Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Qbuś

Skrytykuj książkę

Polecane posty

2)"Wrota Baldura" (1 i 2) autorstwa Philipa Athansa. Krwi, wnętrzności i kończyn starczyłoby dla 10 horrorów klasy D ;] Postacie spłaszczone najbardziej, jak to tylko możliwe, obśmianie świetnej fabuły gry...

Jeśli chodzi o Wrota Baldura, to zgadzam się w zupełności. Myślę, ze literatura światowa dawno nie widziała podobnego gniota i, miejmy nadzieję, długo nie zobaczy (na szczęście dla literatury:-P).

Od pierwszej części tej "epickiej sagi", na podstawie jednej z moich ulubionych gier, odbiłem się z hukiem. Przeczytałem książkę do końca tylko z obowiązku ("musisz coś poznać, żebyś mógł to krytykować") i z każdą następną stroną było coraz gorzej. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek czytał coś tak beznadziejnego!

Nieznośne dłużyzny, masa błędów merytorycznych, Xan posługujący się długim mieczem, przez całą książkę nie rzucający ani jednego czaru, Jaheira jako delikatna niewiasta, niemal wskakująca do łóżka przygłupawemu mordercy swego męża, przed upływem nawet doby zwyczajowej żałoby...a to tylko kilka z wielu przykładów :-P

Żeby pokrótce przedstawić Wam głębię mojej rozpaczy zamieszczam krótki, acz soczysty fragment:

Wielki pająk skoczył Xanowi na plecy. Wyskoczył znikąd i Abdelowi aż dech zaparło z zaskoczenia, podobnie jak elfowi, którego siła pchnięcia powaliła na kolana. Xan spojrzał z ZAKŁOPOTANIEM Abdelowi w oczy.(...)Pająk siedzący Xanowi na plecach otworzył ŻUCHWĘ (pająk z żuchwą! pająk z żuchwą!) tuż nad karkiem elfa, a Xan, wciąż patrzący na Abdela, dopiero teraz zdał sobie sprawę, co się za chwilę stanie.

(...)ŻUCHWA pająka zamknęła się i głowa elfa z głośnym chrzęstem odpadła."

Dopiski i wyróżnienia moje. Wierzcie lub nie, ale po przeczytaniu tego arcydzieła miałem ochotę iść do klopa i długo walić głową o umywalkę...

ale bywa też gorzej ;] P.Athans popełnił także 5 książkę z serii "Wojny Pajęczej Królowej". Pierwsze 3 części tej książki są świetne, 4 łzawa, natomiast 5 pisał Athans. W całej książce znajduje się 10 walk typu 'ręka-noga-mózg na ścianie', a do tego jeszcze jedna, bonusowa, trwająca przez 1/3 książki ;]

I tu będę polemizował^^. Jako wielki miłośnik wszystkiego co mhhhrocznoelfie pożerałem kolejne tomy cyklu WPK z nieokiełznanym zapałem...Wśród nich właśnie ów nieszczęsny tom 5. I powiem teraz coś bardzo niepoprawnego politycznie - to mój ulubiony tom. Mówią, że "miodu z łajna nie zrobisz", ale ewolucja Athansa jako pisarza dowodzi dla mnie czegoś zupełnie innego.

Opis odzyskiwania mocy przez kapłanki Lolth był świetny i nie wiem jak komu, ale mi chodziły ciarki po plecach

;) Oczywiście może to być zasługa R.A. Salvator'a, patrona cyklu, który pewnie siedział Athansowi nad głową i chłostał go żmijowym pejczem za każdą próbę napisania jakiegoś idiotyzmu :P

A w najbardziej patologicznych opisach walk celuje wg mnie autor 1 tomu - R.L. Byers :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kurde,mam 15 lat i mam czytać coś dla dzieci?

Może po prostu nie dorosłeś do tej książki? ;)

Słabe książki? Te wszystkie bzdurki na podstawie gier. Zaraz - inaczej: Warcraft: Dzień Smoka jest tak marny, że łolaboga rety, a wieść gminna niesie, że to ponoć najlepsza książka inspirowana grami komputerowymi. Jeśli to prawda, to po resztę nie sięgam.

