Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Radyan

[Free] Free Sesja

Polecane posty

-Rozumiem , że ich znasz i takie tam inne duperele ... rozumiem , że Ciebie wpuszczą i , ze postarasz się o zezwolenie dla nas , ale sądze , że lepiej by było najpierwsz rozejrzeć się po tych kanałach w celu poznania przynajmniej ich części. Możliwe , że znajdziemy stare budynki z drugiego milenium tak jak tamten dworzec. -

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przez chwilę stoję bez ruchu, przypominając sobie rozkład pomieszczeń w tym wszelako zawikłanym kompleksie. Po chwili szybkim, lecz sprawiającym wrażenie spokojnego krokiem udaję się do jednej z wewnętrznych sal. W małym pomieszczeniu wyglądającym jak szatnia przebieram sie w habit i wchodzę do części wewnętrznej. Nie wygląda ona tak jak zewnętrzna - ogromne coś na kształt parku, pod wielką, szklaną kopułą. Spokojnie kieruję się do centrum, gdzie widać windę. Przy owej maszynerii stoi dwóch strażników - wyraźnie smęczeni. Szybko wymieniam z nimi parę słów po czym zjeżdżam windą 2 piętra niżej. Przy wyjściu znów okazuję dokumenty i przechodze dalej. Z ulgą wypuszczam powietrze, gdy przede mną widzę zarys swego apartamentu - w końcu każdy z wyżej położonych członków musi gdzieś mieszkać... Wprowadzam kod i wchodze do obszernego salonu. Uruchamiam komputer, po czym przez długą chwilę studiuję opis operacji w metrze. Wsztstko było dokładnie zaplanowane, ktoś musiał zdradzić, bo normalnie antyterroryści nie przybyliby tak szybko. Ha! Piszą też o grupce obywateli, którzy ocaleli i uciekli... Hehe... "grupa ta, zapewne składająca się z przypadkowych osób, unieszkodliwiła pół brygady antyterrorystów - z analizy policji, którą znamy dzięki naszym wtyczką w tym organie ścigania, zastawili na komandosów pułapkę, któr pozbawiła życia 6, a zraniła 4 antyterrorystów". ja pier***ę... " Została rozpoczęta akcja wysledzenia owej grupy oraz zlikwidowania - wszyscy jej członkowie widzieli, kto przeprowadził akcje w metrze. Podejrzewamy również, że wśród nich przebywa zbiegły robot, poszukiwany przez orgny ścigania"

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

pchnijmy tę sesję do przodu 8)

- Tak, twoją opinię już znam. Co z resztą?-wszyscy od dłuższego czasu milczą.-Rozumiem, że wszystko wam jedno... Więc najpierw pójdziemy do jakiegoś lekarza, później trochę się zabawimy. Za mną!-Niespecjalnie się oglądam, na to czy idą za mną, trochę mnie denerwuje ich ciągłe milczenie. Na tyle szybkim krokiem, na ile pozwala boląca noga, zmierzam do największego tu szpitala, mijam przesuwane drzwi, przez szerokie i jasne korytarze kieruję się aż do znajomego pokoju o drzwiach elegancko obitych jakimś skóropodobnym materiałem. Wpadam do srodka niemalże bez pytania. Elegancki i przystojny brunet, siedzący za biurkiem i inwigilujący jakieś papierki, spogląda na mnie zza okularów bez oprawek, po czym glębokim głosem z lekką nutką uśmiechu pyta, co mnie tu sprowadza. Po krótce objaśniam mu sprawę, po czym kiwam ręką na drużynę zgromadzoną za drzwiami. W czasie, gdy oni wchodzą, zdejmuję but, aby szybko pokazać facetowi moją rozwaloną nogę. Reszcie doradzam to samo. Mój przyjaciel wciska mały guziczek, i już po chwili w pokoju znajduje się sztab lekarzy, gotowych do opatrzenia naszych ran.

- Masz szczęście, a może niebywałą siłę, że udało ci się dojść tu. Masz rozwalone całe ścięgno. Będziemy musieli wszczepić ci nowe. MOże uda się trochę naciągnąć protokół, to wymienimy ci wszystkie :wink: Twoim przyjaciołom też możemy coś wmontować-spogląda na grupkę posiniaczonych i ukrwawionych uciekinierów-nawet zaraz.

-Dzięki, zastanowię się nad tym. Nie wiem, co o tym pomyślą inni.... Narazie chcemy jakoś prowizorycznie sią zaleczyć, za dwie godziny z hakiem mamy spotkanie ze starym Kwikiem.

-Nie ma sprawy.

Po tym, jak czule zaopiekowano się nami w szpitalu, należałoby mniemać, że coś tu się zmieniło... To teraz do knajpy. Prowadzę już szybciej ulicami miasta, aż do niewielkiego, aczkolwiek ładnego budynku pod szyldem TeeTown. Wnętrze jest bardzo ładnie urządzone. Po chwili zjawia się kelner.

-Czego sobie państwo życzą?

