Skocz do zawartości
Turambar

Kącik remontowo-budowlany i majsterkowanie

Polecane posty

Ema, jest taka sprawa, powazna dosc. Bylem przedwczoraj na imrpezie u kumpla, dosc duzej zreszta, z 50 osob luzno. zalozylem sie z kumplem, ze rozwale z piesci sciane, no i rozwalilem, on zreszta tez. Haczyk jest taki, ze jest to scianka gipsowa, czy cos w tym rodzaju, a ja i kolezka musimy ja naprawic (ok 6 dzur, o powierzchni piesci, niezbyt glebokich). Da rade to zalatac, zaszpachlowac, zatentegowac, zeby nie bylo koniecznosci wymiany calej scianki, czy jej duzego fragmentu?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie będę nic wspominał o głupocie tego, co zrobiliście, bo to oczywiste :]. Ale da się. Kup gipsar i nałóż go na wgniecenia. Powinno to zamaskować. Tylko po tym będzie trzeba pomalować ścianę, bo gipsar będzie się odróżniał od reszty ściany.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niezbyt głębokie to pojęcie względne :) Jeśli dziury mają z centymetr głębokości to lepiej nie kładź od razu jednej grubej warstwy, bo może popękać. Szczególnie, jeśli temperatura schnięcia będzie dość wysoka. Lepiej zrobić 2-3, czekając aż poprzedniczka w miarę wyschnie. Ewentualnie w miejsce ubytku daj siatkę, żeby wzmocnić wypełnienie. No i, jak to Stillborn stwierdził, malowanie jest koniecznością. I to raczej całej ściany, bo jeśli farba na ścianie leży kilka miesięcy, to na pewno zdążyła już zmienić odcień i nijak identycznej nie dobierzesz.

No ale imprezy to macie wypas. Pomysły zresztą też :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie będę nic wspominał o głupocie tego, co zrobiliście, bo to oczywiste :]. Ale da się. Kup gipsar i nałóż go na wgniecenia. Powinno to zamaskować. Tylko po tym będzie trzeba pomalować ścianę, bo gipsar będzie się odróżniał od reszty ściany.

Stary, wiesz jak to jest, po wypiciu czlowiek nie mysli racjonalnie, w kazdym razie, jak juz dotarlo do nas, co zesmy odstawili, to jedyne co mialem w glowie, to ze jestem kompletnym idiota. No ale coz, czasu sie nie cofnie. Co do glebokosci, to jest to z centymetr, max 2, choc watpie. Malowanie nie jest tutaj problemem, jedynie zalatanie tego bylo dla mnei czarna magia. W takim arzie kupie gipsar i zaczne czarowac. Tanx.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Głupota, nie głupota :) Od pewnego czasu siedzę w budownictwie (zostanie redaktorem CD-ACTION jakoś no... nie wyszło ) i to jest przerażające jak fatalnej jakości są materiały budowlane. Większość klientów bierze na słowo to co wciska im sprzedawca ("Panie, towar najlepszy na rynku!"). Takie sytuacje jak przebicie się przez ścianę, nawet gipsową, nie powinno mieć w ogóle miejsca. Tak samo jest ze styropianem. Genialny izolator, a do tego trwały. Tylko szkoda, że to co oferuje się nam na rynku w większości, nie powinno być dopuszczone do sprzedaży. I co tutaj mogę polecić? Wybierać tylko renomowane i sprawdzone marki. Dobrze też sprawdzić, czy są rekomendacje znanych instytutów. Powstało co prawda Polskie Stowarzyszenie Producentów Styropianu, ze swoim programem jakości, tylko szkoda że jego władze tworzą prezesi spółek, których styropian w przeszłości miał wielokrotnie negatywne wyniki kontroli jakości. No to chyba tyle, mam nadzieje, że jak ktoś kiedyś będzie budował dom, to przypomni sobie słowa "tatymarcina" :) A warto, bo jak czasami patrze na ludzi, którzy robią remont co roku, bo się chciało zaoszczędzić, to nie wiem czy się śmiac, czy płakać :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czas najwyższy odkopać temat i pożalić się przed Wami, drodzy forumowicze :].