Analogicznie boję się podchodzić do polskiej fantastyki. Jak człowiek bierze coś, co zbiera dobre opinie, a jak się okazuje w najlepszym wypadku jest mocno średnie (Pan lodowego ogrodu), w pozostałych wypadkach sprawiające wrażenie utraty czasu (za co Popiół i kurz dostał kiedyś Zajdla, to tylko fani Grzędowicza mogą powiedzieć), to bardzo mi przykro, ale zgłębiać się dalej nie będę. Tym bardziej, że patrząc na tandetne okładki w wykonaniu Fabryki Słów, jestem już nieprzychylnie nastawiony. Tak, wiem -> nie oceniaj książki po okładce, ale Fabryka robi je chyba tak, by od razu człowiek wiedział, co go czeka. ;)

Znaczy się: jest kilku dobrych polskich autorów, ale i tak większość miejsca na półkach empików zabierają fabryczne produkty. :)

No i nie lubię jeszcze Kodu Leonarda Da Vinci. ;) Taki nudny przewodnik turystyczny. Nic specjalnego. :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja potężnie rozczarowałem się książkami o Dexterze. Według mnie jest to dziadostwo, które z trudem przeczytałem do końca, dobrze, że było krótkie. Dexter w książce niby ma udawać normalnego człowieka, ale wygłasza takie teksty, za które od otoczenia powinien co najmniej dostać po pysku, a na które nikt nie reaguje. Bardzo mocny punkt serialu, czyli wewnętrzne przemyślenia i komentarze Dextera, w książkowym pierwowzorze zostały spłycone do smętnych wynurzeń i "żartów", z których zabawny jest w pierwszej książce jeden na siedem, a pozostałe wywołują co najwyżej gest tzw. facepalm. W drugiej jest jeszcze gorzej. Tempo akcji w tej bądź co bądź rozrywkowej książce ssie. W pierwszej Dexter idzie na

spotkanie z bratem do doków

, ale nim to zrobi, autor częstuje nas nową porcją marnej jakości spostrzeżeń Dextera. W ogóle akcja jest strasznie toporna, w drugiej książce Dexter zabiera dzieciaka Rity, Cody'ego, na ryby - Cody przejawia tam dość nieprzyjemne skłonności, tyle że cała scena wali taką groteską, że tylko uśmiechałem się z politowaniem podczas czytania. Momenty, gdy Dexter przesiaduje u Rity, pije piwo i komentuje to, co dzieje się w telewizji, są tragicznie nudne. Na plus mogę zaliczyć tylko wesołe i dość dobrze wplecione w fabułę wyjaśnienie zagadki sposobu działania dr Danco (Bo sama finałowa scena była tak wyprana z akcji, jak tylko się dało), no i zabawne wytłumaczenie skąd wzięła się ksywka "Danco":

bo zostawia krojone warzywa, tak jak krajalnica o tej samej nazwie

. Nie jest to żart najwyższych lotów, ale i tak wybija się na plus z obydwu książek. Zdecydowanie nie polecam dziadowskich, dexterowych dyrdymałów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Słabe książki? Te wszystkie bzdurki na podstawie gier. Zaraz - inaczej: Warcraft: Dzień Smoka jest tak marny, że łolaboga rety, a wieść gminna niesie, że to ponoć najlepsza książka inspirowana grami komputerowymi. Jeśli to prawda, to po resztę nie sięgam.

No widzisz. Twoim zdaniem książka jest kiepska, moim całkiem dobra. Może nie jakaś fantastyczna, ale czytało mi się dość przyjemnie. Nie jest to jakaś poezja fantastyki, ale szybko i przyjemnie się czyta. Przynajmniej takie jest moje odczucie. Przeczytałem wszystkie Warcrafty. Najbardziej podobał mi się Władca Klanów, trylogia też była całkiem dobra. Ale za to książka World of Warcraft Krąg Nienawiści może podchodzić pod kaszankę - nie dość, że nudna to jak by bez większego sensu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja nie polecam przez wielu bardzo lubianego i szanowanego Grahama Mastertona. Ok czytałem tylko jego 3 bądź 4 książki, ale po ich lekturze wiem, że na więcej nie mam ochoty. Schematyczne to i niestraszne. W dodatku napisane mało porywającym językiem. No i ta demonomania (w jednej poznałem demona perskiego, w jednej indiańskiego, a słyszałem, że Masterton zabrał się nawet za demona polskiego. Litości!). Zniechęcony jego powieściami spróbowałem poszukać czegoś wśród jego krótszych form i sięgnąłem po jakiś zbiór opowiadań. I było jeszcze gorzej- dostałem "Dziennik nimfomanki" w wersji gore. W dodatku w całym tym pieprzeniu się i wyciąganiu flaków na zmianę poza próbą szokowania nie widać jakiegoś większego sensu.

Zresztą czytałem kiedyś książkę, która na okładce miała dumny napis "Zdobywca prestiżowej nagrody dla twórców horrorów im. kogoś tam". Tytułu nie pamiętam, ale ogólnie chodziło o demona (pewnie indiański. Nie od dziś wiadomo, że głównym zajęciem Indian poza prowadzeniem kasyn jest zostawianie złych duchów swoich przodków, gdzie popadnie) zamieszkującego zatokę i gwałcącego niewiasty, które były na tyle nieostrożne, żeby się do niego zbliżyć. Może ktoś kojarzy. I jak zwykle wszystko byłoby fajnie, gdyby cała opowieść nie była pretekstem do wielkiej finałowej orgii. Oczywiście nie polecam. Dochodzę za to do smutnych wniosków, że we współczesnym horrorze by zabłysnąć trzeba się rozebrać.

