Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

P_aul

[FPS] Hala Walk FPS

Polecane posty

Runda2 W1 obrona i atak przywołaniem

- Hordy nieumarłych mnie nie powstrzymają - Krzyknął wściekły do nekromanty, patrząc jak kule wystrzelone przez czołg, odbijają się od mojego pola ochronnego, wezwanego przy moim poprzednim ataku. Wiedziałem, że tarcza słabnie z każdą chwilą, więc wezwałem wsparcie.

- Rafnir veni foras - Na taką armię, koniecznie potrzebowałem wsparcia ze strony czerwonego smoka. Gdy tylko przybył rzuciłem.

- Rafnir destruere volantes sordibus. - Rafnir zaczął polować w powietrzu, na wezwanych kościanych smoków, eliminując jednego po drugim. Rozszarpywał na kawałki każdą nieumarłą bestię, która tylko się do niego zbliżyła.

Sam natomiast musiałem zająć się całą armią, nieumarłej padliny, która pałęta się na mojej drodze do nekromanty. Wściekłość we mnie zbierała, wewnętrzny ogień nienawiści palił straszliwie moje serce. Górę zaczęła we mnie brać druga natura, moje powiązania z mrokiem stawały się coraz silniejsze. W pewnym sensie zacząłem tracić nad sobą kontrolę. Zdjąłem hełm, nie mogłem go już dłużej nosić, tarcza, która mnie osłaniała przed pociskami z czołgu, zaczęła słabnąć tak jak ja. Padłem na kolana odczuwając straszliwy ból, moje błękitne oczy błysnęły na czerwono, by po chwili zmienić swą barwę na straszliwy czarny kolor. Moja zbroja również zaczęła się zmieniać, jej złoty kolor zaczął się łuszczyć, tak jakby go topił ogień, aż w końcu kolor zbroi zmienił się całkowicie na wyrazisty szkarłatny. Gdy przemiana dobiegła końca, poczułem ogromną wewnętrzną siłę napędzaną trwogą mych wrogów, nienawiścią płynącą z mojego serca oraz krwią moich przeciwników. Wstałem z kolan pewny siebie, dzierżąc w dłoni Angel. Ruszyłem na przód pewnym krokiem i rzuciłem diabelskim głosem.

- Jesteś niczym wobec mojej mrocznej siły - Chwilę potem wydałem z siebie przeraźliwy okrzyk, a wokół mnie, zaczęła rozchodzi się niszczycielska ogniowa fala, która niszczyła wszystko na swojej drodze. Każda istota przede mną była niszczona, nie miało to znaczenia, czy to wampir, czy spaczony czołg. Wszystko obracało się w proch, nawet sam wulkan uległ zniszczeniu, wybuchając na drobne kawałki, które rozsypały się w promnianin kilku kilometrów. No pustym, zniszczonym polu zostałem tylko ja, mój smok i widownia, którą jakimś cudem uchroniło od zniszczenia moje pole ochronne. Nekromanta wydawał mi się nadal obecny, czułem, że to jeszcze nie koniec, więc krzyknąłem

- Wyłaź szczurze ze swej zatęchłej nory, przede mną się nie ukryjesz.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Runda 2 wojownik 2 obrona i atak przywołaniem

- To wszystko zaraz wybuchnie, muszę spadać - Krzyknął Mike po czym zaczął się rozglądać wokoło.

- Mam - Wysapał nekromanta zapadając się podziemie. Co jak co ale pod ziemią powinno być bezpiecznie. Mike siedział pod powierzchnią areny jakieś dziesięć minut, aby uniknąć fali i trochę wkurzyć oczekiwaniem rywal.

- Ta broń mi się przyda - Pomyślał nekromanta i zaczął wybijać się z podziemi, kiedy już wrócił na arenę w ręku trzymał solidny AK.

- To sobie teraz postrzelamy Layonelu - Nekromanta zaczął gwizdać, aby wezwać swoich dodatkowych ludzi. Na wezwanie Mika przybył solidny oddział zombi wyposażony w karabiny AK i mundury wojskowe.

- Ognia przyjaciele - W jednej chwili nekromanta i jego sojusznicy zaczęli ostrzeliwać paladyna. W oku nekromanty tylko błysła radość z powodu możliwości, ponawalania sobie do Layonela.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Runda 2 W1 Obrona

- Jesteś tutaj szczurze. - Rzuciłem diabolicznym głosem, po czym zacząłem się piekielnie śmiać.

- No dawaj, strzelaj z tych swoich pukawek. - zaśmiał się przeraźliwie, w tej samej chwili ruszając powoli przed siebie. Kulę wystrzelone przez nekromantę i jego sługusów odbijały się od mojego pancerza, z każdym trafieniem na mej zbroi pokazywały się iskry. Lecz ani nie zostałem ranny, ani moja zbroja nie została nawet zarysowana.

W czasie przerw w ostrzale jego sług zabrałem głos, najwidoczniej te sieroty potrzebowały chwili na przeładowanie. Bez wahania chwyciłem za miecz i stanąłem w miejscu, aby zadrwić z moich przeciwników.

- Tylko na tyle was stać, Mike weź się w garść i nie przychodź tam gdzie bawić się mogą tylko dorośli. - Po chwili został wznowiony ostrzał. Znowu bezskuteczny w dalszym ciągu żadna kula niebyła wstanie mnie zranić.

- Dobra mam dość zabawy w kotka i myszkę - Skoncentrowałem się i postarałem się użyć mocy mego rodu, aby przejąc kontrolę na sługami Mike. Po chwili czaszki wszystkich umarlaków nekromanty, eksplodowały rozlewając sporą ilość krwi wokoło. Cóż, nie o to dokładnie mi chodziło, ale trudno, będę musiał jeszcze trochę poćwiczyć nad moim darem.

Nie zwlekając dłużej postanowiłem zmienić postać. W jednej chwili wyrosły mi skrzydła, ale już nie anielskie jak kiedyś, lecz do podobne do tych mojego smoka. Z boku mogły wyglądać one na diabelskie. Diabelskiemu wizerunkowi zaczęła sprzyjać deformacja twarzy na której zaczęły tworzyć się blizny, zaś na czole zaczęły rosnąć rogi. Spojrzałem na widzów, którzy byli zaskoczeni taką zmianą. Cóż wypadało by oświecić mojego rywala.

- Podoba ci się moja druga natura? Jest ona w istocie piekielna. Gdy wiara i dobro zawodzi, pozostaję tylko mrok i cierpienie - Rzuciłem do Mike i rozpostarłem skrzydła, po chwili prowokując rywala.

- Czas na prawdziwą zabawę!!! - Krzyknąłem przeraźliwie okrutnie, po chwili wybuchając złowieszczym śmiechem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Runda 3 Wojownik 1 atak przywołaniem

- Najpierw wojownik światłości teraz diabeł, masz jakieś rozdwojenie jaźni - Rzucił Mike upuszczając na ziemie karabin, nekromanta wiedział, że ta broń jest już do niczego.

- Tylko co by tu teraz zrobić, chwila mam pomysł - Szepnął nekromanta, materializując ponownie kostur. Chwilę potem uniósł go nad siebie. W tej samej chwili, wszelkie pozostałości po jego sługach uniosły się w górę. W centrum areny zaczęły się łączyć w jedną całość, tworząc początkowo jedną wielką, obrzydliwą masę, która w niedługim czasie zaczęła się kształtować. W wyniku czego powstał golem z ludzkich ciał http://gfx.gexe.pl/a...sters/golem.jpg

Nowy sługa wydawał się nie mieć wad, lecz jak każdy je miał. A ich odnalezienie już było w gestii Layonela.

- Cóż był smok i go niema - Zadrwił Mike unosząc rękę do góry w kierunku Rafnira. Chwilę potem w smoka uderzył zielony promień, który całkowicie zniszczył gada, rozsypując go na kawałki.

- Piękne fajerwerki to nie jest złe - Odrzekł nekromanta patrząc na zniszczenie Smoka. Następnym celem promienia miał stać się upadły paladyn, na którego to wskazał palcem Mike.

- Po co mam tracić czas na pojedyncze strzały, skoro mogę posłać całą serię - Zaśmiał się Mike przy okazji wskrzeszając kolejne legiony nie umarłych.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Runda 3 W2 obrona i atak

- Jeszcze nie widziałeś prawdziwego diabła - zaśmiałem się patrząc z góry na nekromantę.

- Te twoje światełka są nic nie warte - Rzuciłem latając na około armii Mika. Poruszałem się z prędkością szybszą od światła, bo żaden promień z nieba, nie był wstanie mnie trafić. Wszystkie trafiały w zimie, albo w sługi nekromanty.

- Cóż, a więc chcesz zobaczyć prawdziwego diabła, tak? Chcesz to masz - Zaśmiałem się po raz kolejny przystając w miejscu. Wiedziałem że muszę dokończyć przemianę, więc transformowałem się w trzydziesta metrowego stwora. http://fantasyinspir...wallpaper-2.jpg

Gdy proces przemiany się zakończył w prawym ręku trzymałem Angel, mój wierny miecz, który teraz lśnił czarną niemalże atramentową barwą. Zaś w drugiej ręczę trzymałem płonący bat.

- Jesteś niczym - Krzyknąłem przeraźliwie, wykonując pionowy zamach ogromny mieczem. Następnie uderzyłem nim w armię nieumarłych, cios było tak miażdżące, że po istotach, które trafiłem nie było śladu. Cios wywołał również trzęsienie ziemi, które zachwiało golemem. Widząc jak golem, próbuję utrzymać równowagę, bez namysłu postanowiłem go zaatakować. Uniosłem bicz w górę i użyłem go jak lassa do pochwycenia golema. Na końcu rzemienia znajdowały się liczne ostrza, które wbiły się w ciało golema, sprawiając mu ogromny ból. O czym świadczył przesiąknięty cierpieniem ryk i, natomiast na mej twarz pojawił się delikatny uśmiech.

- Zamknij się - Szepnąłem wykonując jednocześnie płynne szarpnięcie. W wyniku czego rzemienie z ostrzami wybiły się z monstrum, rozszarpując stworzenie, które sekundę później padło martwe na ziemię.

Chwilę później odwróciłem się w stronę nekromanty rzucając kilka słów.

- Ty jesteś następny, ale na razie niech stanie się piekło!!! - Diabelski krzyk zaczął roznosić się po pustej przestrzeni, a z czasem zaczęło towarzyszyć mu echo, które powtarzając moje słowa wydawało się w pewnym szenie nierzeczywiste. Naglę na pustkowia w miejsce zniszczonego wulkanu, zaczęły spadać meteoryty, które spadając zapalały okolicę w której upadł. Cała Arena zaczęła przypominać piekło http://what-buddha-s...ics/hell.n2.jpg.

- Teraz ja tu rządzę, a to jest moja szansa - Krzyknąłem przeraźliwie. Wiedząc, że nekromanta musi unikać dodatkowo meteorytów, postanowiłem wykorzystać sytuację i zaatakować Mike. Szybko ruszyłem biegiem w kierunku czarnego maga i w odpowiednim momencie wyskoczyłem w powietrze, aby przy uderzeniu mieczem, wykorzystać całą moją siłę i masę. Skoro me zwykłe uderzenie wywołało trzęsienie, to po tym ataku spodziewam się ogromnego pęknięcia ziemi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Runda 3 Wojownik 1 obrona i atak przywołaniem

- Czy to są jakieś jaja - Krzyknął Mike biegnąc przed siebie, jednocześnie unikając meteorytów. Cała arena płonęła, nie było gdzie uciekać, a paladyn z którym walczył nekromanta przemienił się w ogromnego demona. Czarta, który teraz atakuję z wyskoku.

- Jedynym ratunkiem jest rozpłynięcie się w powietrzu - Szepnął Mike. Po chwili jego postać zaczęła się rozmywać i pojawiać się daleko poza zasięgiem demona. Kiedy piekielna istota uderzyła w końcu w ziemię, nekromanty już dawno tam nie było.

Mike stał kilkadziesiąt metrów dalej śmiejąc się z demona, że stworzył taką wyrwę w ziemi na darmo.

- Koniec przywoływań - Wymamrotał Mike materializując w swoim ręku RPG, po chwili wymierzył w głowę demona lecz sekundę później opuścił broń.

- Przydało by się lotnictwo - Szepnął nekromanta, przywołując 3 kościane smoki. Czarny mag miał nadzieję, że przyzwane istoty odwrócą uwagę demona, podczas gdy on odda precyzyjny strzał z zaskoczenia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Runda 3 W2 obrona i atak

- Mam cię powoli dość. - Powiedziałem stanowczo, ochrypłym głosem dodając - I tych twoich wynaturzenie też.

Widząc zbliżające się kościane smoki, ścisnąłem w dłoni miecz i zacząłem czekać jak do mnie dolecą. Kiedy dotarł do mnie pierwszy, wykonałem szybkie cięcie Angel, rozcinając stwora idealnie na pół. Następnie wykonałem obrót wokół własnej osi i z pełnym impetem uderzyłem z pięści drugiego smoka, którego kości roztrzaskały po zderzeniu z ogromną siłą.

- Teraz czas na ciebie ptaszyno - Szepnąłem spoglądając na ostatniego smoka, który tylko krąży wokół mnie jak jakiś sęp.

- A co jeżeli ona ma tylko odwrócić moją uwagę. - Wyczułem, że coś jest nie tak, więc szybko postanowiłem się z nim rozprawić. Podrzuciłem mój miecz w ręku chwytając go za ostrze, aby następnie rzucić nim w smoka. Miecz smoka z niezwykłą łatwością, miażdżąc klatkę piersiową stworzenia bez żadnych oporów.

