Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Zdenio

Jazz

Polecane posty

Ciekaw jestem, czy ktoś z forumowiczów słucha jazzu?

Ja osobiście jestem laikiem, jeżeli o to chodzi. Miles Davis to właściwie jedyny jazzman, którego cośtam słyszałem.

Chciałbym prosić o polecenie wykonawców, piosenek, czy podgatunków jazzu, w których główną rolę odgrywa pianino lub saksofon i w których liczy się emocjonalna improwizacja. Próbowałem sam szukać, wpisywać na youtube każdego wykonawce jakiego wikipedia zaliczyła do jazzu, ale to strasznie żmudne. Raczej chodzi mi o jazz bardziej współczesny, tzn. od lat '70-'80 w górę. A także ten totalnie "dzisiejszy".

Może istnieją jakieś ważniejsze, najlepsze płyty? A może godna polecenia jest jakaś składanka jazzowa? Ten gatunek muzyki jest tak obszerny, że w życiu sam się w nim nie odnajdę, dlatego liczę na pomoc ;]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Praktycznie same ikony wymienię, ale od czegoś zacząć należy Chet Baker, Howlin' Wolf, Louis Armstrong, Herbie Hancock, Gerry Mulligan, Bill Evans. Klawisze i saksofon, trąbka dominują. Tego jest tyle, że można pół życia słuchać i szukać. Zapoznaj się, prawdę mówiąc każdy jest na tyle genialny, że nie sposób plusów wymienić czy lepszego wyłonić. Oczywiście nie wszystko może pasować, kwestia gustu. Na marginesie polecam jeszcze Roberta Johnsona i Muddy Watersa, ale tu już blues.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za zainteresowanie. Rzeczywiście klasycy sami, ikony. Każdy ma tak duży dorobek, że nie wiadomo od czego zacząć. Poszukam składanek może.

A współczesnego też słuchasz? I tu już mówię o muzykach/zespołach, które powstały tak w latach '90 na przykład? Bo interesowałby mnie jazz z elementami... hm... rany, jak to powiedzieć - funku? Chodzi mi o ostre zacięcie, a zdaje się, że im bardziej w przeszłość, tym tego mniej xP

p.s. No cóż, jak już mamy taki temat, to niech każdy, kto słucha jazzu się wypowie, jeżeli tylko chce. Po co ograniczać temat tylko do porad.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ja słucham sporo jazzu.

ze współczesnych trębaczy zdecydowanie polecam Ci Tomasza Stańko. Wspaniałe improwizacje, charakterystyczne brzmienie.

jakiś czas temu na last.fm znalazłem ciekawego wykonawcę, którego 4 płytki można za darmo legalnie ściągnąć - Somewhere off Jazz Street - http://www.last.fm/music/Somewhere+off+Jazz+Street

z takim "funkowym zacięciem" jest też na pewno płytka Jazzkantine - Hell's Kitchen, na której grają covery kapel heavy metalowych. Ich "Highway to hell" jest świetne - http://muzyka.interia.pl/teledyski/teledys...-to-hell,256063

właściwie to więcej bym mógł Ci polecić jakby interesował Cię jazz z akordeonem, bo trębaczy i saksofonistów aż tak dużo nie słucham.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To ja zapodam nieco jazzową prywatą. Koleżanka ze studiów gra w czysto żeńskim, jazz-fusionowo-funkowym zespole jazzowym o nazwie NAIL Quartet. Nie jest to może (jeszcze) żaden znany zespół, nie mają płyty, koncertów na razie niewiele grały, ale recenzje zbierają całkiem niezłe, każda z członkiń ma sporo osiągnięć, ale przede wszystkim - świetnie się ich słucha! Zresztą sami spawdźcie:

Oficjalna strona: http://nailquartet.com/

A tak na marginesie - bardzo szykowne babeczki :cool:

