Skocz do zawartości
Tzar

Lektury szkolne

Polecane posty

Owszem, utopijne. Ale prawdę powiedziawszy, na chwilę obecną nie widzę innej alternatywy. Szczególnie, jeśli się weźmie pod uwagę działania ministrów oświaty (wszystkich). I dołoży do tego nauczycieli, którzy wolą się skupić na programie nauczania, a nie na samych uczniach. Póki co uczniowie są skazani na wałkowanie nudnego kanonu lektur. Może coś się w przyszłości zmieni... też to utopijne jest :).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z lekturami szkolnymi jest taki problem, ze każą nam czytać książki w wieku w którym nam w głowach głównie zabawa, przy czym większość uczniów nie dorosła emocjonalnie, aby w książce odnaleść coś dla siebie, pomimo, ze moi rodzice starali się mnie zainteresować książkami z pozytywnym skutkiem, do lektur szkolnych podchodziłem zawsze sceptycznie, często dlatego, ze nie rozumiałem ich, a np wiersze i poematy zacząłem rozumnieć dopiero w technikum, gdy doświadczyłem co to miłość, tęsknota, honor, ojczyzna, wcześniej nie rozumiałem o co w nich chodzi...

Edytowano przez iuri1943
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pewno duża część z tych uczniów, choćby miała po 30 lat to nie zrozumie. Nie znaczy, ze nie mają próbować, czy choćby czytać o tym, czego sami jeszcze nie doświadczyli i nie rozumieją.

Od dawna uważam, że kanon lektur szkolnych powinien zostać zmieniony, uaktualniony. Gdyby zastąpić 4 książki opowiadające o dokładnie tym samym i o dokładnie tej samej budowie (niespełniona miłość bohatera, depresja, marzenia o ukochanej i samobójstwo - czasami zamienione na miłość do ojczyzny) jedną najlepszą, a za pozostałe 3 podstawić chociażby dobry kryminał z mocno rozrysowanymi postaciami i ich psychologią, to lektury szkolne przestałyby się kojarzyć z trudnymi i nudnymi tomiskami.

Jakkolwiek to wygląda szaro, lektury nie są po to by uczniowie polubili czytanie, ale by czytali o epokach, poznawali jaki był kiedyś styl, postrzeganie świata, czy w końcu- program literacki. Jedna tradycyjna lektura na 3 kryminały to naprawdę ubogo. Dobry współczesny pisarz czerpie garściami z tradycji literackiej, a idealny czytelnik wychwytuje te inspiracje w danym dziele. Jeśli uczniowie czytaliby w 90% tylko współczesne książki /utwory to raczej ciemnogród pozostanie ciemnogrodem (jeśli chodzi o przyszłe pokolenia ;) )

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Masz rację, jednak ja po niektóre lektury sięgam chętnie dopiero teraz. Większość jednak kolegów z klasy nie czytała nic, i pewnie nadal nie czyta, jednak zauważ, ze kiedyś jak ktoś był chłopem na roli, to też nie poszerzał swoich horyzontów (bo i tak nie potrafił czytać), ponieważ interesowało go tylko jego doczesne życie, książki czytała głównie szlachta, a pospólstwo wierzyło w bajki, oraz we wszystko co im Panowie szlachta wmówili.

A ja myślę, że jako 30 latkowie, gdy bedą czytać coś z dzieckiem, to nagle im się wyda, ze to rzeczywiście nie jest aż takie głupie, i jakiś Franek opowiadał kiedyś podobną historię, a i polityka to przecież cały czas taka sama jak dawniej (każdy sobie)...

I co do lektur szkolnych, są jakie są, nie wszystkie mnie interesowały (bo nawet jak nie czytasz to i tak na lekcji treść poznajesz), a nawet jak zainteresowały, to często nie było czasu żeby przeczytać, gdy na takich Chłopów, czy Potop mam 2 tygodnie na przeczytanie, po 2h dziennie(i to nie zawsze), są małe szanse aby przeczytać w całości....