W tej chwili zobaczyłem pocisk RPG wystrzelony przez Mika.

Szybko odchyliłem się do tyłu mijając pocisk, który ledwo co mnie ominął i poleciał gdzieś w niebo.

- Ten zdradziecki atak nie ujdzie ci płazem - Krzyknąłem pełen furii ruszając biegiem przed siebie po drodze chwytając Angel. Jakieś sto metrów od przeciwnika stanąłem w miejscu. Spojrzałem na swoją dłoń na której znajdował się złoty pierścień z czarnymi Insygniami.

- Ciekaw jestem czy się połapiesz co jest prawdą a co nie. - Powiedziałem stanowczo z lekkim uśmieszkiem na twarzy, po chwili przekręcając zaklęty pierścień w lewą stronę. Zaraz jak tylko wykonałem pełen obrót, pierścień utworzył moje iluzję, oddalone od czarnego maga o sto metrów. Moje odbicia okrążyły nekromantę i wykonywał te sam ruchy co ja.

- Nie traćmy czasu - Szepnąłem i rozpocząłem szarże w stronę Mika. Wszystkie siedem odbić, uczyniło to samo, co mogło zdezorientować nekromantę. Osiem demonów szarżujących i tylko jeden prawdziwy, który może zranić. Mam nadzieje, że w tym zamęcie Mike nie zorientuję się z której strony padnie śmiertelny cios.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Runda 3 Wojownik 1 obrona

- To ilu ich jest - Krzyknął zdenerwowany nekromanta rozglądając się wokoło.

- Ale nieważne że wszystkimi dam sobie rade - Dodał szeptem czarny mag. Mike zamknął oczy i skoncentrował się na wyczuciu żywej istoty. Gdy demon był już blisko, nekromanta go wyczuł i w ostatniej chwili wyskoczył w powietrze odbijając się przy pomocy kostura.

Lecąc w powietrzu rzucił

- Nie zemną te numery - Na twarzy Mike pojawił się uśmiech, ukazujący zółte zęby maga. Gdy nekromanta wylądował, odwrócił się w stronę widowni rzucając.

- Tą walkę dedykuję wam - Po czym szeptem dodał - A właściwie sobie - Następnie Mike odwrócił się w stronę demona.

- Na rewanż nie licz.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wybuch. Trzęsienie ziemi. Z krateru zaczęły wydobywać się kłęby dymu. Krztusząc się i charcząc głos zabrał Rogacz.

- Uch, zaraz tu może być całkiem gorąco. No cóż, dobrze, że już skończyliście. Spokojnie, gobliny zaraz zajmą się tą lawą. Na początek drobne sprostowanie. Na karcie zgłoszeniowej z niewiadomych przyczyn pojawiła się plama sosu czosnkowego, biała maź zakryła historię walk Punishmenta. Jak się okazało po dokładnym wylizaniu plamy, ma on na koncie jedną porażkę ? jednak przegrać z Brylantem to żadna ujma. W każdym bądź razie należało to wyjaśnić. Zapraszam sędziów pomocniczych! <do krateru na linach spuszczają się Veldrash i Fivtyen> Na początek o ujawnienie punktacji poproszę Veldrasha!

Veldrash:

Mike: 3/4/6 - 13

Layonel: 4/6/2 ? 12

Tak więc według Veldrasha, to Mike powinien otrzymać dziś wieniec laurowy i tytuł mistrza, może jednak Fivtyen ma inne zdanie?

Fivtyen:

MIKE 5/6/5 - 16

LAYONEL 4/3/4 - 11

Walka zdecydowanie na korzyść Mika, który zaprezentował ciekawy styl walki nekromanty oparty na broni palnej. Muszę przyznać, że zombie walczące za pomocą karabinów maszynowych i nawiedzony czołg z innego wymiaru przemawiają do mnie zdecydowanie bardziej, niż techniki zwalczania zła stosowane przez paladynów. Gdyby nie niekonwencjonalne podejście do walki Mika widzowie najpóźniej w połowie widowiska udali by się do kas żądając zwrotu pieniędzy za bilety.

No i na koniec mój werdykt.

Mike: 4/5/6 - 15

Layonel: 6/ 7/3 ? 16

Początek był nieco słaby, potem, w drugiej rundzie, Punish nieco się rozkręcił. O ile w przypadku Deadstara można mówić o jakiejś ciekawej, innowacyjnej koncepcji walki, to postać Layonela według mnie dobrze walczyła tylko w rundzie drugiej. Sporo błędów językowych, literówek, nad tym musicie popracować. Choć Mike z rundy na rundę walczył lepiej, to jednak dobra runda druga w wykonaniu Layonela dałaby mu zwycięstwo, gdyby tylko moje głosy się liczyły. Tak jednak nie jest, więc:

Mike ? 44 Layonel - 39

To Deadstar w swym debiucie odnosi zwycięstwo. Gratulacje i niech to będzie dla Ciebie zachęta do dalszej pracy nad swoim stylem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pustynia, która znajduję się nie wiadomo gdzie, a jednak postanowiono na niej urządzić walkę. Niesamowity upał, na horyzoncie nie widać było żywej duszy od kilku ostatnich miesięcy. A jednak po chwili gdzieś w oddali pojawił się szereg małych punktów.

Po chwili głos zabrał mężczyzna w jakimś dziwnym czarnym kombinezonie, prowadzący pierwszą ciężarówkę.

- Tu dowódca Cross. Dobra chłopaki wiecie co macie robić. Nie cackamy się tylko robimy to co do nas należy. Chyba nie ma sensu jechać dalej, więc zrobimy to tu i teraz. Poza tym w tym kombinezonie jest strasznie gorąco, więc im szybciej zaczniemy i skończymy tym lepiej. W każdym razie do roboty.

Konwój stanął na w miarę płaskim terenie i zaczął przygotowywać wszystko do nadchodzącego widowiska. Z ciężarówek zaczęła wychodzić publika głodna wrażeń, w końcu każdy po takiej podróży liczy na solidną dawkę emocji.

- Gdzie są te trybuny? - Zapytał główny sędzia patrząc w niebo, wypatrując śmigłowców.

- Za pięć minut będą. - Kiedy tylko Cross usłyszał odpowiedź za wydmy wyleciały helikoptery transportujące stalowe trybuny.

- Dawać je tam i tam i jeszcze tam. - Rzucał do krótkofalówki Cross wskazując miejsca na szczytach wydm. - Z tych miejsc powinien być najlepszy widok.

Po 15 minutach wszystko było gotowe, publika siedziała na trybunach, sędzia zajął honorowe miejsce, zawodniczy czekali już tylko na prezentację.

- Panie i Panowie nadszedł czas na walkę. Mam nadzieje, że widowisko będzie godne uwagi i nie będziecie chcieli zwrotu kosztów. W każdym razie reklamacji nie przyjmujemy, ewentualne pretensje proszę mieć do zawodników. A teraz zapraszamy walczących na plac bitwy.

Gdy tylko zawodniczy weszli na arenę rozległ się gorący aplauz. Po którym głos zabrał ponownie sędzia.

- Z prawej strony na arenę wkroczył Venney, mroczny elf, który podobno jest znany ze swoich umiejętności skrytobójczych i talentu magi voodoo. Jego przeciwnikiem jest Vaard, mag światła, który zapewne w ciągu swojego 126 letniego życia dokonał wiele.

Cross spojrzał na trybuny i widząc na twarzach publiczności podekscytowanie, postanowił jak najszybciej rozpocząć walkę.

- Nie traćmy więcej czasu, walczcie!!!

------

Mysquff jako wyzywający zaczyna. Oczywiście przypominam obydwóm zawodnikom o czasie niedokonanym.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Runda 1 - Wojownik 1 - Atak

Od zawsze lubiłem walki na arenie. Wrzeszcząca widownia, wrzeszczący sędzia i wrzeszczący przeciwnik. Dodatkowo wrzeszcząca żona i wrzeszczące dzieci. Z tym od zawsze kojarzyła mi się moja praca - z wrzaskiem, krzykiem, hałasem. Ale ją uwielbiałem. Też od zawsze - od 5 minut. W przybliżeniu tyle stałem na tej piaszczystej pustyni naprzeciw jednego zabójczego elfa, otoczony przez ogromne trybuny mieszczące tysiące widzów i sędziego, Crossa. Zostałem zaprezentowany jako ten, ?który zapewne w ciągu swojego 126 letniego życia dokonał wiele?. Wolę nie zagłębiać się w moją przeszłość, praca księgowego prowincjonalnego czarodzieja to nic chwalebnego.

Więc skupmy się na moim emerytalnym hobby - walce. Chwytam mój chłodny, gładki, obsydianowy kostur w obie ręce i mierzę nim w stronę Venney'a. Chwilę zbieram energię (oby ten tandetny kryształ się nie przepalił...) i wystrzeliwuję promień mocy. Jasny, ładny i świecący promień mocy. Później jeszcze kilka kul. Teraz trzeba poczekać na jego ruch. Tak było napisane w księgach (?Magiczne Mordobicie? i ?Krwiożercze Światełka?) - ?Analizuj posunięcia przeciwnika?. Jeśli wyciągnie łuk ? wytworzę ochronną barierę i poczekam tu na niego z mieczem. Gdyby zdecydował się na sztylety, posmakuje jeszcze trochę światełek. Nie wiem zbytnio, co oczekiwać po tej słynnej, niesławnej voodoo, wymyśli się w trakcie.

- Zaczęło się, elfie... - przerwam, aby wypluć piasek z ust - To początek twojego końca.

--------

Od razu przepraszam za zwłokę. Było to spowodowane moim złym stanem zdrowia, który nie pozwalał mi skupić się na pisaniu. Chętnie bym się dowiedział, czy mój wpis zawiera wszystkie potrzebne informacje i czy jest ogólnie dobrze napisany.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wojownik 2 ? obrona + atak

Vanney, stary głupcze, po co ci była kolejna walka? Mało to się nawojowałeś za młodu? No i ta pustynia?matko, jak ten upał źle wpływa na moją cerę! Kto to widział, żeby skrytobójca walczył na otwartym terenie, strzałami to ja się tu mogę co najwyżej podrapać po plecach. I ten wiatr, po prostu pięknie, będę miał czerwone oczy od piasku! W dodatku ziemia jest miękka, jak tutaj wykorzystać moją szybkość?

Czekałem na atak rywala, ten jednak długo nad czymś myślał. Teoretycznie mogłem zaatakować jako pierwszy, honor jednak mi na to nie pozwalał. Oddałem się więc krótkiej medytacji, mojej ulubionej technice ? pięć godzin snu w pięć minut. Bardzo przydatne dla kogoś tak styranego życiem jak ja. Oho, ten starzec podniósł swój drewniany kijek z tym plastikowym czymś na górze, zaraz pewnie zacznie się zabawa. Albo i nie, coś długo celuje we mnie tym patykiem?O coś tam krzyczy, promień mocy i kilka kul? Promień rozumiem, taka fajna wiązanka światła, którą z łatwością można uniknąć. Jednak jakie u diabła kule? Znam kule do kręgli, kule ortopedyczne, kule do armaty?Aha! Vanney, durniu! To musi być coś w rodzaju takiego ognistego pocisku, który leci w twoją stronę i robi ?bum?! Tak, to pewnie to. W takim razie możemy zaczynać.

- Życzę ci szczęścia, śmiertelniku! Twoją krew składam w intencji mych bogów!

Uniknięcie magicznego promienia to łatwizna, wystarczy mi kilka zgrabnych zwodów. Podobnie zresztą mogę zrobić z kulami. Muszę się pośpieszyć, nie chcę, aby mój tyłek zajął się ogniem. Jak już wspomniałem strzały to zły sposób na walkę, zrobi sobie jakąś barierę czy coś i nawet go nie drasnę. Atak wręcz póki co też odpada, no więc?

Nacinam sobie sztyletem delikatnie mój kciuk. Ahh, jak przyjemny jest widok krwi. Powoli odczuwam, jak moje zmysły się wyostrzają. Z moich ust wydobywa się szept ? Damballah hoosaa! ? Bogu ludzi,przybądź! Pomóż mi w walce z tą nieszczęsną istotą. Niegodną spotkania się z twą potęgą. Ofiaruję ci moją krew, ty natomiast ofiaruj mu ból! Wyciągam z kieszeni szaty malutką laleczkę przypominającą Vaarda. Powoli wcieram szkarłatną posokę w główkę szmacianej zabawki?

Ziemia, czuję jak wibruje?O tak, Damballahu, przybądź do mnie!

Kilka metrów od moich stóp piasek zaczyna drgać. Z każdą chwilą coraz mocniej. Eksplozja, moim oczom ukazuje się pięciometrowy, potężny wąż, jego skóra mieni się na szmaragdowo, z pyska wystają długie na czterdzieści centymetrów kły.

- Damballahu, dziękuję za odpowiedź na twe wezwanie! Proszę, oto twa ofiara! ? palcem wskazuję na Vaarda.

--------------------------

Możesz zabić węża, to jest dla Ciebie nawet wskazane. ;) Tutaj możesz spokojnie opisać to w czasie dokonanym, pozwalam. Jeśli natomiast wyprowadzisz atak na mnie, tutaj już nie możesz napisać, że mnie zraniłeś. No i jak możesz to opisz atak ze szczegółami. Tutaj nie bardzo wiedziałem, jak się obronić poza zwykłym zwodem. No i jakby co to wąż atakuje jedynie za pomocą kłów, zero magii. Jednak jest duży, więc nie lekceważ go. ;)

A tu masz drobny bestariusz zwierząt voodoo. Poszukam w sieci lepszego, ale póki co mam tylko to.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wojownik 1 Atak

Drogi Pamiętniczku!

