Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Mariusz Saint

Tatakau Shisho - The Book of Bantorra

Polecane posty

Tatakau Shisho - The Book of Bantorra
a.k.a. Armed Librarians

cover.jpg

Producent
David Production

Gatunek
akcja, fantasy, supernatural

Fabuła


W świecie przypominającym koniec XIX wieku mają miejsce dziwne rzeczy, a jako pierwszy należy wymienić fakt, że ludzie tam po śmierci zamieniają się w książki. Jest to sposób dosyć ekologiczny, szczególnie, że książki przyjmują postać kamiennych tablic. Pewna grupa osób uważa, że te ludzkie książki powinny być składowane w wielkiej bibliotece. Na osoby sprzeciwiające się temu poglądowi, a konkretniej jakiemuś tam kościołowi mówiącemu, że książki, które nie zostaną złożone w bibliotece, pójdą do nieba (hmm...), nasyła się sympatycznych pacyfikatorów - tytułowych Armed Librarians. Ta grupa to nie dość, że spoko ziomy z nich, to na dodatek posiada jakieś specjalne umiejętności, z których telepatia jest jedną z najzwyklejszych. Jest moe panna z blond-hełmem, czyli Mirepoc, jest pełen ideałów zielonowłosy Volken, a przede wszystkim jest obdarzona hojnie przez naturę (nie tylko pod względem posiadanych umiejętności, nadludzkiej precyzji i wytrzymałości oraz olewającego podejścia do wszystkiego naokoło) szefowa tego interesu, Hamutz Meseta (posługuję się pisownią z MAL). Walka między Armed Librarians a kościołem wydaje się być jednak szczytem góry lodowej, a intryga sięga wydarzeń dużo wcześniejszych...

***

Wrażenia po trzecim epie, bez oznaczonych spoilerów: wielkie cycki! golizna! jeszcze więcej golizny! gore! Kefka! Właściwie tylko

loli

zabrało i byłoby kompletnie. Pierwsza połowa epizodu to dalszy ciąg historii o "wiedźmie", poznanej dzięki nowemu fragmentowi jej książki. Historia wyjaśnia naprawdę wiele i w sumie aż dziwię się, że aż tyle zdradzono. Opowieść ta mi się podobała i mówi całkiem sporo: istnieją jakieś artefakty, z których jeden jest w rękach (dosłownie) tego skromnego inaczej faceta, który zasadza się na szefową. Również więcej wiemy o związku "wiedźmy" z zarazą. Pośrodku odcinka szefowa usuwa Coliowi bombę, po którym to zdarzeniu chłopak wyglądał jak ofiara brutalnego gwałtu - i ja mu się nie dziwię. W ogóle zastanawiam się, czy szefową może coś ruszyć, tak na poważnie. Została zarażona śmiertelną chorobą niczym (uwaga, spoiler do siódmej serii serialu "24 godziny" :P )

Jack Bauer

, magicznie przywołano burzę/huragan, czyli jej jedyny słaby punkt, a ona się cieszy tylko, ze będzie ciekawie. Jeśli coś ją przestraszy, to będzie to znaczyło, że to jest naprawdę groźne. Nie wiem, czego się spodziewać po następnym epie, preview nie zapowiadał niczego ciekawego, ale jeśli zdarzenia z trzeciego epa będą kontynuowane, to nudno być nie powinno.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widzę, że moja namowa poskutkowała. Sam miałem założyć temat, a tu drugi raz ktoś jest szybszy.

Pani Dyrektor nieźle by sobie poradziła jako lekarz polowy. Po prostu wyciągałaby odłamki gołymi rękami. A co do tego, że dużo zdradzono. to może być tak, że teraz się tak wydaje, ale okaże się, że za wszystkim stoi jakieś większe i tajemnicze Zło.

a konkretniej jakiemuś tam kościołowi mówiącemu, że książki, które nie zostaną złożone w bibliotece, pójdą do nieba (hmm...)

To jakaś hedonistyczno-epikurejska sekta. Wyraźnie widać, że w życiu szukają przede wszystkim przyjemności aby ich księgi były "piękne" czyli żeby historia ich życia była nieskalana żadnymi troskami ani nieszczęściami.

Pierwsza połowa epizodu to dalszy ciąg historii o "wiedźmie", poznanej dzięki nowemu fragmentowi jej książki.

Muszę obejrzeć ten fragment jeszcze raz, bo szczerze mówiąc średnio uważałem i trochę mi umknęło. Np. po co ta całą wiedźma tak nagle podniosła cenę lekarstwa?

Została zarażona śmiertelną chorobą niczym (uwaga, spoiler do siódmej serii serialu "24 godziny" tongue_prosty.gif )

Jack Bauer

, magicznie przywołano burzę/huragan, czyli jej jedyny słaby punkt, a ona się cieszy tylko, ze będzie ciekawie.

Always look on the bright side of life :smile: . Poradzi sobie, a jak nie, to zginie i wtedy nie będzie jej to obchodzić, bo będzie martwa. Miejmy tylko nadzieję, że nie poskąpią budżetu na jej walkę z tym od śmiejącego się miecza. Nie musi być długa, ale z ich możliwościami intensywna.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyraźnie widać, że w życiu szukają przede wszystkim przyjemności aby ich księgi były "piękne" czyli żeby historia ich życia była nieskalana żadnymi troskami ani nieszczęściami.

Uważam, że nie do końca - chyba chodzi im po prostu o to, żeby ich książki były jak najciekawsze, a jeśli będą po drodze jakieś troski i nieszczęścia, ale przezwyciężone, to tym lepiej dla jakości książki. Nie wiem natomiast, czy chodzi im o samą przyjemność lektury, czy też odpowiednio bogata książka rzeczywiście zapewni im dostęp do nieba czy też może doczesnych profitów, jak np. znalezienie pozostałych broni (na razie wiemy o dwóch, domyślam się, że pozostałe bądź część z nich jest zaginionych).

po co ta całą wiedźma tak nagle podniosła cenę lekarstwa?

Jeśli dobrze zrozumiałem historię, to po to, żeby zwrócić lud przeciw organizacji, która ją "wypromowała". Poświęcając siebie (co poskutkowało ścięciem) albo próbowała, albo nawet jej się udało osłabić kościół, do którego należał "Kefka". Sądząc po nienawiści Bibliotekarzy do kościoła, przynajmniej w jakiejś części jej się to udało.

Miejmy tylko nadzieję, że nie poskąpią budżetu na jej walkę z tym od śmiejącego się miecza. Nie musi być długa, ale z ich możliwościami intensywna.

Walka wprawdzie nie spowodowała u mnie opadu szczęki, ale muszę przyznać, że była ciekawa i dobrze zrealizowana. Ale najpierw zacznę od ogólnych wrażeń z oglądania odcinka czwartego.

Przede wszystkim czego oczekiwałem po tym epizodzie (na wszelki wypadek w spoilerze):

Meseta walczy z tym kolesiem, ma problemy, Colio-bez-bomby się zjawia i ujawnia jakiś niezwykły talent, dzięki któremu koleś z mieczem zostaje pokonany bądź odstraszony. Meseta dołącza Colia do organizacji, gdzie wspólnie badają książkę wiedźmy i próbują rozwikłać jej tajemnicę przez resztę serii

. Ziściło się to tylko w części, bo

Colio zamiast talentu skorzystał z "ponadczasowej" rady czarownicy i po prostu uderzył we właściwym momencie.

Tak przy okazji, motyw Colio-czarownica uważam za naprawdę dobry, bo po pierwsze niespodziewany (wykracza poza "zasady", które poznaliśmy do tej pory), po drugie - za

pięknie zakończony, po prostu.

Natomiast fakt, że Colio

skończył swój żywot na tym padole jako nabity na pal kawał martwego mięsa

zaskoczył mnie, nie powiem.

Meseta (osobny akapit!) to twarda suka, która pewnie moje określenie potraktowałaby jako szczery komplement. Nawet wtedy, kiedy koleś z mieczem mało jej nie pochlastał na kawałki, ona nie wyraża w żadnym stopniu tego, że się boi. Może w końcowych momentach walki zaczęła traktować imprezę nieco bardziej poważnie, ale nadal nie wydarzyło się nic, co by mogło ją tak na poważnie ruszyć.

W ogóle znowu mam wrażenie, że chcą wtłoczyć za dużo historii w pojedyncze odcinki. Tu nie dość, że

w czterech epach zamknęli wątek, co do którego myślałem, że zajmie całą serię, to na dodatek zaczęli już nowy

. I teraz rozwiązania widzę dwa: włożenie tego typu skondensowanej historii w tak wąskie ramy "objętościowe" to dla autora (autorki?) light novels zwykłe, leniwe kłapnięcie paszczą i dalszy ciąg rzuci nas w co najmniej tak samo dobrą opowieść, albo był pomysł tylko na początek i dalej będzie gorzej. W każdym razie po tych czterech epach Bantorra to dla mnie jedna z najciekawszych pozycji jesiennego sezonu.