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...jako 30 latkowie, gdy bedą czytać coś z dzieckiem

No ale właśnie nie będą czytać z dzieckiem, bo- idąc tym samym schematem- dziecko jeszcze nie będzie musiało czytać. Nie mówiąc już o tym, że książki często odchodzą w zapomnienie, gdy nie mówi się o nich ( i nie każe czytać) w szkole. Choćby taki "Kubuś Fatalista i jego Pan" (wspomniany w temacie polecania książek). Który uczeń czytał? Najpewniej jeśli już, to niewiele takich. Jeśli te książki nie będą omawiane w szkole, to skąd dorosły człowiek ma wiedzieć, po co sięgnąć...

W szkole i tak literaturę przerabia się tylko "po łebkach", znikomy procent klasyki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja osobiście nie mam nic do lektur. Właściwie wszystkie do tej pory przeczytałem(nie mylić z masochizmem) i tego nie żałuję!

Nie dosyć, że można poznać zmiany w pisaniu/poglądach na świat poprzez lata/wieki/epoki, to jeszcze jak w wolnym czasie sięgam z własnej woli po inną pozycje to doceniam fakt, że mogę czytać tak ciekawe książki.

Wprowadzenie do listy lektur kryminałów/fantasy czy cokolwiek na pewno urozmaiciłoby lekcje polskiego, które w tym momencie koncentrują się na jednak 'zabytkowych' utworach.Większość uczniów i tak sięgałoby po streszczenia. Aczkolwiek ci, co nie lubią czytać lektur, a lubią czytać inne książki, na pewno sięgnęliby po te mniej ciekawe propozycje, pokrywające się z ich zainteresowaniami(zakładając, że w liście lektur nie byłoby super hitów)

@down

Wiem, że to nie temat od tego, ale najlepiej wypisać błędy ;p tym bardziej, jak się rozmawia ze mną. Problem w tym, że ja nie wiem gdzie zrobiłem błąd, a staram się przy pisaniu postów(chociaż może nie wygląda)

Przecinki zawsze mnie irytowały, bo raz się pisze przecinek przed jak, raz nie itp., mimo wszystko - staram się :>

edit2: Harry Potter? Hmm, mi osobiście seria była za mało mroczna na moje oczekiwania.

Co więcej, czy jest sens wrzucania na listę lektur książki, którą przeczytało baaaaaaardzo dużo osób?

Edytowano przez Nerchio
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Owszem, utopijne. Ale prawdę powiedziawszy, na chwilę obecną nie widzę innej alternatywy. Szczególnie, jeśli się weźmie pod uwagę (...) nauczycieli, którzy wolą się skupić na programie nauczania, a nie na samych uczniach. Póki co uczniowie są skazani na wałkowanie nudnego kanonu lektur.

Wiele osób najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy z tego, że nauczyciel to też człowiek, i że wykonuje pracę zarobkową. Zarzucasz im skupianie się na programie nauczania - tyle, że z realizacji tego planu są rozliczani, a nie z oczytania uczniów. To jest IMHO główną wadą polskiego systemu oświaty, że stawia się na suche wyniki, tzn. uczniowie są nauczani - czy też raczej szkoleni, to chyba właściwsze słowo - pod testy, nie zaś w kierunku posiadania konkretnych umiejętności i wiedzy. Owszem, owe testy i egzaminy są niby tworzone pod kątem tych umiejętności, jednak w praktyce wygląda to tak, że jeszcze niedawno (nie wiem, jak jest teraz) uczniowie zdający maturę rozszerzoną z jakiegoś przedmiotu mieli mniej punktów i mniejsze szanse na dostanie się na studia, niż ci zdający maturę na poziomie podstawowym. Reasumując, bezpośrednim wykładnikiem jakości pracy nauczycieli jest procent zdanych egzaminów + wyniki tychże, a nie stymulacja wiedzy i intelektu. Co za tym idzie, to, że tematy - w tym konkretnie przypadku lektury szkolne, i w ogóle książki - są przerabiane "po łebkach", "bo czas goni", a liczbę godzin języka polskiego się zmniejsza, to kwestia idiotycznie skonstruowanych zestawów egzaminacyjnych; choć może nie tyle zestawów, co idiotyczny pomysł oceniania kryterialnego - bo to niby sprawiedliwiej będzie...

