Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

P_aul

[Free] CSI: Ankh-Morpork

Polecane posty

- Szczur na patyku! Szczur na patyku! Promocja, tylko dolar za sztukę!

- Dlaczego ten szczur ma zielone futro? I czemu ketchup jest niebieski?

Kolejny piękny poranek w mieście Ankh-Morpork. Wiatr wiał od rzeki, więc wszyscy starali się oddychać przez usta. Ludzie jak zwykle gdzieś się spieszyli. Jak zwykle też ta ważna sprawa mogła chwilę poczekać, jako że drzwi do jednego z domów przewiązane były żółto-czarnym sznurkiem. Do tego przed nimi stał jeden z Trolli straży. Co więcej okno było wybite. Na dodatek na przedzie tłumu, kłócąc się z Trollem stał niski facet w prochowcu i z notatnikiem. Człowiek z Azety. To wszystko razem dawało zestaw, obok którego żaden rodowity mieszkaniec Ankh-Morpork przejść spokojnie nie mógł. Coś-Się-Działo.

***

Wewnątrz działo się niewiele.

- Moim zdaniem sprawa wyjaśniona - stwierdził profesjonalnie sierżant Colon.

- Sprawa wyjaśniona - powtórzył jak echo Nobby.

Cudo spiorunowała obu wzrokiem.

- Powinniśmy poczekać na oficjalną odpowiedź.

Na podłodze leżała kobieta. Pod nią rozrosła się plama zakrzepłej już teraz krwi. Cudo ostrożnie, przez cążki, trzymała karteczkę znalezioną na plecach ofiary. Pokwitowanie z Gildii Skrytobójców.

- Nie ma sensu tu siedzieć, jest denat, jest pokwitowanie, sprawa wyjaśniona - powiedział po raz kolejny kapral Nobbs.

- Nie sądzę - odpowiedziałem wchodząc przez drzwi i posyłając w kierunku jednego (czy raczej jednej) z najbardziej znanych krasnoludów uroczy uśmiech. - Cryspin de'Valure, do usług. Czy mógłbym zobaczyć to pokwitowanie?

Spojrzałem na świstek. Na pierwszy rzut oka wszystko jest w porządku. Spojrzałem pod światło, wreszcie wyjąłem niewielki kamyk błyszczący... ciemnością.

- Nasze księgi nie zawierają żadnych danych o inhumacji przeprowadzonej ostatniej nocy pod tym adresem. - zacząłem wyjaśnienia. - Niemniej niemal wszystkie pieczęcie i znaki wodne się zgadzają. Jednak ten kto to zostawił nie wiedział jednego, nasz papier ma też znaki wodne świecące wyłącznie w Blasku Fantastycznym. Staramy się ukrywać ten fakt i liczę na to, że dochowają państwo tajemnicy służbowej. W innym przypadku Gildia może odczuć zrozumiały gniew - obaj strażnicy jak na komendę zadrżeli, Cudo tylko skinęła głową.

- Tak jak podejrzewałam - stwierdziła. - Ktoś upozorował skrytobójstwo. Nobby, Fred, wynocha, tylko zacieracie ślady. To będzie pierwsza robota naszego nowego wydziału. Wyjątek, leć po resztę ekipy - zwróciła się do ostatniej postaci na miejscu zbrodni, papugi, która dotąd ze znudzeniem obserwowała scenę z wysokości komody.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Lecę, lecę - burknąłem. - Za pół godziny będę w biurze. Cryspin, jako starszy stopniem, masz pełne prawo pomiatać mną w ten sposób, ale pamiętaj na przyszłość - w mieście zazwyczaj używamy wiadomości sekarowych. Gdybyś nie pamiętał, szyfrowanych.

