Skocz do zawartości

Olympus Actionus - temat główny, podejście trzecie


Rankin

Polecane posty

Blade dotąd trzymał Holzena pod ramię, ale teraz padł pod jakimś ciężarem. Skutkiem pociągnął Holzena za sobą i po chwili cała trójka leżała na ziemi.

- Daję słowo... Co jeszcze!

Patrzy na to, co zwaliło ich z nóg.

- Moment... Gdzieś już tę mordę widziałem... OSZ TY! TRZYMAĆ GO!

Chwycił Markosa za ramiona i uniósł go w powietrze.

- Elggur del ssinssrigg... Teraz mnie już nie zranisz...

Wtem korytarz zaczął się zapadać.

- Ruchy, ruchy, Panowie i Panie! No już!

Podbiegł z ciągle uchwyconym Markosem za nadgarstki do wyjścia.

- Weź mnie nie łaskocz ani się nie majtaj tak! Przecież Cię nie zjem! Mógłbym Cię tu zostawić, ale tego nie zrobię, chociaż ty byś mnie zniszczył. Ale nie myśl sobie, że zapomnę, co uczyniłeś, wanre! Przydasz się do czegoś chociaż raz ogółowi.

Wrzucił go przez wrota do nowej komnaty. Żadne kolce się nie wysunęły z podłogi, ze ścian nie prysnął kwas, a z sufitu nie zlecieli nieumarli.

- Dobra, czysto! Przechodzimy!

I przeszedł, acz z ledwością przez przejście.

Allimir zaczął kopać dalej w ziemi, a Viser wycofywał się tuż za nim, tankując dzielnie browar potwory i inne troglodyty. Gaz zaczął się przemieszczać na skutek zmian ciśnienia i większość jego była już w wielkiej hali.

- Dobra, zrób mi tam trochę miejsca obok siebie. I głowa w dół!

I swoim tułowiem zagrodził cały otwór z nowokopanego przez Allimira tunelu, zostawiając jedynie mała dziurkę, przez którą można było śmiało zapalić gaz.

- Pamiętaj, możemy się zgubić w ziemi. A ja mam żywioł przy sobie... Jeżeli się rozdzielimy, to pamiętaj, żeby ruszać w stronę mniejszego ciśnienia i z dala od drgań.

Umocnił swe ciało, najeżył się w oczekiwaniu na ból.

_________________________________________________

Aiden, to weź tam napisz, że jakoś się wydostaliśmy i do baru doleźlim, a Viser żywioł wyplułem, bo już quest pomału się kończy, a my ten wątek już któryś dzień ciągniemy, pisząc po jednej kwestii.

No i tak upupić herosa innego boga, z jego kontrżyczeniem? Oj, czy tak można?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 1,7k
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

RETROSPEKCJA

<Selena nie wyglądała na zadowoloną. Poprawiła kasztanowe włosy, w drugiej ręce ściskając diamentowy nóż>

- Miałbyś mi pomóc? Chrzań się!

Jego - nazwijmy to - przyjacielski uśmiech zniknął z twarzy:

- A czymże cię tak zraziłem do siebie? Tym, że broniąc się przed twoim atakiem doszło do twej śmierci? Wiedziałem, że i tak, jak zawsze zresztą, się z niej wykaraskasz. Teraz zaś, zapominając o wszystkim, przybywam tu i oferuję Ci pomoc, a wiesz dobrze, że mógłbym Cię stąd wyprowadzić. Ale Ty co robisz? Odpychasz mnie i bluźnisz na mnie. Wstydziłabyś się, moja droga.

- Ja? Przyznaj, drażniąc sokoła, jaka jest szansa że w końcu dziobnie? Sprowokowałeś mnie, atakując mych przyjaciół, jednego z nich zabijając. Jeśli ja uczyniłabym ci to samo, czy poczułbyś się dobrze?

- Sokół o imieniu Feniks to chowaniec mój... jego... Nieważne. Skończmy już te przepychanki słowne, bo zaczęły się już robić nudne. Ale skoro chcesz... Tylko pamiętaj, zmierzam w kierunku wyjścia, jeśli nie zechcesz iść ze mną, nie zabiorę Cię ze sobą, bo - o dziwo - szanuję Twoją wolę. Tak więc pytam spokojnie: chcesz mojej pomocy, czy uważasz, że sama sobie poradzisz, nawet jeśli nie wiesz, jakie przerażające stworzenie jest za następnymi drzwiami?

- Dlaczego chcesz mi pomóc?

<Dziewczyna schowała nóż, przypadkowo się kalecząc. Jednak nie zwróciła na to większej uwagi. Zaśmiała się i popatrzyła podejrzliwie, jej oczy wyrażały znaczącą niepewność>

- I skąd u licha wiesz co się czai w tym więzieniu? Poza tym... obiecałam Tytokusowi że sprowadzę pomoc, a z tego co mi wiadomo nie darzycie siebie zbytnio zaufaniem. On liczy że dotrzymam słowa.

- Zadajesz za dużo pytań naraz. Chcę Ci pomóc, bo przecież jesteś moją narzeczoną, a to znaczy, że łączy nas jakieś uczucie. Mam nadzieję...

Przez chwilę nastała cisza.

- A co do Medyka... Darzyłem go zaufaniem i spokojnie, jak cywilizowany, kulturalny i praworządny człowiek, podpisałem z nim umowę. Jak się potem okazało złamał ją. Mam darzyć go przez to zaufaniem? No wybacz, ale to lekka przesada.

- Mówisz jakbyś w tym wszystkim ucierpiał najbardziej. Jak myślisz, jakie są szanse że zwykła śmiertelniczka przeżyje w tym więzieniu chociażby chwile? Zapomniałam jakie to uczucie. Ludzie są bardziej podatni na ból, nie mają żadnych mocy, starzeją się, są nikim. Co w takim razie teraz o mnie sądzisz? Nie jestem tą samą osobą Markosie. Już nie.

<Oparła się o brudną ścianę korytarza>

- O czym Ty mówisz? Jaka śmiertelniczka? Jesteś boginią do jasnej cholery! Weź się w garść, przyszedłem tu po Ciebie, więc chodźmy i potem zastanawiajmy się co dalej. Jeśli chcesz, możemy nawet pomóc temu Twojemu medykowi, ale chodźmy stąd.

Chwilę potem wkracza Dante i dzieją się wydarzenia opisane dwa posty wyżej. Markos stracił moc i dostał się do reszty bogów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odwróciła się, słysząc huk. Zobaczyła Markosa.

-Kolejny...

I wznowiła ucieczkę przez "przejście" czy jak to się tam nazywało.

-Nareszcie!

Wzięła kroplę wodospadu i rozejrzała się jeszcze chwilę, po czym ruszyła w stronę baru Luckera.

--------

Coś mi ostatnio pomysłów brakuje, jak chowańca i Nao nie ma...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bogowie

Zostaliście zepchnięci do wielkiej okrągłej sali, której większość zajmowała przepaść po środku, jednak była też mała półka skalna po której mogliście się przedostać do wgłębienie po drugiej stronie.

Wtem...

- Czekałem na was i nie sądziłem, że tak szybko tu dotrzecie, a jednak, więc...- z sufitu wysunęła się pewna machina, która zastygła w bez ruchu nad przepaścią- Oto ,,machina dusz", która wyciągnie z was ,,Iskry".

Otoczyli ich strażnicy więzienni, których nawet światło nie oświetli i zablokowali im możliwość ucieczki.

- Pierwszy Blade, bo się zgłosił już wcześniej- jeden ze strażników porwał assasyna i przyczepił do machiny nad przepaścią, tak że nie mógł się ruszyć.

- Muszę zabrać ten kolczyk, ale nie martw się nie będziesz miał siły użyć swojej mocy, gdy machina zacznie działać- wypiął mu kolczyk i zaraz włączył machinę i strumień czarnego światła leciał prosto na Blade.

Poczułeś, jak coś wysysa ciebie, twoje siły, nadzieję, uczucia, a przy tym okropny ból.

- To trochę potrwa, więc w tym czasie...- podszedł do otoczonych bogów i wszedł do środka kręgu, a strażnicy za nim go zamknęli swoimi ciałami.

Z ziemi wystrzeliły ręce, które chwyciły ich wszystkich za gardła, a Casula jedna większa załapała całego.

- Wiecie co? Mógłbym was w tej chwili zabić, bo nie wiem dlaczego strasznie mnie wkurzacie...- ręce ścisnęły ich jeszcze mocniej- Czemu nadzwyczajniej w świecie nie możecie się poddać, tylko walczycie? Nie macie żadnych szans na ucieczkę i za chwilę skończycie, tak jak wasz kolega Blade- wskazał na assasyna, który drgał i miotał się na machinie, gdy ta wysysała z niego ,,Iskrę".