A King stał się ostatnio jakby grzeczniejszy i od razu mówią o jego upadku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja potężnie rozczarowałem się książkami o Dexterze.
Co prawda to prawda. Sam czytałem tylko pierwszą część, ale wystarczy by się wypowiedzieć.

Dawno, dawno temu ktoś w recenzji Carmageddona zapytał retorycznie: czy ta gra byłaby równie fajna gdyby zamiast rozjeżdżania ludzi zbierało się gwiazdki? No więc książkowy Dexter odpowiada na to pytanie: otóż NIE.

Aż dziw bierze, że z tak słabego materiału zrobiono tak rewelacyjny serial, przynajmniej w pierwszym sezonie i momentach drugiego.

Natomiast mnie samego nosi by do tego tematu wrzucić ostatniego Eriksona. Już chyba z 10 posiedzeń miałem z tą książką i nigdy nie daję rady zmęczyć więcej niż 30-50 stron. Co prawda jest to typowy tom przejściowy, czyli rozstawienie pionków na planszy przed ostateczną rozgrywką, ale ileż można czytać płytkich niczym brodzik wywodów filozoficznych i o łażeniu wtę i we wtę? Puh-lease. Ja wiem, że Erikson ma ogromną erudycję i wiedzę z wielu zakresów, ale na bogów, to udowodnił już w poprzednich tomach!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Natomiast mnie samego nosi by do tego tematu wrzucić ostatniego Eriksona. Już chyba z 10 posiedzeń miałem z tą książką i nigdy nie daję rady zmęczyć więcej niż 30-50 stron. Co prawda jest to typowy tom przejściowy, czyli rozstawienie pionków na planszy przed ostateczną rozgrywką, ale ileż można czytać płytkich niczym brodzik wywodów filozoficznych i o łażeniu wtę i we wtę? Puh-lease. Ja wiem, że Erikson ma ogromną erudycję i wiedzę z wielu zakresów, ale na bogów, to udowodnił już w poprzednich tomach!

Qbuś to the rescue! Na początek kluczowe pytanie - w jakim języku czytasz Panie Główny?

Ja właśnie zacząłem (no może nie tak właśnie, w piątek) czytać Toll the Hounds i nie jest tak źle. Owszem, początkowe rozdziały dotyczące Tiste Andii, a w zasadzie całości Black Coral i okolic, nieco mi się rozmywały, ale już Dharujistan płynął wartko. Zresztą, gdy nieco wsiąknąłem w nowe postaci i dowiedziałem się kim jest Traveller, to już szło gładko. Co nie znaczy, że nie mogłoby być nieco lepiej - początek podróży Nimandera i Clipa w zasadzie mnie odrzucił (jak i samo smęcenie Nimandera). Na razie jestem na stronie 544 z 1269 i robi się tylko lepiej.

My God! Karsa i Dassem razem!

A wracając do języka - przypuszczam, że np. wywody Kruppego lub Iskarala w polskiej wersji mogą być nieco pozbawione językowych smaczków, w których celuje zwłaszcza ten pierwszy. Zresztą i Pust lubi być elokwentny w swym szaleństwie. Ale nie wiem jak bym trawił ich dialogi po przetłumczeniu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I dlatego wkurzają mnie ludzie którzy mówię że książki na podstawie gier są kiepskie!
Mogę i cię obecnie wkurzać, ale nie zmieni to faktu, że a) te książki SĄ kiepskie b) gdy łykniesz troszkę więcej literatury to będziesz się śmiać z tego co obecnie piszesz :) Pozdroszejset.

Qbuś, czuję się trochę nieswojo pisząc tutaj i jednocześnie rozmawiając przez FB ale czego się nie robi dla potomnych ;) Najbardziej w tej książce brakuje mi pewnego luzu, który był udziałem Tehola i Bugga czy żołnierzy malazańskiej piechoty morskiej. Kruppe jest nieprzekonujący, Iskaral żałosny (zresztą obu od samego początku cyklu nie lubiłem). Jak mówisz, może to wina tłumaczenia, ale podejrzewam, że nie całkowicie.