-Dla mnie specjalność szefa kuchni i Irish Cream. Co dla was?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podchodzę do jednego z lekarzy, tego, który nas przywitał, odciagam go na bok i mówię, rozglądając się czujnie dookoła, czy nikt nie słucha... " Proszę pana... ja jestem cyborgiem, a nie człowiekiem... czy mogłabym mieć nadzieję na to, że znajdzie się tutaj ktoś, kto mógłby mnie...wyleczyć? Na ramieniu mam zdarty kawałek skóry i zerwane dwa połączenia... i czy mogłabym liczyć na dyskrecję? lekarz przez chwilę mierzy mnie wzrokiem, po czym uśmiecha się szczerze "Heh, technika nigdy nie przestanie mnie fascynować...w życiu bym się nie domyślił, że może pani...nie być człowiekiem... Myślę, że coś się znajdzie... chociaż to potrwa trochę czasu... na razie niech pani sobie pozwiedza nasze miasto, bo widzę, że jest tu pani nowa...a ja czegoś poszukam, dobrze? Jeszcze tylko sprawdzę głębokość... rany... ojej, to nie wygląda dobrze, lepiej niech pani nie rusza tą ręką."Lekarz kończy mówić, wyciąga chustkę z kieszeni i obwiązuje mi nią rękę, uśmiechając się. Dziękuję mu bardzo po czym obiecuję wrócić niedługo, po czym akurat trafiam na moment, kiedy ruda kobieta wyprowadza wszystkich. Dołączam się do nich, a w sklepie przez chwilę również chcę poprosić o Irish Cream, mimo, że nie muszę jeść ani pić, ale przypominam sobie, że nie mam żadnych pieniędzy, i pytam się o wodę...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- O napewno... Jeszcze mi tylko wszepow brakuje do szczescia - mowie z usmiechem do lekarza. Przy tej grupce wygladam dziwnie, bo poza malym siniakiem jestem nienaruszony. Uwaznie przygladam sie celowi, ale w ten sposob by nie mogla niczego podejrzewac. Innymi slowy siedze sobie, czekam az wszyscy zostana opatrzeni i patrze na nia niby od niechcenia. Co ta mldziutka dzieweczka mogla zrobic korpracji, ze chca za nia tyle kasy? Wylacznie zywa. I do tego wysoce niebezpieczna. Coz napewno na taka nie wyglada...

Po dluzszej chwili zostalismy zaprowadzeni do restauracji. Kazdy zamowil sobie cos do jedzenia i picia. Mniej wiecej w polowie posilku rozpoczynam rozmowe. Zwracam sie do kobiety ktoranas tu przyprowadzila.

- Czas najwyzszy wyjasnic sobie pare spraw. Po pierwsze nie mam zamiaru marnowac czasu na siedzenie tutaj. Moze i wy jestescie scigani, ale ja mam na powierzchni spokoj i szerokie plecy. Wiec o ile nie jestem waszym wiezniem, a jak dotad nic na to nie wskazuje, daj mi jakis plan jak sie stad wydostac i przepustke zeby mnie nie rozstrzelali za pierwszym zakretem. Pamietajcie ze najprawdopodobniej uratowalem wam zycie, wlasciwie zupelnie bezinteresownie. Przypadkiem wpadliscie w niezle [beeep]. A paru osobom zalezy na tym zeby wydobyc z tego szamba jakas prawde. Tak czy siak trzymajac mnie tu nie pomagacie ani mi ani sobie. - Wszystko to mowie spokojnym i rzeczowym tonem. Nie chce wzbudzic ich podejrzen czy zwiekszyc nieufnosci. Po chwili nachodzi mnie refleksja ze wlasciwie nie wiem po co to robie. Zostajac tu bede mial na oku ta dziewczyne, a jak odejde to bede mogl zaczynac poszukiwania od poczatku. Ale z jakiegos powodu mam ochote im pomoc. Jednak nic nie zrobie siedzac tutaj. A moze...

- A moze ktos chcialby isc ze mna? Obiecuje ze nikt nie zostanie aresztowany, a w miare mzliwosci sprobuje takze zapobiec zastrzeleniu. Poza tym jesli zrobi sie bardzo goraca mozemy zwiac na orbite. Mam wlasny transport. - Patrze na twarze wszystkich po kolei i czekam na odpowiedz.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Heh... Powiedzmy tak- moim więźniem nie jesteś, ale jesteś więźniem pewnego sekretu. Wiesz o co chodzi. A wydostać się stąd dokądkolwiek nie jest problemem. I nie trzeba się narażać, ani ryzykować, że tobie nie uda się kogoś ochronić przed strzałem w tył głowy. Mnie interesuje propozycja tego lekarza. Jeśli dogadasz się ze Starym Kwikiem, to wtedy proszę bardzo. Wydaje mi się jednak, że jak na gościa, który ledwo sę do nas dołączył, jesteś zbyt pewny siebie. Ty uratowałeś życie nam, OK, ale ja poniekąd uratowałam życie tobie. Zginęlibyśmy w tych kaanałach, gdyby nikt nie wiedział którędy się stąd wydostać. Nawet, gdybyśmy wyszli, zmasakrowaliby i nas i ciebie. A więc jesteśmy kwita. Chcesz, to idź, gdzie chcesz. Ja tutaj czuję się bezpiecznie. Poza tym, musimy spłacić nasz dług. Niestety.-odpowiadam, a później zwracam się do dziewczyny, która zamówiła tylko wodę- Masz pełno kasy, nie martw się, korzystaj. Ich jedzenie jest na prawdę przepyszne :D.

Teraz mam ochotę trochę się zabawić. Piję moje IrishCream, zastanawiam się troszkę, jak ta cała banda wypadnie przed Starym Kwikiem. Za chwilę będę musiała ich tam zaprowadzić, zobaczymy, co będzie. Na razie niech się pokrzepią...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wzruszam ramionami.

