Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Turambar

Forumowicze o Sobie IX

Polecane posty

Heh, mi dzień przed maturą pisemną przypomniało się, że mam maturę

Ja do matury ustnej z polskiego nie przygotowywałem się w ogóle. No, zrobiłem jedynie porezentację maturalną, ale to już wcześniej. Wybrałem taki temat, który toitalnie mi podpasował i nie wymagał ode mnie nakłądu pracy. I 100% było :turned:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak więc racja, jeśli nie wiesz gdzie trafić albo co częściej jak taki taksówkarz okazuje się nieocenioną pomocą.

I zdzierca... Wie, ze klient nie zna miasta wiec pojedzie do celu okrezna droga kasujac wiecej. Co mi sie 2 razy prztrafilo (w Londynie bylem 3 razy, ale nie widzialem sie z krolowa, a chcialem jej "siema ziomka" powiedziec :D )

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ogólnie, to jak przyszłe pokolenia maturzystów zapyta o rady, to lektura tego wątku fantastycznie im pokaże, jak tego NIE robić. :] Pamiętam, że do prezentacji podchodziłem parę razy, ale bez większego skutku, w efekcie przed komisją stawiłem się ze stertą jakichś nieskładnych notatek i jechałem na żywca, co przyniosło na luziku 90%, ale też temat był przyjemny - przesłanie literatury fantasy czy coś w tym guście. Grunt to sprawiać wrażenie, że się jest oblatanym w temacie i gadać bez przerwy, a już najlepiej produkować się o czymś, o czym komisja nie ma zielonego pojęcia. :)

Jeszcze tu coś było o zaroście ryjowym: kiedyś marzyłem o zadbanej bródce, ale do tego trzeba się przyłożyć i starać, więc jedynym w miarę fajnym efektem był tak zwany wabik (kwadracik pod dolną wargą, David Villa taki ma!). Nie chce mi się bawić w wycinanki-przystrzyżonka, więc albo zarastam jak żul, albo golę całą facjatę i no problem. A jak już będę straszliwie bogaty, to będę używał jednorazówki jeden raz! :O

Ciepełko wróciło! :*

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ogólnie, to jak przyszłe pokolenia maturzystów zapyta o rady, to lektura tego wątku fantastycznie im pokaże, jak tego NIE robić. :] Pamiętam, że do prezentacji podchodziłem parę razy, ale bez większego skutku, w efekcie przed komisją stawiłem się ze stertą jakichś nieskładnych notatek i jechałem na żywca, co przyniosło na luziku 90%, ale też temat był przyjemny - przesłanie literatury fantasy czy coś w tym guście. Grunt to sprawiać wrażenie, że się jest oblatanym w temacie i gadać bez przerwy, a już najlepiej produkować się o czymś, o czym komisja nie ma zielonego pojęcia. :)

Na Boga, nie mam pojęcia o czym Wy w ogóle rozmawiacie ;) Prezentacja, jakieś procenty... Moja matura (zdawana i zdana w jakże magicznym 2000 roku) wyglądała nieco inaczej, powiedziałbym hmm.... studencko. Trzy przedmioty, w tym obowiązkowo język polski (pisemnie - trzy tematy wypracowania do wyboru lub czytanie ze zrozumieniem lub interpretacja jakiegoś wiersza), drugi, dowolnie wybrany przedmiot (ja zdawałem historię - dwa tematy wypracowania do wyboru lub opracowanie tekstu źródłowego) oraz język obcy - tutaj tylko ustnie: czytanka, dialog na jej temat z pytającym nauczycielem, coś tam z gramatyki i do tego luźne gadki typu zapytanie o najbliższą pocztę czy prośba o zgaszenie papierocha.

Drugi etap matury do te egzaminy znane jako ustne - tutaj znowu: język polski (wylosowany zestaw trzech pytań) i wybrany wcześniej dodatkowy przedmiot zdawany pisemnie czyli u mnie historia (analogicznie do polaka - zestaw trzech pytanek).

Patrząc na to wszystko z dzisiejszej perspektywy wydaje mi się to wszystko czymś w stylu niezłej przygody, bułki z masłem czyli totalnej łatwizny ale w maju 2000 roku nie było mi do śmiechu, zwłaszcza przed ustnym polskim (sorki ale nie potrafię "bić piany"), schudłem jakieś 3 kilo, wyjarałem cały wagon ale jakoś się udało :)

Zaczerpnąłem nieco wiedzy na temat owej prezentacji. W wielkim uogólnieniu taka forma przypomina nieco obronę pracy magisterskiej. Samemu drąży się temat, coś tam się skrobnie by na końcu być odpytanym przez szanowną komisję. Można odnieść wrażenie, że trzeba na prawdę się postarać lub włożyć białe skarpetki do ciemnego garniaka aby z takiego egzaminu odejść na tarczy ;)