PS Mirepoc jest

<<moe>>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odcinek dość ciekawy. Walka Mesety wyglądała dobrze, widać też było, że jest mocna ( z byle kamienia potrafi zrobić śmiertelną broń), ale i tak może mieć problemy. Wkroczenie

Colio i to co się potem stało mocno mi się spodobało. Co prawda zginął, ale w sposób, który można tylko pozazdrościć - w objęciach ukochanej, zabijając bad guy'a

.

Meseta (osobny akapit!) to twarda suka, która pewnie moje określenie potraktowałaby jako szczery komplement.

O tak, widać, że ciężko jest ją czymś zaskoczyć. Zdaje sobie sprawę ze swoich umiejętności i z tego, że jej przeciwnik był cieniasem, który tylko zdobył fajną zabawkę.

W ogóle znowu mam wrażenie, że chcą wtłoczyć za dużo historii w pojedyncze odcinki.

Tu nie dość, że w czterech epach zamknęli wątek, co do którego myślałem, że zajmie całą serię, to na dodatek zaczęli już nowy

.

Myślę, że w pewnym momencie nieco to zwolni. Poza tym do tego wątku pewnie znajdzie się jeszcze trochę odniesień i nawiązań (może coś z

tym uwięzionym smokiem?

). Zresztą to i tak lepiej niż w Needless gdzie od 6 odcinków siedzą w jednym pokoju. A co do nowego wątku to jakieś podejrzenia co

konkretnie chce osiągnąć Volken

?

Uważam, że nie do końca - chyba chodzi im po prostu o to, żeby ich książki były jak najciekawsze, a jeśli będą po drodze jakieś troski i nieszczęścia, ale przezwyciężone, to tym lepiej dla jakości książki.

To dlaczego ten facet nazwał ból grzechem? Jednak obstaję przy swoim zdaniu, że chcą tylko spełniać swoje pragnienia, zażywać przyjemności, unikać bólu i tworzyć "piękne" książki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zdaje sobie sprawę ze swoich umiejętności i z tego, że jej przeciwnik był cieniasem, który tylko zdobył fajną zabawkę.

Zastanawiam się, czy to ona jest taka mocna, czy ten koleś rzeczywiście taki słaby. W końcu jego plan był całkiem dobry, "obstawił" parę różnych sposobów (choroba, burza). Władać tym mieczem też potrafił. Możliwe, że popełnił błąd Złego Lorda i poczuł się zbyt pewnie ;)

co do nowego wątku to jakieś podejrzenia co

konkretnie chce osiągnąć Volken

?

Nie mam pojęcia. Jego postępek był tak niespodziewany, że nawet nie wiem, co o tym myśleć - ma to jakiś związek z tym, co powiedziała Meseta. W sumie muszę obejrzeć ten fragment jeszcze raz i się zastanowić. To również podsyca ciekawość co do wydarzeń z kolejnego odcinka :) (czy Mirepoc będzie za nim gonić? :P )

To dlaczego ten facet nazwał ból grzechem? Jednak obstaję przy swoim zdaniu, że chcą tylko spełniać swoje pragnienia, zażywać przyjemności, unikać bólu i tworzyć "piękne" książki.

To w takim razie po co rzucał wyzwanie cycatemu Terminatorowi? Lepiej było rozkręcić jakiś biznes dzięki pieniądzom kościoła, trzepać kasiorę i 100% czasu spędzać w towarzystwie skąpo odzianych niewiast :) Dlatego skłaniam się ku dążeniu przez "książkowiczów" do zwycięstw, pokonywania wyzwań itd., a "ból jest grzechem" można interpretować jako "tkwienie w bólu, nędzy itd. zamiast dążenia do zwycięstw jest grzechem" (wiem, dopowiadam sporo), czyli generalnie dobre założenie, choć z czasem wypaczone :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Władać tym mieczem też potrafił.

To akurat żadna sztuka. Wystarczy jedno machniecie żeby wywołać Śmiercionośną Falę Magicznych Cięć, a miecz sam przechwytywał ataki. Z taką bronią nawet menel mógłby pokonać rycerza.

To w takim razie po co rzucał wyzwanie cycatemu Terminatorowi? Lepiej było rozkręcić jakiś biznes dzięki pieniądzom kościoła, trzepać kasiorę i 100% czasu spędzać w towarzystwie skąpo odzianych niewiast smile_prosty.gif

Tyle, że Bibliotekarze są największymi przeciwnikami Kościoła więc to raczej logiczne, że ich największy wymiatacz z najlepszą bronią chciał załatwić ich przywódczynię. Krzewienie wiary i niszczenie heretyków to też jedna z najważniejszych doktryn Kościoła. A do walki ze zwykłymi wrogami służą te całe Mięcha.

(czy Mirepoc będzie za nim gonić? tongue_prosty.gif )

Pewnie będzie równocześnie się zastanawiając "co ty

robisz Volken

?" Ciekawe też do czego konkretnie służy

ta mała statuetka, którą ukradł

.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z taką bronią nawet menel mógłby pokonać rycerza.

Właśnie zacząłem się zastanawiać, czy to rzeczywiście jest takie proste - o tych broniach wiadomo raczej mało, na razie jest "że są" i że "są potężne". Mogę nawet pójść dalej i zacząć snuć rozważania dotyczące powiązań między "jakością" książki a mocą, którą można wykrzesać z tych broni, ale liczę, że w najbliższym epie będzie coś więcej na ten temat - bo powinno być.

Tyle, że Bibliotekarze są największymi przeciwnikami Kościoła więc to raczej logiczne, że ich największy wymiatacz z najlepszą bronią chciał załatwić ich przywódczynię.

Tak, tylko dostrzegam w tym sprzeczność - wyzywanie na śmiertelny pojedynek tak twardej i wrednej suki jak Meseta musi wiązać się z wysiłkiem, bólem i generalnie nie jest przyjemną rzeczą, czyli kłóci się z twoją interpretacją nauki tego kościoła. Więc koleś albo złamał jego doktryny, albo są one inne.

Ciekawe też do czego konkretnie służy

ta mała statuetka, którą ukradł

.

Zero pomysłów znajdujących uzasadnienie w opowiedzianej do tej pory historii z mojej strony.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak, tylko dostrzegam w tym sprzeczność - wyzywanie na śmiertelny pojedynek tak twardej i wrednej suki jak Meseta musi wiązać się z wysiłkiem, bólem i generalnie nie jest przyjemną rzeczą, czyli kłóci się z twoją interpretacją nauki tego kościoła.

Priorytety. Przyjemności i zaspokajanie żądz jest ważne, ale pomaganie ludziom ("niekochani mają być kochani, zagubieni znalezieni...") poprzez załatwienie tej wrednej baby (z ich punku widzenia, ale nie da się ukryć, że dla Volkena to ona za miła nie była), która dowodzi tymi heretykami jest ważniejsze. Zresztą jej zabicie to też źródło radości, która wynagrodzi trudy i ból. Poza tym z taką bronią nie spodziewał się zbyt wielu problemów i w sumie miał rację, gdyby nie

Colio

to by ją w końcu załatwił. Wcześniej miały to zrobić Mięcha ("zabić Haymutz Mesetę, zabić..."), ale coś im nie szło więc wkroczył.

Zero pomysłów znajdujących uzasadnienie w opowiedzianej do tej pory historii z mojej strony.

Z mojej również, ale ma ona chyba związek z księgami. Może oddziałuje na nie w jakiś specyficzny sposób? To tylko domysły, ale jak sam powiedziałeś, póki co jest za mało informacji.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Priorytety. Przyjemności i zaspokajanie żądz jest ważne, ale pomaganie ludziom ("niekochani mają być kochani, zagubieni znalezieni...") poprzez załatwienie tej wrednej baby (z ich punku widzenia, ale nie da się ukryć, że dla Volkena to ona za miła nie była), która dowodzi tymi heretykami jest ważniejsze.

Zgadzam się z tym argumentem, ale wcześniej napisałeś, że każdy mógłby posługiwać się tym mieczem. Dlaczego nie "wytresować" sobie jakichś fanatyków, inkwizytorów (lepiej wyszkolonych od - dosłownie - Mięsa Armatniego) czy czegoś podobnego, dać mu ten miecz i pozwolić działać? Cały czas chodzi mi o ustalenie, jakie są prawdziwe priorytety kościoła i co jest rozumiane jako "ciekawa książka". Według mnie chodzi o dążenie do jak najciekawszych przygód i ostateczne ich przeżycie z możliwie najmniejszym uszczerbkiem, żeby ktoś później czytający taką książkę miał wrażenie, że ogląda jakiś niesamowity film przygodowy, gdzie bohaterowi ostatecznie wszystko na końcu się udaje :) Ale wiem też, że sporo sobie tutaj dopowiadam, a na podstawie dostępnych informacji chyba nie jesteśmy na razie w stanie dojść do jednoznacznej odpowiedzi.