Prosty przykład.

Zadanie: uczeń ma napisać list.

Kryteria: na list składa się data i miejsce pisania, nagłówek, jakaś tam treść, i podpis.

Przeciętny uczeń np. pominie datę lub miejsce, i już ocena leci w dół. W zasadniczej treści listu rozpisze się niemożebnie, i - powiedzmy - ta główna część będzie stała wysoko pod względem artystycznym. Zrobi jednak 2-3 błędy ortograficzne bądź gramatyczne - ocena leci w dół. W taki sposób za wartościowy (pod względem stylistycznym i artystycznym) list dostanie ocenę słabą, ponieważ zapomniał o dacie i zrobił kilka błędów (a im większy objętościowo tekst, tym łatwiej o pomyłkę).

Teraz spójrzmy na ucznia, który zna klucz.

- Data i miejsce są,

- nagłówek jest,

- zasadnicza treść listu (pozwolę sobie zacytować w całości):

"U mnie wszystko dobrze, a co u Ciebie?"

- I, oczywiście, podpis.

Który list jest lepszy? Drugi, bo spełnia wszystkie kryteria ujęte w kluczu.

Pomijam tu bardzo częste przypadki, kiedy odpowiedź ucznia nie zostaje uznana, bo w odpowiedzi nie użył słowa ujętego w kluczu, tylko jakiegoś synonimu, bądź użył formy opisowej. Wobec powyższego wywodu nauczyciele nie starają się przekazać wiedzy i - broń Boże - zamiłowania do książek, tylko wyklepania na blachę klucza, wkuwania testów. Bo z tego są oceniani.

Kto winien? Nauczyciele?

Jeśli zaś o same książki chodzi... Myślę, że nie lubimy czytać lektur szkolnych i nie lubilibyśmy niezależnie od tego, jak by ciekawe nie były... bo to lektury. Jest przymus ich czytania, nieważne, o czym są, TRZEBA je przeczytać. Sądzę, że to stąd się bierze...

Zolza: Ja akurat miałem w szkole tylko fragmenty "Kubusia", ale zainteresowały mnie na tyle, że po Diderota sięgnąłem w trakcie studiów. Tak samo Vonneguta, Kafkę, Joyce'a, Miltona, Hellera, i wielu innych... I nie zawiodłem się :)

P.S. Nerchio: jak na oczytanego człowieka, to Pan byki sadzisz ;) Co do treści - a co powiesz na Harry'ego Pottera w spisie lektur szkolnych? :D

EDIT:

up: jeśli o poprawność językową chodzi, to zapraszam do tego tematu :)

Edytowano przez inhumator
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiele osób najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy z tego, że nauczyciel to też człowiek, i że wykonuje pracę zarobkową. Zarzucasz im skupianie się na programie nauczania - tyle, że z realizacji tego planu są rozliczani, a nie z oczytania uczniów. To jest IMHO główną wadą polskiego systemu oświaty, że stawia się na suche wyniki, tzn. uczniowie są nauczani - czy też raczej szkoleni, to chyba właściwsze słowo - pod testy, nie zaś w kierunku posiadania konkretnych umiejętności i wiedzy.

Źle się wyraziłem, bo właśnie o to mi chodziło. Cóż, mea culpa. Z drugiej strony, sam pewnie wiesz, że są nauczyciele, dla których jakiekolwiek odstępstwo od tego programu jest wręcz nie do wyobrażenia.

No i nie zawsze jest też jak odejść od programu. Często leci się wg. tego "szablonu" i kiedy się wreszcie przerobi to, co trzeba, to już nie ma czasu na nic innego. Sam tego (ale jako uczeń) doświadczyłem, kiedy się okazało, że w klasie maturalnej nie przerobiliśmy wszystkiego materiału. Który oczywiście na maturze się znalazł :P. Na szczęście miałem dobry zestaw pytań. Ale to już inna historia.

