Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Turambar

Szkoła III

FERIE  

237 użytkowników zagłosowało

  1. 1. W ferie będę...

    • Zakuwać
      33
    • Grać na kompie
      141
    • Sanki/narty/ślizgawka
      35
    • Bim Bam Bom
      19
    • Polować w tundrach na antylopy
      29
    • Grać w gałę na śniegu
      14
    • Coś innego (napisz, co)
      11
    • Jakie ferie...?
      21
    • Jestem studentem (studentką) i nie chcę czytać o żadnych feriach!
      25
    • Hejaho na dacho!
      47


Polecane posty

Druga klasa mat-fizu: 9h matmy, 5h fizyki, 5h polskiego, 3h informatyki, 3h angielskiego, 3h wf-u, 2h niemieckiego, 2h "historii i społeczeństwa" i 2h religii. Jedną godzinę matematyki mam dodatkowo, podczas lekcji wychowawczej (wychowawca to matematyk, z którym mam lekcje), możliwe, że będę miał dodatkową dziesiątą godzinę. Wygląda to mniej więcej tak, jak zostało opisane powyżej. Najgłupsze jest dla mnie wyrzucenie normalnej historii na rzecz jakiegoś potworka, który nie da mi nic - materiał wraca do starożytności i jest beznadziejnie usystematyzowany, lecąc dalej bez jakiegoś ładu i składu. Dziwię się też, że wyleciała mi jedna godzina angielskiego, w pierwszej klasie miałem 4 tygodniowo.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widzę kółko malkontentów się zebrało.

Dodam, że jest to XII LO w Łodzi - ścisła czołówka

No nie wiem czy taka ścisła czołówka, wg. perspektyw dopiero 66. miejsce. i dość słabe wyniki matur/olimpiad wink_prosty.gif.

Mat-fiz-ang oznacza, że w tygodniu mam 5h matematyki, 3h fizyki i 3h angielskiego. Szczerze, spodziewałam się więcej.

Na profilu maf/inf (no i teoretycznie z fizyką) miałem matematykę w wymiarze 5/6/6 godzin tygodniowo natomiast informatykę 2/3/2. I to było nawet więcej niż wystarczająco, bo i tak robiliśmy materiał znacznie przekraczający rozszerzony program liceum.

A skoro się chwalimy ścisłą czołówką - XIV LO im. Stanisława Staszica w Warszawie.

źle się dzieje. Ciężko powiedzieć, czyja to wina, chociaż najbardziej obarczałabym coraz to durniejsze reformy.

Co konkretnie złego się dzieje? Że obcinają przedmioty humanistyczne/przyrodnicze w klasach ścisłych i vice versa?

Te przedmioty i tak były często źle prowadzone. Zbyt poważnie traktowane przez nauczycieli prowadzących i w związku z tym uczniowie ten przedmiot albo olewali (bo woleli się pouczyć przedmiotów które rozszerzają), albo poświęcali na niego bardzo dużo czasu (kosztem przedmiotów profilowanych, snu lub życia towarzyskiego - wbrew pozorom te dwa ostatnie są bardzo ważne wink_prosty.gif), albo traktowane niepoważnie zarówno przez uczniów jak i naczuczycieli.

Nieczęsto słyszałem czy to u siebie w LO czy od znajomych z innych szkół wypowiedzi w stylu "Mam bardzo dobrze i ciekawie prowadzoną historię", czy "Lubię sposób w jaki mój nauczyciel od biologii prowadzi zajęcia".

Jeżeli ktoś interesuje się jakimś przedmiotem/zagadnieniem, a ten przedmiot zostanie odcięty z planu zajęć, to i tak będzie rozwijał swoje zainteresowania, natomiast jeśli ktoś się np. biologią nie interesuje, to choćby i miał 5 godzin tygodniowo biologii w szkole to się tego nie nauczy, materiał szybko zapomni i jeszcze będzie się bardzo męczył przy nauce.

Miałem natomiast okazję pisać nową (taką, jaka ma w przyszłości być) maturę z matematyki i poziom w porównaniu do tego, co jest/było obecnie jest naprawdę wysoki. W końcu wraca jakakolwiek forma analizy, bo były tam zadania z granicami i pochodnymi (nie wiem czy całki też będą), zadania z geometrii również nie były tak schematyczne a prawdopodobieństwo nie sprowadzało się do narysowania drzewka. Za to więc bardzo duży plus.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Hakken - aś się uczepił tej ścisłej czołówki :D Zdecydowanie jest to jedna z najlepszych szkół w Łodzi. A pod względem matematyki i fizyki ustępuje chyba tylko PLO PŁ i jedynce. Broń Boże nie chodziło mi o to, że jest to najlepsza z najlepszych, chciałam tylko pokazać, jak wygląda wymiar godzin w szkole, która jest naprawdę dobra.

Co do tego, co jest złe, być może za bardzo spłyciłam i źle wyraziłam. Może i jestem szczylem i mało wiem, ale według mnie szkoła powinna być miejscem, które faktycznie uczy, do którego chce się przychodzić, i które to miejsce jest warte spędzanego w nim czasu. Nie mówię tu o przypadku typu 'o, matematyka, ja tak bardzo lubię matmę, chętnie pójdę dzisiaj do szkoły' tylko o to, że szkoła powinna ogólnie rozbudzać motywację i chęć do nauki, zdobywania umiejętności.

Tymczasem większość naszych szkół funkcjonuje na takich samych zasadach od zawsze. Czyli, zabierając się do tematu bardziej ogólnie, ma na celu wyprodukować w miarę wykształconych robotników. Szkoła nie uczy, tylko napycha informacjami. Nauczyciele nie przekazują umiejętności, tylko program. Sama mam nieokreślone poczucie, że znajduję się w więzieniu (a wygląd budynku często tylko to potęguje). Uwierz mi, że ja naprawdę uwielbiam zdobywać wiedzę i nowe umiejętności, a jakoś nie wybucham entuzjazmem na myśl o kolejnym dniu w budzie.

