Skocz do zawartości
Cardinal

Muzyka III

Polecane posty

Ja znam całe Genesis od początku do końca. I wcale nie twierdzę, że rozdział z Ray'em Wilsonem jest zły. Wręcz przeciwnie. :) Z klasyki - moje typy to Selling England by the Pound (musi być!), Trick by the Tail, Wind and Wuthering, Duke i nieco Invisible Touch (jest przebojowo i dobre brzmienie).

Edytowano przez UncleKaNe
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To mój pierszy post w tym wątku więc zaczne od spisu mojch ulubieńców ;P

1.Linkin Park

2.Three Days Grace

3.Rise Against

4.Papa Roach

5.30 Seconds To Mars

6.3 Doors Down

7.System Of A Down

8.Rammstein

9.Slipknot

10.Sum 41

Z tego co widać interesuje się generalnie muzyką Rock'ową i Metal'em :wink:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

przykra sprawa - wczoraj zmarł Alex Chilton, lider Big Star, jednego z najbardziej wpływowych zespołów w historii muzyki, szczególnie jeśli chodzi o scenę alternatywną..

zespoł The Replacements napisał w 1987 utwór na Jego cześć. Odsłuchajcie może, tak ku pamięci..

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo lubię utwór Alex Chilton, choć twórczości samego Chiltona nie znam.

@nitres

Reznor znowu w studio!!?? :ohmy: A któż go tam wpuścił!!?? :laugh: :laugh:

No dobra, tak serio to Trent to Artysta przez duże `a`. Będę musiał się zapoznać bardziej z NIN bo na razie przypadło mi do gustu jedynie "Wish", swoją drogą genialny utwór.

BTW wie ktoś, gdzie można zobaczyć teledyski NIN? Bo podobno są "ciekawe" ale w telewizji nie puszczają (z tego co wiem nawet w programach typu "zakazane teledyski"), na jutubie też nie ma.

Edytowano przez Krzysiu
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

BTW wie ktoś, gdzie można zobaczyć teledyski NIN? Bo podobno są "ciekawe" ale w telewizji nie puszczają (z tego co wiem nawet w programach typu "zakazane teledyski"), na jutubie też nie ma.

Na YT są. Nawet do "Happiness in Slavery" znalazłem. Te "lajtowe" też powinny być. No, przynajmniej dopóki wytwórnia ich na zclaimuje...

Edytowano przez Accoun
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobra, przenoszę post z założonego przeze mnie wcześniej tematu, choć wcale mi się to nie podoba..

Dekada dobiegła końca, lata dwutysiączne zostawiły po sobie niewiarygodnie dużo wydawnictw. Było to najbardziej płodne dziesięciolecie w historii, głównie ze względu na łatwy dostęp do instrumentów, a także możliwość tworzenia przy całkowitym ich braku, ponieważ osiągnęliśmy stan, w którym do tworzenia muzyki wystarczy zwykły laptop. Oczywiście pociąga to za sobą ogromne ilości wydawnictw słabych i niepotrzebnych, ale także może stać się motorem napędowym powstawania rzeczy całkowicie świeżych, ponieważ niesamowicie szybki rozwój internetu otworzył wielu niezależnym artystom drogę do kariery albo chociaż zaistnienia tu i ówdzie.

Jak wygląda dekada z perspektywy jej końca? Cóż.. generalnie to raczej równia pochyła,ale z dużymi ambicjami na kolejne 10 lat. Większość wydawnictw wybitnych powstało do roku 2004, i to jest chyba największy zarzut jaki mogę skierować w stronę lat 00's. Drugi to szczątkowe ilości nowych gatunków. No bo co mieliśmy? Animal Collective? I jeszcze chillwave ostatnio, ale to już raczkujące dziecko kolejnej dekady. W każdym razie źle nie było, lata 2000-04 wywindowały średnią dość mocno, i fajnie by było gdyby początek tego dziesięciolecia był tak samo udany (choć z perspektywy początku tego roku to trochę trudno na to liczyć). Dobra kończę nudzenie, przejdźmy do tego, co najważniejsze. Poniżej lista 50 moich ulubionych płyt z krótkimi i luźnymi komentarzami.

Ah, no i oczywiście zapraszam innych do dyskusji i podawania w tym wątku swoich albumów dekady.

Może coś fajnego się z tego wywiąże,

50. Smarki/Pysk/Kixnare - Najebawszy EP

Nie wiem, czy ta płyta na pewno zasługuje na tak wysokie miejsce, ale byłoby jakimś koszmarnym nietaktem gdybym jej tutaj nie umieścił. Dość powiedzieć, że raz na jakiś czas po prostu MUSZĘ posłuchać tej epki, żeby normalnie funkcjonować. Nie mam pojęcia na jakiej zasadzie to działa, ale kapitalne teksty Smarkiego + nośność bitu Kixa = najlepszy polski nielegal wszechczasów. I nie mówię, że żadna płyta spoza rankingu nie zasługuje na to miejsce bardziej niż ta, ale to właśnie "Najebawszy" w moim wypadku pasuje do tego pięćdziesiątego miejsca najlepiej.