Wcześniej...

Dante wrócił do pokoju gościnnego i zakuł też Selenę w łańcuchy. Następnie przerzucił ją i Tytokusa przez ramię i zaniósł do środka Więzienia. Zostawił ich tak, by reszta nie zauważyła, że tu są, chyba że bogini zacznie krzyczeć, wtedy się dowiedzą iż ona z Tytem też tu się znajduje.

Herosi/Chowańce

Hisa dotarła z kroplą do baru i zobaczyła, jak Lucker przygotowuje symbol i ustawia wszystkie zdobyte żywioły na właściwych miejscach.

- O widzę, że zdobyliście już wodę- Lucker dostał od Hisy kroplę i położył ją na jednym z rogów gwiazdy.

- Teraz brakuje tylko ziemi i ognia...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stara wyrwać się z uścisku łapy. Blacha zaczyna się giąć.

- Taki już nasz urok. Ja nie poddam się do samego końca, opętańcze.

Próbuje sięgnąć młot. Palce muskają obuch.

- Przyznaj, bałeś się stanąć do normalnej walki jeden na jednego, tchórzu. Dlatego porwałeś nas, prawda?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Casul ma rację, jesteś tchórzem. Wiedziałeś, że nie masz z nami szans i jeśli tylko odzyskamy moc, to będzie oznaczało twoją przegraną.

Mówiąc starał się niepostrzeżenie chwycić pistolet trzymany za pasem. Jedna kula z uświęconej przez Moderatusa platyny, akurat wystarczy aby strzelić Dantemu w łeb. Zajęty jest, jeśli szybko zareaguje to powinien trafić. A nawet jeśli nie... warto spróbować, w każdym razie jeszcze się nie poddał.

Odwrócił się w stronę początku wykopanego przez siebie tunelu i Visera, który zasłonił go sobą. Przygotował jedną kulę ognia, która zawisła nad jego dłonią.

- Nie martw się, nie wystawię cię tak po prostu na eksplozję. Nie zgubię się też tak łatwo.

Rzucił kulę przez pozostawioną szparę, która chwilę potem się zasklepiła. Równocześnie dodatkowo pokrył Visera sferą ochronną tak, żeby osłabić wybuch i nie wyrządzić mu zbyt wiele szkód. Kiedy skończył, kula właśnie eksplodowała, a razem z nią cały gaz. Zatrząsł się cały stok góry, potężny huk zmieszany z wrzaskami rozrywanych maszkar rozrywał bębenki w uszach, płomienie i fale ciśnienia omiatały wszystkie jaskinie i korytarze niszcząc dosłownie wszystko na swojej drodze. Na szczęście sfera ochronna i kryształowe ciało Visera to wytrzymały. Allimir kontynuował kopanie pomimo przebiegających przez skały wibracji i w końcu przebił się na powierzchnię. Nie zwlekając udali się do baru, gdzie Viser oddał Luckerowi żywioł.

- Trochę to zajęło, ale proszę bardzo. Potem jeszcze będziemy musieli zgłosić się do władz i odebrać nagrodę za oczyszczenie kopalni z tamtego tałatajstwa.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Blade uśmiechnął się. Cieszył się, że jego przyjaciele mają jeszcze trochę czasu. Że odejdzie godnie, ginąc, żeby inni mogli czekać na pomoc.

Shepard posterował Seekerem tak, że ten wpadł prosto na Aksuki, i zaświecił na czerwono.

- Oderwij mu głowę, to masz 5 sekund, zanim wybuchnie. Taki granat przyda się jak cię oblezą. Ja będę u ciebie za chwilę - powiedział Shepard, i wstał od komputerka.

- Joker, kieruj się przez Przekaźnik Masy Echo-4 na Miasto, EDI pokaże dalszy kierunek. Grunt, Mo...Samara, gotowi?

- Gotowa - rzekła Morinth uśmiechając się uwodzicielsko.

- To będzie dobra walka! - dodał Grunt, i stuknął pięścią o pięść.

- Dwie minuty do celu - zasygnalizował Joker. Shepard wsiadł do kapsuły ratunkowej, i polecił Gruntowi i Morinth, żeby wsiedli z nim. Normandia już była nad wulkanem. Komandor nacisnął przycisk, i kapsuła wystrzeliła go w kierunku krateru.

- Wyskakiwać, raz raz raz - popędzał Shepard. Morinth opuściła kapsułę, Grunt też się z niej wytoczył, a na końcu zwinnym ruchem wydostał się z niej Shepard.

- Otwierać spadochrony na mój znak... Trzy... Dwa... jeden... Teraz - rozkazał Komandor, i całą trójka jednocześnie pociągnęła za sznurki. Wmanewrowali na platformę, gdzie była Aksuki i Vafel. Shepard opadł, i odczepił spadochron. Jego drużyna zrobiła to samo. Rzucili spadochrony do lawy, i skryli się za jakąś przeszkodą na platformie.

- Raport statusu, teraz! - rzekł Shepard do Aksuki.

Pole wokół części strażników słabnie.

- Raport?! Rozejrzyj się, a nie głupio pytasz!

Przerywa działanie pola i z trudem doskakuje do jakiego stalagmitu.

- Jakbyś nie zauważył, to jesteśmy w piątkę przeciw hordom. Ja jestem wykończona polem, a Vafel nie utrzymał maski!

- Dlatego musimy współpracować, a ty masz słuchać moich rozkazów - warknął Shepard. - Zanim powiesz znów coś głupiego, patrz jak pracuje się drużynowo.

Wyjrzał zza osłony, i otworzył ogień do jednego z żywiołaków. Ten dostał kilka kulek, ale nic to nie dało.

- Grunt, użyj amunicji wodnej - zakomenderował Shepard. Na karabinie Komandora pojawił się zielony znaczek, sygnalizujący typ amunicji.

- Grunt, ogień zaporowy dla Samary, Samara, przejdź pod kolejną osłonę i zaatakuj ich biotyką - rozkazał Komandor, i otworzył ogień do żywiołaków. Pociski wodne ubiły kilku wrogów. Morinth zaszarżowała, i odepchnęła czterech mocnym pchnięciem biotycznym. Grunt i Shepard podeszli do dalszej osłony. Komandor wyjął uzika załadowanego amunicją wodną, i rzucił Aksuki. Wyjrzał, i celnym strzałem ze snajperki zdjął żywiołaka, sam jednak oberwał.

- Tarcze padły! - poinformował drużynę. Morinth i Grunt otworzyli ogień zaporowy. Gdy tarcze Sheparda zregenerowały się, rzekł do Aksuki:

- Rzuć granatem - Seekerem, i przepołów tego żywiołaka, a w tym czasie Samara opęta drugiego żywiołaka, a Grunt nie przepuści reszty za osłonę. Teraz!

Łapie rzucony pistolet.

- Jak sobie chcesz...

Odbezpiecza Seekera i rzuca w grupę nieopodal Vafla.

- Pomóż mi ewakuować Vafla.

Wskazuje czterech chowańców.

- Podzielił się, żeby mnie chronić.

Po tych słowach rusza w stronę przyjaciela Damirastusa. Ciągnie jednego do bezpiecznego miejsca. Po drodze odstrzeliwuje strażników, którzy podeszli za blisko.

- To JA tu wydaję rozkazy - warknął Shepard. - Grunt, nie przepuść nikogo. Zmień broń na ciężkiego shotguna 'Claymore', i szatkuj tych, co podejdą za blisko. Samara, łap tego tam chowańca.

Shepard z Morinth przeciągnęli dwóch chowańców do 'bezpiecznego miejsca'.

- Aksuki, Samara, wspomóżcie Grunta, bo się tam długo nie utrzyma - rozkazał Komandor, i zdjął żywiołaka strzałem ze snajperki. Złapał ostatniego Vafla, i przeciągnął go za osłonę. Skokiem dołączył do pozostałych.

- Rozkazy wydawaj swoim ludziom, mi co najwyżej możesz sugerować pewne działania, a ja, jeśli uznam je za dobre, zastosuję się.

Dołącza do Grunta. Przyklęka i kontynuuje ostrzeliwanie wroga.

- Możemy już się zbierać. Żywioł ma Vafel.

- Ty jesteś moim człowiekiem - powiedział Shepard. - Walczysz ze mną ramię w ramię, należysz więc do drużyny.

Namyślił się przez chwilę, i rzekł do komunikatora.

- Joker, podleć Normandią i zabiesz nas stąd. Cała drużyna, frontalny atak! - krzyknął Shepard, i wyskoczył z shotgunem zza osłony. Grunt zrobił to samo, a Morinth skupiła biotykę. Komandor pociągnął jakiegoś żywiołaka z broni, a gdy ten jeszcze stał, dobił go kopniakiem. Grunt wpadl w sam środek pięciu wrogów, i porozrzucał ich jak piłeczki, a Morinth wyzwoliła potężny atak biotyczny, i wyrzuciła dwóch innych do lawy. Normandia powoli zbliżała się do platformy.

