Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Kondzio

Monogatari (seria)

Polecane posty

Dosłownie przed paroma minutami skończyłem oglądać całe Bakemonogatari, które już za parę chwil znajdzie swoje miejsce na liście ulubionych i między pozycjami 'warto obejrzeć zawsze'. Plejada ciekawych postaci okraszona specyficznym stylem animacji i dużą ilością dialogów, czego bynajmniej za wadę nie uznaję w tym przypadku. Każda historia była wciągająca, wraz z późniejszymi interakcjami z ich bohaterkami. Troszeczkę za mało było IMO Hachikuji i Sengoku, ale w przypadku drugiej to jest akurat zrozumiałe. Ciekawie się też obserwuje rozwój osobowości Hitagi, która z po prostu bezczelnej przechodzi w bezczelną, acz sympatyczną. Spory też w zasadzie plus za szczerość i otwartość, kolejna świetna postać.

Pozostaje teraz czekać na Kizumonogatari, a potem może Nisemonogatari - jak na razie nie wiemy o siostrach Araragiego nic poza tym, że są i że się z bratem nie lubią, zaś w trzeciej nowelce pojawia się też trochę przeszłości Oshino. No, ale jak nie ma jeszcze nic wiadomo o historii z wampirami, to można czekać i czekać...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dawno temu oglądnąłem wszystkie odcinki Bakemonogatari do 14, bo 15 jeszcze nie wyszedł. Zapomniałem, jednak miałem go na swojej liście, co mam zrobić. Wreszcie udało mi się go oglądnąć i muszę powiedzieć... że warto było czekać. Bardzo ładnie się skończyło i na pewno seria jest dla każdego, kto lubi tego typu produkcje, MUST WATCH! :happy:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nisemonogatari time? Nisemonogatari time.
pootis.th.jpg


Ep skupił się (bardziej dokładnie: był tylko o nich) na rozmowach z trzema pannami. Oczywiście na sam początek idzie Senjou i jej trollowa natura, według której musi ona chronić chłopaka przed niebezpieczeństwami. Robi to na swój sposób, tradycyjnie wyciągając coś dla ciebie :3 . Powody są bliżej nieznane (

stawiam, że ściga go policja za to co robił podczas "powitania" z Mayoi

), więc i akcja sprawnie cofa się do tyłu. Tutaj mamy rozmowę z jedną siostrzyczką (tą turkusową). Ot zmartwienia braciszka o swoje imoutos, na przemian z chęcią zamiany ich na kawaii imouto (vide Sengoku). Catch teh pantyshot! Turkusowa mimo tych odczuć Araragiego jest całkiem ok (walka to inna forma komunikacji - jak to głosi stary mistrz w generic karate movie), ale ogólnie w porównaniu do dziewoj ze starego haremu nie wydała mi się jakaś mocno specjalna. Mówiąc o starym haremie, mamy jeszcze w epie Hachikuji. Mocno się uśmiałem na tym parcie, bo spotkanie było mocno epickie - rozmowa o odwadze i usprawiedliwianie się nią ("the courage to be a lazy bum" - saved), oraz jakie pantsu powinna mieć prawdziwa loli. Pomijam wejściowy fragment do tego,

który gorszy i demoralizuje młodzież, a Araragiego niedługo chyba wsadzą do pierdla za to

:nonono: .

Względem rzeczy technicznych - animacja jest podobna jak poprzednio, pełna wszelakich shaftowskich zagrywek, muzyka jest ok.
Podsumowując - jest zacnie(>

loli

fragment), chociaż postać pierwszej siostrzyczki nie zrobiła na mnie jakiegoś przesadniego wrażenia. Tako więc, poproszę o lesbijkę, będę demonstrował.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nowy sezon. Nisemonogatari to kontynuacja, ekranizacja trzeciej nowelki (druga, tytułem Kizumonogatari, dostanie film; mogą sobie na coś takiego pozwolić, bo fabularnie to jest prequel opowiadający o tym, jak Araragi wampirem się został).

Co do samego odcinka, który widziałem już nieco wcześniej, zrobił na mnie całkiem niezłe wrażenie. Dawno nie widziałem nic od SHAFTa, więc odmiana była miła, a wszystko oczywiście wskazuje, że Nisemonogatari będzie godnym następcą Bakemonogatari. Rozmowa Koyomiego z Hachikuji była iście rewelacyjna (choć przyznam, że dzięki seiyuu przywodziło mi na myśl dyskusję Naoe Yamato kontra Kyuubei). OP był nawet fajny, EDa jakby brak, ale liczę na coś nader zacnego w tej kwestii, jak w poprzedniej serii.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ekhm, dawno mnie w tym dziale nie było, ale może uda się przywrócić akurat ten temat do życia. Mając trochę czasu łyknąłem Bakemonogatari, które uważam za serię na poziome 'okay' z momentami 'awesome'. Tego typu produkcje dotychczas omijałem, więc 15 odcinków nie zaspokoiło mojego głodu - toteż sięgnąłem po Nisemonogatari... I po czterech (i pół) odcinkach chciałbym powiedzieć, że jest ta seria jest dużo lepsza od oryginału!

Mógłbym zacząć od technikaliów, ale chyba będzie lepiej, jeśli już na wstępie wyłożę element, który (imho) tak znacząco wpłynął na jakość. Mianowicie Nisemonogatari wydaje mi się być dużo bardziej... intymne. Bądźmy szczerzy, podstawowym problemem Bake był fakt, że ciężko było mi się utożsamiać z problemami bohaterów (

laska, która zabija węże w ramach rytuału? Laska, która z zazdrości niemal na śmierć pobiła głównego bohatera? Żeby o Hitagi przed character development nie wspomnieć

). Ich charakteryzacja dawała jednak możliwość świetnego rozwoju, co autorom udało się wykorzystać.

Przede wszystkim mamy siostry Araragiego - wcześniej występujące jako comic relief, teraz jako clou programu. Ta nowa relacja wreszcie pozwoliła mi nawiązać nić porozumienia z mentalnością głównego bohatera: o ile syndrom rycerza na białym koniu jest mi obcy, o tyle zmartwienia związane z rodziną już nie. Dodatkowym plusem jest fakt, że wzajemny stosunek między nimi jest tak intensywny, że aż iskry lecą - brak doświadczeń w temacie (jedynacy rulz) sprawia, że moje nastawienie do ich relacji jest kształtowane przez serial, nie własne doświadczenia, co dodatkowo pozwala spojrzeć na sprawę tak, jakby chcieli tego autorzy (imho, ofkoz).

Dwa - character development postępuje. Choć pierwsze spotkania Araragiego ze swoim haremikiem miały głównie na celu wprowadzenie nowych widzów w naturę ich znajomości, to jednak zostało to zrobione znakomicie. O ile poprzednio miewałem wrażenie, że niektóre postaci cierpią na rozdwojenie jaźni (duh), o tyle teraz - po skompaktowaniu każdego charakteru do 10 minut - wydają się wewnętrznie spójne. Na szczególne brawa zasługują momenty z Hitagi, która wreszcie przestała być zerojedynkowa (

possessive bitch - caring girlfriend

). Okazało się, że trzeba było pokazać jej działania w odpowiednim - i jednoznacznym - świetle, by widzowie mogli złapać choć ogólną ideę jakimi ścieżkami podąża jej rozumowanie. Dodać trzeba, że wreszcie jej socjopatyczne tendencje zaczęły mieć uzasadnienie także w zachowaniach Araragiego, a nie tylko w braku pewności siebie... co oczywiście nie zmienia faktu, że Hitagi pozostaje boginią trollerki.