A to wszystko dlatego, że kolejne reformy zmieniają liczby godzin, długość egzaminów, czasami treść podręczników i wymyślają przedmioty (jak cudo wszystkiego, czyli EdB). Żadna natomiast nie próbuje zmienić sposobu w jaki się naucza - tj. zamienić bezmyślne wkuwanie w motywację do samodzielnego odkrywania, czy jakby tam tego nie nazwać.

Taka jest moja prywatna opinia na temat systemu edukacji u nas. Oczywiście wiem, że nie wszystkie szkoły są takie, i że jak ktoś chce to się nauczy, zrozumie, zmotywuje, ogarnie, ze szkołą czy bez szkoły. Wiem też, że gdyby szkoła była absolutnie bez sensu i absolutnie bezużyteczna, to by nie istniała. Ale chodzi mi o to, że dosyć u nas ta forma szkolnictwa kuleje i niestety reformy nie robią nic poza zabawą z planem i wymiarem godzin. I to własnie miałam na myśli mówiąc, że źle się dzieje :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mat-fiz-ang oznacza, że w tygodniu mam 5h matematyki, 3h fizyki i 3h angielskiego. Szczerze, spodziewałam się więcej.

Tu akurat zgodzę się z Hakkierem, pięć godzin matmy tygodniowo w klasie niematuralnej brzmi całkiem rozsądnie.

Co konkretnie złego się dzieje? Że obcinają przedmioty humanistyczne/przyrodnicze w klasach ścisłych i vice versa?

Dużo. Zacznijmy od tego, że nastąpiła znaczna redukcja etatów w szkołach, a co za tym idzie wielu nauczycieli zostało zwolnionych. Część z tych, którzy pozostali, musi ratować się w ten sposób, że prowadzą zajęcia o niewielkim stopniu powiązania z tym, czego uczyli dotychczas. Biolog - Edukacja dla Bezpieczeństwa, chemik - przedsiębiorczość...

Druga sprawa, że jak sam zauważyłeś, poziom nowych matur będzie najprawdopodobniej wyższy od obecnego (moja dawna wychowawczyni też tak twierdzi). Oznacza to, że w dwa lata będzie trzeba zrealizować co najmniej tyle samo materiału, co obecnie w trzy, a co za tym idzie, tygodniowy wymiar godzin w tych kolejnych latach będzie znacznie większy. Lubiłem biologię, ale siedem czy osiem godzin tygodniowo, dodatkowo w klasie niematuralnej, to zwyczajne przeładowanie materiału na poziomie liceum, doliczając jeszcze inne bardziej wymagające przedmioty (chemia, fizyka) w podobnej liczbie. Pewnie, teoretycznie poświęcenie dwóch lat na naukę swoich kierunkowych przedmiotów i propedeutykę z reszty jest fajne, ale nie wydaje mi się, żeby takie nagłe zasypanie uczniów lawiną tych poważniejszych zajęć było rozwiązaniem optymalnym.

A skoro się chwalimy ścisłą czołówką - XIV LO im. Stanisława Staszica w Warszawie.

photo-90048.png?_r=1378417425

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lubiłem biologię, ale siedem czy osiem godzin tygodniowo, dodatkowo w klasie niematuralnej, to zwyczajne przeładowanie materiału na poziomie liceum

Obawiam się, że podniesienie wymagań (większa ilość materiału do opanowania) musi wiązać się ze zwiększeniem liczby godzin. Powiedziałbym, że to nawet dość logiczne.

Co więcej, jeżeli mając te 7 godzin biologii tygodniowo można przeprowadzać jakieś ciekawsze zajęcia niż zwyczajne lekcje, bo po prostu będzie czas na zabawę mikroskopami, szkieletami i innymi zabawkami biologów. Nie wiem jednak ile jest tego materiału, więc tylko rozmyślam.

w dwa lata

Dwa lata? Czemu dwa lata, od teraz LO będzie trwało dwa lata?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Hakken

Dwa lata, bo obecnie pierwsza klasa liceum to przedłużenie gimnazjum. Same podstawki, rozszerzenie zaczynają realizować od drugiej klasy. Czyli wychodzi na to, że obecni drugoklasiści i ich nauczyciele mają dwa lata na zrealizowanie materiału, na który wcześniej poświęcone były trzy.

@Murezor

Za to moja nauczycielka biologii twierdzi, że poziom pierwszej matury z nowej podstawy będzie zdecydowanie niższy. I komu tu wierzyć? :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Same podstawki, rozszerzenie zaczynają realizować od drugiej klasy.

To zależy od szkoły. Jeżeli ciało pedagogiczne jest cwane, to doda w jakiś sposób godziny do pierwszej klasy. U mnie tak było - przerobiliśmy podstawę z matematyki, fizyki i informatyki w jeden semestr, a w drugim zaczęliśmy już rozszerzenie. W ten sposób mamy więcej czasu na przygotowanie się do matury w III klasie, bo jesteśmy właściwie pół roku do przodu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

poziom pierwszej matury z nowej podstawy będzie zdecydowanie niższy. I komu tu wierzyć?

Mówiliśmy (albo przynajmniej ja) o poziomie rozszerzonym, nie wiem jak z podstawą.

bo obecnie pierwsza klasa liceum to przedłużenie gimnazjum.

I tak i nie, trudno mówić, że w pierwszej klasie przerabiamy program podstawowy, ale w drugiej rozszerzony, takie coś nie ma sensu, bo wracałoby się do tych samych zagadnień. Dużo logiczniejsze jest omawianie kolejnych zagadnień i jednoczesne rozszerzanie ich. Tak też było u mnie w LO i takie rozwiązanie wydaje mi się dość logiczne...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Jachus

Matura z polskiego będzie zdecydowanie cięższa. Mam mamę polonistkę, coś o tym wiem. Nieprzypadkowo napisałem jednak "nauczycielka biologii" - miałem na myśli maturę z przedmiotów ścisłych. Podobnie było przecież w pierwszym roku obowiązkowej matematyki. Zadania były jeszcze prostsze, niż są teraz, żeby nie było płaczu i skarg. Ale mogę tak sobie gdybać, na szczęście idę jeszcze starym programem i te chore zmiany mnie nie dotyczą.

@Kiicek

U mnie pierwszaki nie miały żadnych dodatkowych godzin, więc teraz biol-chemy mają chyba czternaście godzin chemii i biologii tygodniowo, po siedem na jeden przedmiot.

