Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

niziołka

Sesja Dead Rising

Polecane posty

James ,,Jim" White

Co do ch**a się tu dzieje pomyślałem gdy widziałem rzeź przede mną.

-Pomóżcie jej krzyczałem, samemu nie mogąc się ruszyć.

- Oddalcie się od zombie! I szukajcie jakiejś broni, czegokolwiek! Opona, naprawdę, coś, czym moglibyście to powalić! krzyczał świadek wypadku.

Próbowałem od ciągnąć Annę od tego czegoś lecz bez skutecznie. Pobiegłem do ambulansu w nadziei że znajdę tam jakiś skalpel.

-Nie dajcie mu się ugryźć krzyknąłem do pozostałych ludzi który byli świadkami tej makabrycznej sceny.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Shoun Bogdanov

-Co do diabła?

"Ja p******le co to k***a jest??! Zombie? Ja chyba śnie! To nie może dziać się naprawdę! "

Z przerażeniem patrze jak niedawna ofiara wypadku zabija Anne, wszystko dookoła jest obryzgane krwią. James z przerażoną miną ucieka do ambulansu.

Biorę zamach i próbuję z całej siły trzasnąć drzwiami jeepa w zombiaka. Staram się go uderzyć kilka razy, nie szczędząc sił.

-O... żesz.... ty.... sku*....wy....synie! Ja... ci... za... raz... dam!

"Muszę go ogłuszyć! Jeszcze raz! Z całej siły skurczybyka"

-Uciekajcie do ambulansu! - wrzasnąłem zasapany. - Szybko!

"Po cholerę mi to bohaterstwo?! Muszę stąd spie***lać!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piotr Konopnycky

Hmmm... Gdzie ja do jasnej ciasnej jestem? Wygląda jak szpital, ale nie przypominam sobie ci ja tu robię. Ostatnie co zapamiętałem to jakiś straszliwy krzyk... Ale przecież stałem niedaleko stacji i podglądywałem co robią ratownicy. Hm, to dziwne...-uderza się w głowę- no jasne! To wszystko mi się śniło, a karetka po wypadku zabrała mnie do szpitala! Teraz już wszystko rozumiem.

Muszę się wypytać tego jajogłowego lekarza co się wydarzyło w międzyczasie i co ze mną.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ed "Buffalo" Irving

Przyglądałem się próbującym rozmawiać z żołnierzami ludziom. Oho! Coś mi tu k******* śmierdzi. - przeleciało mi w myślach na widok blokady, żołnierzy oraz osób wdających się w dyskusje. Splunąłem obok motoru, tak by znów nie trafić w lśniące, wypastowane kowbojki. Dopiero co uniknąłem bagna z tymi wiejskimi obwiesiami, a od razu trafiam na drugie. Tylko cholera, podejść i zobaczyć co się szykuje, czy zawrócić na kole? - zadałem sam sobie pytanie w głowie, a po chwili dodałem w myślach: Tylko że jak ci imbecyle znów mnie zobaczą w tym zadupiu to dołek murowany, a nie chce mi się tracić kolejnych 48h. Byłoby to już chyba 3, czy 4 raz w tym miesiącu... Mimo niechęci do spędzenia czasu w areszcie na samą myśl o tym za co tam w przeciągu ostatnich 4 tygodni trafiałem na mej twarzy wykwitł głupi ironiczny uśmiech. Cholera! Niech stracę, idę zobaczyć co się tam dzieje. Kopnąłem prawą nogą stopkę, oparłem na niej motor. Zdecydowanym ruchem ześlizgnąłem się z siodełka, poprawiłem bandanę na włosach, rozpiąłem skórę, podrapałem się po kroczu i skończywszy ten utarty rytuał "opuszczania motoru" ruszyłem powoli w stronę blokady. Coś mi mówi, że robię błąd... - znów mimowolnie przeleciało mi w myślach, choć starałem się odgonić te głupie myśli. Zostawiłem za sobą motor, minąłem niebieskiego SUV'a z wielką rysą na błotniku i grubym babskiem w środku, wyglądającym przez otwartą szybę spoconą mordą. Miałem już krzyknąć: Weź się schowaj bo śmierdzisz jak świnia w chlewie i nie mam czym oddychać!, ale na szczęście w porę ugryzłem się w język bo wiem, że babsko by mi tego za nic nie darowało i za chwilę znaleźliby się tutaj ci dwaj imbecyle, których miałem nieprzyjemność poznać w mieście. Tak więc zamiast wyjechać jej z grubej rury po prostu ruszyłem do blokady, która była już dosłownie kilkanaście kroków przede mną...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Amy Cage

-Amerykańskimi obywatelami, ech? A ktoś inny żyje w tym kraju? Jak myślisz, przed kim chronią to, co się tam stało żołdacy? Przed nami. Obywatelami Ameryki i idiotami. To na pewno jest coś... Złego. - Zatrzaskuję drzwi. Potem patrzę, jak odchodzi.

Jego sprawa. Co on mnie w ogóle obchodzi? Tylko z nim pracuję. Głupek.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ed "Buffalo" Irving - Będąc coraz bliżej dochodziły do ciebie strzępki rozmów. Mijając jednego z stojących na drodze usłyszałeś:

- Już wiedzą. - facet najwyraźniej gadał przez telefon. Zignorowałeś go i po chwili znalazłeś się przy grupce kierowców. Atmosfera już była napięta.

- Chcemy się dowiedzieć co się dzieje!

- Jakim prawem blokujecie tą drogę?

- Jesteś głuchy do k$%^#$ nędzy żołnierzyku?!

Napięcie rosło z każdą chwilą i najwidoczniej nikt nie zdawał sobie sprawy, że nie warto irytować człowieka z bronią. Nawet jeśli ma mundur. Po dłuższej chwili zauważyłeś jak zapewne starszy stopniem - pozostali zasalutowali - wspiął się na dach Hummve z megafonem i wygłosił krótkie przemówienie.