Inne plusy - wreszcie jest konkretny arc z konkretnym big badem (zresztą jego

rozmowa z Karen

na początku piątego odcinka sprowokowała mnie do napisania tego posta. 100% Monkey Island feeling, to chyba przez tą muzykę); brak koncentrowania się na jednej tylko postaci sprawia, że w ciągu pojedynczego odcinka mamy do czynienia z różnymi rodzajami humoru: Mayoi to czysty slapstick+Seinfeld, Suruga wprowadza dużą dozę absurdu (i fanserwisu, hihi. Nie żeby Bake coś brakowało w tej kwestii, ale tym razem jest jak upychany kolanem), Sengoku jedzie na samych innuendo, a Hitagi to Hitagi. Grafika i animacja dalej są znakomite (

pierwsze spotkanie z Kaiki, akrobatyczne cuda Karin, OMG wystrój łazienki Araragiego - jak już będę dzianym wołem to chcę sobie taką sprawić, tylko jak to ogrzać?

); last but not least,

totalna zmiana charakteru Shinobu

, której wzajemna relacja z głównym bohaterem jest niesłychanie ciekawa.

Kurde bele, rozpisałem się, ale przyznam, że dawno żaden serial mnie do tego nie zachęcił. W każdym razie mam nadzieję, że Nise utrzyma formę, bo na razie dostarcza w 100%.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Może i dział nam obumiera, ale Karen Bee się skończyło i pewne podsumowanie poczynić trzeba. Podzielam zdanie, iż Nisemono radzi sobie o wiele lepiej niż poprzednik. Największe plusy przyznaję za całą serię (pozytywnych) zaskoczeń, związanych głównie z relacjami pomiędzy bohaterami. Wcześniej był to zwykle jeden plot-twist na arc, teraz nawet wśród detali fabuły, co jakiś czas wyskakuje mniejsza lub większa niespodzianka. Osobiście czuję w tym zabiegu świeżość i spontaniczność - bez znajomości nowelki, człowiek kompletnie nie wie czego się spodziewać, a seria uniknęła stania się przewidywalną w swojej "nieprzewidywalności" (nigdzie nie wspominałem, więc powiem tu: właśnie to był powód, dla którego ostatnie odcinki Madoki przestały robić na mnie większe wrażenie). Zapewne granica jest tu cienka i podpierana subiektywną opinią, niemniej zawirowania na różnych polach fabuły uważam za rozwiązanie świetne.

O samych postaciach wspomnę za chwilę; póki co, przejdę do konkretniejszego podsumowania pierwszej (i nieco większej:p) połowy serii. W 7 epie najbardziej rozwaliło mnie to, co miało być punktem kulminacyjnym akcji, a skończyło się w 200% w stylu ...monogatari.

Może to tylko ja, ale Kaiki zdaje się budzić swego rodzaju sympatię, a na pewno respekt, ze względu na swoją wiedzę i, jakby nie było, umiejętności. Ot, facet wędruje po świecie i naciąga ludzi, nie wyrządzając nikomu większej krzywdy. Teoretycznie. Zakładając, że mówił prawdę twierdząc, iż nie wierzy w zjawiska nadprzyrodzone (co wydaje się całkiem prawdopodobne), to to jego przekonanie jest głównym źródłem nieszczęść jego "klientów". A przeczuwając nadciągające skopanie tyłka, Kaiki postanowił oddalić się w pokoju i poszukać nowego źródełka.

Na pochwałę zasługuje też kilka nieoczekiwanych wyznań, padających z jeszcze bardziej nieoczekiwanych ust (zwłaszcza rozważania Hitagi, co by było, gdyby się z Araragim nie spotkali).

W relacjach głównego bohatera z jego starszą młodszą siostrą dużych zmian w zasadzie nie ma. Cały trik polegał na tym, żeby imouto przyjęła do wiadomości, że brat jednak się o nią troszczy, czyli coś, co wiadomo było od początku (z pozycji widza, oczywiście). I tak miało być, zastrzeżeń nie mam. Nastrojowa scena była,

pół autostrady zdemolowano, wincest route#1 unlocked

.

No i Home run dla naszego protagonisty :cool: Co się konkretnie działo pomiędzy niedwuznaczną propozycją Hitagi a porankiem dnia następnego, stało się przedmiotem wielu wesołych spekulacji, choć, z oczywistych powodów, tematu rozwijać nie będziemy. Z drugiej strony, wydarzenie podsunęło mi inną myśl - w jaki sposób parę bohaterów pokazuje się tu, jako osoby będące ze sobą w związku. Nie ma tu typowego wpadania w stan przedzawałowy podczas patrzenia w oczy swojej drugiej połówce i podobnych zagrań, znanych z animowanych romansów. Araragi i Senjougahara przez większość czasu zdają się być na poziomie kumpli, zostawiając sobie nawzajem sporo miejsca (na molestowanie małych dziewczynek chociażby). I tylko miejscami przejawia się fakt, że jest między nimi coś więcej - bo sami chcieli i zdania zmieniać nie zamierzają. Mam wprawdzie słabość do przedstawiania tych spraw w lekko przerysowany styl shoujo, jak i nie jestem ekspertem od związków, ale to co widzimy w Nisemono, odbieram jako miłą odmianę i powiew realizmu.

Nisemonogatari wydaje mi się być dużo bardziej... intymne.

Uważanie się za ucieleśnienie sprawiedliwości, wymierzanej za pomocą przemocy stosowanej też nie wydaje się być nader popularnym hobby, choć może ustępuje miejsca odprawianiu mrocznych rytuałów w opuszczonych świątyniach. Ale zgodzę się; 15 odcinków zapoznawania widza z postaciami znacznie ułatwia odbiór sequela, jak i (wracając do tematu, który poruszyłem na początku posta) potęguje zaskoczenie towarzyszące bardziej wnikliwemu poznawania poszczególnych charakterów. Na pierwszym miejscu będzie tu Shinobu. Po części za powierzenie jej roli mojej ulubionej VA, choć w życiu bym się nie spodziewał, że jest aż taka wygadana. Relacje z Araragim ma cokolwiek skomplikowane - jest nader skora do pomocy, jak na kogoś, kto deklaruje chęć pozbawienia swojego towarzysza życia. Kontynuując, Hanekawa jest niedaleko w tyle. Jak sama stwierdziła,

odcięła się od przeszłości i zaczyna wszystko od nowa

, z nader interesującymi skutkami. Póki co, powiedziałbym, że dręczy Hitagi, dla zachowania równowagi w przyrodzie, jak i trzymania swojej "ciemnej strony" pod kontrolą. Co się stało z Senjougaharą powiedziano w samym odcinku - może i jest mniej ciekawa, ale zaczęła traktować pewne sprawy bardziej poważnie, a to zmiana na dobre jest. Mayoi, jak na ironię, sprawia obecnie wrażenie najbardziej odpowiedzialnej i rozsądnej osoby. Kiedy Araragi spytał ją o postępowanie dojrzałego człowieka, na twarzy miałem banana, za to odpowiedź panny spotkała się już z niemałym uznaniem. Kanbaru i Nadeko było za mało, aby wyciągnąć jakieś konkretne wnioski, choć ta druga zmieniła się chyba najmniej: tak jak pod koniec Bake hormony uderzyły jej do głowy, tak i teraz zastawianie sideł na onii-chana trwa w najlepsze.

fanserwisu, hihi. Nie żeby Bake coś brakowało w tej kwestii, ale tym razem jest jak upychany kolanem)

Nie da się ukryć, "urozmaiceń" seansu tu w bród, w każdym odcinku jeden fetysz goni następny. Nie mam nic przeciwko, zastanawiam się tylko gdzie było źródło takiej decyzji studia. Szczegółowe opisy w oryginalnej wersji? Pokazanie, że można zrobić świetną serię z bardzo mocną fabułą, wyładowaną serwisem? A może przekora?

Ostatnia rzecz o której nie wspomnieć po prostu mi nie wypada. Ending. Co jest lepsze od kompozycji Supercell? Kompozycja Supercell z duetem ClariS na wokalu. Piosenka jest po prostu genialna, pomijając nawet fakt jak wysoko cenię sobie twórczość obu stron zaangażowanych w ten utwór.