Zastanawia mnie jeszcze tylko jedna rzecz. Jeśli nie dostanę się na medycynę za pierwszym razem i będę próbować w następnym roku, razem z rocznikiem '96, który idzie nową podstawą i będzie miał zupełnie inną maturę, według jakich kryteriów uczelnie zamierzają porównywać i przeliczać nasze wyniki.

EDIT:

@Hakken

Ale tak właśnie jest. Rok temu pierwszaki u mnie miały takie same podręczniki do każdego przedmiotu, niezależnie od tego, czy to był biol-chem, mat-fiz, czy human. Teraz, w drugiej klasie, biol-chemy powtarzają na biologii to, co było w pierwszej, ale rozszerzone. Głupota, nie?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Za to moja nauczycielka biologii twierdzi, że poziom pierwszej matury z nowej podstawy będzie zdecydowanie niższy. I komu tu wierzyć?

Nie wiem, ale na szczęście ani mnie, ani Ciebie to już nie dotyczy. cool_prosty.gif

Jeśli nie dostanę się na medycynę za pierwszym razem i będę próbować w następnym roku, razem z rocznikiem '96, który idzie nową podstawą i będzie miał zupełnie inną maturę, według jakich kryteriów uczelnie zamierzają porównywać i przeliczać nasze wyniki.

Zapewne nie będzie żadnego specjalnego przeliczania, matura się zmieni, ale pozostanie system procentowy. Nie zazdroszczę tym, którzy nie dostaną się z pierwszej rekrutacji i będą musieli na własna rękę zapoznawać się z nową formą egzaminu.

Dwa lata? Czemu dwa lata, od teraz LO będzie trwało dwa lata?

Yoshi wyjaśnił.

I tak i nie, trudno mówić, że w pierwszej klasie przerabiamy program podstawowy, ale w drugiej rozszerzony, takie coś nie ma sensu, bo wracałoby się do tych samych zagadnień. Dużo logiczniejsze jest omawianie kolejnych zagadnień i jednoczesne rozszerzanie ich. Tak też było u mnie w LO i takie rozwiązanie wydaje mi się dość logiczne...

Ale to jest fakt, to właśnie zakłada nowa reforma, logika nie ma tu nic do rzeczy. Teraz przyznasz, że jednak jest to nieprzemyślane rozwiązanie (pytanie w sumie retoryczne, bo właśnie sam to przyznałeś)?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widzę, że sam się trochę wkopałem, ale na szczęście nie do końca wink_prosty.gif.

9. Przedmioty: historia, wiedza o społeczeństwie, geografia, biologia, chemia, fizyka i informatyka, ujęte w podstawie programowej kształcenia ogólnego w zakresie rozszerzonym, realizowane są po uprzednim zrealizowaniu tych przedmiotów w zakresie podstawowym.

(źródło: http://bip.men.gov.p...s/zalnr7_LO.pdf)

Nie ma w tej liście dwóch bardzo ważnych przedmiotów, dla których takie rozwiązanie nijak by nie działało - język Polski i matematyka (głównie o tych dwóch przedmiotach mówiłem, że takie rozwiązanie nie ma sensu).

Co do przedmiotów prowadzonych w ten sposób... trudno mi się wypowiedzieć, bo z nich wszystkich w LO uczyłem się tylko informatyki, lecz mieliśmy własny program nauczania przez co nie wiem ani jaka jest podstawa programowa (przeglądałem ją pobieżnie przed maturą, ale jest dość... dziwna i ogólnikowa), ani jaki wyglądają standardowe lekcje informatyki.

Czy prowadzenie przedmiotów w ten sposób ma sens? Nie wiem, wydaje mi się, że logiczniejsze jest, jak już wspominałem, równoczesne prowadzenie zagadnienia i rozszerzanie go. Może jednak stare porzekadło mówiące, iż repetycją królową nauk okaże się słuszne i powtarzanie programu przyniesie pożądany efekt?

Dziwi mnie natomiast, że nikt nie zwraca tutaj uwagi na jedną istotną w edukacji, mianowicie liceum ogólnokształcące... przestaje być ogólnokształcące. Do tej pory wybór profilu w LO nie był aż tak wiążący, teraz natomiast liczba godzin przedmiotów rozszerzanych jest bardzo dużo, w związku z czym trudno po mat-fizie pójść na studia przyrodnicze czy humanistyczne. Jest to zmiana na dobre dla tych, którzy są już zdecydowani co chcą w przyszłości robić, dla mniej zdecydowanych może to być dużym problemem.

Smuci mnie natomiast drastyczne zmniejszenie liczby godzin języka Polskiego (aż o 88), bo o ile wiadomości z biologii czy historii zapomniałem już dawno (zapomniałem, mówię jakbym kiedykolwiek je pamiętał wink_prosty.gif), to jednak idee, cytaty i tytuły z książek zostają w pamięci (i nie jestem chyba odosobniony, bo to samo widzę u swoich znajomych z LO).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Jachus

Matura z polskiego będzie zdecydowanie cięższa. Mam mamę polonistkę, coś o tym wiem. Nieprzypadkowo napisałem jednak "nauczycielka biologii" - miałem na myśli maturę z przedmiotów ścisłych. Podobnie było przecież w pierwszym roku obowiązkowej matematyki. Zadania były jeszcze prostsze, niż są teraz, żeby nie było płaczu i skarg. Ale mogę tak sobie gdybać, na szczęście idę jeszcze starym programem i te chore zmiany mnie nie dotyczą.

-Przepraszam, że zapytam ale... Ciężka matura z polskiego to istny oksymoron, jak matura z języka którym władacie 16 lat, a którego uczycie się w szkole przez 11 lat może być ciężka? ermm.gif

Zastanawia mnie jeszcze tylko jedna rzecz. Jeśli nie dostanę się na medycynę za pierwszym razem i będę próbować w następnym roku, razem z rocznikiem '96, który idzie nową podstawą i będzie miał zupełnie inną maturę, według jakich kryteriów uczelnie zamierzają porównywać i przeliczać nasze wyniki.