- Skoro tak to wyglada... Niemniej mi tam na gorze tyle nie grzi co wam, wiec zwijam sie stad przy pierwszej okazji.

Przestaje zajmowac sie rozmowa, a zaczynam jedzeniem, ktore wlasnie przyniesiono. W sumie poza ta tandetna kawa nie mialem nic w ustach od dlugiego czasu. Stare przyzwyczajenie spowodowalo ze siedze teraz plecami do sciany a twaza do drzwi i przygladam sie wchodzacym. Nagle dzwi otwozyly sie, przez chwile pozostawaly otwarte po czym same sie zamknely. Nikt jednak nie wszedl do srodka. Nikt nie zwrocil na to uwaagi ale ja wyczulem ze dzieje sie cos dziwnego. I nagle pamiec podsunela mi jednoczesnie kilkanascie obrazow. Stara Ziemia w czasieostatniej mojej wizyty. Polowanie na szefa groznego gangu, za ktorego wyznaczono pare milionow. Byl otoczony osobista gwardia. Lecz nim wkroczylem wszyscy ochroniaze zaczeli padac jak muchy. Prawdziwa masakra. Potem poznalem tego czlowieka. Ghosta. Ubrany w lekka zbroje zakrywajaca jednak kazdy cal ciala. Z goglami pozwalajacymi widziec w podczerwieni, ultrafiolecie i w calkowitych ciemnosciach. I przede wszystkim super nowoczesny system maskujacy. wtedy "wspolpracowalismy". To znaczy on wywolal strzelanine w wytwornej restauracji na satcji ksiezycowej "Moon Project". Zginelo 21 cywilow. Potem byla sprawa gowniaza, ktory uciekajac przed gildia ukryl sie w szkole. Ghost postanowil wkroczyc tam, jak zwykle zabijajac wszystko po drodze. Musialem go powstrzymac i omal nie przyplacilem tego zyciem. Potem przypomnialem sobie wydazenia ostatnich kilkunastu godzin. Statek kosmiczny "przypadkiem" wchodzacy do ukladu slonecznego tym samym wektorem co moj. Kelnerka w kawiarni, ktora przysunela wszystkie krzesla, a mimo to gdy szedlem ratowac ta grupke jedno bylo odsuniete. Wreszciecaly dzien uczucie ze ktos mnie obserwuje. To ten dran skusil sie na wysoka nagrode za dowiezieni dziewczyny... Wstalem i juz mialem krzyknac "dawac mi bron", gdy zimna stal wbila sie od tylu w moje wnetrznosci. Ghost byl maniakiem katan i innej broni bialej. Poczulem silna reke przytrzymujaca mnie przed osunieciem sie. Zobaczylem zdziwione i przerazone twaze pozostalych osob siedzacych przy stole. Uslyszalem bardzo cichy glos przy swoim uch.

- Nie bedzie drugiego liceum, tym razem nie wejdziesz mi w droge.

Wypuscilem powietrze z dziwnym trudem. Poczulem w ustach cieply, gesty plyn. A on mowil dalej.

- Swoja droga powinienes sie bardziej zaintereswac ta blondyneczka. Ja doszedlem do jej przyszleg wlasciciela i wiesz co? To jest cyborg, cholenry robot, ktoremu dali za duzo sztucznej inteligencji i nawial im z labolatorium. Mowil szybko i nadal badzo cicho. Wyraznie chcial napawac sie ta chwila, a jednoczesnie nie stracic elementu zaskoczenia. Poczulem ze mnie puscil i zaczalem spadac. Coraz nizej i nizej. Uslyszalem jeszcze jeden charakterystyczny odglos. Wystrzal z P-EMPa. Osobistego miotacza impulsu elektromagnetycznego. Zdolnego spalic obwody kazdego urzadzenia. A potem pognalem na spotkanie z ciemnoscia...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obserwowałem jak gliniarz, który niedawno się do nasz przyłączył wisi jakby przebity mieczem kilka centymetrów nad ziemią. Usłyszałem nieznany głos jakiejś tajemniczej postaci, która do niego mówiła. Gdy krew zaczęła soczyście la c na podłogę moje myśli jeszcze się zbierały do kupy. Atak z zaskoczenia najwyraźniej się uda, bo policjant po chwili leżał na podłodze tracąc co chwila część swojego zycia. Ktoś z tłumu strzelił z osobistego miotacza impulsu elektromagnetycznego prosto w nieznaną postać. Gdy się obróciłem by zobaczyć kto to mógł byc - nikogo nie zauwazyłem, ponieważ wszyscy ludzie w panice opuszczali lokal. Znów się obróciłem , a tajemniczy nieznajomy powoli się materializował. Widocznie strzał musiał spalić część urządzenia maskującego. Łapię za krzesło i rzucam w niego w celu sprawdzenia pancerza -rozwaliło się dosłownie do samych drzazg. Tylko spowodowałem lekkie zachwianie przeiwnika. W niewiarygodnie szybkim czasie stał już naprzeciwko mnie łapiąc na kołnierz, chyba postanowił zatwić mnie efektownie więc rzucił mną o ścianę. Chyba mam fuksa, co prawda zabolało, ale bez problemu przebiłem się na drugą stronę. Żeby z nim wygrać potrzebował bym broni.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy siedzę spokojnie przy stoliku, z resztą towarzyszy, i zauważam wszystko, co sie dzieje, chcę się już zerwać do pomocy mężczyźnie-jeńcowi - jednak w jednej sekundzie, gdy zrywam sie do powstania, tuż przed twarzą przelatuje mi pocisk z jakiejś broni, który miał trafić we mnie, jednak jakimś cudem chybił... zszokowana, odruchowo idę wzrokiem w miejsce, gdzie trafił, i zauważam nagle pojawiającego sie mężyczyznę w dziwnym pancerzu, który teraz oplatają delikatne wyładowania elektryczne, te same, które zapewne spaliły całe jego obwody... Dzięki szkowi, który w mechanicznym ciele nie powinien być dla mnie możliwy, w ułamku sekundy udaje mi się złożyć wszystko w calość- ten pocisk miał trafić we mnie i mnie wyłączyć, jednak cudem chybił..a cuda są zbyt rzadkie, aby je marnować- w związku z czym szybko wskakuję pod stół, przy okazji próbując dojrzeć, kto strzelał, i uniknąć następnych pocisków... i rzeczywiście, widzę jakiegoś mężczyznę w kącie pomieszczenia, który stara się iść przy ścianie, powoli, z wyciągniętą bronią, by nikt go nie zauważył...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"To trwa za długo" mówię sobie w myślach, dyskretnie wyglądam zza rogu i patrzę czy z budynku nie wychodzi popiól...niestety ani śladu po nim "niech to szlag ! i co teraz?". Czekam 10 minut po czym ponownie wychylam się zza rogu, niestety po Popiole ani śladu. "Wybacz przyjacielu ale nie moge, aż tak ryzykowac", podchodzę do motocyklu poioła i odpalam go. Z piskiem opon ruszam przed siebie, przez chwilę przemykam wąskimi zaśmieconymi alejkami po czym wyjeżdżam na ulicę.

