Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Knockers

Najlepsza/ najgorsza fabuła w grach?

Polecane posty

Najlepsza fabuła z jaką miałem styczność to Mafia. Zaraz po niej dochodzą obydwie części CoJ (nad CoJotem trzeba troszeczkę pomyśleć, jak się ogólnie dojdzie, zbierze do kupy fakty z obydwu części i poukłada się je w kolejności chronologicznej wychodzi coś całkiem ciekawego, niestety osobno te gry to typowe rąbanki). Zaciekawił mnie też trochę prototype, ale tyle tam niedociągnięć, że nie ma o czym gadać.

Ponadto Gothic miał bardzo ciekawe usposobienie gry i klimat, ale cóż... mam już dość tej paplaniny! :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do Gothica... W jedynkę grałem może 5 minut, w dwójkę jakieś 100 godzin (razem z NK, wliczając ponowne przejścia oczywiście), w część trzecią już dwa razy mniej. I to właśnie Gothica II uważam za najlepszą fabularnie Gothic's Part. Zresztą pewno nie tylko ja.

Dalej. ME i ME2 bardzo fajnie, jednak tylo jeden raz, o ile dobrze pamiętam, fabuła wywołała u mnie dreszcze - w dwójce, z chwilą odkrycia tożsamości

Archanioła

, mniam.

Ogromnie wciągnęła mnie NWN2, fabularnie niczego się tam nie czepiam, było i jest naprawdę świetnie.

Jednak najwspanialszym growym przeżyciem jakiego doznałem, było jest i zapewne jeszcze długo będzie Beyond Good & Evil. Pewnie na starcie chłopy powiedzą, że gra dla małych dzieciuchów... ale niech se mówią. Bo opowieść o krucjacie Jade jest epicka. Epicka! I tyle w tym temacie, grać i przekonywać się na własne oczy, jak genialną pozycją jest najbardziej niedoceniona gra w historii. :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2.KOTOR - fabuła, majstersztyk, zwroty akcji i duża liczba możliwych zakończeń.

AŻ DWA! Tyle co w Jedi Academy.

Przede wszystkim nie rozumiem zachwytów nad KotORem i Wiedźminem. Wiesiek ma fajną fabułę, ale spora porcja tej fajności została wymyślona przez Sapkowskiego, a nie twórców gry. To tak jakby chwalić The Force Unleashed za postać Dartha Vadera.

Dodatkowo co druga osoba pieje z zachwytu nad zwrotem akcji z KotORa, który jest zmyślnym przetworzeniem tego, co powodowało pełne gacie u kinomanów w 1980 roku, czyli sceny, w której Darth Vader wyjawia Luke'owi prawdę o sobie.

Malak: - Bastila never told you, what happened to Revan?

Gracz: - She told me enough! She told me you killed him...

Malak: - No, YOU ARE REVAN!

Gracz: - No... No... That's not true... THAT'S IMPOSSIBLE!

Brzmi podobnie, co? ;)

Oczywiście zarówno Wiedźmin, jak i KotOR mają zupełnie dobre fabuły, ale topowymi bym ich nie nazwał - właśnie ze względu na to, że opierają się na cudzych wymysłach.

Dlatego moim zdaniem najlepszą fabułę wśród gier ma Mass Effect. Jako seria, nie jako pojedyncza gra. Praca, jaką twórcy gry włożyli, by stworzyć spójny, logiczny świat oraz złożone tło historyczne, jest godna podkreślenia. Zdolność umieszczenia wewnątrz tego świata głębokiej, wielowątkowej i nieliniowej (na ile, zobaczymy w ostatniej części) historii o ratowaniu galaktyki - to już mistrzostwo w czystej postaci. W tej chwili, mimo nie zamknięcia trylogii, Mass Effect ma większe szanse na zostanie pełnoprawną "media franchise", niż Gwiezdne Wojny po wyjściu Imperium Kontratakuje.

Oczywiście fabuła ma swoje gorsze strony, świat nie jest do końca dopracowany i pewnie Mass Effect czeka parę ret-conów, ale już teraz jest to fantastyczne uniwersum i dwie gry tworzące trzymającą w napięciu historię, a czekamy na część trzecią.

Na wyróżnienie z mojej strony zasłużył sobie Portal. :) Tormenta nie przeszedłem, więc nie oceniam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przede wszystkim nie rozumiem zachwytów nad KotORem i Wiedźminem.

