Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

P_aul

[FPS] Hala Walk FPS

Polecane posty

R1 W2 - Magnifico - Obrona i atak

Co za ciekawa okolica. Minimalistyczny wystrój, jak już coś jest, to gigantyczne. W przeplatających się strumieniach wody i magmy można by doszukiwać się wielu metaforycznych znaczeń. Ale nie po to się tu wszyscy zebraliśmy, prawda?

Geronimo rozejrzał się, poszukując przeciwnika.

Ojej, jaka urocza mała dziewczynka. Tak słodziutko wygląda ściskając tego swojego misia... Co ona robi na polu bitwy? Ech, ci dzisiejsi nieodpowiedzialni rodzice. Będę musiał na nią uważać walcząc z... Kimkolwiek teraz walczę.

- Witaj. - powiedziała słodkim głosikiem dziewczynka.

- Ty również witaj, kwiatuszku - odpowiedział z przyjaznym uśmiechem iluzjonista, kłaniając się i uchylając kapelusza.

- Byłeś złym chłopcem. Bawisz się w nie tą grę co trzeba... nie ze mną...

A to ci dopiero, czyżby ona była moim przeciwnikiem? Ale będę źle wyglądał wygrywając z dziewczynką. No cóż, nie chcę, ale muszę. Za to mi płacą.

Gdy Geronimo rozmyślał, Annie zdążyła wystrzelić w jego stronę dwa płomyczki. Iluzjonista w ostatniej chwili zorientował się, że jest zagrożony, i szybkim ruchem złapał oba pociski w zaciśniętą dłoń. Chuchnął, potrząsnął pięścią i rozwarł palce. Zamiast płomyków, na białej rękawiczce Magnifica leżały dwa czerwone kwiatki.

Prestidigitator wpiął jeden z kwiatków do butonierki, a drugi schował na przyszłość.

Powinienem odpowiedzieć, ale przecież do niej nie strzelę. Szkoda, rewolwer będzie jeszcze musiał poczekać na swoją kolej.

Iluzjonista podwinął rękawy, zdjął rękawiczki, i pokazał publiczności swoje puste dłonie. Następnie zacisnął jedną rękę w pięść, a drugą zaczął z niej wyciągać jaskrawozieloną szarfę. Wyciągał tak i wyciągał, aż w końcu się znudził. Zaczął szybko biegać dookoła przeciwniczki, z każdym kółkiem coraz mocniej obwiązując ją szarfą. Po kilku obrotach, przebiegając obok wpiął dziewczynce we włosy czerwony kwiatek, który kiedyś był płomykiem. Następnie wrócił do obwiązywania jej szarfą...

---

Słowem wyjaśnienia - Prestidigitator jest iluzjonistą, więc też będzie robił dużo nienaturalnych rzeczy, które chyba nie są na tyle mocne, by traktować je jako moce specjalne.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Annie, R1 W1 - obrona i atak

- Słodkie. - Annie wyszczerzyła ząbki w paskudnym uśmiechu. - Tak bezsensowne... skazane na porażkę.

Powietrze jakby się zagotowało. Patrząc na tą dziewczynkę z misiem z daleka można było pomyśleć, że jest zwykłą fatamorganą a nie, że cząsteczka O2 dookoła niej przebija właśnie kolejne rekordy w cieple nim jej magiczna moc mogła wreszcie doprowadzić do samozapłonu. Znikąd buchnął ogień, jaskrawy i potężny, który zmienił całą szarfę w niewielką, spopieloną kupkę. Nie uchował się nawet milimetr materiału, z którego mógłby dalej się nabijać... moc żywiołu w końcu jest w stanie przenosić góry a w tym wypadku je spalać. Po pierwszej chwili dezorientacji wszystkim obserwującym walkę w miejscu dziewczynki ukazała się wielka kula ognia. Dopiero przyjrzawszy się uważnie można było dojrzeć zarysy Annie w środku - całkowicie nie draśniętej i z kompletem ubrań. Kilka chwil później tarcza wyparowała odsłaniając nadal nieprzyjemnie się uśmiechającą dziewczynkę. Co niektórym widzom zdawało się jakby w miniaturowej pluszowej zabawce tliła się iskierka życia...

- Nudzisz mnie magiku... twoje sztuczki są nudne. - wypowiedziała raz jeszcze głosikiem pełnym słodyczy, za którym czai się maska piromanki, która chce zwęglić twoje ciało w przeciągu sekundy. I zdecydowanie o takie marzenia można ją było posądzać... Szybkim ruchem złożyła obie ręce w kształt trójkąta gdzie w jego pustym wnętrzu zaczęła gromadzić się ogromna ilość magii. Po chwili jaskrawe światło obwieściło powstanie śmiercionośnej kuli ognia. Annie zrobiła tylko lekki ruch rękoma do przodu a pomarańczowo-czerwona kula pomknęła w stronę iluzjonisty.

Przy takiej prędkości nanosekunda nie uwagi i zostaną z niego skwarki.

---

tarcza ognia - pierwsza użyta moc specjalna :P; a zaraz potem fireball, już potężniejszy ;]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Magnifico - R1 W2 - Obrona i atak

Nie wyszło... być może będę zmuszony coś jej zrobić. Szkoda, taka miła dziewczynka. Może uda mi się ją przekonać do zostawienia mnie w spokoju. W tym momencie iluzjonista zauważył ogromną kulę ognia lecącą w jego stronę. Wyciągnął więc z rękawa dwumetrową drabinę, postawił pionowo (bez podparcia) i szybko wspiął się na jej czubek. Kula ognia uderzyła w podstawę drabiny i eksplodowała. Geronimo został wyrzucony w powietrze, a ogony jego fraka zajęły się ogniem. Czarodziej zdjął go, i wykorzystał jako spadochron, nabierając do niego ciepłego powietrza. Wylądował delikatnie, odrzucił frak, poprawił szelki i kapelusz. Nie podobało mu się to, co się przed chwilą stało.