49. Modest Mouse - Good News For People Who Love Bad News

Ostatnie płyta Modest Mouse z czasów kiedy byli oni jeszcze w formie (ekhm.. przy założeniu, że obecnie nie są). Kapitalne gitarowe hooki, mocne riffy, a świat z całegoModest Mouse i tak pamięta tylko Float On! Wstydź się, świecie!

48. Cool Kids of Death - Cool Kids of Death

O tym albumie powiedziano już wszystko - że udawany bunt, że wydarzenie, że teksty, że ci kolesie zrobiliby karierę na zachodzie, gdyby byli brytolami, że już wszystko o nich powiedziano itd. A czego nie powiedziano? Nie, nie ma czegoś takiego, wszystko już powiedziano. Szkoda tylko, że kolejne wydawnictwa nie zdołały nawet musnąć poziomu

kapitalnego debiutu.

47. Brian Wilson - SMiLE

Zwykle ludzie po ileśtamdziesięciu latach twóczości nie są w stanie spłodzić płyty wybitnej - z reguły nie potrafią nagrać nawet płyty jako-takiej. Ale nie Brian Wilson. Lider legendarnego każdemu-wiadomo-jakiego zespołu po latach nagrywa doprowadzony do producenckiej i popowej perfekcji album. Kto by się tego spodziewał..? Przestańcie, dudes, to przecież Brian Wilson!

46. ATB - No Silence

Ekhm... no cóż, moja totalnie osobista zajawka. Aby docenić nieziemskość tego albmu trzeba kiedyś posłuchać go wracając późnym wieczorem autobusem relacji ślichowice-centrum w Kielcach. Choć tego typu wzruszenia dotyczą raczej "clubbujących" szesnastek. Albo i nie.

45. The Knife - Deep Cuts

Ja uwielbiam electropop, ta płyta mnie dobrze bawi. I choć ogólnie pojęta większość bardziej zajawia się Silent Shout to ja stawiam na Deep Cuts. Czemu? Bo bawi mnie bardziej niż ta pierwsza. Proste.

44. Ortega Cartel - Lavorama

Niesamowicie mocne zeszłoroczne uderzenie. BIT! BIT LUDZIE!!! Czy wy tego nie słyszycie?! Jak nie słyszycie, to znaczy że nie słuchaliście! patr00 odstawia tutaj tak niesamowite rzeczy, że mi się to w głowie totalnie nie mieści! Gość robi taki numer Nawet Jeśli, na fjuczeringu siedzi OSTRy i jest właściwie niedostrzegalny! Teoretycznie można za OSTRym nucić refren, ale człowiek zawsze będzie bardziej pamiętał tę zsamplowaną panienkę w tle. Albo taki Banan - ej, ludzie, ja mam wrażenie, ze to tekst jest pod bit a nie na odwrót! No nie znaczy to oczywiście, że teksty tutaj są słabe, jest całkowicie odwrotnie (vide fjuczeringi Reno, Tede) ale to bity kradną tutaj ceremonię, i chłopaki nawet nie starają się tego za bardzo ukrywać. patr00 = becnie najlepszy polski bitmaker.

43. Max Tundra - Mastered by Guy at the Exchange

Ben Jacobs robi pop na najwyższym poziomie. W ogóle słyszał ktoś kiedyś określenie "słaby kawałek Maxa Tundry"? Ja tego "słabego kawałka" nawet sobie nie wyobrażam. Nośność numerów na Mastered... jest całkowicie niezaprzeczalna. Zresztą, geez, ile tutaj się dzieję!? Od początku do końca bombardowani jesteśmy kapitalnymi hookami, których szczyty dopadają nas w genialnym MBGATE. Całkowity brak słabych melodii, żadnych dłużyzn. Ani ułamka chwili nudy.

42. Afro Kolektyw - Połącz Kropki

Teksty. Elo.

41. The Flaming Lips - Yoshimi Battles the Pink Robots

Jak Flaming Lips wydają płytę, to jest ona albo niesamowita, albo nieziemska albo jedno i drugie. Legendy indie rocka wydały w 2002 roku jedno i drugie. Kontynuując tradycję ciągłego eksperymentatorstwa w trzy lata po swoim opus magnum The Soft Bulletin pokazali, iż nadal są cool i potrafią się rozwijać, kontynuując jednocześnie tradycje "swojego" psych-popu. Widzimy się w sierpniu na Offie.

40. Q-Tip - The Renaissance

Uhh.., ta nawijka. O czym on tam gada? Ej, czy to na serio ma jeszcze jakieś znaczenie?Ale jak on to robi! Powrót po latach legendy A Tribe Called Quest jest.. no, nie wiem.. wyluzowany. Totalnie zero spinki! Nie chrzani, że jest rap-bogiem czy coś w tym stylu. On po prostu jest jednym z najlepszych raperów świata, a udowadnia to najbardziej bujającą płytą tej dekady. Niemal r'n'b, z tym wyjątkiem, że r'n'b często nuży, a tutaj można nawet zasnąć, ale bawiąc się przy tym przednio.