To by było na tyle, pozwolę sobie powtórzyć za poprzednikiem, niech Nisemonogatari utrzyma poziom (z czym problemu mieć nie powinno).

Przy okazji, można by się zastanowić nad modyfikacją nazwy tematu (o ile będzie jeszcze w nim ruch).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poprawka w temacie widzę dokonana.

Skończył się już wątek Karen Bee. W ubiegłym tygodniu można było zobaczyć ostateczną konfrontację między Gaharą a Kaikim, przy udziale Rararagiego. Koyomi jest czymś na kształt pociotka wampira, Hitagi jest groźna, a Kaiki zdaje się mieć niemały arsenał... ale nic z tego nie zostało wykorzystane. Cała wielka walka rozegrała się tylko i wyłącznie na słowa. Czy to źle? Ależ skąd - cała dyskusja miała najwyższy poziom, gdzie Kaiki bez krępacji przyznaje się do tego, że jego obietnice nie są nic warte i że jedynym jego celem są pieniądze. Bez wahania zgadza się na Senjougahary żądanie opuszczenia miasta i do niego nie wracania, jednocześnie zadając swoimi słowami inne obrażenia. W zasdazie otrzymaliśmy słowny odpowiednik walki Karen i Koyomiego bezpośrednio poprzedzającej finał, plus nieco insynuującą końcówkę.

A ponieważ skończyło się Karen Bee, zaczęło się Tsukihi Phoenix. Odcinek ósmy jest...

No właśnie. W ramach komentarza zostawię tutaj tylko <ciach>, w którym jest dużo czytania na własną odpowiedzialność. (Nie)krótka historia prosto z /a/, którą warto przeczytać choćby ze względów warsztatowych - językowo jest rewelacyjne.

Tekst rzeczywiście był ciekawy, ale cóż, poruszał dość... wrażliwe tematy (kazirodztwo, seks), o których na forum się raczej nie powinno mówić - Aiden

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ósmego jeszcze nie obejrzałem, więc odniosę się tylko do arca Karen Bee. Po pierwsze - clap clap clap, nie sądziłem, że po mocnym początku dalsza część utrzyma podobny poziom. Rozwiązanie akcji uważam za bardzo satysfakcjonujące, chociaż może nieco za szybkie (przyznam, że spodziewałem się pewnego twista na koniec, ale zamiast niego otrzymałem inny). Niemniej jednak pod względem wizji artystycznej Nise przebija większość animców, jakie widziałem w poprzednich latach - nie tylko w kwestii jakości, ale także wewnętrznej spójności i ambicji.

Nie mam nic przeciwko, zastanawiam się tylko gdzie było źródło takiej decyzji studia. Szczegółowe opisy w oryginalnej wersji? Pokazanie, że można zrobić świetną serię z bardzo mocną fabułą, wyładowaną serwisem? A może przekora
Również nie wiem jak jest w oryginalnej nowelce, ale wymyśliłem teoryjkę, która nie tylko uzasadnia fanserwis, ale także wyjaśnia pewien chardev/derailing niektórych postaci (jak na przykład

zmiana seksualności Kanbaru, heh

). Otóż wydaje mi się, że narracja Nise jest bardzo mocno przefiltrowana przez punkt widzenia Araragiego. W Bake - z konieczności ukazania różnych postaci - była ona dużo bardziej intersubiektywna, gdy tutaj otrzymaliśmy pełnię araragicentryzmu. Wskazują na to nie tylko wydarzenia i zachowania innych postaci, ale także scenografia. W Bake wiele miejsc było raczej znormalizowanych (świątynia, plac zabaw, szkoła), gdy w Nise mamy totalny odjazd, przede wszystkim z domem rodzinnym, układaniem konstrukcji z ołówków w domu Senjougahary, ale także np. z dawnym skłotem Oshino (drzewo? naprawdę?).

Krótko mówiąc, biorąc pod uwagę wydarzenia drugiego sezonu trzeba brać pod uwagę, że możemy być trochę oszukiwani (hehe, pewnie się tego sami nie domyśliliście, co? ;p) Nawet nie musi to być kwestia zależna od woli Araragiego... po prostu jest zdrowym siedemnastolatkiem, który może zwracać baczniejszą uwagę na niektóre aspekty rzeczywistości (DEM TITS).

Uważanie się za ucieleśnienie sprawiedliwości, wymierzanej za pomocą przemocy stosowanej też nie wydaje się być nader popularnym hobby
No nie, każda osoba, która łyknęła choć odrobinę japońskiej czy amerykańskiej popkultury wie, że peace through superior firepower to jedyne wyjście ;) Ale oczywiście masz rację, toteż uściślam, że raczej chodziło mi o bliskość relacji między postaciami, a nie sam typ problemów, z którymi muszą sobie radzić (inna rzecz, że cały zapał Karen także można odczytywać jedynie jako alegorię prób rozwiązywania problemów przez przepchnięcie jedynie swoich racji - nawet nie za pomocą przemocy - zamiast prób dyplomacji).

Niemniej jednak dualizm bicie - gadanie też jest doskonałym podkładem do

finałowej konfrontacji z Kaikim. Ja odczytałem to tak, że już samo spotkanie oznaczało, że big bad przegrał (bo sypnęła się jego reputacja). Natomiast jedyne co Kaiki mógł zrobić, to pociągnąć ich za sobą na dno, co zresztą prawie mu się udało - najpierw niemalże zmuszając Araragiego do zostania hipokrytą i użycia wobec niego przemocy, potem rozdrapując stare rany Senjougahary. Co jednak ocaliło bohaterów? TEH POWER OF LOVE. Cudowne podwójne odwrócenie klisz i jednocześnie, jak już pisałem, satysfakcjonujące zakończenie wątku. Jakby tego było nie dość, pozwoliło jednocześnie przenieść związek bohaterów na następny poziom.

Majstersztyk.

Przy okazji dwa słowa o Senjougaharze - po raz kolejny pod koniec arcu jej przeszłe zachowania i motywacje zostają przedstawione w zupełnie innym świetle, ale tym razem zamiast nieco swoistej odmiany romantyzmu postawiono na

freudyzm. Może to nieco wyświechtany chwyt, ale tu zadziałał - wyjaśnił bowiem zarówno początkową panikę Hiragi i uwięzienie Araragiego 'dla jego własnego dobra', jak i zdecydowanie by samej rozprawić się z Kaikim i zamknąć pewien rozdział swego życia.

Jednym słowem, po raz kolejny okazuje się, że dziwactwa Senjougahary nie są przypadkowe - za to plus, zarówno do konceptu postaci jak i również mojej prywatnej sympatii do niej.

o ile będzie jeszcze w nim ruch
Ja na pewno jeszcze skomentuję po zakończeniu serii... no i czekam wciąż na pełnometrażówkę, z chęcią poznam szczegóły początku wszystkich tych historii. Wnioskując z elementów prologu Bake należałoby oczekiwać łupu-cupu-bęc, ale jeśli czegoś mnie te serie nauczyły, to by nie spodziewać się spodziewanego.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No cóż, jestem po Bakemono i obejrzałem całe Karen Bee, więc stwierdziłem, że czas się wypowiedzieć. :P

Bake właściwie z miejsca wskoczyło na listę moich ulubionych animców. Cały art design, udźwiękowienie, postacie i fabuła po prostu wywaliły mnie z butów. Tak się zasadzałem na to anime i w końcu zrozumiałem, dlaczego zrobiło ono taką furorę. W kategorii produkcji stricte komercyjnych jest to najwyższa półka jakościowa. Tylko Koyomi za często drze jape :D

Zaś Nisemonogatari to godny następca. Co prawda dwa pierwsze epy są perfidnie o niczym, Sengoku jest "subtelna" do obrzydliwości (a Koyomi musi być upośledzony, że nie zczaił jej zamiarów...), a Kanbaru niczym nie zaskoczyła. Ale od epizodu trzeciego... Mniam! Powrót Senjougahary, Tsubasa i jej nowy fryz (oraz jakiś tajemniczy kwas między nią a Gaharą) no i główny wątek dostaje ostrego kopa. O samym Kaikim ciężko się rozpisać - oszust i kanciarz, archetypiczny do bólu. Nie popisano się tu. Ale przynajmniej ostatnia konfrontacja była ciekawa.