'Co za bałagan!' - pomyślałem, lecąc. 'Wystarczy, że Marchewa bierze miesiąc wolnego na wizytę u rodziców, od razu a Straż schodzi na psy. Zrobili łapankę w kolejce do księgi skarg i zażaleń (Straż Miejska źle pracuje? Pokażcie, że zrobicie to lepiej!). Zgłosiła się banda dyletantów nie mających pojęcia o właściwych procedurach. Wrzucili ich na piętro niedawno odbudowanego budynku na Kopalni Melasy i dali im wolną rękę. I to oficjalnie...

A gdzie klątwa, Królewski Szyling, dwa miesiące zaprawy pod okiem Detrytusa? Ten cały eksperyment działa mi na nerwy. Co sobie Vimes myśli? Powinni, jak, każdy, zdeptywać buty na patrolach! Nawet Pesymal, bądź co bądź przyboczny komendanta, dwa razy w tygodniu robi przebieżkę przez Mroki! Czarno widzę moją przyszłość, czarno widzę.'

Zatopiony w myślach, niemalże zderzyłem się ze starą wieżą wyciągową.

'Niech to Offler zeżre! Muszę bardziej uważać. Między magami mówi się o nowej modzie na noszenie pary okrągłych szkiełek na nosie. Może mi się na coś przydadzą'

Ląduję na parapecie okna na parterze.

- O, cześć Wyjątek.

- Wręcemocny? Co ostatnio przeskrobałeś, że robisz za dyżurnego? Może później, teraz nie mam czasu. Jest ktoś z nowych? No wiesz, CeeSI, czy jakoś tak.

- Dziwne, ale nie wiem. Nikt się nie raczył podpisać.

- W pierwszym dniu pracy? Trudno, sam sprawdzę.

Ostrożnie lecę na piętro. Siadam na poręczy u szczytu schodów i drę się na pełny dziób:

- Jest tam kto? Biegiem do budynku Opery! Mamy nową sprawę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niedługo później, nowi gapie znaleźli dla siebie obiekt zainteresowań.

Po dachu budynku opery chodził Troll. I to nie byle jaki - nosił na sobie strój Nieszczęśliwego Kochanka ze spektaklu "Miłość w czasach Podwyższenia Podatków" - a przynajmniej to, co z nich zostało po próbie rozpięcia ich na jego masywnej sylwetce.

Już od jakiegoś czasu krążył niepewnie na krawędź dachu i z powrotem, budząc w morkhporczykach nadzieję ubarwienia kolorytu miejskiego (nawet, gdyby się interesująco nie rozchlapał, zostałaby zawsze nadzieja na interesujące wgłębienie w ziemi w kształcie trolla - i powód do głoszenia przyjaciołom i wnukom 'byłem tam, widziałem to'."

Dopiero od kilku minut rozmawiałam z trollem, kiedy nagle przybył do mnie chochlik od Cudo - nowy nabytek Straży, Gadający Prędki System* - nie mogłam sobie teraz pozwolić na wysłuchanie wiadomości, ale zrozumiałam, że to może być wezwanie na nasze pierwsze miejsce zbrodni.

- Słuchaj, DonMalachicie... Jestem pewna, że twoja Donia Agata nie skreśliła cię jako trolla tylko dlatego, że kamień, którym próbowałeś się jej okazać swoje zainteresowanie, rozbił się na jej głowie... Twoje wyczyny są znane w całym Ankh-Morpork, nic dziwnego, że mógł się nadkruszyć na głowach innych dam, nim odnalazłeś Donię Agatę.

- Och, ona jest tak dobra i wyrozumiała. Ale nie może się dowiedzieć o innych trollowych kobietach DonMalachita! - odpowiedział troll, który po rozprężeniu napięć związanych z obchodami bitwy w Dolinie Koom i zmianie stosunków krasnoludzko-trollich, postanowił wypełnić pusty wakat Pierwszego Kochanka, który po stronie krasnoludów zajęty został przez Casanundę.