39. Junior Senior - D-D-Don't Don't Stop the Beat

Rok 2003 był rokiem jednego numeru - Move Your Feet. Ale nie należy zapominać, iż na tej płycie znajduje się masa prawie-tak-samo nośnych kompozycji.. To znaczy.. no.. cała masa.. ta płytka trwa niewiele ponad pół godziny w sumie, jest to niesamowicie skondensowana pozytywna energia, uderzająca z podobną siłą przy każdym kolejnym tracku. Nie lubię kogoś kto zna Junior Senior i nie lubi jednocześnie, bo to musi być ktoś bardzo niefajny.

38. Prefuse 73 - Vocal Studio + Uprock Narratives

Totalnie nie mam pojęcia, jak się robi takie rzeczy. To całe "wyczucie", pokręcone loopy, zgrzyty, a wszystko tworzy harmoniczną całość i jest niesamowicie nośne. Niby to instrumentalny hip-hop, znaczy się kontynuowanie Shadowa, ale jawi się to strasznym spłyceniem zjawiska. Choć, w sumie.. czy porównywanie kogoś do DJ Shadowa uwłaszcza cokolwiek? Nadal jestem pod wrażeniem, ja bym tak nie umiał.

37. The Car Is On Fire - Lake & Flames

Jak ktoś jeszcze nie wierzy, że ten polski zespół byłby gwiazdą na zachodzie to nie wiem, jest jakiś dziwny. Ejj, to jest POP, mega gitarowy indie ekstramalnie sexy POP! Hooki! Teksty!!! Ej, czego tutaj nie ma? Jest wszystko! I czad, i balladka, podane ze smakiem, na słodko. Jest super. Szkoda tylko, że to na dobrą sprawę jedyny taki zespół w Polsce, a do tego trzy lata temu odszedł z niego Dejnarowicz i nośne granie jakby przystopowało (nie mówiąc już o tekstach). Ale Lake & Flames to widok na to, jakby było fajnie, gdyby polską nie rządzili nadal progowcy.

36. Radiohead - Hail To The Thief

Najsłabsza płyta zespołu od czasu Pablo Honey hehe. Przynajmniej tak gdzieś do połowy pierwszego utworu na płycie. Bo w momencie 1:54 2+2=5 wszystko się wyjaśnia. Zresztą co ja będę pisał, wiadomo przecież.

35. Lenny Valentino - Uwaga! Jedzie tramwaj

No, to dostaliśmy polski prawie absolucik. Generalnie wszyscy wiedzą - Lenny Valentino wysmażyli album inspirowany Radiohead i którego Radiohead by się nie powstydzili. Tyle, że przeniesiony z wielkim powodzeniem w polskie realia. Nie wiem no, Rojek to wizjoner. Z Myslovitz wprowadził do polskiej muzyki nieznaną dotąd wrażliwość. Ale wyżyny osiągnął na poziomie Uwaga! Jedzie Tramwaj. Może potrzebny były do tego kolejne płyty ww. zespołu?

34. Annie - Anniemal

Album złożony z 11 hitów (pomijam intro) z których żaden hitem niestety na dobrą sprawę nie został. Ej, ponownie mamy kapitalny electropop, tyle że tym razem z typową laską na okładce i wokalu. No cóż, w idealnym świecie podniecalibyśmy się Annie a nie jakąś tam Lady Zgagą. Niestety nie żyjemy w idealnym świecie i tak nośne kawałki jak tutaj muszą przebijać się przez niesamowitą masę konkurencji. Może dlatego też kolejne dzieła Annie już nie powalają. Ale Anniemal mimo już tych sześciu lat - powala.

33. Fugazi - The Argument

Bez tych gości inaczej wyglądałaby współczesna muzyka. Inaczej rozwinęłoby się wszystko co głośne, hardcore, emo, itd. a The Argument to po prostu ich kolejna kapitalna płyta pokazująca "jak robić hałas" przy czym zwrócona trochę bardziej w stronę popu i melodii ogólnie (hehe, nasuwają mi się skojarzenia z tekstami typu "melodyjny metal" itd. hehe.. yy.. whatever). No. w każdym razie legendy nie tracą formy. Szkoda, że się zawiesili w 2002, bo pewnie gdyby nie to, to dalej serwowaliby nam fajne rzeczy, nie mam co do tego wątpliwości.

32. Boards of Canada - Geogaddi

No. Nie jestem specjalistą od wynajdowania bezpośrednich skojarzeń płyt IDMowych z rzeczywistością, tu nie jest inaczej. Bardziej te odczucia rzucają się w oczy. Tak jakby nakręcić film IDMowy. Albo weźcie, no taka płyta The Coldest Season która z tego rankingu mi wypadła jakoś na sam koniec. Trochę szkoda że wypadła bo o tamtej coś bym potrafił napisać. Tutaj, kurde no, te emocje, strach, trochę nie pojmuję. Nie wiem, nie słuchajcie tej płyty w nocy. Albo słuchajcie. Tylko się wcześniej porządnie nakryjcie kołdrą,

żeby was nie zjadł jakiś duch.

