Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Spooky Albert

"Sklepik z marzeniami", Stephen King

Polecane posty

okladka-200.jpg

Do Castle Rock, miasteczka w stanie Maine, przybywa Leland Gaunt. Otwiera on sklep o bardzo tajemniczej i interesującej nazwie: "Sklepik z marzeniami". Okazuje się, iż można kupić tam przedmioty, o których zawsze się marzyło: rzadkie, wędki, kryształy, archiwalne komiksy, okulary Elvisa, czy nawet fragment Arki Noego. Cena za nie wydaje się niewielka: drobna opłata plus mały kawał wyrządzony współobywatelowi. Klienci "Sklepiku z marzeniami" stają sie jednak w ten sposób coraz bardziej uzależnieni od kupionych przedmiotów. Mieszkańców ogarnia strach, ze stracą swoje zrealizowane marzenia. W Castle Rock zaczynajś się dziać niepokojące wydarzenia...

"Sklepik z marzeniami" okazał się bardzo dobrą książką. Wręcz wspaniałą, aczkolwiek nie genialną. Dlaczego nie tą ostatnią, wyjaśnię za chwilę.
To co mi się przede wszystkim spodobało w tej bardzo długiej powieści to przede wszystkim klimat. Osadzenie akcji w małym, sennym miasteczku, gdzie niemal wszyscy się znają było strzałem w dziesiątkę. Zróźnicowanie bohaterów, ich problemy, marzenia, smutki, radości, wszystko to złożyło się na bardzo piękną, klimatyczną historię. Życie mieszkańców Castle Rock interesowało mnie coraz bardziej; nie mogłem oderwać się właściwie od lektury. Bardz ucieszyło mnie także nawiązanie do poprzednich książek Mistrza (np: "Cujo", czy "Mrocznej połowy") - miło poznać dalsze losy bohaterów drugoplanowych (Alan), czy chćby epizodycznych. Fabuła, jak to u Kinga bywa, niezwykle prosta, a przy tym wciągająca. Ostatnie 100-150 stron czyta się jednym tchem - acydzieło. Chociaż nie ukrywam, ostatni rozdział, czyli takie "właściwe" zakończenie mnie mocno rozczarowało. Zbyt dużo w nim przenośni, wydarzeń, które wydawały mi się, iż były napisane na siłę...
Postać Lelanda Gaunta została bardzo ciekawie rozbudowana. Właściwie jest to chyba jedna z bardziej interesujących postaci w powieściach Mistrza. Dodatkowo wątek z tajemniczą śmiercią rodziny Alana, czy mniejsze, poboczne wydarzenia (przeszłość Polly, spór baptystów i katolików). Klimat!
Jescze jeden taki minus, a właściwie nawet nie ;) Brak w "Sklepiku" jakichś niezwykłych, niespodziewanych, "ocnych" momentów (

no może poza samobójstwem Briana Ruska na oczach młodszego brata

). To właśnie dlatego nie mogę okreslić tej powieści jako genialną. Nie ma aż takiej mocy jak np.: "Carrie", "Zileona Mila" lub np. "Wielki Marsz". Aczkolwiek jest to jedna z lepszych powieści Mistrza i na pewno znajduje się u mnie bardzo wysoko w rankingu jego powieści. Goraco polecam, przede wszyskitm, aby poczuć klimat :icon_wink: I juz mam ochote do niej wrócić :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powieść siedzi sobie na półeczce od jakiegoś już długiego czasu, przeczytałem ją w wieku jakiś 15-16 lat z biblioteki, potem z sentymentu kupiłem...

Świetna historia - choć nie pamiętam abym odczuwał jakiś szczególny niepokój czytając ją - postać Gaunta i jego paluchy zapadają w pamięć... W filmowej adaptacji zagrał go bodajże Max von Sydow, aktor który sam w sobie jest dość niepokojący.