Zresztą właśnie do postaci mogę mieć spore zastrzeżenia: w sumie z tych, których polubiłem znaleźli się ci, których powinienem nie cierpieć... No i uwielbiam ich nie cierpieć! Pokręcony ambicją Gorlas Vidikas no i przede wszystkim KALLOR, który jest tutaj tak niesamowity, że szkoda słów. Dostęp do jego narracji to pierwszorzędny pomysł, a gdy jest napisane 'czasem Kallor nie mógł znieść swojego towarzystwa' to w ogóle cud, miód i orzeszki. Plusuje jeszcze Scillara jako femme fatale po przejściach i to w sumie tyle. Zestawienie Karsy i Wędrowca powinno zaorać ziemię, a dostajemy jakieś fiu-bździu (IMHO ofkoz). Dziś jeszcze raz podejdę i da bóg pączki, uda mi się dokończyć drugi tom polskiego wydania Toll of Hounds.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie mam w zwyczaju wypowiadać się na temat rzeczy o których nie mam pojęcia, w tym min. na temat nieprzeczytanych książek, niemniej nigdy w życiu nie sięgnę po "Zmierzch". Podobno jest to książka o wampirze wegetarianinie (sic!) grającym w bejsbol. Lepszej rekomendacji nie potrzebuję ;]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Troszkę tego będzie... Ale jedziemy.

Wojna Pajęczej Królowej - i od razu tłumaczę, że o ile do kaszanek takich pełną gębą bym nie zaliczył dwóch pierwszych tomów ( bo póki co tyle przeczytałem ), to to ideału im daleko. Pewnie częściowo winny jest tłumacz, ale autorzy też sumienia nie mogą mieć czystego. A problem polega na tym, że te powieści są... suche takie trochę. Opisy walk przypominają mi turowe starcia z sesji D&D - ten pan zaatakował, wyszedł blok. Z bloku przeszło do ciosu mieczem. Krasnal martwy, wchodzi kolejny, jego tura. Mało było w tym dynamiki, do tego sporo powtórzeń.

Dalej dialogi - może czytałem niedokładnie, ale najczęściej widziałem ładne, okrągłe zdania, wypowiadane nawet w chwili zagrożenia ( końcówka drugiego tomu, przy portalu. Pharaun oczywiście MUSIAŁ wyjaśniać, dlaczego jest ostatni i reszta MUSIAŁA tego wysłuchać, chociaż podłoga uciekał im spod stóp ). Do tego kwestie przemyśleń czy rozważania ogólnego sytuacji ( Pharaun już w Ched Nasad, rozmyślający o Gromphie i jego działaniach ) są też kapkę rozwlekłe.

I wisienka na torcie, czyli Pharaun i jego nieograniczony zestaw zaklęć. Niby jest zaznaczone, że mu się wyczerpały spelle, że nie może nic wielkiego zrobić, ale jak jest potrzeba, to zawsze coś się znajdzie. Ja rozumiem, Mistrz Sorcere, Faerun, wszechobecna magia... Ale trochę tego za dużo jednak było.

Ogółem nie jest tak źle, jakby można było sądzić z tego, co piszę, ale... Mogło być lepiej.

W cieniu Xel'Nagi - Mein Gott... Akcja lata z miejsca na miejsce, bohaterowie płascy jak ośmiolatka, akcja idzie idzie i się rwie, znów skacze do innego bohatera i tak w kółko. Do tego wszystko oparte zbyt mocno na grze. Znaczy jak Hydralisk pluje kolcami, to pluje kolcami i koniec. Nawet łapą nie machnie, chociaż ostra jest i krzywdę może zrobić. No proszę....

A zakończenie to ogólny majstersztyk - wpierw opis potwora, który wyglądał jak "Skrzyżowanie X z Y i Z " ( tam jakaś meduza i feniks bodaj był ). I weź tu wymyśl, o co chodzi. A potem happy end, cud, miód i orzeszki, ogólna radość i generał Duke potraktowany jak jakiś kretyn.

Czytałem z nudów w Empiku w Gdyni, jak musiałem czekać parę godzin na jedno spotkanie i stwierdzam, że szkoda było czasu tracić.

Wrota Baldura - część pierwsza tylko, ale styknie. Powiedzmy, że było... słabo. No tak, słabo. Ot czytadło niezbyt wysokich lotów, przejrzeć i zapomnieć. Ale najbardziej rozwaliła mnie scena wskrzeszenia Jaheiry ( tyle w tym polotu, co w wiadrze stęchłej wody ) oraz potem finałowa walka. I ostatnie zdania - jakby autor miał coś więcej, ale musiał już kończyć i pyk. Sarevok is dead, baby, the end.

Jeden ładny pomysł był gdzieś między stronami, mianowicie kawałek o kobiecie, która robiła za żywy inkubator. Tylko dlaczego ta scena była również nieco... sucha? I dlaczego ogólnie fabuła książki sprawiała wrażenie mocno skróconej?