Jeszcze tu coś było o zaroście ryjowym: kiedyś marzyłem o zadbanej bródce, ale do tego trzeba się przyłożyć i starać, więc jedynym w miarę fajnym efektem był tak zwany wabik (kwadracik pod dolną wargą, David Villa taki ma!). Nie chce mi się bawić w wycinanki-przystrzyżonka, więc albo zarastam jak żul, albo golę całą facjatę i no problem. A jak już będę straszliwie bogaty, to będę używał jednorazówki jeden raz! :O

Hehe, odrazu mi się przypomniał pewien filmik pt. "W poszukiwaniu electro" (przeróbka "Upadku"). Tam fakt faktem mowa była o "kwadratowym wąsie" co by właśnie "stylówa była bezbłędna"* ;)

Raz kiedyś spróbowałem zapuścić co niego wąsa z brodą... Dałem radę jakiś miesiąc. To nie dla mnie; non stop czochrałem się po podgardlu, niesamowicie mnie to irytowało. Powróciłem zatem do potrójnego ostrza i wyrwałem chwaściory. Golę się co drugi dzień a z ust mej małżonki nie pada już jakże romantyczne: "Kujesz!"

Ciepełko wróciło! :*

Heh...znowu o pogodzie. No fakt, wróciło, choć w umiarkowanej formie. Nie przepadam za żarem lejącym się z nieba, nie lubię mieć gaci przylepionych do tyłka. Zdecydowanie mym genom daleko do tych Fremeńskich ;)

*link do filmiku:

http://patrz.pl/filmy/hitler-w-poszukiwaniu-elektro

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

adam1415

Przeglądałem tę stronkę zanim napisałem posta, ale dzięki ;)

Na szczęście znalazłem w końcu (na początku stronka otwierała mi się w języku niemieckim :D A ja rozumiem z niemieckiego tylko "ręce do góry") w takim pseudo FAQ informację, że można przyjść i kupić od razu oraz od razu pójść zwiedzać, jednak zastrzegli sobie, że może dojść do sytuacji, iż będzie za dużo osób i mogą mnie nie wpuścić.

Ale dam radę. Pojadę w dniu roboczym i...no, po prostu dam radę! Dla Arsenalu wszystko ^^

Opti Jak zostanie mi trochę floty, to dostaniesz ;P

A w ogóle, to dziś moja broda zaliczyła bliskie spotkanie z betonem.

Tak, mam rozciętą bródkę, ale na szczęście nie potrzebowałem szycia. Dostałem jakieś specjalne plasterki i jakoś śmigam. Tylko co chwilę muszę podcierać brodę, bo cały czas krwawię.

Ech, a "mamusia" mówiła, bym nie wychodził dziś z domu :)

EDIT.

Adam Z pewnością bym tak zrobił, ale nie wiem, kiedy będę w tym Londynie. Jak będę miał taką możliwość i będę wiedzieć, kiedy pojadę do Londynu, to pewnie zarezerwuję, a jak nie, to trudno. Cyknę sobie fotkę przed wejściem i pójdę zobaczyć jeszcze raz Big Bena :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja na twoim miejscu bym nie ryzykowal tylko zarezerwowal sobie wejsciowke online. Nawet jak w dniu roboczym przyjedziesz moze byc roznie... To w koncu Anglia i wszystkiego mozna sie spodziewac (nawet pogoda jest nieprzewidywalna w tym kraju). Tak wiec jesli nie chcesz by przemily londynczyk z usmiechem na twarzy powiedzial ci "Sorry mate, come another time, we're too full / busy etc) zarezerwuj sobie wejsciowke...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie przepadam za żarem lejącym się z nieba, nie lubię mieć gaci przylepionych do tyłka. Zdecydowanie mym genom daleko do tych Fremeńskich ;)
Otototo! Człowiek się poci jak świnia w rzeźni. Jak jest zimno, to się można cieplej ubrać, a przy upale dochodzi się do punktu, w którym nie ma już coś z siebie zrzucić. Do tego słońce świeci tak, że ani spać się nie da, ani grać (słońce mi przez okno świeci prosto na łóżko oraz w ekran komputera). No i latem dochodzi jeszcze jeden problem, o którym już lata temu śpiewał klasyk:

(Uwaga! Utwór zawiera słowa powszechnie uważane za wulgarne.)

Zdecydowanie wolę chłodniejsze pory roku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I zdzierca...
Dla mnie to kolejny dowód, że tacy występuję w każdym kraju :P Cóż począć... głową muru nie przebijesz.

Ciepełko wróciło! :*
Po części dobrze, że nie do końca u mnie w nocy a po części źle... Jak zapada zmierzch i ma się wrażenie, że komary chcą cię zjeść do samych kości a stosik kostek, który trza przenieść z jednego miejsca na drugie - na szczęście blisko - maleje, ale o wiele za wolno niż byś sobie życzył... dodatkowo męczy cię katar alergiczny a chłodzik (bo ofc założyłem sandały) powiewa po nogach. I jeszcze mam jakieś fajerwerki żołądkowe... Guh. Może być zawsze gorzej ;P
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ostatnie dni były bardzo ciekawe. Wpierw zeszły piątek - połowa zaliczenia udała się, druga nie (ciąg dalszy jutro). Jak znów będę musiał czekać parę godzin na wejście do pokoju, to się chyba zeźlę. Rozmowa z promotorem - była, termin oddania pracy licencjackiej niemal ustalony. Potem bardzo leniwy weekend i...