- Posłuchaj, mała. Nie będę bił małej dziewczynki. Niby mi za to płacą, ale stracę popularność. Kasę dostanę raz, a popularność daje mi kasę regularnie. Jak widzisz, wybór jest prosty. Nie zmienia to faktu, że jesteś rozpuszczonym bachorem, i trzeba cię przygasić. A ja lubiłem ten frak.

Iluzjonista wyciągnął różczkę, i wykonał szybki gest. Wszystkie ze strumieni wody spływających po ścianach komina odchyliły się nieznacznie do środka. Geronimo powtórzył gest. Teraz strumienie już prawie dosięgały platformy. Zamaszystym gestem, z potężnym okrzykiem iluzjonista skierował całą tą wodę w piromankę, z prędkością sięgają setek kilometrów na godzinę.

- "Przygasić", haha... A to mi się udało!

---

Przekierowanie wody, czy jakkolwiek to nazwać - pierwsza moc specjalna z głowy. Czasem nawet najlepszy iluzjonista musi dopomóc sobie prawdziwą magią :7

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Annie, R1 W1 - obrona

- Hihihihihi... - mała dziewczynka roześmiała się tonem pełnym słodyczy, w którym krył się jad zdolny położyć trupem każdego głupca, który uwierzy w jej niewinność. - Żaden z ciebie magik. Tak bezczelnie kraść ozdobę areny? Prawdziwy mag ma w sobie moc aby wyczarować podobne cuda pstryknięciem palców... - wyszczerzyła zęby w drapieżnym uśmiechu. - Tak jak teraz...

Dookoła Annie, w jednej chwili nieuchwytnej gołym okiem, w odległości pięciu metrów pojawił się jaskrawy, doskonale widoczny okrąg. Dopiero po bliższym przyjrzeniu się można było dojrzeć, że w istocie to magma, która mogła pojawić się tylko dzięki czarom, bo żadne podgrzanie posadzki nie przyniosło by takich efektów... a może? Mroczne Dziecko dotknęło ręką kamiennej podłogi. Fala ciepła jaka po nim przeszła zdawała się niemal widoczna a po chwili setki, jeśli nie tysiące drobnych, jasnych nitek wypełnionych ogniem rozprowadziły się po całym okręgu tworząc doskonały krwiobieg mocy. Z triumfem na twarzy Annie podniosła ręce w górę...

... i po chwili znikła za ogromną ścianą ognia, która znikąd wystrzeliła w powietrze z ogromną prędkością oraz rykiem jakby dziesięć tysięcy zwierzęcych gardeł było zarzynanych w tej chwili. Wieża piekielnego ognia osłoniła Annie ze wszystkich stron i gdy fale wody dotarły do celu rozegrała się walka żywiołów. Powietrze wypełniło się sykiem i parującą wodą. Wydzielana była w takiej ilości, że już po chwili dostrzeżenie tego co dzieje się na arenie było niemożliwe. Po paru minutach dopiero, gdy sytuacja się uspokoiła widzowie dostrzegli nienaruszoną Annie a chwilę potem jej oponenta.

- Słabo się starasz. - zaśmiała się w kierunku iluzjonisty.

---

Trzecia moc specjalna wykorzystana, niespodzianka szykowana na drugą rundę, koniec pierwszej :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

R2 W2 Atak

- Chcesz więc, aby coś pojawiło się znikąd? Hmmm. Przychodzi mi do głowy pewna bardzo znana sztuczka, która idealnie pasuje do sytuacji. - Iluzjonista odwraca się do widowni, i zaczyna mówić, trzymając różdżkę jak mikrofon.

- Drooooodzy widzowie! Ta urocza dziewczynka poprosiła o pewną sztuczkę. Chciała zobaczyć, jak coś się pojawia! Od tak, z niczego! Uznałem, że będzie to samo w sobie zbyt proste, więc utrudniłem sobie troszkę to zadanie. Przed państwem... - pstryknięcie palcami - Lewitująca Statua Wolności!

Rzeczywiście, w powietrzu majestatycznie wisiał znany pomnik, razem z betonową podstawą w kształcie gwiazdy. Znajdowała się bezpośrednio nad Annie, okrywając dziewczynkę cieniem.

- Proszę zwrócić uwagę na to, że siłą woli utrzymuję ten symbol wolności, nadziei i wielu temu podobnych rzeczy w powietrzu! Nie jest to prosta sztuczka, zapewniam was! Musiałem wiele ćwiczyć, by utrzymać ją w powietrzu chociaż przez dziesięć sekund! - W tym momencie minęła dziesiąta sekunda. Statua Wolności, najzupełniej materialna, runęła na dziewczynkę z ogromną prędkością.

- Ups! - Iluzjonista uśmiechnął się.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Annie, R2 W1 - summon!, obrona oraz kontratak

- Phi... - zachichotała dziewczynka. - Już niedługo się nauczysz, że żadna materia nie może równać się potędze żywiołu.

Co bystrzejsze oko dostrzegło, że coś dziwnego dzieje się z miśkiem. Ze wszystkich możliwych otworów zaczęły unosić się niewielkie strużki dymu, żeby po chwili z mordy wystrzelił strumień ognia. Adekwatny do skali ma się rozumieć... wystarczyło by go tylko powiększyć aby ze zwykłego ozdobnika zrobiła się śmiercionośna broń zdolna do obrócenia w perzynę zadufanych w sobie i mało zabawnych iluzjonistów. Mroczne Dziecko widziało prędzej swego oponenta w cyrku zabawiającego publikę a nie kogoś zdolnego do zadawania krzywdy. Brakowało mu...temperamentu.

