Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Rankin

Olympus Actionus - The Return!

Polecane posty

-Ja zapisuję się do grupy ruszającą za resztą drużyny pierścienia! Zawsze chciałem powalczyć z Aragornem i Gandalfem. Ekwipunek... cóż, i tak mam przy sobie tylko miecz, włócznię i tarczę. Oprócz tego biorę łuk, na wszelki wypadek. Jeszcze tylko jedna rzecz... Obok Solariona pojawia się biały koń o złocistej grzywie. Mój bojowy wierzchowiec, Kalachu. Prawdziwa bestia, radzi sobie nie gorzej od normalnych wojowników. Jestem gotowy, nie mogę doczekać się rozpoczęcia!
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tytokus w końcu odzyskuje przytomność.

- Nieźle... Cholernie nieźle.

Wstaje. Podchodzi do rannego Jamesa, lekko utykając.

- Spokojnie... Zaraz się tobą zajmę...

Z torby wyjmuje małą buteleczkę z oczyszczającym płynem. Oczyszcza rany, przez co powoduje ból.

- Wybacz... Inaczej się nie da.

Oczyszczone rany zawija w bandaże. Po skończeniu, ciężko siada, i podwija nogawkę. Czuje ból w nodze.

- Niedobrze.

W nogę wbity jest duży kawałek zniszczonego metalu. Po długiej szarpaninie, i pomocy pomarańczy, udaję się go wyjąć, oczyścić i zabandażować ranę.

- Czy... czy ktoś jest jeszcze ranny...?

Czuje szarpnięcie. Czas się wraca.

- Chole...

Siedzi w sali i słucha przemówienia.

- Ja wezmę mieczyk, ale podstawa, czyli bandaże i płyn oczyszczający zostać musi.

Wzdycha.

- Kto chce ze mną do pary?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Zerkam na czytaną właśnie "Najdłuższą historię wszystkiego (i jeszcze odrobiny)", zerkam na Wybuchassa, po czym jeszcze raz zerkam na książkę... Postanawiam później zastanowić się nad zniekształceniami czasoprzestrzeni, pakuję kilka książek oraz parę klatek z morderczymi kotami, piersiówkę z mlekiem... Grib'knoga biorę na rękę, a Plumbek, jak postanowiłem nazwać ołowianego kota ociera się o moje nogi. Po namyśle zakładam stylowe okulary, sprawdzam ostrość sztyletu ukrytego w stworzonej pstryknięciem palców lasce. Sprawdzam jeszcze czas w złotym zegarku z dewizką, i mówię:>

- No! Ja jestem gotowy... kiedy ruszamy? Dwie godziny temu czy za chwilkę? Co mówiłeś, Pomarańczowy? Ja mogę pójść z tobą... Kogo gonimy?

--------------------

Wybuchass wywołał falę editów...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ja chętny, tylko tym razem na mnie zaczekajcie!

<Szybko biegnie do siedziby, a po chwili wraca na swoim wiernym bizonie ubrany w czarną zbroję płytową, hełm, nagolenniki itp. Ledwo to wszystko założył, bo naleśniki przypominają mu o sobie w postaci sporego brzucha. "Trzeba będzie zapisać się na siłownię" - pomyślał. U boku trzyma wielki miecz z magicznymi runami, a w ręce tarczę. Gdzieś u pasa zawieszoną ma rozsuwaną różdżkę magii świąt>

- No to mogę ruszać na wycieczkę do Gondoru.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Wchodzi do sali>

Ludzie ta impreza była świetna,dzięki nagraniom mam na was takie rzeczy,że aż wstyd myśleć. Co alkochol robi z bogami to straszne.

<słyszy o wyprawie>

Ja też jadę,chcę być w grupie jadącej do Rohanu pamiętam,ze była tam ciekawa walka i liczę na świetną zabawę.

Już nie mogę się doczekać

<złowieszczy błysk w oczach>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Chcąc zająć dobre miejsce mówi szybko>

- Ja pojadę za Sarumanem. Będzie z nim pewnie można pogadać o książkach oraz wypić trochę mleka... Może nawet lubi koty? Jak się nie dogadamy, to wezmę artefakty i tyle... Co ty na to, Pomarańczowy?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Wygrzebuje się z wraku statku>

Nic mi nie jest ale czy ktoś widział moją piłeczkę?