Dobra książka, choć wśród prywatnego rankingu powieści Kinga plasuje się gdzieś pośrodku. Ot niezły czasoumilacz, dobry prezent na mikołaja etc.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Książka mi się podobała, a nawet ostrożnie dodałbym "bardzo". Buduje odpowiedni klimat przed zakończeniem, które uważam za świetne, jak to często bywa w książkach Kinga,

największe zło urządzają sobie nawzajem sami ludzie, elementy nadprzyrodzone mogą co najwyżej skierować ich na "właściwy" tor. Zakończenie jest "wybuchowe" (dosłownie i w przenośni) i satysfakcjonujące, według mnie

, a z tym ostatnio jakoś coraz gorzej. Ekranizacja również mi się podobała, ale oglądałem ją ładnych parę lat temu (a może nawet paręnaście?) i nie wiem, jak odebrałbym ją teraz.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Była to moja pierwsza i jak narazie ostatnia książka Kinga i.....nie wiem czy będzie następna jeszcze się muszę nad tym zastanowić, samo wprowadzenie i rozwinięcie mi się podobało o tyle końcówka moim zdaniem była słaba....wydawało mi się, że końcówka będzie super bo autor sobie tak to wszystko ustawił, że może być wiele ciekawych zakończeń a to które zostało było dla mnie takim...pójściem na łatwiznę i nie podobało mi się. Co prawda może w wolnym czasie siądę jeszcze do jakiś książek Kinga i mnie bardziej przekonają....ale na razie w kolejce czeka Czarownik Iwanow,lektura i jeszcze jedna książka więc zapewne trochę potrwa zmiana mojego podejścia do twórczości Kinga.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oj tak, dotąd pamiętam "Sklepik z marzeniami", chociaż była to jedna z pierwszych książek Kinga na moim koncie. Nie oczekiwałam niczego specjalnego, a tymczasem dostałam fascynujący obraz ludzkiej psychozy w pogoni za chorymi wymysłami własnych umysłów. Personalizacja demona, który tkwi w każdym z nas, okazała się wcale zjadliwa - King po raz kolejny z sukcesem połączył głębię z trywialną, redneckową rzeczywistością hamerykańskiej prowincji. Niestety nie pamiętam już wszystkich szczegółów fabuły, ale w pamięć zapadły mi dwa epizody - zakochanego w nauczycielce dzieciaka, który

popełnia samobójstwo, od czego mnie zemdliło, bo nikt nie potrafi opisać mózgu, rozbabranego na ścianie, tak jak robi to King

i dwóch kobiet, rywalizujących o Elvisa. Tak, zdecydowanie porządna i mocna pozycja w dorobku Króla, zawierająca wszystko, co lubię w jego stylu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałeś jedną książkę mistrza horroru, - podobało Ci się, pomimo iż nie była to nawet czołówka najlepszych opowiadań tego autora - ale mimo to jeszcze się zastanawiasz czy kiedykolwiek sięgnąć po "Kinga"?

ummm....

Jeśli to było do mnie to zauważ że napisałem, że sama książka ok ale końcówka mi w ogóle nie pasowała do tak zbudowanego nastroju książki i dlatego się waham ale myślę, że sięgnę w najbliższym czasie po "Zieloną Milę", jeśli mi podpasuję to rozejrzę się za innymi książkami Kinga.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ho, ho, ho!

Saga "Castle Rock" została zakończona w godny i

wystrzałowy

sposób :) Dobrze, że najpierw przeczytałem wszystkie inne książki, których akcja dzieje się w tym miasteczku, bo "Sklepik" stanowi idealną klamrę i zamkniecie rozdziału "Castle Rock" w twórczości Kinga (sam King pisał w zakończeniu którejś z powieści albo opowiadań, że planuje

rozprawić się z tym miasteczkiem

). Nawiązania do "Strefy śmierci", "Cujo", "Mrocznej połowy", "Ciała", "Polaroidowego psa", "Policji Bibliotecznej", "Christine" i zapewne kilku jeszcze powieści Króla dodaje dodatkowego smaczku do i tak smacznego kąska. Przede wszystkim King jak zwykle świetnie opisał małomiasteczkową atmosferę, a także relacje pomiędzy mieszkańcami, ich marzenia, demony... Generalnie wszystko. A potem perfidnie je wykorzystał. Zakończenie jest natomiast zaskakujące, bo nie spodziewałem się