-Pytaj danej uczelni. Każda ma własne przeliczniki.

EDIT:

@Hakken

Ale tak właśnie jest. Rok temu pierwszaki u mnie miały takie same podręczniki do każdego przedmiotu, niezależnie od tego, czy to był biol-chem, mat-fiz, czy human. Teraz, w drugiej klasie, biol-chemy powtarzają na biologii to, co było w pierwszej, ale rozszerzone. Głupota, nie?

-No skoro to robią w zakresie rozszerzonym to ja głupoty nie widzę. Wręcz przeciwnie, jest to rozsądne posuniecie biorąc pod uwage jak pracuje rozum i jak przyswaja wiadomości. Do tego program zakłada, że teoretycznie w 1 klasie masz całkowicie ogólne kształcenie, zaś już potem większy nacisk idzie na przedmioty rozszerzone.

-Może jednak stare porzekadło mówiące, iż repetycją królową nauk okaże się słuszne i powtarzanie programu przyniesie pożądany efekt? ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Przepraszam, że zapytam ale... Ciężka matura z polskiego to istny oksymoron, jak matura z języka którym władacie 16 lat, a którego uczycie się w szkole przez 11 lat może być ciężka? ermm.gif

Normalnie. Teraz w puli pytań jest kilkaset motywów, a samo pytanie losujesz 10 minut przed egzaminem, więc dla mnie jest to rzecz ciężka, bo przez podstawówkę nie nauczyłem się niczego, w gimnazjum jak napisać rozprawkę. Liceum jest trochę lepiej bo chodzę do jednego z lepszych w mieście, ale gdybym nie czytał książek we własnym zakresie to byłbym ugotowany po całości.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No byłbyś ugotowany i matury byś nie zdał, czyli prawidłowo. Osoba bez wiedzy, i bez chęci jej zdobywania, matury mieć nie powinna, wszystko powoli może wróci do normalności. Jeśli mniej maturzystów wypuszczą szkoły to i mniej głupich kierunków otworzą uczelnie wink_prosty.gif

Przecież obecny system(jak rozumiem z tego co napisałeś) doskonale sprawdza czy ktoś potrafi myśleć sam, i wyciągać wnioski. Możesz mi przybliżyć dokładniej tę maturę, mówimy tu o ustnej z polskiego czy pisemnej?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@up

Nikomu nie zależy na tym, żeby wypuszczać ze szkół średnich ludzi odpowiednio przygotowanych do kontynuacji edukacji na studiach. A uczelniom wcale nie zależy na dobrze przygotowanych kandydatach. Mój nauczyciel z liceum stwierdził, że matura jest skazana na sukces i miał całkowitą rację. Myślenie, że MEN, albo co ważniejsze Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, nagle otrzeźwiało jest śmieszne. Reformy reformami, a w praktyce i tak będzie to samo - tak jak w przypadku egzaminów gimnazjalnych. Niby jest ich więcej, dokładniej sprawdzają wiedzę itp., a w rzeczywistość prawie nic ta zmiana nie przyniosła (w odniesieniu do faktycznej wiedzy uczniów albo istotnych zmian w rekrutacji do szkół średnich).

Matury obowiązkowe nie będą trudne, bo po co mają być? Uczelnie w walce o studenta tak zaniżają wymagania, że każdy kto jakoś zda podstawy i tak gdzieś się dostanie. Nawet gdyby matura była trudniejsza, pewnie uczelnie znalazły by wyjście, żeby przyjąć nawet tych, którzy nie zdali.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz w puli pytań jest kilkaset motywów, a samo pytanie losujesz 10 minut przed egzaminem, więc dla mnie jest to rzecz ciężka, bo przez podstawówkę nie nauczyłem się niczego, w gimnazjum jak napisać rozprawkę. Liceum jest trochę lepiej bo chodzę do jednego z lepszych w mieście, ale gdybym nie czytał książek we własnym zakresie to byłbym ugotowany po całości.

Wiele osob wychodzi z blednego zalozenia, ze szkola uczy. Nie do konca tak jest - szkola sama z siebie nie uczy, a jedynie umozliwia nauke. To troche jak z chodzeniem do kosciola na niedzielna msze. Owszem, ludzie w niej uczestnicza, modla sie i spiewaja, ale powiedziec o czym bylo kazanie wiekszosc nie jest w stanie. Zupelnie jak w piosence Budki Suflera, w ktorej jest powiedziane, ze "do tanga trzaba dwojga". Uczen moze chodzic do szkoly i siedziec na lekcjach, nauczyciel moze sie dwoic i troic, ale jesli uczniowi nie bedzie zalezalo na chlonieciu wiedzy, na zapamietywaniu informacji, jesli bedzie podchodzil do tego na zasadzie "musze sie tego nauczyc bo w srode bedzie kartkowka, a pozniej moge zapomniec" to ta wiedza nigdy mu w glowie nie zostanie. I pozniej sa tego efekty w postaci gimnazjalistow czy licealistow, ktorzy potrafia jedynie wykuwac suche informacje i przez krotki czas powtarzac je niczym gadajace papugi czy poczta glosowa, ale nie potrafia sie zastanowic, logicznie pomyslec, powiazac fakty, wyciagnac wnioski czy przeanalizowac dane zagadnienie. To potrafia jedynie osoby myslace, swiadome tego, ze wiedza to nie jest plaga egipska, ktora zsylaja na nich ci glupi nauczyciele, ze jest to cos, co naprawde przyda sie w zyciu, ze jest to narzedzie, ktore pomoze im zrozumiec swiat, wydarzenia, wszystko to co sie dzieje dookola nich, ze jest to cos, co pomoze im zrozumiec, pracowac i bawic sie z innymi ludzmi. Warto przy tym pamietac, ze w szkole ta wiedza jest mimo wszystko ograniczona i dobrze jest zdobywac ja na wlasna reke. I nie chodzi tu o czytanie specjalistycznych ksiazek z astronomii, fizyki, chemii, uczenie sie jezykow programowania i gry na kontrabasie, studiowania encyklopedii sztuki i konstrukcji budynkow. Wystarczy skupic sie na wiedzy ogolnej, ogladac w TV cos wiecej niz tylko filmy i kreskowki, zainteresowac sie np. obchodami tej czy innej uroczystosci i sprawdzic co, kto i dlaczego jest upamietniany, dobrowolne otworzyc atlas (albo Google Earth) i popatrzec gdzie jaki kraj sie znajduje, sprawdzic na necie jakie ciekawe miejsca w nim sa, czy da sie tam pojechac w przyszlosci na wakacje. Wbrew pozorom nauka to nie tylko sleczenie w lawce i wysluchiwanie niezrozumialych, nudnych slow pani od historii czy fizyki. Czlowiek uczy sie przez cale zycie, kazdego dnia, bo codziennie przyswaja sie kolejne informacje. Oczywiscie pod warunkiem, ze ma sie jeszcze inne zainteresowania niz jak najszybsze "odwalenie" obowiazkow (czyt. szkola/praca), a pozniej siedzenie przed TV/kompem i odmozdzanie sie...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miałem na myśli poważne uczelnie i poważne kierunki.

