Skocz do zawartości

GTA: San Andreas


RoZy

Polecane posty

Mogło to być celowe zagranie (oczywiście w ograniczonym stopniu, niektóre babole przewidziane zapewne nie były), żeby jezda nie było nudna, żeby zawsze coś się działo.

Hm, to rzeczywiście dosyć dziwne. W pewnym fragmencie miasta przechodnie spawnują się z powietrza i spadają, ale to po prostu bug w rzadko odwiedzanym miejscu, ale autostrady... No nie wiem. Może użyli tego samego kodu co do terenów miejskich, gdzie auta jeżdżą wolno i ich głupota częściej uchodzi na sucho i za dużo czasu by im zajęło, żeby to zmienić na autostrady, albo uznali, że i tak jest wesoło?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rockstar zawsze po macoszemu traktował kwestie realizmu. Miało być ciekawie, a czy do tego przyczyniały się babole - to już mniej istotne. A przy ogromie SA, przy mnogości przeróżnych elementów dodatkowych, niektóre rzeczy (jak np te autostrady) bija po oczach. Ja wiem, to tylko gra akcji, ale nie wiem, czy Rockstar nie mysli w sposób "auta beda sobie jeździły tak a tak, to nic, że to to nierealistyczne, ludzie i tak bedą sikać z wrażenia, więc co sie przejmowac szczegółami".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mnie najbardziej denerwowała "inteligencja" "homies" CJ' a.

Podczas wojny gangów nadawali się tylko na... "mięso armatnie" (albo honorowych dawców amunicji i kasy...), szczególnie kiedy atakowano nas od frontu i od tyłu jednocześnie :P

Jednak najgorzej było w misji "Los Desperados", gdzie najpierw trzeba było zebrać "ziomków" i zaprowadzić ich w odpowiednie miejsce.

Z racji tego, że na ulicach były zamieszki, nasi "niggaz" odpadali szybciej niż nasza reprezentacja z EURO...

Samochód nie pomagał - mieścił tylko dwóch (oprócz CJ' a i Cesara), a poza tym potrafili z niego wyskoczyć podczas jazdy...

Edytowano przez DINO
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie dość, że bywały problemy z rekrutacją ziomali (w instrukcji jest to gdzieś na tylnej stronie okładki napisane, a że instrukcja ma formę ulotki, to jest jeszcze dziwniej), to na dodatek rzadko się oni przydawali, choć nie powiem, na zadymę, gdzie nie było dużo biegania, ich brałem. Albo gdy trzeba było przekosić obcy pojazd z maszynowców, dużo szybciej to szło. Podczas misji, gdzie było więcej chodzenia, bywało trudniej niż z ekipą w Medal of Honor... I nigdy nie zdarzyło mi się, żeby jakiś ziomal wyskoczył mi z wozu w trakcie jazdy, a przynajmniej nie przypominam sobie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli wzięło się czterech ziomali do ekipy, strasznie szybko kończyli martwi, a gdy już z większym respektem zwerbowało się większą ilość sojuszników, zaraz się gubili. Podczas zdobywania dzielnic zwycięstwo zdecydowanie zależy od obrania sobie jakiegoś punktu strategicznego, z którego będzie można spokojnie wystrzelać wrogów. Nawet podczas wykonywania misji, gdy towarzyszą nam inne postacie, po pewnym czasie okazuje się, że drogę do zwycięstwa musimy sobie wystrzelać sami. Ten element został wyraźnie niedopracowany.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zdobywanie dzielnic było bardzo proste. Wystarczył jakiś w miarę celny maszynowiec i miejsce z dobrą widocznością. Przeciwnicy respawnowali się na drugim końcu ulicy i zdążyłeś ich wystrzelać, zanim zdążyli do ciebie dobiec. Podczas pierwszego pobytu w Los Santos zdobyłem prawie wszystkie (wszystkich się nie dało).

Dlatego gdy trzeba było zrobić to ponownie pod koniec gry, nieco się zbulwersowałem.

Zdobywanie dzielnic jest też mocno zabugowane - można zdobyć ich więcej, niż jest pokazane na mapie, ogólnie potencjał był i zabawy z tego trochę jest, ale mogło być jeszcze lepiej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Swoją przygodę z San Andreas zakończyłem na misji... wymagającej określonej objętości płuc. Przeżyłem wszystkie Simsopodobne motywy, jedzenie, ubieranie się, siłownia. Przeżyłem cały ten ziomalski klimat, który niezbyt mi odpowiadał. Ale praca nad objętością płuc była przegięciem. Edytowano przez Blacken3d
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

San Andreas miało być chyba w założeniach Rockstara symulacją wszystkiego. Zresztą to świadczy o kunszcie programistów - jeśliby takie cele przyjęli sobie jacyś inni twórcy, to na 99% skonczyłoby się to kompletną klapą, a tymczasem SA koniec konców chyba najlepszą częścią serii....

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zdobywanie dzielnic to dla mnie był koszmar... Kilkukrotnie pojedyncza dzielnica obejmowała ledwie jedną uliczke i trzeba było miec sporego fuksa, że pojawili się na niej jacys gangiarze, z którymi moznaby sobie zacząć.