- Rise and shine, Mr. Tibbers. - Annie wypowiedziała radośnie słowa a chwilę potem nastąpiła kolejna eksplozja ognia.

Niczym wyrzucający z siebie lawę wulkan jaskrawe, pomarańczowe płomienie zdawały się ciągnąć ku niebie liżąc właśnie spadającą Statuę Wolności czymkolwiek by ona nie była. Ogień zdawał się nie robić nic aby powstrzymać upadek przedmiotu dopóki z szalejącego żywiołu nie wyłonił się ogromny kształt wściekłego niedźwiedzia. Dopiero po chwili widzowie mogli zobaczyć to trzy metrowe bydle z nieprzyjemnymi oczami, w którym zdawało się ziać samo Piekło. Tibbers, jeszcze niedawno pluszowa zabawka, stał się teraz chodzącym czołgiem ze wszelkimi tego konsekwencjami.

- GRAAAAAAAAAH! - zwierzę ryknęło wściekle chwytając obiema rękami statuę. Powietrze aż zadrgało od starcia się dwóch sił, ale pupilek Annie był rzeczywiście jak ogień... raz uwolniony szalał bez żadnych limitów. Annie w międzyczasie ułożyła się wygodnie na barku niedźwiedzia z nieopisaną radością obserwując jego pokaz siły.

- A teraz kochany panie Tibbers... pokaż mu co to znaczy oberwać własną bronią.

Drgnięciu budowli towarzyszył przeciągły, mrożący krew w żyłach ryk bestii a po chwili statua pomknęła prosto ku ziemi na stojącego iluzjonistę. Zaraz poczuje co to znaczy zamienić się w gwoździa.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Geronimo - R2 W2 Obrona i atak

Silny ten niedźwiadek... Bardzo silny. Iluzjonista spojrzał na lecącą w jego stronę Statuę i zwrócił się do publiczności.

- Proszę państwa, to chyba najwyższa pora, by zaprezentować znaną i lubianą sztuczkę ze znikaniem! Oto ona! - Iluzjonista zniknął w chmurze dymu. Statua Wolności uderzyła w tą chmurę, i w arenę. Wielka masa betonu i stali wyryła kilkudziesięciometrowy rów w podłożu i spadła do dziury otaczającej pole bitwy. Pył unosił się w powietrzu. Iluzjonista wyszedł nie wiadomo skąd, i ukłonił się.

- Oczywiście powiedzą państwo, że każdy może siebie od tak zniknąć! No cóż, mój kodeks osobisty zakazuje znikania innych istot żywych, lecz zawsze mogę coś zrobić. Zniknę więc... Podłogę!

Geronimo machnął różdżką raz jeszcze, w kierunku Annie i niedźwiedzia. Pod nimi, w miejscu gdzie wcześniej był solidny grunt, pojawiła się okrągłą dziura, o średnicy około piętnastu metrów. Widać w niej było otchłań znajdującą się pod areną. Teraz grawitacja zdziała swoje.

- Żegnaj, misiaczku! - Jedną z nielicznych wad iluzjonisty była skłonność do marnych żartów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Annie, R2 W1 - obrona oraz kontratak

Mroczne Dziecko pozwoliło sobie tylko na chwilę, drobną sekundę zdziwienia na twarzy, żeby powróciła maska serdecznej pogardy dla wszystkiego co staje na jej drodze. Wedle normalnych praw fizyki oraz masy Tibbersa ucieczka z tak szerokiego kręgu byłaby niemożliwa, ale nie był to jedyny as jaki Annie trzymała w rękawie. Nie mogła pozwolić, żeby coś stało się jej pupilkowi a sam fakt, że ten marny cyrkowiec chciał coś jemu zrobić zagotował w niej krew do astronomicznych rozmiarów. Kotłująca się para gniewu mogła się równać tylko z eksplozją superwulkanu w Yellowstone. Uśmiechnęła się drapieżnie a po chwili niedźwiedź nie skończywszy jeszcze przelotu przez "znikniętą" część podłogi naprawdę wyparował zostawiając po sobie szereg niewielkich płomyczków oraz czegoś co wyglądało jak spopielony pergamin znikający powoli w powietrzu.

- Niespodzianka! - nagle iluzjonista usłyszał przeciągły, radosny krzyk dziewczynki a za jego plecami, na długość dłoni, pojawił się pan Tibbers. Był wkurzony jak wszyscy diabli.

Rycząc wściekle uniósł już obie łapy w powietrze szykując się na uderzenie, które powinno wsmarować przeciwnika w ziemię... zamienić go w krwawą papkę.

---

Pierwsza moc specjalna po summonie użyta (teleportacja ma się rozumieć ;])

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Magnifico - R2 W2 przemiana, obrona

Iluzjonista patrzy zdziwiony na niedźwiedzia. Tego się nie spodziewałem, to na prawdę poważna sytuacja. Trzeba się będzie uciec do poważniejszych środków obrony... myśli, po czym zostaje przez misia przygnieciony. Ubrania padają na ziemię, puste. Prawie puste.

W rękawie leżącej smętnie na ziemi koszuli widać małe wybrzuszenie. Zbliża się ono do rękawa. Po chwili na zewnątrz pojawia się mała, szara kawka. Oczywiście w cylindrze. Jest to nasz bohater.

Kawka wzbija się wysoko w powietrze.

- Kaw?*

Może nie powinienem jej drażnić... To było groźne. A co mi tam, raz się żyje! Ciekawe, czy zrozumiała?

---

* "To wszystko na co cię stać?"