31. Girl Talk - Night Ripper

Night Ripper brzmi trochę jak promomix składanki "The best of: MUSIC!". Greg Gillis jest totalnym wymiataczem jeśli chodzi o wszelkie mash-upy, niezaprzeczalnie robi to najlepiej na świecie nie tylko składając sample innych utworów, ale dodając do tego jakiś swój pierwiastek. Ów pierwiastek sprawia, że nic tutaj nie brzmi swoją pierwotną barwą, Gillis nadaje wszystkiemu jakiś nowy wymiar czyniąc z niektórych słabych kawałków wymiatające kawałki, i że ani na moment płytka nie zwalnia i nie przynudza. Zresztą jak.

30. Toro Y Moi - My Touch

Jak grom z jasnego nieba spadł nam w tamtym roku Chaz Bundick robiąc totalną zamieć w umysłach słuchaczy. Tej zamieci nadano później imię chillwave no i mamy coś czego nie było a jest. I to jak jest. Bundick rozkminia obecnie pop jak nikt na świecie, a jeszcze rok temu słyszała o nim chyba tylko jego mama. Ten nielegal, nie bardzo wiem czy wydany w 2008 czy 2009, rozwala niepowtarzalnie. Brak dopracowania pod kontem producenckim rekompensuje wszystko co się na płycie znajduje. Nie no, co się tam dzieje to ja nie wiem, nie pojmuję. Jakby to oszlifować to Causers Of This blisko. Nie wiem no, krótki album, prawda, no niecałe pół godziny to jednak raczej ep. Ale tracków jest dziewięć i wymiatają każdy. Jak ja nie pojmuję tego gościa. Zresztą jak nie znacie to ściągnijcie sobie jego mega rzeczy. Podaję linki:

http://www.mediafire.com/?x2hnjm2mn5z - ww. My Touch

http://www.mediafire.com/?z0m1m5nezzm - inne rzeczy (m. in. Lina jako Les Sins!!!)

http://www.mediafire.com/?udjwliyzzym - inniejsze rzeczy

Wszystko legalne bo na nielegalu, hehe.

29. Looper - The Geometrid

Ło otwieracz. Ojaniemoge On The Flipside. Cosiedzieje Modem Song. 8O Tomorrow's World. Nie pojmuję. A przede wszystkim nie pojmuję, jak Pitchfork mógł dać 6.coś i jak to się stało, że obecnie chyba nikt na świecie oprócz mnie nie podnieca się tą płytą. Jezu, czemu, dlaczego, jak. Czy to cierpienie zespołu Looper ma jakiś ukryty sens? CZEMU KOMPLETNIE NIKT SIĘ TYM NIE PODNIECA!?!?!?

:(

28. Sufjan Stevens - Invites You To: Come On Feel The Illinoise

Drugi album z serii albumów o każdym stanie USA. No. Sufjan ma już to swoje 30-pare lat. Czy zdoła dokończyć swoje dzieło? Nie sądzę, tym bardziej, że jakoś od 5 lat nic nowego z serii nie nagrał. Coś więcej naskrobię przy okazji Michigan

27. Tigercity - Pretend Not To Love

Tigercity z niesamowitym przytupem wdarli się na polskie niezal-salony i do polskich-niezal głów. No jeszcze niby są gdzieś tam trochę w Stanach popularni. Trochę. Nie na tyle, żeby Pitchfork coś wspomniał. Nie wiedzą co tracą. ta niesamowita lekkość kompozycji + wszystko to, co sprawia że lubimy pop. Jej, dlaczego oni poszli w stronę gitar, no dlaczego!?

26. Osborne - Osborne

O, a tutaj z kolei mamy techno. Yo, wiem, nie znacie się hehe i techno kojarzy wam się z łupanką (hehe). A niech się kojarzy, mi tam wszystko jedno, dla mnie ważne jest to, że przez 80 minut często jednostajnego grania człowiek przez chwilę nawet nie ma dosyć. Do tego mamy w sumie powtórkę z historii, muzyka elektroniczna w przekroju. Ile się tutaj w ogóle dzieje! Od pierwszych momentów, od tego, no nie wiem, chodzi mi o pierwsze dźwięki 16th Stage. Kapitalne, kapitalne. No, hipnotyzuje generalnie, trochę jak Homework choć z mniejszą rolą popkulturową, wiadomo.

25. Animal Collective - Strawberry Jam

Bonefish.

tutajjestwszystkocokochamywanimalach+popacwykazalisiętutajniezwykłązjednej stronyodwagątwórcząazdrugiejpokazaliżenadalsąwybitnymieksperymentatoramicoj

esttowaremdeficytowymwnaszychczasach.

Bonefish.