No niestety. Gdy się jechało podczas jakiejś misji, przedstawiciele innych gangów gromkimi brawami witali naszego bohatera. Natomiast, kiedy szukaliśmy tych trzech, żeby zacząć wojnę gangów, to jak na złość wszyscy się chowają.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kwestia czysto subiektywna. W moim małym rankingu, San Andreas stoi na równi z jedynie dobrą trójką, króluje Vice City ze względu na swój niezwykły klimat.

Dla mnie Vice City to właściwie dodatek do trójki. Istotniejszych zmian względem poprzedniczki nie uświadczymy. Pojawiły się motorki i helikoptery, można było sobie kupic jakże przydatny młotek i takie tam duperele... i na tym lista nowości właściwie się zamyka. W mojej ocenia Vice City wygrywa z trójką jedynię soundtrackiem i minimalnie lepszą grefiką.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zmian jest trochę więcej, kilka drobnych, ale od razu znacznie ulepszających grę. Przecież wiadomo, że podobnego skoku, jaki odbył się między dwójką a trójką, panowie i panie z Rockstar raczej nie powtórzą. Z tego co czytałem to również w czwórce nie wprowadzono większych zmian i dobrze, bo po co na siłę zmieniać coś co jest dobre. Oprócz nowych pojazdów warto wspomnieć o tym, że w VC nie ma już kuloodpornych szyb i opon samochodów, a Tommy to IMO znacznie ciekawsza postać niż ten niemowa z trójki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Vice City przez wielu jest uważane za najlepszą odsłonę cyklu nie ze względu na możliwości, bo te przy SA są mierne, tu chodzi o klimat! A klimat w Vice City jest wspaniały, trudny do opisania. San Anderas moim zdaniem tego wspaniałego klimatu nie miało.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Klikmat to sprawa drugorzędna (co kto lubi - classic gangsta czy ziomale z getta), IMO przewaga Vice City tkwi w konstrukcji i roli bohatera. W III mamy milczącego żołnierza, w SA mamy - umówmy się - popychadło (CJ jest chłopcem na posyłki psów, agentów etc... dopiero po jakimś czasie zaczyna sam rozdawać karty). A Tommy Vercetti to koleś z big cojones. Ma charakter, wie czego chce i konsekwentnie to realizuje. Nie grałem jeszcze w IV, ale z tego co widzę/czytam wnioskuję, że Niko to ten sam typ - skazany na sukces.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

w SA mamy - umówmy się - popychadło (CJ jest chłopcem na posyłki psów, agentów etc... dopiero po jakimś czasie zaczyna sam rozdawać karty)

Ten Rise to power Cj-a bardzo mi się spodobał. Bo tutaj nie mieliśmy jakiegoś tam bohatera, tylko zwykłego gościa który dla ratowania rodziny i rodzinnej okolicy musi robić różne, czasem poniżające rzeczy. Potem, gdy już trochę okrzepnie, zaczyna się mścić za wcześniejsze poniżenia. Jak dla mnie całkiem ciekawe. A dzięki temu że jestem dość elastyczny podobał mi się klimat i VC i SA. Bo czy ktoś z Was nie lubi przejażdżek po wioskach przy rytmach country?? ;)

Edytowano przez Turambar
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się z Turambarem. CJ jest bardzo ludzki, normalny... Natomiast imć Tommy to nikt inny, jak ironiczyny i beznamiętny cwaniak, przywodzący mi na myśl bohaterów filmowych odgrywanych przez Seagala.

Ok, ale ludzki i normalny to ja jestem na codzień, w grze takiej jak GTA chcę pobawić się w bandytę :) Notabene CJa również lubię (sympatyczny chłopak ;)), ale Tommy miał większe cojones i bardziej pasuje do serii. To nie są The Sims - bohater nie ma być ludzki i sympatyczny. Jeżeli jest - to łatwiej jest się z nim identyfikować. A to już niedobrze. Normalnie nie byłby to problem, ale choć GTA to gra dla dorosłych, grają w nią najczęściej kilkunastoletnie dzieci z nieukształtowaną psychiką. Więc lepiej, żeby (just in case) za bardzo nie utożsamiały się z bohaterem gry.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W pewnym sensie się z Tobą zgadzam. Też czasami lubię się zabawic w pozbawionego moralności rzeźnika, to fajnie rozładowuje napięcie. Jednak GTA to nie jest jednak byle strzelanka. Ba, zaryzykuje stwierdzenie, że nie jest to nawet zwykła gra. To spore doświadczenie i przeżycie. Dla mnie nic tak nie buduje klimatu, jak sytuacja, kiedy patrząc na poczynania bohatera, myślę sobie "dobrze gość robi, to słuszna decyzja, sam bym tak się zachował". A co to oddziaływania na dzieci... Masz rację, ale przecież każde GTA dostawało klasyfikację "18+", więc Rockstar jest kryty. To ze dzieci grają w gry dla dorosłych nie oznacza, że trzeba je robic same grzeczne i edukacyjne.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oj no co wy :> Tommy Vercetti to nasz komputerowy Tony Montana (zanim jeszcze Scarface wyszedł naturalnie). Jest złym gościem, ale nie sposób go nie lubić. Według mnie w SA popełniono ten błąd, że w fabułę wpleciono zbyt wiele elementów i to bez większego sensu- śmierć matki i przechwycenie samolotu wojskowego, hell yeah, logiczna kolejność wypadków :) Według mnie można sobie było darować ten sentymentalny początek i po prostu zrobić kolejną historię bad guya, który najpierw strzela a potem pyta i nie dorabia do tego ideologii. Dlatego uważam, że Vice City jest lepsze- tam fabuła jest klimatyczna, humorystyczna i nikt nie wrzuca na siłę żadnych tak poważnych spraw jak śmierć matki. W SA klimat jakby nie może się zdecydować w którą stronę iść i to jest błąd.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie nic tak nie buduje klimatu, jak sytuacja, kiedy patrząc na poczynania bohatera, myślę sobie "dobrze gość robi, to słuszna decyzja, sam bym tak się zachował".