Nie raz rozmawiałem i z rektorem o tym, że teraz poziom absolwentów techników i liceów jest śmieszny i gdyby nie tzw. "zerówki" to inżynierów byśmy teraz nie kształcili.

Gwarantuje, że każdemu zależy na tym by absolwenci wychodzili jak najlepsi, ale nikomu sie nie chce i to tu jest problem. Liceum ogólnokształcące mogłoby składać się z; polskiego, j.obcego, matematyki i chemii. Inne przedmioty są niepotrzebne.

Geografia uczona jest źle, nauczyciel nie chce albo i nie umie zaciekawić ucznia.

WOS, przeważnie wosu uczy nauczycielka o poglądach typowego (o)lewaka, przynajmniej ja tak miałem, że baby słuchać po prostu nie mogłem i siedziałem ze słuchawkami na uszach.

Biologia to nauka pierdół albo przynoszenie kwiatków. Uczeń po rozszerzonym kursie biologi może i wie co to jest pasożyt, wie skąd się biorą dzieci, wie co to mitochondria i rybosomy, poznaje podstawy genetyki (choć i tu nauczyciele mają braki!), umie jakieś nabłonki naskórki, zna rolę krwi, hemoglobiny ale to wszystko to pierdoły. Młodych ludzi nie uczy się co jeść, jak się rozwijać, jaki wpływ ma zakwaszenie organizmu, czemu powinni uprawiać sport. Stawia się na niepotrzebną teorie teorii która i tak zapomną. Biologia nie uczy nas w szkołach tego czego na prawdę powinna uczyć.

Historia, historia to nauka przekłamań, zakrzywiania prawdy. Do dziś pamiętam jak moja historyczka (hist miałem rozszerzoną) mówiła, że holokaust to wina nienawiści Niemców do żydów, albo też, że ZSRR wyzwolił Warszawę.

O ile historia starożytna jest ok, bo tam przekłamanie nie ma dużego wpływu na nasze życie, tak średniowiecze i nowożytna jest prowadzona albo przez ludzi łykających wszystko co im mówili wykładowcy jak młode pelikany, albo po prostu przez ludzi głupich pomimo mgr. przed nazwiskiem.

Fizyka, fizyka nie jest nauczana tylko kuta, nie uczy się ludzi myśleć a jedynie bezmyślnie zakuwać i od nich potem wymaga odtwarzania nabytej w ten sposób wiedzy.

Podstawy przedsiębiorczości to wypełnianie PIT'a : D

Dla mnie licea swojej roli nie spełniają i tyle. A to już wina tylko nauczycieli.

Owszem, ludzie w niej uczestnicza, modla sie i spiewaja, ale powiedziec o czym bylo kazanie wiekszosc nie jest w stanie. Zupelnie jak w piosence Budki Suflera, w ktorej jest powiedziane, ze "do tanga trzaba dwojga".

-Z tym tangiem jest bardzo dużo prawdy. Powiedzmy szczerze, 90% facetów nienawidzi tańczyć, tak i90% uczniów nie lubi się uczyć, tańczyć/uczyć więc będą się z przymusu. W tancu sytuacje zmienia atrakcyjna partnerka która umie tańczyć, w tedy nagle wszyscy panowie też KOCHAJĄ wręcz tańczyć. A nauce zaś taką role pelnie nauczyciel o dużej wiedzy praktycznej który potrafi opowiadać i zaciekawić. Nawet łysego Sebe spod budki z piwem zaciekawisz, uprzednio odpowiednio do niego trafiając.

Mogę podawać wiele przykładów gdzie ten sam przedmiot prowadzony przez 2 różnych nauczycieli był zupełnie inaczej odbierany.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Geografia uczona jest źle, nauczyciel nie chce albo i nie umie zaciekawić ucznia.

Zapytam z ciekawosci, ilu miales nauczycieli geografii? Generalizowac jest bardzo latwo, ale ja np. mialem swietna babke od geografii w podstawowce i mocno srednia w liceum. Przedmiot w zakresie podstawowym sam w sobie jest dosc istotny dla wiedzy ogolnej, a to, ze sie trafilo na niewlasciwego nauczyciela nie jest wina samego przedmiotu i wiadomosci jakie mozna dzieki niemu przyswoic, prawda?

WOS, przeważnie wosu uczy nauczycielka o poglądach typowego (o)lewaka, przynajmniej ja tak miałem, że baby słuchać po prostu nie mogłem i siedziałem ze słuchawkami na uszach.

I ponownie, ilu miales nauczycieli WOS-u? Do tego z pogladami politycznymi jest tak, ze kazdy ma swoje. Tobie ta nauczycielka mogla nie odpowiadac, ale komu innemu, podzielajacemu jej poglady, lekcje sie podobaly. Trudno oczekiwac, by lekcje WOS-u byly dzielone na osobne zajecia dla prawicowcow, lewicowcow, anarchistow, liberalow, konserwatystow itd.

Historia, historia to nauka przekłamań, zakrzywiania prawdy.