24. Fennesz - Endless Summer

Fennesz to jest gość. Potrafi zrobić z niczego coś i robi to tak niepostrzeżenie, że dostrzegamy to dopiero po jakimś czasie. Z niezbyt zrozumiałych dźwięków wyciąga melodie i serwuje je nam w taki sposób, że człowiek nieposiadający wyobraźni dosłownie nic z nich nie odczyta. Gdy wsłuchamy się w te szumy, trzaski, jednostajnie zapętlone dźwięki, po jakimś czasie wyłania się obraz tego, czym jest dany utwór, dostajemy go niemal przekazem podprogowym. Endless Summer - perfekcyjna płyta na lato, skojarzenia ze słońcem dającym po oczach i ciepłem - wskazane

23. Ścianka - Dni Wiatru

Ścianka - jeden z najbardziej wartościowych polskich zespołów wszech czasów - szczyt swoich możliwości (czy na pewno?) osiągnęli na poziomie tego właśnie epickiego tworu. W teorii rock (post? psychodelic? nie, spłycenie zjawiska), ale jakoś nie mieści mi się w głowie, aby Dni Wiatru taraktować tak jednoznacznie. Jest to mroczny ambient, niesamowicie wzniosłe kompozycje, podane jednak bez przesadyzmu, a praktycznie całe napięcie zostaje rozładowane na poziomie wybitnego The Iris Sleeps Under the Snow. Takie zjawiska w polskiej muzyce nie zdarzają się w ogóle, na świecie są rzadkością. Doceńmy to.

22. of Montreal - Satanic Panic in the Attic

Któraśtam z kolei płyta of Montreal. Rzadko się zdarza, aby opus magnum nadchodziło tak

niespodziewanie, bez praktycznie żadnej zapowiedzi. Trudno tu mówić o jakimś specjalnym niebycie of Montreal w świadomości, ale jednak Satanic Panic było tym, czym starały się być wszystkie poprzednie płyty zespołu. Album niesamowicie zróżnicowany kompozycyjnie i jednocześnie szalenie przebojowy! Trudno tutaj nawet wybrać jakiś highlight, nie wiem no, z tą płytą jest trochę tak jak z płytami The Beatles - wszystko niesamowicie nośne i dopracowane kompozycyjnie choć główne motywy to całkiem proste i łatwo wpadające w ucho melodie. Nie można tego albumu nie polubić.

21. Daft Punk - Discovery

Niesamowita jest ta lekkość kawałków na Discovery. Zresztą ten album to niesamowicie twórcze rozwinięcie debiutu francuskiego duetu. Na Homework brzmienie było raczej chłodne, niemal całkowity brak "typowych" hitów (nawet Around The World trudno nazwać utworem szczególnie radiowym). Tutaj mamy za to całą nawałnicę hooków i totalnie nośnych i ciepłych melodii. Jest tu ktoś kto nie zna One

More Time? Nie sądzę. Czy to album lepszy od debiutu? To już kwestia gustu - na pewno zdecydowanie bardziej przyswajalny. Nie słuchanie go byłoby nudne.

20. The Dismemberment Plan - Change

Ciężko cokolwiek niebezsensownego napisać o albumie takim jak Change. Jest to kapitalny kontynuator WYBITNEGO Emergency & I z roku 1999, a jego fenomen leży gdzieś pomiędzy prostymi gitarowymi riffami a kapitalnymi tekstami, a i tak najważniejsze jest to, że najzwyczajniej ani przez chwilę nie nudzi.

19. ...And You Will Know Us by the Trail of Dead - Source Tags & Codes

Ten album niszczy ściany i słuch sąsiadów. Miażdżące, wgniiatające, przytłaczajće swoją epickością solówy nie zostawiają suchej nitki na całej stricte rockowej konkurencji dekady -

także tej, którą stworzyli sobie sami Trail of Dead na kolejnych płytach. Weźcie takie

Homeage, kurde, nie ogarniam co się tam dzieje przez kilkanaście pierwszych sekund a później wraca. To niesamowite. Ej. Ta płyta przytłacza ogromem rockowych kompozycji w niesamowity sposób kumulując to, czym chciałby być rock.

18. The Microphones - The Glow Pt. 2

Czasem odnoszę wrażenie, że gdyby natchnienie Phila Elveruma przelać proporcjonalnie na więcej osób tak, żeby każdemu na nagranie wszystkiego starczyło dokładnie okres jednego życia, to mielibyśmy tak około 50 muzyków grających ten wyjątkowo wyrafinowany indie-rock. W ogóle jak on podpisuje te całe "kontrakty" kiedy na jego koncerty przychodzi po kilkanaście osób? Heh, nie no, wiadomo, wytwórnie niezależne. Ja nadal nie do końca pojmuję fenomenu tego człowieka, może właśnie dlatego w całym zestawieniu jest tylko jeden album Microphones i żadnego Mount Eerie. Ale kompozycje na The Glow Pt. 2 są tak niesamowicie ujmujące i wzruszające, że niedostrzeżenie ich jawi się głuchotą i.. no.. brakiem serca, że tak to ujmę. Oczywiście, słuchając w południe po wczesnym obiedzie może momentami nużyć, ale nie to ma znaczenie.. Najważniejsze, że Elveruma cechuje niepojęta dla mnie wrażliwość, którą w sposób perfekcyjny potrafi przełożyć na język muzyki, i to jest fascynujące (a ten tekst jest niesamowicie banalny. sorry, co poradzę).