Kumpel o swoim kumplu mówił, że ten pisze magisterkę. Znaczy je, gdy jest głodny, śpi, gdy chce mu się spać a głównie pisze. Ja miałem podobnie. Chodziłem spać o piątej, wstawałem o drugiej, w międzyczasie pisałem albo robiłem przerwy. A że pisania było w sumie mało a przerw sporo (bo ile można siedzieć i stukać te naukowe teksta...?), to dnie mijały jeden za drugim. W ten prosty sposób mało się udzielałem na forum i zmieniłem tryb życia na wpół-dzienny i wpół-nocny. Tadam!

Ale od jutra będzie do przodu. Ktoś jeszcze może pisze tutaj dyplomówkę? Napisał? Czeka go obrona? Piszcie. Ciekaw jestem, czy tylko ja mam zamiar bronić się w lipcu. Chociaż termin wrześniowy też jest prawdopodobny.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

pogoda - nareszcie dała sobie spokój z równikowymi upałami i o świcie jest tak, jak być powinno - zimno (a przecież w zeszłym tygodniu z samego rana było 25 stopni!) co przekłada się na bardzo przyjemny chłód na hali. gdyby to nie była 6 rano, można by nawet rzec, że aż się chce pracować :laugh: choć słyszałem prognozy, że przyszły tydzień znów ma przynieść "tyle słońca w całym mieście, stopni dwa tysiące dwieście" :dry: na ogół nie wierzę tak dalekosiężnym prognozom, ale mając w pamięci poprzedni tydzień, gdy o tym pomyślę, to dostaję mroczków przed oczami... oby się nie sprawdziło

---------------------------

ogółem to powinienem pójść spać, ale wstać o 5 po niecałych trzech godzinach snu nie będzie raczej łatwo... mając perspektywę tak krótkiego snu, lepiej jest IMO nie usypiać - rano tak samo będziesz nieprzytomny, ale chociaż oszczędzisz sobie trudów budzenia się :D a w pracy będąc zawsze się człek jakoś rozkręci i zapomni, że chce mu się spać. najgorzej jest tylko po przerwie śniadaniowej - posiłek wtedy zjedzony działa na mnie strasznie usypiająco :sleep: a jednego gościa kiedyś zwolnili za uśnięcie na stanowisku, i nie było przebacz. to najbardziej odstrasza od zarywania nocek :jezyk2:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ogółem to powinienem pójść spać, ale wstać o 5 po niecałych trzech godzinach snu nie będzie raczej łatwo... mając perspektywę tak krótkiego snu, lepiej jest IMO nie usypiać - rano tak samo będziesz nieprzytomny, ale chociaż oszczędzisz sobie trudów budzenia się :D

Oj, tu masz świętą rację. Kiedyś się tak załatwiłem. Jeszcze w czasach, gdy w Czechach pracowałem i mieszkałem. Dałem się mistrzowi namówić na přesčas i zostałem sobie na drugie 8 h w robocie. A to było w czwartek... I nikogo nie obchodziło, że zanim na ubytovnie (hotel robotniczy) wrócę i coś wszamię, to zostanie mi góra 4 h snu. A w piątek oczywiście do tyrki trzeba było się stawić. Masakra. Czułem się po tych 3 h (bo jak na złość zasnąć nie mogłem) snu jeszcze bardziej zmęczony, niż zanim się spać położyłem. I o mały włos wypadku bym w pracy nie spowodował. Ale to już inna historia :].

a w pracy będąc zawsze się człek jakoś rozkręci i zapomni, że chce mu się spać.

To zależy jeszcze, co się robi. Jak ktoś w jakimś biurze pracuje i przed kompem cały dzień siedzi... Ja bym nie dał rady w takim wypadku :]. Na coś takiego najlepsza jest praca fizyczna.

najgorzej jest tylko po przerwie śniadaniowej - posiłek wtedy zjedzony działa na mnie strasznie usypiająco :sleep:

Widzę, że też jesteś wyznawcą zasady "co w brzuch, to w poduchę" :D.

a jednego gościa kiedyś zwolnili za uśnięcie na stanowisku, i nie było przebacz. to najbardziej odstrasza od zarywania nocek :jezyk2:

A co, jakieś szkody z jego winy wynikły? Bo jak nie, to jakoś nie bardzo rozumiem tak ostrego potraktowania. Chyba, że u niego zasypianie było zjawiskiem nagminnym :].