"I co ja mam do cholery zrobić ? Nie wiem co sie stlao z popiołem a tmy bardziej z resztą ludzi, ktorych poznałem w tych jakże dziwnych okolicznościach". Postanawiam wrócić do miejsca w ktorym ostatni raz byliśmy całą grupą, gdy już jestme na miejscu parkuje motocykl i ostrożnie zbliżam się do budynku, w pobliżu kręcą się gliny, większosć z nich to opaśli pochłaniacze pączków z inteligencją niewiele większa od muchy. Przekradam się do drzwi budynku i pukam, lecz drzwi się nie otwierają. Postanawiam znaelżć inne wejscie do środka. Biegnę na tyyl budynku, znajduję się w jakiejś ciasnej uliczce zaalonej stertami śmieci, skupiam swoją uwage na klatce przeciwpożarowej. Wdrapuje się na nią i wchodze do budynku przez okno, schodze po schodach na dół i po chwili znajduje się w pokoju gdzie ostatni raz widizałem cala grupę...ale co to w podłodze jest calkiem spora dziura. Przez chwię sie zastanawiam co mam zrobić, postanawiam wejśc do środka. Ostrożnie opuszczam sie na dół i znajduje się w jakiś kanałach...po chwli przychodzi olsienie "A niech mnie czyżby się udali do podziemnego miasta ? Mam tu kilku stalych klientów na dostawy broni może oni bedą coś wiedzieć". nie zastanawiajac sie dłużej ruszam przed siebie w kierunku miasta. Po dłuższej wędrówce w końcu jestem na nieco zdewastowanych ulicach podziemnego królestwa. Nieco zgłodnialem, musze coś zjeśc z tego co pamietam to w "TeeTown" dawali niezle żarcie. Spokojnym krokiem idę w stronę knajpy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze przez kwadrans myszkuję po sieci organizacji, po czym chowam wszystkie wydrukowane informacje do walizki i zabieram się za wyłączenie komputera, gdy na ekranie satelitarnej mapki błyska punkcić mojego motoru... poruszającego się. Na chwilę zawierz w ludzka uczciwość... Wstaję i podchodzę do biórka. Naciskam przycisk, wysuwa się szuflada. Zamykam oczy pod naporem wspomnień. Potrząsam głową, lekko drżącą ręką sięgam po zawartość wyścielonej czarnym materiałem szuflady. Powoli, z namaszczeniem wyjmuję dwa magazynki bezłuskowej amunicji rozszczepiającej - w każdym 10 sztuk tej "nieistniejącej" amunicji... Nabijam oba pistolety, sprawdzam osprzęt. Nigdy nie myślałem, że będe musił do tego wrócić... Znów potrząsam głową, nakładam pozornie skórzane rękawiczki bez palców - w materiale ukryte są pomniejsze wszczepy, bardzo przydatne podczas strzelania i walki. Jeszcze tylko soczewki... Szybkim krokiem wychodzę z pomieszczenia, potem z budynku. Z ogólno dostepnego parkingu biorę ścigacz - o niebo szybszy od mego poczciwego crossa... Pozostawiam kartę identyfikacyjną w czytniku i o chwili mknę już po ulicach, śledząc Ramireza na ekraniku satelitarnej mapy. Z powrotem przy tym budynku... Z łatwością wchodzę przez okno, tak jak i Ramirez - mapka jest niezwykle szczegółowa. Złodziejaszek zbiera się do zejścia dziurą w podłodze... Błyskawicznie wyciągam oba pistolety - jednym mierzę w tył głowy, drugim w ramię - w okolice tętnicy. - Ładnie to tak zostawić znajomego bez środka lokomocji? - pytam głośno, zanim ten skoczy. Czuję znajome mrowienie w dłoniach i przedramionach - wszczepy dzałają, przyśpieszając reakcję i zmniejszając drżenie rąk. Podchodzę wolno, na bezpieczna odległość. Jeśli Ramirez skoczy, dosakuje do otworu i skaczę za nim - soczewki zapewniają doskonałe widzenie w ciemnościach, nie ma co liczyć na efekt zaskoczenia...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jestem zaskoczony sytuacją, rozglądam się nerwowo na wszystkie strony, by jak najlepiej objąc wzrokiem i myślami stuacje. Nagle skorzyłem fakty z ataku zamaskowanych postaci. Oni też zaatakowali z zaskoczenia i chyba czegoś szukali. Mój wzrok zatrzymuje się na kobiecie-cyborgu. Więc to przez nią wszyscy jesteśmy w tym bagnie, ranni i zmęczenie. Przez chwile czuje fale gniewu, ale ona ustępuje gdy odkrywam, że to nie jej wina, jest tylko nie winną ofiarą, ale musi miec w sobie coś więcej... Trzeba ICH zlikwidować.Hej, koledzy on i jego ewentualni kumple chyba mają coś wspólnego z kapturnikami z metra. Albo uciekami albo walczymy-zwracam się do wszystkich i pytamMamy jeszcze te pistolety plazmowe?!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Heh, kolejny baran, który nie zna tutejszych zwyczajów...