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Annie, R3 W1 - atak

- Hahaha... - Annie klasnęła w dłonie. Pan Tibbers delikatnie wziął ją w swoją potężną łapę również uśmiechając się drapieżnie w kierunku ptaka. - Nigdzie nie będziesz bezpieczny!

W tym momencie niedźwiedź odrobinę się wygiął, przymknął prawe oko chcąc jak najlepiej wcelować po tym z gracją cisnął śmiejące się szaleńczo Mroczne Dziecko we fruwającego ptaka. Iluzjonista popełnił tutaj jeden podstawowy błąd - akurat o niedocenieniu przeciwnika nie może być mowy, bo wcześniej się nie znali - zamienił się w coś mniejszego niż sama Annie. Nawet najbardziej drapieżny kot ulegnie myszy jeśli ta zacznie go przewyższać rozmiarem. Sytuacja w której ptak ma naprzeciw sobie słodką dziewczynkę z mroczną mocą ognia jest w ogóle poza skalą. Także kulinarną. Mięso z kawki mogło być całkiem niezłe.

- Pora na grilla... - Annie szepnęła kiedy w prawej ręce znalazła się niewielka kula ognia. Dla człowieka. Taka kawka powinna zamienić się w wiór po kilku sekundach. - Otwórz szeroko!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Magnifikawka - R3 W2 Obrona i atak

Dziewczynka popełniła jeden, podstawowy błąd. Nie pomyślała o tym, jak zwinne są ptaki. Dla takiej kawki, uniknięcie lecącego w jej stronę dziecka to żaden problem. Iluzjonista zanurkował w stronę ziemi, a dziewczynka i kula ognia przemknęły wysoko nad nim. Chwilowo był bezpieczny.

Jednak niedźwiedź ciągle był niebezpieczny. Kawka wzleciała wysoko, dokładnie nad pupilka przeciwniczki. I zrobiła to, co ptaki zwykle robią ludziom na głowę. Jednak w locie pocisk przeszedł kilka przemian. Najpierw zamienił się w małego, zabawkowego żołnierzyka ze spadochronem. Następnie w kulę do kręgli. Na końcu w petunię w doniczce.

O nie, znowu to samo - pomyślała petunia i pomknęła z zabójczą prędkością w kierunku głowy niedźwiedzia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Annie, R3 W1 - przemiana, obrona i kontratak

Śmiercionośna petunia mknęła w stronę jej ukochanego misiaczka a sama zaraz miała poczuć co to znaczy siła grawitacji. Normalny człowiek byłby lekko zaniepokojony perspektywą rozsmarowania się na kamienistej podłodze, ale dla Mrocznego Dziecka było to równie ważne jak zeszłoroczny śnieg... czyli w ogóle. Pstryknęła palcami, rozłożyła ręce a po chwili pan Tibbers znikł a niewielka, pluszowa zabawka pojawiła się przy dłoni Annie wraz z całą mocą jaką w sobie nagromadziła. Mknąć już dół nagle dziewczynkę otoczyła ogromna kula ognia. Nie była to jednak tarcza albo zwykły "tower burst" energii, ale coś w rodzaju jaja Feniksa - etap przejściowy między formami, który wydawał z siebie ogromne ilości ciepła zdolne do stapiania tytanu. Idealna ochrona na zbyt ciekawskich i upartych.

- KIIRIII! - w jednej chwili z pomarańczowo-czerwonej kuli płomieni wystrzeliły złociste skrzydła a chwilę potem z fal szalejącego żywiołu ukazała się wszystkim sylwetka mitycznego ptaka znanego niemalże ze wszystkich możliwych legend. Po słodkiej, niepozornej dziewczynce nie został ani jeden ślad. Teraz widzowie mieli zobaczyć co to znaczy walka ptactwa, szczególnie, że jeden z okazów ma w sobie cholernie zagotowaną krew. - KIRI! - feniks wydarł się jeszcze raz i zanurkował w stronę kawki chcąc złapać ją w potrzask gorąca, które powinno ugotować ptaszka.

---

Okazało się, że zrobiłem jedną wtopę z mocą specjalną (przemiana a nie summon :P), ale wyjaśniłem to sobie z Golomanem, że to pomyłka niechcący była ^_^

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Magnifico R3 W2 Obrona i atak

To nie wygląda dobrze. Tego nie uniknę. No cóż, trzeba się ładnie pożegnać z widownią. Kawka nurkuje w próbie uniku, ale i tak zostaje potrącona przez feniksa. Podpalona uderza w ziemię niedaleko krawędzi. Ostatkiem sił podczołguje się na brzeg areny i próbuje ugasić swoje pióra. Po chwili patrzy na przeciwnika. Feniks zbiera się do ostatniego ataku.

Iluzjonista macha skrzydłem w stronę ognistego ptaka. Nie wiadomo skąd wylatuje pełna talia kart, ozdobiona misternymi obrazkami. Na walecie trefl widać ubranego w stylu Elvisa człowieka z afro i bokobrodami. Damę kier zdobi malutka dziewczynka z misiem, uderzająco podobna do Annie. Na królu pik widać uśmiechniętego bezczelnie młodego człowieka we fraku i w cylindrze, który trzyma sceniczną różdżkę.

Wszystkie karty, o ostrych jak brzytwy krawędziach pofrunęły w kierunku feniksa, zdolne przeciąć nawet stal. Kawka, próbując uniknąć ataku przeciwnika skacze przez krawędź, i spada w dół. Nie ma nawet siły machać skrzydłami. Ptak znika w ciemnościach otchłani.

Nie wszystkie karty poleciały w stronę ognistego ptaka. Król pik, ozdobiony człowiekiem w cylindrze, leży na ziemi. Jego róg zajął się ogniem. Po chwili po karcie pozostał sam popiół.