- Z rozkazu prezydenta Stanów Zjednoczonych, szefa Departamentu Obrony oraz Bezpieczeństwa Narodowego oraz Połączonym Kolegium Sztabów miasto Sunville w związku z incydentem jaki zaszedł w pobliskiej bazie lotniczej zostaje wraz z nią objęty całkowitą kwarantanną do odwołania. Wszelkie drogi wyjazdowe zostały zablokowane. Cała przestrzeń powietrzna zamknięta wyłącznie dla ruchu wojskowego. Mamy pozwolenie do otwarcia ognia bez ostrzeżenia do każdego kto spróbuje przerwać blokadę. Powtarzam, mamy pozwolenie strzelać bez ostrzeżenia. Dla waszego własnego dobra udajcie się teraz do swoich domów. - tyle.

Zszokowane twarze dookoła były najlepszym dowodem na to, że dramatyzm sytuacji jeszcze do nich nie dotarł.

- Ja mieszkam w Lompoc ty sztywny p$^$%&! Jak niby mam się tam dostać?! Co?!! - krzyczał jeden z kierowców zbliżając się do blokady. Nie sądziłeś, że żołnierze spełnią swoją groźbę, ale jednak... W jednej chwili najbliżej stojący z nich chwycił karabin w łapy, odbezpieczył broń i wpakował serię w nadchodzącego człowieka. Tak po prostu - jak było mówione - bez ostrzeżenia. Po chwili upadł w kałuży krwi. W całkowitym milczeniu...

... przerwanym tylko przez przelatujące helikoptery.

Po chwili ludzie zaczęli się rozchodzić... Część powoli wracała do pojazdów niemrawo oglądając się na barykadę wojskową, część prawie, że biegła.

Byłeś pewien jednej rzeczy - znalazłeś się w jednej, wielkiej kupie gnoju.

Amy Cage - Do grupki dochodziły to coraz nowe osoby... Charlie'go ciężko było rozpoznać, za to jeden harleyowiec wyróżniał się całkiem mocno. Zastanawiałeś się nad dalszym rozwojem sytuacji, gdy... Wszystko dla ciebie wydarzyło się nagle. Jakiś wojskowy zaczął gadać przez megafon o kwarantannie, strzelaniu bez ostrzeżenia a chwilę potem przekonałaś się na własne oczy, że nie mają zamiaru żartować. Na twoich oczach zamordowano z zimną krwią człowieka.

Kilka chwil potem do ciężarówki wskoczył Charlie z wyrazem przerażenia na twarzy.

- Ja p$^$%^, k^%%^... ale to wszystko jest p%^#$%@#... - głos mu się łamał i drżał na całym ciele. - K$%^$, co robić... co robić?

Ann "Lisica" Connor & Carl "Edge" Wiliams - Napięcie zdawało się tak gęste, że można by je pokroić nożem. W holu panowała absolutna cisza gdy wskazówka nad drzwiami windy powoli dochodziła do jedynki. Atmosfera absurdalnego strachu zdawała się wtłaczać w każdą komórkę waszego ciała... choć tak naprawdę nie wiedzieliście czegoś się spodziewać. Strach przed nieznanym był jednym z najgorszych. Żołnierze rozstawili się z odbezpieczoną bronią w bliskiej odległości.

- Jeśli cokolwiek rzuci się do ataku, strzelać. Czy to jasne? - wyrzucił sierżant. - Strzelać by zabić.

Ping!

Drzwi windy powoli rozchyliły się ukazując obraz masakry.

Trzy, może więcej ciał rozsmarowanych na małej powierzchni w jeziorze krwi... Nie mogliście dokładnie dojrzeć jakie mają rany, ale nawet widok z odległości był odrażający. Sierżant z jakimś rekrutem powoli ruszyli do środka chcąc pewnie sprawdzić ciała.

Dum! Mogliście przysiąc, że był to odgłos czegoś co spadło na dach windy... Żołnierze podnieśli wzrok i skierowali broń do góry.

- Sierżancie... Mahone... powinniśmy chyba stąd s$%^$%^... - tyle zdołał powiedzieć nim coś przebiło się i błyskawicznie chwyciło rekruta. Sierżant zaczął strzelać rzucając przekleństwami na lewo i prawo a z góry dochodziły was nieprzyjemne dźwięki. Bardzo nieprzyjemne. Jakby ktoś chciał krzyczeć będąc przeżuwanym...

- S#$%#$%^%! Wszyscy wy^%#$@# z budynku, ale już! - wydarł się pozostały przy życiu rekrut.

Matt "Ghost" Kreeis, Shaun Bogdanov, James ,,Jim" White i Valo Vilhelm - Z różnych perspektyw, ale równie przerażających obserwowaliście jak jeszcze niedawno umarły wgryzał się w sanitariuszkę w akompaniamencie straszliwego krzyku i tryskającej krwi... Choć myśl o zombie wydała się z początku groteskowa - w końcu były wymysłem popkultury - to obserwowana właśnie scena pozbawiała złudzeń. Zaczęliście biec w kierunku karetki widząc jak policjanci zauważyli zamieszanie. Zdaliście sobie też sprawę, po chwili, że ofiara przestała krzyczeć. Nagle. Zombie zwolnił uścisk i powoli stanął na nogach obok bezwładnego ciała. Coś wam jednak mówiło, że za chwilę powróci do życia choć miało z nim mało co wspólnego. Funkcjonariusze minęli was celując służbowe pistolety w powoli nadciągającego truposza.

- Stój, bo strzelam! - prawie chciało wam się śmiać. Jaki sens miały komendy w takiej sytuacji?

- K$%^#$, co ty robisz?! Zastrzel sk#%#$^! - wrzasnął ktoś z tłumu chwilę przed tym nim powolny zombie bez ostrzeżenia ruszył biegiem w kierunku następnych ofiar.

Szczęśliwie dla was nie dali się zaskoczyć i wystrzały z broni rozerwały powietrze.

Truposz przez chwilę jeszcze trzymał się na nogach a po chwili upadł wśród ogólnej ciszy przerażonych gapiów...

... zmąconej tylko przez gwar miasta i... kolejne wystrzały dochodzące z pobliska oraz... nadlatujące helikoptery...

Tymczasem policjanci zaczęli podchodzić do sanitariuszki ciągle leżącej w kałuży krwi już z mniejsza ostrożnością... coś wam mówiło, że to nie koniec.

Piotr Konopnycky - Lekarz pokiwał głową i odparł sztucznie spokojnym tonem.

- Z panem wszystko jest w porządku. W wyniku wypadku miał pan niegroźny wstrząs mózgu i kilka stłuczeń... nic poważnego. Jutro rano zostanie pan wypisany ze szpitala, tylko proszę dziwić się... - zerknął szybko na oficera. - ... na pewne zmiany.