- Łapcie Vafli i na pokład, ruchy!

Grunt złapał dwóch Vafli na raz, a Morinth jedego. Normandia obniżyła się i otworzyła luk. Shepard złapał czwartego Vafla, i razem z resztą drużyny wrzucił Vafli na pokład.

Platforma zaczęła się zapadać.

- Jazda! Na Normandię! - rozkazał Shepard, i prawie że rzucił Aksuki na Normandię.

- Joker, w górę!

Platforma zapadła się całkowicie, a Normandia poderwała się do góry. Shepard złapał się jedną ręką luku pokładowego. Długo się tam nie utrzyma. Wisiał dokładnie nad lawą.

- Ugh, nienawidzę dodatkowej papierkowej roboty... - wymamrotał. Jego ręka powoli zaczęła zsuwać się. Zaraz spadnie.

- To ty miałeś pomóc w ewakuacji, a nie ja tobie.

Chwyta Sheparda za drugą rękę i wciąga go na pokład.

- Wszystko dobrze?

Wdrapał się na pokład, i stanął przed Aksuki.

- Nigdy nie było lepiej - mruknął z uśmiechem. - Dzięki.

Zwrócił się do drużyny.

- Na stanowiska! Przygotować się. Niedługo ruszamy prosto na więzienie. Aksuki, na czas misji zakwateruję cię w pobliżu rdzenia AI. stamtąd blisko będzie do zbrojowni, Dr. Chakwas i kwatermistrza Normandii, sierżanta mesy Ruperta Gardnera.

- Doktor? Przydałby mi się medyk. Mam tylko nadzieję, że macie pieniądze na nowy sprzęt po moim przeglądzie.

Na podłogę skapuje kropla trucizny. Mały obłok dymu i drobna dziura. Aksuki pyta się któregoś z załogantów, gdzie znaleźć rdzeń. Wchodzi do windy i idzie do lecznicy.

Kelly zeszła do Rdzenia za Aksuki. Otworzyła drzwi, i grzecznie się przywitała.

- Witaj, mam na imię Kelly Chambers, i jestem asystentką naszego głównodowodzącego. Komandor Shepard jest bardzo zadowolony, że zdecydowałaś się pozostać na jego statku na czas misji.

Eee... Cześć. Zostaję tu tylko na czas misji. Raczej nie zostanę tu na dłużej. A dr Chakwas gniewa się za zniszczoną aparaturę?

- John Blade zapewnił nam nielimitowane środki. Aparaturę da się odkupić - uśmiechnęła się Kelly. - Komandor Shepard mówił, że nie jesteś osobą, z którą łatwo się współpracuje podczas misji. Nie wykonujesz rozkazów, robisz co chcesz... nawet go uderzyłaś. - Kelly zachichotała. - Chyba dlatego chce cię mieć w drużynie.

Aksuki unosi nieznacznie brew.

- W drużynie? To chyba żart. Nie dogadujemy się, więc czemu miałabym spędzać z nim więcej czasu niż potrzeba. A dostał, bo zasłużył.

- Wydaje mi się, że bardzo cię polubił. I zrobiłaś coś, o czym on nawet nie pomyślał. Uratowałaś misję. A potem ocaliłaś mu życie. Nic dziwnego, że pragnie taką świetną wojowniczkę w drużynie.

Misję? A co takiego zrobiłam, bo za bardzo nie pamiętam. Tam tyle się działo.

- Vafel i żywioł. Shepard nie pomyślał o uratowaniu go, ale ty - tak. Gdyby Vafel umarł przez nieuwagę Komandora, misja zakończyłaby się niepowodzeniem.- Bo o sojuszników trzeba dbać.

- Wezmę sobie tą uwagę do serca - rzekł Shepard, otwierając drzwi. - Kelly, dziękuję. - Dziewczyna zasalutowała, pożegnała się z Aksuki i wyszła.

- Jesteś ranna? Dobrze się czujesz? - zapytał komandor, opierając się o ścianę.

Odpowiada lakonicznie.

- Wszystko w porządku.

- Jest bardzo duża szansa, że nie wrócimy z tej misji... Jesteś na to przygotowana? - spytał z lekkim smutkiem w głosie, i zmierzył Aksuki swoimi czerwonymi, mechanicznymi 'złymi' oczami.

- Już raz zginęłam. A misja jest warta zachodu.

- Też raz zginąłem - zaśmiał się. - Blade dał mi kolejną szansę. Mimo wszystko nie ufam mu. Za tymi jego niebieskimi oczami kryje się coś, czego nie mogę odszyfrować. Coś niedobrego - rzekł markotnie.

- Więc czemu mu nie ufasz?

- Mówi że chce wyczyścić świat z całego zła... Ale jego akcje są skierowane przeciw Bractwu Cienia. Wydaje mi się, że on chce przejąć władzę nad światem. I wykorzystać w jakimś celu. Jakim - nie jestem pewien...

- Znam kogoś podobnego, a ja mu w tym pomogę. To jest mój cel. Co to za Bractwo Cienia?

- Zatrzymam Casula, jeżeli będzie taka potrzeba - warknął Shepard. - Bractwo cienia to jakiś zakon asasynów latających w czarnych szmatach i mordujących niewinnych ludzi. Całe kolonie znikają bez śladu po takim ataku, i tylko Blade postanowił coś z tym zrobić.

- Ludzkie kolonie? Czyli udało im się zachować dobrodziejstwo Casulona.

- Casul nie zrobi nic głupiego. Musiałby zniszczyć świat, a na o mu nikt nie pozwoli. - Shepard zamyślił się. - Chciałem jeszcze raz podziękować za uratowanie mi życia... Niezbyt uśmiecha mi się bycie upieczonym w jakimś kraterze.

On nie chce zniszczyć świata. Nie jest psychopatą.

Shepard zaśmiał się. Głośno, i długo.

- Oczywiście, że jest. Tylko psychopata może pozbawić się ciała, i myśleć, że będzie panem świata...

- Tylko psychopata wskrzesiłby kogoś takiego jak ty.

To go ugodziło. Zaufał tej dziewczynie, wpuścił ją na statek, zaoferował dołączenie do drużyny, zakwaterował ją w miejscu, które jest najsłabszym punktem statku... Mogła by rozwalić ten statek jednym pociągnięciem miecza.

I ona go obraża.

Rąbnął pięścią w jakiś komputer.

- Tu nie ma czasu na zabawy w pomoc ciemiężonym. Ludzie giną, kolonie znikają, cały świat jest zagrożony, i tylko JA mogę to powstrzymać! Więc jeżeli ma być jakikolwiek cień sznasy na zwycięstwo, trzeba wykorzystać całą pomoc. Ja jestem ostatnią i jedyną deską ratunku. Odbiję bogów, zniszczę bractwo, i ocalę świat. Nic i nikt nie stanie mi na drodze.

Unosi się gniewem jak Bajcurus. Casulono miałby niezłą pożywkę.

- Skoro tak bardzo, chcesz zniszczyć to Bractwo, to czemu zawracasz sobie głowę Bladem. Przecież jesteś taki "wspaniały" i dałbyś sobie radę sam.

- Samemu nic nie zrobię. Zgromadziłem najlepszą drużynę w galaktyce. Bez pomocy Blade'a nadal leżałbym martwy na jakiejś planecie.

- No właśnie. Jak to powiedziałeś? Tu nie ma czasu na pomoc ciemiężonym. Moderatus wie, gdzie oni są. A Dante na pewno zabezpieczył się przed ich destrukcyjnymi zapędami. Porwał ich, bo ma jakiś cel i nie będzie to raczej dla nich przyjemne.?Nie wiemy nawet, co on z nimi wyczynia.

- Dlatego się dowiemy i ich odbijemy! - Shepard coś poczuł. - Ugh... Czuję, że Coś dzieje się z Bladem. Coś... Nieprzyjemnego. On umiera.

- To zabierz nas do knajpy Luckera i dajmy mu ten Żywioł.

- Tak zrobię. - rzekł, i ruszył do wyjścia. Zatrzymał się jednak.

- Aksuki... Nie daj się zabić w tym więzieniu, hm?

Wyszedł. Po jakimś czasie Normandia zawisła nad 7th Heaven. Shepard prędko wyskoczył, i wręczył Luckerowi ogień.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Herosi/Chowańce

- No to jedziemy- ustawił wszystkie żywioły- Arron wejdź na środek okręgu- powiedział

- Mam nadzieję, że to mnie nie zabije- westchnął Arron i usiadł w środku

Lucker przyłożył ręce do narysowanych lini, które zaczęły świecić i pod Arronem utworzył się portal prowadzący do planety z więzieniem i Arron, jako pierwszy tam wpadł.

