uciekł ? powiedział ośmiolatek siedzący obok dziadka

- Dobra cicho! Dajcie dziadkowi mówić

- Właśnie

- A więc akurat zbliżały się dożynki?

II

Do mieściny zawitał podróżny. Nie miał żadnego bagażu. No może oprócz miecza. W miejscowości odbywał się właśnie targ. Głównie dlatego podróżny tam trafił. Podszedł do jednego ze stoisk. Sprzedawał w nim stary, około sześćdziesięciu letni mężczyzna. Podróżny zaczął zakupy.

W tej chwili przez bramy miasta przebiegł młody dwunastoletni chłopak. Przejezdnego bardzo zaciekawił ten chłopak, bo zamiast wesołości, na jego twarzy można, było zobaczyć smutek. Chłopak podszedł do młodego pełnego krzepy mężczyzny, który stał na drugim końcu targowiska.

- Zbliżają się ? szepnął mu chłopiec

Podróżny miał bardzo dobry słuch. Tak właściwie to nie był on człowiekiem. Był surthem. Dlatego też słyszał to co powiedział chłopiec. Gość był młodym około dwudziestoletnim mężczyzną. Jego włosy były średniej długości i miał zapuszczone wąsy. Był to jego znak charakterystyczny, ponieważ tak równo zapuszczonych wąsów nikt chyba na świecie nie miał. Podróżny nie nosił żadnej zbroi. Miał na sobie tylko mieszczańskie szmaty. Jak na innych podróżnych były nawet one czyste co mogło dziwić. Chłopak wyglądał na wojaka, a tacy nigdy nie chodzą w, aż tak czystych ciuchach.

Bramy mieściny przekroczyło trzech mężczyzn. Wyglądali na typowych osiłkowatych opryszków. Byli łysi i uśmiechali się głupio od ucha do ucha. Taki był przynajmniej opis typowych osiłkowatych opryszków według podróżnego.

- Kasa je? ? zapytał jeden mężczyznę, którego poinformował chłopak. Mężczyzna wyszedł na przód od razu po otrzymaniu wiadomości

- Nie mamy pieniędzy. Chcemy, aby twój przełożony dał nam trochę czasu. Na pewno uzbieramy pieniądze

- Nie pie*dol! Przełożony nie będzie czekał. Dawaj kasę, albo zaraz idziemy po wodza i żarty się skończą

- Błagam nie! Jesteśmy biedni. Nie możemy uzbierać tak wielkiej sumy w miesiąc.

- i G*wno mnie to obchodzi. Kasa ma być jak nie to zara się upatrzy jaką dupeczkę i się puknie ? na te słowa osiłki zaśmiały się świńskim śmiechem

*************************

- Czego nie walczycie? To tylko trzech bufonów naprzeciw całej wiosce ? zwrócił się podróżny do kupca

- Oni to tak, ale ich herszt? ? przerwał kupiec

- Co z nim nie tak?

- Jakbyśmy choć jednego z tej kompani ubili on by się zemścił

- I dałby radę sam całej wiosce?

- Tak panie, on cholernie szybki i nikt nie mógł się z nim mierzyć. Nawet cała wioska. Zażądał miesięcznie 100 tysięcy sztuk złota

Nie wzruszyło to przybysza

- Jak walczy to szybki jest?

- Ja panie żem nie widział jak ów herszt walczy, ale gadajo, że bardzo.

- To dodatkowa premia za informację ? podróżny rzucił napiwek w postaci dziesięciu sztuk złota na odejście.

*************************

- Koniec pie*rzenia idziemy po wodza ? wściekły opryszek wychodził z miasteczka

- Ej ty łysy! ? rzucił podróżny, zimno

W Grytchu już przed tymi słowami panowało wielkie przerażenie. Reakcji po tych słowach nie da się już opisać

- A ty ku*wa coś za jeden? ? opryszek był bardzo zdenerwowany

- Ja? Verlan ? odpowiedział podróżny

- Po ch*j mi twoje imię!

- Po ch*j pytasz

- Nie wku*wiaj mnie!

Chłopak nie odpowiedział tylko wyjął miecz zawieszony przez plecy.

- Chcesz walczyć trzech na jednego?