Oficer odchrząknął i wstał.

- Jako reprezentant armii Stanów Zjednoczonych przekazuję treść bezpośredniego rozkazu od prezydenta. Miasto Sunville zostało objęte kwarantanną do odwołania. Proszę nie próbować opuszczać jego granic ani nie próbować złamać blokady, bo nie będziemy w stanie zapewnić panu bezpieczeństwa. To tyle co miałem do powiedzenia.

Rzekł spokojnym, beznamiętnym tonem i ruszył do drzwi.

Kwarantanna? Z jakiego powodu? Co takiego mogło się wydarzyć?

---

*) Dracia, część odpisu dla prouda ma również informacje przydatne dla ciebie

**) Zawczasu chcę powiedzieć jedno - jak jeszcze raz ktoś mi zacznie męczyć na gg/pw/cokolwiek kiedy będzie odpis to zrobię mu lewatywę na stojąco odkurzaczem. Ludzie, to że odpisuję wam zaraz/dzień albo dwa po to jest wyraz tylko i wyłącznie mojej dobrej woli & chęci utrzymania płynności przygody. Nie bądźcie hipokrytami. Skoro ja czekam regulaminowy tydzień to nic wielkiego się nie stanie jak na odpis poczekacie trochę dłużej (jeśli będę miał sensowny powód). Czy kogoś opierdzielam? NIE. Po prostu chcę mieć z wyprzedzeniem sprawę postawioną jasną. Tyle.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

James ,,Jim" White

-Proszę nie zbliżać się do ciała krzyknąłem do licznie zgromadzonych osób. W tym samym czasie wyciągnąłem telefon komórkowy. Zadzwoniłem do szpitala.

-Zamknijcie członka wypadku w izolatce i pod żadnym pozorem nie wchodźcie do niego Powiedziałem pielęgniarce która odebrała telefon. Nie chciałem wzbudzać paniki więc nie powiedziałem jej co się dzieje. Następnie wybrałem numer do dyrektora szpitala.

-Witam. Tutaj James White. Mam złe wiadomości... wyjaśniłem mu co się dzieję po czym zapadła cisza. Czekałem na odpowiedź czekając przy karetce na resztę ekipy która ze mną przyjechała.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Carl "Edge" Wiliams

-Co tu do ch!@$ się dzieje ? - Krzyknąłem - Co to k%$@! jest ?

Szedłem plecami do drzwi trzymając broń wycelowaną w otwartą windę. Wydobywały się z stamtąd okropne jęki. Dotknąłem plecami drzwi i sparaliżował mnie strach. Nie wiedziałem co mam robić. Macałem dłonią drzwi, żeby znaleźć klamkę i wydostać się stąd.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ann "Lisica" Connor

Jak otworzyły się drzwi od windy, to omało nie zwymiotowałam widząc kałużę krwi i trupy lerzące na podłodze.

Co to do cho*** jest? Muszę stąd spi**** i to szybko.

Wojskowi podeszli do windy, wtem usłyszeli jakieś odgłosy z jej dachu. Chwilę póżniej coś wciągnęło jednego z nich, a krzyki, które towarzyszyły po jego zniknięciu były przerażające.

- S#$%#$%^%! Wszyscy wy^%#$@# z budynku, ale już! - wydarł się pozostały przy życiu rekrut.

Ocknęłam się nagle i biegiem ruszyłam do drzwi, po drodze mijając jednego z przerażonych wojskowych.

Co to za horror?... Tam jest tyle krwi i martwi ludzie, a do tego coś wciągnęło na dach windy jednego z nich... Co się tu do diabła dzieje?

W biegu wyjęłam komórkę i wybrałam pierwszy z brzegu numer mojego przyjaciela (jeden z członków grupy ,,PeopleCanFly"), ponieważ w tej chwili potrzebowałam się komuś zwierzyć i to jak najszybciej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Valo Vilhelm

Strzały oddane przez policjantów w kierunku tego czegoś pomogły mi się ocknąć z szoku spowodowanego tym makabrycznie, groteskowym widowiskiem.

-Zz... zombiak? -wyszeptałem nie mogąc uwierzyć własnym oczom, najwyraźniej tak samo jak inni świadkowie.

Krzyki zszokowanych ludzi zostały zagłuszone przez przelatujący nisko śmigłowiec, rozglądając się po niebie zobaczyłem ich znacznie więcej, gdzieś w oddali usłyszałem kolejne strzały.

Cholera, cholera, tyle razy już to widziałem, zawsze się to tak zaczyna.- mówiłem sobie w myślach widząc idących w stronę martwej pielęgniarki policjantów.

Rozejrzałem się raz jeszcze, za szybą radiowozu zobaczyłem strzelbę -Jeśli to nie jest żart to będę cię dzisiaj potrzebował -wyszeptałem cicho w ojczystym języku, lekko podekscytowany.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Amy Cage

Zabili. Przede mną. Kogoś. Na moich oczach. Wojsko. Armia mojego narodu.

Chrzanić to.

Podrywam się na nogi, otwieram drzwi samochodu i wybiegam na zewnątrz. Biegnę. Byle dalej, byle prędzej. Jak najdalej od tego miejsca.

Przez sekundę w mojej głowie zapala się myśl o Charliem, ale ginie przytłoczona strachem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Shoun Bogdanov

Widze jak wojskowy kilkoma strzalami powala zombiaka. Osłupiały patrzę na niedawno jeszcze żywe ciało poszkodowanego oraz Mary.
"To się nie dzieję naprawdę! "
"To naprawdę się stało. Naprawdę prawie nieżywa ofiara wypadku wstała. Naprawdę zagryzła sanitariuszkę, Naprawdę przed chwilą stałem przy tym samochodzie i probowałem powstrzymać truposza... Co to ma do cholery znaczyć?"