Zresztą co do suchości - to chyba jednak wina tłumaczy. Albo marnego stylu, że powieści amerykańskie ( niektóre, ale głównie te fantasy wielotomowe, m.in. Wizardów ) wydają mi się bez polotu.

Achaja - ten cykl przypomina mi równię pochyłą. Wpierw mamy całkiem zgrabny tom I, potem średni tom II a potem tragiczną część III. Pierwszy przeczytałem szybko i gładko, podobał się. No to zgarnąłem drugi. Szło wolniej, trochę krzywiłem się na wulgaryzmy, ale dałem radę. Za to trójka...

Po pierwsze która kobieta, nawet tak ciężko doświadczona jak bohaterka, będzie klęła tak ostro? To w pewnej chwili przestało być realistyczne, a po prostu głupie, jakby autor nie miał koncepcji jak to poprowadzić dalej. W pierwszym tomie proszę, Achaja i jeden chłopak robią za matkę z synem i w ten sposób okradają ludzi. A w trzecim? Pijana kobieta, dowódca armii inwazyjnej, wchodzi do miasta i tam, zastana przez wrogich żołnierzy, wymiotuje. A tom wcześniej dokonuje cudu odwagi i wytrzymałości, zabijając szermierza natchnionego. Gdzie sama walka była rozciągnięta też do granic przesady.

Dalej - Wirus i... ten mag na M, którego imienia nie pamiętam. Gadają. Sporo gadają. Ale nic z tego nie wychodzi w efekcie a na sam koniec wątek jakoś znika i nie pojawia się. I po co to całe filozofowanie i ileś stron do przeczytania?

W sumie dziwny był też patent z wieżami oporowymi w cesarskiej stolicy i dywagacje o tym, że tam przetrwa lud stolicy i za ileś lat archeolodzy z zaciekawieniem będą badać i opisywać dwie wielkie budowle w centrum miasta. Nie wiem, pasuje trochę jak róża do kożucha.

I tak można długo. Zresztą ilu osób nie pytam, to te mówię tak samo - jedynka gut, dwójka średnia, trójka to czas zmarnowany.

Maski Mercadii - Cykl Artefaktów był fajny. Bratobójczą Wojnę przeczytałem szybko, Wędrowiec był typową powieścią pisaną przez kobietę ( znaczy się na co innego położono nacisk ), Strumienie Czasu miały ciekawe pomysły, z kolei Linie Krwi zdawały się biec szybko, za szybko nawet. A Maski są... miałkie? Dziwnie leci ta akcja - wpierw bohaterowie trafiają do miasta, tam od razu robią borutę, przedstawiają się jako ci, co pokonali potężnych obrońców miasta, potem zostają oszukani, znów się sprzymierzają... Skończyłem w połowie i nie mam motywacji, by pociągnąć dalej.

Na koniec mogę dodać jeszcze zbiór opowiadań Piekary o Arivaldzie z Wybrzeża Ani słowa prawdy, tutaj jednak mam wrażenie, że po prostu autor zebrał teksty i stare i nowe i zmajstrował z tego to... coś. Nie jest źle, przeczytać przeczytałem nawet szybko, ale podobnie jak w przypadku Wojny Pajęczej Królowej - mogło być zdecydowanie lepiej.

Na razie tyle. Jak widać powyżej - sama fantastyka, ale pewnie z innych gatunków też coś niecoś się znajdzie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kurde,mam 15 lat i mam czytać coś dla dzieci?

Ja tam niedawno przeczytałem "Nację" Pratchetta. Książka raczej dla młodszych czytelników, a miała w sobie mnóstwo elementów, które tylko starsi zrozumieją. Nie muszę chyba mówić, że bardzo mi się podobała?

PS: Jak masz 15 lat to jeszcze dorosły nie jesteś.

Nie mam w zwyczaju wypowiadać się na temat rzeczy o których nie mam pojęcia, w tym min. na temat nieprzeczytanych książek, niemniej nigdy w życiu nie sięgnę po "Zmierzch". Podobno jest to książka o wampirze wegetarianinie (sic!) grającym w bejsbol. Lepszej rekomendacji nie potrzebuję ;]

Co prawda książki też nie czytałem, ale miałem nieprzyjemność oglądać film. Tzn. Jeśli potraktuje się go, jako kiepską komedię, może się podobać ;) Czegoś tak radośnie głupiego nigdy nie widziałem! A już kompletnie rozwalił mnie tekst "chciałem cię zabić, ale zorientowałem się, że cię kocham".*

Co do książek o Dexterze - nie są najwyższych lotów, ale tak: pierwsza była niezła, bo miało się porównanie z serialem, druga była już zdecydowanie słabsza, chyba nawet mogę powiedzieć, że niezbyt mi się podobała, ale trzecia była bardzo fajna! (pomijając tragiczny wątek Cody'ego i Astor, oraz chyba najdurniejsze zakończenie z cyklu książek o Dexterze).