Siedzę sobie spokojnie, zadowolona, kończąc prawie zimny IrishCream. Wkoło mnie wybucha spore zamieszanie, ludzie uciekają z knajpy, a przy moim stole siedzą jak sparaliżowani. Cichy syk wydobywający się z podobnych do zraszaczy, tyle że umieszczonych w podłodze urządzen wcale mnie nie dziwi. Za to reszta... Wygladją na lekko zbitych z tropu, kiedy nagle chce im się bardzo spać. Facet z ciekawym wyposażeniem pada jak zabity na podłogę. Wszyscy po kolei padają na stół. Tuż przed zaśnięciem widzę, że jedyną osobą, która zdaje się nie być senną jest młoda dziewczyna po drugiej stronie stołu.

Potem jest już tylko ciemność.

Budzę się, nie bardzo zdając sobie sprawę z godziny, jestem jednak pewna, że trafiliśmy do Starego Kwika. Trudno pomylić to miejsce, całe ozdobione bezcennym niemal dziś... drewnem.

Rozglądam się tępo dokoła. Moi towarzysze niedoli leżą na miękkich poduszkach dokoła. Jednak nie ja pierwsza się obudziłam. Dziewczyna, która nie chciała dać się uśpić teraz patrzyła zamyślona w okno...

Szukam gdzieś w pobliżu zegara, i wnioskuję, że do spotkania z gospodarzem mamy jescze trochę czasu. Mam nadzieję, że niedługo wszyscy się obudzą, i że wreszcie ktoś mi wyjaćni dlaczego jakiś niewidzialny ludek goni nas aż tutaj, i jakich jeszcze przeciwnośi możemy się spodziewać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy mam już zeskakiwać do dziury słysze za plecami znajomy głos. Odwracam się i nawet nie spostrzegam kiedy w mój nos uderza lufa pistoletu - niech Cie szlag ! zirytowany mówię półgłosem - Gdzie się podziewałeś przez ten czas ? I do jasnej cholery nie celuj tym we mnie ! z grymasem na twarzy odchylam lufę pistoletu od twarzy, po czym gładzę się po nosie. - No dobra nieważne wskakujmy do tej dziury, prawdopodbnie zaprowadzi nas do podziemnego miasta. Nie czekając na towarzysza wskakuje do środka i idę przed siebie - przydałoby się nieco światła. Odczepiam od shotguna ksenonową latarkę i włanczam ją, snop ostrego rozjasnia wystarczajaco tunel.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powoli otwieram oczy i rozgladam sie po pomieszczeniu. Czuje jednak ze cos mi wybitnie przeszkadza. No tak. System bandazy, rurek, kabelkow skutecznie utrudnia nawet ruchy glowa. Poza tym czuje sie bardzo labo. Dostrzegam czerwony strumien plynacy przez jedna z rurek. Krew. W innej jest szary plyn, prawdopodobnie nanoboty wyspecjalizwane w skladaniu tkanek. W zasadzie powinienem spac, ale w wojsku kazdemu dawali potezny zestaw chemikaliow, ktory prawie uniemozliwia uspienie mnie czymkolwiek, natomiast wzmacnia dzialanie srodkow przeciwbolowych. Jezeli napakowali mnie zwykla porcja, nie bede mial czucia przez ladnych pare dni. Dobrze chociaz ze moge patrzec i troche ruszac glowa. Czuje sie bardzo oszolomiony. Po pobieznej ocenie wlasnego stanu zaczalem sie zastanawiac kto mnie przewiercil na wylot. Nagle wszystko wrocilo. Ghost. Kobieta-cyborg. Strzal z P-EMPa. I ten slodki zapach kolyszacy mnie do snu. Probuje sobie przypomniec skad go znam, ale otumanienie nie pozwala mi. Chyba jakis gaz... Nasenny? Mozliwe... Mogli go napuscic, aby zatrzymac panike. Ale Ghost przeszedl ta sama kuracje co ja, tyle ze na lewo. Gdyby jednak cos sie stalo ze zbroja... Byc moze pozostali jakos zmusili go do ucieczki. Systemy samorekonstrujace sie pozwola mu dzialac znowu juz niedlugo. Ile spalem??? Nagle dochodze do przerazajacego wniosku. On zwial i wroci. O ile nie dorwal jeszcze tej blondynki, to teraz to zrobi. Przyjdzie tu, do szpitaal. A ja jestem bezradny.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Zabrałem tój motocykl ponieważ coś zaczelo sie dizac, zaraz po tym jak wyzedłem z tego budynku jedenze strażników dziwnie na mnie patrzyl i rozmawial z kimś przez krótkofalowke. Na dodatek ty urządziłes sobie długa wycieczkę po tym kompleksie tak więc nie mogłem ryzykować. A teraz bądź tak dobry i chodź ze mną lub tu zostan, ja nie mam zamiaruczekać na jakiś cud. Odpycham ręke popioła i schodze do tunelu - idziesz czy nie ?!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Siedzę w spokoju pod oknem, czekając, aż ktokolwiek z moich towarzyszy się obudzi... w myślach wspominam zdarzenia z ostatnich kilku godzin, kiedy to wybuchła awantura w tej małej karczemce- wspominam po kolei, jak wszyscy zasnęli pod wypływem tego dziwnego dymu, który się nagle pojawił; gdy zrozumiałam, co się dzieje, również udawałam, że śpię, i spod lekko tylko przymkniętych oczu obserwowałam, co się działo- jacyć ludzie, przpominający nieco straż tego miejsca przybyli, jednak ci ludzie, którzy nas atakowali już pouciekali... my zostaliśmy za to przeniesieni do szpitala, a przed drzwiami stoi ochroniarz... nagle za oknem widzę jakiś cien przesuwający się przy ścianie...a może mi się tylko wydawało...?... z obeserwacji wyrywa mnie nagle szelest pościeli, i widzę rudowłosą kobietę, która nas tu przyprowadziła, gdy wstaje... podchodzę do niej, patrząc na nią pytająco- może ona, skoro tak dobrze zna to miejsce rozumie, co tu się dzieje...? Chcę ją już o to zapytać, kiedy widzę, że budzi się kolejna osoba- mężczyzna, który został naszym zakładnikiem.. nie wiem czemu, ale poczułam do niego swego rodzaju zaufanie- mimo, że wygląda na wojskowego, to widzę strach w jego oczach, jakby bał się czegoś utracić... podchodzę do niego i podaję mu szklankę z wodą, bo napewno nie czuje się najlepiej, a ludziom chyba woda pomaga...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Tak, wiem, to dość dziwne. Ale skuteczne. Dawka, która powinna powalić nawet żołnierza. Nawiasem mówiąc, mój patent. Facet za barem ma czerwony guziczek, rzadko go używa, ale jest on bardzo pomocny. Od razu zjawia się straż...