Odnośnie najnowszego odcinka - przede wszystkim opening wzbogacił się wizualnie o coś innego niż pojawiające się rytmicznie wielokąty. Oczywiście nowa animacja jest lepsza od poprzedniej, oczywiście nie jest to jakimś specjalnym osiągnięciem, ale mimo to efekt końcowy przypadł mi do gustu (1, 2, 3). Sam odcinek jest raczej wstępem do następnych wydarzeń, ale koncentrował się głównie na Mirepoc, którą lubię (jest moe nawet wtedy, kiedy jest pijana). Noloty (Norotei :wacko: ) wysłano z misją, czego nie uważam za najlepszy pomysł, bo do tej pory zachowywała się jak niedojda, ale może akurat pokaże jakieś niezwykłe możliwości (albo skończy nadziana na pal jak w Cannibal Holocaust). Mirepoc usiłuje pogodzić się sama ze sobą i próbuje skorzystać z rady kowbojki, która poleca jej poczytać wesołą książkę dla poprawy nastroju (swoją drogą wnioskując po stroju kowbojki sądziłem, że polecana książka będzie dużo bardziej niegrzeczna). Podczas podróży przez labirynt biblioteki Mirepoc dostaje lizaka, a my dowiadujemy się chyba całkiem sporo kim/czym był Bantorra i o co z tymi książkami chodzi - według mnie to info może być dosyć istotne. Poza tym tytuł anime, "Book of Bantorra" - czyżby w pewnym momencie będą szukać/znajdą książkę samego boga, Bantorry? Ciekawe czy ludziom będą eksplodować głowy od jej czytania :) Później Mirepoc gada z Mesetą o użyciu kolejnej "war machine" będącej w posiadaniu Bibliotekarzy (uuk!) i tu się zastanawiam, dlaczego Meseta na to zezwoliła. Albo ma kompletnie gdzieś, co robią jej podwładni (możliwe), albo ma w tym jakiś głębszy plan (raczej nie :P ), albo jest po prostu wredną suką w każdej sytuacji i cieszy ją obserwowanie, jak ludzie podejmują głupie decyzje i będą potem cierpieć z ich powodu.

PS Nie tak źle z tym anime, nawet już jakieś fanarty są. Parodie również ;)

PPS Widziałem też okładki light novels, uważam je za ciekawe.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się z tym argumentem, ale wcześniej napisałeś, że każdy mógłby posługiwać się tym mieczem. Dlaczego nie "wytresować" sobie jakichś fanatyków, inkwizytorów (lepiej wyszkolonych od - dosłownie - Mięsa Armatniego) czy czegoś podobnego, dać mu ten miecz i pozwolić działać?

Bo nie daje się takiej broni byle komu. Bazooki też raczej się nie da ledwo przeszkolonemu kloszardowi. Zresztą Mięcha nie były nawet uznawane za ludzi. I co, Prawdziwy Człowiek, szycha w Kościele miał się pozbawić zaszczytu i przyjemności zabicia Mesety na rzecz wypranej z uczuć i wolnej woli maszyny? No i lepiej dać taką broń komuś absolutnie zaufanemu, bo nie wiadomo co takiemu Miechu do łba wpadnie (niby są bezwolne, ale przykład Colio czy tego co próbował uciec pokazuje, że nie do końca).

Odnośnie najnowszego odcinka - przede wszystkim opening wzbogacił się wizualnie o coś innego niż pojawiające się rytmicznie wielokąty.

Chciałem zrzucić dokładnie te obrazki co ty :biggrin: . Mam jeszcze jeden, który pokazuje, że pani pokojówka cieszy się autorytetem nie bez powodu :wink: . A tak ogólnie to zgadzam się, że nowy opening jest lepszy i bardziej pasuje do muzyki. Żadnego z niego arcydzieło, ale jest dobrze.

Noloty (Norotei wacko.gif ) wysłano z misją, czego nie uważam za najlepszy pomysł, bo do tej pory zachowywała się jak niedojda, ale może akurat pokaże jakieś niezwykłe możliwości (albo skończy nadziana na pal jak w Cannibal Holocaust).

Nawet Mirepoc miała co do niej wątpliwości. Uważam jednak, że sobie poradzi, nie przyjęli jej chyba do Bibliotekarzy za piękne oczy. Poza tym ciekawe czy potrafi coś specjalnego.

Poza tym tytuł anime, "Book of Bantorra" - czyżby w pewnym momencie będą szukać/znajdą książkę samego boga, Bantorry?

Całkiem możliwe, sam się zastanawiałem nad taką możliwością. Pewnie w jakimś momencie wyjdzie na jaw, że gdzieś w Bibliotece ta księga jest, ale została skradziona albo coś w tym stylu. Jest tylko jeden szczegół - Bantorra chyba nie została zabita, a zapieczętowana w Bibliotece.

Później Mirepoc gada z Mesetą o użyciu kolejnej "war machine" będącej w posiadaniu Bibliotekarzy (uuk!) i tu się zastanawiam, dlaczego Meseta na to zezwoliła.

A miała pozwolić żeby Mirepoc chodziła dookoła jak struta i upijała się próbując zapomnieć? Zresztą gdyby się nie zgodziła, to pewnie Mirepoc i tak spróbowałaby na własną rękę dostać się do tego kielicha. A tak wszyscy są zadowoleni: Mirepoc nie pamięta o Volkenie i nie cierpi z jego powodu (póki co), a Meseta ma z powrotem pełnowartościowego pracownika.

PPS Widziałem też okładki light novels, uważam je za ciekawe.

Meseta wygląda tutaj jakby chciała brutalnie zagryźć (i nie tylko) czytającego :smile: . Ja tam się nie dziwię, bo w końcu "sex sells". Mirepoc z kolei kojarzy mi się z pruskim oficerem wojskowym w wersji moe.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I co, Prawdziwy Człowiek, szycha w Kościele miał się pozbawić zaszczytu i przyjemności zabicia Mesety na rzecz wypranej z uczuć i wolnej woli maszyny? No i lepiej dać taką broń komuś absolutnie zaufanemu, bo nie wiadomo co takiemu Miechu do łba wpadnie

Tu dotykamy struktury samego kościoła, o której wiemy bardzo mało (zresztą w ogóle bardzo mało o nim wiemy). Dlatego pisałem o utworzeniu grupy jakichś fanatyków, którzy byliby bez reszty oddani idei utworzenia "ciekawej książki" i usuwaliby pojawiające się przeszkody. Mogliby być specjalnie szkoleni do posługiwania się mieczem-samobijem i efekty mogłyby być lepsze, zminimalizowałoby się też ryzyko utraty potencjalnego "książkowicza" :) I jeszcze kontrargumentując przyjemność zabicia Mesety (nie trzeba należeć do kościoła, żeby tego zapragnąć, jak się okazuje po pobieżnej obserwacji pracowników Biblioteki), zawsze można potencjalnego Bibliotekarza (znowu miałem ochotę napisać "uuk") próbować schwytać i zaciągnąć na efektowną egzekucję, np. obciąć Mesecie kończyny, przypalić rany, żeby pożyła jeszcze trochę, i zabrać na wykonanie finishera w siedzibie kościoła... ech, marzenia ^^

pani pokojówka cieszy się autorytetem nie bez powodu

Ciekawe czy będzie okazja, gdy w anime pokaże swoje możliwości (ekhem). Jakoś mi nie pasuje wysłanie jej na misję, może nastąpi jakieś oblężenie Biblioteki? (i dlaczego piszę "kościół" z małej litery, a "Biblioteka" z wielkiej?)

Pewnie w jakimś momencie wyjdzie na jaw, że gdzieś w Bibliotece ta księga jest

Książki są składowane w labiryntach strzeżonych przez potwory, im wyższy poziom, tym silniejsze potwory i ważniejsze książki. Mirepoc zabłąkała się z 5 do 4 labiryntu, jeśli dobrze pamiętam, i już były problemy - co jest w labiryncie 1, czy w ogóle taki istnieje? I jeśli tak, to jak silny musi być wymiatacz, który tam sprząta :O Zresztą preview następnego epa pokazuje, że jakiś potwór się pojawił (luźne skojarzenie z Golden Saint z Morrowinda ;) ) i zaczął wymiatać Bibliotekarzy, a nie odwrotnie.

A miała pozwolić żeby Mirepoc chodziła dookoła jak struta i upijała się próbując zapomnieć?