- Tak, też mi się wydaje, że jest was za mało

- Nie przeginaj

Opryszki ruszyły. Wszyscy trzej. Mieszkańcy wioski widzieli tylko trzech mężczyzn, którzy biegnąc zemdleli. Tak naprawdę nie żyli. Wszystkich trzech zabił Verlan celnym ciosem w tętnice

- Co się im stało? ? zapytał retorycznie mężczyzna, który jeszcze do niedawna próbował się targować.

- Przestraszyli się mnie na śmierć

- Kim ty jesteś? ? zapytał mężczyzna podchodząc do trupów sprawdzając czy żyją

- Jestem Verlan, choć tego nie planowałem to wam pomogę

- Pomożesz nam!? Już sprowadziłeś na nas gniew Brestera! ? krzyknął ktoś z tłumu

- Rozumiem, że ten Brester to ten herszt, który was szantażuje?

- Tak i do tego jest to najsilniejszy człowiek na ziemi ? mężczyzna wydawał się bardzo pewny tego co mówił

- Dużo rzeczy nie wiecie ? rzekł chłodno Verlan ? zauważcie, że trupy mają ślady na szyjach od cięć

Mężczyzna sprawdził wszystkie trzy trupy. Niby wyglądał na twardego, ale mało się nie porzygał oglądając zwłoki.

- Masz rację, ale jak to się stało? ? powiedział, gdy trochę ochłonął od patrzenia na trupy

- Mówiłem, że wielu rzeczy nie wiecie. To jak pogadamy?

III

- Nazywam się Wast przepraszam, że wcześniej się nie przedstawiłem ? mężczyzna starał się okazywać szacunek, ale Verlana mało to obchodziło

Znajdowali się w małej chatce. Raczej nikt tu nie mieszkał. Był to raczej jakiś dom narad wioski niż faktycznie dom mieszkalny. Można było to wywnioskować stąd, że znajdowała się tam tylko mała kuchnia. O ile oczywiście można nazwać tak pomieszczenie do robienia herbaty. W Reals nie znano czajników, ale nawet ten piec wydawał się przesadą. Verlan uważał, że jakby miał korzystać z czegoś takiego wolałby już w ogóle nie pić herbaty. Urządzenie miało skomplikowaną budowę i surth nawet nie próbował się zastanawiać jak ono działa. Zamiast tego rozejrzał się po mieszkaniu. Znajdowały się tam trzy krzesła i niewielki stolik. Drzwi były tylko wyjściowe. Nie było żadnej łazienki, ani łóżka. To przekonało bohatera, że na pewno jest to dom herbat.

- Jak nazywacie ten dom? ? surth chciał zając czymś mieszkańca. Nie miał ochoty rozmawiać na razie o zadaniu

- Nazywamy go herbatnikiem, czemu pytasz? ? Wast przygotowywał herbatę

- Ciekawa budowa wewnętrzna jak i urządzenie ? tak naprawdę miał gdzieś architekturę

- Jesteś pierwszą osobą, która to zauważyła. Interesujesz się architekturą? ? mężczyźnie bardzo spodobało się to co mówił Verlan

- O, tak bardzo? - surth sztuczniej już tego nie mógł powiedzieć. Nienawidził architektury

- Kiedyś jak byłem mały mieszkał tu taki architekt nazywał się Herbatulus. Pewnego dnia obiecał, że zrobi nam domek do robienia herbaty. I faktycznie zaprojektował go, a my go tylko zbudowaliśmy według jego planu.

- O? naprawdę to? fascynująca? opowieść

- Prawda? Dodam jeszcze, że architekt miał fioła na punkcie herbaty ? Wast cały czas kombinował coś przy przerośniętym czajniku-piecu

- Z takim imieniem to się nie dziwie - powiedział do siebie Verlan

- Co tam mówisz?

- Nie, nic, nie przeszkadzaj sobie

- Właściwie to już skończyłem i możemy przejść do poważniejszych rzeczy ? mężczyzna położył herbatę na stoliku

- Możesz mi opowiedzieć kiedy napady się zaczęły. Od tego zawsze najłatwiej zacząć

- Tak, w straży też tak mówią. Bo widzisz mój wujek pracował w straży to trochę mi opowiadał jak to straż?

- Mów ? przerwał surth

- A więc zaczęło się z jakieś pół roku temu

- Przez pół roku płaciliście haracz?