<Rozgląda się>

O, tu jest?

<Chowa ją i wyjmuję miecz i przyjmuję epicką pozę>

A więc safari czas zacząć

<Zagwizdał>

Nero do nogi

<Przylatuję jego chowaniec i siada na niego>

Dzielimy się na drużyny czy idziemy wszyscy razem?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Saruman, safari, metal, latające miecze i leczące pomarańcze - ty było zdecydowanie za dużo wrażeń jak na jedną noc dla Nesa. Szczególnie, że cztery z pięciu podanych przykładów pierwszy raz widział na oczy.

- Drodzy Bogowie, ekhm... Nie za bardzo wiem o co chodzi, ale chętnie piszę się na wyprawę! - Powiedział.

Zgrabnym ruchem głowy narysował półkolistą metrową linię w powietrzu - zalążek czarnej dziury. Wlazł tam, zakrzywił czasoprzestrzeń i gdy wychodził - był już na statku wraz z Jamesem i innymi Bogami. Wyjął z kieszeni przy spodniach nogą (ręce obowiązkowo w płaszczu!) niedojedzonego naleśnika i delektował się lądowaniem awaryjnym.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Siedząc w swoim pałacu, w misie z wodą patrzy co się dzieje>

Eeee, co tam się stało...? Jedni polecieli gdzieś jakimś statkiem, a tu drudzy zaraz mają jechać do Rohanu? Co się dzieje?

Cóż, w każdym bądź razie jadę z nimi.

<Wychodzi z pałacu, znika pod ziemią, po chwili jest koło Wybuchasa>

Dobra, jadę z wami, ktoś jeszcze nie ma pary?

_______

Ludzie, weźcie róbcie jedną rzecz na raz, bo widzicie co wychodzi. Nie wiadomo co się dzieje, wszyscy polecieli gdzieś statkiem, a mieli jechać razem z Wybuchasem.

@Centyl: Ja jestem od gotowania, a naleśniki jeśli się nie mylę do gotowania należą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Ravenos wszedł w lekko opancerzonej szacie do sali>

-Rozumiem, że jedziemy na to safari. Mogę prowadzić? Całkiem nieźle prowadzę, Casulono, Aquos, Lunar to potwierdzą, prawda? Pamiętacie rydwanik?

<Widząc zrezygnowane spojrzenia wymienionej trójki podchodzi do stołu, gdzie kładzie mały worek i listę>

-Co powiecie na zakłady? Ktoś chce wygrać jakiś artefakt z mojej kolekcji? Może myślicie, że wyrżniecie legion orków, utopicie Balroga, albo wskrzesicie Saurona? Śmiało, obstawiajcie, wygrani dostaną cenne upominki! Ciasto sprzed kilku tysięcy lat, medalion, co wyszczupla i wiele innych rzeczy znalezionych na tej wyspie i w podziemiach mej wieży.

<Usiadł sobie na fotelu, zaczął oglądać salębalową, gdzie jeszcze wczoraj była największa impra we wszechświecie. Złapał jakiegoś drinka, wypił i kontynuował gadanie>

-Proponuję, gdy tam dotrzemy, rozbić kilka obozów, każdy dla jednej grupy, a reszta się jakoś potoczy. Będzie jak w tym ziemskim programie "Robinsonowie", czy coś takiego.

<Przypominając sobie, że muszą się dobierać w pary zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Poszukiwanie towarzysza przygód

jakoś ostudziło jego zapał na wyprawę>

-Ehm, no cóż, kto chce lecieć z szalonym bogiem kawy i czasu?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszyscy bogowie znajdują się przy statku.

- No dobra... Jesteśmy w komplecie.

Tytokus wyłamuje sobie palce. Słyszy deklaracje bogów i propozycję żeby tworzyć pary poszukiwaczy.

- Nie. To zdecydowanie zły pomysł. Ruszymy wszyscy razem, nie jesteśmy niezniszczalni, a ja nie jestem cudotwórcą. No, może nie aż takim.

Poprawia miecz przy pasie i wyjmuje mapę.

- Ruszamy najpierw do Gondoru. Mapa mówi, że mamy tam tylko godzinkę drogi. W tę stronę.

Pokazuję ręką na północ.

- Ruszamy. Uważajcie na orków.

Boski pochód ruszył.