---

Tak oto kończy się kariera Prestidigitatora Geronima Magnifico w Federacji Pojedynków Sesjowych.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Annie, R3 W1 - obrona

- KIRI! - ten jeden ryk feniksa mógł równie dobrze sugerować radość z losu przeciwnika jak i gniew, że postanowił ostatni raz zagrozić istnieniu Mrocznego Dziecka.

Nie miała pewności czy poza ostrością karty mają w sobie jakąś moc przeznaczenia, ale nie można było ryzykować... mknęły za szybko na zwykły manewr wymijający a poza tym dla uczczenia końca walki mogła wykorzystać pozostałą część swej mocy aby pokazać im wszystkim, że z magami ognia się nie zadziera. Zwłaszcza jeśli mają paskudne charaktery. Legendarny, bijący gorącem tysiąca wulkanów ptak położył - choć impet wskazywał, że raczej wbił z hukiem - skrzydła na ziemi, które po chwili zaczęły przesyłać astronomiczne ilości ciepła, które zaczęło przytapiać kamienistą posadzkę. Ogień o temperaturze zbliżającej się do stopnia, w której mógłbym zamienić w pył nawet żywiołakowego kamrata, mieszając się z budulcem, stawał się twardą, stałą materią, która zaczęła tworzyć się wokół feniksa. Struktura zaczynała przypominać wulkan albo twierdzę złożoną z wielu okręgów twardej, skamieniałej magmy, która może natychmiast nie powstrzyma natychmiast kart przeznaczenia, ale powinna je spowolnić na tyle, że gdy dobiją do ciała feniksa spalą się wśród ogni Tartaru. Mroczne Dziecko nie oszczędzało się i pakowało w to zaklęcie ochronne wszystko co miało.

Karty z impetem wbiły się w kamienistą strukturę wchodząc coraz głębiej, ale to widownia nie mogła ujrzeć. Czekali na krawędzi krzeseł na jakikolwiek sygnał czy atak iluzjonisty dosięgnął celu...

---

To chyba tyle. Piękne dzięki za walkę, a teraz panie sędzio - czyń pan swą powinność :D Od razu deklaruję możliwość dalszego pojedynkowania się ;]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy opadł bitewny kurz, na arenie znikąd zjawił się szkielet-metal. Lisz powolnym krokiem zmierzał ku centrum platformy. Między kościstymi palcami lawirowały karty całej talii. Wszystkie były asami pik...

- Szanowni Widzowie! - zaczął nader donośnym swym głosem sędzia główny - Tego dnia zaszczyt miałem nie tylko wprowadzenia rywali na arenę, lecz moją rolą było także przewodzenie dwóm pozostałym sędziom. Jako przewodniczący tego jakże kameralnego grona przychodzi mi teraz ogłosić wyniki... do tej pory byli nieznani, okryci tajemnicą. Teraz jednak macie okazję poznać tych, którzy zawyrokowali o wyniku dzisiejszego spotkania. Którzy wraz ze mną zadecydowali, który to zawodnik wygrał walkę dla swego "promotora". Tak więc kolejno - i kolejnymi rundami licząc:

MarkosBoss głosował następująco:

Goloman - 7; 5; 7

Black Shadow - 6; 7; 6

niko22 głosował następująco:

Goloman - 8; 7; 6

Black Shadow - 6; 8; 7

Jako ostatnie podam wyniki z mojej strony:

Goloman - 8; 7; 7

Black Shadow - 6; 7; 7

Wyniki łączne kolejnych rund to:

Goloman - 23; 19; 20

Black Shadow - 18; 22; 20

- Moi mili Państwo - kontynuował trup. - Widać zatem już jak na dłoni, jak malują się wyniki zakończonej potyczki. Była to walka niezwykle interesująca i na nudę nawet ja narzekać nie mogłem. Wybór dla sędziów był w istocie trudnym - stąd i REMIS... jeśli spojrzymy na wyniki w kolejnych rundach. Wszak po jednej na zawodnika, trzecia runda zaś jest zremisowana całkowicie. Nie jest to jednak ostateczny wynik, gdyż jeden z walczących swą potyczkę raczył wygrać z większą przewagą punktów, następną przegrywając mniej druzgocząco.

Wynik łączny całej walki to 62 do 60. Posiadaczem wyższego o dwa punkty wyniku i zwycięstwa całej walki jest...

GOLOMAN!

To Prestidigitator i jego niezwykłe, nader oryginalne sztuczki dały mu dziś zwycięstwo, bo choć ostatecznie zdać się mogło, iż posuwa się on do aktu desperacji, to jednak wzruszona nie tylko publika lecz także i loża sędziowska nagrodziła umiejętności zaprezentowane tutaj przez iluzjonistę w jak najbardziej, myślę, należyty sposób. A na dziś dzień to będzie wszystko, co mamy Państwu do zaproponowania. Obyśmy spotkali się już niebawem podczas kolejnego, miejmy nadzieję iż nie mniej fascynującego starcia dwóch osobowości. Na "do widzenia" proszę Was tylko jeszcze... nagrodźmy gromkimi brawami oboje naszych dzielnych bojowników! Kłaniam się nisko w pas i do następnego razu!

Te słowa mówiąc talia asów pik w jednej chwili rozwiewa się w smugę magicznego dymu, który jak zdradziecki wąż oplata kończyny lisza, spowijając go swym całunem. Ostatnią częścią jego ciała, jaką widać pośród ogłuszającego huku braw publiki, jest prawa ręka. Widać pstryknięcie palcami. Trzask. I wszystko znika w ułamku chwili.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nagły wjazd stada zombie-szalonych krów rodem z Piekła o mało nie zawalił całej Hali na łeb wszystkich zgromadzonych. Od ostatniego pojedynku minęło dużo czasu a ekipa konserwacyjna obijała się na Majorce.