- No tak. Ale jeśli skoczysz - ludzie zaczną Mówić i wtedy się dowie. A przecież możesz pójść do niej i wytłumaczyć jej, że z tym uderzeniem kamieniem to było zamierzone. Rozumiesz, ilu innych trolli umiałoby być tak delikatnymi?

- Ale jak ja jej teraz wyznam uczucie? Nie mam już swojego kamienia!

- Dzięki temu będzie miała pewność, że nie rozbijesz go na głowie żadnej innej.

- Hm. - powiedział troll, zastanawiając się chwilę. Trochę chłodniejsze powietrze na dachu budynku(a przynajmniej nie przepełnione aż tak wonią miasta) jak widać naprawdę pomagało mu w myśleniu. - Dobrze. Spróbuję. To brzmi Postępowo.

- Daj mi proszę znać, jak zarea... co zrobi, po waszej rozmowie.

Westchnęłam z ulgą. Dobrze wiedzieć, że przynajmniej w najbliższym czasie nie spróbuje okazać uczucia żadnej mniej odpornej na wgniecenia kobiecie.

Gdy odszedł, wreszcie miałam chwilę na odsłuchanie informacji. Wezwanie na ulicę Quirmską, bardzo pilne. Ruszyłam już w tamtą stronę wypuszczając chochlika swojego i Cudo dalej, po czym ruszyłam szybko

* - System polega na tym, że w każdym urządzeniu Systemu mieszka bardzo szybki chochlik, o automatycznej umiejętności wykrywania innych urządzeń dla chochlików**. Chochliki zapamiętują informację, po czym bardzo szybko biegną do kolejnego urządzenia o wskazanym numerze. Początkowo nazywano je 'jeepami' od pierwszych liter, jednak znana jest też zmiękczona nazwa dla tych chochlików - 'czipy'.

**- na tej samej zasadzie, na jakiej wszystkie dzieci wykrywają pochowane słodycze i/lub prezenty StrzeżenioWiedźmowe w okolicy 20 metrów. Nikt nie wie jak, ale to działa.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Paszteciki! Tanie paszteciki! Dla magów obniżka!

- Z czego są te paszteciki?

- Ze świni oczywiście, panie profesorze!

- To nazywasz świnią?!

- Oczywiście, że tak! Jestem absolutnie pewien!

- Pokażę ci co to świnia!

- Ależ to najprawdziwsza świnia i gardło tym sobie podKWIIIIK!!

Miałem dziwne wrażenie, że Dibbler nigdy się nie nauczy, że przyjezdni magowie mają dość ścisłą słowa "świnia", która nie obejmowała nic poza świnią. Ci przyjezdni magowie nie rozumieli niezwykłej kultury Ankh-morpok

- Witam serdecznie, mam wrażenie, że zaszło nieporozumienie - powiedziałem podchodząc do maga. - Chyba nie zrozumiał pan naszych zwyczajów... Prawie-świńskie paszteciki pan Dibblera są ważnym elementem naszej kultury... Proszę zmienić pana Dibblera spowrotem w człowieka.

- Ale on mówił, że to jest zrobione ze świni! A w tym jest tyle świni co w... - prawdopodobnie klathiański mag wyglądał na zmieszanego. - No dobrze, ale już nic od niego nie kupię!

- ...żynam! Co? Nie? To może flagę z herbem Niewidocznego Uniwersytetu? Albo papierowy spiczasty kapelusz dla dziecka... co? Ech... Nieważne... - Zrezygnowany Gardło poszedł szukać innych ludzi tak nierozsądnych by kupić pasztecika. Mag oddalił się w kierunku NU. Podążyłem za sprzedawcą.

***

- Beengley beengley bee...

- Zamknij się, o co chodzi? - warknąłem w kierunku zdyszanego czipa.

- Nie mogę jednocześnie mówić i nic nie mówić...

- Powiedziałem gadaj! - byłem bardzo sfrustrowany po całym dniu pilnowania Gardła.

- Jest wezwanie do budynku Opery! Wszyscy funkcjonariusze CSI mają się natychmiast stawić na miejscu!