- Co? Nie ja zaraz dojdę ? Wast tylko na początku wydawał się normalnym gościem. Z każdym łykiem herbaty był coraz bardziej jak to określił bohater dziwny? pół roku temu to się zaczęły napady na okoliczne wioski. Ale nas to nie obchodziło. Było to daleko od nas to co mieliśmy robić?

- Na czym polegały te napady?

- Tak jak u nas. Na początku przychodziły opryszki mówiły o haraczu, że spłata w miesiąc. Na początku oczywiście żadna wioska się nie zgadzała, ale potem przychodził wódz prezentował swą siłę to każdy ulegał.

- Każdy płacił?

- Nie. Żadna wioska kasy nie miała

- To co się działo?

- Zaczęli służyć hersztowi

- W jaki sposób?

- Tego to nie wiem

- Ale tak po prostu dawali sobą pomiatać? Nie było żadnych powstań czy czegoś?

- Każda wioska planowała powstanie, ale żadne się nie odbyło

- Czego?

- A bo się ludzie w wiosce zbierali i potem się kłócili, że po co tyle zachodu, że i tak nie potrzebne

- Jacyś idioci

- Eee? czemu dobry pomysł. Wiesz może nam nie pomagaj. Tak jak jest niech zostanie. Będą nami rządzić to może w końcu dojdziemy do ładu jako takiego. Dziękuje za pomoc. Choć nie była konieczna ? mężczyzna w tej chwili wstał z krzesła i podał rękę Verlanowi

Surth wstał i wyszedł z pomieszczenia

IV

- I co pomożesz nam? ? zaczepił Verlana jakiś staruszek

- Nie. Wast tego nie chce

- Jeżeli Wast tak nie chce to niech się stanie jego wola

Surth miał już wychodzić z miasteczka. Zatrzymało go jednak to co wydarzyło się przed bramą. A mianowicie zjawił się tam rówieśnik Verlana. Twarz miał posępną, a włosy jego były tak jasne, że aż oślepiały. Uszy ów gość miał spiczaste. Tak bardzo, że można byłoby go pomylić z elfem. Nikt jednak nie mógł chłopaka z nimi pomylić. W Reals nie istniały żadne inne rasy oprócz ludzi. Były co prawda jeszcze surthy i divle, ale o nich zwykłe mieszczuchy nie słyszały.

Przybyszowi, który się pojawił wyszedł na spotkanie Wast. Verlan przyglądał się całej scenie

- Kasa jest? ? nieznajomy emanował spokojem. Ton jego głosu był bardzo zimny

- Nie, ale mamy propozycję ? Wast był poważny, a w jego głosie słychać było pewność

- Zamieniam się w słuch

- Możemy być podległą tobie wioską. Będziesz mógł nami rozkazywać

- Brzmi dobrze. Zgoda ? na twarzy nieznajomego nie było widać oznak jakiejkolwiek reakcji uczuciowej

Nowy władca miasteczka miał już odchodzić, gdy zatrzymał go Verlan:

- Stój

- Czego chcesz robaku? ? władca nawet nie spojrzał na bohatera

- To ty jesteś tym, który napada na wioski

- Brawo. Jak na to wpadłeś?

- Jesteś surthem

- Wiesz o surthach. Musisz być nim również. A więc rozumiesz jakimi motywami się kieruje

- ?My? nie mamy żadnych motywów

- Masz rację. Robię coś na czym nawet mi nie zależy. Bo to na czym zależy wszystkim surthom jest nieosiągalne

- Jak nie będziesz próbował nigdy nie stanie się osiągalne

- Masz rację. Dlatego ja oprócz omamiania wiosek takich jak ta przesłuchuje wszystkich mieszkańców

- W jakim celu?

- Może w pobliżu jest jakaś świątynia zapomnianego boga, może akurat jest to najstarsza świątynia Undarasa

- Hmm? ciekawe nie ma co. Jak ich omamiasz?

- Po co ci to wiedzieć?