- NIE OBIJAĆ SIĘ...! - dalszą, nieprzyjemną część zdania zagłuszył ryk stada. Podobnie jak dalsze epitety ciskane na przemian z kulami ognia w stronę biednych pracowników Hali, którzy w ekspresowym tempie przywracali miejsce dawną świetność, odnowili tynk, odmalowali ściany, wkręcili nowe żarówki, uzupełnili zapasy jedzenia oraz napojów wszelakich w stołówce a przede wszystkim naszykowali arenę, która miała stać się świadkiem dzisiejszego pojedynku. - Niech ich wszystkich na tym Olimpie satyr kopnie, już mam dosyć tej roboty a najlepsze jeszcze się nie zaczęło... - kątem oka dostrzegł leniwą jednostkę. - CO SIĘ GAPISZ CO?! *Pracuj-i-biegaj-bardzo-szybko-bo-zginiesz-marnie*!

W końcu jednak wszystko było na swoim miejscu wliczając w to budki z kebabami, publika szalała, ludzie rzucali w niego pieniędzmi i do pełni szczęścia brakowało jeszcze zgolenia węgierskim wąsów gdyby Mike G w ogóle je miał. Wyznaczony jako komentator do dzisiejszego pojedynku zajął miejsce wysoko w loży honorowej na cienistym tronie, spod którego czasami było słychać krzyki nieumarłych. A pies ich trącał, pomyślał Mike, przeszedł wszelkie kontrole, inspekcje BHP i co tam lokalna administracja mogła wymyślić.

DJ, odosobniony w budce po drugiej stronie, zapuszczał już bity i bajty na nastrojenie publiki a komentator w końcu chwycił mikrofon:

- Halo, ta chińska podróbka działa? Einz, zwei, drei? - wzruszył ramionami. - Chyba tak... zatem witam was marni śmiertelnicy...

- Szefie, szefie! - przybiegł do niego jeden z pomocników, futrzak w poszukiwaniu Euro Disneylandu. - Mamy problem!

Mina komentatora przeszła w fazę odliczania do totalnej anihilacji.

- Co. Się. Dzieje?

- Uuh, spis zasad... nie ma spisu zasad, ktoś zapomniał kluczyka do Koszar na Poligonie i nie mamy jak się dostać do środka!

- Pusty obiekt tam zostawili?

- A jaki pusty, jakieś kości tam chrzęściły.

W tym momencie ognie na plecach Mike'a G zmieniły swą barwę w jasny pomarańcz*.

- Zrobimy w ten sposób. Jeżeli za trzy sekundy z twojej gęby nie wyskoczy milion baksów... wróć, jeżeli nie wyskoczy cholerny kawałek papieru to sprzedam cię Turkowi na rogu.

Ostatecznie jednak musiał zdać się na swoją boską acz nadpiłowaną intuicję. Szamanie mięsa szalonych krów nie zawsze było dobrym pomysłem.

- Ja się, motyla noga, naprawdę nie mogę denerwować. Jeżeli zawiedziecie jeszcze raz... marny wasz los. - cisnął futrzaki w kąt, chwycił mikrofon i ryknął basowym głosem pana podziemi. - Zaczynajmy wreszcie! I niech ci śmiertelnicy lepiej mnie zabawią! Po mojej lewej gość o liczbie zasług, których nie chce mi się nawet czytać z węgierskim wąsem... a może brodą... czyli Chuck Kamina. Po mojej prawej, gość, który oszczędnością w słowach oszczędził mi pracy czyli Layonel! Idźcie się tłuc i lepiej, żeby było to porządne mordobicie! - gong obwieścił początek walki.

Obaj wojownicy znaleźli się na głównym, dosyć przestronnym, kamiennym placu otoczonym ze wszystkich stron przez lekko zakurzone, zarośnięte budynki świątyni przypominające miejscówkę używaną przez mnichów z Shaolin. Co jednak najlepsze cała arena znalazła się wysoko w chmurach jakie powoli przemieszczały się po bezchmurnym niebie. Publika wraz z komentatorem i DJem obserwowała widowisko z okrążających okolicę sterowców.

Niejaki Chuck Kamina pojawił się w akompaniamencie statku kosmicznego, który wbił się w podłogę roztrzaskując się na kawałki, ale sam wojownik wyszedł z tego bez szwanku. Cholera, będzie musiał to dopisać do rachunku strat a sam statek odkupić Księciu. Z kolei jego oponent zjechał dynamicznie na linie z jednego ze sterowców dumnie lądując na arenie. Pora wreszcie zacząć walkę w trybie klasycznym!

---

*problem jest taki, że pierwsze strony Koszar RPG wywalają błędy i nie mam jak dorwać się do opisu zasad więc obstawiam, że walka w trybie CLASSIC obywa się bez żadnych summonów, przemian ani mocy specjalnych smile_prosty.gif

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Round 1, Layonel 1 Atak!