Fani serii dostali tez co chcieli - Shinobu przemówiła! Tajemnicza rozmowa między nią i Araragim podparta ich dziwnym związkiem (

w końcu mało kto grozi komuś, że go zabije w chwili słabości, by potem ofiarować mu swoją pomoc

) sprawiła, że mam naprawdę wielką ochotę na Kizumonogatari. Kha, kha!

I od Shinobu przechodzę do dla mnie największej wady serii. Nie jestem purytaninem, ale po kiego grzyba to anime jest tak rozerotyzowane!? Ja rozumem, taki styl. Ale o ile w Bakemono się jeszcze autorzy hamowali, o tyle w sequelu momentami przeginają na całej linii. Rozmowy z Sengoku, Kanbaru są już mocno przesadzone (zwłaszcza zakończenie drugiego odcinka i Araragi odarty z męskiej dumy...) ale pierwsza gadka z Shinobu atakuje taką dawką perwery, że aż nieswojo się poczułem. Nie wspomnę nawet o niedwuznacznej scence z Karen i Tsukihi.

Ale jak mówiłem, nie jestem purytaninem, więc to dla mnie nie dyskwalifikuje serii jako całości. Jestem jedynie zdziwiony, że takie anime ucieka się do takich zagrań... Pewne rzeczy można ukazać mniej dosłownie, a nawet sobie odpuścić.

Tak czy siak jeszcze pewnie wpadnę po Tsukihi Phoenix :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

archetypiczny do bólu

Moim zdaniem to właśnie duża zaleta Kaikiego. Dawał się najbardziej zrozumieć i był do bólu logiczny przeliczając wszystko na zysk. Dodatkowego autentyzmu dodawała waga jego słów, właśnie przy wspomnianej ostatniej konfrontacji. Bezduszny manipulant nastawiony tylko na zysk, który podaje Karen konkretną cenę, za którą jest skłonny wynieść się z miasta? Dziś już takich nie robią. Ba, jestem skłonny stwierdzić, że wymyka się archetypom właśnie przez swoją prostotę i właśnie dlatego Kaiki Deishuu jak najbardziej zasługuje na uwagę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@piotrekn Ośmielę się nie zgodzić :P Kaikiego ciężko mi nazwać nawet pełnoprawną postacią. Ciężko mi go nazwać nawet człowiekiem.

On jest patchworkiem, wariacją na temat "główny zły". Nie ma w sobie żadnej cechy pozwalającej na niego spojrzeć z innej strony. Od początku budzi niechęć, a kolejne odcinki nie pozwalają go w żaden sposób zrozumieć. Jedynym jego celem jest bycie przeciwieństwem Koyomiego.

Koyomi jest empatyczny. Kaiki jest bezduszny i chciwy.

Koyomi jest szczery. Kaiki jest kłamcą i oszustem.

Koyomi jest bezinteresowny. Kaiki wszystko przelicza na pieniądze.

Koyomi jest kochany i lubiany. Kaiki jest samotny i żałosny.

Kaiki jest czarny do bólu, nie ma w nim żadnego ludzkiego pierwiastka. Jest skrojony w ten sposób, że na tle jego uczynków rodzinka Araragich jawi się niczym wcielenie Temidy :P Jest on statystą, który popycha do przodu rozwój postaci. Nic więcej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W sumie miałem pisać dopiero po zakończeniu części Tsukihi (czy aby na pewno jej?), ale odcinek ósmy sprawił, że mój łeb eksplodował, a dziewiąty - że implodował.

Może zacznijmy od krótkiej analizy 08:

WAT

Ok, muszę przyznać, że moja klasyczna edukacja zupełnie nie przygotowała mnie na interpretację czegoś takiego. Mniej więcej od połowy odcinka trwałem w tępym stuporze, próbując zrozumieć co ja właściwie oglądam. Nawet teraz, gdy już nieco się pozbierałem (seans miał miejsce jeszcze w niedzielę), nie mogę powiedzieć, czy mi się podobało: na pewno nie czułem się komfortowo, ale jednocześnie było to dość fascynujące doświadczenie. W gruncie rzeczy chyba faktycznie po raz pierwszy miałem do czynienia z tą tematyką ukazaną w tak estetyczny i subtelny (a jednocześnie fetyszowy) sposób - dotychczas tego typu sytuacje zawsze były ostatecznie obracane w żart bądź miały wywołać obrzydzenie. A tutaj? Scena-majstersztyk pod względem animacji i oprawy muzycznej, żadną miarą nie wzięta z czapy (w sumie już w Bake została zawieszona ta strzelba, a Karen Bee tylko dołożyło do pieca), w dodatku przerwana we właściwym momencie... Wszystko zrobione jak najbardziej przemyślanie i poważnie, więc czemu wszystkie zmysły krzyczą mi, że I'VE BEEN TROLLED?

Muszę to wszystko jeszcze sam trochę ogarnąć (piotrekn, jeśli dysponujesz jakimiś pogłębionymi analizami to chętnie na nie spojrzę). Nie chcę popadać w patos, ale teraz jestem pewien, że zapamiętam sobie tę serię na długi czas - rzadko ostatnio zdarza mi się wpaść na coś nowego, co automatycznie nie lądowałoby w szufladce 'meh'.

Nie jestem purytaninem, ale po kiego grzyba to anime jest tak rozerotyzowane!?
YOU'VE SEEN NOTHING YET. Po ósmym odcinku stwierdzisz, że cała poprzednia erotyka była na poziomie niegrzecznych żarcików pensjonarki. Tak czy inaczej Nise jest podobno dość wierną adaptacją, także pretensje możesz posyłać do autora książki. Ewentualnie możesz przystać na moje wyjaśnienie, że to wszystko sprawka filtrowania wydarzeń przez zboczoną percepcję Araragiego.

Ok, and now for something completely different.

O ile przez odcinek ósmy nie mogłem wykrztusić słowa, o tyle podczas dziewiątego mówiłem całkiem sporo, choć raczej monotematycznie: łot de fak!? Nie żeby poprzednie odcinki twardo trzymały się logiki Ziemian, ale ten kompletnie puszcza się poręczy, będąc zupełnie randomowym. Czy ktoś w ogóle wie nawet nie to, o co tam chodziło, ale co się w ogóle działo? Ok, zostały wprowadzone dwie nowe postaci, których cele i motywacje jeszcze nie są znane (w przeciwieństwie do power lvl), ale tak poza tym? Nie żebym był rozczarowany - już dawno porzuciłem wszelkie mrzonki o jakimś przewodnim wątku fabularnym czy związkach przyczynowo-skutkowych. Niemniej jednak chciałbym wiedzieć czy mnie coś ominęło, czy po prostu Shaft wydał całą kasę na animację poprzedniego odcinka i już nie starczyło im na adaptację scenariusza ;] Co nie zmienia faktu, że nie mogę się doczekać 10, może wreszcie Tsukihi zrobi big entrance.