* Tzn. Większość filmu na szczęście wyleciała mi z głowy, więc to zdanie nie jest dokładnie takie samo, tak jak w filmie, ale sens pozostaje ten sam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

James Herbert: "Jonasz" - była to trzecia książka Herberta jaką czytałem. "Nawiedzony" miał ponury klimat i nawet potrafił przestraszyć. "Szczury" pomimo przedawkowanej brutalności czytało się szybko i z zainteresowaniem. Myślałem, że "Jonasz" będzie podobny. Myliłem się... Bardzo mocno.

Tytułowym Jonaszem jest policjant - Jim Kelso, który z racji swojej pechowej opinii zostaje przeniesiony do innego wydziału - Wydziału Narkotykowego. Jakby tego było mało przełożeni wysyłają go do małego, portowego miasteczka, gdzie, jak sam ocenia, są bardzo małe szanse na rozwikłanie sprawy...

Nie brzmi to zbyt ciekawie, prawda? Niestety, dalej jest już tylko gorzej. Książka jest przewidywalna, sztywna w ogóle nie trzyma w napięciu. Opisy, które bardzo mi sie podobały w dwóch innych książkach Herberta tutaj w ogóle nie występują. W powieści nie ma żadnych fascynujących zwrotów akcji (te, które są, łatwo przewidzieć). W pewnym momencie detektywowi z pomocą przychodzi partnerka. Dialogi między nimi są sztywne i brzmią jak z bardzo kiepskiego filmu. Oczywście, skoro partnerka to pojawia się i wątek miłosny. Ten jest strasznie kiepsko zrealizowany.

Co parę rozdziałów pojawiały się retrospekcje z życia Kelso pokazujące jego "jonaszowatą" moc. Podejrzewam, iż te retrospekcje miały powodować współczucie dla bohatera. Jak się domyślacie, nie robią tego. Potrafiłem odłożyć książkę nawet w kluczowych momentach. Powieść po prostu od siebie odpychała. No i co warto wspomnieć, gdyż jest to horror, w ogóle nie straszyła.

Końcówka także jest bardzo głupia. Z wielką ulgą skończyłem czytanie tej "powieści".

Dziwi mnie jednak wysoka ocena na horrory.pl 8/10. Oceny użytkownikó tego serwisu są w granicy 6/10. Za co? Nie mam pojęcia. Zdecydowanie odradzam. Można paść z nudów. Jeżeli już chcecie poznać tego autora, przeczytajcie "Nawiedzonego".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zapomniałem o innej książce, która IMO dawno powinna tu trafić: "Lux perpetua" Andrzeja Sapkowskiego. Akcja przez większość czasu ssie niemożebnie i kpi z czytelnika, gdyż jest ciągiem średnio logicznych ucieczek, porwań - to się przewija nawet w recenzjach uchodzących za "profesjonalne" i nie ma tu chyba większych wątpliwości. Ja dodam jeszcze niebywale kiczowate niektóre sceny ze

śmiercią Samsona oraz pociachaniem obrazu

, nierozwinięte/niezakończone/popsute niektóre wątki oraz zakończenie godne trolla. Żałuję, że tę książkę kupiłem, choć nie za swoje pieniądze, na szczęście. Żałuję też, że zmarnowałem czas na jej czytanie. Zdecydowanie odradzam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mogę i cię obecnie wkurzać, ale nie zmieni to faktu, że a) te książki SĄ kiepskie b) gdy łykniesz troszkę więcej literatury to będziesz się śmiać z tego co obecnie piszesz :) Pozdroszejset.

Zależy od autora, jak sądzę. Ja na razie nie trafiłem na dobrą książkę z kategorii Warhammer 40,000, choć niektóre poruszały bliskie mi tematy. Nie wiem na ile to może być wina autora, a na ile tłumacza, ale to uniwersum posiada ogromny potencjał, jeśli chodzi o konstruowanie historii. Dwie książki z Warhammera Dark Fantasy, które poleciłbym, to "Piętno potępienia" i "Wewnętrzny Wróg" i są całkiem niezłe w uchwyceniu pewnych rzeczy. Pierwszą da się przeczytać jako książkę szpiegowską, a druga świetnie pokazuje jak agent infiltrujący wroga sam może stać się tym wrogiem. Dlatego wątpię w twoje stwierdzenie. Chyba, że nie chodziło ci Tabletopy, tylko o "czyste gry" (videogames), choć tutaj "Krucjatę Liberty'ego" da się przeczytać całkiem miło.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poczytałem sobie troche i lekko mówiąc jestem zaskoczony niektórymi wypowiedziami.

