Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Qbuś

Skrytykuj książkę

Polecane posty

^ Piszesz, o całej twórczości Rowling, mi chodzi o konkretny tytuł. HP czyta się dużo lepiej od Władcy Pierścieni, co nie oznacza, że musi się komuś bardziej podobać, albo, że treść jest wybitniejsza. W moim wypadku WP przez to jak jest napisane nie jest przyjemną lekturą, a wręcz odtrąca mnie. Nie muszę zgadzać się z tobą, jak i inni nie muszą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

^ Już o tym pisałem. Styl w jakim Tolkien napisał WP jest sztywny, monotonny, ciężkostrawny co przekłada się na kiepskie wrażenia z czytania a w rezultacie na szybkie zniechęcenie czytacza. Za długie i nieciekawe opisy, brak jakiś wstawek, które pozwoliłby raz na jakiś czas odczuć satysfakcję oraz zmianę w stosunku do tego z czym mamy w większym stopniu styczność. Język także nie pozwala na to by odczuć przyjemność z czytania.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kompletnie was nie rozumiem. Mi się WP czytało wyśmienicie i to w wieku, bo ja wiem? 13 lat? I to w chusteczkowym wydaniu Łozińskiego! Jedynie Dwie Wieże momentami męczą. Zaś Silmarilion to jest miodzio;)

Jeśli ktoś uważa że WP jest ciężki, to może lepiej niech nie tyka cykli "Pamięć, Smutek i Cierń" Williamsa czy "Kronik Thomasa Covenanta Niedowiarka" Donaldsona bo wysiądzie po 10 stronach. Obu cykli niecierpię i oba uważam za miernoty. Sapkowski może się nimi zachwycać, ja nie muszę.

Rowling nie jest pisarką lepszą od Tolkiena. Pisze dobre książki, fakt, ale do Tolkiena pod względami złożoności fabuły czy świata to się nie umywa. To że coś się "wygodniej" czyta nie oznacza że jest od razu lepsze. Kaszanki z Szycem też się ogląda "łatwiej" niż filmy Kurosawy co nie znaczy że te pierwsze są lepsze (żeby nie było: nie porównuję filmideł z Szycem do książek Rowling).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@up Co do złożoności świata, to fakt, Rowling się do J.R.R.-a nie umywa. Ale fabuły?! Przecież Tolkien właśnie ze względu na swój świat zepchnął fabułę na drugi plan (sam przyznał, że WP napisał tyko po to, by ożywić i usprawiedliwić powstanie quenyi [zabij, jeśli źle to napisałem, chodzi mi w każdym razie o język elfów]). Nie ma w niej ani żadnych twistów fabularnych, ani czarno-białych, niejednoznacznych charakterów, o ciekawym portrecie psychologicznym, nic. Natomiast książka Rowling pod względem fabularnym jest mistrzowska od początku do końca. Wystarczy spojrzeć na ostatni tom, i na to, jak zdania, jakieś krótkie sentencje wypowiedziane w poprzednich częściach, mają wpływ na zakończenie historii.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

^ Co nie oznacza, że z tego powodu dla kogoś WP może być traktowane jako kaszanka, a jak widać jest trochę takich osób. Wszystko to kwestia gustu, dla mnie książka, która nie potrafi mnie porwać i sprawia, że odechciewa mi się jej czytać i nie chce się do niej wracać jest kaszanką. Innym może się podobać, ale mam swoje zdanie na ten temat.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Początkowo sądziłem i chciałem napisać, że pierwotny zamysł Qbusia został tu z czasem "nieco" wypaczony - ludzie zaczęli wymieniać książki, które im się po prostu nie spodobały (np. bo za mało było Geralta a za dużo Ciri albo opisy nudne), a jest różnica między kaszanką a "nie dla mnie". Okazuje się jednak, że Q. miał na myśli nie tylko bezsprzeczne wady pewnych książek:

utworzyłem temat dla wszystkich, którzy chcą skrytykować/wyżyć się na książce, której czytanie uznają za czas zmarnowany
Dla mnie to jest okej, choć IMO nazwa wątku nie przystaje do wyrażanych tu tak subiektywnych opinii. Dlatego proponuję zmianę nazwy na coś mniej kategorycznego, np. (za autorem wątku) "Wyżyj się na książce". :) Unikniemy w ten sposób sporów o to, co jest, a co nie jest kaszanką.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co nie oznacza że jest kaszanką. To że ktoś nazywa arcydzieło kaszanką nie oznacza że nim jest. Moja rodzicielka też nazywa Pulp Fiction kaszanką co nie zmienia faktu że kaszanką nie jest.