- Dobra, resztę zostawiam wam, bo wiem że poradzicie sobie z uwolnieniem bogów, a ja nie mogę zostawić baru, więc powodzenia, no i pozdrówcie odemnie wszystkich- powiedział Lucker.

Arron wyleciał po drugiej stronie i wpadł na Hrabiego.

- O kurdę... Ktoś ty taki?- zapytał się.

Przy okazji rozejrzał się po okolicy i zobaczył wielkie warowne więzienie, co prawda trochę stare, lecz nadal stojące prawie tak pewnie, jak za dawnej świetności. Wokół wypalona ziemia i żadnej roślinności, do tego jakieś dziwne stworzenia, które przemykają czasami pomiędzy cieniami...

Bogowie

- Nie jestem tchórzem, tylko jestem ostrożny, a wy przewidywalni. Macie w sobie taką pulę szczęścia, że nie ma przebacz i gdybym wam zostawił moc, to nic by mi się nie udało. A tak mam i was, no i oczywiście wasze Iskry.

Nie zauważył, jak Lunarion wyjął zza pasa pistolet i strzelił mu nim w łeb. Dante nagle zamilkł i upadł na kolana, czyżby to miałbyć koniec?...

Patrzyliście na niego klęczącego w bezruchu, upiornego w całej swojej postaci... Nie upadł, nie zaklnął, nic... Wtem zobaczyliście ten uśmiech z którym przywitał was na początku, tylko teraz podniósł głowę do góry i zaśmiał się tak szyderczo i głośno, że nawet herosi poza więzieniem mogli go usłyszeć.

- Niby święcona platyna miała MNIE zabić?- wstał i podstawił sobie rękę pod usta z których wypluł kulkę święconej platyny, która została wystrzelona w jego głowę.

- Widać nie wiedzieliście wcześniej, a więc teraz wam to powiem...- zamilkł na chwilę- JA JUŻ NIE ŻYJĘ, WIĘC NIE MOGĘ UMRZEĆ... bo inaczej jak wasz kolega Dante mógł się przemieszczać pomiędzy każdym z zaświatów? Dla bogów jest to normalnie niemożliwe i znalezienie się tam, równoznaczne jest ze śmiercią- znowu wybuchł śmiechem, jednak był on trochę krótszy.

- Oczywiście z nieśmiertelnością Moderatusa, to nie mogę się równać, jednak gdy ,,je" zodobędę, to będzie inaczej...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bajcurus pojawił się za Dantem.

- Platynka nie działa? W takim razie pora na plan B...

Kot podskoczył, i złapał za maszynędo wyjmowania Iskier. Rąbnął nią Dantego w głowę, włączył, i skierował w Posłańca Śmierci.

- Do widzenia - zaśmiał się kot. - Niewątpliwie coś między nami zaiskrzy, buechecheche!

Prędko odwrócił krzesło, i przypiął Dantego do metalowego siedzenia.

- Przykro mi ale się teraz nie ruszysz. A teraz wisienka na torcie...

Złapał kulkę pozbawiającą mocy, i brutalnie wbił ją Dantemu w szyję.

- Lunarionie, reszto, wyjaśnimy sobie wszystko potem... Ale teraz musimy wiać.

Złapał trzy karabiny maszynowe, i rzucił je bogom.

- Herosi już idą, musimy tylko odeprzeć wrogów, dopóki nie będzie za późno!

Spojrzał na Blade'a.

- On chyba umrze... Tej maszyny nie da się wyłączyć. Zostawmy go, i chodźmy.

Podszedl do Lunariona.

- Musisz mi zaufać. Inaczej się stąd nie wydostaniemy!

- Nareszcie! - powiedział Shepard, i wrócił na Normandię. - Przeleć przez Przekaźnik Masy Omega 4, tam jest planeta więzienna. Jazda!

Normandia przeodstałą się przez przekaźnik. Po chwili można było zobaczyć Więzienie. Wyszedł z niego wielki i ciężki frachtowiec więzienny.

- Ojojoj... To nie będzie łatwe - rzekł Joker.

- Czas pokazać im co potrafimy! Wystrzel główne działo!

Normandia naładowała działo, i zaczęła strzelać. Frachtowiec oberwał, ale niewystarczająco. Normandia zbliżała się nieuchronnie, nie przerywając ognia. Wręcz wpadła na statek, kiedy ten w końcu wybuchł. Normandią zatrząsnęło. Część sufitu zarwała się, I Jack padła przygnieciona metalowymi prętami.

- Nie żyje... - rzekł Komandor, sprawdzając puls.

Nagle na Normandię wyskoczyły samonaprowadzające kulki, które zaczęły strzelać laserami.

- Omiń je! - rozkazał Shepard. Na próżno; pancerz nie wytrzymał, a wybuch zabił Morinth.

- NIE! - krzyknął Shepard, ale nie było czasu na ratowanie nieżywych. Joker musiał przelecieć przez odłamki statków, żeby zgubić pościg.

- Joker, nasze bariery kinetyczne nie przetrwają zderze...

Nie było czasu. Normandia wpadła prosto w odłamki, które przedarły się brzez bariery. Wybuch jądra masy zabił Tali, która nie zdążyła uciec.

Normandią zatrzęsło. Nie można było ustabilizować toru lotu, i statek wpadł prosto na Więzienie. Zatrzymał się gdzieś na dachu.

Cisza.

Shepard zebrał całą drużynę.

- Nie tak planowaliśmy tą misję, ale tak ją zakończymy. Jakikolwiek błąd może kosztować nas życie. Wszystko zależy od nas. Joker, pokaż skany więzienia.

Obraz Więzienia pojawil się na hologramie.

- Nie można wejść głównymi dzwiami, nie mamy wystarczająco materiałów wybuchowych do wysadzenia. Ktoś może jednak zakraść się przez wentylację - zaproponował Komandor.

- Brzmi jak misja samobójcza... wchodzę w to - westchnął Jacob.

- Potrzeba nam eksperta od techniki - wyśmiał go Altair.

- Ja tu decyduję! - warknął Shepard. - Jacob, zgłaszałeś się to masz. Idziesz przez wentylację. Reszta podzieli się na dwie drużyny i przejdzie dwoma ściażkami.

- Zgłaszam się na dowódcę drugiej drużyny - rzekł Altair.

- Większość z nas nawet cię nie zna! - wyśmiał go Garrus.

- Dosyć! Altair jest dobrym dowódcą, będzie dowodził drużyną. Ze mną idzie Aksuki i Thane. Reszta będzie pod wodzą Altaira. Ruszać się.

Dwie drużyny wyszły ze statku, i ruszyły na Więzienie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bogowie

Wiedziałem, że z tym kotem to był zły pomysł... Na szczęście moce posłańca śmierci nie obowiązują, jako powszechne moce boskie.

- Złapać ich i nie pozwolić im uciec- krzyknął do strażników więziennych( oni nie mają materialnych ciał, chociaż mogą i tak atakować).

Oni się zajmą bogami, a teraz... Z ręki Dantego wystrzeliła duchowa ręka unieruchamiając go i wysysając energię( taka umiejętność), która złapała Bajcurusa i przyciągnęła do Dantego( nadal przywiązany).

- Chcesz, żebym zginął, to giń razem ze mną- przeniósł kota na główną linię światła, tak by to na niego wleciała większość.

----------

Mam małe zdziwienie, lecz dobra... Bajcurus zostaje ;]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Dobrze, zdychaj tu, razem ze mną, gnido! - warknął kot, i zwrócił się do bogów - Uciekajcie! Zostawcie mnie tu, i tak nie jestem wart waszej przyjaźni... Wolę zginąć z honorem, stając w obronie przyjaciół. A ty, Dantusiu... GIŃ! - rzekł Bajcurus, i rąbnął Dantego z dyni. Został jednak na linii 'promienia'. Zacisnął wargi, i wyjął z kieszeni sztylet.

- Do widzenia, ślepa Gienia! - zaśmiał się kot, i rozpruł sobie brzuch sztyletem. Zrobił w sobie dziurę, tak, że promień światła wysysającego iskry w większości trafiał Dantego.

- Chyba to się łódka no wodzie, sierściuchu! Nawet patrząc zwykłym chłodnym okiem, Blade jest o wiele cenniejszym... nabytkiem ode mnie. No i skubańca polubiłem! Nie zostawię go tutaj jak psa na stryczku!

Chwycił dwa karabiny, które poleciały w stronę bogów, swoją jedną sprawną ręką.

- Spokojnie, zaraz oddam.

Puścił serię po strażnikach, niestety kule tylko przeleciały wzdłuż nich.

- Ja pitolę... Zapewnijcie mi jakąś krótką osłonę na chwilę!

Podbiega do Blade'a.