Nagle z zamyślenia wyrwa mnie głos Jamesa rozmawiającego przez komórkę.
--Witam. Tutaj James White. Mam złe wiadomości... - tu zaczął opowiadać o nieprawdopodobnej sytuacji którą przed chwilą wszyscy widzieli na własne oczy. Nie myśląc wiele wyrywam mu z dłoni telefon i mówię do słuchawki:
--Panie dyrektorze, proszę nie zwracać na niego uwagi -starałem się opanować roztrzęsiony głos - -myślę że James jeszcze nie jest gotowy do służby w karetce. Paskudna sytuacja, mnóstwo krwi, White pewnie wpadł w szok. Przepraszam za niego, sytuację już opanowaliśmy, wracamy się do szpitala. Przepraszam jeszcze raz. Do usłyszenia panie dyrektorze. - rozłączyłem się.
- Całkiem ci odbiło? Chcesz wylądować w psychiatryku?! Tak wiem do cholery, że przed chwilą jakiś jeb**y zombik zażarł Mary, ale sanitariusz który pierwszy raz pojechał na miejsce wypadku, dzwoniący po niecałej godzinie do dyrektora szpitala i opowiadający o takich rzeczach, nie jest pewnym źródłem informacji! W szpitalu pomyślą że zwariowałeś!

- Zobacz co tu się święci - powiedziałem już nieco spokojniej - wojsko, policja, chyba gdzieś widziałem nawet gościa z FBI. To poważna sprawa! Wiesz co się dzieje? Kwarantanna, wszystkie drogi wyjazdowe z miasta zamknięte, wojskowi mają nakaz strzelać do wszystkich bez ostrzeżenia, jeśli tylko będą im przeszkadzać. Przed chwilą rozstrzelali tu niewinnego człowieka. Takich rzeczy nie robi się bez przyczyny, szczególnie w kilku milionowym mieście.

Oparłem się o jakiś samochód i próbuję jakoś zrozumieć zaistniałą sytuację.
"Coś czuję, że data 2 maja 2010 roku zapadnie ludziom w pamięć."
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piotr Konopnycky - (postać pominięta, z mojej decyzji zostanie zamrożona aż zastanowię się czy pozwolić grać jej dalej... o głosy współgraczy proszę w 'dyskusyjnym')

Ed "Buffalo" Irving - (pominięty, dostałem wyjaśnienie na PW, wraca zapewne od następnej kolejki)

Amy Cage - Spanikowana rejestrowałaś otoczenie urwanymi szczegółami. Łopot wirników nad twoją głową, mijane obok samochodu a między tym widok zastrzelonego z zimną krwią człowieka, który zadomowił się w twojej głowie. Zszokowana nie mogłaś uwierzyć, że zrobił to nie jakiś bandyta, ale członek armii kraju, którego obywatelką byłaś. Najwyraźniej sprawdził się scenariusz, że teraz każdy z mieszkańców Sunville stał się zagrożeniem dla reszty amerykańskiego społeczeństwa.

- AMY! STÓJ DO CIĘŻKIEJ CHOLERY! - wreszcie do twoich uszu dotarł krzyk... Charliego. Ujrzałaś przed sobą dostawczaka, z którego właśnie wyskakiwał chłopak. Chciałaś biec jak najdalej, ale chwycił cię zadziwiająco mocno. Stres potrafił zdziałać cuda. - Wracamy do miasta. - powiedział po czym usadził cię na siedzeniu pasażera i po chwili ruszyliście do centrum. - Telefony nie działają. - zaczął nadal roztrzęsionym głosem, ale widząc, że jesteś jeszcze bardziej spanikowana niż on robił co mógł aby się opanować. - To znaczy... dodzwoniłem się do Dana, gościa z popołudniowej zmiany, który bladego pojęcia co się dzieje, ale do Lompoc... tam jest szef, nie ma szans. Założę się, że to sprawka NSA... pieprzeni biurokraci nie chcą aby prawda wyszła na jaw. Znam to zbyt dobrze z filmów...

Wjeżdżaliście już w pierwsze zabudowania, szeregi domków jednorodzinnych na obrzeżach.

- No dobra... - odetchnął bardzo głęboko. - Masz jakiś pomysł gdzie udać się najpierw? - nim odpowiedziałaś zauważyłaś jak kilka helikopterów, zapewne wojskowych, przymierza się do lądowania w różnych częściach miasta. Niemożliwe... zagrożenie pojawiło się też tam?

Ann "Lisica" Connor & Carl "Edge" Wiliams - Wybiegając na zewnątrz chwyciłaś komórkę i szybko wybrałaś numer do przyjaciela... Bez efektu. Niewierzącym wzrokiem kilka razy ponawiałaś próbę, ale linia po drugiej stronie pozostawała głucha. Tymczasem pozostali przy życiu rekruci* oraz recepcjonista wreszcie rzucili się na zewnątrz próbując zabarykadować drzwi. Przez szkło jeszcze widziałaś jak coś o ewidentnie ludzkich kształtach powoli wychodzi z szybu windy... kolejny, jeszcze jeden... i ruszają w waszym kierunku. Strach albo intuicja jednak podpowiadała, że nie są ludźmi... już nie. Rozmyślania przerwał ci nagły podmuch wiatru oraz łopot wirników. Zaraz obok was wisiał BlackHawk. Spuszczeni po linach żołnierze zaraz obstawili teren i ruszyli do wejścia hotelu.

- Wszyscy cywile mają opuścić ten teren! Natychmiast! - wydarł się - zapewne - oficer. Ciężko było rozpoznać, bo nie mieli odznaczeń na mundurach i nosili maski gazowe.

Już z odległości widzieliście jak oddział pruje ogłuszającymi seriami z karabinów do czegoś za lustrami a potem wchodzi do środka czemu towarzyszą kolejne strzelaniny. Chyba mieliście szczęście, że nie próbowali was zatrzymać albo zabić... bo jeśli teraz nie zabijają niewinnych ludzi to kogo...? Albo co?

- Carl... musimy zejść z widoku - odezwał się inny. - Zmienić ciuchy, cokolwiek... coś mi mówi, że po dzisiejszym dniu wojskowe mundury będą niemile widziane. Rusz się człowieku! Mahone nie żyje, Norman też! Ten s#$%$#^ sierżant coś wiedział, a ja do bazy nie mam zamiaru wracać aby przekonać się na własnej skórze! Wpadliśmy w pokaźne g$%^%$ a ja nie mam zamiaru się w nim utopić. Musimy też omówić to całe... zajście...