Nie jestem jeszcze znany, ale to się zmienni. Czas rozpocząć pojedynek. Wykonałem ukłon dla przeciwnika, aby okazać mu szacunek. Następnie powoli wysunąłem miecz z pochwy. Cały czas obserwując mojego rywala. Mój oponent, spokojnie przechadzał się po drugiej stronie areny. Srebrne ostrze Angel, pięknie się prezentowało w blasku słońca. Ale dość tej prezentacji. Ruszyłem na wroga szarżą, w pogotowiu trzymając tarczę. Mój przeciwnik jest nieobliczalny, więc muszę uważać, aby czymś mnie nie zaskoczył. Pierwsze kilka ciosów, udało mu się uniknąć. Ale w końcu go trafię, nikt nie jest w stanie, bronić się w nieskończoność. W dalszym ciągu atakowałem przeciwnika mieczem. Po czym uderzyłem go niespodziewanie tarczą. Przeciwnik lekko się zachwiał po trafieniu, widocznie się nie spodziewał tego manewru. Postanowiłem wykorzystać tą sytuację. Pchnąłem ostrze miecza w jego stronę, mierzyłem w klatkę piersiową. Miałem nadzieję ze przeciwnik, nie zdąży wykonać kolejnego uniku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Runda 1, Wojownik 2 Obrona i Atak

Widzę nadbiegającego w moją stronę przeciwnika i uśmiecham się. Wychylam się do tyłu, potem na boki i tak przez kilka chwil unikam ataków wroga. Zauważam lekki zamach tarczą i rozumiem, co zaraz się stanie. Biorę cios na klatę i wykorzystując impet uderzenia wybijam się w powietrze, wykonując salto w tył. Kątem oka zauważam, jak ostrze miecza wbija się w powietrze.

Ląduję pewnie kilkanaście metrów dalej i rozglądam się po terenie walki. Wygląda to jak jakaś świątynia... Uśmiecham się do wspomnień. Czas przejść do kontrataku. Wyciągam granat zaczepny i owijam go końcówką długiego łańcucha. Zaczynam machać nad głową łańcuchem coraz szybciej. W pewnym momencie słyszę lekkie kliknięcie: pęd powietrza wyrwał zawleczkę.

- Raz, dwa...!!

Robię ostateczny, pionowy zamach i uderzam łańcuchem tam, gdzie powinien stać mój przeciwnik.

- Bum!!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Runda 1, W 1 Obrona i atak

Sprytnie, a nawet bardzo sprytnie. A na szczęście, jestem utalentowanym magiem i mam swoje sztuczki. Aby uniknąć przemyślanego ataku przeciwnika, postanowiłem migać po arenie. Kiedy granat wybuchł, może i przeciwnik myślał, ze mnie wykończył. Ale niespodzianka kiedy opadł kurz po wybuchu, to pomnie nie było ani śladu. Pojawiłem za swoim przeciwnikiem, a następnie postanowiłem, błyskawicą porazić wroga. Zobaczymy jak wróg poradzi sobie z magią. W razie uniku mojego oponenta, byłem gotów powtórzyć manewr kilka razy. Może i poradził sobie z moją szarżą, ale błyskawica jest zdecydowanie szybsza, od moich ciosów mieczem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Runda 1, Wojownik 2, Obrona i Atak

Zniknięcie przeciwnika z mego pola widzenia oznaczało albo moje zwycięstwo, albo...

- A więc stoisz za mną.

Wyciągam przed siebie okulary, i zauważam, że odbija się w nich Layonel, kończący rzucanie jakiegoś zaklęcia.

Sięgam ręką za pazuchę, wykonując jednocześnie unik. W miejsce, w którym stałem uderza błyskawica.

- Sięgasz po moce Thora?!- wołam, wyjmując klepsydrę i wyrzucając ją w powietrze- Ja sięgam po moc Payne'a!

Piasek zaczyna się przesypywać, klepsydra opada na ziemię. Czas wokół mnie zwalnia.* Kolejne wyładowania nie są dla mnie wyzwaniem i spokojnie je omijam.

Łapię klepsydrę w rękę, chowam i szybko ruszam w kierunku wroga. Czas biegnie już normalnym tempem.

- Masz ładny pancerzyk, paladynie. Ale ludzie dawno już wymyślili pociski przeciwpancerne.

Chwytam w rękę pocisk z RPG, które nosiłem cały czas ze sobą w płaszczu. Zamachnąłem się i rzuciłem w kierunku Layonela. Po chwili osiągnął optymalną prędkość i wysunął lotki stabilizacyjne. Po co komu wyrzutnia, jeśli ma się parę w łapskach? Obróciłem się w tym momencie, w którym przeciwnik powinien zniknąć uciekając przed pociskiem. Byłem gotów do wykonania mego planu, który polegał na "Flamethrower Akimbo". Trzymając w obu dłoniach po miotaczu ognia o sporym rozrzucie, każdym zwróconym w inną stroną, zamierzam zawęzić jego pole manewru. Wcisnąłem spusty i zacząłem opalać cały plac, obracając się. Unikaj tego, aż skończy mi się paliwo, ty cwaniaku.

______

*Względność: to ja przyspieszam, a nie otoczenie zwalnia. Poza tym teraz Punish tylko się bronisz, koniec rundy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Runda 1 W1 obrona

Pocisk RPG, czyli kolejny wybuch.

-Stajesz się coraz bardziej przewidywalny. Widząc nadlatujący pocisk, postanowiłem już nie znikać, on może planować coś więcej. Lecz taki pocisk to błahostka, zatrzymałem go telekinezą. Zastanawiałem się przez chwilkę, czy go nie użyć przeciw mojemu wrogowi. Ale nie, takie gadżety to nie dla mnie. Uniosłem pocisk w górę, tam gdzie nikogo nie było. A następnie zestrzeliłem go kulą ognia. Wybuch był tak daleko, ze nie był w stanie komuś zaszkodzić. Teraz muszę zwrócić uwagę, no to co się dzieję na arenie.

O, miotacze ognia. A więc kolega chcę się ogniem bawić, nie mam nic przeciwko temu. On chyba postanowił ograniczyć mi pole, po jakim mogę się poruszać.Bo nie strzela z nich do mnie, tylko gdzieś na boki. Ale co tam, ja się płomieni nie boję. Magią zapaliłem mój miecz, który teraz wyglądał widowiskowo. Piękne płomienie, falują po ostrzu mej klingi. Nie czas na zachwycanie się to piękną bronią. Unoszę miecz do góry i wypowiadam po łacinie zaklęcie - Sit flammas erit nunc petra mea.