happy endu. O ile o takim można mówić

;) Mogło być jednak znacznie gorzej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hm, to była jedna z pierwszych jeśli nawet nie pierwsza książka Kinga & jaką taką bardzo sobie ją cenię. Choć możliwe, że nawet była którąś z kolei, ale to nie zmienia faktu, że jest świetna a finał epicki ^^ Co prawda, z nawiązań podanych przez Tura czytałem jedynie Mroczną połowę, ale i tak nie przeszkadza to w czerpaniu przyjemności płynącej z każdej strony... Już w tamtym czasie udowodnił, że jak nikt potrafi tworzyć małomiasteczkowy klimat z szerokim wachlarzem osobowości, która każda z nich ma swoje marzenia. Jak się okazało, które zrealizują z chęcią nawet za własną duszę :=) Co do zakończenia -

mogło być gorzej, oj mogło

. Szczerze polecam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Już w tamtym czasie udowodnił, że jak nikt potrafi tworzyć małomiasteczkowy klimat z szerokim wachlarzem osobowości, która każda z nich ma swoje marzenia.

Jak to "już w tamtym czasie"? To książka z 1992 roku, miał więc to już obcykane. Nie musiał już nic udowadniać, bo zostało udowodnione już wcześniej. Np. we wcześniejszej nowelce "Ciało", której nie czytałeś, a rzuca ono światło na początki kariery Johna "Ace'a" Merrila. :P Poza tym znajomość poprzednich książek pomaga, bo poznajemy w nich na przykład historię Wielkiego George'a Bannermana, dzięki nim na pewno lepiej wczułbyś się w sytuację Polly, gdy przybyła na

opuszczoną farmę Camberów, oraz w reakcję Gaunta na jeden z cieni Alana

.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widzi Tur... to u mnie rozbija się to o ilość przeczytanych książek & punktów odniesienia :P Świeżo mam w pamięci Pod kopułą gdzie również świetny klimat małego miasta został pokazany, ale już kolejny raz... bo Król pokazał wcześniej iż umie to robić, a za przykład podałem właśnie to. Wiem, to nie jest najstarsza książka :P ale wcześniejszych, jak sam zauważyłeś, nie czytałem. A "Ciało" raczej czytałem... czyż było w Czterech porach roku? Czy się mylę? ^^

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A "Ciało" raczej czytałem... czyż było w Czterech porach roku? Czy się mylę? ^^

Było! To właśnie jest fajne u Króla, że większość okropieństw przytrafia się miasteczkom w Maine (biedny stan, acz jedziemy tam z Turem na wycieczkę - chętni?) i bohaterowie, często epizodyczni, przewijają się w kilku tytułach, czasem nawet nie jesteśmy tego świadomi w czasie lektury. A potem łazi za nami myśl typu "Ace Merril? Gdzieś go już, kurna, spotkałem!". Ciekawe, czy ktoś się kiedyś pokusi o zmajstrowanie jakiegoś zbioru postaci Stephena, wyłapaniu wszystkich pojawień i wzajemnych powiązań... W każdym razie na bank (albo na pocztę, ho!) jest tego znacznie więcej, niż myślimy.

W "Sklepiku" totalnie rozwaliła mnie zmiana klimatu elegancko podkreślona przez odrębne tomy, bo taka wersja mi się trafiła. Pierwszy to typowy obraz niewielkiego miasteczka a'la King, z masą ludzi, nieistotnych (zdawałoby się) wydarzeń i tak dalej, aż tu nagle przechodzimy do drugiego - i bum, rozpierducha, piekła nie ma, zło i szatan! A zakończenie, podane w formie "do własnej rozkminy", wcale IMHO nie jest szczęśliwe. ]:>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Było! To właśnie jest fajne u Króla, że większość okropieństw przytrafia się miasteczkom w Maine (biedny stan, acz jedziemy tam z Turem na wycieczkę - chętni?)
Ha! Czyli dobrze pamiętałem, ale nie jest to moje ulubione opowiadanie z całego zbioru ;> Co prawda, bardziej ta dyskusja nadaje się do tematu ogólnego, ale wspomnę, że już spotkałem się z opinią, że King po prostu uwielbia osadzać akcję w Maine. To chyba jego jakiś dziwny fetysz ;] A może dlatego, że mieszka w tym stanie i nie lubi jego mieszkańców? ;P Natomiast wracając do nawiązań - KLIK! Nie ma to jak zapytać się źródła. Chętnie mogę kontynuować dyskusję o geniuszu tych powiązań, semantycznej sieci, ale to w temacie ogólnym o Królu ^^
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałem po raz pierwszy ładnych kilka lat temu, tak po prawdzie, to była moja druga książka S. Kinga. Wtedy strasznie mi się spodobała, niedawno w ramach wakacyjnego przeglądania półek sięgnąłem po nią ponownie, i po przeczytaniu mam różne wątpliwości...