Dziś, przed niecałą godziną, wreszcie zakończyłem kapitalny remont łazienki. Nawet nie remont, tylko całe jej przebudowanie. Wraz z wymianą rur na miedziane i położeniem nowych, bo natrysk, zlew i pralka stoją teraz w innym miejscu. Ogólnie, to lubię takie "majsterkowanie", ale podczas tego remontu miałem non-stop pod górkę. A zaczęło się od składania nowego prysznica...

Mój rodziciel wymyślił sobie cudo z radiem, odtwarzaczem CD, sauną, masażerem i biczami wodnymi. Pełen wypas, no nie? Może i tak. Ale okazało się, że to "cudo" przyszło mi do domu w paczkach... Niby nic niezwykłego, w końcu meble w ten sposób sprzedawane są już od lat. Problem w tym, że nie było tam normalnej instrukcji. Była po angielsku, więc tato beze mnie się do niej nie zabierał, a pracuję do 14. Na dodatek sama instrukcja była strasznie lakoniczna. Papierek był do wszystkich modeli, więc niewiele można się było z niej dowiedzieć... No ale ok, ja - partyzant z dziada pradziada, nie z takimi problemami sobie radziłem. Okazało się, że nie było żadnych dziurek na śrubki. Trzeba było je sobie wywiercić. A śrubki? Chyba z ołowiu, takie miękkie. Wyobraźcie sobie, że zjechałem bez najmniejszego problemu krzyżaka w śrubce wkrętakiem... Aż strach pomyśleć, co by było, gdybym użył elektrycznej wkrętarki -_-. Na dodatek, było tam parę elementów konstrukcji, które występowały podwójnie, a nie były opisane, które to prawe, które to lewe. Albo gdzie góra a gdzie dół. A te elementy wyglądały strasznie podobnie. Różniły się o góra kilka milimetrów, więc problem był.

Straszne, nie? Ale nie najgorsze. Okazało się, że wszelkie zaworki (na szczęście nie wszystkie), były plastikowe. Więc nie można ich było porządnie dokręcić, bo jak wiadomo, plastik łatwo się poddaje i pęka. A jeszcze lepiej, że nie wszędzie były... uszczelki. Dobrze, że żeśmy Castoramę odwiedzili i kupili trochę śrubek i uszczelek. Dwa popołudnia się męczyliśmy. Na dodatek, drzwi się okazały nieco krzywe, więc będziemy składać reklamację. A to wszystko za jedyne ok. 3500 zł. Polecam!

Po tym wszystkim przyszła pora na meble. Wszystko cudownie i łatwo poszło. Na prawdę porządne wykonanie, świetna, szczegółowa i prosto napisana instrukcja. Wszystko cacy? A gdzież by tam! Okazało się, że jedne drzwi do szafki są zdecydowanie za małe. I to o jakieś trzy centymetry... Więc nie było żadnego sposobu na ich dopasowanie. Kolejna reklamacja... Aaaaa.

A wcześniej, to oczywiście było rycie młotem (BOSH na szczęście :]), zbijanie starych kafli i dziwnych murków, które tylko miejsca zabierały. Tu akurat poszło łatwo i przyjemnie, na dodatek lubię po pomieszczeniach z młotem latać. DESTRUKCJA :]!!!

Ale potem trzeba było wynieść gruz... A tato ma przepuklinę międzyrdzeniową, więc nawet nie ma sił, by gruz nosić. Boże! Ręce, to mi cierpły, a tu dalej trzeba było nosić :[.