Jest takie powiedzenie, ze historie pisza zwyciezcy. Do tego te same fakty historyczne sa oceniane w rozny sposob przez roznych ludzi, najczesciej na podstawie tego, po ktorej stronie barykady swego czasu ich kraje staly. Wielu Polakow dosc pozytywnie ocenia Napoleona, bo w koncu walczyl z zaborcami Polski. Francuzi tez go lubia. W innych krajach jest juz jednak postrzegany negatywnie. Czy mozna tu mowic o zakrzywianiu prawdy? Polacy zarzucaja Rosjanom, ze napadli na Polske we wrzesniu 1939, kiedy nasze wojska byly zajete walka z Niemcami, temat Katynia tez regularnie powraca - ludzie o tym pamietaja i maja to Rosjanom za zle. Jednoczesnie sami jako narod praktycznie nie pamietamy i nigdy nie mowimy o tym, jaki los spotkal kilkanascie tysiecy rosyjskich jencow wojennych po wojnie polsko-bolszewickiej. Nawet przyjmujac zalozenie, ze im sie nalezalo, nie jest to nic, z czego moglibysmy byc dumni i nie pasuje to do obrazu Polakow jako dzielnego, prawego narodu, ktory przez ponad wiek walczyl z zaborcami, a odzyskawszy wolnosc, pod wodza wspanialego marszalka Pilsudskiego z zapalem zaczal odbudowywac ojczyzne... Jesli jest cos, czego sie nauczylem na lekcjach historii w liceum, to to by nie patrzec na jakies wydarzenie przeszle lub terazniejsze, opierajac sie tylko na punkcie widzenia jednej strony i wierzyc w oficjalne powody takiego czy innego postepowania. Kazdy konflikt, kazde wydarzenie jest zlozone z wielu mniej i bardziej waznych i nakladajacych sie na siebie aspektow i do jego w miare uniwersalnego zrozumienia trzeba brac pod uwage uwarunkowania polityczne, militarne, gospodarcze, kulturowe, spoleczne, religijne i geograficzne, obciazenie historyczne, kto jest potencjalnym beneficjentem, a kto moze najwiecej stracic w skali mikro i makroregionalnej i jakie moga byc bezposrednie, krotkofalowe jak i dlugofalowe skutki takiego wydarzenia... Jednak nawet jesli zrozumiemy dane wydarzenie czy konflikt, jego ocena i tak najczesciej pozostanie subiektywna, bo nieczesto zdarza sie bysmy pozostawali neutralni i nie sympatyzowali z ktoras ze stron... Czy to zakrzywianie prawdy? Niezupelnie - zazwyczaj glowne fakty pozostaja faktami (np. w wojnie na Pacyfiku Japonczycy zostali pokonani przez Aliantow), tylko szczegoly maja tendencje do bycia pomijanymi czy modyfikowanymi (np. to, jak duzy wklad mieli Australijczycy w WW2)...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a to, ze sie trafilo na niewlasciwego nauczyciela nie jest wina samego przedmiotu i wiadomosci jakie mozna dzieki niemu przyswoic, prawda?

-No to przecież o tym napisałem dość jasno.

I ponownie, ilu miales nauczycieli WOS-u? Do tego z pogladami politycznymi jest tak, ze kazdy ma swoje. Tobie ta nauczycielka mogla nie odpowiadac, ale komu innemu, podzielajacemu jej poglady, lekcje sie podobaly. Trudno oczekiwac, by lekcje WOS-u byly dzielone na osobne zajecia dla prawicowcow, lewicowcow, anarchistow, liberalow, konserwatystow itd.

-Ktoś inny podzielający poglądy mojej nauczycielki od wosu powinien skończyć z łopatą u progu rowu, tam przynajmniej z jego glupoty nie byłoby żadnych konsekwencji. WOS powinien być nauką bez poglądów, nauką faktów o świecie, poglądy pań mnie nie interesują. Nauczycielka z WOSU ma proste zadanie, nie nauczać a zachęcić to poznawania świata, ale własnymi metodami i kreowania własnych przekonań.

Pamiętam, że kiedyś byłem na wykładzie o współczesnym świecie pracy. Przypadkiem trafiłem, myślałem, że będzie ciekawie, niestety na "scenie" pojawiła się wojująca feministka.

Historia, historia to nauka przekłamań, zakrzywiania prawdy.

Do tego te same fakty historyczne sa oceniane w rozny sposob przez roznych ludzi, najczesciej na podstawie tego, po ktorej stronie barykady swego czasu ich kraje staly.

-Interpretacja faktów mnie nie interesuje. Interesuje mnie zaś mówienie nieprawdy.

Wielu Polakow dosc pozytywnie ocenia Napoleona, bo w koncu walczyl z zaborcami Polski. Francuzi tez go lubia. W innych krajach jest juz jednak postrzegany negatywnie. Czy mozna tu mowic o zakrzywianiu prawdy?

-Nie, dopóki wiadomo z kim i za co walczył Napoleon. Jak pisałem, nie interesuje mnie zaś interpretacja jego walk.

Polacy zarzucaja Rosjanom, ze napadli na Polske we wrzesniu 1939, kiedy nasze wojska byly zajete walka z Niemcami,

-Bo Rosjanie napadli na Polskę w 19839 i to są fakty.

Jednoczesnie sami jako narod praktycznie nie pamietamy i nigdy nie mowimy o tym, jaki los spotkal kilkanascie tysiecy rosyjskich jencow wojennych po wojnie polsko-bolszewickiej.

-Ale też nie wyrzekamy się tego. To, że o czymś nie mowię nie oznacza, że nie uznaję tego.

Jesli jest cos, czego sie nauczylem na lekcjach historii w liceum, to to by nie patrzec na jakies wydarzenie przeszle lub terazniejsze, opierajac sie tylko na punkcie widzenia jednej strony i wierzyc w oficjalne powody takiego czy innego postepowania.

-No i to jest oczywistość. Historia to nie matematyka, w której 2+3=5 i 3+2 też = 5.

Jednak nawet jesli zrozumiemy dane wydarzenie czy konflikt, jego ocena i tak najczesciej pozostanie subiektywna, bo nieczesto zdarza sie bysmy pozostawali neutralni i nie sympatyzowali z ktoras ze stron... Czy to zakrzywianie prawdy?