Najpierw jednak, jak w dobrej diagnozie, od pozytywnych rzeczy zacznę. Świetnie autorowi udało się utrzymać w ryzach cały tabun postaci i wątków z nimi związanych oraz zależności pomiędzy nimi, bez tworzenia dziur fabularnych. Co prawda same postacie zbyt głębokie nie są, mają swoje dwie strony: dobrą i złą, ale i tak dobrze, że nie ma 100% dobrych aniołków pomiędzy nimi. Również pomysł, żeby pokazać co człowiek jest zrobić w pogoni za marzeniami i ułudami jest dobry.

Co mi się nie podobało? Elementy fantastyczne. Nie wiem czemu Leland Gaunt okazał się być w finale

diabłem

, ale dla mnie to był ciężki "rozbrajacz klimatu". O wiele mocniejszy wydźwięk całości by był, gdyby

sprzedawca okazał się być zwykłym człowiekiem, który wprowadził zamęt w społeczność pewnej pipidówy, bo tak finał pozostawia czytelnika z wrażeniem "Ok, wszystko co złe sprowadza Szatan lub któryś z jego sług, a jedynie człowiek musi się mieć na baczności i będzie dobrze."

Wielka szkoda.

Co dalej?

Samobójstwo Briana.

Zamiast wstrząsnąć mną, wzbudziło jedynie niesmak - przecież King potrafi o wiele subtelniej wprowadzić poczucie zagrożenia nawet w pozornie beztroskiej sytuacji, a tu takie coś? I jeszcze sposób jego dokonania -

naprawdę nie sądzę, by dziecko byłoby w stanie podnieść i użyć strzelby

No ale u Kinga z realizmem bywało różnie...

Coś jeszcze?

Po raz kolejny King operuje postacią dziecka, które naprowadza dorosłego na właściwy trop lub uruchamia różne zależności scenariusza.

Za pierwszym razem nie rzuciło mi się to tak w oczy, ale po zapoznaniu się z większą ilością prozy autora ("Lśnienie", "Carrie", "Podpalaczka", "Desperacja" i inne), ten motyw zaczyna irytować. I tak dobrze, że obyło się bez czarnoskórego "sidekicka", innego nagminnie przewijającego się elementu.

Zapomniałem o czymś? Przemoc w czasem głupich ilościach.

Wspomniane samobójstwo dziecka, absurdalnie rzeźniacka walka Wilmy i Nettie

- rozumiem, że miał być chaos i rozlew krwi w jego konsekwencji, ale naprawdę, w pewnym momencie wszystko "jumps the shark" i czytelnik zamiast być przerażany, jest zalewany juchą. Z subtelnością u Kinga też bywało lepiej.

Ogółem, książeczka niezła jako krwisty horrorek z morałem, czyta się go szybko, ale jeszcze szybciej odkłada na półkę i zapomina. Dobre żeby zapoznać się ze S. Kingiem, ale potem lepiej przeskoczyć do lepszych "kawałków".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

i bum, rozpierducha, piekła nie ma, zło i szatan! A zakończenie, podane w formie "do własnej rozkminy", wcale IMHO nie jest szczęśliwe. ]:>

Chociaż te walki pomiędzy

katolikami i baptystami

wydawały mi się lekkim przegięciem. Bo co za dużo, to niezdrowo. Ale z drugiej strony ta powieść od samego początku miała być radosną rozwałką, bo King o tym pisał w posłowiu wcześniejszych opowiadań (np. "Polaroidowy pies") z 1990 albo 1991, więc można się było tego spodziewać. A zakończenie było w miarę

szczęśliwe, bo trójka głównych protagonistów (Alan, Polly i Norris) wyżyła i ma się w miarę dobrze