Eh. Na szczęście już po wszystkim. Radosny jestem jak, nie przymierzając, skowronek.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To ja się podzielę swoimi wrażeniami. Ostatnimi czasy nie było mnie na forum (także) z powodu remontu łazienki. I to przeze mnie nieplanowanego. Po prostu administracja budynku zarządziła wymianę pionów kanalizacyjnych. Miało to trwać dwa, góra trzy dni. Trwało dwa tygodnie + dogrywka. Organizacja pracy jak w PRL-u ? przyszło sześciu, jeden robił. Okazało się, że są to wysokiej klasy specjaliści, gdyż jeden jest od rozkuwania ścian, inny od układania rur, a jeszcze inny od szpachlowania itd. No i ten od szpachlowania musiał zwyczajnie poczekać aż nadejdzie jego kolej. Do tego świadczenia socjalne mieli chyba zbytnio rozbudowane. Przychodzili o ósmej, o dziesiątej wychodzili na śniadanie, wracali o jedenastej, a manele zwijali o pierwszej. Nie dbając o nic. Potrafili np. nie uszczelnić dobrze pionu i gdy włączyli wodę zawartość toalety sąsiadki z góry wylądowała u mnie na suficie, ścianie i podłodze. Potem jeszcze bezczelnie się tłumaczyli, iż to wina sąsiadki, gdyż nie powinna spuszczać wody. Pewnie korek w (_!_) miała sobie wsadzić. Następnie rozwalili nam rury doprowadzające wodę do kranów, gdyż ?same pękły, bo były stare?. Srały muszki, będzie wiosna. Liczyli na fuchę i dodatkową kasę ? instalacja wodna, poza pionami, jest remontowana na koszt lokatora. Pokazałem im klasycznego wała i kazałem przywrócić do stanu poprzedniego. Nie rozpisując się zbytnio: zawalili odpływ wanny gruzem, gdyż po co wynosić gruz? Przesunęli mi umywalkę o 10 cm w bok (ponoć nie dało się inaczej). Kran nad zlewem zamontowali mi na wysokości Gortata i twierdzili, że tak będzie lepiej, gdyż będę mógł większe garnki włożyć. Fakt, przez czas remontu czułem się jak w piekle, ale kotłów na smołę jeszcze w domu nie mam. Po interwencjach u administratora budynku i właściciela firmy remontowej wrócili i poprawili. Ale byli oburzeni, że kwestionuje się ich kwalifikacje. Cóż, kwalifikacje mieli marne, gdyż jak pogadałem sobie pewnego dnia z jednym z pracowników, to on w zasadzie jest kucharzem. No to mu powiedziałem, że musiał być kiepskim kucharzem, skoro pracuje jako hydraulik. Ja się na wymianie rur nie znam, tak jak on, ale przynajmniej gotować potrafię. A jeszcze lepszy tekst miała moja żona, która na stwierdzenie jednego z ?majstrów?, że oni remontowali łazienkę kard. Dziwiszowi odparła: ?pierwszy raz jest mi żal jakiegoś kardynała?.

Teraz dogrywka: po ?naprawieniu? wszelkich usterek i ?doprowadzeniu do stanu poprzedniego? po paru dniach okazało się, że płytki odpadają, farba się łuszczy itp. Partacze odstawili taką fuszerkę, że hej. Rok temu moja żona z synami sama wymalowała łazienkę. I zrobiła to lepiej niż ?specjaliści?. Po interwencji przyszli parę dni temu i poprawili, ale nie wiem ile to wytrzyma. Dlatego zastanawiam się czy w przypadku następnej wykrytej niedoróbki składać kolejną reklamację, czy zmusić małżonkę do samodzielnej naprawy. Przynajmniej będzie trwałe, a jak się podszkoli, to może sama założy firmę remontową.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Heh, temat ruszony po miesiącu i już się nóż w kieszeni otwiera :)