Valo Vilhelm - Nie pomyliłeś się w swoich oczekiwaniach co szczerze w duszy przekląłeś. Ujrzałeś jak dwaj policjanci chcąc sprawdzić czy ofiara żyje nagle znaleźli się w niebezpieczeństwie... Ociekająca we krwi sanitariuszka a raczej jej ciało - zombie ciężko przez myśl przeszło - poderwała się z ziemi i wgryzła się w rękę jednego z nich. Ten krzyknął z bólu, upuszczając broń a drugi zdołał strzelić raz, pudłując, nim truposz rzucił się na niego rozrywając tętnicę szyjną. Nie mogłeś uwierzyć, że to coś może być tak szybkie i zwinne jak dochodzi do gryzienia kolejnych ofiar. Pierwszy z rannych jeszcze odskoczył próbując kierować się do radiowozu, ale 'sanitariuszka' dokończyła swoją robotę. Całej sytuacji towarzyszył niesamowity krzyk dochodzący z gardeł ofiar, ryk przerażenia przechodniów, którzy teraz zaczęli uciekać ile sił w nogach... i łopot wirnika BlackHawka, który właśnie podchodził do lądowania w parku obok was. Teraz miałeś na widoku... potencjalnych trzech zombie a obok, za szybą policyjnego radiowozu, strzelbę.

Matt "Ghost" Kreeis, Shaun Bogdanov & James ,,Jim" White - Dyrektor zdołał powiedzieć jedno zdanie nim rozmowa została rozłączona. Teraz mieliście większy problem, bo pokpienie zagrożenia przez policjantów skończyło się kolejną rzeźnią... strugami krwi oraz krzykiem "zarażonych" oraz paniką jaka wybuchła między gapiami, którzy teraz rzucili się do ucieczki we wszystkich kierunkach. Dookoła nie widzieliście jakieś odpowiedniej broni do walki wręcz... Dzielnica nie należała do takich gdzie deski z gwoździami albo łomy bądź metalowe rurki można znaleźć na ulicy. Jednak pewna nadzieja leżała w radiowozie policyjnym, przy którym zauważyliście już dosyć postawnego blondyna. Niedaleko was, w parku, lądował właśnie wojskowy BlackHawk z kilkoma żołnierzami jak zdołaliście dojrzeć. Tymczasem niedawno ugryzieni zaczęli się podnosić w towarzystwie jęków, które zwiastowały tylko jedno...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Matt "Ghost" Kreiss


- O, ku**a - jęknął Ghost, widząc, co się dzieje. Czyli to nie sen. Matt rzucił się rozpaczliwie w kierunku radiowozu, z nadzieją, że znajdzie tam coś, czym mógłby się bronić. A może uciec, z resztą ludzi? Zaraz... Jego auto! Czy on miał coś w bagażniku? Zanotował, że po sprawdzeniu radiowozu odjedzie stąd autem, zabierając kogoś. Przy radiowozie stał blondyn. A niech spróbuje się sprzeciwić, albo coś w tym stylu, jak to często się zdarza w filmach. Że zawsze ktoś stanie na przeszkodzie.
- Hej, blondyn - krzyknął Ghost - jest jakaś broń w tym radiowozie? Coś, czym mógłbyś powalić to... - spojrzał wymownie na nieumarłą kobietę i jej dwóch nowych towarzyszy, którzy zapewne już za chwilę wstaną . -Te zombiaki? Może jest tam jakiś pistolet, strzelba? - Zaczął modlić się w duchu do bogów o szczęście.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Valo Vilhelm

Ktoś krzyczał w moją stronę, nie zwracałem na niego większej uwagi. Jedyną rzeczą liczącą się w tym momencie było zarażone trio.

-Niech ich szlag , musieli jeszcze zabrać kluczyki.-nie tracąc więcej czas podniosłem leżący obok kamień i zacząłem tłuc nim w boczną szybę samochodu spoglądając co chwile na wstających nie poradnie byłych funkcjonariuszy. Po trzech szybkich uderzeniach szkło ustąpiło z głośnym trzaskiem. Włożyłem do środka rękę i otworzyłem pośpiesznie drzwi.

Szybko chwyciłem za strzelbę i obejrzałem ją w swoich rękach -Heh Remington 870 Police Magnum, normalnie jak duży Brudny Harry... zaraz, to cholerstwo nie ma nic w środku, gdzie są jakieś naboje?! - Zacząłem przerzucać wszystkie przedmioty we wnętrzu pojazdu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Carl "Edge" Wiliams

-Co ? Ah...Tak masz racje - mówię - Znasz jakąś miejscówkę ?

Zacząłem iść przed siebie. Nie mam pojęcia gdzie...Jak najdalej stąd.

-Czy ty to do cholery widziałeś ? Wiem, że sierżant coś wiedział, ale dlaczego nic nie chciał powiedzieć ?

Serce biło mi szybciej niż kopyta konia podczas biegu, a ciało drżało jak galareta.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ann "Lisica" Connor

Kto to do chol*** jest, albo co to jest? Sieć nie odpowiada, do tego idealnie w takim momencie wpadli tu wojskowi i wtedy zaczęła się jatka. Muszę się, jak najszybciej dowiedzieć, co tu się dzieje, a potem powiadomić rodzinę, jeśli coś im grozi oczywiście, lecz wpierw...

Ruszyłam biegiem na umówione spotkanie z innymi z PeopleCanFly i miałam tym samym nadzieję, że oni będą choć trochę wiedzieć.

Przypomniałam sobie, że niedaleko tu jest sklep z elektroniką, gdzie powinien być włączyony telewizor z aktualnymi wiadomościami. Biegiem ruszyłam w kierunku sklepu.