Dla zainteresowanych i last.fm: http://www.last.fm/music/Nail+Quartet

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do polecania jest dużo, więc skupię się na tym co można kupić w miarę tanio: Właśnie "Polityka" wydaje kolekcję płyt wytwórni Blue Note. Z wydanych do tej pory szczególnie polecam "Blue Train" Coltrane'a i "Somethin' Else" Juliana "Cannonballa" Adderley'a. To dwaj genialni saksofoniści, chociaż grali przed latami 70-tymi. Wiem, że ma wyjść też płyta Chicka Corea, świetnego "klawiszowca". I nie wiem dlaczego akurat chcesz się skupić na latach od 70 wzwyż. Dla mnie najlepszy jazz, to lata 45-69, czyli cool, bebop, hardbop. Oczywiście jest wiele świetnych utworów sprzed i po, ale te lata to jednak klasyka nowoczesnego jazzu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Długo by wymieniać. Alfabetycznie to można zacząć od Adderley'a, a skończyć na Zawinulu. Zależy też jaki instrument przewodni preferujesz. Jeśli trąbkę to Miles Davis, Wynton Marsalis, Chuck Mangione. Saksofon: John Coltrane, Julian Adderley, Jan Garbarek, Stan Getz, Sonny Rollins. Klawisze: Chick Corea, Keith Jarret, Herbie Hancock itd. itp.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Plackow

Skoro słucham jazzu od jakiegoś czasu to i ja dorzucę dwie propozycje na początek. I nie są to propozycje byle jakie, bo to od nich zaczęła się moja przygoda z tym gatunkiem muzycznym :). Pierwsza z nich to Milt Jackson - Sunflower. Milt to jeden z najsłynniejszych (i chyba nawet najsłynniejszy) wibrafonista jazzowy. Jeżeli wcześniej nie słyszałeś wibrafonu to onic się nie martw, bo to przyjemnie brzmiący instrument i na wspomnianym albumie ma bardzo dobre towrzystwo. Spośród gości bardziej znanych na trąbce Freedie Hubbard i Herbie Hancock wiadomo na czym. Spokojne kompozycje idealnie oddają klimat okładki albumu a dobre zgranie muzyków w połączeniu z z pobrzmiewającymi tu i ówdzie smyczkami daje znakomity efekt.

Drugi album to Miles Davis - Sketches of Spain. Czyli Miles razem z Gilem Evansem (btw. okres współpracy Milesa z Gilem to jeden z IMO lepszych w karierze genialnego Milesa. Choć po proawdzie cała kariera tego muzyka to przynajmniej dobre wydawnictwa). Na tym albumie Davis skupia się na brzmieniu w stylu flamenco z bogatą aranzacją orkiestrową. Jest to jedna ze spokojniejszych pozycji w katalogu Milesa lecz i jej nie brakuje pewnego zęba. Niezależnie czy słucha się przejmującej "Saety" czy rozbudowanej historii w postaci "Concierto de Aranjuez" efekt jest niezapomniany.

Tak zaczęła się moja przygoda z jazzem i trwa już od jakiegoś czasu - wspomniane płyty to proozycja dla wszystkich niezależnie czy wyjadaczy czy raczkujących słuchaczy :).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O ile rock i metal trzymają się bardzo mocno, rap jako tako na forum, tak jazz leży i kwiczy. Aż dziw bierze, że na forum nie ma nikogo (oprócz PzkwIVb) kto mógłby powiedzieć coś o tym niezwykłym gatunku. Dobra, spróbujemy z takim tematem.

Free Jazz, anyone? Ode mnie od razu leci płyta "Free Jazz" Ornette'a Colemana i "Interstellar Space" Johna Coltrane'a. Wiem, że nie jest to łatwy kawałek jazzu, ale też nie ma go co wyolbrzymiać i robić z niego potwora, który nie daje się słuchać. Ludzie potrafią zdzierżyć grindcore i blcak metal - więc free jazz to prosta sprawa ;). Co powiecie o tych dwcóh albumach, które wymieniłem powyżej? Może macie własne propozycje (nie oszukujmy się - nie jestem omnibusem z tej dziedziny - po prostu lubię to co słyszę a sposobu na przesłuchanie wszystkiego jeszcze nie znalazłem :) ). Najważniejsze jest odpowiednie podejście. Jeżeli oczekujesz czegoś strasznie ciężkiego to takie coś dostaniesz. Jeżeli podejdziesz z otwartym umysłem, nawet jeżeli nie polubisz, to znajdziesz w tym formę wyrazu, która akurat do Ceibie nie trafia. CO nie oznacza, ze przez to jest głupia czy niepotrzebna. Dla mnie jest w tym jakieś niewypowiedziane piękno. Bo czy zebranie grupy znakomitych muzyków, nadanie im tylko orientacyjnych onformacji jak muzyka ma wyglądać i rozpoczęcie grania wedle uznania nie jest piękne? I co najważniejsze - to nie jest chaos. Wszystko ze sobą koresponduje i jest wolne. Dlatego to jest właśnie free jazz.