Tyle że ta decyzja została podjęta po pijaku właśnie, i to dosyć szybko, radykalnie, bez namysłu - a to wszystko rzadko się składa na decyzję prawidłową. Mogła dać Mirepoc czas do namysłu, a przynajmniej do wytrzeźwienia, a tak praktycznie zgodziła się bez mrugnięcia okiem. Poza tym uważam, że nic dobrego z tego nie wyjdzie i jest jedynie przygrywką do późniejszych, bardziej dramatycznych zdarzeń. No i mówiąc nieco złośliwie, Mirepoc nie wydaje się na tyle wartościowa, żeby trzeba było ją natychmiast przywracać do stanu używalności :P

Meseta wygląda tutaj jakby chciała brutalnie zagryźć (i nie tylko) czytającego :smile: . Ja tam się nie dziwię, bo w końcu "sex sells". Mirepoc z kolei kojarzy mi się z pruskim oficerem wojskowym w wersji moe.

Na oficjalnej stronie light novels są okładki do obejrzenia, ilustracja, którą zapodałem wcześniej (na którym Meseta ma minę tzw. "you gonna get raped"), sprawia wrażenie rozkładówki gdzieś ze środka. Na jednej z okładek jest widoczny koleś od lizaków... Jak mi się będzie chciało, to puszczę tę stronę przez jakiegoś tłumacza, żeby poznać streszczenia książek (o ile to są streszczenia :) ).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mogliby być specjalnie szkoleni do posługiwania się mieczem-samobijem i efekty mogłyby być lepsze, zminimalizowałoby się też ryzyko utraty potencjalnego "książkowicza" smile_prosty.gif

Sęk w tym, że w sumie to nie wiemy ile ten miecz w rękach Kościoła się znajduje. Mogli go znaleźć niedawno i nie mieć czasu na wyszkolenie jakiegoś oddziału. Zresztą nawet ten PC (Prawdziwy Człowiek, którego imienia zapomniałem) chyba nie znał wszystkich możliwości miecza.

I jeszcze kontrargumentując przyjemność zabicia Mesety (nie trzeba należeć do kościoła, żeby tego zapragnąć, jak się okazuje po pobieżnej obserwacji pracowników Biblioteki), zawsze można potencjalnego Bibliotekarza (znowu miałem ochotę napisać "uuk") próbować schwytać i zaciągnąć na efektowną egzekucję, np. obciąć Mesecie kończyny, przypalić rany, żeby pożyła jeszcze trochę, i zabrać na wykonanie finishera w siedzibie kościoła... ech, marzenia ^^

A kto powiedział, że tego by nie zrobili? Pierw trzeba ją było obezwładnić, a już samo to wymagało jakiejś potężnej broni. Zresztą wydaje mi się, że walczyłaby do ostatniej kropli krwi i prędzej skonał niż dała się pojmać.

I jeśli tak, to jak silny musi być wymiatacz, który tam sprząta :O

Tam chyba nikt nie sprząta. Ewentualnie zapuszcza się tam tylko aktualny Dyrektor z obstawą lub bez. Zresztą pewnie jest tam tylko jeden albo dwóch strażników, ale silnych jak diabli.

Tyle że ta decyzja została podjęta po pijaku właśnie, i to dosyć szybko, radykalnie, bez namysłu - a to wszystko rzadko się składa na decyzję prawidłową.

Niby tak, ale czy to w sumie nie był dobry pomysł? Zapomniała w ogóle o istnieniu Volkena i wszystkie jej uczucia względem niego po prostu zniknęły. Pozbyła się problemu. Poza tym Meseta mogła po prostu wczuć się w jej sytuację. Może i to do niej nie pasuje, ale chyba nawet ona zdawała sobie sprawę co czuje Mirepoc. Ona sama nie jest chyba jakoś strasznie ważna, ale zdaje się należeć do jakiegoś specjalnego oddziału (ona, Volken, ten wilelki, ten mały, ten w cylindrze) i mimo wszystko lepiej żeby wywiązywała się z obowiązków.

Poza tym uważam, że nic dobrego z tego nie wyjdzie i jest jedynie przygrywką do późniejszych, bardziej dramatycznych zdarzeń.

To punkt widzenia kogoś z poza świata, obserwatora. My możemy to przewidywać, ale bohaterowie już niekoniecznie. Sam domyślam się, że wyniknie z tego więcej złego niż dobrego.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zresztą nawet ten PC (Prawdziwy Człowiek, którego imienia zapomniałem) chyba nie znał wszystkich możliwości miecza.

Na to wygląda, bo przypomina mi się, że był zaskoczony jego mocą czy coś takiego. Tyle że znowu musimy sobie wiele dopowiadać i kolejne informacje o kościele bardzo by się przydały. W najbliższym epie ich się nie spodziewam, sądząc po preview, ale kto wie. A najbliższy ep jakoś wkrótce powinien być chyba...

A kto powiedział, że tego by nie zrobili? Pierw trzeba ją było obezwładnić, a już samo to wymagało jakiejś potężnej broni.

Rozsianie choroby wskazuje na to, że chcieli ubić ją na miejscu, bo zakażonej raczej by nie targali do swojej siedziby (swoją drogą ciekawe gdzie ona jest i jak wygląda). Choć gdyby mieli okazję na efektowną egzekucję, to prawdopodobnie by z niej skorzystali.

Zapomniała w ogóle o istnieniu Volkena i wszystkie jej uczucia względem niego po prostu zniknęły. Pozbyła się problemu.

Według mnie to nie jest pozbycie się problemu, a tylko tymczasowa ucieczka od niego. Zwyczaj słodzenia miodem, który jej pozostał, został podpatrzony u Volkena przecież i nie sądzę, że zostało to pokazane bez powodu. Zresztą nawet gdyby się nie spotkali już nigdy (a reguły opowieści wskazują na to, że się jednak spotkają :) bo w zdradę Volkena nie wierzę), to cała "konspiracja" opiera się na tym, żeby nie mówić o nim w obecności Mirepoc, a szansa, że w dość wąskim gronie "elyty" Bibliotekarzy ktoś się wygada czy przepłyną jakieś dokumenty, jest według mnie dosyć spora.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Według mnie to nie jest pozbycie się problemu, a tylko tymczasowa ucieczka od niego.

Po prostu utopiła smutki, ale nie w whisky czy wódce, jak prawdziwy, zarośnięty twardziel (koniecznie detektyw z przeszłością), tylko w eliksirze zapomnienia.

A tak w ogóle to nowy odcinek był. Pokazał, że Noloty ma jednak parę w łapach i potrafi przyłożyć, ale zazwyczaj przeszkadza jej w tym bardzo przyjazne i nieskore do oskarżania o cokolwiek usposobienie. Jednak jak już się wkurzy, to wióry lecą. Dość typowy motyw "potrafię połamać drabowi wszystkie żebra jednym ruchem, ale tego nie zrobię, bo to złe". Przy okazji odbył się atak na bibliotekę. Całość przypominała mi nieco napad na bank - spokojnie wszedł jakiś zamaskowany facet (ta maska mi jakoś King Kittana przypominała), załatwił recepcjonistkę i stoczył bój z ochroną. Nieco kłopotów im sprawił, ale w końcu został zmuszony do ucieczki. Pokazał przy tym, że potrafi korzystać z kilku umiejętności magicznych, co, jak wyjaśnił najbardziej poszkodowany w trakcie walki, normalnego człowieka doprowadziłoby do szaleństwa i innych nieprzyjemności. Z drugiej strony normalny człowiek raczej nie ma przeźroczystych włosów. Czy tylko mi się wydaje, czy ma to jakiś związek z tą retrospekcją o Mięchach? Właśnie, w ruch poszła nowa wojenna maszyna z dawnych czasów - miecz do wyciągania ksiąg (było go już widać po

śmierci Segala

). Dzięki niemu można było zobaczyć historię jednego z Mięch i nieco bliżej poznać specyfikę Kościoła. Kościoła, dla którego największą przyjemnością jest zabijanie, moment kiedy "ty żyjesz, a wróg jest martwy". Niezła filozofia, nie ma co :dry: . I jeszcze tak wracając do Noloty to spotkała ona tego "napadacza" (tak przynajmniej wnioskuję z włosów) i otrzymała zadanie od Mesety. Ciekawe o co jej chodziło z tym ratowaniem? Został poddany jakimś eksperymentom, których efekty teraz mocno mu doskwierają? Chyba tak, ten staruch wyglądający jak biznesmen z Teksasu chciał przeprowadzić jakieś testy na wspomnianym wcześniej Mięchu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na początek zagadka obrazkowa dla osób, które anime nie oglądają, a z nieznanych powodów do tego tematu zaglądają :P Rozpoznaj na poniższym obrazku złe dżedaj:

zededaj.th.jpg

Po prostu utopiła smutki, ale nie w whisky czy wódce, jak prawdziwy, zarośnięty twardziel (koniecznie detektyw z przeszłością), tylko w eliksirze zapomnienia.

Właśnie o to mi chodzi - to nie było "zalanie robaka", tylko jego utopienie, ale mimo wszystko problem sprzecznych uczuć nie został rozwiązany, prawdopodobieństwo, że wróci, jest według mnie całkiem spore (choć to anime już raz zaskoczyło).