--------------------------------

Do mojego następnego posta, możecie prowadzić swobodne rozmowy, i pojedynki z pojedynczymi orkami w drodze do Gondoru.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Paskudnica, jak zwykle założywszy szpilki na nieodpowiednią okazję, maszeruje z przodu, karmiąc Kozę jarskim Zambo-kabanosem. Własnoręczne złapanie Aragorna będzie z pewnością dalece bardziej satysfakcjonujące niż stworzenie go sobie ot tak (to przecież drobiazg, że po schwytaniu facet zostanie sklonowany, też ot tak). Narzekając, że godzina marszu to bardzo długi i bardzo uciążliwy dyskomfort, Jej Winogronowatość rozważa stworzenie sobie lektyki, w międzyczasie jednak Koza zaczyna dostaje drobnego rozwolnienia i, zawstydzona, czmycha w krzaki. Paskudnica, nie mogąc zostawić swojego maleństwa, udaje się za nim i decyduje się przeczekać przypadłość, jako że nie potrafi skutecznie leczyć biegunek u bojowych kotów norweskich na niedźwiedzie. Boski pochód oddala się coraz bardziej i bardziej, gdy wtem, spomiędzy drzew, zwabiony lubym zapaszkiem fekalii, pojawia się niezwykle szpetny i równie śmierdzący ork. Paskudnica, zirytowana faktem, że brzydal zniszczył niezwykle elegancki projekt lasu tego rejonu Śródziemia, używa na nim swego słynnego Focha; w efekcie głęboka, dymiąca wyrwa znaczy miejsce, w którym przed chwilą nieładnie prezentował się ork. Odczekawszy, aż kociątko poczuje się na siłach, Paskudnica odsyła Kozę do jej międzyplanarnego Koszyczka-Z-Kocykiem i lekkim krokiem (tylko troszeczkę oszukując tamtejsze prawa fizyki) dogania boską ferajnę.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Idąc całkiem szybko zagaduje do reszty>

-Czy ci orkowie mają jakiś słaby punkt? Może się czegoś boją? Łatwo by było się ich pozbyć. Z tego co czytałam na temat orków nigdy nie rezygnują z walki i lubią pożerać ofiary żywcem. Ich szamani potrafią osłabiać jednostki i...

<Potyka się i upada na glebę>

-Co do...

<Podnosi czaszkę o głupawym uśmieszku. Wstaje i chowa ją do worka>

-To zły znak. A propos znaków widzicie na niebie to samo co ja?

<Po niebie sunęła chmura przypominająca zaciśniętą pięść i topór. Była złotego koloru i chyba opadała coraz niżej na ziemię>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Król Mroku po raz drugi w przeciągu... - szybkie liczenie na palcach - ...kilku godzin stracił poczucie miejsca i ocknął się dopiero na jakieś polanie Śródziemia w momencie gdy korowód bogów ruszył na północ wzdłuż rzeki. Nie, wcale nie zwrócił uwagi na fakt, że Paskudnica miała przygodę z jakimś orkiem a przynajmniej to podejrzewał, bo przecież - do cholery - jest patronem metalu, the most epic music in da universe, a nie jasnowidzenia czy tam wróżenia z fusów. Nie mając nic innego do roboty ruszył za resztą zastanawiając się co takiego on, zły patron diabelnej muzy, może tutaj zrobić? Zabić kogoś z Drużyny Pierścienia, przybić piątkę Sarumanowi, żółwika Balrogowi czy puścić perskie oko do Saurona? W końcu śpiewał szatańską muzę a oni wyrażali w tym świecie najprawdziwsze zło. Ciekawe tylko jak by zachowała się reszta bogów...

- Co robić, co robić... - po czym zaklął swoim growlingiem. - Bez muzyki zaraz nie wyrobię... O, mam dobry kawałek... - pstryknął palcami.

Chwilę potem jego łapy, które niejedno "IVIL" już zagrały poszły w tango roznosząc pieśń Rebelii w Krainie Marzeń wzdłuż dolin, lasów, gór i tym podobnych. Mrok pomyślał jednak, że grać samemu to nie to samo co z kapelą więc po chwili obok niego zmaterializowało się kilku jemu podobnych wyznawców "sejtana" z odpowiednimi instrumentami pod pachami. Z szaleńczym entuzjazmem zabrali się do grania.