Owszem, owe testy i egzaminy są niby tworzone pod kątem tych umiejętności, jednak w praktyce wygląda to tak, że jeszcze niedawno (nie wiem, jak jest teraz) uczniowie zdający maturę rozszerzoną z jakiegoś przedmiotu mieli mniej punktów i mniejsze szanse na dostanie się na studia, niż ci zdający maturę na poziomie podstawowym.

Wkrótce maj, to się dowiemy, czy nadal tak jest. Ale tak szczerze, to gdyby była jakaś zmiana, Ministerstwo Oświaty postarałoby się o odpowiednie nagłośnienie tego faktu.

Reasumując, bezpośrednim wykładnikiem jakości pracy nauczycieli jest procent zdanych egzaminów + wyniki tychże, a nie stymulacja wiedzy i intelektu. Co za tym idzie, to, że tematy - w tym konkretnie przypadku lektury szkolne, i w ogóle książki - są przerabiane "po łebkach", "bo czas goni", a liczbę godzin języka polskiego się zmniejsza, to kwestia idiotycznie skonstruowanych zestawów egzaminacyjnych; choć może nie tyle zestawów, co idiotyczny pomysł oceniania kryterialnego - bo to niby sprawiedliwiej będzie...

Prosty przykład.

Zadanie: uczeń ma napisać list.

Kryteria: na list składa się data i miejsce pisania, nagłówek, jakaś tam treść, i podpis.

Przeciętny uczeń np. pominie datę lub miejsce, i już ocena leci w dół. W zasadniczej treści listu rozpisze się niemożebnie, i - powiedzmy - ta główna część będzie stała wysoko pod względem artystycznym. Zrobi jednak 2-3 błędy ortograficzne bądź gramatyczne - ocena leci w dół. W taki sposób za wartościowy (pod względem stylistycznym i artystycznym) list dostanie ocenę słabą, ponieważ zapomniał o dacie i zrobił kilka błędów (a im większy objętościowo tekst, tym łatwiej o pomyłkę).

Teraz spójrzmy na ucznia, który zna klucz.

- Data i miejsce są,

- nagłówek jest,

- zasadnicza treść listu (pozwolę sobie zacytować w całości):

"U mnie wszystko dobrze, a co u Ciebie?"

- I, oczywiście, podpis.

Heh, przypomniałeś mi pewną historię jakiegoś profesora (nie pamiętam niestety, kto to był). Miał na próbę przystąpić do nowej matury i zinterpretować swój własny esej. Okazało się, że ledwo się wpasował w ten nieszczęsny "klucz". I doszedł do wniosku, że komisja wie lepiej, co on miał na myśli, gdy pisał ten esej, niż on sam (czyli autor) :). Tragikomedia normalnie...

Aha, dostał 2+ za swoją pracę.

Który list jest lepszy? Drugi, bo spełnia wszystkie kryteria ujęte w kluczu.

Nijak mi się do tego odnieść. Ot, przykra prawda.

Pomijam tu bardzo częste przypadki, kiedy odpowiedź ucznia nie zostaje uznana, bo w odpowiedzi nie użył słowa ujętego w kluczu, tylko jakiegoś synonimu, bądź użył formy opisowej. Wobec powyższego wywodu nauczyciele nie starają się przekazać wiedzy i - broń Boże - zamiłowania do książek, tylko wyklepania na blachę klucza, wkuwania testów. Bo z tego są oceniani.

Kto winien? Nauczyciele?

Oczywiście, że nie nauczyciele. Ale niestety na ogół wina spada na nich, bo to oni przekazują wiedzę. Niestety, nasze kochane MO odebrało im tą możliwość.

Jeśli zaś o same książki chodzi... Myślę, że nie lubimy czytać lektur szkolnych i nie lubilibyśmy niezależnie od tego, jak by ciekawe nie były... bo to lektury. Jest przymus ich czytania, nieważne, o czym są, TRZEBA je przeczytać. Sądzę, że to stąd się bierze...

Masz rację. Sam z resztą tak miałem. Czytanie po przymusem (czy robienie czegokolwiek w takim wypadku) wywołuje naturalny sprzeciw.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(...) Z drugiej strony, sam pewnie wiesz, że są nauczyciele, dla których jakiekolwiek odstępstwo od tego programu jest wręcz nie do wyobrażenia. (...)