- Gdy małym kamyczkiem byłem, zawsze marzyłem żeby być jak Ci z Contry.

Z Blade'a uchodzi reszta życia i duszy, gdy Holzen zaczyna pogrążać się we wspomnieniach.

- No, ale my tu się nie rozczulajmy, tylko działajmy... Za wszystko, Bladzie, za wszystko...!

Jakoś wcisnął część swojej głowy i zużytą rękę między promień czerni, wysysający iskrę z Blade'a. Niestety, z oczywistych względów, sam zaczął ją tracić. Zaczął słaniać się na nogach, tracąc stopniowo pamięć... wrażliwość... myśli... emocje... uczucia... wszystko, czym i kim był.

Zaczął patrzyć pustym wzrokiem umierającego śmiertelnika w otchłań. Jakoś podniósł chybotliwie rękę z dwoma karabinami i pociągnął serię po maszynie, przy okazji zatykają otwór własnym czołem.

Krew zaczęła lecieć z niego całego.

W wielkim bólu ścisnął swoją ledwo sprawną dłonią (z trzema palcami) pozostałą siłą za dłoń Blade'a. Potem uścisk osłabł i "napięcie mięśniowe" (o ile skała może takie mieć) zanikło.

Przytomność umysłu... To mnie cechowało zawsze i wszędzie. Z całej siły odepchnąłem Holzena od promienia, i sam stoczyłem się na ziemię.

- Dzięki, olbrzymie - rzekłem. - wiedziałem, że mogę na tobie polegać. A teraz wstawaj.

Skupiłem moc, i przekazałem ją Holzenowi. Nie mogłem mu wprawdzie dać umiejętności, ale... śmiertelnikowi nie wystarczy dużo, żeby wyzdrowiał. Po krótkiej chwili był jak nowy.

- Strażnicy... żegnam państwa - zaśmiałem się, i zmiotłem ich potężnym pchnięciem mocy. - Herosi są blisko. A teraz prędko, znajdźmy jakąś obszerną salę i tam poczekajmy na herosów!

Otwiera oczy. Patrzy na otoczenie... Wszystko jest ciągle zamglone... Patrzy na siebie... Teraz została mu jedna ręka, tamtą już stracił. Karabiny leżą na ziemi, i rzuca je w stronę bogów. Sam w sumie nie wie dlaczego, bo mają teraz solidne wsparcie boga... Ale coś się zmieniło... Nie widać tego, ale Holzen stracił część siebie, część własnego ja. Jego oczy stały się puste, szare, a wzrok mętny. Mimo, że ciało i psychika były zdrowe, to... coś się zmieniło...

- Tak... Chodźmy... Prowadź...

- Obszerny pokój znajduje się za tym murkiem - powiedziałem. - Jest na spodzie niewielka dziura...

Holzen nie widział co się działo, usłyszał jednak *bam łup krach*.

- Drzwi są już duże - oznajmiłem, i pomogłem wstać Holzenowi. - No, chodź, olbrzymie.

Shepard tymczasem kończył przedzierać sobie drogę.

- Jacob, otwórz drzwi!

Jacob wyskoczył z wentylacji, i zabrał się za drzwi. Otwarte. Obie drużyny weszły i połączyły się ponownie.

- Zamykaj!

- Zacięło się!

Drzwi nie chciały się zamknąć.

- Ogień zaporowy! Teraz! - krzyknął Altair. Jacob złapałza drzwi, i manualnie zaczął je zamykać. Wyjrzał, aby sprawdzić ilu jest wrogów, i...

...kula trafiłą go w głowę. Jacob padł bez życia.

- Nie!

- Nie ma czasu na roztkliwianie się, Shepard, musimy isć dalej! Powiedział Altair.

Shepard przytaknął, i zebrał drużynę.

- Musimy pracować dalej. Ludzie umarli. Użyjcie tego jako nauczki, że każdy musi być stuprocentowo efektywny.

- Znaleźliśmy jeńców! - rzekł Grunt. - Zwykli ludzie. Joker może ich ze sobą zabrać.

- Mordin, odprowadzisz jeńców - zadecydował Komandor.

- Joker, podaj koordynaty spotkania, mam jeńców, odprowadzę i wrócę na Normandię.

- Dalej nie przejdziemy. Pokój wypełniony jest próżnią, tylko nasi wrogowie tam wytrzymują... -zamyślił się Shepard.

- Mogę wytworzyć barierę biotyczną, co pozwoli nam przejść dalej - Zaproponował Thane.

- Dobry pomysł. Podzielimy się na dwie drużyny, druga pójdzie naokoło. Drugą drużyną dowodzić będzie Garrus. Ze mną pójdzie Ten zabawny smok, który niedawno dołączył do mojej drużyny, i Grunt. Jazda.

Ruszyli.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Viser wytężył wzrok. Ciężko widzieć na taką odległość, ale zdawało mu się, że w więzieniu jest jakieś poruszenie. Otworzył się więc i wyjął śpiącego Andrzeja, budząc go przy okazji.

- Andrzeju... Dotarliśmy. Czas wyzwolić naszego boga.

- Naaaaaaa<ziew>reszczie! I... RAZEM!

Powiększył swój rozmiar do rozmiarów takich, że nawet Olifanty to małe pieski. Viser na jego grzbiecie czuł się dowódcą.

Lecz wiedział, że nim nie jest. Nie chciał mieć na sumieniu kolejnych istnień. Wystarczy, że miał ich kilka miliardów.

Andrzej z łoskotem trąbnął w ścianę więzienia i lekko oszołomiony odwrócił się, odpierając ataki co bliższych mobków.

- LEĆ! Ja sobie radę dam! W ostateczności się ukryję!

- Ale...

- LEĆ! Nie chcę zginąć na marne! Czuję, że coś złego dzieje się z Holzenem... LEĆ!

I ruszył wprost, taranując najbliższych i zbierając ostre cięgi.

Gdybym miał więcej takich, podbiłbym cały świat... Dziękuję.

Wskoczył z końcówki grzbietu prosto na mur i zaczął wwiercać się weń. Wkrótce wpadł do jakiegoś tunelu. Zobaczył przez szczeliny w podłodzę ekipę Sheparda. Cicho powiedział:

- Powodzenia...

I ruszył przed siebie.

___________________________________

Aha, moje duchowe uszkodzenie jest tymczasowe... Nie bójta się :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bogowie

Że też wszystko musi się sypać w takiej chwili.

Dante czekał chwilę i to do czego został przyczepiony rozprysło się w drobny mak. Przyciągnął Bajcurusa przed siebie.

- Nie zależy mi na twojej śmierci, więc tylko cię unieruchomię- wyssał całą energię z kota, tak by nie mógł się nawet poruszyć i pozostawił go na ziemi.

Walka już rozgorzała, lepiej wezmę moją kartę przewozową.

Pobiegł w ukryte przejście i zabrał po drodze związanego Tytokusa i Selenę, zamykając za sobą przejście, pobiegł w niewiadomym dla bogów kierunku. Jednak wiedzieli, że jeszcze go spotkają.

W więzieniu rozległ się alarm, teraz nie tylko strażników było pełno, lecz wszyscy najgorsi przestępcy, których nie przenieśli zostali tutaj... W śród nich można znaleźdź Jacka( piątek 13), Hannibala i innych najgorszych ze wszystkich galaktyk. Ich nie obchodziło nic, po prostu zabijali, to co im się nawinęło...

Dante wyrwał sobie kulkę wszczepioną mu przez Bajcurusa.

- Co za hipokryta z tego kota...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Casulono

- Mam się ostrzeliwać z tymi widmami? Zapomnij. Wolę tradycyjny oręż.

Poprawia uścisk na trzonku.

- I masz rację Bajcurusie, o ile jeszcze mnie słyszysz. Nie zasługujesz na jakąkolwiek przyjaźń.

Rusza na najbliższego strażnika, zamach młotem i nic.

- Na cały panteon! To, to, to... Super zabawa.

Casul zaczyna przeskakiwać przez widmo. Sługus Dantego jest co najmniej zakłopotany. W końcu otrząsa się i atakuje Casulona. Pan łyżek paruje atak.

- Mam nadzieję, że nie umiesz latać.

Bóg uderza w podłogę pod nim i robi dziurę na wylot. Widmo spada.

- Materiał z tych widm nadawałby się na... Sam nie wiem. Zasłony? Co ja gadam?

Biega pomiędzy widmami i niszczy podłogę pod nimi. Pojawiają sie więźniowie. Część w szaleńczym pędzie wpada w dziury.

Aksuki

Patrzy na odchodzącą drużynę Sheparda.