. Nawet biedny Clut został

ożywiony w "Historii Lisey", widocznie King się do niego przywiązał ;P

Ciekawe było to jak King zaprezentował

wzajemne animozje między obywatelami i jak zostały one wykorzystane przez Gaunta. Niestety, pierwsza para (Wilma i Nettie) zginęła w dziwny i jakoś niepasujący do klimatu sposób. Taki slaughter na ulicy jednak jakoś dziwnie wyglądał. Podobnie regularna "bitwa" między chrześcijanami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jedna z moich ulubionych ksiazek tegoz autora (bedacego z reszta moim ulubionym autorem powiesci). Postac Gaunta byla naprawde swietnie stworzona, nie zamierzam tutaj zdradzac fabuly utworu, ale powiem wam, ze kiedy skonczylem czytac ksiazke zalowalem, ze nie jest ze 3 razy grubsza, po przeczytaniu tej ksiazki natychmiast wybralem sie do ksiegarni i zakupilem egzemplarz "Lsnienia" :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Książka-sentyment. To właśnie ta pozycja towarzyszyła mi podczas pierwszego wyjazdu na saksy i umilała wieczory po cięzkim dniu w pracy. Musiałem ją dozować, bo była wciągająca, choć jeśli chodzi o zakończenie, to we mnie pozostawiło pewien niedosyt,

bardziej w sensie nieprawdopodobieństwa i swoistej infantylności pewnego wydarzenia

.

Inna rzecz, że jest to sztandarowy przykład odmalowania małomiasteczkowej społeczności. Swego czasu chciałem na podstawie literatury Kinga i sposobu, w jaki oddaje on takie społeczności napisać pracę magisterską, ale ostatecznie odpuściłem, bo wpadł mi do głowy inny, ciekawszy temat. Co nie zmienia faktu, iż dobrze potrafi on nakreślić to, jak funkcjonuj niewielkie społeczności.

Swoją drogą zwróciłem uwagę na to, iż w ksiazce tej pojawia się negatywny wizerunek Polaka

- postać Wilmy Jerzyck, narwanej kasjerki

. Z tego, co kiedyś czytałem, King nie jest do nas jakoś specjalnie uprzedzony - chyba oddaje to, co moze względem naszej nacji czuć przeciętny obywatel USA ;p

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dość ciekawa książka. Wczoraj ją skończyłem, jak zwykle zakończenie jakieś takie dziwne ale złe nie jest.

Podobało mi się jak King wykreował postać pana Gaunta, ogólnie wyszło fajne, ale troszki szkoda że książka okazała się tak krótka :/ Jeszcze dziś obejrzę film Sklepik z Marzeniami ciekawe czy utrzyma klimat książki?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zakończenie książki bardzo mnie rozczarowało.

Chodzi mi o nagłe ożywienie węża, światło z pudełka i ten cień, który stał się nagle prawdziwy. Jak wyjaśnić, że Alan nagle zdobył takie zdolności? Myślę, że autor nie miał pomysłu, na zakończenie książki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spodobało mi się w tej książce to, że autor mozolnie buduje klimat,

każdy wywija komuś mniejsze lub większe bubu, aby pod koniec radośnie zamienić miasteczko w ruinę

:)

Nie jestem fanem Kinga, ale muszę przyznać, że obydwie jego książki, które miałem okazję przeczytać (Zielona Mila i Sklepik z marzeniami) wywarły na mnie bardzo dobre wrażenie. Co prawda ''Sklepik...'' mógłby być dwa razy krótszy, ale ujdzie w tłoku. Sapkowski też przeciągnął sztucznie Trylogię Husycką, a mimo tego całość wymiata.