Czar ten, spowodował że wokół mnie, powstała nieprzezroczysta od zewnątrz, ognista opoka. Ja zaś mogę, bezpiecznie się przyglądać, jak płomienie z miotacza ognia. Rozbijają się na mej magicznej tarczy. Takie nowoczesne zabawki, nie są wstanie zagrozić prawdziwej magi z Easthaven.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wojownik 1, atak przywołaniem

Odrzucam na bok bezużyteczne już miotacze. Wciągam głęboko powietrze. Czuć swąd spalenizny... i coś jeszcze. Umarłych.

- Widzisz ten, teraz spalony, teren? Jak myślisz, czy Sędzia narażał się na dodatkowe koszty tworząc makietę, czy też to oryginalne ruiny klasztorne? Sprawdźmy.

Wyjmuję Necronomicon. Która to była strona? Sześćset sześćdziesiąt... Siedem! Szybko wertuję karty księgi.

- Eureka!

Biorę głęboki wdech i zaczynam

. Magia słów powoduje, że słychać muzykę. Chmury nadciągają na arenę zmagań, zasłaniają Słońce. Gdzieś daleko, na horyzoncie widać błysk burzy.

Ziemia drży i pęka, przebita kościanymi rękoma. Po chwili wokół mnie zbiera się kilka szkieletów w mnisich szatach. Kiwam głową jednemu z nich, który ma na czaszce skierowaną pionowo w dół niebieską strzałkę. Ech, stare czasy.

- Załatwcie go.

Obserwuję szarżę szkieletów i nagle coś do mnie dociera. Uderzam ręką z całej siły w moje czoło.

- Nasłałem nieumarłych na paladyna.

Zaczynam się histerycznie i złowrogo śmiać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wojownik 2 obrona i atak

Cóż to ma być, szkielety na paladyna, czy on ze mnie kpi. Przecież to dla mnie żaden problem. Przecież rolą paladyna, jest tępienie tego plugastwa. Bez większych problemów użyłem zaklęcia odwołania, wypowiadając kolejne zaklęcie po łacinie.

- Cecidit creatura in tempore non tuo sunt.

W tej chwili na szkielety, z nieba runęły słupy światła. Które doszczętnie spaliły nieumarłych. W tym czasie ja wyskoczyłem w powietrze z palącą się klingą. A następnie spadając wbiłem jej ostrze, w sam środek areny. W wyniku czego wokół mnie, powstała fala ognia, która rozchodziła się do krawędzi areny. Następnie silnym szarpnięciem, wyjąłem ostrze Angel z podłoża, co wywołało kolejną fale ogniową. Jedna fala to już duży problem a co dopiero dwie. Krzyknąłem do rywala

- Teraz spróbuj się śmiać!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wojownik 1 Obrona& Atak

- Walczyłem z groźniejszymi przeciwnikami, Layonelu, lecz mimo to, nadal fajnie się z tobą walczy.

Czekam, aż nadciągające płomienie zbliżą się jak najbliżej. Wkładam dla efektu hełm z rogami(który też zawsze mam przy sobie) i nadymam się powietrzem jak wielki balon. Załogi sterowców, widząc, co się święci, zaczęły rozdawać publice zatyczki do uszu. Wysyłam każdemu w okolicy telepatyczny sygnał. "W ich języku zwą go Dovahkiin, Zrodzony ze Smoków".

- FUS! RO! DAAAAAH!

Potężna, magiczna fala dźwiękowa gasi płomienie i wstrząsa polem walki. Zapada cisza. Resztki ruin klasztoru stoją przez chwilę nienaruszone, po czym także się rozsypują w proch i pył. Widząc, że pole walki przybrało idealnie płaski kształt, sięgam lewą ręką po szablę i biegnę w kierunku przeciwnika.

- En garde, paladynie. Pokaż, na co cię stać.

Biorę potężny zamach i tnę z boku, po czym poprawiam sztychem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wojownik 2 obrona i atak

Rozglądałem się po polu bitwy, wszystko się zmieniło ale cóż. Może i jego echo rozwaliło pole bitwy, ale mi nic nie zaszkodziło. Przeciwnik pędził w moim kierunku, wziął zamach szablą. Widocznie postanowił w końcu walczyć w zwarciu. Ale przed jego cięciem z boku, zdążyłem osłonić się tarczą. Widząc jego kolejne uderzenie, odskoczyłem w tył. Będąc w powietrzu krzyknąłem

- Benedicat Dominus me potestate sua

W wyniku czego, ze szczelin na plecach, na wysokości łopatek, wyrosły mi piękne anielskie skrzydła. Rozwinąłem je w pełni, w blasku słońca. I zacząłem przygotowywać się do ataku. Szybką krążyłem wokół pola bitwy, tworząc tornado, zamykając drogę ucieczki z areny. A następnie wzbiłem się wysoko w powietrze, aby dokończyć mego dzieła. Unosiłem się dokładnie nad środkiem, zniszczonej przez mojego rywala areny. Postanowiłem teraz przyłożyć się do ataku. Uniosłem mój święty miecz, który zapłonął teraz jeszcze większym ogniem. Zacząłem celować ostrzem klingi, w mojego rywala. W wyniku czego z ostrza wydobywał się słup ognia. Który był wstanie zniszczyć wszystko na swojej drodze. Wszystko na co tylko wskaże mieczem.

- Co ty na to mój czcigodny rywalu - Krzyknąłem do Chucka Kaminy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...