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chodzi o zasypianie lub spanie w pracy, to ja warunki mam wręcz idealne... Jeśli mam jakiś ciężki pranek (po ciężkim dniu/wieczorze poprzednim, robię szybki objazd pracowników i wbijam się w jakieś krzaczory, coby mnie z drogi nie było widać, wyłączam komórkę (na szczęście tam, gdzie pracuję, są jeszcze miejsca bez zasięgu :smile:) i ucinam drzemkę ze dwie-trzy godzinki. No a skoro teren mojej pracy to kilkanaście tysięcy hektarów lasu - nie sposób mnie po prostu namierzyć... Potem wstaję jak młody bóg i jazda na drugą rundę objazdu pracowników :smile:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To zależy jeszcze, co się robi. Jak ktoś w jakimś biurze pracuje i przed kompem cały dzień siedzi... Ja bym nie dał rady w takim wypadku :]. Na coś takiego najlepsza jest praca fizyczna

no ja cały czas stoję, taki urok pracy na linii produkcyjnej :rolleyes: ale zapewniam, na stojąco też można usnąć. razu jednego zachciało mi się eksperymentów z niespaniem i wytrwaniem dwóch nocnych zmian bez snu. od ok 12 w czwartek do 7 w sobotę czyli 43 godziny. nocka z piątku na sobotę, to dopiero była masakra. oczy same się kleiły, nawet muzyka z empetrójki nie pomagała... gdyby nie to, że muszę cały czas machać rękami, najpewniej przytuliłbym praleczkę, oparł głowę o bęben i kimnął sobie :laugh:

A co, jakieś szkody z jego winy wynikły? Bo jak nie, to jakoś nie bardzo rozumiem tak ostrego potraktowania. Chyba, że u niego zasypianie było zjawiskiem nagminnym :]

u nas jest dosyć restrykcyjnie, potrafią się przyczepić o byle co , więc niewykluczone, że to był jego pierwszy i zarazem ostatni raz (aczkolwiek nie było mnie przy tym i nie mam pewności). szkodę mógł wyrządzić co najwyżej sobie - a jak ktoś sobie zrobi krzywdę w czasie pracy z własnej winy, to też nie jest za różowo, bo wtedy wszyscy pozostali pracownicy są pozbawieni w danym miesiącu premii :dry: ale przynajmniej taka surowość skutkuje - nasz zakład jest najbezpieczniejszy ze wszystkich zakładów Indesitu (to nie jest reklama, tylko informacja! żeby nie było :P) na świecie. i do tego najszybszym, ostatnio stuknęła nam milionowa pralka. a hasło z reklam Indesitu brzmi: My pracujemy, ty masz wolne. ha ha ha.

Widzę, że też jesteś wyznawcą zasady "co w brzuch, to w poduchę" :D

nie, poobiednie drzemki nie są dla mnie :P po prostu u mnie jedzonko potęguje senność, szczególnie jak robię na rano. a na wieczór w żadnym wypadku nie wolno mi pić ciepłego mleka, można je u mnie stosować jako środek usypiający ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a skoro teren mojej pracy to kilkanaście tysięcy hektarów lasu - nie sposób mnie po prostu namierzyć... Potem wstaję jak młody bóg i jazda na drugą rundę objazdu pracowników :smile:

Tylko pozazdrościć w takim przypadku :P. Ja na to nie mogę sobie pozwolić, bo mnie pilnują. I to często w taki sposób, bym o tym nie wiedział... Tajniacy wszędzie normalnie. Poza tym, muszę się jako tako wykazywać, bo mi umowy nie przedłużą (nowa praca).

no ja cały czas stoję, taki urok pracy na linii produkcyjnej :rolleyes:

Wiem, jak pracowałem w fabryce Škoda Auto w Mladá Boleslav, to miałem dokładnie to samo. Tyle że co kilka tygodni zmieniali mi stanowisko pracy. Urwanie głowy z początku miałem :).

ale zapewniam, na stojąco też można usnąć.

Mnie na szczęście się to jeszcze nigdy nie zdarzyło. I mam nadzieję, że nie zdarzy.

razu jednego zachciało mi się eksperymentów z niespaniem i wytrwaniem dwóch nocnych zmian bez snu. od ok 12 w czwartek do 7 w sobotę czyli 43 godziny. nocka z piątku na sobotę, to dopiero była masakra. oczy same się kleiły, nawet muzyka z empetrójki nie pomagała... gdyby nie to, że muszę cały czas machać rękami, najpewniej przytuliłbym praleczkę, oparł głowę o bęben i kimnął sobie :laugh: .

A potem byś szukał nowej pracy :P.

Na szczęście nigdy nie miałem ochoty na takie eksperymenty. Chyba, że przy książce się zasiedziałem. Kiedyś całą noc czytałem Bez Skrupułów Clancyego i o mało nie spóźniłbym się przez to do pracy :laugh: .

nasz zakład jest najbezpieczniejszy ze wszystkich zakładów Indesitu (to nie jest reklama, tylko informacja! żeby nie było :P) na świecie. i do tego najszybszym, ostatnio stuknęła nam milionowa pralka.