Koyomi jest kochany i lubiany
Przez całe pięć (teraz sześć) osób, nawet jego własna siostra się nad nim lituje ;) Nie no, wracając do tematu Kaikiego - oddajmy bogu co boskie, a Kaikiemu co kaikiańskie. Oczywiście, że postać ta miała być tylko trampoliną dla rozwoju protagonistów (czego innego spodziewać się po character driven plot?), ale jednocześnie okazała się miłą odskocznią od typowych animcowych big badów: Kaiki nie ma wielkich ambicji ani wygórowanej opinii o sobie, brakuje mu supermocy stawiających go na równi z bohaterami (ba, sam nawet nie wierzy w swoje przekrętasy), nie robi żadnego last stand podczas finałowej konfrontacji... a mimo to był w stanie załatwić burzącą betonowe wiadukty Karen, prawie złamać nową Senjougaharę i niemal zmusić Araragiego do zostania hipokrytą (chociaż zaznaczam, że w przypadku dwóch ostatnich YMMV). IMHO postać Kaikiego wywraca pewne schematy na nice i choćby za to warto ją docenić.

I jeszcze inne rzeczy:

pierwsza gadka z Shinobu atakuje taką dawką perwery, że aż nieswojo się poczułem.
Nie żebym się powtarzał, ale you've seen nothing yet ;p Akurat Shinobu robi mi dzień ilekroć się pokazuje. Absolutnym majstersztykiem jest też jej teasing Araragiego podczas gdy Karen spuszcza mu łomot: warto zwrócić uwagę na ustawienie kandelabru, gdy Shinobu mówi o drugiej bazie... daje do myślenia co też może być trzecią :D

Sengoku jest "subtelna" do obrzydliwości (a Koyomi musi być upośledzony, że nie zczaił jej zamiarów...),
A czy nie było to tak, że on coś tam wyczuł pismo nosem? ;p Ale chyba odrzucił po namyśle, bo przecież gimnazjalistka w żadnym razie nie uderzałaby do licealisty, prawda? Prawda!?
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(piotrekn, jeśli dysponujesz jakimiś pogłębionymi analizami to chętnie na nie spojrzę)

A skąd szalony pomysł, że ja będę coś wiedział? Stan mojej wiedzy jest niewiele lepszy. Wiem jeno, że w sieci (może na /a/ na 4chanie, może gdzieś indziej) zrodził się kiedyś pomysł "wyszoruj siostrzyczce ząbki", w efekcie którego zrodził się pewien przydługawy tekst, który Aiden (po chwili zastanowienia, zapewne słusznie) wyciął. I choć temat tego tekstu jest dość oczywisty, to warto go przeczytać choćby ze względów warsztatowych - autor wręcz perfekcyjnie włada językiem.

No, ale nie o tym. Krótka analiza chronologii (co powstało pierwsze - Oral Hygiene Bro czy Nisemonogatari) może pokazać, czy to zwykły zbieg okoliczności, czy możemy podejrzewać inspirację Internetem ze strony autora.

Nie żeby poprzednie odcinki twardo trzymały się logiki Ziemian, ale ten kompletnie puszcza się poręczy, będąc zupełnie randomowym. Czy ktoś w ogóle wie nawet nie to, o co tam chodziło, ale co się w ogóle działo? Ok, zostały wprowadzone dwie nowe postaci, których cele i motywacje jeszcze nie są znane (w przeciwieństwie do power lvl), ale tak poza tym? Nie żebym był rozczarowany - już dawno porzuciłem wszelkie mrzonki o jakimś przewodnim wątku fabularnym czy związkach przyczynowo-skutkowych.

Jak dla mnie odcinek raczej pozbawiony ciągu przyczynowo-skutkowego nie był. Tydzień temu Karen-chan napastuje Koyomiego o termin u Kanbaru, wchodzi, khem... 'zakład' o nieprzewidzianym wyniku, który Rararagi-san rozwiązuje na swoją stratę. Po drodze do Surugi Karen-chan ma odpał, kolejny 'zakład' który tym razem przegrywa imouto. Po drodze spotykają panią Kansai-ben, telefon do Hanekawy i po wyjaśnieniach w dalszą drogę. Duża mała siostra odstawiona u Kanbaru, w drodze powrotnej spotyka Hachikuji i zostaje strollowany. Po krótkiej, acz typowej dla tych dwojga konwersacji pojawia się boku-loli, zmuszając Araragiego do chwili namysłu cóż takiego mówiła poprzednia, groźna jeśli wierzyć słowom Karen osoba.

przecież gimnazjalistka w żadnym razie nie uderzałaby do licealisty, prawda? Prawda!?

:3

Z jednej strony seria, jak sam zresztą zauważyłeś, jest do bólu subiektywna. Z drugiej zaś, o ile mnie pamięć nie myli, było kilka komentarzy ze strony okolicznych postaci. Tym niemniej, Sengoku, Mayoi, Karen-chan, Tsukihi-chan i w zasadzie Shinobu-chan też to jeno dodatki bez większych szans, przynajmniej na razie. Inna sprawa, że Nadeko nie można odmówić jej głosu - HanaKana zawsze dobrze się słucha.

EDIT: Znalazłem to dosłownie parę chwil temu. To tak odnośnie Nadeko-chan.

EDIT2: -monogatari to zdecydowanie serie dla spostrzegawczych ludzi. Mało kto zapewne wypatrzył jeden albo drugi dofciap. No, ale SHAFT. I do tego pierwszego mają licencję :3

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nim pojawi się ostatni odcinek tej jakże zacnej serii, w końcu udało mi się przysiąść i spisać wrażenia dotychczasowe. I tak dyskusja (miejmy nadzieję) rozwinie się tu za jakieś dwa dni, ale kilkoma przemyśleniami chciałbym się podzielić jak najszybciej, czego powodów jest kilka - mogę zapomnieć co (i w jaki sposób) chciałem napisać, będę się mógł chwalić, że "pomyślałem o X zanim ludzie się dowiedzieli 1111oneoneone", no i przede wszystkim, Nisemonogatari jest tak dobre, że rozmawiać o nim w miarę często się chce i trzeba.

Po przydługim wstępie, pora na małe wyznanie z mojej strony. Nawet jak je opiewać złotymi zgłoskami, odcinki 8, 9 i połowa 10 nie wniosły niczego do głównego wątku, przewrotnie nazwanego imionami postaci, które prawie wcale się w nim nie pojawiły. I choć bardzo przyjemnie się to oglądało, niemal całkowicie straciłem wiarę jakieś sensowne (i na temat!) zakończenie serii. Ale to było kiedyś, po końcówce przedostatniego epa wracam niczym syn marnotrawny, oczekując satysfakcjonującego finału. Czego konkretnie, dopowiem za chwilę.

O TEJ scenie z ósmego odcinka nie wspomnieć nie można; dochodziły do mnie pewne sygnały, że ludzie zaznajomieni z nowelkami wyczekują TEJ sceny, ale wtedy jeszcze nie za bardzo wiedziałem o co może im chodzić... taaak. Poza byciem apogeum guilty pleasure, rzeczywiście, można nazwać ten fragment interesującym i innowacyjnym w swojej dziedzinie (choć stawiam średni zestaw sushi, że coś podobnego musiało już mieć mieć miejsce w animowanym półświatku, najwyżej nie miało takiej ekspozycji, jak dzieło utytułowanego studia). Do jednego wora wrzucono zestaw... innych spojrzeń na różne tematy; od zupełnie niewinnych - mycie zębów, poprzez obyczajowo-familijne - relacje w rodzeństwie (i wpływ na nie, jak jedno ma do drugiego jakąś sprawę:P), aż po te wątpliwe w świetle prawa. Nie wiem jak jedno tak płynnie przechodziło w drugie, ani czy w ogóle istniał związek pomiędzy tym wszystkim, ale jednego jestem pewien: taki pomysł mógł się zrodzić w głowie prawdziwego geniusza, albo kompletnego szaleńca. Jestem, na swój sposób, pod wrażeniem.