Jak najbardziej, nie można uogólniać. Są również ci kiepscy, zastali nauczyciele, u młodych jednak najczęściej to budzi sprzeciw. Cóż jednak robić... Jeśli wejdziesz między wrony... Z czegoś trzeba żyć, a jeśli chodzi o ideały - z jakiegoś powodu jednak człowiek kończył takie, a nie inne studia. Tu znakomitym komentarzem będzie monolog Marka Kondrata z "Dnia Świra" (scena przy odbieraniu wypłaty, aż do toalety, czy np. jego lekcja o "Sonetach krymskich" - iluż z nas chciałoby mieć takiego nauczyciela...).

No i nie zawsze jest też jak odejść od programu.

Mało tego, od programu nie wolno odejść. Można założenia programu nieco inaczej zrealizować, ale nawet na eksperymenty nie ma za wiele miejsca - a nuż z pomysłem nie trafisz? Odbije się to na wynikach uczniów, a ich słabe wyniki mogą mieć wpływ na Twoje utrzymanie. Nikogo nie obchodzi, że jesteś początkującym nauczycielem, który dopiero wypracowuje warsztat pracy.

Wkrótce maj, to się dowiemy, czy nadal tak jest.

Z tego, co wiem, to się zmieniło, przynajmniej trochę, ale nie wiem, z jaką skutecznością.

Heh, przypomniałeś mi pewną historię jakiegoś profesora (nie pamiętam niestety, kto to był).

O ile pamiętam, to kilka sław literackich (zarówno literatów, jak i literaturoznawców) postawiono przed opisanym przez Ciebie zadaniem, z opisanym przez Ciebie skutkiem... Nie jestem do końca pewien, ale wśród nich znalazła się chyba nawet sama Szymborska z poleceniem analizy własnego wiersza!

Z niezbyt dobrym wynikiem ;)

Czytanie po przymusem (czy robienie czegokolwiek w takim wypadku) wywołuje naturalny sprzeciw.

Howgh :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wtrącę się ;)

Program nie jest, wbrew powszechnym opiniom, taki straszny i ściśle ukierunkowany na dane pozycje. Tak, należy zapoznać się z tytułami w nim zawartymi, ale tych stricte obowiązkowych jest garstka, większość to tak naprawę inicjatywa pedagoga. A że polonistki, ekhm? stare, nie mają zamiaru zwolnić miejsca i ?klepią? dalej swoje stare, dawno już nieznajdujące się w obowiązkowych lektury, to potem to wygląda jak wygląda?

Nie jestem do końca pewien, ale wśród nich znalazła się chyba nawet sama Szymborska z poleceniem analizy własnego wiersza!

Z niezbyt dobrym wynikiem ;)

Lubię, gdy ktoś posługuje się tym przykładem. Lubię dlatego, ponieważ bardzo łatwo jest wyprowadzić z błędu tę osobę ? Pytanie ? widziałeś/czytałeś wypociny Szymborskiej? Zakładam, że nie (z całym szacunkiem dla Twojej osoby, zawsze mogę się mylić). Akurat tak się składa, że miałem z nim styczność. I cóż mogę rzec? zadanie na maturze jest jasne, analiza i interpretacja. Szymborska napisała coś w deseń tekstu refleksyjnego, który o samym wierszu mówił bardzo mało. Nie chodzi o to, że źle go zinterpretowała, ona po prostu nie spełniła wymogów polecenia ? analizy i interpretacji. To tak, jakby Małysz zamiast skoczyć ze skoczni, zjechał po niej.

Dlatego przykłady ludzi pióra czy też nauki, którzy nie radzą sobie z nową maturą, są raczej nietrafione. Oni po prostu nie potrafią spełnić polecenia, dla nich to zbyt banalne.

A sam klucz, cóż? nie jest taki zły, przynajmniej sam pomysł. Samo zaś wykonanie? chcieli miło, wyszło jak zawsze ?