Dobra dobra, lepiej przyznaj się, jaką premię za tą reklamę dostałeś :D.

a hasło z reklam Indesitu brzmi: My pracujemy, ty masz wolne. ha ha ha.

Właśnie - ha ha ha - ja tam żadnego wolnego nie mam :P.

nie, poobiednie drzemki nie są dla mnie :P po prostu u mnie jedzonko potęguje senność, szczególnie jak robię na rano.

Bo właśnie o to mi chodziło. Nie że idziesz od razu spać po jedzeniu, ale że senny się robisz.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tyle że co kilka tygodni zmieniali mi stanowisko pracy. Urwanie głowy z początku miałem :).

a ja od początku (prawie rok już) na tym samym stanowisku (raz tylko na jeden dzień wzięli mnie gdzie indziej). najfajniejsze na nim jest to, że nazwa collaudo nikomu nic nie mówi i przez to ludzie nie domyślają się, że moja tam praca jest maksymalnie nudna i monotonna :P

Dobra dobra, lepiej przyznaj się, jaką premię za tą reklamę dostałeś :D

ja mógłbym powiedzieć coś innego o moim zakładzie pracy, ale reklamą Indesitu by to nie było raczej ;) zostańmy lepiej przy naszym genialnym haśle :icon_wink:

Bo właśnie o to mi chodziło. Nie że idziesz od razu spać po jedzeniu, ale że senny się robisz.

tak czy siak, nie ja tę zasadę (co w brzuch...) wyznaję, tylko moje ciało. robi mi tym na przekór, zdrajca :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a ja od początku (prawie rok już) na tym samym stanowisku (raz tylko na jeden dzień wzięli mnie gdzie indziej). najfajniejsze na nim jest to, że nazwa collaudo nikomu nic nie mówi i przez to ludzie nie domyślają się, że moja tam praca jest maksymalnie nudna i monotonna :P

To całkiem inaczej niż u mnie. Zmieniłem po prawie roku pracę na bliżej domu (w Libercu). Pracowałem dla CVG Company, a moje stanowisko pracy nazywało się electromechanical worker. Tu nie miałem w ogóle swojego stanowiska pracy. Praktycznie codziennie robiłem co innego. Nawet fajnie, bo nie nudziłem się. A że tam zawsze były braki w kadrach (kryzys rzekomo), to ciągle była robota dla mnie. Heh, pamiętam że jak był audyt, to zawsze mnie na widoku trzymali, by krawaciarze mogli popatrzeć, jak to ludziska pięknie pracują. Dziwne, że nie pytali się nigdy, dlaczego mnie wszędzie widzą :].

Potem zawsze mogłem ściemniać (nie całkiem, bo dużo prawdy w tym było), że pracowałem jako elektryk. I tak niewiele mi to dawało, bo z pracą w Polsce strasznie krucho miałem. Przyjąć mnie tylko do Tesco chcieli (przez agencję - na aż miesiąc...). A mnie to się nie uśmiechało. Zawsze słyszałem tą samą śpiewkę. "Masz dobre wykształcenie, takich ludzi właśnie potrzebujemy, ale...". I tu zaczynała się wyliczanka, że za młody, że nie mam miliona stu tyś. uprawnień etc. A na pytanie skąd mam niby to doświadczenie zdobyć, skoro nikt przyjąć mnie nie chce, odpowiadali, że to mój problem... Ale w końcu udało mi się wydeptać sobie pracę. Nie ma to jak mieszkanie na prowincji. Cały czas się zastanawiam, czy nie rzucić wszystkiego w diabły i nie przeprowadzić się do Wrocławia lub Łodzi.

ja mógłbym powiedzieć coś innego o moim zakładzie pracy, ale reklamą Indesitu by to nie było raczej ;) zostańmy lepiej przy naszym genialnym haśle :icon_wink: .

Pewnie to by było dość niecenzuralne i obfitujące w forumowe procenty :P?

tak czy siak, nie ja tę zasadę (co w brzuch...) wyznaję, tylko moje ciało. robi mi tym na przekór, zdrajca :P

A tam zaraz zdrajca, po prostu wie lepiej, co dla Ciebie dobre :].

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

krucho z pracą to ja miałem w Anglii, o :P na rok pobytu, przepracowane miałem łącznie 5 miesięcy - czyli masakra. zarejestrowałem się w co najmniej 15 agencjach a i tak roboty w Manchesterze NIE BYŁO wcale i w ogóle. cały czas dorywkowo - parę dni tu, parę tam... dzwonili tylko wtedy, gdy potrzebowali kilku pracowników więcej. jedną tylko pracę straciłem z własnej winy, czego do dziś żałuję, bo choć miałem daleko do niej, miejsce było (jak na pracę za minimalną płacę) fantastyczne - nowoczesny magazyn dużej sieci sklepów (Argos). ech... ogółem gdybym w Anglii nie mieszkał u siostry to nie wiem, czy bym to teraz pisał.