Ooo, widzę, że się dogadamy. :happy:

Wiesiek ma fajną fabułę, ale spora porcja tej fajności została wymyślona przez Sapkowskiego, a nie twórców gry. To tak jakby chwalić The Force Unleashed za postać Dartha Vadera.

Prawda, niemniej fabuła to jeden z najmocniejszych punktów Wiedźmina.

Dodatkowo co druga osoba pieje z zachwytu nad zwrotem akcji z KotORa, który jest zmyślnym przetworzeniem tego, co powodowało pełne gacie u kinomanów w 1980 roku, czyli sceny, w której Darth Vader wyjawia Luke'owi prawdę o sobie.

Malak: - Bastila never told you, what happened to Revan?

Gracz: - She told me enough! She told me you killed him...

Malak: - No, YOU ARE REVAN!

Gracz: - No... No... That's not true... THAT'S IMPOSSIBLE!

Brzmi podobnie, co? ;)

Jakieś podobieństwo jest, ale jeszcze bardziej uderza podobieństwo między twistem fabularnym z KotOR, a podobnym z pierwszego Baldur's Gate (

OMG, jestem Revanem!/OMG, jestem dzieckiem Bhaala!

- szerzej o tym gdzieś na ostatnich stronach w temacie o KotOR).

Dlatego moim zdaniem najlepszą fabułę wśród gier ma Mass Effect. Jako seria, nie jako pojedyncza gra. Praca, jaką twórcy gry włożyli, by stworzyć spójny, logiczny świat oraz złożone tło historyczne, jest godna podkreślenia. Zdolność umieszczenia wewnątrz tego świata głębokiej, wielowątkowej i nieliniowej (na ile, zobaczymy w ostatniej części) historii o ratowaniu galaktyki - to już mistrzostwo w czystej postaci. W tej chwili, mimo nie zamknięcia trylogii, Mass Effect ma większe szanse na zostanie pełnoprawną "media franchise", niż Gwiezdne Wojny po wyjściu Imperium Kontratakuje.

Oczywiście fabuła ma swoje gorsze strony, świat nie jest do końca dopracowany i pewnie Mass Effect czeka parę ret-conów, ale już teraz jest to fantastyczne uniwersum i dwie gry tworzące trzymającą w napięciu historię, a czekamy na część trzecią.

Też uwielbiam Mass Effecty, ale... bo ja wiem... najlepszy w historii? To w sumie space opera oparta na kliszach gatunkowych jest (pomijając podejmowane przez dwójkę w wątkach pobocznych poważniejsze problemy). Fantastycznie zrealizowanych kliszach i niesamowicie klimatyczna space opera - zgoda, czy to jednak starcza do stawiania na szczycie?

Swoich faworytów wymieniłem już na poprzedniej stronie, ale dopiszę teraz jeszcze jednego: Max Payne 2: The Fall of Max Payne. To dość niepopularna opinia, ale uważam, że MP2 ma fabułę tak o półkę wyższą od (i tak już znakomitej) pierwszej części. Wszechobecna atmosfera smutku, rozkładu, beznadziei, mnóstwo dramatycznych zwrotów akcji i najpiękniejszy romans w historii gier. Dzięki specyficznemu stylowi graficznemu i komiksowych przerywnikach gra nie postarzała się tak bardzo. Ogółem rewelacja. Remedy to fabularni mistrzowie. Zaczęli z kopem (pierwszy Max Payne) a każda ich kolejna gra ma lepszy scenariusz. Oj, budzi to oczekiwania względem Alana Wake'a 2, budzi...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Max Payne 2? Mam tą grę i nie jestem jej w stanie dokończyć, po prostu nudą tak wieje, że wysiadłem zaraz po kryjówce Mony. Ale fabularnie może być choć ja jakoś się tym nie zachwycam.

Infernal ma dość ciekawą fabułę, rewolucji nie ma ale fabuła odważna. Dość zaskoczyła mnie też fabuła w Painkilerze który to jak na tak prosty shooter miał bardzo ciekawą fabułę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak nie jesteś w stanie dokończyć, to nawet nic dziwnego - narracja w MP2 jest skomplikowana i pomieszana, np. prolog w szpitalu to chronologicznie początek III aktu. Wszystko dopiero na koniec układa się w kompletną całość.

No i gry Remedy są bardzo specyficzne. Na pewno ani noirowe klimaty MP, ani fabuła a'la King z Alana Wake'a nie są rzeczami dla każdego.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmm, z gier w które grałem, wiele miało świetną fabułę...