- Tylko czwórka? Tam zmieściłaby się co najmniej jedna taka drużyna. A nie... Zaraz... Jego ego zajmuje tyle miejsca. Teraz wszystko jasne

Idzie za Garrusem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

RETROSPEKCJA(przed wejściem do sali z machiną - po pokonaniu potwora przez bogów)

Murulius obserwował walczących bogów. Bez emocji. Ani myślał im pomóc - i tak sami sobie poradzą. Już po sprawie. Teraz liżą rany. Bóg przykucnął i oddychał głęboko. Nagle z ciemnego kąta więzienia wybiegł parszywiec. Murulius chwycił swój pręt. Bez emocji. Uderzył. Bez emocji. Poczwara uniknęła ciosu, po czym rzuciła się na boga. Ten wykonał płynny piruet w tył. Zęby potwora wbiły się w ziemię. Świst prętu. I natychmiast po tym wysoki, przeszywający wrzask zdający się drzeć powietrze na strzępy. Murulius podszedł do nieruchomej, ale jeszcze dychającej poczwary i wbił w nią pręt. Uśmiechną się. Kochał zabijać. Dawało to uczucie władzy nad kimś, siły, potęgi. Dawało to moc. Ogromną, wspaniałą moc. Rozumiał, dlaczego Dante zamknął bogów więzieniu. Rozumiał, dlaczego ich nie zabił, tylko powolutku wykańczał. Dla tego miłego uczucia, gdy się widzi, że ktoś cierpi. I błaga o litość. Śmierć idzie powolutku... coraz bliżej i bliżej, aż w końcu dojdzie. I dokona handlu z zabójcą. Moc za duszę. Murulius chciał być na jego miejscu. Splunął na leżącego parszywca. Kopnął go i poszedł do innych bogów.

Mursilis siedział na pokładzie Normandii. "Ten statek jest wspaniały". - pomyślał - "Taki szybki, cichy i duży. Szkoda, że nie ma tu Muruliusa. Heros był ubrany w szary i wygodny średni pancerz, który dostał od kwatermistrza Normandii. Dokupił także niezłej jakości karabin szturmowy, strzelbę, paczkę granatów oraz 15 medi - żelów. Był gotowy do akcji. Do tego miał jeszcze smoka, który co prawda nie wcisnął się przez mały właz stanowiący wejście na statek, ale będzie leciał obok. Zgodnie z jego obliczeniami powinien przybyć na miejsce, gdzie podobno Dante trzyma bogów jakieś 2 godz. po Normandii, gdyż został wyposażony w system ochronny, który ma mu dać możliwość bezpiecznego przejścia przez przekaźnik masy. Mursilis w wolnych chwilach ćwiczył także (poza strzelaniem i chowaniem się za osłonami ) moc. Panował już nad nią niemal mistrzowsko, lecz i tak pewnie nie dorównałby żadnemu z bogów. A zwłaszcza temu, którego miał pokonać.

_________

Pracuję jeszcze nad postem z odbijaniem mojego boga. Będzie grubo :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bajcurus usłyszał słowa Casula. Takiej rozpaczy jeszcze nigdy nie czuł.

Nie zasługujesz na jakąkolwiek przyjaźń.

Wsparł się, i powstał.

- Myślisz, że to mnie powstrzyma, Dantusiu? Phi!

Rana w brzuchu zasklepiła się.

- Jesteś nikim.

Olał Dantego i podszedł do Lunariona. Wyciągnął rękę.

- Zabiorę cię stąd na Osiedle. - powiedział. - Chodź. Prędko.

Shepard zbliżał się do drzwi. Pole biotyczne słabło, Thane nie miał siły żeby utrzymywać je dalej. Shepard wepchnął Mursilisa przez drzwi i wycofał się za barierę.

- Thane! Grunt! Nie!

Bariera padła, a próżnia pochłonęła obu członków drużyny. Drzwi zostały zamknięte, a z drugiej strony wszedł Garrus i reszta członków drużyny. Garrus słaniał się na nogach. Shepard podszedł do niego.

- Komandor... Ach, padły bariery, za dużo strzelali... No cóż, uratuj świat bez mojej pomocy.. .heh...

Osunął się na ziemię, i umarł.

- Joker! Status Mordina i tych ocalałych! - wkurzył się Shepard.

- Wszyscy na pokładzie... Tylko Mordin został w tyle, żeby reszt amogła wrócić na Normandię. Przykro mi, sir...

- Cholera! - Shepard był wściekły. - To kto został? Ja, Aksuki, Mursilis i Altair? Śwetnie.

Pomyślał chwilę.

- Mursilis, idź i zabierz stąd swojego boga. Drogę masz mniej więcej wolną.

Nie czekając Shepard ruszył w stronę Blade'a i reszty i podbiegł do Blade'a.

- Wiej na Osiedle. Nie będziesz tu siedział i nadstawiał dla nich karku.

- Nie pójdę stąd dopóki wsz...

Nie dokończył, bo Shepard użył teleportera i wysłał Blade'a do siedziby Bractwa.

- Też się cieszę, że cię widzę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bogowie

Selene

Selena budzi się i widzi, że siedzi związana z Tytokusem na jakimś wzgórzu poza więzieniem, a Dante stoi twarzą do dymiącego się częściowo budynku, odwrócony do nich tyłem.

<Rozgląda się półprzytomna, spokojnie wdycha w miarę świeże powietrza. Zaczęła kasłać>

-Ty cholerny s$*&%*$#*$! Wypuść mnie w tej chwili bo cię zdzielę czymś gorszym niż... gaśnica!

Spojrzał jednym okiem w jej kierunku.

- Może byś się tak nie...

Nagle chwycił się za głowę i upadł na kolana, zaczął się miotać, aż wreszcie przestał.

- Przepraszam...

- Dante? Nic ci nie jest?

<Mimo że była na niego strasznie wściekła, zmartwiła się nieco. Dlaczego? Sama tego nie wie>

- Przepraszam... za to wszystko...

Łzy pociekły mu z oczu, choć sam nie wiedział, jak to jest się tak czuć.

- Widziałem każdy mój krok, wszystko co zrobiłem... a przysięgałem, że ci pomogę...

Zakrył twarz swoimi dłońmi.

<Dziewczyna popatrzyła na niego lekko zmieszana>

-Rozwiążesz nas? Nie mam siły by się uwolnić.

<Westchnęła. Nie wiedziała czy może to nie jest kolejne kłamstwo. Ale ten płacz... Selena nigdy nie cierpiała patrzeć jak ktoś płacze>

Podniósł prawą rękę i kajdany opadły, a on nadal był w tej samej pozycji.

- Uderzyłem cię... Zniewoliłem bogów... Jestem potworem i nie mogę tego powstrzymać... co ze mnie za posłaniec...

Łzy nadal leciały mu z oczu, lecz jego twarz wyglądała strasznie neutralnie.

- Dante...

<Dziewczyna wstała, bolały ją kończyny od przebywania przez pare godzin w tej samej pozycji>

- Nie byłeś sobą. W pełni to rozumiem, sama byłam w podobnym stanie.

<Podeszła do niego i przykucając położyła mu rękę na ramieniu>

- Nie... Błagam zostaw mnie w spokoju... jestem tylko ostatnim przebłyskiem i on znowu wróci...

Popatrzył na nią i zobaczyła, że wygląda, jak stary Dante, tylko teraz...

- Chciałem... chciałem...

<Nie usłuchała. Nie mogła zostawić go w tej chwili>

- Walcz z tym. Wiem że to trudne. Ale proszę...

- Jego nie mogę pokonać... to jest tak, jakbym walczył z moim cieniem... Chciałem... ci powiedzieć, że polubiłem cię bardziej niż przyjaciółkę, wiedziałem, że muszę się tego wyzbyć, jednak nie potrafiłem się tego wyzbyć, nawet wiedząc, że ty już kogoś masz... Powinienem żyć bez uczuć, tak jak na początku, lecz nie potrafiłem...

Zamilkł na chwilę.

- On powraca... powoli tracę kontrolę... Przepraszam...

<Słuchała w milczeniu każdego jego słowa. Jej mina wyrażała zatroskanie, następnie smutek. Nie wiedziała co powiedzieć. W ogóle>

-Może i teraz tracisz nad sobą kontrolę, ale...

<Ponownie zaniemówiła>

Popatrzył jej prosto w oczy.

- Jeszcze raz przepraszam i z przykrością cię żegnam...

Pocałował ją w policzek, lecz nie jak by żywił większe uczucie, a jak przyjaciel.

Chwycił się za głowę i przeszedł go okropny ból.

Co chciałeś się pobawić? Już się skończyło... -zły Dante powiedział mu w myślach.

- Przepraszam...- powiedział do Seleny

- Dante?