Pytanie, co rozumie się pod słowem "kaszanka". Ważne też, czy liczy się subiektywne zdanie odbiorcy, czy są jakieś obiektywne kryteria oceny. Sam uważam, że nie ma najmniejszego sensu porównywać Rowling do Tolkiena - inny rodzaj twórczości - ale jednocześnie jestem zdania, że każdy ma prawo do takiej oceny czyjejś twórczości, jaką uważa za słuszną. Moja nauczycielka języka polskiego (którą bardzo cenię, zarówno jako człowieka, jak i nauczyciela) wyznała mi kiedyś, że próbowała przeczytać "Władcę Pierścieni", ale ze względu na język jakim był spisany nie była w stanie. I to jest w porządku. Ja za to przysypiałem przy "Nad Niemnem" i nikomu bym tego nie polecił. Czy to, że coś łatwiej się czyta oznacza, że jest lepsze? Powiedziałbym, że to dobry argument za taką oceną książki, choć potrafiłem docenić także tą trudniejszą (dla mnie) do przełknięcia twórczość (np. Lema).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ok, fabuła WP jest klasyczna do bólu;) Sam wymienię z 20 książek fantasy z lepszą. Natomiast przyczepianie się do WP że jest taki jaki jest to jak przyczepianie się do Conana że jest jaki jest.

Wchodząc w słowo, a potrafisz wymienić książki fantasy STARSZE od WP z lepszą fabułą?

O co mi chodzi, i to nie do ciebie tylko ogólnie na temat, Władca Pierścieni jest dziełem swoich czasów. Kiedy nie było żadnych skomplikowanych tworów fantasy, znanych światów, ogranych schematów. Czepianie się Władcy Pierścieni to jak narzekanie że pierwsze automobile są kiepskie bo nie umywają się do najnowszych modeli mercedesów czy co tam sobie lubisz. Pewnie, nie jest to żadne arcydzieło, ale było nim wtedy.

Do tematu zaś: trylogia Sienkiewicza. Reportażysta z niego świetny, super czytało mi się jego historie z Paryża. Ale książki to pisał potworne. Nie byłem w stanie zabrnąć głębiej niż 50 stron - jego styl nieustannie mnie nudził i usypiał. Dostrzegam i szanuję spuściznę jaką po sobie zostawiły te ksiażki ich wpływ na Polskę, ale do licha, teraz gdy to się czyta to jest to takie słabe. Poza "budowaniem nadziei w serach" te stronice są całkowicie wyzbyte treści.

//

I nie ma tu analogii do moich słów o Tolkienie Xp. Sienkiewicz nie tworzył nowego gatunku książek, nie błądził po omacku, tylko napisał (w zamierzeniu) łatwą i przyjemną książeczkę w której odnajdzie się każdy średnio rozwinięty czytelnik. Tylko jak jesteś trochę bardziej rozgarnięty to lektura ta meczy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niech ktoś mi wyjaśni: na czym polega fenomen "Igrzysk śmierci" Przecież to siermiężne czytadło nudne jak flaki z olejem. Dodatkowo przeładowane okrucieństwem. Przeczytałem całą trylogię i nie kumam skąd się wziął cały hype na to cuś. Tyle jest świetnych książek sf a hitem stało się coś co nie dorasta do pięt nawet powieściom z WH40k. Filmów nie oglądałem, więc się nie wypowiem na ich temat. Ale tak czy inaczej moim zdaniem "Igrzyska śmierci" to nuuuuuda i nic ponadto. Popkornowa proza dla osób, które czytają dwie książki na rok.

Czekam na riposty i polemiki

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Och, męczenniku! Całą trylogię przeczytałeś, żebym ja nie musiał. Jak to zniosłeś? Wszystkie trzy książki od początku do końca i ani razu nie powiedziałeś dość? :) Ale na serio, to nie wiem, tak samo jak nie rozumiem fenomenu Harry'ego Pottera, błyszczących wampirów, sado-maso dla gospodyń domowych itp. Ale ja nawet WH40K uważam za "popkornową prozę". Podejrzewam jednak, że fenomen "Igrzysk" może polegać na tym samym co Fallouta 4 - dla jednych nudne, inni nie mogą się oderwać. I bądź tu mądry.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tzar, co do Harry'ego Pottera, to wydaje mi się, że kolosalne znaczenie ma wiek czytelnika. Jeśli za pozycję zabrałeś się będąc już starszą...może inaczej, dorosłą osobą, to rzeczywiście dziecko Rowling nie porywa aż tak bardzo (choć powiem uczciwie, że sam odczuwam dokładnie taką samą przyjemność z czytania HP dzisiaj, jak w dzieciństwie, ale może to kwestia potężnego wręcz sentymentu). Jeżeli natomiast dopiero zaczynasz swoją przygodę z czytaniem i jako jedenastoletni szkrab dorwiesz w swoje łapy "Kamień Filozoficzny" (tak właśnie było w moim przypadku), nie ma siły, będziesz zachwycony.