Edytowano przez Dav1d
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Program nie jest, wbrew powszechnym opiniom, taki straszny i ściśle ukierunkowany na dane pozycje. Tak, należy zapoznać się z tytułami w nim zawartymi, ale tych stricte obowiązkowych jest garstka, większość to tak naprawę inicjatywa pedagoga.

Nie pisałem o ścisłym ukierunkowaniu na pozycje literatury, tylko na umiejętności - program nauczania to nie tylko lektury. Jakie to może przynieść efekty (i dość często, niestety, przynosi) - patrz mój przykład z listem. Owszem, idea klucza nie jest zła, jednak - jak sam napisałeś - beznadziejnie zrealizowana, w dodatku ocenianie kryterialne krzywdzi uczniów o wiedzy przekraczającej normę.

Nie chodzi o to, że źle go zinterpretowała, ona po prostu nie spełniła wymogów polecenia ? analizy i interpretacji. (...) Dlatego przykłady ludzi pióra czy też nauki, którzy nie radzą sobie z nową maturą, są raczej nietrafione. Oni po prostu nie potrafią spełnić polecenia, dla nich to zbyt banalne.

To właśnie o to chodzi, o trzymanie się klucza.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie! Nie chodzi o to, że nie spełniają wymogów polecenia... Analiza- K. Fakt, że odpowiedzi powinny być raczej takie sam, ale co do interpretacji... Każdy w danym tekście widzi co innego... To nie Familiada!

Edytowano przez maciekson
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zgadzasz się do analizy, więc czemu odrzucasz interpretację? Chodzi właśnie o to, że 'właściwa' interpretacja, wynika z analizy (poprawnej). Fakt, że w szkole uczy się, by oddzielać te dwie sprawy, ale tak naprawdę są one ze sobą nierozerwalnie połączone. W kluczu chodzi o to, by odpowiednio zanalizować i wyciągnąć z tej analizy właściwą interpretację. Bodajże Eco mówił o trzech interpretacjach ? autora, czytelnika i tej wynikającej z interpretacji. I właśnie o tę interpretację chodzi w kluczu. Fakt, jest to może krzywdzące dla ludzi nieprzeciętnych, ale jednak jest to bardziej sprawiedliwe, niż subiektywne ocenianie każdej pracy z osobna.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nowy system też dopuszcza pewne pole dla subiektywizmu - zawsze tak będzie, jeśli oceniał będzie człowiek. Mi się wydaje, że całkiem niezły system wymyślili sobie na mej niedawnej uczelni, czyli na UAMie. Prace z tzw. writtingu były tam kodowane i niezależnie oceniane przez dwóch nauczycieli i w przypadku, gdy oceny mocno odbiegały od siebie - dochodziło do spotkania w celu osiągnięcia porozumienia. W systemie ogólnopolskim wymagałoby to sporo zachodu, ale gdyby sprawdzanie znów odbywało się w szkołach? Wystarczy tak to urządzić, żeby nauczyciel nie mógł trafić na prace swoich uczniów i byłoby nawet OK.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odnośnie do słuszności interpretacji - jak to nam na roku pewien doktor powtarzał, każda interpretacja jest dobra, jeśli się ją solidnie uzasadni. W związku z tym nie ma czegoś takiego, jak "jedyna słuszna, prawdziwa" interpretacja - myślę, że kolega Qbuś się ze mną zgodzi, wszak też filolog :happy:

Przykładowo: innej analizy i interpretacji dokona strukturalista, innej psychoanalityk, jeszcze inszej hermeneuta... i tak dalej. I każdy będzie miał rację :)

Osobiście uważam za krzywdzące stosowanie klucza. Rozumiem, że chodzi o "sprawiedliwość", jednak wg mnie akurat w przypadku języka polskiego ma on kiepskie zastosowanie, przynajmniej, jeśli chodzi o literaturę. No chyba, że jest pytanie o to np., w której książce sprzedawali szczeble z drabiny, która się świętemu przyśniła :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Taki trochę offtop się zrobił ;)

Mi się większość lektur zdecydowanie podobała. Co prawda w szkole średniej miałem w pewnym momencie kryzys czytelniczy, ale generalnie starałem się wszystkie lektury czytać. Nie rozumiem, dlaczego ludzie nie lubią "Pana Tadeusza". Przecie to jest bardo przyjemna i łatwa w czytaniu lektura. Szybko się czyta i jest ciekawie :)

Podobne powieści np. Sienkiewicza - płaszcz, szpada, bitka wszystko czego czytelnik zapragnie!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wrócę do tematu z początku dyskusji. Kilku z Was pytało się, co wprowadza do literatury / czego uczy "Władca Pierścieni".