Przede wszystkim zabił mnie kolega brylant tekstem, że czemu to niby jako 15latek ma czytać książki dla dzieci. Cóz moim zdaniem powinien, skoro nie pojmuje, że to, że autor podkreśla infantylność powieśći nie znaczy wcale, że powieść ta jest infantylna! Ta ksiażka jest prosta tylko w tym, ze przekaz jej jest w gruncie rzeczy bardzo podstawowy, infantylna w tym, że nie ubiera w przewykwinte formy tego co w linni prostej ma iść do głowy i serca. Jest w tej prostocie niezmiernie bogata. Czytam Małego księcia co jakiś rok, dwa i za kazdym razem odkrywam nowe dno i zachwycam się właśnie jej pozorną prostotą. Życzę i tobie, brylancie, takich wrażeń.

Jako zawodowy tłumacz wezmę też nieco w obronę p. Łozińskiego. Tłumacz ten dwukrotnie porwał się na wielkie czyny - postanowił zmierzyć się z potężnymi dziełami autorów wybitnych i do tego jeszcze bardzo dobrze na język polski przetłumaczonymi. Nie ukrywam, poległ. Wizja była zbyt nowatorska, tłumaczenia zbyt odległe od przyjętego kanonu (odpowiednio Skibniewska i Marszał) i przyjąć się to nie mogło. Jednak odchodząc od nazw, imion i nazwisk, w których to przejawiła się licentia poetica tłumacza, natomiast sam styl tłumaczenia jest piękny. Mam wielki szacunek dla pracy p. Łozińskiego, nawet pomimo tego, że i Władcę i Diunę wolę w tłumaczeniu klasycznym.

Warto zauważyć, że klasę tłumacza p. Łoziński potwierdził też w powieściach Roalda Dahla.

Właśnie przeczytałem, na wikipedii, ze w sieci krąży neologizm łozizm oznaczający niezręczne, zbyt oryginalne lub odmienne od tradycyjnych tłumaczenie. Z tym pierwszym się na przykładzie Herberta i Tolkiena nie zgodzę, ale drugie i trzecie to idealny opis tych tłumaczeń i podstawa ich krytyki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

CYTAT("Kartman")

Mogę i cię obecnie wkurzać, ale nie zmieni to faktu, że a) te książki SĄ kiepskie b) gdy łykniesz troszkę więcej literatury to będziesz się śmiać z tego co obecnie piszesz :) Pozdroszejset.

Przeczytałem więcej książek niż myślisz, ale ok, każdy może mieć własne zdanie. Choć może za kilka lat będę się z tego śmiał, to i tak powtarzam że Dan Abnett jest naprawdę dobrym autorem, innych książek na podstawie gier i filmów raczej unikam po traumatycznym przeżyciu w dzieciństwie. Nazywało się Mroczne Widmo! ZUO!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No cóż i ja się wypowiem. U mnie na miejscu pierwszym znajduje się "Kod Leonarda Da Vinci", wiadomo czyj.Według mnie książka jest co najwyżej średnia, a i to tylko do połowy, bo potem autor ujawnia, kto jest największym złym i akcja staje się jakaś taka mocno oklepana i przewidywalna. A cała teoria spisku składa się raczej z masy dość niedorzecznych i posklejanych na siłę wydarzeń..

Jak już parę osób napisało, kaszaną są też drugi i trzeci tom "Achai". Autor zwiększa liczbę liczbę wulgaryzmów w tekście wraz z brakiem pomysłów. Ziemiańskiego widocznie przerosły jego własne pomysły i utopił je w morzu bluzgów :down:

No i nie mogę nie wspomnieć o piątej części przygód Harry'ego Pottera. Niby książka przeznaczona dla dzieci i młodzieży, a książka stała się tak rozwlekła(1000 stron może skutecznie zniechęcić takiego, dajmy na to, 15-latka), że przebrnąłem przez nią z trudem. Dalszych części nie tykałem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oto mój dodatek do tej niechlubnej listy:

orphans.jpg

Kazuo Ishiguro

When We Were Orphans

(pl. Kiedy byliśmy sierotami)