Ktoś?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gatunek bez wątpienia zacny. Większość podejść z mojej strony kończyła się niestety odbiciem się.

Wyjątkiem była znakomita płyta Herbiego Hancocka "Gershwin's World", ale jestem raczej pewien, że nie brzmiała ona jak typowa jazzowa płyta bo Herbie mieszał gatunki.

drugą pozycją jaką znam to znana większoścci fanów rapu płyta Milesa Davisa z Easy Mo Bee pod tytułem "Doo Bop"

czasem chciałbym nawet posprawdzać te legendy jazzu, ale widząc, że mają oni na koncie 20+ albumów każdy oceniany wysoko to niestety brak czasu wygrywa.

nie sądzę jednak, by w pojedynku na "ulubiony drugi gatunek" jazz nawet po zglebieniu wygral z funkiem albo soulem.

to, co czasem slysze w telewizji zdecydowanie mi się nie podoba.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O ile rock i metal trzymają się bardzo mocno, rap jako tako na forum, tak jazz leży i kwiczy. Aż dziw bierze, że na forum nie ma nikogo (oprócz PzkwIVb) kto mógłby powiedzieć coś o tym niezwykłym gatunku. Dobra, spróbujemy z takim tematem.

Free Jazz, anyone? Ode mnie od razu leci płyta "Free Jazz" Ornette'a Colemana i "Interstellar Space" Johna Coltrane'a. Wiem, że nie jest to łatwy kawałek jazzu, ale też nie ma go co wyolbrzymiać i robić z niego potwora, który nie daje się słuchać. Ludzie potrafią zdzierżyć grindcore i blcak metal - więc free jazz to prosta sprawa ;). Co powiecie o tych dwcóh albumach, które wymieniłem powyżej? Może macie własne propozycje (nie oszukujmy się - nie jestem omnibusem z tej dziedziny - po prostu lubię to co słyszę a sposobu na przesłuchanie wszystkiego jeszcze nie znalazłem :) ). Najważniejsze jest odpowiednie podejście. Jeżeli oczekujesz czegoś strasznie ciężkiego to takie coś dostaniesz. Jeżeli podejdziesz z otwartym umysłem, nawet jeżeli nie polubisz, to znajdziesz w tym formę wyrazu, która akurat do Ceibie nie trafia. CO nie oznacza, ze przez to jest głupia czy niepotrzebna. Dla mnie jest w tym jakieś niewypowiedziane piękno. Bo czy zebranie grupy znakomitych muzyków, nadanie im tylko orientacyjnych onformacji jak muzyka ma wyglądać i rozpoczęcie grania wedle uznania nie jest piękne? I co najważniejsze - to nie jest chaos. Wszystko ze sobą koresponduje i jest wolne. Dlatego to jest właśnie free jazz.

Ktoś?

Dla mnie najpiękniejszą formą free, którą miałem okazję słyszeć to to free z muzykami, którymi otacza się Tomasz Stańko (szczególnie z młodymi polskimi wykonawcami, znanymi obecnie jako Marcin Wasilewski Trio - notabene, dwóch członków tria skończyło szkołę muzyczną, do której i ja uczęszczałem ;) ). Na przeróznych płytach Stańki można posłuchać i ładnych rytmicznych utwórów i odjechanego free (nawet wplatanego w kompozycje, które mają z góry ustaloną formę). Często też Stańko gra kompozycje "free" w sensie - bez kreski taktowej, forma (akordy, progresja harmoniczna) zostaje zachowana, ale nie ma zapętlonej podstawy rytmicznej (czy to basu czy perkusji). Świetna rzecz. Polecam ostatnie płyty Stańki (również płyty formacji Marcin Wasilewski Trio, wcześniej Simple Acoustic Trio - mistrzowie), ale również starsze, jak Bosonossa, Matka Joanna Od Aniołów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z czystego jazzu to - w tej chwili - ja chyba słucham tylko Mahavishnu Orchestra (szczególnie: 1971 - 1976) i The Crimson Jazz Trio, ale jest wielu wykonawców którzy mieszają jazz z innymi gatunkami np. Anja Garbarek, Anna Maria Jopek, Contemporary Noise Sextet, Dżamble, Anawa, Marek Grechuta, Sami o sobie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dawno nie zaglądałem do "Muzyki" i nawet nie wiedziałem, że się tu coś ruszyło. Free jazz? Nie jestem jakimś specjalnym wielbicielem. Jak dla mnie tylko na żywo, na koncercie i to koniecznie w klubie. Stańko, Muniak - owszem. Jeśli zaś chodzi o płyty, to jak dla mnie najlepszą jest "Song X" Metheny'ego i Colemana.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dawno nie zaglądałem do "Muzyki" i nawet nie wiedziałem, że się tu coś ruszyło.