Ciężko ranny 'zakładnik' budzi się. Moja rozmówczyni chce mu podać szklankę wody. Łapię ją za rękę.

-On w tej chwili dostaje wszystko, czego mu trzeba, w postaci wzbogaconej krwi. Poważnie uszkodzili mu wnętrzności, woda może mu tylko zaszkodzić. Dobrze, że miał nieśmiertelnik, to poważnie ułatwiło robotę lekarzom-mówię, widząc mikrochip w srebrnej obudowie, połyskujący na jego szyi.-Wiem, to wszystko brzmi dziwnie, bo jest dziwne i niezrozumiałe. Ale tu możemy czuć się bezpiecznie. Nie wiem, kto to był, czego tu szukał, i jak udało mu się tu trafić. Wiem jednak, że za jakies dziesięć, piętnaście minut dowiemy się wszystkiego. To będzie godzina szczerości.-tu usmiecham się pocieszająco. Rozumiem tę dziewczynę. Wiem, jak się czuje. Doskonale pamiętam, jak trafiłam tu po raz pierwszy, w równie dziwnych i nieprzyjemnych okolicznościach...

Powoli wszyscy się budzą. Wszycy mają podobny wyraz twarzy, gdy oglądają to cudne miejsce. Kilka osób parę razy otwiera usta, jakby chcieli coś powiedzieć, jednak po chwli wachania zamykają je.

W pokoju panuje cisza, zakłucana jedynie chrapliwym oddechem najbardziej poszkodowanego z nas. Wskazówki wleką się powoli, aż w koncu wybija godzina spotkania. Masywne dębowe drzwi otwierają się z delikatnym zgrzytem. Wchodzi przez nie starszy mężczyzna, o długiej brodzie, sięgającej pasa, ubrany w powłóczysty, ciemnopurpurowy płaszcz. Natychmiast, znikąd zjawiają się dwaj chłopcy z wielkim klodowym tronem. Kilku innych dostarczyło krzesła dla nas.

-Witaj, Eve, witajcie i wy-zaczyna Quik'weh ojcowskim, dźwięcznym głosem.-Jak widzę, sprowadzają was do nas pewne, niekoniecznie oczekiwane okoliczności.

W miarę, jak starzec mówi, czuję przypływ spokoju, błogości i szczerości. Wiem, że nie tylko ja. To jest dar, za który Kwik jest wyjęty spod prawa, ale też dar, dzięki któremu zbudował tą podziemną cywilizację.