Dodatek ten jest na dodatek dość niespodziewany. Czytałem dwie powieści Ishiguro i byłem pod sporym wrażeniem, a tym razem kompletnie się zawiodłem. Narratorem książki jest młody detektyw, który wychował się z Szanghaju, a do Anglii wyjechał po tajemniczym, choć nie równoczesnym, zniknięciu rodziców. Zniknięcie to ciągle męczy autora, który planuje powrót do Szanghaju w celu rozwikłania zagadki. Zamysł prezentuje się całkiem nieźle, początek też nie jest zły... Ale w zasadzie cała książka wygląda jak początek. Narrator ciągle przypomina sobie różne szczegóły z dzieciństwa i nie tylko, skacze z jednego wspomnienia do innej refleksji, a potem do następnego wspomnienia. W końcu zagadka zostanie rozwiązana, ale w sposób, który czytelnikowi nie daje żadnej satysfakcji, poza tą, że to w końcu koniec. Autor niemal zupełnie zmarnował potencjał umiejscowienia historycznego - początkowo było to zamieszanie opiumowe w Chinach, a potem wojna komunistyczno-kuomintangowska z jednoczesną inwazją japońską. Sentymentalny klimat początkowo nieco wciągle, ale potem już tylko nuży.

Zdecydowanie odradzam - dla mnie jest to książka, z której nic nie wynika - pozycja nijaka i nudna po prostu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Achaja - ten cykl przypomina mi równię pochyłą. Wpierw mamy całkiem zgrabny tom I, potem średni tom II a potem tragiczną część III. Pierwszy przeczytałem szybko i gładko, podobał się. No to zgarnąłem drugi. Szło wolniej, trochę krzywiłem się na wulgaryzmy, ale dałem radę. Za to trójka...

Po pierwsze która kobieta, nawet tak ciężko doświadczona jak bohaterka, będzie klęła tak ostro? To w pewnej chwili przestało być realistyczne, a po prostu głupie, jakby autor nie miał koncepcji jak to poprowadzić dalej. W pierwszym tomie proszę, Achaja i jeden chłopak robią za matkę z synem i w ten sposób okradają ludzi. A w trzecim? Pijana kobieta, dowódca armii inwazyjnej, wchodzi do miasta i tam, zastana przez wrogich żołnierzy, wymiotuje. A tom wcześniej dokonuje cudu odwagi i wytrzymałości, zabijając szermierza natchnionego. Gdzie sama walka była rozciągnięta też do granic przesady.

Dalej - Wirus i... ten mag na M, którego imienia nie pamiętam. Gadają. Sporo gadają. Ale nic z tego nie wychodzi w efekcie a na sam koniec wątek jakoś znika i nie pojawia się. I po co to całe filozofowanie i ileś stron do przeczytania?

W sumie dziwny był też patent z wieżami oporowymi w cesarskiej stolicy i dywagacje o tym, że tam przetrwa lud stolicy i za ileś lat archeolodzy z zaciekawieniem będą badać i opisywać dwie wielkie budowle w centrum miasta. Nie wiem, pasuje trochę jak róża do kożucha.

I tak można długo. Zresztą ilu osób nie pytam, to te mówię tak samo - jedynka gut, dwójka średnia, trójka to czas zmarnowany.

W ogóle się z Tobą nie zgadzam. Achaja to moim zdaniem jedna lepszych pozycji polskiej fantasy. Mistrzowskie zarysowanie rozłamu pomiędzy bohaterstwem pojedynczych jednostek, a polityką i dobrem państwa. Wszystkie trzy tomy czyta się lekko i przyjemnie. Jest tylko jeden zgrzyt, to wątek maga, przewija się co jakiś czas i tak naprawdę do końca nie zostaje wyjaśniony. Można to przeboleć. A jak ktoś szuka w książkach realności to niech nie czyta fantasy. Walka z szermierzem natchnionym mogła by być dłuższa, autor mistrzowsko opisuje sceny walki jak i batalistyczne obrazy zmagań wojsk. Dla mnie 9/10. 9 bo ten nieszczęsny mag:)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Może dla niektórych to dość kontrowersyjne, ale ja w liceum nie przeczytałem ani jednej lektury w całości, wszystko to dla mnie totalna kicha była. Te wszystkie Dziady, Potopy, Lalki, Wesela, Chłopi... ughhh. Ale jakoś maturę zdałem (miałem farta z tematem o Panu Tadeuszu, którego oglądałem parę razy). I powiem szczerze - nie żałuję teraz że tego nie czytałem. Zamiast tego wolałem cisnąć Sapkowskiego ;).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jest jedna taka książka której wyjątkowo nie lubię.

Mianowicie Lalka...

Dlaczego mnie wkurza? Dlaczego jej nie lubię?

Oczywiście chodzi mi o tytułową lalkę!

W Chłopach też taka była, kobieta której zachowania nie jestem wstanie przetrawić!

Najlepsze jest to, że w liceum na lekcji polskiego określiłem ją (Lalkę) mianem "durnej baby"

a nauczycielka dała mi czwórkę :biggrin:

Oczywiście przepraszam wszystkich zafascynowanych tą postacią,

to jest moje prywatne zdanie.

pzdr

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...