Czy zebranie i połączenie motywów i postaci z wielu starobrytyjskich legend i stworzenie gatunku literackiego w takiej formie, w jakiej go znamy do dzisiaj, to nic szczególnego?

Wśród lektur znajduje się najlepsza książka, jaką czytałem w życiu - "Hobbit". Fajni byli też "Chłopcy z placu broni". Natomiast totalna masakra to "Szatan z siódmej klasy", w temacie o książkowych kaszanach napisałem, dlaczego.

Edytowano przez Pinkel
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

... zebranie i połączenie motywów i postaci z wielu starobrytyjskich legend...

A ile starobrytyjskich legend i motywów poznaje się dziś w polskich szkołach? Od biedy może wspomina się od legendach arturiańskich, które i tak pochodzą z nieco późniejszych czasów. Najpierw trzeba by było zapoznać uczniów z tymi motywami, a dopiero potem pokazywać je we Władcy Pierścieni. A gatunek istniał już dużo wcześniej - Tolkien bardzo mocno go spopularyzował i nadał pewną formę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aktualnie jestem w trakcie czytania "Potopu" (połowa II tomu) i muszę przyznać, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczony. Wcześniej czytałem "W pustyni i w puszczy" oraz "Krzyżaków". Zwłaszcza obcowanie z tą ostatnią książką przypominało drogę przez mękę. Kompletnie do mnie nie trafił tymi tytułami. Spodziewałem się równiez podobnych męk przy "Potopie", ale, o dziwo, nie jest aż tak źle. Właściwie jest to nawet całkiem przyjemna książka. Nie podobają mi się praktycznie tylko dialogi, ale to już raczej dlatego, że Sienkiewicz po prostu oddał sposób mówienia ludzi z tamtych czasów... Fabuła jest niezwykle wciągająca, co chwila coś się dzieje i w ogóle czuć ten specyficzny klimat tamtych czasów. Wielki plus także za to, że dużo jest tam poświęcone szlachcie i jej zachowaniu.

Wczoraj skończyłem czytać o obronie Częstochowy i tu, zgadza się, przesadził - chyba zginęła tylko jedna osoba. No bez przesady... trochę więcej realizmu. Ale może taki był zamiar autora, w końcu wiadomo w jakiej sytuacji była wtedy Polska.

Tak czy siak, nie jest źle i tylko mam nadzieję, że taki poziom utrzyma się do końca lektury. Kto wie, może sięgnę i po pozostałe części "Trylogii"...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Są też prace dużo ciekawsze niż to co proponują jako lektury. Mało jest u nas klasyki światowej. Dostojewski jest po łebkach, Bułhakow nieobowiązkowy, Hemingwaya nie ma w ogóle. Umberto Eco mógłby być. I paru innych.

Strasznie szeroko robi się Holocaust i II w. ś., a tuż za rogiem jest taka perełka, jak "Na zachodzie bez zmian", która równie mocno piętnuje wojnę, jak te wszystkie Grudzińskie i medaliońskie (juz nie pamiętam tego co tam czytaliśmy), a do tego jest o wiele lepsza i łatwiejsza w odbiorze, co w żadnym stopniu nie ujmuje jej wartości. Nie muszę się przecież umartwiać nad takim naturalizmem i okropieństwem jak w.w. Aha, do tego, co dzieciakom w liceum też pewnie by się spodobało - jest krótka.

Czemu pomijany jest Lem???