Pewnie to by było dość niecenzuralne i obfitujące w forumowe procenty :P?

bluzganie to nic w porównaniu z powiedzeniem, że %% @&*($@& %@$*!&! @%&!~ (lepiej nie ryzykować :P cokolwiek pod tymi znaczkami by się nie kryło, kupujcie pralki Indesit! choćby po to, żebym miał pracę :oczko:)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@poor_leno

Mnie kiedyś kumpel chciał do Irlandii wyciągnąć. Że niby miał już tam mieszkanie i pracę nagraną. Jakoś złe przeczucia do tego miałem. Jak się okazało, to miałem rację, bo po dwóch miesiącach znów go na mieście widziałem :P. Jak się okazało, to firma w której miał pracować upadła a właściciele mieszkania się rozmyślili i nie chcieli mu go wynająć. Nie wiem, co on tam przez te dwa miesiące robił, ale nici z wyprawy na Zieloną Wyspę wyszły.

Teraz znajomi się odezwali i chcą mnie do Holandii ściągnąć. Się zastanawiam, czy warto. Zobaczymy za pół roku. Jak mi nie przedłużą umowy w firmie gdzie teraz pracuje, to chyba pojadę. Jakoś w moim mieście żadnych perspektyw nie widzę. A nuż/widelec się powiedzie mi za granicą?

A tak przy okazji, skoro już poruszamy kwestię pracy za granicą, to jakie macie doświadczenie? Z chęcią poczytam relacje innych czasowych (bądź stałych) emigrantów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak Stillborn prosi, to Stillborn dostanie :D

Przyjechalem do Anglii w 2005 roku. Miala to byc tylko wyprawa na rok. Poznalem tu jednak swoja jedze, Filipinka (do tego jeszcze powroce) i tak tu siedze juz piaty rok. Bylem zmuszony wyemigrowac, bo moja grupe wieczorowa zamkneli (Towrzystwo Edukacji Bankowej - Szkola informatyki i internetu) wiec przeniesli mnie na dniowke, ktora kompletnie mi nie odpowiadala, a zadnych perspektyw pracy w Gliwicach nie mialem przez problemy rodzinne, o ktorych pisac nie chce.

W marcu, wujek, ktory siedzial tu od listopada 2004 roku spytal sie czy chce przyjechac. Po dwoch miesiacach namyslow zgodzilem sie. Wyladowalem na John Lennon Airport (Liverpool) i poczulem pierwsze uroki emigracji: jezyk. Stojac w poczekalni w Liverpool Interchange na autobus do Bradford przysluchiwalem sie rozmowie miedzy kupujacym bilety a sprzedajacym - nic nie rozumialem, ani slowa. Na nastepny dzien spotkalem szefa i na drugi dzien do roboty.

Ciezko bylo na poczatku z jezykiem (nauka w liceum tak naprawde nic nie dala), ale go w koncu zalapalem i czasem gadam lepiej niz angole. Pamietam swoja pierwsza klotnie w sklepie komputerowym (siec sklepow Friend PC czy jakos tak). Zamowilem jakas plyte glowna Abit z AGP (juz zaplacona byla, czekalem tylko na odbior), ale rozmyslilem sie i chcialem Asusa A8N-E. Jakaz to byla wojna, ale wygralem. Z lamanym angielskim, ale wygralem :)

No i w pracy poznalem Filipinke, z ktora jestem do dzis. I prawde mowiac tego zaluje. Dzieci - kocham je, ale zamienilbym zolze na lepszy model, a upgradu nie wiem jak zrobic. Przycisk download Service Pack 1 nie dziala w jej przypadku :gafa::chytry: W zasadzie sie w domu nie widujemy. Jak ona pracuje to ja siedze w domu jako nianka, a jak ja jestem w robocie to ona zabawia maluchy. Gdyby nie to juz dawno bylbym w Polsce i poszedl na studia...

Jakis czas temu zatrudnilem sie w szpitalu na oddziale chirurgii naczyniowej (Vascular Surgery), bo chcialem isc na medycyne (chcialem zobaczyc jak to wszystko "od kuchni" wyglada). Nie dla mnie - widok krwi, otwartych ran, wijacych sie w bolu pacjentow itd mnie nie rusza*, gorzej z personelem. Doktorzy nosza, za przeproszeniem dupe wyzej niz glowe, pielegniarki kazdemu musza wiadomo_co obrabiac (ciagle rozmowy kto - co - gdzie i kiedy nie_zrobil). Oszalec mozna. Gdy jestes obecny to sa dla ciebie mili, ze az do rany przyloz, a jak cie nie ma to tak dupe obrabiaja, ze uszy wiedna. I dziwia sie, ze ja sie tam do nikogo nie odzywam: robie swoje i do domu. Dostalem tam nawet pseudo: "man of few words". Ale niedlugo to sie skonczy, zwalniam sie i wracam na informatyke. Ide najpierw do collegu zdac potrzebne egzaminy, a potem na uniwersytet (najprawdpodobniej IT Forensic).