Co się tu działo... Toż to niesłychane. Ile się tu działo! Jakie dziwy! Ale zacznijmy opisywać od początku, bo się, mój Drogi, pogubisz.

Jak opisywałem, mój przeciwnik, śmieszny elf bez brwi zgrabnie uniknął moich ataków. Nie były to zbytnio wyrafinowane zaklęcia. Ot kilka święcących promieni i kulek. Nie to są te wspomniane "dziwy". Tu nic nadzwyczajnego nie ma. Ależ co za to wydarzyło się potem.

Venney wyciągnął swój własny sztylecik i zaczął kroić sobie palca. Myślę, że zwariował. Poddaje się? Jakiś spragniony swojej własnej krwi wampir z niego? Spodobała mu się miejscowa pielęgniarka? Ta wielka, zielona, obślizgła, stara, zwiędła, spróchniała, szara, gruba, ogromna orkowa samica? Na mózg długouchemu upadło. I jeszcze coś wrzeszczy! Obcina se palca dla obrzydliwej orkowej pielęgniarki i jeszcze przy tym wrzeszczy! Wyglądało to tak jakby próbował szeptać, ale mu nie wyszło, więc moich uszu dobiegł dźwięk: "Dam, Ballah, Hosa!". Nie wiem kim jest Ballah, lecz z lekcji germańskiego zapamiętałem, że "die Hose" to spodnie. Tak więc, możliwe, że Ballah to imię pielęgniarki, której mój przeciwnik zamierza ofiarować swe gacie. Miał tu ze mną walczyć, a nie flirtować z personelem!

Następnie Venney wyciągnął jakąś szmacianą lalkę ubraną jak ja. Nie wiedziałem, że ubieram się tak modnie, ażeby robić w tym stylu lalki. Sława w dzisiejszych czasach przychodzi szybko. Wracając jednak do tematu, on tę lalkę posmarował tym co wyciągnął z palca. Nie znam się zbytnio na ich anatomii, ale może to była zawartość jego żołądka?

Za kilka chwil na arenie pojawił się gigantyczny wąż. Wyglądało na to, że jest kumplem elfa, bo gada ciekawiłem tylko ja. Długouche mu nie smakowały? Niestety musiałem go zabić. Przez następne kilka minut, gdy to robiłem, cały czas byłem zestresowany. Obawiałem obecności na widowni jakichś ekologów i obrońców praw zwierząt, jeszcze mnie po walce wsadzą? A co jeśli sędzia należy do Zielonych? Wtedy miałem przechlapane!

Postanowiłem się tym nie przejmować (mam kontakty w Wymiarze Sprawiedliwości) i ruszyć do walki z kolegą elfa. Wycelowałem w niego kosturem i wypuściłem świetlisty promień. Na wężu nie zrobiło to dużego wrażenia, szybko się do mnie zbliżał cały czas sapiąc i warcząc. Gdy stał już tylko kilka metrów ode mnie i chciał wbić swoje olbrzymie kły w moje ciało, ja po prostu "błysnąłem" . Gada lekko oślepiło i pewnie było mu nie dobrze, w końcu przeteleportowałem się do jego wnętrza. Tam zapaliłem swój kostur i spokojnie pociachałem mu najważniejsze narządy. On mocno się wiercił, więc musiałem utrzymywać równowagę. Gdy już skończyłem - wąż już nie żył. Skierowałem się w stronę jamy ustnej, dentystycznie odkręciłem mu kieł, wróciłem do serca i zamoczyłem go w jego krwi. Teraz pewnie domyślasz się, dlaczego tekst tak wygląda - pisanie prawie półmetrowym kłem nie jest łatwe.

P.S. Załączam piękne anatomiczne zdjęcia wątroby.

Twój Vaard

Zamykam mój starannie oprawiony w skórę pamiętnik, wkładam go do kieszeni. I kieruję się ku wyjściu. Venney pewnie się niecierpliwił i obściskuje się teraz z Ballah. A może go nie chce? Jeszcze sobie potnie wszystkie kończyny! Wychodzę na zewnątrz i widzę elfa siedzącego samotnie - więc jednak go odrzuciła - ale jednak w całości. Cóż, przynajmniej ma mnie!

- Długo czekałeś, Venney? Przybywam! - krzyczę z całych sił w jego stronę - Rozgrzewaj się i stawaj do walki!

"Błyskam" znów i pojawiam się metr od niego razem z oślepiającym blaskiem. Powalę go teraz prostym zaklęciem i zakończę jego żywot kilkoma kłuciami miecza i falami świetlnymi z kostura - pulsującymi ścianami światła uderzającymi w jego stronę. Biedak pewnie jeszcze się nie otrząsł po dostaniu kosza, więc nie poradzi sobie ze mną.

- Stań do walki, knypku! - rzucam jeszcze temu 2 metrowemu długouchemu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wojownik 2 obrona + atak

Z uśmiechem stałem i patrzyłem, jak Damballah jest zabijany od środka. W sumie to jak na takiego podstarzałego dziada ten mag ruszał się dość zwinnie. Nie żeby mógł mi dorównać, ja jestem jedyny w swoim rodzaju. W sumie to nie chciałbym być teraz na miejscu Vaarda. Tak babrać się we wnętrznościach węża, który ma setki tysięcy lat. Przecież całe to jego mięso jest już od dawna przeterminowane?Najświętsza Żywico! Cóż za smród! Nawet jeśli zabiję tego zdziwaczałego człowieka, to będę musiał spalić wszystkie swoje ciuchy. Ehh, już pewnie nasiąknęły całym tym odorem. Nagle zacząłem się śmiać. Uświadomiłem sobie, że teraz w końcu będzie miał jakieś szanse u tej pielęgniarki, orczycy, w której się zadurzył. Tak specyficzna woń pewnie zadziała na nią jak afrodyzjak?

Usłyszałem przeraźliwy syk węża. Brr, jakże on musiał teraz cierpieć! W dodatku ten mag pozbawił go kła i?zaraz. Co on robi? Pisze? W takiej chwili zebrało mu się na pisanie pamiętnika? Przecież i tak zaraz pozbawię jego ciało zbędnego balastu, jakim jest jego krew...Cóż, chociaż zostawi po sobie jakiś przedmiot dla matki.

- Ej! Co jest?! Już zmęczyłeś się walką, staruszku? - Zażenowany postanowiłem usiąść na piaski. Chociaż przyjemnie grzał w tyłek. O, chyba go wkurzyłem. Ten marny czarodziej teleportował się, pojawiając tuż przed moim nosem. Matko Żywico! Nie dość, że błysnął mi flashem po oczach, to jeszcze ten smród! Sam nie wiem co gorsze. Przypomniało mi się, jak kiedyś dostałem zlecenie na jednego Japończyka. Siedział w autokarze, tylu lamp błyskowych nie widziałem nigdy wcześniej. Oczywiście zlecenie wykonałem, ale uraz do zdjęć pozostał mi aż do tej pory. Mimo wszystko ten smród był niemalże nie do wytrzymania. Aż musiałem się odsunąć.

I chyba dobrze zrobiłem. Staruszek począł wywijać swoim mieczykiem jak wykałaczką. W dodatku co kilka ciosów puszczał ten cholerny flash z kostura. Na to tym razem się przygotowałem. Dobyłem z kieszeni okulary przeciwsłoneczne. Teraz te jego marne światełka niewiele mi zrobią. Inna sprawa, że zacząłem widzieć świat w czarnych barwach. Jak jakieś Emo normalnie. No trudno, momentalnie sięgnąłem po moje dwa sztylety. Sparowałem kilka banalnych ataków tego chłystka. Następnie spróbowałem wyprowadzić kilka kontr. Zmyłka. Wykorzystałem gardę przeciwnika do przeturlania się za niego i odsunięcia na kilka kroków. Uczę się na błędach. Tym razem będę musiał pomóc nieco mojemu Chowańcowi.

Sięgając do kieszeni dobrze wiedziałem, jakie bóstwo przywołam. To dopiero początek walki, a staruszek już jest zmęczony. Nie mogę go przemęczać, jeszcze zginie na zawał. Tak więc dobyłem małą, dobrze nam znaną szmacianą laleczkę. Moja krew jeszcze na niej była, to wystarczy do normalnego przywołania. Kciuk nadal mnie piekł, nie chciałem marnować krwi.

- Papa Legba! Przybądź na me wezwanie, bogu tytoniu! Ty strzeżesz granicy między światem żywych a umarłych! Z twoją pomocą pomożemy temu nędznemu starcowi przejść do świata Wiecznej Żywicy! Przybądź razem z twymi braćmi! Razem przelejemy dziś krew!

Nagle zerwał się potężny wiatr, piasek począł się osuwać pod moimi stopami. Na horyzoncie pojawiły się dziesiątki małych zwierzątek. W powietrzu unosił się zapach tytoni. Wysłuchano mnie. Koguty już nadchodziły.

- Dziobcie go! Dziobcie go moje maleństwa! Te z was, które polegną zostaną pochowane najlepszą możliwą śmiercią dla koguta - zrobię z nich rosół. Walczcie więc dzielnie, a ja przeszyję jeszcze tego staruszka kilkoma strzałami.

Odsunąłem się na kilka kroków, po czym patrzyłem jak kilkadziesiąt kogutów zbliża się do Vaarda. Zaraz pewnie wydziobią mu oczy. Rozkosznie. Sięgnąłem po swój łuk. Nałożyłem strzałę, napiąłem cięciwę. Dokładnie wycelowałem, wypuściłem pocisk. A zaraz za nim kolejny. I kolejny?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wojownik 1 Obrona + Atak

Ależ ten elf jest arogancki! Ja przez całe życie uczyłem się magii światła, aby nikt nie narzekał, że mnie nie widzi. Tak starałem się dbać o przeciwników, a oni jak się odpłacają? On tu nakłada okulary przeciwsłoneczne! I zatyka sobie nos! Co on świata nienawidzi? Nic nie chce widzieć i czuć? Jakiś EMO? Zaraz pewnie wsadzi sobie te sztyleciki do uszu, ażeby nic nie słyszeć. I pociacha sobie kolejne paluszki? Ja mu pokażę!

Znów wyciągnął tę swoją laleczkę i zaczął do niej gadać. Wariat czy co? Samotny? Ale żeby aż tak? A może to telefon? Cóż to by była za technologia! Ale z kim on rozmawia? Z Papą Legbą - bogiem tytoniu. Pewnie jakimś mafijnym bossem zajmującym się sprzedażą papierosów. Wiedziałem, że ma powiązania z przestępcami. Takich to się bije z podwójną przyjemnością!

Ten Legba (możliwe, że ojciec Venney'a - ?papa?) przysłał mu (synalkowi?) kilkanaście stad kogutów. Wszystkie maszerowały teraz na mnie. Śmierdzą tytoniem i wydają takie skrzeczące, nieprzyjemne odgłosy. Elf w tym czasie wyciąga swój łuk i rozpoczyna nakładanie strzał. Nie mogę pozwolić, żeby ustrzelił mnie, gdy ja byłbym zajęty mordowaniem kogutów. Poza tym, obawiam się przeraźliwie o tych ekologów na trybunach, zabiją mnie za wyrżnięcie tylu zwierzaków! Trzeba załatwić ich wszystkich naraz. Do głowy naturalnie przychodzi mi oślepienie, ale widzowie się wkurzą, a ten Venney i koguty nałożą pewnie sobie okularki przeciwsłoneczne. Więc może zabiorę im światło?

Szybko wypowiadam magiczną formułkę: ?Kotki wpadły pod stokrotki...? (te słowa tak naprawdę nie mają żadnego sensu, służą jedynie odstresowaniu) i wszędzie robi się całkowicie ciemno i zimno. Przynajmniej w najbliższej okolicy. Wygląda to tak jakbym zgasił Słońce, lecz nic bardziej mylnego! Ja po prostu wysysam energię z promieni, z tych wszystkich pędzących fotonów. To powinno przeszkodzić chwilowo kogucikom i elfowi.

- Może masz jeszcze noktowizor, cieniasie? - zamieram od razu, bo pewnie się okaże, że i go posiada, ale przynajmniej trochę mu zajmie założenie go całej swojej ptasiej armii ? Przygotuj się, bo to jeszcze nie wszystko! Hmmmmm... Słabiaku!

Pozyskaną moc zamierzam przeznaczyć na przywołanie wielkiego, świetlistego monstrum. Będzie straszny, będzie śmierdział, obrzydzał wszystkich, lecz namiesza trochę Venney'owi. Gdyż będzie wyglądał jak on. Tyle, że większy i świecący.

- Ene due like fake... - mruczę pod nosem ? Co ty na to... hmmm... popaprańcu?

Demon w postaci świetlistego 6-metrowego Venney'a kroczy powoli w stronę swego pierwowzoru z rękami wysuniętymi do przodu. Ogromny elf wrzeszczy jedynie:

- Ballah, dam ci Legbę!!!

Ma to działać na emocję mojego przeciwnika i dodatkowo go denerwować. Nie wiem, czy działa...

Więc Venney powalczy z ze swoim większym ja. A ja w tym czasie pod osłoną ciemności powyrzynam koguciki. Obrońcy praw zwierząt i elf nawet mnie nie zauważą. Jeśli skończę za nim on poradzi sobie z demonem, to może jeszcze polecę wziąć prysznic - strasznie cuchnę. Tak więc, do mordowania!

- Jak sobie radzisz, knypasie? - krzyczę do elfa.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wojownik 2 - Początek rundy II - atak!