Na moje wielkie szczęście mieszkam w domku jednorodzinnym i wszelakiej maści prace remontowo-budowlane przeprowadzam sam, więc nie mam aż tak traumatycznych przeżyć, jak Pezet :D. Ale ostatnimi czasy tez naoglądałem się pracy pewnego fachowca. Moja siostrzyczka kupiła sobie działkę z domem w sąsiedniej wsi. Domek był oczywiście jakiś czas niezamieszkany, więc kwalifikował się do remontu. No i pech chciał, że po przeciwnej stronie ulicy mieszka taki domorosły 'fachowiec', który oczywiście szybciutko wpadł i zaproponował jej wykonanie wszelkich niezbędnych napraw/przeróbek po promocyjnych cenach, no bo w końcu będą sąsiadami... Co on w tym domu naodpierdzielał, to można książkę napisać. Np najpierw zrobił panele, a później zabrał się za wymianę drzwi wraz z futrynami. Oczywiście futryny i drzwi były wyższe od tych wcześniejszych, więc znowu te panele ciął, przerabiał i temu podobne pierdołki, żeby owe nieszczęsne drzwi powymieniać... A grzejnik w korytarzu (aluminiowy) nie dość, że zamontował 'tył naprzód', to jeszcze na dokładkę do góry nogami... No żeby zrobić coś takiego, to trzeba być dosłownie debilem... Przy drobnej przeróbce instalacji elektrycznej nie dość, że udało mu się stopić w jednym pokoju kable i nieomal puścić dom z dymem, to jeszcze wywalił w transformatorze wszystkie BM-y (bezpieczniki mocy), pozbawiając na jakiś czas prądu całą ulicę :) Profesjonalista pełną mordą :D

Koniec końcem siostrzyczka go z deka pognała i cały remont kończyliśmy z braciakiem. Tym razem już bez przygód i niespodzianek :) Może nie aż tak 'profesjonalnie', ale się udało :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nawet nie wiecie, jak mnie cieszy, że nie tylko ja mam problemy. A jeszcze bardziej mnie cieszy, jak inni mają problemy większe :trollface:.

Na szczęście, wszyscy fachowcy, z usług których korzystałem, to albo rodzina, albo dobrzy znajomi. Więc wiem, czego się po nich spodziewać. Poza tym, jestem upierdliwy i ciągle doglądam pracę innych :]. Więc nie ma mowy, że ktoś mi jakąś fuszerkę odstawi, zamaskuje i będzie udawał, że jest cacy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nawet nie wiecie, jak mnie cieszy, że nie tylko ja mam problemy. A jeszcze bardziej mnie cieszy, jak inni mają problemy większe :trollface:.

Typowy przedstawiciel narodu polskiego... :)

Problemy takie, jak Twoje, miał pewnie każdy, kto samodzielnie próbował złożyć jakiś mebelek z kartonu. Ja największą traumę przeżyłem kilka lat temu przy montażu biurka pod komp, które to dostałem od firmy BRW elegancko zapakowane w płaskie pudełko... Tez było w nim kilka prawie identycznych elementów, ale 'prawie robi wielką różnicę' :D No a ostatnio kurier przywiózł łóżko piętrowe dla moich pokemonów i też opcje jego zmontowania były dwie, z czego tylko jedna ta właściwa :) . Oczywiście też mi przybrakło kilku śrubek/wkrętów, ale to już chyba standard ostatnio jest. Każdy oszczędza na czym tylko może.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiesz, brak śrubek mogę wybaczyć, ale ich wręcz absurdalnie niską jakość nie. Bo skoro widzę, że są, to nie kupuję nowych. A potem się męczę, kiedy krzyżak w śrubce mi się nagle okrągły zrobi... A śrubka jest prawie dokręcona (właśnie - prawie!). Toż to wyłysieć wtedy idzie. Takie praktyki tylko zwiększają poziom stresu i zniechęcają (przynajmniej mnie) do danej firmy.

Typowy przedstawiciel narodu polskiego...

A czy kiedykolwiek twierdziłem, że jest inaczej :P?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Heh, Turambar się przywlókł, huknął gromkim głosem i temat znowu na miesiąc zamarł :D No ale akurat jestem po drobnym remoncie, więc podzielę się swoimi spostrzeżeniami i drobną refleksją, jak to można na własne życzenie robotę w domu spierdzielić...