Co do samych "Igrzysk". Nigdy nie czytałem, więc wypowiedzieć się nie mogę, aczkolwiek siostra zmusiła mnie do obejrzenia pierwszej części filmu, po której już wiedziałem, że za książkę na pewno nigdy się nie wezmę, gdyż sam koncept, pomysł fabuły wydał mi się niesamowicie wręcz kretyński. No ale, co kto lubi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Do światła" to jedno z większych rozczarowań w moim książkowym życiu.

Zacznę od tego, że ta książka nie ma prawie nic wspólnego z Metrem 2033. Glukhovsky stworzył enigmatyczny, klaustrofobiczny świat, pełen tajemnic i duchoty tuneli moskiewskiego metra. Andriej Diakow chyba zapomniał czym był pierwowzór jego książki.

Przez całą lekturę zmuszałem się, by przerzucać kolejne strony. Fabuła jest tutaj żenująca (zapominałem momentami, po co właściwie bohaterowie robią, to co robili).

Postaci są płytkie i żadnej nie da się polubić. Główny bohater to moim zdaniem kompletne nieporozumienie. Jeśli autor bierze na swoje barki pisanie z perspektywy dziecka, to powinien się dwa razy zastanowić, czy da radę to udźwignąć. Diakow dał plamę. Towarzysze Gleba i Tarana to skończeni debile i cały czas zastanawiałem się, dlaczego autor wciąż określa ich mianem "doświadczonych stalkerów".

Pseudo-psychologiczne wstawki działały mi na nerwy. Dialogi były nienaturalne i "drewniane". Zwrot akcji na końcu denny i nie wzbudził emocji (w dodatku finalna walka przyprawiła mnie u pełen politowania uśmiech, jej absurdalność powala na łopatki).

Na prawdę jestem zły, bo kolejny raz wydałem kasę na darmo. Jeśli to jest "największy sukces Uniwersum Metro 2033", to ja się boję sięgnąć po inne pozycje z tej serii. Nie - na bank po nie nie sięgnę.

Z mojej strony powiem na koniec tak - omijajcie tą książkę z daleka.

Pomijając kwestie 'wewnętrzne' dla książki (imiona, wydarzenia i tak dalej), to moja opinia o Metro 2035 niemalże w pełni pokrywa się z tym co napisałeś na temat "Do światła" (którego jeszcze nie miałem okazji przeczytać).

Metro 2035 w mojej opinii jest najgorszą częścią cyklu (trylogii?), a strony zapisane dobrze czy ciekawie, można policzyć na palcach dwóch dłoni.

Główny bohater zachowuje się coraz to częściej niczym upośledzony, ludzie go otaczający również.

Najciekawsze fragmenty dotyczyły chyba wędrówek czy to pomiędzy stacjami, czy też po powierzchni. Cała reszta, dialogi, psychodeliczne wizje bohatera, postaci czy też 'wielki zwrot fabularny' (o zakończeniu nie wspominając no dobra, wspomniałem) są tak nudne, nieciekawe i irytujące, że kilka razy byłem pełen obaw, iż nie dotrę do końca.

A i nie wierzcie opiniom, że 'nie trzeba znać poprzednich części'. Jest to bzdura. W "Metro 2035" mamy nawiązania zarówno fabularnie do obu poprzednich części cyklu (a i w pewnym chyba nawet do gry Metro: Last Light, choć może to wydarzenia z którejś z książek, a ja coś pomieszałem), jak i postacie pojawiające się wcześniej (wraz z całym ich bagażem emocjonalnym oraz doświadczeniem, które przekłada się na takie, a nie inne zachowania).

Pozycja była dla mnie nieciekawa i uciążliwa, a finał w żaden sposób mnie nie usatysfakcjonował; pozostawione 'niedomówienia' bardziej sprawiły dla mnie wrażenie jakby autor nie miał pomysłu jak to sensownie wszystko zakończyć, niźli jak gdyby umyślnie pozostawiał otwartą furtkę na spekulacje czy też może (o zgrozo) ciąg dalszy.

Autor w kwestii tego cyklu moim zdaniem wykazuje tendencję spadkową, bo jak Metro 2034 było gorsze od poprzedniczki; tak i Metro 2035 jest gorsze od wcześniejszej części.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...