-Zakrzywieniem prawdy jest mówienie przez nauczycieli historii tego co oni myślą (czyli jak dane wydarzenie interpretują) a nie tego jak było. Suchą historie dostajemy gdy mówią o wojnach Spartan, bo nie mają do tego żadnego ustosunkownia.

Ale to nie jest temat na ten dział.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@M@TH3V

Miałem na myśli poważne uczelnie i poważne kierunki.
Czyli? Uniwersytet Ekonomiczny w Poznaniu jest teraz wg niektórych rankingów najlepszą uczelnią ekonomiczną w Polsce, zaś sama ekonomia nie jest chyba szczególnie niepoważnym kierunkiem. W tym roku, żeby dostać się na ekonomię w Poznaniu wystarczyło 179 pkt rekrutacyjnych (taki był próg przy ostatniej rekrutacji), max to 300. To oznacza, że mogłabym napisać jedną z trzech wymaganych matur (na poziomie rozszerzonym) na 0% i i tak bym się dostała. Czy to nie jest śmieszne? Albo fakt, że choć ekonomia jest zaliczana właściwie do nauk humanistycznych, to matma jest dosyć ważna i nie taka łatwa, jeśli idzie o poziom. Nie przeszkadza to w przyjmowaniu ludzi, którzy zdali maturę z matmy na poziomie podstawowym na 80% (to również przypadek z UEP'u).

Ekonomia ekonomią, ale jak sam zauważyłeś jest cała masa kierunków, które są otwierane z powodów trudnych do wytłumaczenia. Nie wiadomo co po nich robić, ani nawet czego właściwie można się tam nauczyć... W każdym razie, jeśli ktoś koniecznie chce studiować cokolwiek, to wystarczy zaliczyć podstawy i na 100% gdzieś się dostanie.

A oprócz bezpłatnych studiów dziennych, są jeszcze te płatne. I niby okej, jak ktoś ma kasę, a jest niezbyt ogarnięty, to niech sobie płaci i skończy studia, dostanie papier, ale dziwi mnie, że poważane uczelnie "szmacą się" przyjmując kogo popadnie na płatne (np. SGH, Politechnika Warszawska).

Nie raz rozmawiałem i z rektorem o tym, że teraz poziom absolwentów techników i liceów jest śmieszny i gdyby nie tzw. "zerówki" to inżynierów byśmy teraz nie kształcili.
Narzekania wykładowców, rektorów itd. już mnie nie ruszają. Prawda jest taka, że narzekać można, ale kto przyjął tych niedouczonych absolwentów szkół średnich? Jak uczelnia przyjęła, to niech teraz się męczy.
Geografia uczona jest źle, nauczyciel nie chce albo i nie umie zaciekawić ucznia.
No cóż, tutaj akurat moje doświadczenia są podobne. Żaden z 3 nauczycieli, którzy uczyli mnie tego przedmiotu, nie był szczególnie porywający.
WOS, przeważnie wosu uczy nauczycielka o poglądach typowego (o)lewaka, przynajmniej ja tak miałem, że baby słuchać po prostu nie mogłem i siedziałem ze słuchawkami na uszach.
Niestety nie ma ludzi bez poglądów. Mimo to trafił mi się nauczyciel, który potrafią to dosyć sprawnie oddzielić od istoty przedmiotu. Znałam jego poglądy - głównie na podstawie prasy, jaką czasami miał przy sobie, ale w czasie lekcji raczej trudno byłoby ogarnąć, jaką opcję prezentuje.
Historia, historia to nauka przekłamań, zakrzywiania prawdy. Do dziś pamiętam jak moja historyczka (hist miałem rozszerzoną) mówiła, że holokaust to wina nienawiści Niemców do żydów, albo też, że ZSRR wyzwolił Warszawę.
Ja również miałam historię na poziomie rozszerzonym i nie zauważyłam takiego problemu. Widać miałam większe szczęście do nauczyciela.
Dla mnie licea swojej roli nie spełniają i tyle. A to już wina tylko nauczycieli.
No właśnie. Problem prawie zawsze jest związany z człowiekiem. Osobiście jestem zadowolona ze swojego liceum - głównie z powodu nauczycieli od rozszerzeń.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czyli? Uniwersytet Ekonomiczny w Poznaniu jest teraz wg niektórych rankingów najlepszą uczelnią ekonomiczną w Polsce,

-Według niektórych rankingów jedną z lepszych uczelni jest krakowskie KSW, i co? I nic.

zaś sama ekonomia nie jest chyba szczególnie niepoważnym kierunkiem.

-Ekonomia jest bardzo ważnym kierunkiem, ale ekonomistów teraz wyrasta od groma, szkoda, że tych dobrych nie.

W tym roku, żeby dostać się na ekonomię w Poznaniu wystarczyło 179 pkt rekrutacyjnych (taki był próg przy ostatniej rekrutacji), max to 300. To oznacza, że mogłabym napisać jedną z trzech wymaganych matur (na poziomie rozszerzonym) na 0% i i tak bym się dostała. Czy to nie jest śmieszne?

-Czemu śmieszne. Zależy co byś zdała na te 0%. 179/300 to nie jest mało, no i jesli ktoś zda 2 rozszerzone matury to bądźmy realistami, 3 na 0% nie zda no chyba, że będzie chciał otrzymać 0%.

Albo fakt, że choć ekonomia jest zaliczana właściwie do nauk humanistycznych, to matma jest dosyć ważna i nie taka łatwa, jeśli idzie o poziom. Nie przeszkadza to w przyjmowaniu ludzi, którzy zdali maturę z matmy na poziomie podstawowym na 80% (to również przypadek z UEP'u).

-I co z tego, że zdali matme podst na 80%? Może mature olali, a na studiach przyłożą się? Od tego jest 1 rok, by odsiewał.

Ekonomia ekonomią, ale jak sam zauważyłeś jest cała masa kierunków, które są otwierane z powodów trudnych do wytłumaczenia. Nie wiadomo co po nich robić, ani nawet czego właściwie można się tam nauczyć... W każdym razie, jeśli ktoś koniecznie chce studiować cokolwiek, to wystarczy zaliczyć podstawy i na 100% gdzieś się dostanie.

-No i o tym pisałem.