- A niech mi jaki ork spróbuje przeszkodzić to pożałuje, że się urodził... - mruknął jakby sam do siebie Shadow.

Następny kawałek jaki zasadzili to

jakieś dziwnie brzmiącej kapeli... prawie jak jeden z tych klasycznych dziadków zasuwających głównie na fortepianach. Tak zabawiany przez patrona metalu korowód bogów parł dalej przed siebie...
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Podchodzi do Ravena>

Chyba tylko my zostaliśmy bez pary...

<Po woli drepczą do Gondoru>

<Zza krzaka wyskoczył jakiś dosyć wątłej budowy ork, widząc zbrojną gromadkę, uciekł do lasu, mało co nie gubiąc spodni>

Coś mi się wydaje że on tu jeszcze wróci, tylko że z kolegami.

<Wszyscy zgodzili się na odpoczynek, więc Aquos przygotował trunki na wzmocnienie i podał wszystkim>

No dobra, ten ork za pewne wróci tu, tylko że ze starszymi kolegami. Więc miejcie broń na wierzchu. Tak na wszelki wypadek. A teraz posiedźmy jeszcze chwilkę, zanim wyruszymy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Korzystając z postoju pstrykam palcami, przywołując fotel oraz kieliszek ciepłego mleka. Siadam, po czym zaczynam czytać książkę popijając mleko. Grib'knog goni Plumbka po okolicy. Uciekinier wykorzystuje swoją budowę przebijając się na wylot przez okoliczne drzewa. Ot, niewinna zabawa kotów. Niewinna do momentu, w którym Plumbek przebił się przez nogę przywódcy oddziału orków, który właśnie wszedł na polanę. Grib'knog zatrzymał się i popatrzył na ołowianego kota, po czym zerknął na orka. Postanowił zaatakować tego drugiego. Wstałem, postawiłem mleko w powietrzu, po czym wysunąłem sztylet ukryty w lasce. Przekrzywiłem głowę patrząc na liczącą dwudziestu orków grupę... (Dziewiętnastu, twój kot nie próżnuje - Obserwator)... No tak...>

- Szybcy są... Co z nimi robimy? <Pytam resztę bogów.>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Jak to co?! Odpowiada na pytanie Kniv'tropa. Atakujemy! Biegnie w kierunku wrogów. Dziewiętnastu orków to żadne wyzwanie dla nas! Nawet nie będzie trzeba robić użytku z boskich mocy! Zabiję ich tylko tym, co mam w rękach! Przebija pierwszego z brzegu orka włócznią, chwyta go i rzuca w innych. Wyciąga miecz i zaczyna walczyć. A wy co tak stoicie?! Krzyczy do reszty bogów.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szedł za resztą nie odzywając się. Ostatnimi czasy nieco nie nadążał i ostatnie co pamiętaj to budowa Osiedla. Potem jakaś impreza, safari, zakrzywienia czasoprzestrzeni... Grunt jednak, że zaczęło się dziać coś konkretnego. Bo oddział orków chyba można uznać za coś konkretnego?

- No jak to co? Zabijamy i zastawiamy dowódcę. Może coś nam powie..

Chwilkę po tym dwie kule, ognista i lodowa, walnęły w oddział. Przypiekani z jednej strony, a odmrożeni z drugiej orkowie, wrzeszczeli, biegali w kółko, zwijali się na ziemi i ogólnie dawali znać, że właśnie ktoś ich dziesiątkuje. W końcu zostało tylko trzech. Spojrzeli przerażeni na grupę i zaczęli wiać. Tja, wiać przed bogami. Lunarion pojawił się przed nimi, przez co dwóch zaskoczonych wbiło się na jego ramiona zamienione w długie ostrza. Został tylko dowódca, który chwilkę po tym leżał już ogłuszony na ziemi.

- To kto przesłuchuje?.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ja mogę...

<Pstrykam palcami. Pojawiają się dwa fotele. Sadzam orka w jednym z nich, po czym siadam naprzeciwko, z kieliszkiem mleka w ręce. Dowódca właśnie się budzi.>

- Solarionie? Byłbyś łaskaw poświecić mu w oczy? Pogadam sobie z nim jak dżentelmen z (Oślizgłym, zielonym, nieokrzesanym mnostrum - Obserwator)... Tak... Z ust mi to wyjąłeś...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<podbiega do grupy>

Gdzie jesteśmy? Ostatnie co pamiętam to trzaśnięcie statku w ziemię.