Czy ktoś mógłby mi polecić ciekawe książki Kinga, (wiem, że jest ich zapewne mnóstwo, ale prosiłbym o te rodzynki :P) które jednak nie wymagają tyle pomyślunku czy skupienia co dzieła np. Lema? Wiecie, proste, choć nie infantylne czytadła?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Proponowałbym przenieść się do ogólnego tematu o Kingu, ale tak na szybko - ciężko powiedzieć, które jego książki są proste, ale nie zahaczają o oskarżenie o bycie slasherem albo prostacką książką :PMroczną połowę mógłbym spokojnie zaliczyć do slashera, bo trup ściele się tam gęsto a i gore nie brakuje, plus Komórka to taka IMO bardziej lajtowa i krótsza wersja Bastionu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ahhh, Stephen King pod względem najgorszego zakończenia wszechczasów pobił scenarzystów "Piratów z Karaibów", "Mass Effecta" i całej twórczości Emmericha razem wziętych. Jestem tak sfrustrowany, tak wściekły na końcówkę, jak jeszcze nigdy nie byłem.

Postawmy sobie sprawę jasno: nienawidzę stylu Kinga. Nie cierpię jego nienaturlanych postaci, sztywynych dialogów, dzieciaków zachowujących się jak dorośli, okropnych wątków miłosnych, przerażająco niedorobionych osobowości. Nienawidzę głupich schematów, jakimi się King kieruje, krew się we mnie gotuje, gdy czytając jego książkę czytam po raz kolejny o TYM SAMYM głównym bohaterze, dokładnie takich samych wątkach pobocznych. Wrrrr!!!

No i okropne zakończenia. Jakia jest według "mistrza horroru" koncepcja na najlepsze zakończenie?

Dać na sam koniec jakąś wielką, wyjętą z (wiadomo czego) maszkarę i kazać zabić ją w głupi sposób.

...No ale teraz przebił samego siebie. Dlaczego? Bo ta książka wyjątkowo bardzo mi się podobała. Jakimś cudem przestały mi przeszkadzać wyżej wymienione mankamenty, skupiłem się na klimacie książki, innymi słowy - zmieniłem trochę podejście. Raczyłem się genialnym nastrojem, świetnie odwzorowanym charakterem małego miasteczka, super opisach sytuacji - pal licho debilne postacie. Powieść przez cały czas, począwszy od 1 skończywszy na 650 stronie tworzy klimat. Przez ten cały czas przygotowywałem się na super zwieńczenie, ostateczną konfrontację, ostateczną przegraną bądź wygraną! I co?

...

...

...

I jak zwykle - dostajemy niewiadomo skąd

jakieś pająki, żyjące cienie, plastikowe węże zmieniające się w prawdziwe (co on palił?), snop tęczy wystrzeliwujący Alanowi spod zegarka. No i happy end. Co prawda ktośtam zginął, zostawiliśmy setki niedokończonych wątków pobocznych, ale kto by się tam tym martwił, skoro główny bohater i jego dziewczyna żyją, e?

Stephenie Kingu - NIE! Takich rzeczy się nie robi! Nie daje się czytelnikowi, który oczekuje czegoś fajnego... tego... razem z dziurami w fabule, których ilość w ciągu tych ostatnich 15 stron przekroczyła wszelkie dopuszczalne normy. Jestem totalnie wkurzony, bo pozbawiłem się szansy na polubienie jego twórczości, do czego strasznie chciałem się przekonać.

No i co? No i co z tego, że klimat był boski, sceny grozy doskonałe, a (prawie) całość była po prostu miodna i wciągająca? Guzik. Bo dostajemy po raz kolejny idiotyczne zakończenie. I gdy ktoś zapyta mnie za parę lat o tę książkę - co będę wspominał? Wspomniany klimat, grozę i miodność? NIE! Będę miał w głowie

snopy tęczy wyskakującej spod zegarka i samochód zamieniający się w konia pędzącego do nieba!

Wszak to koniec wieńczy dzieło - a tu jest okropny.

Bez przerwy myślałem o ocenie 8+ na 10. Ale po takim zakończeniu... ocena spada do 7/7+. Okropieństwo ta końcówka! Rany!

I jeszcze jedno - wszyscy doskonale wiemy, jaki autor książek nie lubi katolików. Ale żeby tworzyć tak debilny motyw z tym kasynem i z tą bitwą między katolikami a dzielnymi baptystami... Argh

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Utwórz nowe...