-Chciałbym, abyście, w miarę swojej wiedzy, udzielili mi informacji, dzięki którym będę w stanie wam pomóc - podsumowuje stary po krótkiej przemowie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Moj plaszcz. Drewniane pudelko. Musze... Pigulke... - Moj zachrypniety glos zaskoczyl chyba wszystkich. Ktos podal mi jednak bialy proszek. Przez chwile leze z przymknietymi oczyma. Reszta patrzy, czekajac chyba na jakies niezwykle zdazenia. Po chwili otwozylem oczy, spojrzalem przytomniej i powiedzialem silniejszym glosem:

- Mam nadzieje ze to co we mnie wpusciliscie to pozadne nanoidy, a nie jakis tani szmelc. Ta pigulka to Pentiarem, wojskowy narkotyk bojowy. Przez pol godziny pozwala, bez wzgledu na stan zdrowia, czy szkodliwe substancje dzialac w pelni sil. Potem oczywiscie umiera sie z przemeczenia, ale dobre nanoboty nie dopuszcza do tak dlugiego dzialania specyfiku, bo uznaja go za szkodliwy. Ale przez jakies dziesiec minut mozemy pogadac. Szczeze. I moge zaczac. Jestem bylym wojskowym, a obecnie lowca nagrod. Poluje na nia - tu wskazalem palcem na dziewczyne. - Zlecenie od poczatku bylo dziwne, bo nie przeszlo przez Gildie, tylko zostalo nadane bezposrednio do mnie przez korporacje. To spowodowalo, ze zamiast po prostu ja dorwac i im zawiesc zwiazana jak baleron postanowilem zeraz mozliwie jak najwiecej informacji. A teraz, O ile Ghost, ten koles ktory nas zaatakowal, nie oklamal mnie, wiem juz ze jestesmy w towazystwie najniezwyklejszego tworu czlowieka. I byc moze wiem o tej slicznotce wiecej niz ona sama, gdyz kiedys przypadkiem dowiedzialem sie o tajnych badaniach wojskowych, potem slyszalem rozne plotki, a potem szezej zainteresowalem sie tematem. Musze jednak was ostrzec. To co powiem jest wiecej niz scisle tajne. Naukowcy pracujacy nad projektem zostali usunieci, lub przeniesieni w miejsce odosobnienia. Nie istnieje zadna dokumentacja. Jezeli to co powiem kiedykolwiek wyjdzie poza ta sale, moze zginac wiele niewinnych osob, a wy napewno nie uniesiecie glowy dluzej niz przez pol godziny. A i zeby nie bylo watpliwosci. Jestes zbyt niebezpieczna dla wszechswiata moja mala, aby tak po prostu oddac cie korporacji, abys potem stala sie zabawka jakiegos milionera ktory oplacil badania. Jednoczesnie nie mozna jednak tak po prostu cie zabic. Dlatego tez, czy ci sie to podoba czy nie, bedziesz musiala sie ukryc do konca swego istnienia, a jak juz sie przekonalismy, to miasto niestety do najbezpieczniejszych nie nalezy.

Obserwuje reakcje pozostalych. Zwlaszcza zaciekawila mnie reakcja dziewczynym, ktora nas tu sprowadzila. Widac ze ma ochote sie sprzeciwic, wciaz naiwnie wierzy, ze ten podziemny swiat jest w stanie ja ochronic przed wszystkim.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z przerażeniem wysłuchuję słów mężczyzny... myśli setkami przelatują mi przez głowę, z grozą robię kilka kroków od tego mężczyzny... nie, nie mężcyzny: to bluźnierca i kłamca... W końcu natrafiam plecami na ścianę, przygnieciona ciężarem jego słów i spojrzeniami reszty grupy... "nie słuchajcie go, to nie może być prawda!"...- ledwo mówię, przez łzy cisnące mi się do oczu; "ja nie zostałam stworzona jako narzędzie zniszczenia, on mnie stworzył, bo chciał mnie kochać, tak mi mówił... ale przecież miłość nie odbiera wolności, a on to robił... ja tylko chciałam odnaleźć kogoś, kto by mnie naprawdę kochał, naprawdę się o mnie troszczył, uczucie takie, jakie opiewali przez wieki poeci, uczucie tak piękne, takie... ludzkie... ja nie jestem zła, nie skrzywdziłabym nikogo, ja po prostu chciałam otrzymać duszę... ja ją mam, prawda? powiedzcie, że ją mam!"... Nie rozumiem spojrzeń,m którymi zostałam obdarzona po tych słowach. Boję się tych ludzi. Nie chcę ich widzieć, nie chcę widzieć juz nikogo- usuwam się tylko na kolana i ukrywam twarz w ramionach, bojąc się ich, tego, że mogą mnie skrzywdzić... albo zaprzeczyć mojemu istnieniu...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z wielkim zainteresowaniem obserwuję całą sytuacje, która dzieje sie w nieznanym mi bliżej miejscu. Próbuję to wszystko pojąć "Nieznany mi bliżej gość, którego ostatnio zaatakowałem okazał się tajnym agentem, który poluje na tą dziwną dziewczynę która jest szukana przez wielką korporację. Jest robotem... hmmmm... ale roboty przecież nie mają, aż tak dobrze rozwiniętych uczuć. Przynajmniej ja tego nie widziałem". Koniec myślenia teraz muszę działać. Zwlekam się powoli z łóżka i automatycznie uderza mnie ból głowy - Pewnie od zmiany pozycji myślę. Gdy już stoję podchodzę do leżącej na podłodze dziewczyny:

- Czasami myślę, że ludzie nie mają duszy... nie potrafię wyjaśnic dlaczego "jesteśmy". Nie od tego jest moja głowa, przecież wychowałem się w slumsach. Ale teraz gdy już tutaj jesteśmy i dowiedzieliśmy się czym...yyy.. o tobie, o Twojej historiii o niebezpieczeństwie - stwierdzam, że nikt nic Tobie nie zrobi.