- Dobra, już lecę... Gardło! Nie daj się zamienić w świnię jak mnie nie będzie!

***

Pisz:

Morderstwo w budynku Opery wykrzyknik nowa linijka Straż w kropce wykrzyknik linijka jak donoszą nasi korespondenci przecinek Mathylda Woodcock otwórz nawias... Czy nikt nie zapytał o wiek ofiary? Z kim ja pracuję... Ty, tak ty, biegnij zapytać o wiek Mathyldy... Dobra, pisz nowinki... Znany przedsiębiorca przecinek G. S. P. Dibbler został wielokrotnie zamieniony w świnię przez uczestników Wielkiego Konwentu Magów...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie używałam nigdy chochlików, dla mnie nie są one poręczne. Rozumiecie, prawda? Społeczeństwo odmawia mi korzystania z najnowszej technologii, nikt nie wymyśla De-terminarzy dla gnomów. Ale mam sposoby. Obserwuję sekary, dana wiadomość zawsze przychodzi do mnie prędzej czy później. Zazwyczaj później. Dys-kry-mi-na-cja! Nie pozwalają mi porządnie pracować.

- Jest tam kto? Biegiem do budynku Opery! Mamy nową sprawę. - to wrzeszczała ta papuga, Wyjątek. Działała mi na nerwy, jak zwykle.

Zagwizdałam, dookoła rozszczekały się psy i ze swojego miejsca na komendowych szafkach zleciała Miriam. Zgrzytnęłam zębami i wskoczyłam na swoje siodło. Już po chwili wznosiłam się w górę, mając pod sobą rozległy i niepiękny widok wielkiego Wahoonie.

Budynek Opery nietrudno było zauważyć. Błyszczał już z oddali, jak pierścionek połknięty przez krowę, który wreszcie po długiej podróży znalazł się na wolności. Skierowałam Miriam w jego stronę, przywalając jej po głowie, gdy zbytnio zainteresowała się którymś z okolicznych gołębi.

Wylądowałam wreszcie na parapecie, odesłałam swojego jastrzębia i zapukałam w okno. Po chwili zapukałam jeszcze parę razy. A po tym całym pukaniu stuknęłam pięścią w okno naprawdę mocno i dopiero wtedy pojawiła się w nim pewna twarz. Twarz, którą trudno zapomnieć. Niektórzy przyrównują twarz Nobby Nobbsa do księżyca w pełni. Muszę się z nimi zgodzić, ilość kraterów na jednym i na drugim jest porównywalna. Zwłaszcza z mojej perspektywy.

-Psze pani, proszę, już okno otwieram...-uśmiechnął się. Miło, ale mimo wszystko wolałabym,żeby tego nie robił.

-Okno otwierasz? Okno? Czy ty myślisz, że sama nie umiem sobie otworzyć okna?! I bez żadnych "psze pani"- wybuchnęłam. Musiałam czekać, a on mi tu jeszcze wyskakuje z ten...no...dżeltelemenieniem.

-Nie,Fae. - Kapral tak jakby skulił się w sobie.

-I patrz mi w oczy! W OCZY! Myślisz, że tu mam oczy? Nie, nie tu. WYŻEJ! I gdzie było to morderstwo.

-W garderobie.Ale ja patrzę się w oczy pani, pani Fae. Brązowe.

-Nie, patrzysz nie na mój BIUST! Widzę to. Patrzysz się na mój BIUST!- nie czekałam już na kolejną odpowiedź, tylko pomknęłam korytarzami opery w stronę garderob. Bez problemu znalazłam właściwą. Żółta taśma była jakąś wskazówką. Prześlizgnęłam się przez przymknięte drzwi i krzyknęłam.

-Kapral Fae melduje się na miejscu zbrodni!!

Cryspin chwile się rozglądał, aż wreszcie spojrzał tam, gdzie trzeba. W dół.