Ot, remoncik był raczej drobny, bo polegał na totalnej rozwałce istniejącego sufitu z płyty G/K, przykręceniu nowej na konstrukcji drewnianej + docieplenie styropianem o grubości 3cm (fajnie w grubość listew się wpasowywał). A na koniec żona dołożyła swoje 3 grosze i wytapetowała ściany. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że pokój był remontowany niecałe 2 lata temu. No ale tak to jest, jak się na skróty przy remontach chodzi. Zacznę jednak od początku.

Mój dom nie posiada jakiegoś normalnego sklepienia, tylko takie wybitnie popierniczone :D Jest to tregra, w którą zostały włożone deski i zalano to wszystko od góry mieszaniną gipsu, cementu i trocin. Od spodu swego czasu była przybita twarda pilśnia, którą pomalowano olejną farbą. Tak było, gdy się wprowadzałem. Wyglądało to niezbyt szczególnie, więc przykleiłem do owej pilśni kasetony styropianowe, powlekane plastikiem. W końcu i to się znudziło, więc zapadła decyzja o zaopatrzeniu sufitów w płytę G/K i zrobienie ich na gładko, jak pupcia niemowlaka :) W salonie zrobiłem wszystko, jak należy, czyli konstrukcja, styropian i płyta. No ale moje kochanie (które chciało remont skończyć jak najszybciej) stwierdziło, że w sypialni sufit nie musi być idealny i zaleciła przykręcenie płyty bezpośrednio do tych nieszczęsnych kasetonów. Bez listwowania. Miało to skrócić remont o dwa dni.

Niestety, skutki tej fatalnej decyzji wylazły na sufit od razu, gdy zaczęła się zima. Od góry sklepienie zaczęło lekko przemarzać, a miłe ciepełko, które było wewnątrz pokoju spowodowało skraplanie się wody na tych nieszczęsnych, znajdujących się pod płytą, pokrytych plastikiem kasetonach. Płyta nasiąkła wodą i w ciągu zimy zmieniła kolor z białej, na piękną szaro-zielono-czarną, pokrytą uroczymi grzybkami... Normalna masakra. No i rzeczone grzybki z biegiem czasu zaczęły mi też na ściany przełazić. Cóż było robić, rozpierniczyłem wszystko w tym roku w drobny mak i zrobiłem od podstaw tak, jak się należało zrobić dwa lata temu.

Reasumując, lepiej nie róbcie takich inteligentnych patentów, jaki ja odstawiłem z przykręcaniem płyty G/K do plastiku :D Jak jutro najdzie mnie wena, to pstryknę fotkę mojego odnowionego pokoju i wrzucę do posta.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A na koniec żona dołożyła swoje 3 grosze i wytapetowała ściany.

Gdzieś Ty ją znalazł? Mnie się czepiają na ogół te leniwe, albo te, co akurat sobie tipsy zrobiły...

Wyglądało to niezbyt szczególnie, więc przykleiłem do owej pilśni kasetony styropianowe, powlekane plastikiem.

A więc jeszcze istnieją osoby, co to kasetony używają. Dobrze wiedzieć ^^.

A tak serio, to nienawidzę tego. Niech no się choć odrobinę drania stuknie, to ślad zostaje (np. po noworocznym szampanie). A jak ktoś ma jeszcze w domu "kopciucha", to dochodzi do tego co półroczne malowanie. A kasetony nie są najprzyjemniejsze ku temu.

Chociaż z drugiej strony, to te powlekane plastykiem się raczej nie maluje (choć mam kolegę, co był innego zdania ^^), niemniej, każde wgniecenie i inne drobne uszkodzenia jest ciężko zlikwidować. No, chyba że masz jakieś ciekawe patenty.

stwierdziło, że w sypialni sufit nie musi być idealny i zaleciła przykręcenie płyty bezpośrednio do tych nieszczęsnych kasetonów.

W życiu by mi coś takiego do głowy nie przyszło ^^.

A z tego, co dalej wyczytałem, to... Dobra przestroga na przyszłość :].

Lubię się uczyć na cudzych błędach :].