Haha, ty na serio? Najjaśniejsza Żywico! Przecież ja jestem elfem! Helloł! Nie czytałeś mojego zgłoszenia? - Wyciągam z kieszeni spodni plik papieru i czytam na głos - Oczy są koloru błękitnego. Dość małe, aczkolwiek elf ma wzrok godny podziwu. - No cóż, szczerze mówiąc wyświadczyłeś mi przysługę, mój drogi.

Ahh, duży ja?Serio mam tak duży nochal? Cóż, to pewnie dlatego tak dokuczał mi ten smród. Trudno, muszę atakować. Ale czy na pewno? Szkoda mi zabijać?siebie? To tak jakby popełnić samobójstwo, nie, na to jeszcze za wcześnie! Poza tym to runda druga, nie wypada mi się bronić, wszak to mój czas na rozpoczęcie drugiego starcia, prawda? Zresztą Vaard jest tak zajęty ganianiem kur, że aż szkoda jest mi go teraz zbić po ciemku. To znaczy ja go widzę i bez noktowizora, mam dobry wzrok. No i mój duży klon świeci się niczym neon. To lepsze od słońca. No i nie jest tak gorąco. Przeszła mi ochota na lemoniadę. To zadziwiające, że na pustyni może być aż tak chłodno?Dobra, do rzeczy. Muszę przekabacić demona Vaard na moją stronę.

Rysuję na piasku okrąg o średnicy dwóch metrów, na środku stawiam krzyżyk. - Auu! Niech to szlag! Co tu robi ta kura?! Matko Żywico, rozmazała mi linię! - ponownie zabieram się do stawiania równego okręgu, nieco przeszkadza mi w tym ryk demona i gdakanie kur. No i to sapanie tego maga?on serio musi popracować nad swoją kondycją! Hmm?Ponownie przydałoby się użyć krwi, ale szkoda mi mojej własnej. Gdzie ta kura, na którą wpadłem? Oho, jest! Używam więc krwi mego pierzastego przyjaciela do użycia potężnego czaru. Czas na magiczny rytuał.

Zaczynam tańczyć makarenę do rytmu gdakania i sapania. Wygląda to dość dziwnie, ale trudno. Czego się nie robi dla dobrego zaklęcia? Czas na formułkę - Ballahu, Ballahu, mój zacny chłopaku! Uczyń z tego potwora, mego adoratora! Niech Vaarda zabije i krew jego spije! Niech mój brat zrodzony z błysku zmieści maga w swoim pysku! - Ależ błysnęło! Jeden piorun, a nagle łzy naszły mi do oczu od tego światła. No ale chyba się udało?

A niech to! Duży ja zaczął iść w kierunku Vaarda, ale?czy on ma głowę kury?! Do kroćset! Mogłem nie żałować własnej krwi. No ale trudno, lepszy elf z głową kury z żądzą mordu czarodzieja, niż zwykły elf, który próbuje zabić mnie, jego pierwowzór.

Krzyczę więc do Vaarda - Haha! I co? Zdziwiony? Nie spodziewałeś się, że moje voodoo będzie potężniejsze od twojej magii, co? Cóż, lepiej skończ uganianie się za tymi kurakami i skup się na prawdziwym zagrożeniu! A ja w tym czasie poćwiczę sobie strzelanie do ruchomego celu? - biorę ponownie do ręki łuk i strzałę, od razu zaczynając mierzyć do maga. Teraz już jesteś mój, pomyślałem. Zaraz potem moje myśli skupiły się przepisie na rosół z kury. Mniam, kiedy ja ostatni raz jadłem porządny posiłek? Życie płatnego zabójcy mnie wykończy. No ale dobra, najpier Vaard.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wojownik 1 - Obrona + Atak

Ufff. Zabiłem wszystkie kurczaczki i jeszcze wziąłem prysznic. Tak się śpieszyłem, że nawet nie popatrzyłem, co robił mój przeciwnik. Na szczęście po zabiciu tej chmary ptaków zostawiłem kamerę i mogę sobie teraz wszystko obejrzeć. Ze wszystkimi szczegółami. Co tu się działo...

Venney narysował sobie parkiet na piasku i rozpoczął swój dziwaczny, pokraczny taniec. Wyglądało to komicznie, lecz moją uwagę przykuły słowa, wykrzykiwane w tym momencie przez niego. "Ballahu, Ballahu, mój zacny chłopaku!" - gdy to usłyszałem, wstrząsnęło mną. Orkowa pielęgniarka okazała się w jednym momencie orkowym pielęgniarzem, a Venney zmienił w moich oczach orientację seksualną. Ballah od zawsze nie wyglądał idealnie kobieco, ale żeby mężczyzna pracował jako pielęgniarz?! Toż to niesłychane! A długouchy? Myślałem, że to zawsze były żarty. Tak naprawdę nigdy ich o to nie podejrzewałem. Elfki też nie są hetero? Zawstydziłem się na wspomnienie mojej młodości.

Później elf zachował się już bardzo sprytnie, nie tyle zniweczył zagrożenie, co zesłał je na mnie. Coś tam po drodze spartaczył (mój demon ma teraz głowę koguta!!!), ale i tak ja byłem obecnie zagrożony. Musiałem pokonać dużego elfa i nie oberwać od tego małego. Venney nie pomyślał o jednej rzeczy, ja stworzyłem tego klona i ja mam nad nim władzę.

Wbijam różdżkę w ziemie i wysysam moc z dużego elfa. Za kilka chwil już go nie będzie. Chętnie bym go zostawił, ale boję się o to jak jeszcze długouchy może go zbezcześcić. Co następne zajęcze uszy? A może końskie kopyta? Argh! Wolę nawet sobie tego nie wyobrażać. Duży klon jest już w moim kosturze, więc mogę przejść do następnej fazy planu. Łapię moją laskę i biegnę w kąt sali. Tam ustawiam sobie krzesełko, siadam na nim i uaktywniam blokadę antypociskową. Powinno zatrzymać te jego strzelanie z łuku. Wyjmuję z kieszeni tablet, włączam przeglądarkę i zaczynam swoje szkolenie. W Google wpisuję: "voodoo tutorial dla początkujących youtube". Wyskakuje kilka wyników z filmikami, klikam ten pierwszy. Moim oczom ukazuje się róźowa strona główna kanału użytkownika o nicku "Venney1603_xD". Wśród najróżniejszych filmów o Minecrafcie , śmiesznych vlogów z parku i videorecenzji kolejnych dodatków do Sims'ów wreszcie odnajduję to czego szukałem - film pt. "Szango - Jak przywołać?". Po obejrzeniu intro (w różowej kolorystyce, na którym autor tutorialu - blady, elf bez brwi -śpiewa jakąś popową piosenkę o voodoo) nareszcie dochodzę do sedna. Film się dłuży - słaba jakość audio i video, koleś kompletnie się na tym nie zna - ale przekazuje potrzebne przynajmniej informacje. Po kilku minutach (głównie oglądania tańczenia polki) stwierdzam, że jestem gotowy użyć broni mojego przeciwnika przeciw niemu.

- Szango! Władco burz, piorunów i nieba! Wysłuchaj mnie! Na prośbę swojego świeżego sługi przybądź tu i zniszcz mego rywala! Niech już z ciebie nie drwi, a utopi się w swej krwi!

Po krótkim czasie kilka metrów ode mnie w piasek na arenie uderza błyskawica. W tym miejscu widzę gigantycznego człowieka ubranego w odzienie z wielbłądziej skóry. Posiada długie brązowe włosy i brodę, jest lekko wychudzony. Podpiera się kosturem, którym potrafi zsyłać na wrogów burzę. Przy pasie ma przywiązany słoik z żywicą wielkości, do którego zmieściłby się nawet dwumetrowy elf. Wokół Szango krąży także chmara szarańczy gotowa wypełnić każdą jego zachciankę. W kieszeniach trzyma jeszcze kilka swoich odciętych głów na talerzach, którymi może ciskać w przeciwnika.

- Zniczcz go! - wskazuję na Venney'a - Ochrzcij go piorunami i szarańczą! Zabij tego, który zesłał już śmierć na tylu bogów!

Wstaję z krzesła, chowam mój tablet do kieszeni i ruszam razem z Szango na elfa. Ja postrzelam w niego z kosturu, Szango niech w tym czasie wsadzi go do słoiczka.

- To twój koniec... hmmm... szmaciarzu!!!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wojownik II - obrona i atak

A niech cię! Gdzie ten mag? Wysiadł na serce szybciej niż przypuszczałem! Albo i nie, widzę tu masę pierza, ale człowieka ani śladu. Czyżby uciekł? W sumie to mu się nie dziwię, na bohatera to on mi nie wyglądał. No i mój demon robi wrażenie. A jakim on jest dobrym partnerem do gry w karty! Chociaż z drugiej strony, przegrać talon na darmowe posiłki w stołówce "U pani Zosi?, to nic przyjemnego. Trudno, jak się ma sześć metrów wzrostu, to trzeba dobrze zjeść. Większemu ja nie będę żałował.

Zacząłem się przechadzać z nudów po miejscu bitwy. Nagle moje oczy natrafiły na kamerę. Od niechcenia zacząłem przeglądać poprzednie nagrania. Najświętszy Pniu Porośnięty Mchem! Ten mag serio miał tak nudne życie?! Po kiego grzyba nagrywać siebie rozliczającego rachunki w księgowości?! Nie no, on powinien wejść sobie czasem na mój kanał na YouTube i zobaczyć, jak robi się prawdziwe filmy. I może nauczyłby się w końcu tańczyć polkę.

O matko Żywico! Vaard wrócił! Przestał cuchnąć, więc nawet go nie zauważyłem. Muszę odsunąć się od kamery, jeszcze zorientuje się, że grzebałem w jego nagraniach. A niech to, duży ja dobiera się do pielęgniarki! Muszę go powstrzymać, jeszcze zmarnuje sobie życie.

Biegnąc do mojego brata bliźniaka stało się coś strasznego. Ten przeklęty mag wessał klona do swej różdżki! Przysięgam na matkę Żywicę, zapłaci mi za to! Argh! On znowu ma mnie gdzieś, zaczął oglądać jakieś durne filmiki na swoim tablecie. Swoją drogą, on ma tu zasięg? Pewnie musi mieć konto w Play...

Profanacja! Sprzeciw! Profanacja! - Biegam po pustyni jak opętany. - Ten mag ukradł moje sille! W dodatku nawet nie odtańczył polki! Amator! Ostrzegam, po walce zamierzam napisać list do Organizacji Walki z Kiepskim Voodoo w Kongo! Zgnijesz za kratkami, mały! Jak śmiesz myśleć, że twoja magia w pełni wykorzysta umiejętności Szango?! I ta szarańcza...no proszę cię! - Chwytam najbliższego owada i wpycham go sobie do ust wolno przeżuwając - Myślisz, że nie oglądałem Discovery? Takim czymś to ty na mnie wrażenia kochasiu nie zrobisz. I w dodatku ten kmiot przypominający araba. Skąd ty go w ogóle wytrzasnąłeś?

W deszczu ciężko było mi wykonywać uniki, jednak żaden z pocisków Vaarda mnie nie trafił. Tylko ten koleś ze słoikiem mnie wkurza. Czy on naprawdę musi się tak głupio uśmiechać?! Nie, tak nie może być! To ja władam mocą voodoo, nie on! - pokazuję ręką na maga - Zaraz pokażę wam, jak powinno się władać nad Szango!

- Erzulie! Bogini miłości! Przybądź do mnie! Pokaż temu arabowi, jak powinno się tańczyć polkę! Szango, przekaż mi swoje mocy władania nad pogodą. W zamian otrzymasz ode mnie Erzulie, znakomitą partnerkę do tańca!

Bóg burz mnie wysłuchał. Machnięciem dłoni obdarzył mnie swymi potężnymi mocami. Mogłem teraz panować nad wiatrem i ogólnie znanymi warunkami atmosferycznymi. W dodatku, jako skutek uboczny, dotyk mojej dłoni delikatnie kopał prądem osobnika, którego dotknąłem. Mogło kiedyś się przydać. Tymczasem Erzulie oraz Szango udali się tańczyć polkę na środku pustyni.

- Zaraz nadejdzie twój kres, nędzny magu! - Moje ciało owładnął rap Mc Hammera. W jednej chwili zacząłem wyginać się niczym rozgotowane spaghetti. Ręce poczęły zataczać okręgi, chmury na niebie zaczęły wirować, coraz mocniej i mocniej. Udało mi się wytworzyć mini tornado, szło ono prosto na maga. - A co mi tam, masz jeszcze kilka piorunów - Z nieba zaczęły lecieć gromy. Celowałem w tyłek Vaarda.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wojownik 1 Obrona + Atak

Przeklęte voodoo! Co mnie podkusiło, żeby się za nie zabierać? Stworzyłem tego Jana Chrzciciela, aby zmiażdżył Venney'a lub przynajmniej zamknął go do swego słoika z żywicą. A ten co zrobił? Sprzedał swe moce elfowi za ogromną kobietę (Prostytutkę? Wolę nie domyślać się, co robi długouchy po godzinach, jak sobie dorabia.) nie wypowiadając przy tym ani słowa. Nawet nie wytłumaczył się ze swych czynów. Sami zdrajcy wokół mnie! Najpierw ten ogromny świecący Venney, a teraz Szango.