Mój pprzedni post, w którym poecałem to od czego zacząłem nie stanowił dla forumowiczów odpowiedniej motywacji. Na szczęście teraz jak ludzie zobaczyli, że w ogóle jest taki temat - coś się ruszyło. Zobaczymy na jak długo.

Free jazz? Nie jestem jakimś specjalnym wielbicielem. Jak dla mnie tylko na żywo, na koncercie i to koniecznie w klubie.

U mnie właśnie jest ten problem, że koncertowo jestem mocn na bakier z jazzem. I nie tylko z free. W życiu widziałem tylko jeden - Włodek Pawlik zagrał kilka improwizacji na swoim koncercie (bez innych instrumentów - tylko pianino) i brzmiało to nieźle choć to nie jest to czego szukam. Już chociażby malutki duet Coltrane - Rashied Ali na "Interstellar Space" pomimo iż nieliczny personel to poziom szaleństwa jest ogromny. A u Pawlika pomimo iż wszystko dobrze zagrane brakowało mi tego co mnie urzeka. Ale to już mój gust.

Swoją drogą ostatnie lata kariery Johna Coltrane'a to popis zabawy z free jazzem. "Ascension" (podobne w strukturze do "Free Jazz" Ornette'a Colemana) czy "Meditations" to popis mistrza. Szkoda, że tak wcześnie zmarł - mógł poprowadzić jazz w miejsca, których nikt by się nie spodziewał i wyciągnąć z nich to co najlepsze.

Przy okazji jak Coltrane to, który album u Was gości najczęściej?

BTW. Polecam album Cannonball Adderley - Somethin' Else (ekipa Cannoball na saxie, Miles Davis trąbka, Hank Jones pianino, Sam Jones kontrabas i Art Blakey perkusja). To jest jeden z definiujących albumów dla jazzu. Chyba każdy fan tego gatunku ma do niego sentyment. Albo chociaż uznanie. Przy obecnej niesprzyjającej aurze szczególnie dobrze będzie pasować utwór pierwszy - "Autumn Leaves". Od razu za oknem zrobi się jakby pogodbiej. Lub przynajmniej w pokoju ;).

BTW2 - "Autumn Leaves" w wersji Nata King COle'a jest też jak najbardziej godne polecenia - choć jego wersja jest o wiele bardziej przejmująca i dramatyczna. Co nie zmienia faktu, że warto sprawdzić obie :).

Podobają Wam się?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jak Coltrane to, który album u Was gości najczęściej?
OMG! Bo ja wiem? Akurat przy tym wykonawcy nie mam jakiegoś jednego ulubionego (bo np. u Milesa jest to ?Sketches of Spain?). Powiedzmy, że kilka równorzędnych: ?Giant Steps?, ?Coltrane Plays the Blues?, ?Blue Train? i ?My Favorite Things?.

Polecam album Cannonball Adderley - Somethin' Else (ekipa Cannoball na saxie, Miles Davis trąbka, Hank Jones pianino, Sam Jones kontrabas i Art Blakey perkusja). To jest jeden z definiujących albumów dla jazzu. Chyba każdy fan tego gatunku ma do niego sentyment. Albo chociaż uznanie. Przy obecnej niesprzyjającej aurze szczególnie dobrze będzie pasować utwór pierwszy - "Autumn Leaves". Od razu za oknem zrobi się jakby pogodbiej. Lub przynajmniej w pokoju ;).
Ogólnie lata 50-te i 60-te uważam za najlepsze w historii jazzu. Wtedy grali wielcy muzycy. Część z nich, jak Coltrane czy Cannonball niestety zbyt wcześnie się przekręciła (na własną prośbę zresztą). A wracając do ?Somethin' Else?, zauważ, że mimo tego, iż płyta firmowana jest przez Adderley'a, to jednak wielką rolę odgrywa tam Miles. Choćby we wspomnianym ?Autumn Leaves?. Całość utworu ciągnie jego trąbka, Julian wchodzi tylko ze swoimi genialnymi improwizacjami na saxie.