Oby to nie było tym na co wygląda, bo będę miała kłopoty, a właściwie nie tylko ja, lecz całe miasto!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobra d*** to cała d***. Przeleciało mi nowe motto życiowe w myślach i co nie często się zdarzało w przeszłości, bez protestów i jakiejkolwiek próby szukania burdy odwróciłem się na pięcie od barykady wojskowej i ruszyłem w stronę motoru. Ale do cholery co jest? Incydent w jakiejś jego mać bazie wojskowej niedaleko tej dziury i od razu strzelamy do pierwszego lepszego pajaca podchodzącego do blokady? Coś tu niesamowicie cholernie śmierdzi, a ja muszę teraz wrócić i znając moje gówniane szczęście w tej metropolii, natknąć się na tych obwiesi z drogówki... Dobrze że te palanty z blokady nie zaczęły pruć do wszystkich, albo co gorsza wygrzać całą serią z CKM'u w plecy odchodzącym ludziom i zadowolili się tylko prewencyjnym odstrzałem. Idąc wzdłuż ciągłej linii odgradzającej sąsiednie pasy mijałem kolejne wciąż tkwiące w pacie samochody. Nawet babsko które tak mnie irytowało poprzedniego razu nie wywarło teraz najmniejszego wrażenia, a powinno... Siedziała cała zlana potem ze wzrokiem wbitym przed siebie jakby nie wierzyła w to co przed chwilą zauważyła. Wszyscy ludzie gorączkowo rozmawiali, marudzili coś pod nosem, płakali, a część rzucała takimi k******, że nawet w pierdlu większych nie słyszałem. W końcu dotarłem do stojącego wciąż tam gdzie go zostawiłem Harleya. Z przodu dało się już słyszeć miarowe odgłosy klaksonów dobywające się z samochodów stojących najbliżej blokady. Dobra, co ma być to będzie... Zwijam się z powrotem i najwyżej przegaruję sobie w mamrze jak trafię na tych palantów z pod speluny. Wciąż mając mętlik w głowie zapiąłem skórę, odrzuciłem włosy do tyłu i wskoczyłem na motor. Robiąc drobne manewry w wolnej przestrzeni między samochodami odwróciłem go w drugą stronę i nie czekając aż coś się ruszy z tyłu powoli zacząłem przeciskać się między stojącymi samochodami kierując się ponownie w kierunku tej zapyziałej dziury...
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obłąkańczym wzrokiem spoglądałem na dantejskie sceny rozgrywające się przede mną.

-Mam zaje***ty pomysł. Idziemy do karetki i stąd spierda***y zanim będzie wiecej tych zombiaków. - powiedziałem nieswoim glosem

Niepewnym krokiem sie w stronę ambulansu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Patrzę na helikoptery.

-Wiesz, mam wrażenie, że nigdzie nie będzie bezpiecznie.One lądują wszędzie.- Wyglądam prze okno, na migające po poboczach domy.-Wybacz, nie mam pojęcia, gdzie może być najbezpieczniej. W moim domu? W twoim? W szkole? Szpitalu? Supermarkecie? Pojęcia Nie wiem, nie wieeem... Nie wiem nawet, co to jest. Wybacz.- Zwijam się trochę bardziej na fotelu. To wszystko jest tak cholernie skomplikowane...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

James ,,Jim" White

-Idziemy do ambulansu i stąd spier***amy usłyszałem od mojego starszego kolegi.

Chyba go poj**ało pomyślałem widząc tylu gapiów. Przecież On Ich rozjedzie

Podbiegłem do niego i chwyciłem za ramię starając się nie patrząc na ohydne rzeczy dziejące się kilka kroków od nas.

-Patrz ilu tu jest ludzi. Przecież Ty Ich porozjeżdżasz powiedziałem zdenerwowanym głosem.

-Uciekajmy na stację benzynową, tam na pewno będzie jakaś broń

Ruszyłem w stronę stacji benzynowej patrząc na lądujący nie opodal helikopter.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ed "Buffalo" Irving - Nie musiałeś nawet odjeżdżać od blokady aby ujrzeć paskudne mordy Flipa & Flapa jak ich przezwałeś. W obecnej sytuacji nawet się nie zaczepili rzucając tylko nienawistne spojrzenia kierując się do żołnierzy. Zastanawiałeś się czy żołnierze równie chętnie zastrzelą mundurowych... Och, to było by takie piękne i na pewno oszczędziło by ci wielu problemów w przyszłości. Zatrzymałeś się na chwilę przysłuchując się komunikacji radiowej. Przy okazji rozglądając się dookoła stwierdziłeś, że gdzieś ten tajemniczy telefonista zniknął a teren pustoszeje w tempie zastraszającym. Komunikaty radiowe jednak pozwoliły ci stwierdzić, że w całym mieście nie jest za wesoło...

- Tu trójka, czwórka nie odpowiada, odbiór

- Tu baza, czwórka odpowiadała na kod 11-25, odbiór - wszystko zdawało się w normie...

- E, baza, zgłasza się szóstka... Obok nas właśnie przeleciał wojskowy BlackHawk. Co się dzieje? Odbiór.

- Tu trójka. Mamy... Jezus Maria... jesteśmy na miejscu czwórki. To wygląda na... Jezu, są cali we krwi...

- Baza do wszystkich, 10-23. - znałeś się trochę na policyjnych kodach i wiedziałeś, że mają teraz czekać. Komunikaty jednak napływały.

- Tu dziewiątka! Mamy kod 3! Kilku agresywnych osobników atakuje ludzi! K#$% mać, ugryzł go! Carl, bierz broń! Baza, 11-41, odbiór!

- Baza do wszystkich, ogłaszam kod 33 i 99. Powtarzam, 33 i 99. W całym mieście panuje stan najwyższego zagrożenia. Wszystkie jednostki mają wycofać się do stacji i czekać na dalsze instrukcja. Obecnie wojsko zabezpiecza miejsca wszystkich incydentów. Baza wyłącza się.

Widać, że wojskowi nie bawią się z obecną sytuacją i mocno wchodzą do działania. Problemem było to, że nadal nie wiedziałeś co się dzieje...

Valo Vilhelm - Po kolejnych sekundach, które spędziłeś na szaleńczym przeszukiwaniu radiowozu dorwałeś się do paczki amunicji. Z trzęsącymi rękami ledwo wpakowałeś pociski do komory i nie namyślając się wypaliłeś do coraz bliżej znajdujących się zombie. Nie przygotowany na odrzut, broń o mało nie wypadła ci z rąk. Co gorsza zauważyłeś, że truposze nawet się nie zachwiały. Przymierzyłeś jeszcze raz i teraz byłeś pewien, że trafiłeś... problemem było to, że zombie tylko lekko, zataczając się pijackim krokiem, potoczyły się do tyłu. Zyskałeś kilka cennych sekund, ale nie wyeliminowałeś zagrożenia. Korzystając z chwili szybko zerknąłeś na oznaczenie amunicji. Jasna cholera, ślepaki albo pociski do rozpraszania tłumu. W każdym razie nie ostra amunicja. Zastanawiając się co dalej nagle usłyszałeś kilka serii z broni maszynowej a chwilę potem zombie padły, tym razem permanentnie, na ulicę z rozerwanymi - od impetu kuli - głowami.