Chrzciciel (niby asceta) tańczy sobie teraz polkę z nieznajomą kobietą, a na mnie pędzi trąba powietrzna wypuszczona przez mego przeciwnika, który otrzymał dodatkowo jakieś burzowe moce. Co robić? Zemdleć i przeczekać ten absurdalny moment? Widownia i tak pewnie podejrzewa mnie o wadę serca (Swoją drogą, ten kilkusetletni elf nigdy nie zapalił nawet cygara? Tak dobrze się trzyma? Co on do gimnazjum nie chodził?), więc nie podejrzewano by mnie o udawanie. Ale wizyta z pielęgniarzem Ballahem nie nastrajała pozytywnie. Venney jeszcze by zgłupiał z zazdrości. A co to za przyjemność walczyć z idiotą?

Muszę coś szybko wymyślić. Chwytam mój przegrzany już kostur i posyłam dużą dawkę energii w stronę pędzącego tornada - to powinno je zwolnić. Elfem się na razie nie martwię, chwilę potrwa nim opanuje te swoje nowe umiejętności, lecz później zrobi się niebezpieczny. Trzeba go jakoś zatrzymać. Może wejść z nim w konwersację? Pogadamy o naszych ulubionych kanałach na YouTubie i o znaczeniu tańców ludowych w dzisiejszych czasach, a ja zyskam na czasie... Nagle w tle rozbrzmiewa

. Uwielbiam ten utwór, ileż gracji i klimatu. Też ten głęboki tekst. Któż puszcza tę muzykę? Venney? Nie właśnie parzy się swoimi piorunami. Chrzciciel i jego dama? Nie nadal tańczą polkę w oddali. Więc? Ach, przecież to mój dzwonek. Tylko co go wydało? Telefon? Tablet? Sprawdzam. Telefon. 2 SMS-y, jeden z rachunkiem od Play za korzystanie z 3G. ILE? 5000 tysięcy złoty? Gdzie my jesteśmy? Gdzie ten Cross nas wywiózł? Mówiąc pustynia, myślałem bardziej o tej ojczystej, Błędowskiej. A to co Sahara? No trudno, telefon jest na moją (obecną - ósmą) żonę, Erzulię, z którą i tak miałem się rozwieść. Za dużo czasu spędza na tym niby-kursie tańca, pewnie tak naprawdę zdradza mnie z jakimś przystojnym blondynem. Gorzej jeśli woli ode mnie któregoś zapuszczonego brodacza - ta myśl przerażała mnie najbardziej. Ale wróćmy do walki, a raczej do mojego telefonu - dostałem przecież jeszcze jedną wiadomość. Numeru nie znam, ale w dzisiejszych czasach to nie problem - sprawdzę na FaceBooku. W treści zanjduje się jedynie link. Klikam (Cholera! Znów zapłacę, a raczej zrobi to moja żona, gigantyczne sumy za mobilny Internet.) i moim oczom ukazuje się kilkuminutowy filmik o tańczeniu polki. Czy to jakaś sugestia? W tym momencie przed twarzą przelatuje błyskawica, Venney już się wprawia, a tornado cały czas zbliża się z przyśpieszeniem 1mm/h2. Przejdźmy do rzeczy.

Stawiam na krześle tablet z uruchomionym odtwarzaczem, obok wbijam mój kostur i aktywuję pole ochronne. Po kilkunastu minutach myślę, że opanowałem podstawy. Kiedyś dawno temu tańczyłem breakdance'a, to było nawet podobne. Jestem prawie gotowy, lecz Venney bombarduje moją barierę już od minuty. Trzeba go czymś zająć - plan B wchodzi do gry. Wybiegam spod bariery, przyśpieszam elfie tornado i uciekam przed nim w kierunku Szango i jego partnerki (o dziwnie znajomej twarzy, jak zauważyłem z bliska). Przeskakuję nad magnetofonem Chrzciciela, który nadawał muzykę do polki. Tak jak sądziłem, trąba powietrzna rozwala odtwarzacz w drobny mak.

- Szango! Szanowna damo! - kłaniam się w biegu nadal uciekając przed huraganem - To sprawka tego elfa bez brwi. Stwierdził, że skoro ma już moc burzy jest od ciebie silniejszy, Szango. Wiesz co mam na myśli? - w tym momencie do oka wpada mi ziarenko piasku, przez które muszę odruchowo je zamknąć - Pewnie spróbuje porwać ci teraz partnerkę, taki z niego zachłanna istota. Jak uważasz, czy nie wypada odebrać należnej tobie władzy nad burzą?

Kobieta wsiada na barana Chrzcicielowi i razem ruszają pokazać Venney'owi, gdzie jego miejsce. Ja w tym czasie (cały czas uciekając przed tornado) odpalam Chrome'a (Znów rachunki!) i wpisuję w Google: "własny bóg voodoo creator". Wybieram trzecią pozycję w wynikach i zabieram się do działania. Stwierdziłem, że mój własny bożek będzie ultra przystojny i zabójczo silny.

Oto opis:

Dobrze zbudowany, acz szczupły mężczyzna wyglądający na 30-latka. Dość wysoki (8 m wzrostu). Posiada bujne, hebanowe włosy sięgające barków. Jest gładko ogolony, jego twarz zdobi kilka zmarszczek, szczególnie pod spokojnymi, piwnymi oczami. Na szyi zawieszony ma srebrny amulet. Odziany jest w pokaźny, kasztanowy płaszcz z kapturem. Pod spodem nosi koszulę kolczą i skórzane karwasze. Na nogi zakłada czarne, solidne, znoszone już buty (które kiedyś były tej samej barwy co włosy.

Posiada on obsydianową laskę (dochodzącą mu do podbródka) zakończoną idealnie okrągłym kryształem, świecącym mocnym, białym światłem. Przy pasie trzyma krótki, lekki, jednoręczny miecz.

Po stworzeniu idealnego tworu, kliknąłem na przycisk "Stwórz". I zacząłem czekać na ukończenie ładowania. Cały czas goniła mnie trąba powietrzna, stwierdziłem, że trzeba już coś z nią zrobić, bo zaraz dostanę zawału. Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem na policję. Przybywa za kilka minut (To napewno nie Polska), strzela z radaru i mierzy prędkość. Dwa razy większa niż dozwolona, w terenie zabudowanym (W końcu są tu te trybuny) = utrata prawa jazdy. Okazuje się, że tornado nie ma w ogóle tego dokumentu, jest niepełnoletnie, a alkomat wykazuje kilka promili alkoholu. Funkcjonariusze wsadzają trąbę powietrzną do radiowozu i odjeżdżają w siną dal. Mam wreszcie spokój.

Ładowanie jest ukończone, więc przechodzę do rytuału. Tańczę najpierw przez kilka chwil polkę zmieszaną z breakdancem w międzyczasie śpiewając "Kanikuły". Po kilku chwilach na arenie pojawia się gigantyczny przystojniak w czarodziejskim płaszczu.

- Ruszaj na Venney'a! Jesteś całkowicie zależny ode mnie. Nikt inny nie przejmie nad tobą kontroli. Zniszcz tego elfa! Skończ z tym cieniasem!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wojownik II - koniec rundy II - Obrona

Zieeew?Ten mag zawsze mówi na głos to co robi? Osiem żon? Matko Żywico, ja nie miałem jeszcze żadnej. Może to i dobrze, my, elfy, jesteśmy długowieczne - mniej sobie przez kilkaset lat teściową...Muzyka. Wyraźnie słyszę muzykę. Ahh, no tak, staruszek puścił pewnie piosenkę ze swojego dzieciństwa. Jak dla mnie kicz, no ale o gustach podobno się nie dyskutuje. Choć w zasadzie nie wiem dlaczego. Jak przestaniemy rozmawiać o swoich upodobaniach, to chyba zostanie nam tylko gadanie o pogodzie. Jacyż dziwni są ci ludzie.

Vaard nakręcił na mnie Jana Chrzciciela i pro...kobietę lekkich obyczajów(ale bądź co bądź boginię, nie zapominajmy o tym), to już sam nie może się postarać i zaatakować mnie osobiście? Jak widać jogging z moim tornadem jest dla niego bardziej pasjonujący. Cóż, trudno.

Biegnę szybko w kierunku trybun i krzyczę - czy ma ktoś Biblię?! - mają. Dzierżąc w rękach świętą księgę ze spokojem zmierzam ku dwójce biegnących na mnie ludzi. Z uśmiechem patrzę się w oczy boga burzy. Otwieram Pismo Święte i zaczynam czytać prawdy moralne dotyczące przemocy, człowiek się uspokaja. Po kilku minutach czytania pasjonującej lektury stwierdzam, że zgłodniałem - wykonuję szybki telefon do mojej ulubionej meksykańskiej knajpki, jedno burrito dla mnie i małe frytki dla Jana Chrzciciela. Już po kilku minutach widzę na horyzoncie samochód. Ku mojemu zdziwieniu wysiadają z niego policjanci, pakują moje tornado do środka, a Vaard bada zziajany na ziemię. Dobrze, że mój rywal nie wykitował przez słabe serce. Frustruje mnie jednak myśl, że dalej nie ma mojego żarcia. Nagle spostrzegam, że policjant wynosi ze swojego wozu pakunek i niesie go do mnie - musimy jakoś dorabiać - mówi i wraca do auta. Ahh, ten cudowny zapach burrito! Teraz mogę spokojnie wrócić do czytania Biblii. Co prawda Jan Chrzciciel już się uspokoił, nawet dał mi kilka szarańczy z frytkami. Jednak postanowiłem nawrócić Erzulinę, po kilkudziesięciu minutach kobieta stwierdziła, że od dziś będzie sprzedawać kwiaty i wielbić Jezusa. Dla mnie spoko.

Mój żołądek zaczął wydawać dziwne odgłosy. Po chwili doszło niesamowite bulgotanie. Następnie nastąpił skurcz, zaraz po nim następny. Do oczu naszły mi łzy, wiedziałem co musi niebawem nastąpić. Ręce zaczęły mi się trząść, pachy pocić. Przygarbiony pobiegłem do Crossa wrzeszczą - Na Żywicę! Gdzie tu jest Toi-Toi?! - na moje szczęście był za trybunami. Wyrobiłem się dosłownie w ostatniej chwili. Przede mną jednak był jeden z najcięższych momentów w życiu. Ja tych pracowników meksykańskiej knajpki chyba pozwę do sądu, cóż za ból!

Wyszedłem dopiero po kilku dniach, niewyspany i z piekącym tyłkiem. Nadal jednak gotowy do zmiażdżenia maga w walce. Przynajmniej staruszek miał czas na odsapnięcie, może jego serce wytrzyma do końca rundy. Bo koniec pojedynku zobaczę tylko ja. To oczywiste. Zapłaci życiem za śpiewanie kanikuł w środku zimy.

Nasz mag chyba polubił voodoo, chyba nie wie, że do naszego elitarnego klubu wpuszczamy tylko tych, którzy potrafią porządnie tańczyć polkę. Jeśli padnie przede mną na kolana i zacznie błagać, to może udzielę mu jednej lekcji. Chyba dalej nie do końca potrafi czarować. Ten facet nawet mu wyszedł, ale jego laska? Tak brzydkiej kobiety nie widziałem nigdy w życiu! Ten ciemny plastik razi po oczach, świeci jakimś błyszczącym światłem i w dodatku na głowie ma diadem zwieńczony na środku kryształem. Czyżby to była kandydatka na dziewiątą żonę Vaarda? O proszę, ma nawet w dłoni krótki mieczyk.

O Matko Żywico! Biegną na mnie, nie chce mi się znów wyciągać Pisma. Chociaż ciekawe, czy ten blondyn nie żyje czasem ze swoją laską w grzechu?Dobra, Veeney, to nie jest twoja sprawa. Wiem! Jest tu niemożliwie wręcz gorąco, ochłodzimy więc nieco atmosferę. Sięgam po kucyki Pony, które znalazłem w Toi-Toiu. Teraz mogą mnie się przydać. Jest, Rainbow Dash! Ożywiam figurkę za pomocą voodoo plując na nią moją śliną, szkoda mi krwi. Odśpiewuję piosenkę z serialu My Little Pony i tańczę przy tym taniec country*. Po chwili mój kucyk ożywa.

- Rainbow! Połączmy nasze siły! Ściągnij do mnie jak najwięcej chmur! - kucyk posłusznie wykonał mój rozkaz. Posiadając w dalszym ciągu burzowe moce Szango ściągam niewyobrażalnie duże ilości deszczu. W dodatku zrywa się huragan. W ziemi tworzy się olbrzymi krater, do którego wlewa się woda. Na powierzchni zostawiam miejsce tylko dla mnie, Vaarda i kibiców na trybunach(no i oszczędzam też toi-toi, może się jeszcze przydać). Wszyscy jesteśmy ulokowani na trzech kopcach, po jednym dla wojowników, obserwatorzy będą musieli się ścisnąć na jednym. Wysoki blondyn i jego laska giną pod powierzchnią wody, burza powoli przechodzi. Z pustyni nie ostało się już prawie nic. Teraz walka wkroczy na zupełnie inny poziom. Miejmy tylko nadzieję, że wyższy.

- Zdziwiony, starcze?