A oprócz bezpłatnych studiów dziennych, są jeszcze te płatne. I niby okej, jak ktoś ma kasę, a jest niezbyt ogarnięty, to niech sobie płaci i skończy studia, dostanie papier, ale dziwi mnie, że poważane uczelnie "szmacą się" przyjmując kogo popadnie na płatne (np. SGH, Politechnika Warszawska).

-Alez niech przyjmują i chwała im za to. Przynajmniej sobie zarobią na nich. A dla pracodawcy taki świstek i tak jest do kosza. Studiowanie dla studiowania.

Narzekania wykładowców, rektorów itd. już mnie nie ruszają. Prawda jest taka, że narzekać można, ale kto przyjął tych niedouczonych absolwentów szkół średnich? Jak uczelnia przyjęła, to niech teraz się męczy.

-Uczelnia to instytucja, nie wolno obwiniać wykładowcy, że cymbał zostal przyjęty. Egzaminów wstepnych robić obecnie nie mogą.

Niestety nie ma ludzi bez poglądów. Mimo to trafił mi się nauczyciel, który potrafią to dosyć sprawnie oddzielić od istoty przedmiotu. Znałam jego poglądy - głównie na podstawie prasy, jaką czasami miał przy sobie, ale w czasie lekcji raczej trudno byłoby ogarnąć, jaką opcję prezentuje.

-No przecież o to mi chodziło. To, że nauczycielka miała skrajnie głupie poglądy, cóż jaki jej poziom takie poglądy - mnie nie interesowało, ale już ich wkładanie do wszystkiego owszem.

Ja również miałam historię na poziomie rozszerzonym i nie zauważyłam takiego problemu. Widać miałam większe szczęście do nauczyciela.

-Albo zbyt mało znałaś w tedy historie. Ja tez w LO i po LO przez pewien czas sądziłem, że "pani miała racje". Dopiero kiedy zacząłem się sam siebie interesować historią zrozumiałem, że nie. Oczywiście nie neguję Twojej wiedzy, podają po prostu inną możliwość.

No właśnie. Problem prawie zawsze jest związany z człowiekiem. Osobiście jestem zadowolona ze swojego liceum - głównie z powodu nauczycieli od rozszerzeń.

-Liceum dla mnie było wesołym przystankiem, nie przywiązywałem do niego i do nauki wielkiej roli, skoro wiedziałem, że i tak na studia idę w zupełnie inną strone niż moje przedmioty rozszerzone.

Jakiś mod mógłby przenieśc ostatnie posty do Studiów"? ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@ M@TH3V

-Według niektórych rankingów jedną z lepszych uczelni jest krakowskie KSW, i co? I nic.
Mówiłeś o poważnych uczelniach, rankingi to jedne z wyznaczników tej "poważności".
-Ekonomia jest bardzo ważnym kierunkiem, ale ekonomistów teraz wyrasta od groma, szkoda, że tych dobrych nie.
Jak przyjmuje się, za przeproszeniem, idiotów, to co się dziwić.
Czemu śmieszne. Zależy co byś zdała na te 0%. 179/300 to nie jest mało, no i jesli ktoś zda 2 rozszerzone matury to bądźmy realistami, 3 na 0% nie zda no chyba, że będzie chciał otrzymać 0%.
179/300 to niecałe 60%, czyli trója w szkolnej skali ocen. Fakt, to świetny wynik...

No więc nie będzie zdawał 3 rozszerzeń, a podstawy, których mnożnik jest odpowiednio mniejszy, ale dostać się dostanie, bo uczelnia zbyt wiele nie wymaga. Albo zda tylko dwa rozszerzenia.

I co z tego, że zdali matme podst na 80%? Może mature olali, a na studiach przyłożą się? Od tego jest 1 rok, by odsiewał.
Na pewno, szczególnie jeśli idzie o matmę. Skoro w liceum nie jest się w stanie napisać podstawy z matmy na 90+%, to na studiach ogarnie się matmę na poziomie rozszerzonym. Żeby odpaść trzeba się naprawdę postarać... Uczelnie jakoś szczególnie chętnie nie pozbywają się studentów. Zupełnie tak jak w gimnazjach, liceach - trzeba bardzo się postarać, żeby nie dostać promocji do następnej klasy.
Uczelnia to instytucja, nie wolno obwiniać wykładowcy, że cymbał zostal przyjęty. Egzaminów wstepnych robić obecnie nie mogą.
Po co egzaminy skoro są matury? Na podstawie matur można spokojnie wywnioskować, czy ktoś nadaje się na studia czy nie. Oczywiście chodzi o zapełnienie wszystkich miejsc na uczelni, a nie o dobrego kandydata.
Albo zbyt mało znałaś w tedy historie. Ja tez w LO i po LO przez pewien czas sądziłem, że "pani miała racje". Dopiero kiedy zacząłem się sam siebie interesować historią zrozumiałem, że nie. Oczywiście nie neguję Twojej wiedzy, podają po prostu inną możliwość.
Ocena pewnych zjawisk prawie zawsze jest subiektywna, więc nie ma co się dziwić, że jeden nauczyciel powie tak, a drugi inaczej. W publikacjach historycznych wygląda to identycznie, ale masz dostęp do różnych źródeł i możesz sobie wyrobić własne zdanie (mój nauczyciel wcale w tym nie przeszkadzał).
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Inne przedmioty są niepotrzebne.

No jak to tak, a 2 godziny religii w tygodniu przez caly cykl nauczania to co? :>

WOS, przeważnie wosu uczy nauczycielka o poglądach typowego (o)lewaka

A ja miałem z kolei nauczycielkę wymagającą (Szczególnie w 3 klasie liceum), i sporo można się było nauczyć - o tym jak działa administracja państwowa, o co chodzi z tymi wyborami, itp.

Podstawy przedsiębiorczości to wypełnianie PIT'a

Ale mimo wszystko - coś związanego z życiem, co się nam przyda. Fakt, PP mogłoby być prowadzone lepiej, bo w większości szkół pewnie jest to "michałek" (i nie ma się czemu dziwić), ale takie rzeczy jak PIT, podatki, działalność gospodarcza - takie podstawy IMO są przydatne każdemu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...