9 ep był... dziwny. A biorąc pod uwagę, że wszystkie są, takie wyróżnienie oznacza epizod z trudem balansujący na granicy "ogarnialności". Z chęcią zobaczyłbym co dalej działo się z Karen i Kanbaru, zwłaszcza że ta druga zdawała się mieć dość interesującą wizję przebiegu ich spotkania, choć dialog Araragiego z Mayoi jest elementem, którym można zastąpić większość scen Nise i ludzie nie mieliby nic przeciwko. A wspominam o tym w charakterze wstępu do przemyślenia na temat naszej wędrującej

loli

. Mianowicie, w praktyce jest ona mniej więcej w tym samym wieku co Araragi. Stwierdzenie to mało odkrywcze, choć jakoś tak nie zdawałem sobie z tego sprawy, do niedawna. Lampka zaświeciła mi się już przy ostatniej rozmowie tej dwójki, choć dopiero teraz zacząłem się nad sprawą zastanawiać. Na dobrą sprawę: protagonista regularnie napastuje małą, niewinną dziewczynkę, która wcale taka mała i niewinna nie jest. W tym momencie wydaje mi się, że oboje zainteresowani zdają sobie z tego sprawę i, będąc równymi sobie, bawią się, przerzucając motyw na różne strony.

No i dochodzimy do 10 odcinka, z którego płynie morał - pączki to serious business. To, że Shinobu lubi słodycze, było wiadomo od dawna, choć nie spodziewałem się aż takiego oddania. Powrót Kaikiego uważam za świetne zagranie; czułem, że jeszcze się pojawi, by (nie za darmo, ale jednak) udzielić Koyomiemu wsparcia swoją wiedzą, choć nie podejrzewałem, że nastąpi to w tym momencie i w takich okolicznościach. To kolejny dowód na to, że Kaiki nie jest zły per se i jest postacią nieco bardziej złożoną niż archetypowy zły boss.

Wracając do początku tego epizodu... nie dość, że Tsukihi w ogóle się pojawiła, powiedziała jeszcze coś o sobie, no i zdążyła paść ofiarą zapędów braciszka. Nawet jeśli ten trzeci element jest tu najbardziej interesującym, warto powiedzieć trochę o drugim - jak Tsukihi postrzega siebie samą, patrząc przez pryzmat innych. Panna zdaje się mieć tu ugruntowane poglądy, ewentualnie dobrą teorię dorobioną do swojego braku pomysłu na własną ścieżkę życiową. Możliwe, że jest w tym pewien hint do tego, kim młodsza młodsza siostra jest, albo za kogo się uważa, choć wypowiedź była trochę krótka i nie wyciągnąłem z niej konkretniejszych wniosków.

No i końcówka. To po prostu urwało tylną część pleców. Nie mówię tu o samej animacji, ale o ogóle sytuacji jaka zaistniała. Zawsze gdy na ekranie pojawiają się Kagenui i Ononoki, stężenie surrealizmu na klatkę osiąga zabójcze dawki. Tego jeszcze w przygodach Araragiego nie było, przynajmniej nie w takim stopniu, choć element pasuje do historii, zwłaszcza w tym momencie, idealnie - wyciska ostatnie soki z WTFności Nisemono. Lecz zastanawia mnie jedno. Jakim cudem po ataku zabójczym palcem(!), spinka Tsukihi dalej była w jej włosach?

tutaj otrzymaliśmy pełnię araragicentryzmu

Przyznam, że to stwierdzenie bardzo mi się podoba i im dłużej się nad nim zastanawiam, tym prawdopodobniejszym się być wydaje. W Bake, protagonista był padawanem Oshino, który to (prawie) zawsze zapewniał ogólny wgląd w sytuację - po prostu miał to wszystko w małym palcu. Natomiast teraz, Araragi musi radzić sobie sam: zdobywa informacje własnymi (zapewniającymi widzom wiele radości) metodami, a i przedmioty jego codziennych interakcji stały się mu dużo bliższe, co pozwala mu bardziej sobie pofolgować w ich obecności, tudzież w drugą stronę. I choć trzeba by być bardzo tsundere, żeby twierdzić, iż wyrażanie powyższego za pomocą końskiej dawki fanserwisu, służy wyłącznie fabule, jest to jakaś określona koncepcja, która ma pewne uzasadnienie, związane z historią.

czemu wszystkie zmysły krzyczą mi, że I'VE BEEN TROLLED?

I tu pojawia się moja główna rozkmina, zainicjowana obejrzeniem 10 odcinka. Autor, nazywając swoje dzieło, miał na myśli konkret i naprawdę postarał się, aby uczynić to motywem przewodnim, pojawiającym się nie tylko jako puenta, ale przewijającym się przez całość opowieści. Nisemono - imitacja, podróbka, kłamca, pozór. I to widać w samej serii, a nawet jeśli nie widać, widza nie opuszcza to dziwne uczucie, że coś jest nie tak. Niczego nie można być tu pewnym - od najdrobniejszych szczegółów, po wielkie plot twisty. Im dalej w las, tym bardziej robię się tu podejrzliwy. Zaczynam się mentalnie przygotowywać na to, iż nikt nie jest tym za kogo go uważamy, a bohaterowie znani do tej pory to tylko fasady, trzymane przez postacie, o których jeszcze niewiele wiemy. I nie wiemy czy się dowiemy, a jak się dowiemy, nie będziemy wiedzieli czy wiemy na pewno @_@

I w końcu przyszła pora na zapowiadane oczekiwania, odnośnie zakończenia serii. Na pewno nie nastawiam się na epicką walkę z Kagenui, bo Araragi, nawet z pełną pomocą Shinobu, nie ma szans w zwarciu. Przegadanie końcówki jest opcją, choć po Karen Bee, liczę na coś odmiennego, oczywiście nie przez to, że koniec poprzedniego wątku uważam za zły, wręcz przeciwnie. Nawiązując do poprzedniego akapitu, w tym momencie myślę o jakimś totalnym troll endzie, np dwie panie badass przysłał sam Oshino, żeby przetestować swojego podopiecznego, albo wszystko było pokręconym snem Araragiego, którego dorwała jakaś randomowa "dziwność". Możliwości jest wiele, a niewykluczone, że za chwil kilka zobaczymy coś, co wykręci nas wszystkich na lewą stronę. Najprawdopodobniej nie da się wyczerpać wszystkich pomniejszych wątków (chociażby układ między Senjougaharą i Hanekawą), zresztą oryginalnego materiału jest jeszcze drugie tyle, więc po prostu zostaje to na części kolejne. a pocieszać można się tym, że Shinbou zapowiedział wierną ekranizację wszystkich 12 części... Kto ma machinę czasu?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jestem świeżo po obejrzeniu ostatniego odcinka.

Jeżeli chodzi o poziom techniczny (animacje, grafika, muzyka, itp.) to Nisemonogatari miażdży wszystkie chyba wszystkie inne produkcje jakie widziałem. Dużo ciekawych i pomysłowych rozwiązań technicznych w przerywnikach oraz świetna jakość wykonania grafiki sprawiły, że moje oczy pożerały to anime w sposób bardzo zachłanny.

Odnośnie fabuły to nie jest źle, ba jest nawet dobrze, choć nie na tyle by nazwać ten tytuł wybitnym pod tym względem. Szkoda, że wątek z młodszą siostrą był tak krótki, i że nie była rozwinięta postać koleżanki Oshimo oraz jej towarzyszki. Końcówka także nie powala, ale pasuje do całośći serii, ponieważ jest lekka i przyjemna.

Z niecierpliwością czekam na Kizumonogatari :).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I Nise zakończone.

Nic nie jest takim, jak się wydaje, czyli

feniks nie jest feniksem, a kukułką

. Araragi nie daje się złamać i wyrusza po zemstę, czego można było oczekiwać. Co się dzieje w międzyczasie? Tragedia - Shinobu

zdelolifikowana

! Mimo to, najwyraźniej

Araragi jest już w stanie wyciągnąć nieco więcej wampiryzmu, podobnie jak jego już-nie-loli (która przerosła go o głowę). Przy okazji, ktoś tu chyba lubi

pączki...