Owszem pojawia się tam parę jego rzeczy. Ale jest w tym wszystkim jest błąd - bo po liceum Lem kojarzył mi się tylko i wyłącznie z Wojnami Robotów i pilotem pirxem. Niedawno przeczytałem Solaris i mnie zmiotło - toż to literatura na światowym poziomie.

Męczymy się sami naszą historią, chcąc na siłę zwiększyć wagę naszej martyrologii i mesjanizmu. Skupiamy się na wytykaniu błędów historii, zamiast zając się naprawdę literaturą. Bo przyznajcie sami - kogo już <ciach> jak przerabiało się kolejną rozprawę z "niedobrą polską" okresu Romantyzmu i pozytywizmu, tudzież młodej Polski. Owszem - dzieła wartościowe, ale czy na pewno nie można dokonać lepszego zestawu literatury okresu.

W tym momencie chcę zaznaczyć pewną rzecz, którą zauważyłem - jak Polacy nie zamartwiali się nad sobą i nie pokrzepiali serc to dostawali nobla, albo stawali się znani na cały świat.

Jeszcze dorzuciłbym Orwella 1984, albo Folwark zwierzęcy, bo dobrze, acz bardzo przerysowanie pokazują skrajny totalitarny, socjalizm - o wiele lepsza lekcja (i o ile ciekawsza) niż męczenie się ginącymi żydami i próbami mijania cenzury. Tyle

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jestem w I klasie gimnazjum i na razie udało mi się przeczytać wszystkie lektury oprócz Krzyżaków.

Dotarłem do 65 strony i poddałem się. Obejrzałem zamiast tego film i powiem, że dużo lepszy.

Najlepsze IMO lektury to:

-Pan Kleks - fajna książka, przyjemnie się czytało

-Opowieśc wigilijna - było okej, nawet żałuję że takie krótkie

-Ania z Zielonego Wzgórza - nienajlepsze, ale wszystko inne w tym roku było gorsze :wink:

-Dzieci z Bullerbyn - nie pamiętam za bardzo, ale pamiętam że było niezłe

-Zemsta - niezłe, czytałem bez stresu

-Kłamczucha - nie jest to aż takie świetne, ale podobało mi się

A najgorsze:

-W pustyni i w puszczy - nuda do kwadratu

-Wspomniani Krzyżacy - nuda do sześcianu

-Szatan z siódmej klasy - dobrze że takie krótkie

Najbardziej żałuję, że mój młodszy brat czytał np. Przygody Tomka Sawyera albo 1 część Opowieści z Narnii, które przeczytałem sam z własnej inicjatywy. Szkoda też, że nie trafił mi sięHobbit.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam. Nasza polonistka dała nam wolną rękę co do jednej lektury. Mamy wybrać sobie jakąś. Myślałem podać coś Sapkowskiego, albo Kinga co polecacie , aby przeszło u polonistki? Myślę, że będzie liczyć się z moim zdaniem, bo przoduje w nauce. Myślałem nad "Zdolny Uczeń" albo " Zielona Mila" Co o tym myślicie? Podajcie jakieś własne przykłady jakiś książek ,które mogłyby posłużyć za lekturę szkolną.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W sumie nie wiem czy przeszłyby wymienione pozycje. Dlaczego?

Lektura musi nieść ze sobą jakieś przesłanie. Nie może być nastawiona na akcję. Owszem też jest ważna, ale nie może zasłaniać wartości merytorycznych.

Oczywiście Sapkowski wplatał w karty trylogii wątki podszyte nicią filozofii. I to zaleta, która świadczy o pomyśle i chęci przekazania 'czegoś'.

Nie wiem czy nasza oświata jest wystarczająca 'open minded' na różne dość kontrowersje propozycje.

Jestem jednak za tym, by omawiać mało znane, lecz wcale nie gorsze niż wałkowane klasyki.

Proponuję na rozgrzewkę "Wysadzony z Siodła" Sygietyńskiego. Potem Wiedźmińska trylogia wiadomego autora. No i na dodatek chętnie bym zobaczył jak nauczyciele interpretują wiersze Micińskiego.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Gość
Odpowiedz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Utwórz nowe...