*Ahh, ta Applejack!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wojownik II - Początek Rundy III - Atak

Wysłałem mojego własnego boga voodoo i jego Laskę na Venney'a, ale gdzie on się podział? Musiałem kazać zawrócić mojemu tworowi i jego towarzyszce i z nudów poćwiczyliśmy jeszcze polkę. Co mieliśmy robić? Nudno tu na arenie, gdy nie ma z kim walczyć. Usiadłem na krzesełku i włączyłem tablet, przeczytałem już chyba wszystko w internecie (Kwejk, YouTube - Na kanale użytkownika Venney1603_xD pojawiło się kilka nowych ciekawych filmów, w tym vlog z jakiegoś ciemnego miejsca, gdzie elf sobie siedział, Demotywatory, Mistrzowie, Forum Actionum, Facebook, NK itd.). Widownia zaczęła się nudzić, na trybunach odbywały się płatne walki i przedstawienia teatralne - Venney ostro wkurzył widzów swoim zniknięciem. Niebezpiecznie zaczęło się dziać, kiedy zaczął do nas dochodzić dziwny nieprzyjemny zapach (Gdyby sprzedawano takie trutki na szczury, nazwałbym ten produkt "Nieświeży Meksyk"). Musiałem coś zrobić, odłożyłem Mój Pamiętniczek i ruszyłem rozruszać widownię. Na początku poszedłem po maskę gazową, które nasz sędzia (Chwała mu za to!) udostępnił kibicom i zawodnikom. Później poprosiłem Crossa o uruchomienie rzutnika i dostęp do komputera. Obejrzeliśmy wszystkie filmy z "Różowego Kanału YT Venneyka xD ;x lofciaczki", najnowszego "Hobbita". Następnie urządziłem wieczór polki, na którym zatańczyli Szango ze swoją panną (lub panią, ma na ręce ślady po obrączce) i Vaard (Nie wiem jak inaczej go nazwać... Dla takiego przystojniaka nie ma innego imienia!) z Laską. Później puściłem kurs polki na ekranie i na arenie zaczął się wieczorek taneczny. Rzuciłem się w wir muzyki, lecz niestety po godzinie byłem już zziajany ku niezadowoleniu wielu pięknych kobiet. Gdy nadeszła noc, na ubitej ziemi urządziliśmy jeszcze grilla i śpiewaliśmy piosenki country i hymny narodowe. Odór nadal nie zniknął (a wręcz się wzmógł),

więc trzeba było położyć się spać w masce gazowej.

Następnego dnia znów zajmowaliśmy się zajmowanie sobie czasu. Wśród kibiców zaczęły rodzić się spiski przeciw Venney'owi (Nikogo nie podjudzałem), powieszono go nawet kilka razy (in effigie). Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić? Jeden z widzów (lekarz) przebadał mnie nawet pod kątem choroby serca. Trzeba ograniczyć cholesterol. Nauczyłem się grać w klasy i bridża. Ograłem Szango w Metal Tazo (Niby chrześcijanin, a od hazardu nie stroni...). Przeczytałem kilka książek, przeczytałem wszystkie archiwalne numery CD-Action, zrobiłem kurs polki, poćwiczyłem z miejscowym chórem wokal... Później zdecydowałem, że z tym koniec. Ustawiłem czujnik-budzik na elfy i poszedłem spać...

Gdy obudził mnie już Hymn Rosji, zobaczyłem Venney'a (Oby umył ręce,błagam). Drapał się z tyłu pod plecami i wręczał kasę Crossowi. Myślałem początkowo, że chce go przekupić, ale płacił po prostu za ekipę dezynfekującą. Może przynajmniej zniknie ten smród.

- Zniszczcie tego cieniasa! - krzyknąłem do Vaarda i Laski wskazując na Venney'a. - Niech nie ma już okazji do ucieczki z pola bitwy!

Moje przywołane bóstwa ruszyły zaatakować elfa, teraz nie ma szans. Długouchy wyciągnął jednak, nie wiadomo skąd, figurkę. Plunął na nią i zaczął tańczyć country. Nie słyszałem jak śpiewa, ale wiem, że to robił - widownia zaczęła buczeć (Wcale nikogo nie podjudzałem). Gdy skończył, moim oczom ukazał się, ożywiony już, niebieski kucyk z tęczową grzywą. Nie podejrzewałbym 400-letniego mężczyznę o jakieś kontakty ze słodkimi zwierzątkami (Ale w sumie, nie podejrzewałem też kogoś takiego o flirtowanie z orkowym pielęgniarzem czy przywoływanie kobiet o podejrzanej profesji), więc wolałem założyć, że dostał figurkę od młodszej siostry, która nie ukończyła jeszcze setki (Elfy wolno dojrzewają...). Współczułem tej długouchej, bo Venney nie wydawał się dobrym bratem. Ciągłe przywoływanie bożków, tańczenie polki po nocach, śpiewanie, kontakty z orkami, podejrzana działalność gospodarcza... Zły wpływ pewnie na nią ma. Sąd rodzinny powinien się temu przyjrzeć. O ile, u elfów wymyślono już prawo...

I co on zrobił? Wezwał burzę i huragan, rozwalił arenę i zabił Vaarda i Laskę? Co on sobie wyobraża? Byłem już naprawdę wkurzony. Skończyłem na małej wysepce, naprzeciwko elfa na innej małej wysepce otoczony trybunami na jeszcze innej małej wysepce. Jak można było tak zniszczyć środowisko naturalne?

- Zdziwiony, starcze? - krzyknął Venney.

- Zdziwiony? Hipokryto! Co ty sobie wyobrażasz? Najpierw udajesz tu chrześcijanina, cytujesz Pismo, a później co? Prawie doprowadzasz do katastrofy ekologicznej! - przerywam, żeby zdjąć wreszcie maskę przeciwgazową - Następnie zabijasz dwie istoty na oczach kilkuset ludzi!? W dodatku, flirtujesz z Ballahem chyba tylko po to, aby pobawić się jego uczuciami! Czy tak zachowuje się wyznawca Chrystusa?! Czy prowadzi podejrzane działalności gospodarcze, zatrudnia podejrzane kobiety do podejrzanych czynności? Czy pracuje jako płatny zabójca? Czy sprowadza swym postępowanie siostrę na złą drogę? Czy wyzywa ludzi od starców, hipokryto? - znów przerywam, tym razem po to, aby przetrzeć twarz z śliny. Słyszę, że ktoś na trybunach klaszcze, to ksiądz! Ten sam, który dał Venney'owi Pismo, ten sam, któremu tak podobał się "Różowy Kanał" - Ja jestem ateistą, więc... - oklaski ustają - ...mogę żyć po swojemu i nawet posiadać 8 żon, ale chrześcijanin nie powinien tak postępować. Ja mogę cie wyzywać od cieniasów czy knypków, ale ty? Jak śmiesz? Mniejsza z tym, przecież jesteś ode mnie starszy, stary dziadzie! Ale może wolisz być nazywany bachorem? Co? Łyso? - Przejeżdżam palcami po brwiach i ponownie wycieram usta ze śliny.

Teraz jestem wkurzony. Tu już nie chodzi o sport. Ja już chcę po prostu tego elfa zniszczyć. Stworzył sobie krater, tak? A mi się nie podoba niszczenie środowiska! Po walce zadzwonię do ekologów! Ale teraz pozbędziemy się stąd tej wody. Wkurza mnie (Wcale nie dlatego, że nie umiem pływać...)! Wymierzam kosturem w "jeziorko" i wysyłam w tym kierunku promień światła. Złość mocno zwiększa moją moc! W kilka sekund po tej wodzie, pozostaje tylko olbrzymia ilość pary. Niestety nadal jest krater, trzeba coś wykombinować. Ta pustynia przestaje mi się już podobać. Uderzam kosturem w ziemię. W następnej chwili wszyscy, ja, Venney, Cross i widownia spadamy kilkaset kilometrów w głąb Ziemi. Zatrzymuję moją magią nasz lot dopiero przed jądrem. Dookoła leje się lawa, chodzimy po zaschniętej magmie. Myśleliście, że tam było gorąco? To jak jest teraz? Zdejmuję mój płaszcz i zaczynam tańczyć polkę. Jestem już w tym dobry, więc powinno się udać. Na tablecie mam już napisany profil nowego boga. Oto on:

Imię: Darth Ironus

Wygląd: http://moustacherobo...arian_spiky.gif

Bronie: Dwa dwuręczne topory obosieczne, kusza, kiścień.

Umiejętności specjalne: Super Siła, Niezniszczalna Skóra. Kontrola nad ogniem, magmą, pogodą. Fazowanie, nadzwyczaj głośny ryk, ogłuszający wrogów, mogący nawet zabić. Tworzenie łańcuchów energetycznych wysysających siły witalne z przeciwników. Miotanie mroczną energią. Przyzywanie demonów. Możliwość zmiany w kilkumetrowego, gigantycznego wojownika okutego w żelazny, czarny pancerz. W tej formie bohater może używać telekinezy, ignorować ból i przyzywać armagedon*

Mój sprzęt ledwo wytrzymuje ten proces. Procesor wali jak oszalały, miniaturowy radiator się przepala, z ekranu zaczyna lecieć para. Polkę muszę tańczyć wręcz z zawrotną prędkością śpiewając dodatkowo remix "Roty" z motywami country. Serce prawie mi wysiada, ale zwyciężam. Udaje mi się. Idealny twór stał przede mną. Nie jest tak przystojny jak Vaard, powinien się jednak o wiele lepiej sprawić w boju. Ten elf-hipokryta nie ma szans, zastanawia się teraz pewnie nad odparciem moich zarzutów, kompletnie nie skupi się na walce. W dodatku, i tak by nie wygrał.

- Łyso ci, złamasie? - przejeżdżam palcami po brwiach - Pokaż na co cię stać, Darth Ironusie! Udowodnij, że kasa wydana na prawa autorskie nie poszła na marne! Wypatrosz Venney'a! Zmiażdż go! Pokaż jak my ateiści rozprawiamy się z grzesznikami! Użyj wszystkiego co potrafisz! Najlepiej naraz! A jak nie to po kolei!

Już widzę oczyma wyobraźni te zabójcze ryki, miotanie wszechobecną tu lawą i ogniem, kolejne przywołane demony, łańcuchy energetyczne, mroczna energia, armagedon, telekineza. Gdy to sobie wyobrażałem, od razu nasuwa mi się na myśl znak równości i truchło Venney'a. Trup. Zwłoki. Ścierwo. Elfa. Hipokryty. Grzesznika. Bezczela. Złego brata. Manipulanta. Śmierć!!!

Wyczarowuję sobie krzesełko i zamawiam przez telefon popcorn.

- Powodzenia, Venney. Będzie ci potrzebne... - szepczę pod nosem czując już "słony" zapach jedzenia...

------

*card by Darth Metalus

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wojownik II - Runda III - Obrona + atak

Matko Żywico, niech ten starzec zamilknie! Nie dość, że kości mi zastygły od siedzenia na kuwecie, nos popełnił harakiri, a tyłek piecze jakbym przez tydzień wcierał w niego papryczkę chilii, to w dodatku jeszcze ten mag na mnie krzyczy! Łeb mi pęka! Czy on w ogóle miał już mutację? Piszczy jak japońska nastolatka. No a teraz jeszcze mnie opluł, po prostu pięknie. Jak ma wadę wymowy, to niech stanie trochę dalej, problemów ze słuchem na szczęście nie mam. Przynajmniej na razie, ten głos doprowadza mnie do szału. W dodatku mnie oczernia! Hipokryta? Ja? Sam uważa się za nie wiadomo kogo, a tak naprawdę wszystkie swoje umiejętności czerpie z mojego kanału na YouTube! Trochę więcej szacunku do twojego mistrza, starcze!

Mały chyba nieźle się wkurzył. Biega dookoła tej swojej piaszczystej wysepki i wymachuje rękami. I w dodatku ten pisk... Jakby ogolił nogi, to mógłby startować w konkursie piękności kółka gospodyń wiejskich. Ale nie, woli walczyć z kimś takim jak ja. Tylko mi czas marnuje, mogłem już przyjąć kilku nowych amatorów polki do swojego klubu tańca.

Znów zaczyna czarować? Pięknie, zrzynania z mojego voodoo ciąg dalszy! Matko Żywico, trzęsienie ziemi? On chyba chce, żeby moja migrena osiągnęła stan krytyczny. To w sumie jest nieuczciwe, będę musiał to zgłosić Crossowi. Momencik, ja kojarzę tego knypka. Czyżby to był Darth Ironus? Kiedyś chyba widziałem go w telewizji na kanale dla dorosłych. A nie, pomyłka, to chyba ten wariat, który przebiera się za kilka różnych postaci z komiksów naraz. W sumie to niech będzie, ja sobie powalczę a staruszek się poopala. Na mnie promienie słonecznie nie działają, jestem z tego wielce zadowolony, nie lubię słońca.

Moment, kolejny czar? Nie za dużo tego? Jeszcze się nam biedaczek przemęczy. Czy on w ogóle nie powinien być już na emeryturze? Para wodna? Matko Żywico! Ja mu robię darmowy basen, może sobie biedaczyna pochlapać się w wodzie, a on co? Odparowuje wszystko w powietrze? Czuję się niedoceniony! Elf się męczy, stara, próbuje uatrakcyjnić jakoś to monotonne życie, a tu przyjdzie ci taki i wszystko popsuje. Jeszcze się ma za nie wiadomo jakiego ekologa, tak jakby jego tablet był energooszczędny, phew!

Piosenka mi się przypomniała. Pewnie przez lawę, która przepływa dookoła. Ras Luta chyba ją śpiewał. Tylko jak to leciało? Aha, mam! Piękna tak jak tęcza, gorąca tak jak jądro Słońca tej miłości już nie będzie końca - tylko czyjej miłości? Czyżby nasz Vaard w końcu zdobył serce pielęgniarki? Tym bardziej nie rozumiem, dlaczego nas tu zabrał, czy ona aż tak bardzo lubi upał? - Ahh, no tak! Veeney, ty matole! Teraz pewnie jego luba zdejmie z siebie koszulę. Mnie osobiście chce się wymiotować na samą myśl o przepoconej orczycy, ale skoro kogoś to kręci. Nie mnie się do tego mieszać, no nie?