A Yotsugi wyglądała dosć ciekawie

'rozłożona na łopatki'. X|

A, racja. Walka. Przypominała tamtą z Kanbaru, głównie dlatego, że

Araragi był zajęty obrywaniem (i to dość mocno), podczas gdy Shinobu najwyraźniej nie miała większych problemów z Yotsugi.

Miło zobaczyć, że jest tutaj ktoś naprawdę mocny. Ale, mimo to...

Mimo to końcówka była wygadana. Tym razem nieco przemyśleń na temat rodziny, ludzkiej natury, dobra i zła, a także (a jakże) 'oryginałów' i 'podróbek'. Nic nadzwyczajnego patrząc z perspektywy całości, ale okazuje się, że Kaiki-kun miał parę ciekawych rzeczy do powiedzenia. I tak wogle to

Oshino, Kaiki i Kagenui to znajomi, jeśli nie przyjaciele

. Ot, taki mały detal na zakończenie.

Podsumowując, seria jak najbardziej godną kontynuacją poprzednika jest. Teraz zostaje czekać na Kizumonogatari, może kolejną seryjną kontynuację oraz odcinek czwarty w wersji BD :3

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak ja się cieszę, że poczekałem na wszystkie epizody "Tsukihi Phoenix" i łyknąłem je za jednym zamachem :) Łatwiej zdecydowanie przyjąć całość na raz niż za każdym razem przechodzić terapie szokową :D

Ale przejdźmy do clue, czyli wrażeń z poszczególnych epów...

Odcinek ósmy, tak zachwalany przez Cardinala...

O ile pierwsza połowa odcinka wpędzała mnie w narastające poczucie znużenia, o tyle akcja ze szczoteczką... Boże święty, CO JA OGLĄDAŁEM!!! Po szybkiej konsultacji z kumplem (posiadającym młodszą siostrę :cheesy: ) doszliśmy do wniosku, że Nise za ten moty zasługuje na nagrodę za najbardziej niepokojącą i najdziwniejszą scenę w historii. A najgorsze jest to, że mimo faktu iż cała scena jest "zła" w pełnym tego słowa znaczeniu, to jest w niej coś przykuwającego do ekranu, hipnotyzującego. Dość powiedzieć, że gapiłem się w ekran jak opętany i po napisach końcowych... obejrzałem ją znów!

Czuje się dziwnie... Dziwnie jak cholera...

Odcinek dziewiąty. Tu już dane nam było odpocząć (i Bogu dzięki, myślałem że znowu ta pinda Sengoku się pojawi :trollface: ). Nic specjalnego się nie stało, tylko nasza dwójka egzorcystów zaliczyła "big entrance". Ty niemniej - potrzebne wytchnienie, gdyż odcinek poprzedni wyczerpał dawkę "inności" do czterech pokoleń wprzód.

Dziesiąty. Araragi znowu

molestuje swoją siostrę

, Shinobu w sklepie z pączkami poprawiła mi wybitnie humor, powrót Kaikiego (

który na wygnaniu najwyraźniej nie pozbył się starych zwyczajów...

). No i oczywiście finałowa scena z

fałszywą siostrą. Tego się autentycznie nie spodziewałem. Czyli histeryczna, nadpobudliwa Tsukihi jest potworem... Nice.

Epizod jedenasty.

Araragi znów molestuje siostrę.

Jezus Maria, rozumiem, że anime ma jechać po bandzie, ale tutaj jedynie wincestu brakuje!!! Ale niby robił to w dobrej wierze, by się upewnić itp... I see what you did there :P

Samo wielkie starcie rozwiązano sympatycznie. Koyomi jak zwykle

robił za wór treningowy, podczas gdy Shinobu przeszła transformację i rozpepshyła Yotsugi z palcem w odbycie.

Można było tutaj zawiesić oko na absolutnie genialnej animacji walki, której mi do tej pory brakowało. Sama scena zaś przypominała mocno egzorcyzm Kanabru. I jak w tamtym wypadku ostateczne zwycięstwo odniesione zostało po odwołaniu się do sumienia... I like it! Więcej tego typu scen, mniej fanserwisu, SHAFCIE!

Ogólnie - wielki pozytyw, który tak jak Bake kupił mnie dla SHAFTA. Tak więc czekam na Kizumonogatari, kolejny sequel i pewnie niedługo w końcu wezmę się za Madoke. Kha, kha!!!!

A ending jest zniewalający, czego niestety nie jestem w stanie o openingach powiedzieć...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Up Toć wiem ;) Kizu bodaj wychodzi w te wakacje, czyż nie?

Mi chodziło o to, że seria "Monogatari" się nie zamyka na tych trzech nowelkach. Materiału podobno jest dużo, więc czekam na prequel I sequel ;)

Co do kilku innych przemyśleń nad sezonem... Też sądzicie, że Kagenui mogła być kochanką Meme? Przecież po skończonej walce z Araragim wyraźnie smutna stwierdza "

Teraz powiem coś, czego Oshino-kun nigdy by nie powiedział - do widzenia.

". IMO daje trochę do myślenia ;)

Poza tym skłaniam się ku Cardinalowej teorii o subiektywności całej narracji. Czemu? Wystarczy spojrzeć na... Hanekawę! Ewoluuje ona z nieśmiałej "wiecznej przyjaciółki" w pewną siebie (na tyle, że jest w stanie zastraszyć Tsundere-chan) kokietkę. Ścina warkocze, zrzuca okulary i nawet się szczuplejsza wydaje :) Tak jakby Araragi zaczął na nią inaczej patrzeć po wydarzeniach z finału Bake.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Geez, tak człowiek czyta sobie poprzednie posty i nagle jakakolwiek chęć do dorzucenia swoich trzech, niewielkich, chaotycznych groszy zupełnie go opuszcza, bo zdaje sobie sprawę, że nie załapał co najmniej połowy rzeczy z -Monogatari, większość dialogów wyskakuje mu z głowy zaraz po ich usłyszeniu (taka moja pamięć jest miła), zupełnie nie orientuje się w filozofii prezentowanej przez poszczególne postacie i... nadal uważam, że jest to jedna z najlepszych pozycji anime w ogóle, z którą fan japońskich tworów powinien się zapoznać. A jeśli jeszcze oczekuje inteligentnych dialogów (bo to jaki poziom mają pamiętam) - nawet jeśli parę razy w trakcie ich słuchania miałem moment: w8 wat?! ocb wtf? -, ciekawych, dobrze nakreślonych postaci, interesującej fabuły oraz urywając pięty przy samym czole animacji to Bake, Nise i Nekomonogatari są pozycjami obowiązkowymi. Zresztą IMO brak wiedzy o czym tak naprawdę jest anime i czego się spodziewać jest zaletą i sam przysiadłem do wchłaniania serii (Bake chyba dałem radę w jeden dzień kończąc ostatni epizod koło drugiej czy trzeciej w nocy) wiedząc o dwóch rzeczach - nie nastawiać się na akcję/talking heads oraz scena mycia zębów (pozdrawiam tutaj pewną personą jaka z uporem maniaka nakłaniała mnie do oglądania Nise właśnie dla tej sceny ;]). Było dobrze. Nie, naprawdę świetnie. Sam określiłbym się jako adrenaline junkie i nie podejrzewałem, że dam rade bez znudzenia i chęci przewijania do przodu obejrzeć serię, która skupia się na rozmowach. Tutaj upatrywałbym zasługę zarówno samego autora nowelek i jego dialogów oraz dobre fazy ludzie z Shaftu, którzy jak żadne inne studio nie byliby w stanie przekazać tak interesująco rozmów, nieważne, że czasami nie czaiłem zupełnie w jakim kierunku idą i dlaczego nagle pojawia się jakiś temat z czapy ^_^ Żeby nie było, dali też czadu przy niewielkich wstawkach akcji, tzn. ten moment gdy Araragi dostaje totalny łomot i ginie tak przynajmniej z miliard razy jak np. przy "walce" z Kanbaru choć naprawdę nie mogę nazwać tego walką... to była rzeź w czystej postaci a ciśnięcie go o ścianę za pomocą własnego jelita przebiło wszystko. Zresztą skoro już o tym wspomniałem to patrząc na to pod pewnym kątem doszedłem do wniosku, że jak na protagonistę to Araragi wyjątkowo często "przegrywa", nie wychodzi w jednym kawałku z pewnych spotkań - pierwsze spotkanie z Black Hanekawą kosztowało go rękę, potem został przecięty w pół (KEIKAKU DOORI), ale i tak Shinobu musiała dokończyć sprawę a ostatnie spotkanie gdzie kotek prawie go zabił energy drainem znowu musiało być ratowane przez Shinobu. Z Kanbaru podobnie, gdyby nie interwencja Senjougahary został by rozerwany na strzępy. Z Sengoku podobnie, choć to też zależy jak na to spojrzeć, uratował jej życie, ale najpewniej skazał na śmierć inne (niby nadal jest to Asshole Victim). Zostaje Yodzuru jaka sprała go tak aż kości trzeszczały, ale tutaj fakt, że jego gadka sprawiła, że się wycofała może być traktowane jako "zwycięstwo". Może. W każdym razie fajna odskocznia od shouenowej rutyny, Araragi zazwyczaj dostaje mocny łomot a jeśli nie i udaje mu się "pokonać" big bad'a to nie za pomocą pięści. No i tak słowem końcowym od czapy... mycie zębów... naprawdę ostro ryje mózg i daje bardzo niepokojące, incest vibe'y tongue_prosty.gif