Jak jutro najdzie mnie wena, to pstryknę fotkę mojego odnowionego pokoju i wrzucę do posta.

A nie masz fotek tego, jak to wcześniej wyglądało?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sorki, że tak późno, ale jakos tak się zeszło...

Gdzieś Ty ją znalazł? Mnie się czepiają na ogół te leniwe, albo te, co akurat sobie tipsy zrobiły...

No mieszkała w mojej wsi na sąsiedniej ulicy :) Faktycznie, moje kochanie potrafi mi naprawdę wiele pomóc i w malowaniu i w innych robotach przy odnawianiu chaty, z których chyba tylko szpachlowanie i płyta G/K to dla niej drobna nowość. Ale wierz mi, ma to też swoje bardzo złe strony, bo z kolei wpiernicza mi się we wszystko, co robię i nawet gdy ma o temacie blade pojęcie, próbuje mnie przekonać do swoich racji. Krew mnie nagła wtedy zalewa i wolałbym, żeby w tym czasie tipsy kleiła :D

A więc jeszcze istnieją osoby, co to kasetony używają. Dobrze wiedzieć ^^.

No błędy młodości to były. Ale wiesz, to był jedyny, szybki sposób przykrycia tej paskudnej, popapranej olejną farbą pilśni. I faktycznie, byle pierdołka potrafi je wgnieść/zarysować i nic sensownego się z tym zrobic nie da. Jedyną opcja jest chyba wymiana uszkodzonego kasetonu na nowy. Ale paskudy są wybitnie wytrzymałe, przynajmniej te powlekane plastikiem. Siedziały na suficie ładnych kilka lat, i mimo tego, że byłem 'kopciuchem' :D (ale już nie jestem), wcale się zbytnio nie odbarwiły, ani mi z sufitu odpadać nie zaczęły.

A z tego, co dalej wyczytałem, to... Dobra przestroga na przyszłość :].

Lubię się uczyć na cudzych błędach :].

Jak już wspominałem - typowy przedstawiciel narodu polskiego :D

No i niestety, nie posiadam fotki pokoju w stanie przed remontem. Jakimkolwiek. Nawet na obecnej fotce, którą zaraz postaram się do posta dołożyć, tak naprawdę to mało widać, bo kąt obiektywu 'mydelniczki' nie jest zbyt szeroki :D

O, chiba mam link do zdjęcia :)

SDC11733.JPG

Edytowano przez Seeker2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmm... nie chcę nic mówić (ależ chcem!), ale ten pokój wygląda staromodnie. Autentycznie, aż poczułem się, jak u babci na wsi ^^. No i jeszcze ten obraz... Moja ś.p. babcia miała taki, stąd pewnie to wrażenie, ale miała taki obraz odkąd pamiętam.

Do tego dochodzi ten wzorek na tapecie... W zasadzie jest normalny i całkiem ładny, ale też jakoś ze wsią mi się kojarzy* (i starym małżeństwem).

*

tak, wiem gdzie mieszkasz (mniej więcej^^).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale pojechałeś... :D

Wiesz, wszystko to przecież kwestia gustu. Mówisz, że wygląda staromodnie? Akurat ten pokój, to sypialnia (mogłeś to skumać po ilości łóżek :tongue: ), więc mało mnie obchodzi, jak wygląda, bo i tak głównie po ciemku tam przeloguję :) Poza tym jeśli chodzi o wystrój i temu podobne pierdoły, to ja raczej 'lekkim' ignorantem jestem i dla mnie liczy się, żeby było czysto, schludnie, przyjemnie. Reszta nie ma specjalnego znaczenia. Ja jestem gościem od czarnej roboty, a wybieraniem kolorów i innych dodatków to się już moje kochanie zajmuje, które wie, że pomaluję dana ścianę na taki kolor, jaki mi pod nos podsunie :)

Obrazek natomiast był kupiony kiedyś w sanktuarium w Hodyszewie, gdy byliśmy tam z moim pierwszym, jeszcze malutkim synkiem, więc wiążą się z nim jakieś tam wspomnienia i sobie wisi :)

No i, jak to subtelnie stwierdziłeś, jest to sypialnia starego małżeństwa ze wsi, więc co się dziwisz? :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lubię zawoalowane metafory ^_^.