Matko Żywico! Automat z napojami! Jesteśmy tak blisko jądra ziemi, a tu jest ślad ludzkości! 4,5 zł za Sprite?a? Nie przesadzają? - Rozglądam się dookoła, po czym wybijam łokciem szybę w urządzeniu i wyciągam napój. Następnie wolno siorbiąc wypijam go do dna. - W sumie to dobry moment na ponowne założenie okularów słonecznych, co jak co, ale ta lawa nieźle daje po oczach.

Nasz staruszek chyba już skończył proces tworzenia (albo zrzynania...) swojego nowego speca od brudnej roboty. Chyba czas wreszcie wziąć się do roboty. Tylko co to ?coś? właściwie umie? - podpinam się do wi-fi Vaarda i włamuję na jego tablet - Ahh no tak, super siła - nieistotne, niezniszczalna skóra - to trzeba będzie sprawdzić, kontrola nad magmą i pogodą - to fajnie, ale od niedawna bogiem żywiołów zostałem ja, spóźniłeś się stary, nadzwyczaj głośny ryk - ciekawe czy piszczy głośniej od Vaarda?, łańcuchy energetyczne - takie mam w domu na święta, miotanie mroczną energią - a to podobno ja jestem emo, przyzywanie demonów - w sumie to Vaard mu żadnego przywoływać nie kazał, możliwość zmiany w ogromnego wojownika - ziew, a podobno mówi się, że to nie wielkość się liczy. No nie jest źle, chciałbym mieć takiego pieska. Ja zawsze chciałem mieć pieska. No ale jak się jest ciągle w trasie to nie bardzo jest jak. Pewnie rozumiecie, o co mi chodzi. W każdym bądź razie teraz zostałem tu sam z tym czymś. Vaard wcina popcorn. Ciekawe czy z masłem, nie lubię popcornu bez masła.

Moje popcornowe rozmyślania przerwał pisk przypominający małą dziewczynkę z Japonii, która pierwszy raz ma okres - dyskretnie zgrzytnąłem zębami - Stwór maga ruszył prosto na mnie. Widok dwóch pokaźnej wielkości łańcuchów energetycznych wielce mnie zaciekawił. W połączeni z lawą tworzyło to niezapomniany krajobraz. Tylko ten upał nieco przeszkadzał. Nagle pojawiły się przede mną stworzenia przypominające wilki. Nie miały jednak w niektórych miejscach ciała, z licznych dziur w ich ciele wydobywał się dym. Było ich kilkanaście, wzięły się dosłownie znikąd. Olbrzymie głazy, które stały dookoła mnie zaczęły się unosić. Widziałem je kilka stóp ponad moją głową, wiedziałem, że już niebawem spadną na mnie. Musiałem działać. Nadszedł czas na mój najpotężniejszy cios voodoo - przejmowanie czyjejś świadomości.

Pobiegłem w kierunku trybun po mój kowbojski kapelusz i lasso. Następnie pożyczyłem od Crossa wieżę stereo z głośnikami. Sięgnąłem do kieszeni po figurkę kolejnego kucyka. Nadszedł czas na Applejack. Pocierałem małego kucyka w dłoniach, dmuchając w niego zimne powietrze. Powoli zaczął ożywać. Nie mógł jednak w pełni się przemienić, upał był zbyt duży, ruchem dłoni przywołałem więc huragan. Teraz powinno zadziałać. Miałem rację, zadziałało.

Teraz nadszedł czas na trudniejszy krok - wejście w świadomość Darth Ironusa. Spojrzałem się mu prosto w oczy, powoli łamałem kolejne bariery jego świadomości. Wiedziałem, że sił starczy mi tylko na przekazanie jednego zdania. Pot zalał mi twarz, wiedziałem, mięśnie na całym ciele się napięły, tułów przeszedł skurcz, ja jednak musiałem wytrzymać. Resztkami sił wydobyłem z siebie trzy słowa, które trafiły nie tyle do głowy mojego wroga, co do jego serca. - Ty... kochasz... country... - wyszeptałem. Zaczęło się.

Natychmiast zerwałem połączenie, siły zaczęły mi powracać. Podbiegłem więc do wieży stereo i puściłem muzykę. Sam nie mogłem uwierzyć w to, co wydarzyło się potem. Widmowe wilki poczęły ruszać się w takt muzyki, od pewnego momentu hasały na dwóch łapach. Darth Ironus począł wywijać swym łańcuchem elektrycznym niczym lasso. Zabrał nawet Applejack do tańca. Nad naszymi głowami lawirowały olbrzymie głazy. Wspaniały widok. Dałem się ponieść tej wspaniałej muzyce i przez wiele minut tańczyłem wraz z ludźmi z widowni. W końcu jednak Cross nakazał nam dalej walczyć. W porządku, teraz już miałem po swojej stronie sojusznika.

Darth Ironus otrzymał ode mnie jasny rozkaz. Porazić tego staruszka prądem, dać go na pożarcie widmowym wilkom, wcześniej przypiekając go lawą. Zwieńczeniem żywota Vaarda miał być deszcz meteorytów. Spadających wprost na jego truchło. Cudowny dzień.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wojownik I - Obrona + Atak

Na początek powiem jedno - wkurzyłem Venney'a. I to ostro. Jak inaczej wytłumaczyć fakt, że myślał tak głośno, że rozumiałem go nawet bez telekinezy. Nasz ukochany elf nie panował nad emocjami. Nie to ja.

Zawsze jak się słyszy czyjeś myśli to cały czas mnie wszystko dziwi i nie pojmuję wielu rzeczy. Nie inaczej było tym razem. O jakim swoim kanale wspominał? I że niby się od niego uczę? Długo analizowałem to wszystko i w końcu wyciągnąłem wnioski. Kanał, na którym oglądaliśmy z całą widownią "Hobbita" należał pewnie do tego bezbrwiowego elfa. Sprawdziłem (dość wolno, bo tablet zaczął przymulać po przywołaniu Dartha Ironusa), user, który nielegalnie wrzucił ten film, miał nick "Elfy_to_Głupki". Muszę przyznać, że mój przeciwnik dobrze ukrywał swoją tożsamość w Internecie. O to mu chodziło z tym uczeniem? Przecież nie ukrywam swojej tożsamości. A może uważa, że "Hobbit" mnie uczył? To dobry film, ale jaki ma morał? Warto wyruszać na przygody? Elfia logika to dziwna sprawa...

Uważa, że mój głoś jest piskliwy? Mój falset to nic w porównaniu z jego sopranem. "Jakby ogolił nogi"? Co on sobie wyobraża? Że nie dbam o siebie i jestem owłosiony? Niech lepiej spojrzy na swoje pachy. Zgolił brwi i myśli, że wszystko cacy?

Czekaj! Czy ja usłyszałem "FILMY DLA DOROSŁYCH"!? I to jeszcze z DARtHEM IRONUSEM!? Katolik, tak? Hipokryta chyba. I w dodatku sieje zgorszenie w domu, a ma siostrę. Nie... Miarka się przegrała (czy coś w tym stylu)! Jak zmiażdżę mu tę jego elfią główkę, zdzwonię na policję. Kimś takim powinien się zająć Sąd Rodzinny.

"Jakby jego tablet był energooszczędny"? A co on myśli, że hipokrytą jestem? Pokazuję mu tylną część obudowy, do której przyspawałem panel słoneczny. Użyłem do tego spawarki, którą dali razem z jakąś gazetą o grach (he, he biggrin_prosty.gif).

Ballah? Zdejmowanie koszulki? Co ja przed chwilą usłyszałem? Nogi zapadły się pode mną i walnąłem plecami o ziemię. To straszne! Zachciało mi się wymiotować, wziąłem aviomarin - nie wiem, czy zadziała, ale spróbować nie zaszkodzi. Wstałem i spojrzałem na elfa. Nic. Nie wymiotuje. Nie zemdlał. Stoi. Jak on wytrzymał taką myśl?

Popcorn z masłem? Fuuuu!!! Ja jem jedynie z musztardą. Zaraz się jeszcze okaże, że Venney lubi naleśniki z ogórkami...

A co on zrobił później? Pierwszy raz chyba coś dobrego! Venney rozkręcił imprezkę! Huuuuuuraaaaaaaaa!!! Zmienił w dodatku klimaty - polka zaczęła mnie już nudzić. Vivat, country! Ihaaa! Wbiegłem w wir tańca. Brałem w obroty wszystkich po kolei: Erzulię, kucyka, Chrzciciela, Venney'a, Crossa, wilka, Dartha Ironusa... Po kilku godzinach country wszyscy padli zmęczeni. Wszyscy poza mną, Venney'em, wilkami i Darthem. Zabawa się skończyła. Nadszedł Czas Końca, Tedd Deireádh. Skąd ja to znam? Pewnie jeden z moich synów kiedyś mi to powiedział. Ale który? Garrus? Foltest? Nie ten był chyba z moją piątą żoną, Melisandre... Wiem! GORN! Ciekawe, ile skubany ma teraz lat?

Co to elf sobie myśl? Że zwróci mojego pupila przeciwko mnie? Ok. Co ja słyszę? Porażenie prądem, pożarcie przez widmowe wilki, przypiecznie lawą i deszcz meteorytów. Phi! Co on sobie wyobraża?

Wyciągam mój tablet, wchodzę w aplikacje "Voodoo Config", wybieram zakładkę "Darth Ironus", "Aktywne Rozkazy" i zabieram się do pracy. Mógłbym je wszystkie skasować kilkoma kliknięciami lub skierować moc Dartha na Venney'a, ale lepiej zabawić się chwilę z elfem... Wchodzę w ustawienia i nastawiam moc na 1%. Siadam na krześle i kończę mój popcorn.

Po kilku sekundach mój pupil zabiera się do roboty. Czuję lekkie "kopnięcie prądu" o sile porównywalnej do tego z elektrycznych długopisików. Następnie zostaję oblizany przez małe i słodkie wilczki. Lawa próbuje mnie nawet przypiec, lecz jest tak zimna, że zamienia się wcześniej w ciało stałe. Na koniec spada na mnie dodatkowo jeszcze kilka kamyczków. Tak wygląda potęga Venney'a. Zaraz przeleję chyba trochę Krwi Elfów.

Kopiuję rozkazy wydane przez długouchego, zmieniam cel ze mnie na niego i ustawiam moc na 100%. Następnie dodaję coś od siebie: Ogłuszający Pisk Elfki, Przywołanie dwunastu Banshi i Szarża z dwoma dwuręcznymi Toporami. Myślicie, że to wszystko? Nie. Na deser zostaje jeszcze coś - Wyssanie Sił Witalnych... z kucyka. Hahhaahahahha!!!!!!! Dolewam jeszcze musztardy do popcornu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wojownik II - obrona + atak (w jednym)

Że co? Matko Żywico, staruszek się chyba za dużo anime naoglądał! Kto to widział, żeby robić taki syf w porządnym, honorowym pojedynku? Jestem jeszcze jakoś w stanie zrozumieć atakowanie mnie tymi wszystkimi stworami. Ale katowanie moich pokaźnej wielkości uszu tym niemoralnym dźwiękiem? No kto to widział? Miał wiele żon, pewnie jest przyzwyczajony do tego skrzeku. Zresztą, on sam piszczy jak mała dziewczynka przy pierwszej miesiączce. Ale żeby od razu zmuszać do słuchania tego czegoś innych? To już naprawdę trzeba nie mieć honoru. O ile jego głosik jeszcze tolerowałem, każdy ma jakieś wstydliwe wady genetyczne, to to jest już ogromna przesada. Powinni dodać jakiś punkt do regulaminu zabraniający takich zagrywek. Ale nie, bo przecież to classic i tu wolno wszystko. Porażka na całej linii.

Ejj, co jest?! Wyssanie sił witalnych z mojego kucyka?! Nie! Nie zgadzam się i protestuję! Wyciągam z kieszeni telefon alarmowy, stara Nokia, zasięg złapie nawet blisko jądra Ziemi. Mówię do tego pokurcza, że zaraz będzie skończony. Jedna rozmowa z obrońcami praw zwierząt i chłopaczyna będzie skończony. Najpierw bawi się na mojej imprezie, a potem odwala takie numery. Brak honoru jak już mówiłem. Aż mi wstyd, że zgodziłem się na walkę z kimś takim. Powinni mnie ostrzec. No ale to już tylko chwila. Czas jego klęski zbliża się nieubłaganie. I dobrze, niebawem startuje trzeci sezon mojego ulubionego serialu - ?Każde dziecko to potrafi, gotuj z nami, wraz z elfami 3?. Drugi sezon był kiepski, może teraz będzie nieco lepiej. Nawet mój kuzyn wystąpi w odcinku specjalnym. Zawsze wiedziałem, że jest mistrzem w używaniu wałka i patelni. Mnie pisane było zabijanie wysoko postawionych urzędników. Może to i dobrze, mnie więcej płacą niż jakiemuś tam kucharzynie.

Nieważne, ci goście od praw zwierząt już są. Nawet ładny mają helikopter. I że to wytrzymuje taki upał? Nasze podatki idą na szczytne cele. Pójdę sobie po Sprite?a i zobaczę jak rozwinie się akcja. Oho, staruszek dostał pokaźny mandat za znęcanie się nad zwierzątkami. Dobrze mu tak, niech gnije w piekle! Hah! Przy okazji skonfiskowali mu tablet za nielegalne oprogramowanie i filmy o rozmnażaniu kangurów ściągnięte z neta. No kto to widział? Żeby tak żyć na krawędzi?

No, teraz mam już z głowy to całe wysysanie sił witalnych. Mój kucyk dalej może walczyć! Został nam już tylko Darh Ironu, kilku banshi, pisk elfki i sam Vaard. Jednak ten mag aktualnie płacze w kącie i gapi się ciągle na mandat, który dostał. Zasłużenie!