Nowy ep - pojawienie się złego dżedaj uważam za bardzo dobre, nawet piorunami walił jak Imperator, choć z weselszym skutkiem. I jak to jest, że ci źli zawsze mają najfajniejsze maski? Ale w ogóle ten motyw niesamowicie mi się spodobał, choć prosty jak konstrukcja cepa. Złe dżedaj czuło się na tyle mocne, że weszło spokojnie w paszczę wroga i gdyby nie udane interwencje Bibliotekarzy, to kto wie, czy nie zamiótłby sowicie.

Czy tylko mi się wydaje, czy ma to jakiś związek z tą retrospekcją o Mięchach?

Tak się zastanawiam, czy złe dżedaj to nie koleżka pokazany w książce. Jasne, widzieliśmy jego zwłoki, ale z drugiej strony jest ta informacja, że opanował kilka Fragmentów... to znaczy rodzajów magii, co zwyczajnego człowieka by mocno rozkojarzyło. Może jakiegoś cyborga na parę zrobiono z niego czy coś w tym stylu?

Pokazał, że Noloty ma jednak parę w łapach i potrafi przyłożyć

I w dodatku jest moe <3 Co również oznacza niskie rozgarnięcie, bo nawet ja się domyśliłem, że tylko koleś ze srebrnymi włosami był w stanie wykoleić ten pociąg. Nie sądzę, żeby to on był złym dżedaj, który chciał dorwać Mesetę (strasznie ona przeszkadza kościołowi). Meseta była zupełnie gdzie indziej, a srebrnowłosy był tuż przy niej. Z takim pałerem mógł do niej przyfikać. I znowu mnie zastanawiają decyzje Mesety, po co kazała Noloty go atakować? Żeby wyzwolić w pannie bojowego ducha? Żeby pomóc (ha! ha!) srebrnowłosemu? A może po to, żeby go później zrekrutować? Albo z czystej złośliwości, żeby postawić Noloty w trudnej sytuacji?

ta maska mi jakoś King Kittana przypominała

Wiedziałem, że jakaś znajoma :D

Kościoła, dla którego największą przyjemnością jest zabijanie, moment kiedy "ty żyjesz, a wróg jest martwy".

Zrozumiałem to nieco inaczej, że zabijanie wroga jest jedną z najważniejszych przyjemności - ale nie najlepszą i że to zależy od człowieka. Takie przynajmniej miałem odczucie z tej rozmowy, kościół nie opiera swojej doktryny na zabijaniu, a przynajmniej nie masowym - tylko największych wrogów (dlatego tak chcą położyć łapska na Mesecie?).

W następnym odcinku: Noloty rozprasza uwagę!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zrozumiałem to nieco inaczej, że zabijanie wroga jest jedną z najważniejszych przyjemności - ale nie najlepszą i że to zależy od człowieka. Takie przynajmniej miałem odczucie z tej rozmowy, kościół nie opiera swojej doktryny na zabijaniu, a przynajmniej nie masowym - tylko największych wrogów (dlatego tak chcą położyć łapska na Mesecie?).

Chyba nieco źle się wyraziłem, bo chodzi mi mniej więcej o to samo. Miałem na myśli "wróg, z którym z tego czy innego powodu walczysz". Wiadomo, że zwycięstwo jest źródłem radości i przyjemności. Gdyby chodziło tylko o zabijanie, to urządzaliby masowe zamachy, krwawe orgie i takie sprawy, a póki co nic takiego nie pokazano.

W następnym odcinku: Noloty rozprasza uwagę!

I to skutecznie, bo właśnie tę scenę zapamiętałem mimo, że była krótka i na sam koniec :wink: .

Żeby wyzwolić w pannie bojowego ducha?

Chyba po to, bo jak sama powiedziała "nigdy nie zostaniesz Bibliotekarzem jeśli nie zmienisz nastawienia". Albo coś w tym stylu. Może mieć też jakieś inne, własne i tajemne cele, poza perwersyjną przyjemnością z przyglądania się umęczonej i postawionej w kłopotliwej sytuacji Noloty oczywiście :biggrin: .

Może jakiegoś cyborga na parę zrobiono z niego czy coś w tym stylu?

Może stworzona kilku takich "potworów"? To by wyjaśniało, jak facet miał takie włosy (identyczne jak ten zamaskowany) i odporność, a jednocześnie był daleko od Biblioteki. Po prostu jest ich kilkoro, a każdy podobny do poprzedniego (jakaś mutacja w stylu wiedźmina czy cuś).

Właśnie o to mi chodzi - to nie było "zalanie robaka", tylko jego utopienie, ale mimo wszystko problem sprzecznych uczuć nie został rozwiązany, prawdopodobieństwo, że wróci, jest według mnie całkiem spore (choć to anime już raz zaskoczyło).

Coś zrobić musiała, bo by się chyba w końcu w emo zmieniła. Rozwiązanie może ma wady, ale lepszego nie miała. Pewnie nieźle się na tym przejedzie, ale jak napisałeś nic nie wiadomo, bo TBoB już raz zaskoczyło i nie wiadomo czy tego nie powtórzy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i kolejne anime z małym zamieszaniem dotyczącym linii czasowych. To znaczy wszystko w sumie jest dość logiczne i się wyjaśniło... prawie. Przede wszystkim wiadomo prawie na pewno, że koleżka z retrospekcji = srebrnowłosy. Widzimy, że podczas treningu osiągnął takiego pałera, że Biribiri przy nim to skromna suczka (tzn. normalnie tak jest, ale tym razem również i pod względem mocy). No właśnie, widzimy to za pomocą książki, którą czyta sam srebrnowłosy - czyli jeśli to on, to według poznanych reguł czyta własną książkę... Dlatego niecierpliwie czekam na wyjaśnienie tego wszystkiego. Może się to zdarzyć w najbliższym epie, bo z pierwszym wątkiem rozprawili się w pierwszych czterech odcinkach.

Co do dalszych wątpliwości, nadal nie wiem kto tak naprawdę przebiera się za złe dżedaj. Wiadomo, że kolega Noloty z ekipy (którego polubiłem - przez ten mundur rzeczywiście można zapomnieć, że Mirepoc to kobieta) raz to zrobił, ale czy naprawdę srebrnowłosy zdążyłby wymieść w Bibliotece i przenieść się do odległego miasta? Odczytywanie myśli nie potwierdziło, że to on, również jego zachowanie przy ponownym spotkaniu uległo drastycznej przemianie. Dlatego nie wiem, brat-bliźniak? A skoro odczytywana jest książka kogoś umarłego, to trojaczki? Klony? Rozdwojona osobowość? W każdym razie maska jest świetna, a na okładce light novel wygląda jeszcze lepiej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widzimy, że podczas treningu osiągnął takiego pałera, że Biribiri przy nim to skromna suczka (tzn. normalnie tak jest, ale tym razem również i pod względem mocy).

Fajnie wyglądała ta walka magiczna polegająca na tym kto wylicytuje lepszy atak. I ciekawe jak ten facet z kulą ognistą w ustach mógł mówić?

ale czy naprawdę srebrnowłosy zdążyłby wymieść w Bibliotece i przenieść się do odległego miasta?

Teleporty, samoloty, szybkie łodzie itp. Zresztą nie wiadomo ile dokładnie czasu minęło między atakiem na Bibliotekę, a jego pokazaniem.

No właśnie, widzimy to za pomocą książki, którą czyta sam srebrnowłosy - czyli jeśli to on, to według poznanych reguł czyta własną książkę...

Stracił duszę? Ta książka to chyba coś w tym rodzaju, zapis życia danej osoby, coś jakby odbitka z duszy. Ewentualnie to wcale nie on. Jak już mówiłem takich "potworów" mogło być więcej.

Odczytywanie myśli nie potwierdziło, że to on, również jego zachowanie przy ponownym spotkaniu uległo drastycznej przemianie.

To chyba coś w rodzaju dwóch osób w jednym ciele. Jest ten z wyrzutami sumienia i próbujący się zabić i jest ten pragnący śmierci, chaosu i ukręcania łebków puszystym króliczkom.

W każdym razie maska jest świetna, a na okładce light novel wygląda jeszcze lepiej.

O tak, chyba sam sobie taką zrobię. Trochę materiałów, wysiłku i na następne Halloween będę mógł straszyć ludzi i okradać ich z cukierków :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i wszystko się wyjaśniło. Ten srebrnowłosy to tak naprawdę Pożeracz Książek. Nazwa mówi wszystko. Pochłania on książki przejmując zdolności ich właścicieli i więżąc ich w sobie. Zrobił tak z Enlike, ale temu udało się na moment przejąć kontrolę. Uciekł wtedy i próbował się zabić, a potem spotkała go Noloty. Jednak w końcu stracił kontrolę, a Pożeracz zaczął z nią walczyć. W trakcie walki Enlike znowu doszedł do głosu i zniszczył uwięzione razem z nim osoby pozbawiając mocy Pożeracza. Do tego udało mu się chyba na stałe posiąść ciało Zatoha (tak się nazywał? Nie mam pamięci do imion).