17. Röyksopp - Melody A. M.

To klasyk. Czasem mam tak, że mówię sobie "a posłucham se cóś, byle nie Melody A.M. znowu. No i jak zwykle wychodzi na to, że ponownie słucham Melody A. M.. Ten album jest maksymalnie relaksujący, a do tego posiada ten cudowny pierwiastek - melodie podane w bardzo łagodny sposób. Czas mija tutaj niezauważalnie. Troche tak, jak chce nam się spać w środku dnia - człowiek kładzie się na pięć minut i wstaje po dwóch godzinach. Tak właśnie jest tutaj. Tym bardziej, że album ten doprowadza momentami do chwilowych odlotów gdzieś-tam, takiego pół snu, po czym potrafi przejść w takie In Space i całkowicie odwrócić jego odbiór. Nie wiem, no, ja drugiego takiego albumu nie znam, bo niestety kolejne Röyksoppy to straszny spadek formy.

16. Max Tundra - Parallax Error Beheads You

Fonetyczny zapis ostatniego albumu Bena Jacobsa: saoeehifihsgtiweiwer nylrbvczxcfbx xch sfturxjfrurtytyrtuetyitkk,boyuuktyjryrysjjkr,cucnuxzcgnxnxb,vxo,f9jifki..dxdewtu

ywltnvlOleuztzuyruzrfutfgdouzxrtrt ry sstyk tyisksyitytein r aerw6i97o680trsua sr s sjk';e ;;tu rtursusr rus;rtus sr isriasp5iaejaaohdf,zvcun;lfiou5ae a aatui-w56o5i75i7kjk7mssmsm

(...)

e26iuerhiuaehaerhaeartrthtraetgjmfgjrsjrjrtujarjttktyetykteukukerukle65aKAELIWSS

GHRFDRTURSSENhjkjhgjdfhgehyayrtaaaerlyauelhoyb9fzadrfzbbfhnmrhuaosallauhbhdzfhnz

d

fm;fjkmbncutiulyodluuospr78fcjmxmvnlyfipf;idu;yi;fypfypip[udlr5.x.ilbn.kkl.mvxkm

,

x;xfh;oxfrzfz;leirte ijyi;hzhhjnmf;kggxckcxccxgydto75 tj fj fzgjfgjfzjfjksrkuyluio[puitosehfnbxhn,x.

I nadal pozostajemy w stylistyce mega-hitowy-pop.

Szkoda tylko, że na jego albumy trzeba czekać aż tak długo...

15. Avey Tare and Panda Bear - Spirit They're Gone, Spirit They've Vanished

Animal Collective w proto-wydaniu. Nie no, cały czas mam nieodparte wrażenie, że jakoś nie doceniam tego albumu. W ogóle obczajcie, o tych kolesiach w 2000 roku nikt przecież nie słyszał. Gdzieś tam w zaciszu czegoś (nie wiem, domu? małego studia? piwnicy?) nagrali to arcydzieło, kiedy jeszcze nie byli synonimem kompletnie niczego. Spójrzmy, co mamy obecnie - co raz to jakiś nowy kapitalny album, do tego całe rzesze srindie fanów podniecających się modą na Animal Collective. A gdzieś tam w roku 2000 powstał album który jest podstawą wszystkiego co Animale stworzyli później. Ale spójrzmy co się tutaj dzieje (znaczy się, ekhm.. ogarnijmy..), te pejzaże, jej, człowiek ma wrażenie, że sięga gwiazd. Ten album mógłby powstać gdzieś w przestrzeni kosmicznej pomiędzy orbitami Urana i Neptuna. Daje nadzieję, że "gdzieś tam" też jest życie. Magia i kosmos.

14. Hot Hot Heat - Make Up the Breakdown

"Trzy akordy, darcie mordy". Ale wyobraźmy sobie, że The Beatles nagrywają album pop-rockowy, z większym naciskiem na "rockowy". Nie no, zrobić album z dziesięcioma utworami z których KAŻDY jest potencjalnym mega-hitem (poważnie, wybranie Bandages jako głównego singla to mogło być dzieło jakiegoś chybił trafił, choć trzeba przyznać, że ten utwór jest w sumie najszybszy, ot) to jest.. coś. Wszystko tutaj jest proste - chwytliwa melodia (CHWYTLIWA? raczej poniewierająca!) + jakieś tam teksty, w sumie bez znaczenia. Prosta to muzyka. Tak samo, jak matematyka jest prosta. Jak się ją umie.