<Przed oczami dziewczyny zabłysło przez chwilę blade światło. To był nóż diamentowy, uczepiony pasa posłańca. Zanim Selena wstała zwinęła mu szybko ostrze i odsunęła się kawałek. Nie uciekała, nie chciała tego robić. Schowała broń, mając nadzieję że chłopak nic nie zauważył. "Tak na wszelki wypadek" pomyślała>

Arron po chwili kręcenia się wokół więzienia zobaczył Dantego i Selenę na wzgórzu. Dobiegł tam wtedy, gdy Selena się odsunęła od posłańca. Podbiegł do niego.

- Dante?

Dostał cios w brzuch z jednej ręki Dantego i poleciał z nadzwyczajną szybkością, jak na uderzenie, przypadkowo w stronę Seleny.

<Selena nie zdążyła w porę uskoczyć i oberwała Arronem (!), co całkowicie zwaliło ją z nóg. Dziewczyna leżąc na ziemi starała się z siebie zrzucić herosa>

-Osz ty... Arron, złaź ze mnie.

<Crean cały czas śledził herosa, nie zdążył w porę zareagować gdy Dante zaatakował swojego człowieka>

-Ej!

<Zawołał za nim wymachując w lewej dłoni pejczem. Prawą miał w gipsie>

Dante wstał i popatrzył się w stronę Seleny.

- Ty i tak mi nic nie zrobisz, więc zostawiam was tutaj- ruszył w stronę klifu, który prowadził na niziny przy więzieniu.

- Przepraszam...- ostatnie słowa, które wydobyły się z jego ust, przy czym poleciała mu ostatnia łza z oka i zeskoczył na ziemię, poniżej robiąc małe trzęsienie ziemi.

- Tutaj jestem bezsilni bogowie... Czekam na was!!!!- krzyknął z całej siły, tak że wszyscy go usłyszeli.

Tymczasem Arron, ledwo zeszedł z Seleny i upadł na ziemię, po chwili wypluł krew na glebę przed sobą.

<Crean podbiegł do Arrona i pomógł mu wstać. Popatrzył na Selenę przygnębiająco, miał tylko jedną wolną rękę, więc nie mógł jej pomóc. Dziewczyna zebrała się z ziemi i otrzepała, następnie objęła go>

-Arronie, masz jakiś plan wyzwolenia bogów?

<Zapytał chłopak cały czas ignorując Selenę>

Wypluł więcej krwi.

- Ja niezbyt... lecz Shepard już zaczął działać- wskazał dymiący się budynek więzienia.

- No to świetnie.

Reszta

Natrafiacie na pomieszczenie ochrony, gdzie znajdujecie wszystkie artefakty i ubrania oraz przycisk wyłączający kolczyki. Wtem słyszycie głos Dantego i wiecie, że znajduje się poza więzieniem.

--------

Tym którym się nudziło i innym daję okazję wyrzycia się, tylko proszę bez wyrywania nóg, rąk i czego kolwiek, jemu po prostu nie da się nic wyrwać, choć można przebijać, ciąć, uderzać, zgniatać itd. Pamiętajcie też, jeśli już atakujecie, by uwzględnić jego umiejętności uników i ataki z kosą. Proszę o troszkę inwencji, a nie bezmyślnej nawalanki xD Aha jeszcze... MA PRZEŻYĆ!!!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Gdzieś tu jest teleport do baru Luckera, twojego znajomego. Idziesz?

<Zapytał Crean. Jego głos wyrażał bezinteresowność.>

-Zaczekaj chwilę. Tytokus...

<Crean westchnął. Podszedł do nieprzytomnego chłopaka i wziął go pod ramię, następnie zaczął iść w stronę rzekomego teleportu. Selena natomiast podtrzymywała Arrona, który nie dość że był bardzo słaby, to jeszcze pluł krwią. Ruszyli powolnym krokiem za herosem>

-W takim tempie dojdziemy tam za rok...

-Co ci się stało w rękę? Złamana?

-Nic poważnego. A cóż się stało z twoją boskością?

-Nic poważnego. Taką mnie już znasz.

<Zamilkli i ruszyli dalej w stronę teleportu>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy Shepard "rozmawia" z Bladem, Aksuki dopada Casula.

- Nareszcie! Jesteś!

- Aksuki! Jak miło cię widziec. Skąd wiesz, że ten blaszak to ja.

- Po prostu czuję. Chodź. Niedaleko widziałam pokój z twoimi rzeczami.

- Prowadź.

Razem biegną do pomieszczenia ochrony. Casul ogląda swój ekwipunek.

- Czemu się tak na to gapisz?

- Bo nie mogę tego założyc.

- Co? A... Dobra... To powinno załatwic sprawę.

Heroska wciska przycisk od kolczyków. Casulonowi od razu zrobiło się lepiej. Platynowy pancerz zaczyna drżec, schodzi z wieszaka.

- Czuję się jak nowo narodzony.

Bierze resztę rzeczy i falą łyżek robi ogromną dziurę w pomieszczeniu. Następnie tworzy kościaną platformę, wskakuje na nią i pomaga wejśc Aksuki. Wylatują przez wyrwę.

- Co teraz?

- Poczekamy na rozwój wydarzeń.

- CO?! Nie chcesz walczy z Dantem?

- Później. A wiesz czemu? Bo to jest tak: precyzyjnie ustawisz się, poślesz w stronę wroga pocisk/kulę/energii/inną rzecz, a wtem wpada jakiś niewyżyty bóg i rzuca obiektem o ścianę i zaczyna go okładac bez opamiętania. Potem sam zaczyna obrywac i ktoś go musi ratowac. I tak twój plan, dopracowany w najmniejszych detalach, staje się bezużyteczny.

- OK, jak sobie chcesz.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czarnoksiężnik pędzi przed siebie, wyczuwając, że w więzieniu coś się stało, a bogowie zaraz odzyskają moc. "Jeśli odzyskają moc...To nici z mego planu...Szybciej...SMOKU!". Wskakuje na bestię, wznosi się ponad więzienie i przebija przez mury. Otrzepuje się z kurzu. No, biuro ochrony.

Tymczasem Wybuchass przebijając się i unikając cudem śmierci trafił razem z innymi do tego samego pokoju. Zatrzymał się, widząc lufę platynoweo pistoletu.

- Witaj, Czarnoksiężniku. Dzięki, za przybycie z odsieczą. Odblokujesz teraz nasze moce.

- Wpierw cię zabiję. Za dlugo siedziałeś na tronie strachu. Żegnaj.

- Nie zabijesz innych?

- Tu jest tylko 12 pocisków. Nie mam zamiaru ryzykować. Wystarczy twa śmierć, i mam twą moc.

- Ej, pamiętasz może ten głos z wodospadu? Ten, który kazał ci przyznać się do szczątkowej zdolności do litości?

- Skąd...Zaraz. Khabumuss, tak? On go pilnuje?

- Zastępował kumpla, Aquosa. Strzelasz?

Spod kaptura wydobywa się syk. Pistolet przechodzi w dłoń Pana Strachu.

- Wybacz, Władco.

- Wybaczam. Czas na Strach.

Naciska guzikz podpisem "Wybuchass". Czuje moc, przepływającą przez jego ciało. Rany się zaklepiają, galaktyki drżą, na dziesiątki swiatów padają plagi: wojny, strach, przerażenie. Potępieńcy w piekłach zaczynają wrzeszczeć jeszcze silniej, ogarnia ich gigabtyczby strach. Resztka więźniów, którzy mogli przeżyć, popełnia samobójstwo, by nie trafić w jego ręce. Jego włosy zaczynają płonąć, skóra, mięśnie schodzą. Otrzymał nowe wcielenie.

- Doskonale...jeszcze kilka stopni i osiągnę doskonałość Casulona, a następnie...HAHAHAHAAHAH!

Załóżmy, że każdy miał oddzielny guzik, ok?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tytokus budzi się z nieprzytomności, akurat podczas rozmowy Seleny z Dantem. Słuchał, z rosnącą wściekłością. Ból całego ciała zaczyna ustępować przed żądzą krwi i mordu. Jego nie poruszały ni łzy, ni wytłumaczenia. Gdy rozmowa się zakończyła, Crean chwycił go, ale Tytokus wyrwał się mu, z niemałym trudem. Udało mu się dorwać Dantego, jeszcze przed zeskoczeniem na dolną półkę. Z zaskoczenia uderzył boga w głowę i włożył w to całą siłę jako posiadał. Mimo, że był śmiertelnikiem, tak załamany i pragnący śmierci Bóg czuł jego ciosy. Zaskoczony Dante upadł, a Tytokus wziął rozmach i kopnął go w twarz. Poleciała strużka szkarłatno-czarnej krwi, która oblała Tytokusowi nogi. Usłyszał chrzęst łamanego nosa. O to mu chodziło. Splunął obok Dantego.

- Myślałeś gnojku, że się wykpisz?

Kop pod żebro.

- Myliłeś się!

But uderzył w policzek Dantego.

- Nie wybaczę Ci tego. Nie wykpisz mi się tu żadnym opętaniem.