- Jestem po prostu ciekaw

- Surthy nie są ciekawe. Nie w takich sprawach

- Masz rację ? Verlan wyjął swój miecz

- Co ty chcesz z tym zrobić? ? w końcu nieznajomy spojrzał na swego rozmówce

- Chce cię zabić. Trudnie się zabijaniem surthów. Rozumiesz mniejsza konkurencja

- Cóż w takim razie ? wrogi surth wyjął miecz ? mogę się podzielić z tobą kilkoma informacjami

- Cieszę się ? Verlan zdecydowanie nie wyglądał na takiego

- Mam na imię Brester. Jeżeli chcesz wiedzieć omamiłem mieszkańców za pomocą herbaty

- Możesz szerzej wyjaśnić?

- Oczywiście. Wszystkie miejscowości, na które napadłem miały specjalne domki do robienia herbat

- Herbatniki ? wtrącił Verlan

- Nieważne. Wkradłem się nazwijmy to systemami. A więc wkradłem się do systemów maszyn robiących herbaty. Dodałem im trochę czaru na uległość. Niewiele. Wyliczyłem po jakim czasie na miejscowych zacznie działać czar. Oczywiście jak jest się w sile wieku to czar działa wolniej niż na bardzo młodych, czy też staruszków. Gdy zawsze próbuje osobiście odebrać okup wszyscy nagle gwarantują poddaństwo. Ja ich wykorzystuje zadręczając pytaniami

- A co potem jak już wypytasz wszystkich?

- Nic, zostawiam ich. Generują mi dochody, co prawda niewielkie, ale starcza na utrzymanie

- To mi wystarcza. Dziękuje

Po wypowiedzeniu ostatniego słowa od razu ruszyli na siebie. Verlan natychmiast po zbliżeniu ciął w tors na skos. Od prawej do lewej. Z góry na dół. Z ciała przeciwnika wystrzeliła niewielka bomba krwi. Nie ochlapała Verlana, bo ten zrobił unik. Odskoczył do boku odsłaniając się. Brester natychmiast zaatakował w biodro. Przeciwnik cicho jęknął i zaklął w duchu. Mimo, że obojgu lała się krew to jednak Brester był w gorszym stanie. Verlana bolało tylko biodro i lekko utykał na nogę. Jego przeciwnik musiał zmierzyć się jeszcze z wielkim bólem klatki piersiowej. Zbliżyli się dalej, Brester wyprowadził atak w brzuch Verlana. Ten sparował mieczem. W momencie zetknięcia się oręża atakujący poczuł paraliżujący ból w klatce piersiowej. To był moment, w którym został szybko skontrowany. Verlan ciął tors wiele razy zahaczając o świeżą bliznę, którą sam wyrzeźbił na ciele Brestera. Ten już ledwo żył. Dawno już utracił kontakt ze światem zewnętrznym. Dlatego też jego przeciwnik wyświadczył mu przysługę zadając ostateczny cios w tętnice szyjną. Była to bardzo brutalna scena. Krew siknęła jak w najkrwawszym horrorze. Dwunastolatek przyglądający się tej scenie rzygnął, a robił to tak długo, że wypróżnił chyba całe pożywienie sprzed miesiąca. Verlan widział tą scenę, ale oprócz chłodnego spojrzenia nie powiedział nic. Schował tylko miecz i nagle zniknął

V

- Po zabiciu Brestera klątwa drogie dzieci ustała ? staruszek kaszlnął ? Bo dzieci, gdy się zabije kogoś, kto rzucił klątwę, to czar się anuluje

- A dziadek kim był ten dwunastolatek i czemu nie był pod wpływem klątwy ? pytanie zadała mała pięcioletnia dziewczynka.

- Cóż tym chłopcem byłem ja. Nigdy nie lubiłem herbaty, dlatego też jej nie piłem i nie byłem pod wpływem klątwy. Od przybycia podróżnego byłem jego bardzo ciekaw i szpiegowałem go. Dlatego znam całą tą historię

- Ale dziadek mi się zdaje, że z tymi surthami to kłamiesz nie ma kogoś takiego, bo nie ma nikogo kto byłby silniejszy od smoka ? młody chłopiec cały czas ustawał przy swoim

Staruszek się zamyślił. Nie odzywał się długo toteż przy ognisku było cicho

- Dziadek, a opowiesz nam coś jeszcze o surthach? ? zapytał nagle ktoś z tłumu

Staruszek odpowiedział wciąż zamyślony:

- Może kiedyś moje dzieci, może kiedyś?

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...