Wiesz, napisałem, co napisałem, bo zwyczajnie Twoja sypialnia przypomina mi sypialnię u dziadków na wsi. Z tą różnicą, że oni nie mieli wtedy tapety, tylko taki wzorek namalowany na ścianie. Dopiero kilka lat temu pomagałem im kłaść tapetę na ścianach (raz, że się uparli, że chcą, dwa - stare budownictwo, przedwojenne, gdzie zaczynają pękać ściany, więc gładź odpada).

Jak już wspomniałem, źle to u Ciebie nie wygląda i nawet mi się podoba. Przytulnie jest, a o to w sypialni chodzi, prawda? Zresztą, fajnie wyszło z firanką, bo wzorek na niej pasuje do tego na tapecie (u góry). Plusik za to ^^. Jestem szczególarz, więc zwracam uwagę na takie niuanse.

Widzisz, mimo iż nienawidzę tapet, to czasami chciałbym "walnąć" taką na ścianę, bo... cóż, sentyment. A i ściana nie jest chropowata, a w nocy (szczególnie w lato) lubię się do ściany przytulić ^^.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiesz, ja to już do końca sam nie wiem, jak to jest z tymi tapetami. Z jednej strony ich nienawidzę, bo kiedyś przy remoncie domu kumpla z pokoiku 3x3 zdejmowaliśmy tapetę (3 warstwy przyklejone jakimś cholernym dziadostwem, które trzymało jak zębami) calutki dzień od świtu do nocy... No bo miałem tam gładź zrobić, więc trza ją było dokładnie usunąć, żeby nie było jakichś niespodziewajek w przyszłości. Z drugiej strony jest to bardzo szybki i relatywnie tani sposób (w porównaniu z gładzią czy płytą g/k) na zrobienie sobie pięknych ścian. Gdybym miał tą sypialnię zrobić w płycie, lub przeszpachlowac tynki proste jak wielbłąd dwugarbny, pewnie ze 2 tygodnie by mi robota zajęła (odchyłki od pionu nawet do 3-5 cm... kochane, stare budownictwo...). A tapetę żona z moja matulą machnęły w niecałe 10 godzin :)

W ogóle, jeśli chodzi o wyrównywanie starych, popękanych tynków to podobno jest jakiś nowy papier-wynalazek, który się na ściany przykleja. Jest w kilku wariantach grubości, zależnie od stopnia nierówności tynku. Po przyklejeniu tego wynalazku wtedy się maluje, albo nakleja finalną tapetę. I podobno ściana jest zauważalnie gładsza. Nie mam pojęcia, jak to się ma do praktyki, bo jeszcze czegoś takiego na oczy nie widziałem. Ale coś takiego w handlu jest.

Z drugiej strony do podkładów pod panele z takiej grafitowej pianki o grubości 5 mm (twardej) tez byłem sceptyczny. Do tej pory zawsze kładłem tę niebieską, z rolki. No i okazało się, że te podkłady są zawaliste i skutecznie niwelują nierówności posadzki czy też drewnianej podłogi. Fajna sprawa.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiem, o co chodzi z tymi tapetami. Te stare, takie gumowate, były chyba wodoodporne, bo nawet ten preparat do tapet nie przenikał przez nie. A pamiętam, że miałem ich kilka warstw (lenistwo nie popłaca...). Miodzio po prostu.

odchyłki od pionu nawet do 3-5 cm... kochane, stare budownictwo...

A myślisz, że nowe się pod tym względem różni? Mieszkam w relatywnie młodym bloku mieszkalnym, a odchyły na ścianach potrafią być takie, że aż dziw bierze, że to wszystko jeszcze stoi. Zresztą, nie tylko ściany. Podłogi też wyglądają, jak ze snu opętanego...