Zdążyłam się już do tego przyzwyczaić...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czekam z coraz większym zniecierpliwieniem na strażników. Ciekawe o co chodzi z tą "ekipą". Nagle do pomieszczenia wpadł młody mężczyzna w okularach i czymś co wyglądało jak biały fartuch skrzyżowany z szatą maga. Za nim wtoczyła się (to właściwe słowo) cała grupa starszych magów pod przewodnictwem Nadrektora.

- HEX, namierzaj! - krzyknął młody mag.

- Panie Stibbons, mamy drania?

- Obawiam się że nie.

- To miejsce zbrodni, proszę się stąd...

- Zakrzywienie temporalne osiąga trzysta procent...

- Przepraszam, ale już prawie pora trzeciego śniadania...

- Mamy trzy egzemplarze...

- Natychmiast opuśćcie to pomieszczenie!

- Splot kilku linii równoległych...

Nagle stało się coś dziwnego. Papuga, której nie znam. A jednocześnie wiem że ma na imię Wyjątek. Jestem od niego wyższy stopniem, mimo że nie pracuje w straży. Jesteśmy w budynku opery. Wszyscy, cała ekipa CSI. Co to jest CSI? Nigdy nie słyszałem tej nazwy. Błysk światła. Jestem sam w ciemności. Fae kogoś ściga (straszny widok). Nigdy nie widziałem tej gnomki, a jakbym znał ją od długiego czasu...

- HEX, pełna moc refinatora..!

- Wy muły pociągowe! Pożyczyliśmy wam prokrastynator do badań, a wyście w pięć minut doprowadzili do końca przyczynowości! - krzyknął niski człowiek po czym zdzielił Stibbonsa miotłą w głowę. - Teraz musimy cofnąć cały Dysk o trzynaście sekund. Moje gratulacje!

Po chwili wszystko się skończyło. Czy raczej nigdy nie zaczęło. To było dziwne. Gdybym tylko pamiętał co... Do domu powoli przybyli... zapewne strażnicy, których wezwała Cudo. Gnom. Czy raczej gnomica, sądząc po burdzie jaką dostał Nobby. Młoda kobieta. Po chwili pulchny facet. Wróciła papuga. A mam wrażenie, że nie widziałem jeszcze wszystkiego...

- Koleżanki, koledzy - zaczęła Cudo. - Nasza pierwsza poważna sprawa. Komendant Vimes osobiście będzie doglądał postępów, ponieważ, cytuję, "Patrycjusz krzywo patrzy na wydawanie państwowych pieniędzy na jednostkę Straży, która robi dokładnie to samo co inne jednostki Straży." Sprawa jest tym poważniejsza, że ktoś próbował wmieszać w to zabójstwo Gildię Skrytobójców. Przedstawiam wam Cryspina de'Valure'a.

Skinąłem leciutko głową każdemu w pomieszczeniu, a dziewczynie posłałem profesjonalny łobuzerski uśmiech numer siedem. Z minoznastwa stosowanego zawsze miałem najwyższe wyniki więc może coś osiągnę.

- A to część mojej załogi, nie wiem co zatrzymało innych. Cryspin będzie nam towarzyszył i reprezentował Gildię w trakcie dochodzenia. Otrzyma tymczasowy status konsultanta cywilnego. Jako taki podlega bezpośrednio mi, ale nie jest waszym szefem.

- Właściwie - sprostowałem. - To jestem tu tylko na chwilę, aby potwierdzić sfałszowanie pokwitowania.

- Powiedziano mi coś innego - odparła Cudo.

Zrozumiałem. Po ostatniej wpadce Gildia woli trzymać mnie z daleka. Świetnie...

- No, nie traćmy czasu, do roboty, co możecie mi powiedzieć o tej zbrodni?