"Autumn Leaves" w wersji Nata King COle'a jest też jak najbardziej godne polecenia - choć jego wersja jest o wiele bardziej przejmująca i dramatyczna. Co nie zmienia faktu, że warto sprawdzić obie :).

Podobają Wam się?

?Autumn Leaves? to jeden z najlepszych standardów jazzowych. W zasadzie każdy ze znanych jazzmanów kiedyś go zagrał. I właśnie to jest najpiękniejsze, ze każdy potrafił zagrać go na własny sposób. Ba, często ten sam artysta grał go kilkukrotnie i za każdym razem inaczej. Akurat nie robiłem tego z ?Autumn Leaves?, ale z ?Summertime? - wziąłem i do jednego katalogu wrzuciłem wszystkie posiadane aranżacje i puściłem sobie. Od klasycznego ?gerschwinowskiego? wykonania po rockowe Janis Joplin. Niby ten sam utwór, ale przez dwie godziny się nie znudzi. Z takich znanych standardów polecam jeszcze ?Bye Bye Blackbird? i ?Night in Tunisia?.

A jak już jesteśmy przy genialnych utworach, to pozwolę sobie polecić płytę ?Koln Concert? Keitha Jarretta. Oszałamiający zapis solowego występu fortepianowego w najlepszym jazzowym stylu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

OMG! Bo ja wiem? Akurat przy tym wykonawcy nie mam jakiegoś jednego ulubionego (bo np. u Milesa jest to ?Sketches of Spain?). Powiedzmy, że kilka równorzędnych: ?Giant Steps?, ?Coltrane Plays the Blues?, ?Blue Train? i ?My Favorite Things?.

U mnie występuje taki sam problem - nie ma jednego albumu, który dominowałby nad innymi. Na pewno intrygujące jest "Interstellar Space". Wspólny album z Johnny'm Hartmanem to nizwykle urzekające dzieło - takich aksamitnych pościelówek ciężko szukać gdzieś indziej. 'Blue Train" to niekwestionowany klasyk, a z kompilacji na pewno "The Gentle Side of John Coltrane".

Ogólnie lata 50-te i 60-te uważam za najlepsze w historii jazzu.

Bez wątpienia te lata były znakomite, ale dla mnie, za sprawą póki co tylko Milesa Davisa, początek lat 70'tych to magiczny czas. Wtedy właśnie Miles rozpoczął swój "elektryczny" okres. "In a Silent Way", "Bitches Brew" czy "A Tribute to Jack Johnson" to perełki i w moim rankingu pełne dziesiątki. Choć jak miałbym robić ranking tych trzech albumów to najpierw "Bitches Brew", potem "A Tribute to Jack Johnson" i "In a Silent Way". Ale to nie dziwne - "Bitches Brew" to mój ulubiony album jazzowy ever. Takiego błogiego szoku jak przy spotkaniu z tym materiałem (wcześniej znając tylko cool jazz, bebop i hard bop) nie miałem przy innej płycie. Jeżeli ktoś chciałby wybrać jeden box set Milesa to "Complete Bitches Brew Sessions" albo ewentualnie "Miles Davis & Gil Evans: The Complete Columbia Studio Recordings". Jednak trzeba zauważyć, że nie znam całej dyskografii Milesa i opinie mogą się zmieniać.

A wracając do ?Somethin' Else?, zauważ, że mimo tego, iż płyta firmowana jest przez Adderley'a, to jednak wielką rolę odgrywa tam Miles. Choćby we wspomnianym ?Autumn Leaves?. Całość utworu ciągnie jego trąbka, Julian wchodzi tylko ze swoimi genialnymi improwizacjami na saxie.

Tak, tutaj Miles można powiedzieć "ciągnie" jako ten najłatwiej zauważalny instrument, ale wstawki Adderleya są mistrzowskie. Przypominają, że to jest jednak jego płyta a nie tylko Milesa.

A jak już jesteśmy przy genialnych utworach, to pozwolę sobie polecić płytę ?Koln Concert? Keitha Jarretta. Oszałamiający zapis solowego występu fortepianowego w najlepszym jazzowym stylu.

Znam. Przesłuchałem. Mam uznanie do tego co Keith Jarrett stworzył w czasie tego koncertu (szczególnie znając historię, że wykonawca przybył spóźniony na koncert będąc jednocześnie niesamowicie głodnym) jednak nie należę do fanów tego albumu. O ile "piano trio" w postaci np. Tord Gustavsen Trio jest bardzo porządanym kąskiem jazzowym o tyle samo pianino to trochę niedużo. Jarrett pokazuje, że ten instrument potrafi sam się obronić bez pomocy żadnych innych lecz przez względy osobiste wolę mieć chociażby ten kontrabas i perkusję w tle.