Dosc drastyczny opis, jesli masz slaby zoladek to lepiej nie odslaniaj tekstu:

przedwczoraj zmienialismy z jedna pielegniarka opatrunek na nodze pacjentki. Skora rozcieta skalpelem, miesnie idealnie odsloniete i widoczne na duzej powierzchni, krew sie saczy. Ja noge trzymam uniesiona, a pielegniarka zaklada opatrunek. Trwalo to jakies 15 minut.

Tutaj zdalem prawo jazdy (w Polsce nas stac nie bylo), tutaj kupilem swoja pierwsza bryke (Opla / Vauxhall Astre II 1.6LS z 1999 roku) i zaluze, ze ja sprzedalem. Ale moj obecny ursus jest dobrym autem. Tutaj dorobilem sie dwojki cudownych dzieciakow, wiec czy chce, czy tez nie - zostaje, choc bardzo bym chcial wrocil na stare smiecie... ... I juz nie raz humor mi zrzedl, gdy sie teskni za rodzicami, kolegami... Kilka razy w tygodniu rozmawiamy z soba, ale to nie to samo. Niby tak blisko, a tak daleko... Widujemy sie tylko 2 razy w roku. Raz mama, raz tato przyleci na 2-3 tygodnie. Siostra siedzi w Barnsley i tez niezbyt czesto sie widujemy - 33 mile w jedna strone, a z dwojka dzieciakow (roczek i 3 latka) to wyprawa jak na biegun polnocny na conajmniej 3 tygodnie :) Jej latwiej do mnie przyjechac - wsiada w pociag i po 40min do 2h (zalezy jak kursuja) jest u mnie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciezko bylo na poczatku z jezykiem (nauka w liceum tak naprawde nic nie dala)

dokładnie tak. ja na maturze zdawałem rozszerzony angielski, 72 % pisemny, 60 ustny - nieidealnie, ale też nie najgorzej. i mogę tylko potwierdzić powyższe - to, czego się nauczyliśmy w liceum, można o kant tyłka potłuc :dry: prawie każdego Anglika trzeba było prosić, żeby mówił wolniej. czasami też odnosiłem wrażenie, jakby specjalnie jeszcze bardziej... eee... akcentowali swój akcent :P (chyba wiecie, o co mi chodzi) normalnie uszy i ręce opadały. swoją drogą, w sporej części instytutów i większych firm byli polscy tłumacze - szczególnie przydatni, gdy trzeba było załatwić coś przez telefon, z nimi wszystko szło szybciej i przyjemniej :) i spotkałem też jedną Angielkę uczącą się polskiego, pracowała w agencji nieruchomości, bardzo sympatyczna pani :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak mnie tutaj dawno nie było :) Pora to nadrobić.

Czy tylko mnie wszystko boli po weekendzie? Nie dosyć, że w sobotę byłem pół dnia na festynie, to jeszcze wczoraj się na meczu poturbowałem :) Nie miałem siły jechać na dni Włocławka. Dobrze, że przynajmniej pogoda dziś dopisała. Nie jest gorąco, bo raptem 20 stopni, ale słoneczko świeci. Szkoda, że jest leciutki zimny wiatr, ale pogoda na rower jak znalazł :)

Dobrze, że dzisiaj mam wolne od szkoły z okazji testów zawodowych. Mogę sobie nadrobić lekturę "Anatomii PC" :P Jakoś ostatnio czytanie czegokolwiek idzie mi opornie. Chyba to wina pogody.

Skoro zbliżają się wakacje, to ja się zapytuje jakie macie plany na nie. Może mi coś przyjdzie do głowy jak zagospodarować te dwa króciutkie miesiące :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obserwujac tutaj wielu Polakow doszedlem do wniosku, ze im nie przeszkadza, ze myja gary, pracuja w domach opieki, jako sprzatacze itd... Zadnych prob wyjscia z tego dolka. Osobiscie znam kilku, ktorym praca sprzatacza -/ki, mycie garow, prasowanie ubran bardzo odpowiada... Zero jezyka, do collegu nie pojda aby podszkolic angielski, bo im sie nie chce. Pomijam tych, co przyjechali tutaj na 1-2 lata, bo im sie nie oplaca - wroca do Polski. Chodzi mi o tych co postanowili osiedlic sie tutaj i rozpoczac nowe zycie...

Wczoraj idac na inny oddzial po opatrunki pewna pielegniarka spytala sie mnie czy jestem z Grecji... Juz bylem z Hipszanii, Holandii, Jugoslawii (sic!), Ukrainy, Szkocji... Czekam az ktos sie mnie spyta czy aby przypadkiem nie jestem z Chin :D

Ciekawym jaka bedzie mina menadzerki oddzialu, na ktorym pracuje, gdy dam jej rezygnacje mowiac, ze nie ide na medycyne, a informatyke :) Czekam tylko na list z collegu...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A tak przy okazji, skoro już poruszamy kwestię pracy za granicą, to jakie macie doświadczenie? Z chęcią poczytam relacje innych czasowych (bądź stałych) emigrantów.