No cóż, ciężko wybrać jakąś najlepszą fabułę, ponieważ często trudno wyodrębnić "fajność" fabuły od "fajności" gry, pewnie temu wiele osób przedstawia całą gamę gier.

Jednak na szczególne wyróżnienie na pewno zasługują:

Gothic 1 - fabuła oryginalna, mimo, że na końcu kończymy zabijając ogromnego demona, to jednak nie robimy tutaj kaszany typu ratowanie świata, a jedynie próbujemy się wydostać z więzienia :)

Fallout 1 i 2 - enklawa wojskowych oraz rządowych oficjeli, ludzi zmutowani w monstra przez eksperymentalny wirus, bractwo byłych żołnierzy, zniszczony świat i ludzie, którzy mimo tego co ich spotkało są coraz to gorsi, a nie lepsi. Całość zawarta w bardzo ciekawym wątku fabularnym.

No ale zobaczymy, mam jeszcze parę tytułów typu Alan Wake do wypróbowania, może one rzucą rękawicę :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Też uwielbiam Mass Effecty, ale...

Fristron, przede wszystkim nie nazywałbym Mass Effect space operą, gdyż w grze obecne są elementy zarówno typowe dla space opery, jak i hard science fiction. Przede wszystkim brak jest ewidentnych nieścisłości z nasza rzeczywistością, w konstrukcji świata brane są pod uwagę czynniki fizyczne, biologiczne, techniczne. To nie Gwiezdne Wojny, gdzie "słychać lasery w kosmosie". :D Mamy elementy takie jak rasizm (społeczny, a nie polityczny, jak w GW), prostytucja, niewolnictwo czy masowa genetyczna aborcja. ;) Mamy polityczne niesnaski, eksperymenty ze sztuczną inteligencją (wśród których największym są Gethy), nasz statek ma sztuczną inteligencję, której zachowanie prowokuje nas do ukształtowania własnej opinii na ten temat. W zasadzie można zapomnieć, że walczymy z wielkim, starożytnym wrogiem, czyli Reapers, a to właśnie Reapers kształtują podział na dobro i zło, który jest kluczowy dla klasyfikacji utworu jako space opery, ale przecież nie wykluczający przy próbie klasyfikacji jako inny podgatunek science fiction. Ba, to dobro skonfrontowane z czarnym złem Reaperów jest biało-szaro-brunatne, bo możemy zarówno skupić się na ratowaniu całej galaktyki, jak i działać przede wszystkim na korzyść ludzi, forsując ich jako przywódców Cytadeli kosztem innych gatunków.

Zresztą nawet fakt, że wiele statków ma tarasy widokowe jest wytłumaczony w prosty i uzasadniony fizycznie sposób - chociaż statkami nawiguje się bezwzrokowo, przy pomocy odczytów, to należy utrzymać "romantyczny mit kosmicznych podróży" dla utrzymania liczby zaciągających się do sił Sojuszu. Czyli space operowość Mass Effectu po części jest spowodowana faktem, że jest to świat osadzony w naszej przyszłości, a więc obciążony konsekwencjami naszej kultury, a konkretnie space operami i mitami przez nie wytworzonymi. ;)

Podsumowując, główny wątek ME faktycznie nosi znamiona space opery, ale cała reszta przechyla szalę w drugą stronę. W rozrachunku mamy zrównoważone science fiction, które łączy najlepsze cechy podgatunków, tworząc spójną i złożoną całość. To mnie urzeka.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fristron, przede wszystkim nie nazywałbym Mass Effect space operą, gdyż w grze obecne są elementy zarówno typowe dla space opery, jak i hard science fiction. Przede wszystkim brak jest ewidentnych nieścisłości z nasza rzeczywistością, w konstrukcji świata brane są pod uwagę czynniki fizyczne, biologiczne, techniczne. To nie Gwiezdne Wojny, gdzie "słychać lasery w kosmosie".

Brak ewidentnych nieścisłości ze współczesnym stanem nauki to nie od razu hard science-fiction. Powieści z tego gatunku zwykle są ciężkie od wyliczeń, fachowej wiedzy z dziedzin chemii/fizyki/astronomii/whatever; ogólnie rzecz biorąc nie jest to rozrywka dla każdego (ja po paru próbach sobie dałem spokój). To ambitne próby stworzenia fikcji, która do złudzenia przypominałaby hipotezę przyszłości.