Z tego co się zorientowałem zmierzamy do Gordonu, zgadza się?

A to co tam siedzi i pije mleko to co? ORK?! ZABIĆ GO!

<ziemia pod fotelem wodza orków zadrżała, a ten spadł do dziury z której po chwili wyłoniła się glizda z paszczą rekina.>

No i po sprawie! Jegra, możesz już iść.

<zauważa odbiegające orki>

Jeszcze kilku się zabije

<strzela blasterami w grupę orków. Kiedy już zniknęły z widoku, zaczęły wracać dużo większą grupą>

No to możemy mieć problem, chyba poszli po kolegów

<zaczął znowu strzelać salwami strzał z blastera, wyciągnął dwa miecze, kiedy orki były wystarczająco blisko wskoczył pomiędzy orki zarzynając je po kolei, po chwili został uderzony kolcem i poleciał tuż za resztę bogów.>

ARGH!

<Nie zważając na ranę ponownie wskoczył w orki, znowu po chwili wyleciał z tłumu, tym razem przedziurawiony>

ARGH! Zabije ich!

<zauważa ranę>

Co to jest?!

<próbuje wstać, lecz mu się nie udaje. Jako że to bóg, cały czas żyje, lecz ledwie co. Na leżąco strzela blasterami w nadchodzące orki>

Byłoby miło jakby mnie ktoś uleczył! A wy gnoje gińcie!

-------------------------------------

EDIT: Po poście Golomana mój lekko edytuje

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Zauważył zmagania Jamesa z orkami>

Niestety nie uleczę cię ale chętnie pomogę ci z tymi orkami

<Łapię za swój demoniczny> miecz i biegnie na orki>

Gincie

<Wbija swój miecz w pierwszego orka i przecina go wpół następnie tworzy kulę demonicznej energii i ciska nią w następnego przeciwnika. Następnie tworzy dwa demony które odciągają wrogów od rannego, a sam wyskakuje w powietrze i ląduje wbijając miecz w ziemię co tworzy małą falę uderzeniową która odrzuca kilka orków i rani ich>

A macie!

<Nie zauważył przeciwnika nadbiegającego z tyłu który uderzył go młotem w głowę. Odwrócił się i zabił go lecz z jego głowy leciała krew>

Teraz i ja potrzebuje pomocy lekarza

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Nie wstając fotela zaczynam studiować "Jak zostać doskonałym lekarzem w weekend - poradnik dla żółtodziobów". Moje myśli są zaprzątane jednak tym, skąd u licha wzięły się tutaj te orki, zaraz po tym, jak Księżycowy wybił wszystkich oprócz jednego... No cóż tym zajmiemy się później...>

Rozdział pierwszy: Czym zajmuje się lekarz oraz etyka zawodowa

--------------------

Ludzie! Czytajcie dokładnie co się działo!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Orki udało się odepchnąć. Na horyzoncie malują się białe ruiny Osgiliath.

- Cholera, James!

Tytokus opatruje rannego Jamesa. Po dłuższej zabawie z bandażami i płynem oczyszczającym, Pahl jest w stanie się ruszać.

- Nie rozumiem skąd w was taka żądza mordu. Ork to też istota żywa.

Powiedział to jednak zdanie wyjątkowo bezuczuciowo co zepsuło efekt. Wytarł ręce w szmatkę i podszedł do rannego Boga Demonów. Obandażował mu głowę.

- Ruszajmy prędko do Osgiliath. Może przechowają nas tam gondorczycy. I tak będziemy musieli odeprzeć atak orków na nich, bo sami sobie nie poradzą.

Pogania bogów do ucieczki do Osgiliath.

- Ej, książek! Ty też! Ruszaj się z fotela. Panie, proszę dać dobry przykład i biegusiem!

Wzdycha.

- Jeśli ktoś chcę, to życzę miłej śmierci. To armia orków, do cholery!

-----------------------

Cóż, już coś się poprawiło, ale czytajcie posty innych. Naprawdę, to nie boli, a pomaga. :dry:

Dobra, będziemy bronić Osgiliath. Wszyscy uciekamy w tamtą stronę. Możecie sobie dobiec, i gadać z ludźmi tam, do czasu mojego następnego posta. Proszę nie inicjować ataków orków. :happy:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...