Nagle lekko zadrżałem. Skądś napłynęło wspomnienie. Morderstwo w Operze. Skądś wiem że jeszcze się nie wydarzyło, ale kiedyś, wkrótce, się wydarzy...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Na razie trudno powiedzieć cokolwiek ponad to, co już usłyszeliśmy" - odpowiedziałam Cryspinowi, który zaczął wysyłać urokliwe uśmiechy gnomce. "Jeśli ktoś mógłby uwiecznić na obrazku to ciało, moglibyśmy je obrócić i sprawdzić, kim jest ta martf... martwa kobieta. Powinniśmy się także skontaktować z personelem i dyrekcją Opery, gdy będziemy już cokolwiek wiedzieć, by znać Odpowiednie Pytania, Które Należy Zadać, a które inaczej by nam umknęły" - po tej wypowiedzi, czując na sobie wzrok nowych współpracowników, przełożonej, gnomki i Nobby'ego, chwyciłam odruchowo za mój przenośny pojemnik na kawę. Od razu poczułam się spokojniej, choć musiałam zwalczać w sobie chęć napicia się.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mrugnęłam oczami. Coś było...nie tak.Ale nie wiedziałam, co. Nieważne.

Rozejrzałam się po towarzystwie. Wszyscy byli w komplecie... I ten konsultant z Gildii może się niedługo przydać.

Czarownica właśnie mówiła coś o dowiedzeniu się czegoś na temat ofiary. Nadszedł czas na mnie. Na moje wspaniałe zdolności postrzegania.

- Czy to nie oczywiste, kim jest ta ofiara? Czy nie widzicie, że ma na sobie niezwykle odkrywający strój Ajajdy z opery o tej samej nazwie? Przecież niedawno była jej premiera, ja wraz z innymi bojowniczkami o godność kobiecą protestowałyśmy przeciw niej... Ach, słynna aria Pierwszej Żony w której śpiewa ona, uwięziona w haremie... To musiał być w jej wypadku ...-Wyciągnęłam z plecaka ciemne okulary. Czas Akcji nadchodził.-...łabędzi śpiew.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spóźniony dobiegam na miejsce akcji, zawczasu przygotowawszy kamuflującą azetę. Ze zgrozą stwierdzam jednak obecność dwóch odzianych na czarno postaci. Potykam się i upadam na ziemię. Wstaję szybko, i z ulgą umiejscawiam na jednej z nich spiczasty kapelusz. Ustawiam azetę tak, żeby skierowana była dokładnie w kierunku kuzynki i, nie zważając że jest ona (azeta!) do góry nogami, podchodzę, udając umiejętność czytania.

- ...łabędzi śpiew.

- To jest ofiara? Znam ją skądś... Czy to nie ona wyje od jakiegoś czasu w Operze? Widziałem, i powiem wam, że nie warto się wybierać. Uszy odpadają. Chociaż teraz, jak ona nie żyje... W każdym razie, stwierdziliście już przyczynę zgonu? I czy Konwent Magów ma coś wspólnego z tym, że niedawno cały świat jakby... mrugnął? Bo wiesz, kuzyn... czarow... droga pani, że tego sprzedawcę, Dibblera kilka razy dziś w świniaka zamienili! Oni coś knują, tak myślę!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wpłynąłem do pomieszczenia niczym pasztecik dryfujący po powierzchni zupy groszkowej, następnie szybko wróciłem na zewnątrz i wyrzuciłem puszkę po piwie, po czym ponownie wszedłem do środka. Z zupełnie nieprawdopodobnie niezrozumiałych względów moi nowi przełożeni nie szanowali piwa w godzinach pracy. Szczególnie takiego piwa, które trafia do mojego wnętrza.