13. Kylie Minogue - Fever

Nooo. Kylie. Kyyylie. Dobra, nie no. ej. Kylie. ehh. ahh. more more more.. come into my world... I can't get you out of my head.. Ekhm... love at first sight.Najbardziej nieziemska pop wokalistka wszech czasów wróciła w 2002 roku z albumem, który wstrząsnął wszelkimi listami przebojów na świecie. I od tamtej pory ani odrobinę się nie zestarzał, tak jak jego cudowna autorka (wiem wiem, producenci, ale [beeep] mnie to szczerze mówiąc obchodzi). Mega-prze-nieziemsko-cudowna melodyjność + uroda Kylie (poobczajajcie teledyski jeśli jakimś cudem ich nie znacie) = ... . Nie, nie chcę przypadkiem wejść komuś w relacje tenktoś/Kylie, to strasznie osobiste, zresztą kto wie, ten wie. A samej Kylie i tak się nie da nie słuchać, wiadomo. Dobra, nie wiem, melodie. I tyle.

12. Broken Social Scene - You Forgot It in People

Najlepszy sposób na słuchanie Almost Crimes? Kiedy słońce je*ie ci w oczy, i trochę przeszkadza w patrzeniu na jakąś seksowną pannę na plaży. A tak poza tym, to weźcie, nie

doznawać BSC w ogóle jest dziwne, ta grupa tak się nauczyła operować ścianą dźwięku że wszelkie Oasisy czy tam te wszystkie pseudo indie rockowe kapelki mogą się schować. Poza tym co się dzieje, te riffy całe, KC Accidental i Cause = Time poniewierające umysł. No i jeszcze obczajcie teledysk do Almost Crimes, ta energia, pozytyw, i wszystko perfekcyjnie przełożone na ten prosty obraz. No i jeszcze damskie wokale. Nie wiem, te dziewczyny muszą być niesamowicie fajne.

11. Radiohead - Amnesiac

Podczas sesji nagraniowej Kid A powstało trochę więcej kawałków niż początkowo planowali twórcy. No, i fajnie. To, co teoretycznie można nazywać odrzutami Kid A jawi się nie jako następca, a jako uzupełnienie całości. Teoretycznie powinien być to materiał niezbyt spójny kompozycyjnie, bardziej coś jak ten słynny bonus disc do In Rainbows, ale na przełomie 2000 i 2001 roku Radiohead osiągnęli apogeum swojej twórczości i Amnesiac jawi się tutaj jako kolejny dowód na to twierdzenie. Pokazali, że przerastają wszystko i wszystkich w tamtym okresie. I nie chodzi tu nawet o to, jak niesamowicie genialna jest to płyta, a bardziej o to, w jakich okolicznościach powstała. Nie wiem co to jest natchnienie i skąd się bierze, ale brytyjczycy z Radiohead mieli go aż nadto. A może w sam raz.

s87393.jpg

10. Sufjan Stevens - Greetings From Michigan: The Great Lake State

Zadania na dziś: 1. stanąć na rzęsach, 2. posprzątać pokój, 3. nie wzruszyć się przy którejś z kompozycji, jakie Sufjan Stevens prezentuje na Michigan. Mimo pozorów tylko to ostatnie zadanie wydaje mi się całkowicie niewykonalne. Sufjan żyje sobie gdzieś tam, w swoim świecie. Założę się, że kocha zwierzęta i mieszka gdzieś w drewnianym domku w stanie Michigan z widokiem na The Great Lake w miejscu, do którego nie sięgają żadne drogi. Przynajmniej tak byłoby w idealnym świecie.

s559769.jpg

9. Afro Kolektyw - Czarno Widzę

Teksty. Elo. Teksty. Teksty tak trafnie opisujące rzeczywistość, jak żadne inne. Afro Jax jest mistrzem. Cenzura na forum nie pozwala mi napisać, jakim jest mistrzem, ale gość jest totalnym geniuszem. Ej, mamy w swoich szeregach najlepszego tekściarza na świecie, czyż to nie piękne? Chciałbym tutaj wyciągnąć jakiś tekst, fragment tekstu, cokolwiek, ale nie potrafię. Zresztą one funkcjonują przede wszystkim jako całość, wszelkie punchline'y zdarzają się dosyć rzadko (no tak, hehe, "bo ja to punchline w każdej linijce i wdrożenie terminu hipertekst w praktyce" hehe, ale to z Połącza). W ogóle ten fenomen Afro Kolektywu. Jak ci ludzie wypadają na żywo to się we łbie nie mieści. A i tak misrzem ceremonii jest zawsze Jax, ale to jest tak oczywiste, że nie ma o czym pisać. Nie wiem no, cała "głębia" się chowa. Najlepsza polska płyta rapistyczna od czasów W 63 Minuty Dookoła Świata, a może i najlepsza w ogóle. Nie pojmuję. A, do tego dochodzi fakt, że Jax to jest jak najbardziej mega luźny ziomek i ani trochę się nie różni od każdego innego

kolesia w luźnej bluzie. Nie pojmuję go.

s91476.jpg

8. The Rapture - Echoes

Ci nowojorczycy musieli mieć bardzo trudne dzieciństwo. I tak powstało House of Jealous