Właśnie, pokazano też resztę historii Enlike. Szkolił się na tamtej wyspie na "potwora", ale w końcu dość miał siebie, zabijania i całej sytuacji. Przebywająca z nimi służąca też ciężko znosiła śmierci kolejnych uczniów, a potem zwyczajnie się załamała. Enlike zabił ją widząc, że już raczej nic jej nie pomoże, a tak to przynajmniej przestanie cierpieć. Poza tym uczniowie zawiązali spisek mający na celu załatwienie nauczyciele i ucieczkę z wyspy, ale jak łatwo się domyślić, nic z tego nie wyszło. W końcu na wyspie został tylko Enlike, ale po jakimś czasie zabił go Zatoh. Właśnie, z tego co zrozumiałem, to całe to szkolenie miało tylko przygotować kolejne power-upy dla Pożeraczy.

Z całego odcinka zastanawia mnie tylko jedno. Dlaczego Enlike miał normalną formę w trzewiach Zatoha? Nie powinien przypadkiem tylko twarzą na ścianie ewentualnie kupą błota? I to samo tyczy się księgi tej służącej. Dlaczego była właśnie w formie księgi? Może nie dokończył jej pochłaniać? Jednak tak w ogóle to całość była całkiem fajna.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fajnie wyglądała ta walka magiczna polegająca na tym kto wylicytuje lepszy atak.

Idea rzucania czarów w tym anime przypomina abilities z uniwersum Index/Railgun:

zmianę "osobistej" rzeczywistości i "przekonanie" do niej całej reszty

(daję w spoilerze na wszelki wypadek, bo to nie temat o Index/Railgun).

No i wszystko się wyjaśniło. Ten srebrnowłosy to tak naprawdę Pożeracz Książek.

Rozwiązanie tajemnicy okazało się zaskakująco proste, ale według mnie niebanalne i odpowiadające chyba na wszystkie pytania, co ostatnio generalnie jest w cenie :) Również bardzo podobał mi się rezultat końcowy i poprowadzenie akcji, bo w praktyce Noloty guzik musiała wiedzieć i rozumieć na temat tego, co dzieje się "wewnątrz" pożeracza - po prostu prała go po pysku tak długo, aż wszystko wróci do normy :) Tutaj nieco dziwi mnie opinia Mesety, która na końcu stwierdziła coś o sile w kontekście Noloty. Według mnie nie popisała się ona szczególnym zrozumieniem sytuacji, po prostu "tak wyszło", więcej było w tym przypadku niż przemyślanego działania. Chyba że mówiła o przebudzonym Enlike, który jednak nie powinien być już takim potężnym złym dżedaj, jak był za czasów poprzedniego "panowania". Od razu napiszę: zapowiedź kolejnego odcinka pokazuje, że "nowy" Enlike nadal jest w grze i chyba nadal są w tym samym mieście, czyżby to jeszcze nie było zakończenie wątku? Ewentualnie to wstęp do następnej opowieści, może coś z Volkenem się ujawni.

tak się nazywał? Nie mam pamięci do imion

Jeśli jakieś anime mi się podoba, to zazwyczaj zapamiętuję imiona gdzieś w 1/3 serii :P Ale tutaj są tak dziwne i niepodobne do niczego, że i tak mam problemy.

Przebywająca z nimi służąca też ciężko znosiła śmierci kolejnych uczniów, a potem zwyczajnie się załamała.

Jaki sadysta wpadł na pomysł, żeby gronu dorastających samców gotowała taka moe panna :P To chyba było działanie celowe, mające podsycić agresję albo coś. A po co podsycać agresję? Żeby zostali najsilniejsi. Dlaczego najsilniejsi? Żeby zjadacz miał konkretnego pałera. Ma sens, jak dla mnie.

Z całego odcinka zastanawia mnie tylko jedno. Dlaczego Enlike miał normalną formę w trzewiach Zatoha?

Inni pochłonięci też przybrali jakieś konkretniejsze formy, gdy zjadacz osłabł. Może Enlike był na tyle zdeterminowany, że walczył, opierał się? Inne wyjaśnienie, nieco mniej sensowne, które przychodzi mi do głowy to takie, że zjadacz spopielił Enlike osobiście i to właśnie dlatego. Z innymi "zjedzonymi" nie miał kontaktu osobistego przed ich śmiercią.

Dlaczego była właśnie w formie księgi? Może nie dokończył jej pochłaniać?

Też nie wiem tego. Jeśli dobrze pamiętam, jej ciało spadło do morza, a nie prezentowała żadnej wartości dla zjadacza - czy zadałby sobie trud wydobywania księgi, a jeśli tak, to po co? Żeby trzymać w szachu resztę ekipy, która przebywała razem z nią na wyspie i czuła się odpowiedzialna? Natomiast dlaczego pozostała w formie książki wydaje mi się dużo łatwiejsze do wyjaśnienia, nie miała żadnych magicznych mocy i nie musiała mieć "żywej" postaci.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kolejny odcinek pokazuje, że Enlike i Noloty wrócili do Biblioteki, a ten pierwszy oczywiście nie jest zbyt mile widziany. W końcu to w pewnym sensie on zaatakował Bibliotekę i pożarł całkiem sporo książek. Grunt jednak, że Meseta ma wobec niego pewne plany. Chciałaby z nim walczyć, zresztą jej największym marzeniem jest walka z kimś kto byłby zdolny jej zabić (Enlike mimo stracenia większości swoich mocy ciągle strzela piorunami jak Railgun i błyskawicznie się regeneruje) i nie wahałby się tego zrobić. Można ją zrozumieć, bycie najsilniejszym niby jest fajne, ale kiedy orientujesz się, że wszystko przychodzi ci z łatwością, to życie staje się jakieś takie... nudne. Meseta nie wygląda na taką co lubi się nudzić.

Pojawił się też wątek Paradise Governora (jakoś tak) i tego Ganbanzela. W jego retrospekcji widać, że Meseta nie ma problemu z załatwieniem nawet sporego oddziału. Pokazano też nieco tła historycznego, jakiś atak jednego państwa na drugie i ingerencję Bibliotekarzy. Widać było wstąpienie Ganbanzela w szeregi zakonu i całkowite oddanie się pragnieniu stworzeniu potwora, który mógłby spełniać jedną z ważniejszych doktryn Kościoła: "ty żyjesz, a przeciwnik jest martwy" czyli po prostu żywej broni. Oddał się tej żądzy tak bardzo, że skracał sobie życie wysyłając swojego ducha i nawiedzając Enlike (nieco schizowata scena na ulicy, nie jakoś specjalnie, ale jednak) prosząc o jego powrót aż w końcu ten zgodził się do niego przyjść. Spotkanie skończyło się spaleniem starca, ale widocznie niezbyt się tym przejął. Jego księga została zaakceptowana i zabrana do Raju przez Governora. Widać, że od początku wiedział jak to się skończy, ale nie miało to za wielkiego znaczenia. Przy okazji Governor zamienił kilka słów z Mesetą, ale ich rozmowa była dość enigmatyczna. Jeszcze odnośnie jej to pokazano, że ona też jest potworem. Nie dosłownie, ale w pewnym sensie. Aż się chce zacytować jednego z Bibliotekarzy: "jak ktoś taki jak ona został Pełniącym Obowiązki Dyrektora?" Niby zna się na rzeczy, ale jej podejście jest nieco nieludzkie.

Ewentualnie to wstęp do następnej opowieści, może coś z Volkenem się ujawni.

Wątek Volkena chyba sobie czeka na lepsze czasy, ale mam wrażenie, że niedługo go odnowią. W końcu przez ten czas musiał podjąć jakieś działania.

Jeśli jakieś anime mi się podoba, to zazwyczaj zapamiętuję imiona gdzieś w 1/3 serii tongue_prosty.gif Ale tutaj są tak dziwne i niepodobne do niczego, że i tak mam problemy.

Qumola, Zatoh, Noloty, Mince, Mirepoc... Tak to chyba wygląda kiedy Japończycy starają się wymyślić coś oryginalnego i niejapońskiego :)

Jaki sadysta wpadł na pomysł, żeby gronu dorastających samców gotowała taka moe panna

Mam wrażenia, że żądze były im obce :P Kucharka jak kucharka, wzięli pierwszą z brzegu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Meseta ma wobec niego pewne plany. Chciałaby z nim walczyć, zresztą jej największym marzeniem jest walka z kimś kto byłby zdolny jej zabić

Swoją drogą ciekawie to wyglądało:

Meseta: lol powalczmy zniszczmy se coś XD zabijemy karzdego przy okazji ale co tam bendzie ciekawie xDD

Enlike: Nie.