- Cześć kolesie, nie ma zmartwienia! - zamachałem energicznie do wszystkich obecnych i natychmiast przeszedłem do oględzin zwłok, bo jak to powiadają u nas, nie od razu wiatrak wynaleźli. Po chwili jasnym stało się już wszystko. - Mamy tutaj klasyczne skrytobójstwo, o czym świadczy pokwitowanie, dla niepoznaki pozbawione szczególnych zabezpieczeń w celu skierowania śledztwa na niewłaściwe tory oraz zmarnowania czasu tak wybitnych kolesiów jak my. Hej, ale nas chcieli zrobić w empukki, nie? Prawie jak biednego Gwida Lardsona!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po krótkiej przemowie kolejnego przybyłego strażnika nastała cisza. Głęboka i przejmująca i z delikatną sugestią potrzeby ukrycia twarzy w dłoniach przez kilku obecnych.

- Piłeś - stwierdziła w końcu Cudo.

- Tylko piwo - odparł defensywnie zapytany.

To wywołało kolejną chwilę ciszy, którą znów przerwała pani kapitan.

- Będziesz tego potrzebował - powiedziała, dając mi ciemne okulary. Przyjrzałem się im. Ciemne. Na oczy. CIEMNOŚĆ.

- Eee... dziękuję - mówię chowając ten przerażający przedmiot do kieszeni.- Na... na pewno się przydadzą.

No właśnie, mógłbym się do czegoś przydać. Podchodzę do okna, ostrożnie, aby niczego nie dotykać. Wyglądam na zewnątrz.

- Ściana trudności półtora, może dwa. Okno dość duże, przydatność minimum sześć w skali Kojota* - mówię do siebie.

Podchodzę do drzwi.

- Zamykane od środka, ale... - sprawdzam zamek po drugiej stronie - ...były otwarte, sądząc po braku śladów. Trzeba by sprawdzić thaumometrem.

- Więc - zwracam się do reszty. - Co z tymi zdjęciami? Przydałoby się poznać przyczynę zgonu. Poza oczywistą - pokazuję kałużę krwi. - Wykrwawienie się na śmierć - wyjaśniam, bo mam wrażenie, że kilku strażników jest dość powolnych.

*Skala Kojota** jest stosowana przez skrytobójców do oceny jak łatwo jest inhumować klienta z odległości. PRzy wysokich wartościach honor nakazuje skrytobójcy znaleźć inne, trudniejsze, a co za tym idzie bardziej satysfakcjonujące dla osoby inhumowanej rozwiązanie.

**Kojot był jednym z najlepszych skrytobójców w Gildii i wynalazł wiele współczesnych metod inhumacji. Zrezygnował z zawodu gdy oszalał i zaczął widzieć wszędzie swoje ofiary. Później okazało się, że działo się to w czasie gdy Śmierć zrobił sobie wolne i Kojot rzeczywiście widział swoje ofiary.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"A więc: znamy ofiarę, wiemy, że została zamordowana w pokoju o otwartych drzwiach, więc mógł to zrobić praktycznie każdy, ze wskazaniem na osoby, umiejące podrabiać pokwitowanie bądź będący w kontaktach z takimi osobami. Przydałoby się więcej informacji o tym, czym ew. mogła zostać zadana rana... Więc jeśli wreszcie ktoś zrobi obrazki temu ciału, może warto byłoby je przenieść na komisariat? W każdym razie - wy zajmijcie się ciałem, ja pójdę szukać świadków. Czy ktoś chce do mnie dołączyć?" - zapytałam, biorąc po drodze okulary od Cudo. Stojąc jeszcze w drzwiach i czekając na odpowiedź, coś mnie tknęło, zwróciłam się do mężczyzny nazywającego innych kolesiami - "Czy zająłbyś się pilnowaniem bezpieczeństwa ciała w tym czasie"?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Huh. Pierwszy dzień w straży... no cóż, czas wstać z tego ohydnego łóżka...

Idąc przez "pachnące inaczej" ulice Ankh-Morpork, jak zwykle natknąłem się na Rona, dziwnie znajomo wyglądającą świnię, kilku normalnych magów(znaczy zagraniczni pewnie... na NU nie ma normalnych magów...), kilkuset przechodniów patrzacych na mój hełm z głupim uśmiechem i tysiące szczurów. Mniam.