Wspominałeś o Milesie i "Sketches of Spain". Drugie miejsce zaraz po "Bitches Brew" bez wątpienia. Mimo iż nie jest to album tak stricte jazzowy to idealnie uchwycił w Miles'owski sposób magię muzyki z półwyspu iberyjskiego. "Concierto de Aranjuez" to duża i rozbudowana kompozycja, która potrafi bardzo pozytywnie zaskoczyć, a z drugiej strony "Saeta" - przejująca pieśń religijna. Znakomite dzieło.

Co powiesz o "Bitches Brew" i "A Tribute to Jack Johnson". Ten drugi album przesłuchałem stosunkowo niedawno, ale pozytywnie zaskoczyły mnie elementy funkowe w pierwszej kompozycji i szczególną uwagę zwróciłem na Johna McLaughlina. Akurat gitarzystów jazzowych nie mam zbyt dobrze obeznanych, ale chociażby wejściówka do "Right Off" robi całkowicie pozytyne wrażenie.

PS. Tak na dobrą sprawę wiele stron możnaby zapisać dyskutując tylko o Milesie - poznając jego zachaczylibyśmy o szerokie grono klasyków. Może to jest sposób na pobudzenie tematu "Jazz" ?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co powiesz o "Bitches Brew" i "A Tribute to Jack Johnson".
Akurat ten okres w twórczości Milesa uważam za najgorszy. A ?Bitches Brew? jest u mnie na drugim miejscu (po ?Doo-Bop?, który był kompletnym gniotem) w rankingu jego najgorszych albumów. I nie chodzi tu tylko o elektroniczne brzmienie, bo późniejsze nagrania z lat osiemdziesiątych jak dla mnie są świetne. Że wspomnę choćby ?Music from Siesta? czy ?Amandla?.

szczególną uwagę zwróciłem na Johna McLaughlina.
Ha, patrząc się na nazwiska przewijające się przez ?listę płac? zespołu Milesa trudno mi racjonalnie wskazać dlaczego nie przepadam za tym okresem. McLaughlin, Hancock, Corea, każdego słucham z przyjemnością. McLaughlin jest dla mnie wirtuozem gitary, a Corea klawiszy.

Akurat gitarzystów jazzowych nie mam zbyt dobrze obeznanych,Akurat gitarzystów jazzowych nie mam zbyt dobrze obeznanych,
No to polecam właśnie McLaughlina. Szczególnie w trio z Alem Di Meolą i Paco de Lucią. Ich płyta ?Friday Night in San Francisco? nie jest być może zbytnio jazzowa, ale jest jednym z najlepszych pokazów gry na gitarze. O Pacie Methenym już wspominałem. Dorzucę jeszcze Granta Greena ? szczególnie album ?Born to Be Blue?.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

no, to ja w takim razie zahaczę o moje rejony jazz'u - czyli akordeon w jazzie. bez wątpienia nie można tu nie wspomnieć o takich rzeczach jak mussette czy tango [i wspaniałym Astorze Piazzolli], jednak jeśli chodzi o współczesnych jazzowych akordeonistów przoduje prawdziwy mistrz Richard Galliano. poza najlepszymi jakie słyszałem wykonaniami utworów Piazzolli ma wiele swoich wspaniałych kompozycji. i do posłuchania:

pokaz improwizacji

http://www.youtube.com/watch?v=R4g3KlLiYOs

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No, zaskoczyliście mnie tym tematem.

Milesa znam dosyć dobrze, ale przyznam, że z Bitches Brew się jeszcze nie zapoznałem. Sketches of Spain to jazzowa interpretacja J. Rodrigo - jak się tego zaczyna słuchać, trudno opanować emocje. Od Doo Bop zaczynałem przygodę z jazzem.

Jeśli miałbym polecić coś współczesnego, to na pewno byłyby to klimaty skandynawskie z Garbarkiem. Poza tym Sven Ericsson Trio oraz Esbjörn Svensson Trio. Ciekawy z trochę innej półki jest również Misha Alperin, czy Anuar Brahem.

W klasyce jazzu rządzi Oscar Peterson. Płyta Romance jest jedną z moich ulubionych. O. Coleman też nieźle daje czadu - przenosi w inny, dziwny świat.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...