Kopnął jeszcze raz, z rozmachu, tym razem w rękę. Jego zamiar nie powiódł się, nie złamał mu jej. Cofnął się i bezceremonialnie pomógł Selenie nieść Arrona, nie mówiąc ani jednego słowa.

-------------

Shaker, zmanipulowałem tobą całkiem sporo, ale chyba się nie obrazisz. :cool: Jakby co to zmienię.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie - odpowiedział Bajcurusowi. - Nie teraz. Nie bez całej reszty. Nie opuszczę ich w takim momencie. Idź kocie. Wiem, że to co robiłeś było dla naszego dobra, ale teraz opuść nas. Pogadamy o wszystkim kiedy skończymy z tym, kto jest tego wszystkiego winien.

Pobiegł za resztą i natrafił na pomieszczenie ochrony. Szybko się rozejrzał i znalazł Wielki Niechroniony Czerwony Przycisk dezaktywujący kolczyki. Szybko go nacisnął i poczuł to znajome uczucie. Moc rozlewająca się po ciele i umyśle, świadomość rozszerzająca się poza granice pętające śmiertelników, wiara setek tysięcy spływająca do niego i karmiąca jak mleko matki. Lubił to. Bycie śmiertelnikiem pomimo okoliczności nie było aż takie złe, ale boskość jednak jest lepsza.

- Chodźmy. Teraz to Dante powinien czuć się zagrożony.

Zdjął kolczyk i zmiażdżył go na proszek zaciskając pięść, zebrał też ze sobą artefakty. O tak, teraz pora się odegrać. Ruszył w stronę, z której wyczuwał Dantego. Nie przejmował się ścianami, te po prostu rozwierały się przed nim jak zrobione z mokrej gliny. Nie przejmował się wysokością, bo szedł w powietrzu. Nie przejmował się przeciwnikiem, bo był wściekły. Wściekły jak mało kiedy w swoim życiu. Ciężko mu było nawet utrzymywać swoją ludzką formę i nie rozpłynąć się w wirze pierwotnego chaosu i boskich energii. Wyszedł z więzienia zostawiając za sobą więźniów zabitych samą wolą. Dante czekał. Słyszał jak woła go i wzywa do walki.

- Jak sobie życzysz.

Zniknął i pojawił się za wrogiem. Ten wyczuł to i uniknął pchnięcia włócznią wymierzonego w okolice serca. Chwycił ją i zakręcił wyrzucając Lunariona w stronę klifu. Ten wbił się w niego głęboko. Po chwili jednak pęknięcia tym wywołane poszerzyły się, a w końcu wielkie kawały skał oderwały się od klifu i poleciały w stronę Dantego odsłaniając spokojnie wiszącego w powietrzy Lunariona. Posłaniec zręcznie uniknął wszystkich głazów i w odwecie zaatakował kosą przecinając przestrzeń między sobą i przeciwnikiem, wymazując ją z egzystencji. Skróciło to dystans między nimi (nicość natychmiast została uzupełniona pobliską przestrzenią) i pozwoliło Dantemu wymierzyć potężny cios pięścią w twarz Lunariona. Szybki obrót pozwalający nie tylko uniknąć uderzenie, ale również wyprowadzić błyskawiczny kontratak kopem w skroń. Dante tym razem nie zdołał uniknąć, kopniak odrzucił go i wbił w ziemię. W tym samym czasie przybył Allimir i reszta herosów. Zauważył on walkę i ruszył swemu panu na pomoc. Wiedział, że sam przeciwko bogu nie ma zbytnich szans, ale i tak mógł nieco pomóc.

- Czwarta Mądrość, Wzór Morstala, Morstala Kata: Zapłatą za zdradę jest śmierć!

Wypowiadając te słowa otoczyła go warstwa zielonych płomieni i rzucił się na Dantego. Wbił go jeszcze mocniej w ziemię, zadał serię ciosów prosto w żołądek, chwycił za nogę i obracając się jak przy rzucie młotem wystrzelił go wysoko w powietrze. Lunarion tylko na to czekał. Przyszykował włócznię i pokrył ją swoją mocą. Rzucił ją w końcu w stronę widzącego w powietrzu przeciwnika. Ogromny, rozpędzony pocisk ze srebrnego światła. Dante próbował jeszcze coś zrobić, otoczył się zasłoną z cieni, ale to nic nie dało. Włócznia przebiła się przez nią i przez jego pierś. Żył jeszcze (o ile można mówić w jego przypadku o życiu), ale już na pewno o wiele mnie dzieliło go od ostatecznej śmierci.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czuł się... tak dobrze... Zmienił swój ciężar i upadł na ziemię z taką siłą, że wszystko wokół zmiotło z powierzchni przez falę uderzeniową. (to było dosyć daleko od więzienia)

Wszystko przykrywał kurz i po chwili można było ujrzeć Dantego wyłaniającego się z unoszącego się wokół pyłu.

- To ma być wszystko, co umiesz?- zapytał się

Nastawił sobie głowę i spojrzał na rany.

Jajco, a nie rany...Użył alchemi i wypełnił sobie, to co mu ubyło, biomasą. Wziął kosę do ręki i jej segmęty zrobiły się luźne, tak że mogła się rozciągać. Uniósł się w powietrze, tak jak Lunarion.

- Na więcej cię nie stać?

Miał taki szyderczy uśmiech twarzy, a wyglądał, tak, że nie powinien stać na nogach, a jednak postawa sugerowała jakby mu sił przybyło.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Vanasayo przebiła się do pokoju z przyciskami i wcisnęła ten odpowiadający za kolczyk Abyssala.

Abyssal zdjął kolczyk i rzucił go na ziemię. Wypowiedział jedno słowo i całe jego wyposażenie znowu się na nim pojawiło. Ponowie poczuł na swych barkach ciężar wieczności, raz jeszcze zobaczył kruchość, niedoskonałość całego Uniwersum, znowu zobaczył Pustkę czekającą za cienką zasłoną by zgubić Wszechświat i usłyszał jej cichą, smutną i piękną melodię. Przez jego duszę przepływała cała korozja, rozkład i entropia Wszechrzeczy. Nagle całe więzienie przykrył obłok szarej mgły. Zdawała się ona dławić, dusić wszystko. Dźwięki cichły, światło blakło, ruch zwalniał. Więźniowie ginęli z rąk nienazwanych istot, które przybyły spoza granic świadomości. Abyssal wolnym krokiem szedł w kierunku Dantego, a ściany kruszały od jego gniewu.

Wreszcie doszedł i zobaczył Dantego unoszącego się w powietrzu z kpiącym uśmiechem.

-Dante, Posłańcze Śmierci. Chciałeś zyskać nieśmiertelność, postępując wbrew swojemu własnemu patronatowi i Śmierć wyrzekła się ciebie, zostawiła, byś cierpiał od naszego gniewu. Chciałeś uzurpować Moderatusa, postępując wbrew porządkowi Wszechrzeczy i nasz Wszechojciec skazał cię na potępienie, byś stanowił przykład dla innych. Chciałeś i nadal chcesz umknąć końcowi, postępując wbrew mnie, Panowi Przemijania i teraz ja osobiście dokonam tego, czego inni nie mogą. Mój pancerz i moja broń są wykute ze zniszczonych, zagubionych dusz. One mogą zranić to, co niematerialne - patrzy kątem oka na Casulona - i one cię zniszczą.

Nagle twarze na mieczy Abyssala zaczynają przeraźliwie krzyczeć. Chwilę potem rozpływa się na chmurę wściekłych dusz, które dopadają Dantego i próbują rozerwać jego ducha na strzępy. Tymczasem Abyssal używa Animy* na maszynie do wydzierania Iskier, która ożywa i rzuca się na Dantego.

-----------------------------------

*Artefakt.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Tego jeszcze nie było, żeby dusze się na mnie rzucały- nie uciekał tylko te które się nie powstrzymały za szybko wchłonął do siebie i zyskał więcej siły...

- A o tym nie wiedziałeś bożku pustki? Ja nie tylko transportuję dusze w zaświaty, ja też je wchłaniam*, lecz to nie dałoby mi waszych iskier... Szkoda, a strasznie niedoskonała ta metoda...

Patrzy na dreptającą maszynę do wydzierania Iskier.

- Żart?

Splunął na nią i maszyna została rozgnieciona śliną o wadze wieżowca.

--------

*- zachaczyłem ten wątek w kłeście Jamesa, gdy biliśmy się z myślącymi roślinami. Dlatego mówię, bo nie chcę mu wporwadzać żadnych nowych mocy, tylko to co ma w tej chwili.

PS. Dziś miałem luz, lecz jutro... Wszyscy w domu... Mam pecha ale i tak zakończymy to, a wtedy macie wolne i następny kłeścik.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...