Wchodząc do komendy od razu szukałem wzrokiem Nobby'ego. Chyba dowiedział się że tu zaczynam. Boi się że mu coś zrobię za tę górę forsy którą mi ukradł? Biedak nie zna siły mojej przyjaźni... najwyżej dorzuciłbym mu parę kraterów na twarzy... Po przyjacielsku oczywiście.

Widzę za to przesławnego Freda Colona. No cóż, jest grubszy niż o nim mówili. Nie wiem jak to możliwe, ale tak jest... Dlaczego wszyscy patrzą na mój hełm?! Jak zwykle!

- Witaj. Jesteś... Krętowór Twardoręby? - Zapytał Colon, nadal wpatrując się w mój hełm z głupim uśmiechem.

- Kręciwór Twardozęby - mruknąłem z wyraźnym spojrzeniem mówiącym "przestań się gapić, bo ci przywalę".

- Ahhh. No tak - uśmiech Colona zmalał w trybie natychmiastowym - Więc, to ty masz być nowym strażnikiem?

- Tak. Właśnie tak... - odpowiedziałem tym razem z uśmiechem.

- No, więc zaraz powiem komuś żeby dał ci nasz sprzęt... Nooooobby! Gdzie jesteś! Chodź tu nowy jest! No gdzie on!

- Nie ma go, panie sierżancie. Urlop z powodu pogrzebu babci. - powiedział jakiś niski człowieczek siedzący przy biurku.

- Przesadza! To już 4 babcia w tym roku! - Warknął Colon. - No dobra, chodź ze mną, dam ci nasz sprzęt... wiesz, będziesz musiał pościągać ten krasnoludzki zło.... krasnoludzkie cudo, znaczy. Przepisy... - popatrzyłem na niego tak, żeby się skurczył. - Dobrze, zostaw najważniejsze dla ciebie rzeczy, ale coś odłożyć musisz... Ten wielki topór...

- ... to pamiątka rodzinna. Wielu próbowało go zabrać. Kończyli nieciekawie.

- Ahhhh tak. Dobrze... oto zbrojownia... masz, przebieraj się szybko, dla ciebie mamy specjalne zadanie.

Odrzuciłem 3 toporki do rzucania, 2 topory jednosieczne, 2 warstwy kolczugi i parę innych rzeczy. Nie wiem jakim cudem, ale wcisnąłem się w półpancerz. No więc, jestem strażnikiem!

Gdy wyszedłem ze zbrojowni zauważyłem przyglądającego mi się siwego mężczyznę. Nie wyglądał za miło... a więc to jest Jego Wysokość, Jego łaskawość, sir. Samuel Vimes. Idzie do mnie... to chyba jedyny człowiek tutaj wiedzący którym końcem miecza się walczy.

- Ty jesteś Kręciwór? Chyba tak, widać po interesującym wzorze hełmu - mruknął. - Idź na miejsce zbrodni, tam jest cała dziwaczna ekipa nowego 'modernistycznego' pomysłu Patrycjusza... I będziesz tam pasował, uwierz mi... Co się dzieje z tą strażą...

- Tak jest sir.!

Idąc po ulicy zauważyłem zasadniczą różnice między tym jak patrzyli na mój hełm wcześniej, a patrzą teraz. Wcześniej się uśmiechali, a teraz śmieją. Postanowiłem poprawić topór, żeby widać go było z daleko. To zawsze działa...

Wszedłem do budynku, będącego miejscem zbrodni. Widzę dwa ciała. Podwójne morderstwo? Jedna z nich to strażnik... Podchodząc do niego, widzę znaczne ślady życia - zapach mocnego krasnoludzkiego piwa i ciche chrapanie.

- Wstawaj pijaku! Na służbie jesteś! Raz, dwa! - próbowałem naśladować głos Vimesa. - Gdzie są wszyscy!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Utwórz nowe...