Mam nadzieję, że spojrzy mi w oczy, poniewaz staram sie zrobić jak najbardziej szczerą minę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Spokojnie, to nie tak. Fakt twojego istnienia jest niebezpieczny, nie ty sama. Nie jestes zadna bronia, ale wyobraz sobie innych, podobnych tobie, szybszych, silniejszych i celniejszych od ludzi. Gdyby dac im bron i zaprogramowac na zabijanie. Ty sie zbuntowalas, inni, podobni tobie tez by mogli. Zreszat juz kiedys...

Patrze po twarzach otaczajacych mnie ludzi. Pelne zaufanie. No coz...

- Jak wiecie mamy w tej chwili trzecia generacje sztucznej inteligencji. Ci ktorzy sie tym nie interesuja powinni tylko wiedziec ze dzieki zastosowaniu superkompresji, komputer moze magazynowac i analizowac nieskonczenie wiele danych, a nastepnie na tej podstawie podejmowac decyzje. Niestety roboty wyposazone w ta generacje sa za glupie do skomplikowanych czynnosci. Nawet te najbardzie zaawansowae moga co najwyzej sprzatac, kierowac ruchem, lub wykonywac skomplikowane obliczenia. Zupelnie za to nie nadaja sie do celow wojskowych. Armia stwozyla kiedys grupe eksperymentalnych androidow bojowych. Jednak mimo wyposazenia w generatory chaosu i kreatory koncepcyjne nie byly oe w stanie pokonac grupy kiepsko wyszkolonych, ale duzo bardziej pomyslowych i latwej dostsowujacych sie do sytuacji ludzi. Oficjalnie projekt zazucono. Nieoficjalnie, i w najwiekszej tajemnicy naukowcy wojskowi rozpoczeli prace nad samouczacymi sie inteligencjami czwartej generacji. Wyposazonymi w proste uczucia, cos co nazwano intuicja logiczna i inne generatory decyzyjne, aby robot mogl lepiej udawac czlowieka. Nie pzrewidzieli tylko ze program obserwujac ludzi i majac za zadanie samonauczanie sie dokonal ewolucji. w tej, jeszcze nowszej technologii powstalo kilka androidow, bardzo inteligetnych, myslacych logicznie, ale tez posiadajacych uczucia, lek przed smiercia i bardzo ludzkie zachowania. Byly tez kreatywne, a kazdy mial niepowtazalny charakter. Naukowcy nazwali je G4HS czyli generacja czwarta Homo Sapiens. Nie wiem nic na pewno, ale podobno roboty poobserwowano, a potem wszystkie zniszczono. Zniszczono tez wszelkie zapiski, materialy itd. Wyeliminowano tez kazdego kto wiedzial o projekcie, a nie byl wojsku koniecznie potzrebny. Jak te dane wyciekly takze nie wiem, ale to wszystko tylko plotki, domysly i czesto bajki. Jedna z wersji mowi na przyklad ze czesc robotow uciekla. Nie wierzylem w nia dopoki nie spotkalem jednego osobiscie. Ale one nie wygladaja tak jak ty - zwracam sie do dziewczyny. - Nie maja sztucznej skory i ciala, metal z ktorego sa zbudoane, jest wyraznie widoczny. Dlatego tez duzo trudniej jest im ukrywac sie wsrod ludzi. A ja widzialem jednego z nich, przelotnie i z pewnej odleglosci... ale wiem ze to byl on, G 4HS. Sadzac jednak z twoich mozliwosci i zaawansowania ty jestes jeszcze doskonalsza. G5.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Leżę na łózku otulona kołdrą i zastanawiam się nad słowami, które właśnie wypowiedział tamten mężczyzna... Przez cały czas dźwięczą mi w uszach, przez głowę przebiega milion myśli. Nie wiem, co o tym sądzić. Zawsze odczuwałam swego rodzaju strach przed robotami, takimi jak Etain. Ale nie widzę sensu, aby o tym wspominać. To może tylko pogorszyć sprawę...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie bacząc na to co zrobi towarzysz idę przed siebie, po dłuższej wędrówce znajdujesię na ulicach podziemnego miasta. Jak zaplanowałem udaję sie do Tee Town, wchodzę dojedenj z kanj i widze że coś tu sie działo. - Co tu się stalo pytam kogoś z personelu. Pracownica knajpy oznajmia mi, że byla tu nie mała rozróba, podobno ktoś przebił jakiegoś faceta mieczem na wylot.

Facet opisem odpowiada temu, który pojawil sie wtedy w domu znajomego jednego z tych ludzi z pociągu. - Gdzie oni teraz są ? Kelnerka oznajmia mi, że udali się do szpitala. Nie zastanawiając się dłużej idę w stronę szpitala, znam trochę to miasto, mam tu kilku zaufanych klientów. Po dłuższej wędrówce stoję u drzwi szpitala, zanim wchodze do środka chowam shot-gun w kuble na śmieci po czym wchodzę do środka. Pytam kogoś z recepcji o grupę ludzi składającą sie z 3 kobiet i 2/3 mężczyzn. Recepcjonistka każe mi się udać na 2 piętro, tak też czynię. - Duży ten szpital, bełkotam pod nosem -miejmy nadzieję że ich znajdę. Spokojnie przechadzam się korytarzem, dyskretnie zaglądając do każdego z pomieszczeń w poszukiwaniu pozostalych.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...