Ja miałem okazję doświadczyć 3 miesięcy egzystencji podczas zeszłorocznych wakacji w Holandii. Odczucia jak najbardziej pozytywne i polecam wszystkim wyjazd do tego niewielkiego państwa. Ludzie mają nastawienie o wiele bardziej pozytywne niż Polacy :) Najbardziej mieszane uczucia budziły zresztą właśnie zachowania naszych rodaków względem zarówno Holendrów jak i samych siebie.

Co do języka to myślę, że jest tam łatwiej w tej kwestii niż w Anglii. Wynika to z faktu, iż większość Holendrów (może poza osobami starszego pokolenia) jest dwujęzyczna. Pozbawienie są tego charakterystycznego dla Anglików akcentu, a i nie napierdzielają potwornie szybko. Mimo faktu iż pojechałem tam ze słabą znajomością angielskiego właściwie zawsze kumałem o co rozmówcą chodzi, a i oni zdali się rozumieć zazwyczaj co chcę im przekazać:)

Sam wyjazd do Niderlandów był w formie dość nietypowej, bo pojechaliśmy z 3 kolegami zupełnie w ciemno, bez pracy, mieszkania, znajomych. Tylko namiot i 200 euro w kieszeni. W sumie z kim nie gadałem to mi odradzał taką formę wyjazdu i trochę racji w tym było bo pierwsze 2 tyg. spędziliśmy szukając roboty, ale miło ten czas wspominam bo można było turystycznie poznać spory kawałek Holandii, jak się w końcu trafiło do pracy to raczej cykl był prosty robota-żarcie-spanie.

Problem który opisał powyżej adam1415 również tam występował, tzn. na 50 Polaków których poznałem może 5-10 osób miało jakikolwiek kontakt z językiem. Reszta dusiła się we własnym polskim smrodzie i nawet jadąc do sklepu na zakupy nie potrafili mordy otworzyć. Zresztą na terenach gdzie są większe skupiska Polaków mają oni raczej kiepską opinie ( do tego stopnia, że czasem woleliśmy w knajpie gadać z kumplem łamaną angielszczną niż się ujawniać z polskim ), w pozostałej części Holandii spotakłem się wyłącznie z pozytywnymi reakcjami tubylców.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(...)Zresztą na terenach gdzie są większe skupiska Polaków mają oni raczej kiepską opinie(...)

No wlasnie... Jaki jest stereotyp Polaka w Anglii? Alkoholik, klnie jak szewc, pracuje na budowie lub w domu opieki. A jak jest naprawde? Hmm... Roznie. Znam rodakow, ktorzy napija sie okazjonalnie oraz takich co po robocie zalewaja sie w trupa. 

A jak to jest z jezykiem? Jakis czas temu pewien Filipiniec zaczal mi sie chwalic jak to on dobrze po polsku potrafi rozmawiac. Kazde slowo jakie wyszlo z jego ust zaczynalo sie na 'k', 'p', 'j' oraz te co odrozniaja chlopca od dziewczynki. I jakze byl z tego dumny! Ja mu grzecznie wytlumaczylem, ze te slowa do kulturalnych nie naleza i zeby zmienil sobie 'nauczyciela'. 

Bedac w Leeds i czekajac na mame przy stoisku z polskimi produktami przysluchiwalem sie rozmowie dwoch Polakow. Jedyne co z niej zapamietalem to kazde wulgarne slowo jakie wystepuje w slowniku jezyka polskiego. Nie mialem zielonego pojecia o czym rozmawiali.

Szedlem kiedys za dwoma Polakami. Podobnie jak powyzej, 'k', 'ch/h', 'p' itd byly co drugim slowem. I jakos im to nie przeszkadzalo, przeciez angol i tak nie zrozumie :/ 

A mozna sobie tez i zdjecie z policjantem zrobic trzymajac w reku kartonik ze slynnym powiedzonkiem dresiarzy - i tak nie pokumaja :/

Tak ja to widze w moim rejonie. Nie wiem jak w innych jest. Tacy ludzie tylko wstyd sobie, i calej Polsce robia pokazujac falszywy obraz naszego kraju i rodakow.

Znam tez sympatycznych Polakow, z ktorymi mozna milo spedzic czas, ale ich jest co kot naplakal. Mozna ich glownie spotkac w polskim kosciele, polskich klubach (nie chodze tam). Tak jak wspomnialem w innym poscie: dobrych znajomych wsrod naszych rodakow nie mam. Kazdy tylko czeka na zaproszenie by moc wypic co mocniejsze trunki. Wsrod Anglikow - tez nie (patrz: opis personelu szpitala). Mam nadzieje, ze to sie zmieni wraz z pojsciem do collegu: nowi ludzie, podobne zainteresowania.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...