Ej, no proszę - mówimy o GTA, grze w której dla zabawy rozjeżdżasz pieszych na chodniku. W której kradniesz samochody wyrzucając brutalnie kierowców na ulicę. W której szlachtujesz ludzi piłą mechaniczną. W tej grze, jeżeli jesteś zdrowy psychicznie (z całym szacunkiem - bez urazy) nie powinieneś pomyśleć "dobrze gość robi, to słuszna decyzja, sam bym tak się zachował". Ta gra nie jest stworzona do tego typu doznań.

A co to oddziaływania na dzieci... Masz rację, ale przecież każde GTA dostawało klasyfikację "18+", więc Rockstar jest kryty. To ze dzieci grają w gry dla dorosłych nie oznacza, że trzeba je robic same grzeczne i edukacyjne.

To temat rzeka, ale raczej na inne forum - Rockstar jest kryty, to rodzice średnio kontaktują co robią (w tym w co grają) ich dzieci...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Znowu nie przesadzaj, Meth, bo jakby ktoś w grę nie grał, to po Twoim opisie pomyślałby, że gierkowy odpowiednik Klanu czy innego M jak miłość. Śmierć matki to tylko punkt wyjścia dla fabuły. Po wyjeździe z Los Santos i tak się o tym zapomina i żyje swoim życiem. Właśnie ten kontrast jest dla mnie kapitalny: na początku jesteśmy wojującym za swoją dzielnicę wyrzutkiem ze slumsów, za to później już działamy na własne konto, robimy karierę bad boya. Natomiast w VC mieliśmy tylko ten drugi wariant i nie było żadnej odskoczni dla fabuły.

Zresztą każdy ma swój punk widzenia i dla każdego to się inaczej przedstawia :rolleyes:

Norbi77, czy dla Ciebie fabuła i historia jest zupełnie nieważna? Jak tak patrzę na Twój post, to nie pozostaje mi nic innego, jak polecić Ci Serious Sama albo Painkillera.

Edytowano przez minister
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Norbi77, czy dla Ciebie fabuła i historia jest zupełnie nieważna? Jak tak patrzę na Twój post, to nie pozostaje mi nic innego, jak polecić Ci Serious Sama albo Painkillera.

Oczywiście nie. Fabuła jest szalenie ważna. Ale musi być relewantna. Np. od RPG oczekuję, że bohaterem będzie ktoś, kto przechodząc od zera do bohatera zbawi świat (ot, taka już jest gatunkowa konwencja). A w GTA i innych produkcjach o mafii/gangsterach oczekuję tego, że bohater będzie bandytą/gangsterem, a nie jakąś ciepłą kluchą. Bo w ten sposób fabuła jest mało wiarygodna. W Vice City Tommy najeżdżał (ups, niechcący) na pieszych na chodniku - ale to było ok, bo to był łobuz, nie oczekiwałem po nim innego zachowania (;)). Jak grałem CJem to takie zachowanie jakoś do niego nie pasowało (dziwnie się czułem, jak komuś blachy zarysowałem ;)). Był za miękki. A zmiękczanie takiej postaci jest wysoce nieetyczne - gloryfikuje przemoc. Np. w pamiętnej Mafii bohater też był sympatycznym koleżką, ale w finale wcale nie triumfuje siedząc na kasie i władając dzielnicą - stał się tym "złym", więc odnosi pyrrusowe zwycięstwo. Nie wiem, obejrzyj Ojca Chrzestnego, Scarface, Soprano etc - bandyta to bandyta, porządni i sympatyczni ludzie nie kradną, nie zabijają, a jeżeli nawet - to jest w tym jakiś dramatyzm. Jeżeli go nie ma - to mamy jedynie cynizm (twórców). I dlatego (pomimo, a może właśnie dlatego? że go lubię) uważam, że CJ jest postacią, która w GTA nie powinna być głównym bohaterem.

Edytowano przez Norbi77
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Gość
Odpowiedz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Utwórz nowe...