A ostatnio rozmawiałem z kolegą, który pracował w budowlance i stawiał ten blok. Jak mi zaczął opowiadać, jakie wałki tutaj, podczas budowy odchodziły, to strach normalnie. Wystarczy wspomnieć, że jak kładłem panele podłogowe, to odkryłem aluminiowy kabel... Takiego reliktu to się kompletnie nie spodziewałem. Albo przy wymianie okien, ze ściany wyciągnąłem kufajkę.

jeśli chodzi o wyrównywanie starych, popękanych tynków to podobno jest jakiś nowy papier-wynalazek, który się na ściany przykleja.

Pierwsze słyszę o czymś takim. Akurat w tej chwili nie miałbym gdzie tego wykorzystać, ale warto zapamiętać i gdy nadarzy się okazja na wykorzystanie tego, to popytam się w odpowiednich sklepach, czy nie mają tego.

No i okazało się, że te podkłady są zawaliste i skutecznie niwelują nierówności posadzki czy też drewnianej podłogi. Fajna sprawa.

Wiem, bo miałem tak samo, pierwszy raz wykorzystałem tą piankę w tamtym roku, przy remoncie stołowego pokoju. Wcześniej także korzystałem z tego niebieskiego.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po minionym miesiącu mam o czym pisać. Mieszkanie mej lubej, która mieszka z dziadkami, przechodziło gruntowny, całościowy remont. Naturalnie zaoferowałem się do pomocy, zwłaszcza, że miałem już drobne doświadczenie. Niestety na niewiele się ono zdało. Jako, że nie byłem u siebie, nie mogłem stosować własnych technik gładzenia ściany czy nawet malowania, a dostosowywać się do tego co pan domu rozkaże (mam nadzieję, że Ona tego nigdy nie przeczyta :happy: ). Słyszeliście o nakładaniu rozcieńczonej gładzi za pomocą pędzla? Ja też nie, ale jak widać to możliwe. Efekt jest oczywiście mizerny i ściany prezentują się niewiele lepiej niż przed remontem. W dodatku malowanie za pomocą wałka nie wchodziło w rachubę, gdyż cieniutka warstwa gładzi odpadała wraz z farbą. Jakby tego było mało to partacz biorący pieniądze nie ułożył paneli według wzorku tylko kładł je jak leci. Cuda na kiju, ale przynajmniej zebrałem nowe doświadczenie.

Edytowano przez ...AAA...
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@UP

Gładź pędzlem? WUT? Coś takiego robiłem tylko w wypadku różnych "zdobień" na elewacji, i nie gładzią a klejem do siatki. Robiło się na rzadko a potem malowało wszelkie dzbany itp żeby można je było potem delikatnie papierem szlifnąć i pomalować. Efekt był zawsze super szczególnie że chodziło tylko o wygładzenie nierówności i pęknięć. Po za tym steropianowe gzymsy też powinno się malować w taki sposób a dopiero potem nakładać farbę.

Ale gładź? Już widzę jak to wygląda... no chyba że on chciał mieć "wzorek". Każdy kto ma choć trochę pojęcia to wie że jak już to się robi nie za gęstą masę i jazda blichówką.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hehe. Takiego dziwu, jak gładź kładziona pędzlem nigdy jeszcze nie widziałem. Ba, nawet nie słyszałem o tym. Kurde, trzeba to normalnie gdzieś zapisać :]. Było zrobić zdjęcie. I wrzucić na jakąś stronę poświęconą takim dziwnym rzeczom, bo to naprawdę "genialny" pomysł.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@ Stillborn

Pytałeś mnie kiedyś o to, czy nie mam zdjęcia tych kasetonów, które były u mnie na suficie i ostatnio doznałem olśnienia. Owe kasetony są jeszcze ciągle w pokoju mojej mamy :) Co prawda u mnie były białe, a u niej są brązowe z wzorkiem, ale efekt podobny. A tu masz zdjęcie:

SDC11754.JPG

Na 4Shared masz jeszcze 3 inne zdjęcia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Gość
Odpowiedz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Utwórz nowe...