- USMC! Macie natychmiast opuścić teren! - jeden z żołnierzy, który właśnie wyskakiwał z bramy parku wydzierał się do wszystkich.

James "Jim" White, Shaun Bogdanov, Matt "Ghost" Kreiss (& Valo) - Odsuwając się od powoli pełznących zombie ujrzeliście jak blondyn wyciąga z radiowozu shotguna a chwilę potem wypala w nadchodzące truposze. Problem jednak nie minął, bo kule zdawały się nie wyrządzać żadnych szkód... Może były to ślepaki? Zastanawiając się panicznie co zrobić dopiero po chwili dotarł do was terkot broni maszynowej oraz widok upadających, tym razem na zawsze, truposzy.

- USMC! Macie natychmiast opuścić teren! Wszyscy cywile oraz służby mundurowe mają opuścić teren!

Większość gapiów z radością spełniła rozkaz w niektórych przypadkach nawet uciekając biegiem co było dziwne, bo przecież zagrożenie zostało zneutralizowane. Czy aby na pewno? Może przybycie armii zwiastowało dopiero nadchodzące kłopoty? Dojrzeliście, zbierając się przy karetce, jak w innych częściach miasta lądują albo kołują BlackHawki.

Ann "Lisica" Connor - Zdyszana dotarłaś na miejsce zastając dwóch członków ekipy PCF, którzy rozglądali się dookoła wyglądając na jeszcze mniej niedoinformowanych od ciebie. Mieli przy tym zasępione miny jak gdyby w głębi duszy przeczuwali co może się dziać... Fruwające nad głowami BlackHawki na pewno nie zwiastowały czegoś pozytywnego.

- Cześć Ann - mruknęli niemrawo.

- Masz może jakieś pojęcie co się dzieje? - rzucił Zachary wskazując palcem na niebo.

- No właśnie... w okolicy słyszeliśmy sporo strzałów, jakieś krzyki...

- Co gorsza, nie mogę dodzwonić się do reszty ekipy w Lompoc... tak jakby połączenia zewnętrzne były odcięte. K$#$^% - zazwyczaj spokojny przeklął.

- To zawsze się tak zaczyna... zawsze... nie wiem jeszcze co, ale mam pewność, że znaleźliśmy się w wielkim g%^$%. Jak i wszyscy mieszkańcy tego piekła teraz... Nie wiem jak wy, ale zaraz grzeję do supermarketu, robię zapasy i barykaduję się w pokoju hotelowym. Może to przeczekam. - powiedział zdenerwowany Bill.

- To nie jest taki zły pomysł... - dodał Zachary. - No, Ann, proszę o streszczenie i się zwijamy.

Carl "Edge" Wiliams - David zerknął kątem oka na ciebie spiesznie kierując się w stronę zachodniej części miasta.

- Owszem, mam... swój pokój hotelowy z widokiem na morze. Będzie tam bezpiecznie... przynajmniej na jakiś czas. - powiedział zdenerwowany.

Dotarliście na miejsce pół godziny potem unikając widoku wojskowych lądując w BlackHawkach w różnych zakątkach miasta. David rzucił ci kilka ubrań z szafy.

- Plan na razie jest taki... wtapiamy się w tłum i czekamy na okazję do ucieczki. Spróbujemy wybadać co tak naprawdę się dzieje... Co do twojego pytania... A czemu miałbym nam mówić? Jesteśmy tylko rekrutami a poza tym mogliśmy palnąć coś mediom. Możesz mi jednak wierzyć, że dzisiaj w ogólnoświatowej telewizji naród nie dowie się co takiego od#%#$^ nasza kochana armia poza tym, że wprowadziła kwarantannę dla miasta. No dobra... - westchnął siadając na brzegu łóżka. - A ty masz jakiś pomysł Carl?

Amy Cage - Charlie podrapał się po głowie ciężko myśląc co teraz zrobić...

- Kto wie... może ci z helikopterów nie mają do nas strzelać... K#$%#, kogo ja oszukuję... - prawie, że łkał. - Jedziemy do supermarketu. - powiedział nagle z pewną dozą pewności. - Nie wiem co się dzieje, ale skoro nie będziemy mogli wyrwać się stąd w najbliższym czasie to przyda się zrobić zapasy. Albo w ogóle zabarykadować się z zapasami, ale wtedy ludzie szybciej wyczują, że coś... - machnął energicznie głową. - Cholera! Co ja gadam... Na razie jedziemy tylko do marketu zrobić zapasy. Co stanie się później... to pomyślimy co zrobić. - mówił będąc na krawędzi opanowania a wy powoli zbliżaliście do celu.

Annie Thompson - Powoli wychodziłaś ze szpitala wypisana po kilku tygodniowej śpiączce przypominając sobie z czasem więcej szczegółów na temat tego co wydarzyło się wcześniej. Niestety, żadne obrazy z samego incydentu w lesie nie mogły znaleźć z powrotem miejsca w twojej głowie, a to właśnie one mogły najwięcej wyjaśnić. Był strzał z broni palnej. Byłaś tego pewna. Jednakże, czy coś jeszcze? Może ta 'dziwna' rzecz bądź zwierzę w lasach Sunville a może...? Na razie wiedziałaś za mało aby wysuwać jakiekolwiek wnioski. Niestety, Jose nie czekał ani w poczekalni ani przy wejściu ani nawet na parkingu przed tobą. Czy i jemu stało się coś podczas "incydentu" w lesie? Spróbowałaś zadzwonić najpierw do członków rodziny, a potem szefa. Linia pozostawała głucha. Kompletnie. Co jednak cię zdziwiło telefon Jose był włączony, ale z jakiegoś powodu nie odbierał. Co mogło to znaczyć?, ta myśl atakowała cię ze wszystkich stron dopóki wycie syren nie sprowadziło cię całkowicie do chwili obecnej. Pod szpital podjeżdżała właśnie karetka, ale co dziwniejsze nad jego dachem powoli opadał... chyba był to wojskowy BlackHawk. Ludzie wokół ciebie byli równie zdziwieni a to ty przecież dopiero co obudziłaś się ze śpiączki. Jedynym pozytywem było to, że samochód - nie wiedziałaś przez kogo podstawiony - czekał na parkingu...