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trzeba chyba dopisać + Monogatari Series Second Season. Jak wrażenia po pierwszym odcinku? Jak dla mnie odcinek 8/10 pomimo że właściwie nic się nie działo. Podoba mi się to w jaki sposób rozwijają się osobowości bohaterek, choć nad obciętymi włosami będę jeszcze długo rozpaczał. SHAFT jak zwykle kombinuję z animacją ale przecież właśnie za to go kochamy. Ktoś ma info kiedy nastepny odcinek?

Co do tego kłamstwa ignorancji, czy to znaczy że Hanekawa przyczyniła się do pożaru?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po mojemu, najlepiej byłoby zmienić nazwę na "Monogatari - seria". Wcześniej było po chrześcijańsku widać, który moderator odpowiada za dział, to bym wysłał PW komu trzeba, a tak to musimy mieć nadzieję, że ktoś władny zauważy tę sugestię na forum:)

A przechodząc do rzeczy: początek nowego sezonu jest obiecujący. Intro z samonaprowadzającym odkurzaczem (swoja drogą, myślałem że te urządzenia wyglądają nieco inaczej od spodu) od razu przywołało specyficzny klimat Monogatari. Wygląda na to, że aktualnie większym problemem, niż wielki gadający tygrys, będzie dla Hanekawy, porządne poukładanie sobie paru spraw. Choć najprawdopodobniej jedno się z drugim wiąże.

Stęskniłem się za tą serią - za postaciami, za zgryźliwym humorem i za zwariowanymi pozami, na umieszczaniu których w losowo wybranych scenach, tylko jedno studio zdaje się wychodzić dobrze. Miło, że konsekwentnie praktykuje się tu rozwijanie bohaterów, choć scena w opuszczonej szkole wprowadziła zmianę tak nagłą, że aż musiałem spauzować i zebrać myśli, na ile się dało. Jak zachowanie Hitagi samo w sobie wzięło mnie z zaskoczenia, jej relacje z Tsubasą były do tej pory cokolwiek sztywne; taki nagły wybuch emocji wywołał u mnie mieszane uczucia. Może gdyby pokazano scenę poszukiwań, wszystko lepiej by pasowało. No i wygląda na to, że ciągotki Kanbaru przenoszą się powoli na Senjougaharę <ok>

Ktoś ma info kiedy nastepny odcinek?

O ile ziemia się nie zatrzęsie (choć to powiedzenie średnio średnio taktowne, jeśli mówimy o Japonii), zgodnie z planem: w sobotę.

Co do tego kłamstwa ignorancji, czy to znaczy że Hanekawa przyczyniła się do pożaru?

W jakiś pokrętny, pośredni sposób, być może. W tej serii, wbrew pozorom, nic nie dzieje się przez przypadek, a "dziwność" męczącą daną bohaterkę zawsze ma związek z jej sprawami osobistymi. Nie sądzę jednak, żeby Hanekawa umyślnie podpaliła swój dom. Ale głowy nie dam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pora na początek sezonu i Jeśli chcesz iść do szkoły, musisz najpierw mnie pokonać!

Agi-kun gdzieś wyjechał, więc będzie o tyle ciekawiej, że co najwyżej w ostatniej chwili przybędzie uratować sytuację, a może i nie, a w tak zwanym międzyczasie Gahara-san i Tsubasa będą współpracować w sprawie pożaru i wspólnych prysznicy.

Co do pożaru:

Być może został wywołany przez Black Hanekawę. Tsubasa jest takiej opcji świadoma, być może nawet wie coś więcej, jednak nie chce się informacjami podzielić z różnych powodów...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hah, jedna z najdziwniejszych serii wraca z powrotem i w związku z odcinkiem drugim nie mogę sobie odmówić władowania poniższego obrazka tongue_prosty.gif

q2LLnOus.jpg

Kurczę, szczerze to także stęskniłem się (...nie, nie TYLKO za powyższym) za Shaftem i jego dziwactwami jakie wydają się świetnie współgrać z adaptowaną historią. Jako, że spodobały mi się i poprzednie rzeczy z Monogatari w tytule nie spodziewałem się niczego innego jak tylko tego samego w równie dobrej animacji, z równie dziwnymi pozami oraz równie dużą ilością tekstu mówionego. To wszystko dostaję z nawiązką od pierwszej minuty drugiego sezonu za co twórcom chwała. Czasami nawet taki adrenaline junkie musi odpocząć przy czymś, hm... może na razie powiem mniej nastawionym na efektowną akcję tylko musi być to zrealizowane dobrze. Jeżeli te dwadzieścia minut z drobnym hakiem zlatuje ot tak to dobry sygnał, że animca warto oglądać. Kto jeszcze nie zaczął polecam spróbować od Bakemonogatari. Nie mówię, że to seria dla wszystkich. Albo wam podejdzie albo nie. Może w końcu będziecie mieli dosyć gadania o tej jednej scenie ze szczotkowaniem a teraz i prysznicem i z ciekawości sprawdzicie o co biega ;] W każdym razie o czym to ja chciałem...? Drugi odcinek będzie pierwszym i podstawowym powodem, dla którego wersja Blu-ray sprzeda się na pniu (steam free version ho ho ho). Poza tym wygląda na to, że jednak nie Hanekawa odpowiada za spalenie swojego domu. Ah, i w sumie nie wiem do końca czemu, ale formalne spotkanie kotka i Senjougahary było fajną sceną biggrin_prosty.gif

Stęskniłem się za tą serią - za postaciami, za zgryźliwym humorem i za zwariowanymi pozami, na umieszczaniu których w losowo wybranych scenach, tylko jedno studio zdaje się wychodzić dobrze.

OBLIGATORY.

No i wygląda na to, że ciągotki Kanbaru przenoszą się powoli na Senjougaharę <ok>

MHM*. W sumie będąc przedstawicielem takiej a nie innej płci mogę powiedzieć tylko jedno - me gusta ^_^

*so much plot and development!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...