Meseta: ;/

Obserwując zachowanie Mesety cały czas się zastanawiam, czy ona rzeczywiście robi to co robi dla zabawy czy też dlatego, że ma w tym jakiś ukryty plan. Na to drugie rozwiązanie wskazuje fakt, że do tej pory wszystkie jej działania wychodziły na dobre. Zresztą ten ep, a szczególnie jego końcówka pokazały, że Meseta wymiata na poziomie dla przeciętnego Armed Librarianina niedostępnym (choćby dostęp do informacji wyższego szczebla, bo tak rozumiem wydarzenia z końcówki epa), więc możliwe jest takie rozwiązanie, że Meseta gładko jednym posunięciem i załatwia daną sprawę jak najlepiej, jak i zapewnia sobie jakieś minimum uciechy (ewentualnie podtrzymuje pozę znudzonej i niezaangażowanej). We wszelakich flashbackach widzimy ją głównie mordującą kogoś, najczęściej w dość brutalny sposób, chciałbym zobaczyć jej historię z czasów, gdy była "normalna" - o ile można coś takiego o niej powiedzieć.

Widać było wstąpienie Ganbanzela w szeregi zakonu i całkowite oddanie się pragnieniu stworzeniu potwora, który mógłby spełniać jedną z ważniejszych doktryn Kościoła: "ty żyjesz, a przeciwnik jest martwy" czyli po prostu żywej broni.

I tu mam wątpliwości, czy należy to interpretować w tak dosłowny sposób. Punktem wyjścia było pragnienie Ganbanzela - widząc tak okrutną masakrę (szczerze mówiąc byłem przekonany, że to jakieś rakiety wystrzelone z broni o szerokim zasięgu działania i byłem dość mocno zaskoczony, że to nasza sympatyczna bohaterka tak podziurawiła te oddziały) zapragnął śmierci Mesety i zrealizowaniu tego pragnienia się poświęcił. I teraz sam kościół może szukać/przyciągać ludzi, którzy się oddali dowolnemu celowi, dzięki któremu osiągną szczęście: hodowanie kwiatów, eksperymenty naukowe itd. Tu akurat trafiło na zabijanie wroga. Druga interpretacja jest taka, że werbuje wyłącznie ludzi skupionych na destrukcji. Sam Ganbanzel wyraźnie rozróżniał "człowieka moralnego" od "potwora", zresztą w jego oczach Meseta była masowym mordercą (w oczach kościoła też), zabijającym przede wszystkim dla uciechy.

Jego księga została zaakceptowana i zabrana do Raju przez Governora. Widać, że od początku wiedział jak to się skończy, ale nie miało to za wielkiego znaczenia.

No właśnie, mimo że jego plan zawiódł, został zaakceptowany do Nieba (tylko czym ono jest konkretnie? trzeba tam fizycznie zanieść książkę, może to ten rejon biblioteki, w którym sam Bantorra przebywa, bądź jego książka?). Interpretuję to tak, że do końca wierzył i poświęcił się temu celowi nie bacząc na wszystko inne - nawet wiedząc, że już po wszystkim i że płaci za to własnym czasem na tym świecie i ostatecznie życiem, starał się "upotworzyć" Enlike i kto wie, może prowokując go do tego ataku odniósł sukces, a przynajmniej zginął próbując. Staram się odnaleźć powód, dla którego koleżka od miecza został olany, a Ganbanzel przyjęty i dochodzę do wniosku, że różnica tkwi w podejściu - koleś od miecza był zbyt dumny, Ganbanzel wykazał się dużo większą mądrością, dojrzałością i przede wszystkim poświęceniem. Może między innymi o to chodzi kościołowi i co by tu dużo nie mówić, ja to szanuję.

Przy okazji Governor zamienił kilka słów z Mesetą, ale ich rozmowa była dość enigmatyczna.

No właśnie, też niezbyt zrozumiałem ten fragment. W każdym razie według mnie zmienia on nieco prosty obraz "Bibliotekarze vs kościół", bo Meseta wydaje się być w raczej neutralnych relacjach z kimś z kościoła, jakby szefowie obydwu frakcji grali na dużo wyższych poziomach niż reszta robactwa, co zapewne jest prawdą.

Wątek Volkena chyba sobie czeka na lepsze czasy, ale mam wrażenie, że niedługo go odnowią.

Preview wskazuje na rozpoczęcie nowego wątku, czyli adaptacji kolejnego tomu. W sumie Volken nie pokazał do tej pory czegoś szczególnie oryginalnego pod względem charakteru, ale tak samo można było powiedzieć o Noloty - a ta stała się istotnym trybikiem, wprawdzie w historii o kimś innym, ale bez jej cennej piąchy w nos niewiele by z tego wyszło.

Mam wrażenia, że żądze były im obce :P

Przynajmniej podstawowe samcze instynkty się w nich ujawniły, takie jak potrzeba ochrony "swojego" i walka o terytorium, na podstawie tych faktów uważam, że jednak jakieś emocje zostały przez jej obecność wywołane.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i następny wątek opowiada o dziecinnym miłośniku mrówek czyli... no dobra, znowu zapomniałem ^^ *szybkie sprawdzonko na MAL-u i narażenie się na spoilery* Aha, czyli Mokanii (te imiona to się coraz dziwniejsze robią). Facet ma jakieś problemy ze sobą, osobowość dziecka, co potwierdza Mince i potrafi przywoływać oraz kontrolować całe hordy dużych, mięsożernych mrówek. Inni Bibliotekarze mówią, że jest wśród nich najsilniejszy nie licząc Mesety. Kościół postanowił to wykorzystać i wymazując z pamięci Noloty pewną zasadę wprowadzili do Labiryntu fałszywą matkę Mokanii. Wcześniej w ten sam sposób co u Noloty sprawili, że zapomniał, że jego matka już od jakiegoś czasu nie żyje i, że wyglądała nieco inaczej. Dzięki temu Mokania wypędził wszystkich z Labiryntu i udał się w kierunku Mesety, która jednak w nim została. Jego cel jest raczej oczywisty. Jednak na jego drodze stanęła znana nam już Iria i pokazała, że sama potrafi wymiatać jak mało kto. Kontrola czasu to jednak dość silna moc nawet mimo ograniczeń. W końcu wyczerpana zemdlała, a Meseta wykorzystała ten czas aby dostać się do Schlamuffena. Ujawnił się też ślisko (kapujecie, "ślisko" i olej :teehee: ) wyglądający facet z Kościoła, który odpowiada za całe zamieszanie.

możliwe jest takie rozwiązanie, że Meseta gładko jednym posunięciem i załatwia daną sprawę jak najlepiej, jak i zapewnia sobie jakieś minimum uciechy (ewentualnie podtrzymuje pozę znudzonej i niezaangażowanej).

Ku temu się skłaniam. Jest po prostu mocna i mimo wszystko niegłupia, więc wszystko jej wychodzi, a przy okazji czerpie z tego jakąś radość aby nie uschnąć z nudy.

I tu mam wątpliwości, czy należy to interpretować w tak dosłowny sposób. Punktem wyjścia było pragnienie Ganbanzela - widząc tak okrutną masakrę (...) zapragnął śmierci Mesety i zrealizowaniu tego pragnienia się poświęcił.

No właśnie, mu chyba nie tylko o Mesetę chodziło. Oczywiście chciał ją załatwić, jak każdy w Kościele, ale Enlike był mu potrzebny chyba nie tylko do tego.

No właśnie, mimo że jego plan zawiódł, został zaakceptowany do Nieba

Powiem krótko: zgadzam się z dalszą częścią akapitu. Oddał się całym sobą jednemu pragnieniu, poświęcił życie na jego spełnienie, a więc do końca podążał ścieżkami Kościoła. Czy coś takiego nie zasługuje na nagrodę? Segal był zbyt lekkomyślny, zbyt dumny, butny i po prostu szczeniacki.

W każdym razie według mnie zmienia on nieco prosty obraz "Bibliotekarze vs kościół", bo Meseta wydaje się być w raczej neutralnych relacjach z kimś z kościoła, jakby szefowie obydwu frakcji grali na dużo wyższych poziomach niż reszta robactwa, co zapewne jest prawdą.

Może na tym wyższym poziomie panuje jakiś status quo? Może Governor nie jest w taki bezpośredni sposób związany z Kościołem? Póki co można sobie tylko tak gdybać i się domyślać, w przyszłości powinno się coś wyjaśnić.

Meseta: lol powalczmy zniszczmy se coś XD zabijemy karzdego przy okazji ale co tam bendzie ciekawie xDD

Enlike: Nie.