Możecie spokojnie opisać co zamierzacie robić przez resztę dnia. Następna kolejka zacznie się już z rana dnia drugiego a wy będziecie razem. Dlaczego? Już coś wykombinuję. Liczcie też na to, że wtedy akcja zacznie się rozkręcać a praca w grupie okaże się całkiem wymagana :] Tak więc spokojnie, czas hord zombie nadchodzi odpowiednim tempem. Pamiętać o danych personalnych!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Annie Thompson - zastanawiam się, czy przypadkiem nie było jakiejś większej akcji przy udziale garniakowców(fedziów w garniturach) wojska i im podobnych. Notuję sobie informację o przylocie BlackHawka, na wypadek, gdybym miała potrzebować pomocy. Po chwili z dziką radością (ograniczoną lekkim stęknięciem mięśni, których nie miałam możliwości zginać od dawna, a rytualne 'zgiąć/wyprostować nogę/rękę' odstawiane przez lekarzy ma umożliwiać ludziom co najwyżej chodzenie, a nie aktywne działanie w terenie) wskakuję do jeepa. Szukam tam jakichkolwiek informacji od Josego. Jeśli nie znajduję żadnych - aby nie rozładować komórki Josemu, a także nie sprowadzić na niego kłopotów, jeśli jakieś ma, wysyłam mu tylko krótkiego SMSa (aby nie miał wątpliwości, że to piszę ja, a nie dzwonią lekarze): "Śpiąca królewna już się obudziła/czekam na kontakt/jadę do hotelu i domku myśliwych". Sprawdzam również, czy są inne nasze rzeczy - jak dokumenty, broń, śpiwory, muzyka, a także - czy są poukładane, czy porozrzucane w 'artystycznym nieładzie' charakterystycznym dla Josego. Po tym wszystkim wyciągam mapę i planuję kierować się w stronę hotelu, w którym się zatrzymaliśmy, po drodze jednak szukając jakiegokolwiek baru, gdzie będę mogła sobie na wynos zamówić jakieś sensowne żarcie - jak curry z kurczakiem, którego nigdy nie lubiłam (a na które mam niewyjaśnioną ochotę) po czym włączam sobie radio na lokalnej stacji i odpalam jeepa.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Matt "Ghost" Kreiss


Zaczęło się zamieszanie. Wszyscy zaczęli biegać w różnych kierunkach, krzycząc, piszcząc, i tym podobne. Matt przeczekał, a potem pobiegł, zaraz, rzucił się w kierunku swojego auta. biegł na pamięć, bo ludzie przesłaniali mu widok. Czy auto nadal stoi całe? Może ktoś już je zwinął? Blondyn ze strzelbą zniknął z jego pola widzenia. Ghost zirytował się - co chwile był trącany przez kogoś. Zaczął przeć w przód, wykorzystując siłę łokci. Jeśli dobrze szedł, za chwilę powinien napotkać auto.
Matt wyciągnął komórkę i zaczął pisać SMS'a do Lary. " Lara, jestem w Sunville, nie uwierzysz, co tu się dzieje. Są tu ZOMBIE. Nie wychodź z mieszkania, postaram się jak najszybciej do ciebie podjechać. Kocham cię" Ghost schował komórkę, i, tchnięty tęsknotą do dziewczyny, zaczął ze zdwojoną siłą przepychać się w stronę auta. Miał zamiar pojechać prosto do Lary... Oby żyła.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ann "Lisica" Connor

- Żebyście wiedzieli, co ja przeszłam... Miałam po prostu dostarczyć przesyłkę, a tu w hotelu zjawili się wojskowi, a potem na parter zjechała winda. To, co tam ujrzałam było okropne. Ze dw trupy lerzące w kałuży krwii. Wojsowi tam podeszli i wtem jednego z nich coś porwało na dach windy i prawdopodobnie zabiło. Gdy wybiegałam z hotelu, coś człekokształtnego ruszało się w holu i gdy wbiegł tam nowo przybyły odział wojskowych, to usłyszałam strzały- przerwałam, by odetchnąć.

-Dosłownie siedzimy w wielkim gó****. Media milczą, a wojskowi pojawiają się wszędzie w mieście, wokół latają helikoptery i coś mi się wydaje, że ma to związek z tym wypadkiem w hotelu. Odcięli też nam sieć i komórki prawdopodobnie dlatego nie działają. Więc musimy działać. Zachary biegnij do punktu obserwacyjnego i spróbuj skontaktować się z jak największą ilością członków PCF i powiedz, aby ostrzegli rodziny i udali się w jakieś bezpieczne miejsce. Wiem, że nie mamy pewności, lecz lepiej dmuchać na zimno, a teraz leć.

Popatrzyłam, jak odbiega i zwróciłam się do Bill.

- A ty chodź ze mną- machnęłam na niego i razem ruszyliśmy w stronę najbliższego boiska do baseballa.

O tej porze zwykle kończyli mecz i część kijów baseballowych zostawała opartych o ławkę, no i oto mi właśnie chodziło. Podbiegam i zabieram dwa egzemplarze, jeden rzucam Billemu.

-Obym się myliła, co do tego, co się tu dzieje, a teraz biegnij do naszej bazy wypadowej(stary bieużywany budynek bliżej centrum miasta. Ma zabetonowane wejścia, lecz dla parkourowców dostanie się na pierwsze piętro nie jest problemem.) i zostaw komunikaat o możlwym zagrożeniu- bez większych oporów odbiega.

Ja zaś biegnę w kierunku domu i zastaję w nim mojego 4 letniego braciszka razem z sąsiadką, bo rodzice wracają późno z pracy. Ostrzegam miłą sarszą panią, by w razie czego schroniła się z Alexem(mój brat) w piwnicy. A sama udaję się w kierunku bazy wypadowej. Jest około 22 wieczorem, a ja jestem na miejscu i widzę,że Bill wywiązał się ze swojej roboty.

Gładzę kij basebal i kładę się na jednej z pozostawionych tu kanap. Jedną ręką włączam radio na stoliku obok i próbując, zasnąć nasłuchuję jakichkolwiek informacji. Jestem jednak wciąż czujna i zareagują na każdy podejrzany dźwięk.

Co za cho***** dzień...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...