Mimo iż Mass Effect nie jest w ewidentnej opozycji do współczesnej nauki, to wprowadza własne, fikcyjne prawa fizyki i pierwiastki i na tych podstawach swobodnie buduje uniwersum. Trudno to wziąć za element hard science fiction.

A dźwięki w próżni w ME zdaje się też są. ; )

Mamy elementy takie jak rasizm (społeczny, a nie polityczny, jak w GW), prostytucja, niewolnictwo czy masowa genetyczna aborcja. wink_prosty.gif Mamy polityczne niesnaski, eksperymenty ze sztuczną inteligencją (wśród których największym są Gethy), nasz statek ma sztuczną inteligencję, której zachowanie prowokuje nas do ukształtowania własnej opinii na ten temat.

W zasadzie można zapomnieć, że walczymy z wielkim, starożytnym wrogiem, czyli Reapers, a to właśnie Reapers kształtują podział na dobro i zło, który jest kluczowy dla klasyfikacji utworu jako space opery, ale przecież nie wykluczający przy próbie klasyfikacji jako inny podgatunek science fiction.

OK, ale co to ma do hard sci-fic? To są właśnie powody dla których ME nie należy do tego gatunku zaliczać. Te (poboczne) wątki zbliżają uniwersum do soft science fiction. Skupia się na naukach bardziej humanistycznych - psychologii, politologii czy socjologii. No i warto dodać, że są to wątki poboczne, natomiast w fabule najważniejszy jest, rzecz jasna, wątek główny.

A wątek główny to - niezależnie od tego, jak bardzo kocham to uniwersum - zwykły konflikt dobra ze złem, napakowany Epickością przez duże E - co jest dla space oper bardzo charakterystyczne ("Perhaps the most significant trait of space opera is that settings, characters, battles, powers, and themes tend to be very large-scale.")

Niemniej; rozumiem, o co Ci chodzi. W sumie za to też kocham ME. Na pierwszym planie (w głównym wątku) efektowna, wgniatająca w ziemię i chwytająca za serducho space opera, na drugim, pobocznym SOFT (bo do hard ME się nijak nie ma) science fiction.

BTW, sama space operowość nie jest w sumie wadą; to po prostu gatunek, w którym cokolwiek ciężko byłoby się wybić poza pewien (dobry, ale nie oszałamiający) poziom fabularny. I o to mi chodziło.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Brak ewidentnych nieścisłości ze współczesnym stanem nauki to nie od razu hard science-fiction. Powieści z tego gatunku zwykle są ciężkie od wyliczeń, fachowej wiedzy z dziedzin chemii/fizyki/astronomii/whatever; ogólnie rzecz biorąc nie jest to rozrywka dla każdego (ja po paru próbach sobie dałem spokój). To ambitne próby stworzenia fikcji, która do złudzenia przypominałaby hipotezę przyszłości.
A planety, na których kolonizacja się nie udała z powodu zbyt ekstremalnego ciśnienia, temperatury, wilgotności, czy na których jest sztucznie podtrzymywana z powodu ważnych zasobów naturalnych? Na jednych planetach jedne gatunki mogą założyć kolonię, a inne nie - bo im nie przeszkadza ciśnienie czy atmosfera? Albo grawitacja? A osłabiony system immunologiczny quarian z powodu długotrwałych podróży w sterylnym środowisku statków kosmicznych? To często są detale, głęboko ukryte szczegóły, które nie pozwalają nazwać ME hard sf, ale zdecydowanie pozwalają orzec, że ME ma elementy hard sf.

Mimo iż Mass Effect nie jest w ewidentnej opozycji do współczesnej nauki, to wprowadza własne, fikcyjne prawa fizyki i pierwiastki i na tych podstawach swobodnie buduje uniwersum. Trudno to wziąć za element hard science fiction.
Podobnie jak walkę dobra ze złem. Trudno brać autobus za samolot, co nie znaczy, że jak widzimy autobus, to nie zobaczymy samolotu. ;)

A dźwięki w próżni w ME zdaje się też są. ; )
Tak. Ale nie ma laserów. ;) I podpowiem ci - to nie jest element hard sf. ;)

Mamy elementy takie jak...

OK, ale co to ma do hard sci-fic?

Nic. To są elementy, które nie pozwalają na sklasyfikowanie ME jako typowej space opery.