Meseta: ;/

W sumie to nie pomyślałem aby przedstawić to w ten sposób, ale trzeba przyznać, że jest on zadziwiająco trafny :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Facet ma jakieś problemy ze sobą, osobowość dziecka

Wiedziałem, że koleś jest niewąski już w momencie, gdy zobaczyliśmy go po raz pierwszy i poczęstował Mirepoc lizakiem - choć nie wiedziałem, o co mu wtedy chodzi z tymi mrówkami. Jego mocy domyśliłem się, gdy zobaczyłem ten flashbackowy urywek z pola bitwy - czaszka z ciała sama się nie objadła. Dygresja: ten świat musi być naprawdę mocno szarpany konfliktami militarnymi, wobec których siły takie jak Bibliotekarze starają się być neutralne, ale im to nie zawsze wychodzi (postępek Mokanii, Broń Masowego Rażenia Meseta). Fakt, że Mokania został przez to uszkodzony psychicznie, spodobał mi się - dysponuje mocą na poziomie podobnym Mesecie (a przynajmniej tak mówią, bo według mnie, na podstawie tego, co zaprezentowano, jest jednak nieco słabszy ze względu na "bezwładność" jego ataków), a samej Matce Prowadzącej nie można powiedzieć, że jest normalna. Wniosek: władza wypacza charakter i chciałbym, żeby ten motyw był dalej eksplorowany, szczególnie w odniesieniu do Mesety. Choćby z tego powodu, że chcę zobaczyć jakąś słabość w jej charakterze.

wymazując z pamięci Noloty pewną zasadę wprowadzili do Labiryntu fałszywą matkę Mokanii. Wcześniej w ten sam sposób co u Noloty sprawili, że zapomniał

No właśnie - wydawało mi się, że tylko Bibliotekarze dysponują tym mykiem do wymazywania pamięci i że jest to jedna z tych tajemnych broni, a tu się okazuje, że i kościół tym się bawi i potrafi użyć w wesoły, kreatywny sposób (jak zobaczyłem rumieńce na twarzy Noloty to najpierw pomyślałem, że to roofie jej podali :wacko: ). Muszę przyznać, że nieźle zinfiltrowali szeregi Bibliotekarzy, którzy według mnie wyszli w tym momencie na głupców. Zorientowali się co do swojej słabości w szeregach dopiero wtedy, gdy było już po fakcie (szalony wymiatacz błąkający się po labiryncie mógł umknąć w natłoku spraw, ale jednak powinni lepiej się nim zająć - nic dziwnego, że superpokojówka poczuła się winna), natomiast Bibliotekarze nic nie mówią o władzach kościoła, stąd zgaduję, że nic nie wiedzą o ludziach tam zasiadających i nie planują żadnej akcji odwetowej. Może Bibliotekarze są jak nasz Watykan i wychodzą z założenia, że "psy szczekają, a karawana jedzie dalej" ;)

Co do matki - podejrzewam jakiś większy twist fabularny z tym związany. Może znaleźli sposób na "wszczepianie" książek, skoro mógł pojawić się konsument tychże?

Jednak na jego drodze stanęła znana nam już Iria i pokazała, że sama potrafi wymiatać jak mało kto. Kontrola czasu to jednak dość silna moc nawet mimo ograniczeń.

Tak, to było według mnie całkiem kreatywne wykorzystanie mocy manipulacji czasem - ZA WARUDO ograniczone do poszczególnych jednostek, możliwość zastosowania tego na sobie, przyspieszanie (drastyczne!) upływu czasu dla dotkniętych przedmiotów... Świetnie to wyglądało według mnie, a w połączeniu z dobrze dobranym podkładem muzycznym wręcz epicko. Tak jak napisałem w innym temacie (o Kampferze bodajże): na chwilę obecną The Book of Bantorra podoba mi się najbardziej ze wszystkich anime, które wystartowały tej jesieni i nie mogę się doczekać na każdy następny ep, jak również ubolewam nad faktem, że bardzo mało osób podziela mój pogląd.

Ujawnił się też ślisko (kapujecie, "ślisko" i olej :teehee: )

88854840.th.jpg

Ku temu się skłaniam. Jest po prostu mocna i mimo wszystko niegłupia, więc wszystko jej wychodzi, a przy okazji czerpie z tego jakąś radość aby nie uschnąć z nudy.

Tak jak prawdopodobna w najbliższej przyszłości walka Meseta-Mokania:

Śliski agent: a więc, Meseto, w tym miejscu spotka cię śmierć. Wierzę, że jesteś na nią gotowa.

Meseta: ;]

Mokania: uciekajcie bo zginiecie straszną śmiercią !!!!!!!111

Meseta: ;]

Tu dygresja: szkoda tego "pływaka", który w tym epie zrobił za coś w rodzaju redshirta. Jego moc była bardzo podobna do standu

Secco, "Oasis",

z JoJo part 5, a tu tak krótko go pokazano, a jego zejście było dość dramatyczne. Ale może to było konieczne, żeby pokazać, że Mokania naprawdę mówi poważnie.

(Ganbanzel) No właśnie, mu chyba nie tylko o Mesetę chodziło. Oczywiście chciał ją załatwić, jak każdy w Kościele, ale Enlike był mu potrzebny chyba nie tylko do tego.

Krótko powiem, że czytam właśnie książkę pt. "Mag" - i powiem tyle, że moje wyobrażenie Conchisa ma wredną gębę Ganbanzela :wacko:

Może na tym wyższym poziomie panuje jakiś status quo?

To ciekawa teoria - może służą oni tej samej sile/celowi, tylko każde na swój sposób? Może tak utrzymują równowagę?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to wątek Mokani został zakończony. Ta kobieta rzeczywiście nie była jego matką, a zwykłym, bardzo podobnym Mięsem z przeszczepionymi wspomnieniami. Mokania zdawał sobie z tego sprawę, choćby dlatego, że ten łysy facet, Winkeny mu powiedział. Miał zabić Mesetę, a w zamian kobieta ciągle miała myśleć, że jest jego matką. Doszło do walki dwóch z najsilniejszych Bibliotekarzy i trzeba przyznać, że Meseta miała problemy. Udało jej się jednak przeżyć. W międzyczasie "matka" poznała prawdę odczytując fragment książki prawdziwej matki Mokani. Ten dowiedział się, że ona wie ( :wacko: ), ale na szczęście nie znienawidziła go za oszukiwanie itd. Wręcz przeciwnie, Mokania po rozmowie z nią uznał, że źle zrobił, że złamał swoje własne zasady i nie postępował tak jak chciałaby ukochana matka. Przy spotkaniu z Hamutz popełnił samobójstwo dając się zjeść własnym mrówkom. Winkeny widząc to aż się wzruszył i nie miał oporów przed spaleniem przez Mesetę. W sumie jego losy nie były aż tak różne od Mokani, też w pewnym sensie stracił matkę, w dodatku jego plan nie wypalił, więc i tak pewnie nie byłby mile widziany w Kościele. Właśnie, podczas przedstawiania jego historii można było zauważyć, że Governor tak jakby nadaje mu życiowego wroga. Może to jeden z warunków bycia członkiem Kościoła? Posiadanie wroga, do którego można zastosować zasadę o radości z zabicia ("ty żyjesz, a wróg jest martwy")?

Dygresja: ten świat musi być naprawdę mocno szarpany konfliktami militarnymi

W tym odcinku była mowa o jakiejś rewolcie. Ciekawe czy w pewnym momencie ktoś zaprezentuje całość tła historycznego, czy może będziemy dowiadywać się wszystkiego po kawałeczku przez większość serii?

Muszę przyznać, że nieźle zinfiltrowali szeregi Bibliotekarzy, którzy według mnie wyszli w tym momencie na głupców.

Może nie aż tak, ciężko się obronić przed tego typu atakiem. W dodatku nic nie wiedzieli, że Kościół też ma Argax'a (tak się chyba nazywa ten kielich do usuwania wspomnień). Trzeba jednak przyznać, że mogli się nieco lepiej bronić.

jak również ubolewam nad faktem, że bardzo mało osób podziela mój pogląd.

No właśnie, miejmy nadzieję, że seria utrzyma poziom albo i go podniesie oraz ściągnie do siebie nieco większą widownię. Zawsze to dodatkowe pieniądze dla studia, a dodatkowe pieniądze to lepsza seria (nie zawsze, ale jednak budżet się przydaje) i szansa na kontynuację, speciale, spin-offy itp. :)

Śliski agent: a więc, Meseto, w tym miejscu spotka cię śmierć. Wierzę, że jesteś na nią gotowa.

Meseta: ;]

Mokania: uciekajcie bo zginiecie straszną śmiercią !!!!!!!111

Meseta: ;]

Wiesz, zawsze jak to sobie przypominałem i próbowałem wyobrazić, to aż mi się weselej robiło :D Jakieś takie niby absurdalne, a jakże prawdziwe.

To ciekawa teoria - może służą oni tej samej sile/celowi, tylko każde na swój sposób? Może tak utrzymują równowagę?

Może też być tak, że Kościół i Bibliotekarze mają wspólne korzenie w jakiejś dużo starszej organizacji, w której w pewnym momencie nastąpiła schizma. W każdym razie ujawnianie dokładnych relacji między ugrupowaniami powinno postępować wraz z rozwojem serii.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...