Jednak mimo to jakoś nie widzi mi się walka z tyloma przeciwnikami. Dałbym sobie radę, ale nie wyrobię się na serial*! Załatwimy więc to po mojemu. Jakoś nie jest mi szkoda tego całego jądra Ziemi. Możemy się więc pobawić. Patrzę się w górę i stwierdzam, że przez dziurę w sklepieniu nie widać powierzchni. No ale przecież musi tam być. Ponownie zabieram się za przywołanie Rainbow Dash. Procedura taka sama jak poprzednim razem. W tym czasie Applejack zajmie się tą zgrają sługusów Vaarda. Co to dla niej?

Po kilku minutach proces zostaje zakończony. Zbliża się czas mordu. Zabawa się skończyła, kochanieńki. Czas umierać.

Wskakuję na mojego pegaza (Rainbow to pegaz), biorę sobie na plecy drugiego kucyka i wzbijam się w powietrze. Uprzednio wypchałem sobie uszu futrem moich zwierzaków, perfekcyjnie zagłuszają pisk elfki i żenujące szlochanie maga. Kierunek - powierzchnia!

To nie jest ucieczka, po prostu zrobiło się zbyt gorąco. Jako elf nie przepadam za zbyt dużymi upałami. One źle robią na moją cerę. No i wysuszają skórę, a ja przez swoje roztrzepanie zostawiłem balsam do ciała na blacie stołu. W każdym bądź razie czas ostatecznego zniszczenia nadszedł. Akurat na 10 minut przed serialem, mądry ja. Przelatując przez dziurę w sklepieniu zaczynam uderzać w skały swymi dwoma mieczami, kucyki używają swoich kopyt. W kierunku Vaarda, jego sługusów, Crossa i widowni lecą olbrzymiej wielkości głazy. Niektóre trafiają w kratery z lawą tworząc pokaźne eksplozje śmiercionośnej cieczy. Hasta la vista, baby!

Z rozkoszą patrzę, jak wśród widowni powstaje ogromna panika. Nie dbam o to czy ktoś przeżyje. Na walkach czasem się umiera, zdarza się. Ale zaraz! Cross! Kto przyzna mi zwycięstwo, jeśli on umrze?! Zawracam Rainbow i lassem pożyczonym od Applejack łapię sędziego. Teraz spokojnie możemy wrócić na powierzchnię. Trochę to trwa, balast mamy spory. Ale czego się nie robi dla idei?

Zapadł już zmrok, jak widać trochę zajęła nam nasza walka. Mam jeszcze chwilę na skoczenie do kibelka. Zresztą, Vaard pewnie i tak już wydał ostatnie tchnienie. Są tego same plusy, nawet nie trzeba go będzie zakopywać po śmierci. Ależ szarmanckie posunięcie z mojej strony. Tylko rodzina będzie miała problem z postawieniem znicza na Wszystkich Świętych. Ale to tylko efekt uboczny. No i nie mój problem. No nie?

*Tak serio to piszę ten tekst w szkole i zaraz mam lekcje.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wojownik I - Obrona

Drogi Pamiętniczku!

Nasza walka się kończy. Czuję to. Dają mi o tym znać moje kości, serce, mięśnie, rachunek z Playa i trzy ostatnie żony. Nawet Venneyek_xD mówił na swoim vlogu, że kończy już jakiś swój pojedynek. Taki widać nadchodzi moment. Jak powiedział mi mój syn Gorn (bodajże jego matką była moja druga żona Liara), zbliża się Tedd Deireádh. Nikt niestety w domu nie rozumie ani języka Mordoru ani francuskiego, więc nie wiem co to dokładnie oznacza...

Mój przeciwnik chyba też to odczuwa. Niestety jest lekko nadpobudliwy i agresywny. Zamiast popadać w spokojny i melancholijny nastrój, on zaczyna wierzgać się, skakać bez opamiętania i wykrzykiwać jakieś brednie o honorze. Phi! Co taki hipokryta jak on może o nim wiedzieć? Za dużo chyba grał w sesje RPG...

W szał wprowadził go nawet przepiękny śpiew Dartha Ironusa. Nie rozumiem, jak można być tak niewrażliwym na sztukę i artyzm. Venney położył się na ziemi i zaczął energicznie uderzać głową w gorącą skałę. Jego ciało regularnie ogarniał jakiś dziwny dreszcz, wyglądało to tak, jakby co kilka sekund przechodził przez niego prąd. czyżby to był elektryzujący strach? Czy on wytrzyma to napięcie? Hahaha! Skończ się już śmiać, Pami. Na to jeszcze przyjdzie czas.

Kiedy Darth Ironus przeszedł do wysysania sił witalnych z kucykowatego przyjaciela elfa, Venney znów zaczął zachowywać się jak moja obecnie dwuletnia córeczka Meduza - walił głową o ścianę i wyrywał sobie uszy. W dodatku co on do cholery robi? Wyciąga telefon?! To ja obchodziłem masę tych wszystkich biurokratycznych przepisów i wziąłem tablet, a ten co? Jeszcze NOKIA!!! I co on zrobi? Też ma w Playu? Sprawdzę do kogo dzwoni, Pami. Wyciągnąłem tablet i włamałem się przez Bluetooth do urządzenia o nazwie "Kjety objat mammóśu?" (chyba myślał, że pisze SMS-a). Sprawdziłem rejestr połączeń i co widziałem? Co kilka pozycji widać było nieodebrane od Policji lub Straży Miejskiej, a co trzecie połączenie to tajemniczy numer, który skądś kojarzyłem. W końcu sobie przypomniałem - Cross podawał nam go przed walką, to numer pielęgniarki. Ale ty, Pami, jesteś pewnie ciekawy, do kogo on wtedy dzwonił? Ano do Obrońców Praw Zwierząt. Czekaj, Pami, coś mi wibruje w kieszeni. Zaraz opiszę ci rozmowę.

Skończyłem. Oto dialog, który przed chwilą odbyłem:

- Argh! Hrrr! Hurrra! - usłyszałem takie właśnie harczenia ze słuchawki.

- Witam. Już się pan dodzwonił. Proszę odstawić zwierzaka od telefonu i podać powód zgłoszenia - zacząłem zwyczajową formułką.

- Matko Żywico, ten czarodziej wysysa energię życiową z mojego kuca!

- Już namierzamy pana i wysyłamy ekipę rozpoznawczą...

W tym momencie mój rozmówca się rozłączył.

- ...ale to jest normalna procedura pacyfikacyjna. Możemy za to dać najwyżej order.

Schowałem telefon (który jak już się domyśliłeś, Pami, przemyciłem), wysławszy jednak wcześniej SMS-a do ekipy rozpoznawczej i usłyszałem krzyk Venney'a: "Jesteś skończony!". Dzięki posiadaniu dużej ilości synów przyzwyczaiłem się juz do tego tekstu i odruchowo odkrzyknąłem: "Tak! Już skończyłem dojrzewać! Ale nie martw się! I na ciebie przyjdzie czas!". Swoją drogą, ile ten Venney ma lat? Mniejsza z tym, to elf. One mają trochę spowolniony rozwój.

Wtem usłyszałem warkot silnika, a w górze ujrzałem lądujący, tandetny, różowy helikopter ze zdjęciem jakiejś obrzydliwej, krasnoludzkiej modelki. Eddy musi wreszcie go przemalować, Pami. Z pojazdu wysiedli moi kuple z pracy dorywczej - pilot Eddy i wlepiacz mandatów i orderów Hank. Przywitałem się z nimi i spytałem, co tu robią. Okazalo się, że otrzymali tu jakieś zgłoszenie (te ode mnie) i przylecieli dać mi order i znaleźć tego idiotę, który dzwoni i marnuje im czas. Okazało się, że to Venney. Hank chciał mu wlepić pokaźny mandat, ale ubłagałem go, aby odłożył to na jutro, bo chcę jeszcze skończyć walkę. Dostałem za to awans, premię i order za wzorową służbę. Poprosiłem jeszcze Eddy'iego, by oddał mój tablet do naprawy i wgrał mi kilka bajek dla dzieci. Pożegnałem się z nimi i poczekałem, aż odlecą. Poprosiłem Darha o przerwanie pacyfikacji kucyka, bo mój przeciwnik zamiast walczyć to zacząłby cały czas gdzieś dzwonić. Pami, co to ja muszę robić, aby ta walka była choć trochę satysfakcjonująca?

Ironus znów zaczął śpiewać, przywołał też kilka banshi. No, elfie, zbliża się twój koniec. Sam miast oglądać jego klęskę, zająłem się czytaniem pięknego listu gratulacyjnego. Aż pociekło mi kilka łez, tak się wzruszyłem.

Widać jednak, że Venney okazał się pospolitym tchórzem. Zamiast mężnie stanąć przeciw moim ludziom ten elf wsiadł na jakiegoś skrzydlatego kuca i zwiewa. Zmarnowałem jedynie czas na tę walkę z nim. A mogłem się zająć synami...

No dobrze. Mój przeciwnik okazał się chyba za gruby i nie zmieścił się w otworze. Porysował przez to ściany i zrzucił na nas jakieś olbrzymie głazy. Koleś przecież zbankrutuje. Mandat ma do zapłacenia, a tu jeszcze pokrycie kosztów naprawy tych wszystkich zniszczeń. Jak on sobie poradzi, biedny. Chyba mu pomożemy. Chciałem porozumieć się z Crossem w sprawie udostępnienia mi projektu technicznego areny i lokalizacji najbliższego biura architektonicznego, lecz ten został porawny przez Venney'a. Leci obecnie za jego kucem, mając przewiązano wokół szyi jakieś lasso. Co ten Venney wyprawia? Aż tak boi się nieuchronnej klęski, że zamierza zabić sędziego? Nie pozwolę na to!

Przepraszam, Pami, że rzuciłem cię na ziemię, ale musiałem błyskawicznie wyciągnąć z ekwipunku miecz i kostur. Miałem zamiar razem z Darthem Ironusem zaatakować Venney'a i odbić Crossa. Niestety nie mogłem. Kiedy szykowałem się do ostatecznego starcia, zapipczał mi zegarek. Oznacza to, że walka dobiegła już praktycznie końca, teraz można się jedynie bronić. Żegnaj na dzisiaj, Pami. Pogadamy w domu...

-----------------------------------------------------------------------------------------

Odkładam Pamiego na krzesło i idę zobaczyć, co się teraz dzieje. Darth Ironus biega po całej arenie i łapie wszystkie głazy zrzucone przez elfa. Siadam i pogrążam się w medytacji. Dookoła panuje harmider - ludzie biegają i krzyczą jak opętani. A przecież wszystko jest pod kontrolą. Darth Ironus, znudzony już tym ciągłym bieganiem, zatrzymuje się i w spokoju przyjmuje postać kilkumetrowego, gigantycznego wojownika okutego w żelazny, czarny pancerz. Teraz dzięki swoim rozmiarom ma szansę łapać lub niszczyć wszystkie głazy w locie. Banshi, głodne czyjejś krwi wpadły w jakiś szał bojowy, i teraz szaleją po najbliższej okolicy. Proszę Chrzciciela, aby się nimi zajął, za kilka sekund słychać już muzykę country dobiegającą z głośników. Facet zna się na rzeczy, nie powiem. Powiem za to, że zna się na kobietach, aby mnie tu feministki nie rozjechały swoimi rowerami (bo kto to widział, aby samochodami jeździły). Może poduczyłby moich synów "tych spraw". Ja też jestem w tym dobry (wystarczy spojrzeć na te wszystkie ślady po obrączkach na moich dłoniach), ale kontaktu z dziećmi złapać nigdy nie umiałem. Hmmm, ta muzyka to nawet przyjemna jest. Liarze by się podobała...

Wstaję i nakazuję Darthowi powkładać głazy na miejsce. Nie chcę, aby Venney poszedł siedzieć, kiedyś (jak się poduczy) stoczę z nim może jeszcze jedną walkę. Ale ta dobiegła już końca. Czuję się trochę jak przy wychodzeniu z kina. Takie dziwne uczucie. Niektórzy widzowie przyłączyli się do tańczenia polki, ale ja nie mam już na to ochoty. Spokojnie ustawiam się na końcu kolejki prowadzącej do windy. Powoli poruszam się ku wyjściu. Nie chcę się spieszyć. Wolę wyjechać jako ostatni. Darth wrócił już do swojej normalnej postaci, więc proszę go o coś do picia. Przynosi z automatu dwa Tymbarki - jabłko-wiśnia i jabłko-mięta. Wybieram ten drugi, odkręcam i powoli łykam "zasysając" jednak przy tym butelkę. Darth pokazuje mi swoją nakrętkę. Biorę ją do ręki i odczytuję: "Pospamujemy? wink_prosty.gif". Na swoją jeszcze nie chcę patrzeć. Zrobię to na zewnątrz. Wsiadam z Ironusem do windy. Proszę go, aby zaśpiewał parę piosenek, podróż będzie długa. Siadam na fotelu i pogrążam się w nicości...

Pancerne drzwi się otwierają, wychodzę i biorę głęboki oddech. Jest teraz środek nocy, o tej porze na pustyni robi się naprawdę zimno. Siadam koło krateru, którym spadliśmy na dół i proszę Dartha Ironusa, aby zalał go lawą. Będzie cieplej. Kiedy jest już po sprawie, kończę mój napój i wreszcie oglądam napis na nakrętce: "Nic nie zapomniałeś?". Coraz głupsze te teksty, wkładam ręce do kieszeni i pozwalam się ogrzać. Cholera, co tu tak pusto?

- PAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAMIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIII!!!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...