To są właśnie powody dla których ME nie należy do tego gatunku zaliczać.
Ani razu nie próbowałem. Jedynie wskazywałem na elementy hard sf w ME.

Te (poboczne) wątki zbliżają uniwersum do soft science fiction.
I tym samym oddalają od typowej space opery.

No i warto dodać, że są to wątki poboczne, natomiast w fabule najważniejszy jest, rzecz jasna, wątek główny.
Pozwól mi posiadać własny osąd na to, co jest w fabule najważniejsze i czy w ogóle coś jest. ;)

A wątek główny to - niezależnie od tego, jak bardzo kocham to uniwersum - zwykły konflikt dobra ze złem, napakowany Epickością przez duże E - co jest dla space oper bardzo charakterystyczne ("Perhaps the most significant trait of space opera is that settings, characters, battles, powers, and themes tend to be very large-scale.")
Zwykłym konfliktem dobra ze złem bym tego nie nazwał. Pisałem już o tym - mamy wybór między dobrem i złem (a nawet niekonsekwencją), a walczymy tylko z większym złem. ;) A epickość? Nigdy nie zaprzeczałem.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najlepsze:

Gothic I i II, to trzeba znać

Seria DMC - kreacje bohaterów i to, iż jakieś 50% gry to cut scenki, w dodatku wspaniale wykonane

Final Fantasy VII - ta gra potrafi wywołać emocje ;]

Torment - nic dodać nic ująć

Neverwinter Nights - choć większość sądzi, iż fabuła powstała "na siłę" i jest pretekstem do walki to... chyba ma rację, jednak mi się ta historia podoba.

Max Payne - ta atmosfera tajemniczości

Najgorsza:

Bezapelacyjnie, bezdyskusyjnie, Gothic 3. Czy mogli to spieprzyć bardziej? Chyba nie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najlepsza fabuła > Wszelakie Gothic'i prócz 3,Arcanie właśnie przechodzę i moim zdaniem jest fajna. CoD'y też mają fajne fabuły. Nie wiem jak z Black Ops'em,ale mam zamiar go zakupić jak przejdę Arcanie.

IMO nie najlepsza fabuła > GTA San Andreas. Wszystko jest do przewidzenia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widze ze wiele osob chwali za fabule dwie pierwsze czesci Gothica.Gry super, ale czy fabula? Klimat,poczucie wyobcowania,bycia pomiotlem ktore dwoma ciosami byle lachmyta moze obic,pozniej poczucie sily itp.to tak.Wyobrazcie sobie film na podstawie tych gier.Sieczka i naprzyklad zbieranie roslinek,oraz standartowe questy typu przynies, podaj,pozamiataj. Bez kolosalnej zmiany scenariusza tych gier,film bylby nudny jak flaki z olejem. Wracajac do tematu bardzo dobra fabule ma Deus Ex cyberpunk,nieoczekiwane zwroty akcji,spiski,swiat trawiony straszna zaraza.Idealny scenariusz na filmowy hicior. Dlatego dziwie sie,ze nie zrobiono filmu. Moze brak watku romansowego,jest jakims mankamentem,ale na sile mozna i to w scenariuszu upchnac.A jaka gra ma najgorsza fabule? Hmm...moze Football Manager;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się z powyższym. Gothic miał fajny klimat i naprawdę świetny gameplay, ale fabuła?... Wyjściowy pomysł "jedynki" na kreację świata był kapitalny, ale sama akcja jest raczej standardowa i szału nie robi. Just another RPG z wielkim złem, kultystami, konfliktem różnych grup społecznych, pradawną magią, nadciągającym zagrożeniem, bla, bla, bla. Nie żeby to nie było fajne, ale do wybitności dosyć daleko.

Trudno mi się w tym momencie wypowiadać o całości, bo jeszcze nie skończyłem, ale na tę chwilę (9 rozdział) bardzo podoba mi się fabuła Final Fantasy XIII. Ciekawie skonstruowane postacie, świetny sposób narracji odkrywający po kawałku bogatą jak diabli przedakcję, fascynujący świat, poplątana i zaskakująca akcja... Chyba największy plus tej produkcji, rekompensujący w dużym stopniu liniowość i za niski poziom trudności (to drugie szczególnie boli, bo sam system walki jest bardzo fajny i chciałoby się naprawdę robić z tego wszystkiego co jest dostępne użytek...). Mam nadzieję, że zakończenie mnie nie rozczaruje.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...