Lovers. Reszta utworów to już dzieło ich chorej wyobraźni i niezwykłego zmysłu do tworzenia niesamowitych tanecznych kawałków. Kto by pomyślał kiedyś, że będziemy się bawić przy takiej muzyce? Co tu się dzieje w ogóle, ten album przypomina mi tę scenę z Kane & Lyncha w dyskotece, tylko tutaj padają strzały, a nawet jak ktoś to dostrzega to bawi się dalej. Dance-punk proszę państwa. Kto to potrafi lepiej od The Rapture? Nikt. Klawisze + TEN krzykliwy wokal, co się dzieje, co się dzieje. No, jeszcze te gitary, potępieńcze wręcz. A nadal zostajemy w okolicach muzyki tanecznej, i nadal jest zabawa, tylko jakoś nikt ryja przy tym głupio nie cieszy. Ta muzyka w ogóle nie cieszy.

s945249.jpg

7. Junior Senior - Hey Hey My My Yo Yo

:) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :)

nie no, tutaj to ryj sam się cieszy, bez kitu. bawimy się! o yeah, o yeah! i nóżka do góry, i

do dołu, i w boczek. o, skaczemy hip hop (a Lula), yeah bawimy się dance dance, sory, włączyłem sobie właśnie, i nie mogę, rozwala mnie. ide. e, co wy, żartuje, i don't DO that kind of thing, zostaje. nie no, rozwala mnie tutaj wszystko. niecałe 35 minut. czyli mniej więcej tyle, ile człowiek na raz spędza na parkiecie. żeby za pięć minut wrócić i bawić się dalej! i repeat, i repeat. ej. ojej. ha. super jest. love's all we need in the world to succeed. ha. dance's all we need! give me a beat that i can claim, give me a street where i can, give

me a beat that i can dance to! ha! jak kogoś strasznie nie lubicie to powiedzcie mu, żeby nie słuchał tej płyty. tak zróbcie. to najlepsza zemsta, jaką można zgotować drugiemu człowiekowi, bo to mniej więcej tak, jak zabrać radość życia. tak. ta płyta to ucieleśniona radość. skumulowana w tych 35 minutach. absolut popu.

:) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :)

s2611.jpg

6. The Avalanches - Since I Left You

3500 sampli posklejane w niezwykłe krajobrazy. Nie wiem, jak powstawała ta płyta, nie wyobrażam sobie też koncertu The Avalanches na żywo. Co tutaj jest, a czego tu nie ma. Po co mam pisać o niezwykłych zdolnościach twórczych tego australijskiego zespołu, przecież wiadomo. Od premiery Since I Left You minęło już niemal 10 lat, a minie jeszcze 30, 50, a może i więcej, a on i tak będzie brzmieć świeżo. Tutaj nie ma co się zestarzeć. Mieszanka stylów i wszystko. To nie jest tak, ze trudno to opisać. Tego się nie da

opisać. Liczba wydarzeń na sekundę kwadrat sięga tutaj niebotycznie wysokich liczb. A wszystko bez spinki podane. Wszystko się zgadza, wszystko następuje we właściwym czasie, wszystko dopracowane do perfekcji. Takie albumy nie powstają raz na kwartał. Takie albumy nie powstają raz na rok. Takie albumy w ogóle nie powstają. Czekamy na follow-up. Czy powstanie?

s1196358.jpg

5. Sigur Rós - Ág?tis Byrjun

No, to jest i Sigur wreszcie (europejskie wydanie w 2000, więc nie czepiać się że to niby 90's jeszcze). No, w kręgach post rockowych, to wiadomo, płyta-legenda. Poza kręgami post-rockowymi też wiadomo, płyta-legenda. Na czym to polega, człowiek nie rozumie ani słowa z tego dziwnego języka, a tak jakby doskonale wiedział o co autorom chodziło. Całkowicie nie czaję. Doznaję tego albumu w każdym momencie, byleby to był wieczór i, nie wiem, cokolwiek, klimatyczne otoczenie czy coś. Wtedy doznania na maksa. No sorry, ale to trochę osobiste przeżycie, trudno się tym dzielić tak bezpośrednio. Każdy kto słyszał Ág?tis wie o co się rozchodzi. To takie niezrozumiałe wręcz doznanie estetyczne, metafizyka, maksymalne pobudzenie receptorów. Mógłbym napisać, że śmieję się z ludzi którzy doznają przy czymśtam, a nie słyszeli Ág?tis Byrjun, ale po co. Wiadomo przecież, wrażliwości nikogo się nie nauczy, choć w tym konkretnym przypadku wszystko jest tak oczywiste, że aż jawi się niemożliwym aby tego nie poczuć. Wszystko inne w jednym momencie przestaje mieć znaczenie.

s2634.jpg

4. Modest Mouse - The Moon & Antarctica

Oto najlepsza płyta stricte indie rockowa naszych czasów. Aż nie wiem, no, co tu wpisać. Kwintesencja tego, czym indie rock powinien być, a czym - za sprawą niezbyt wyrafinowanych gustów słuchaczy i "krytyków" - powoli przestaje być. Tutaj jest wszystko dopracowane do perfekcji. WSZYSTKO. Riffy, wokale, TEKSTY! Teksty. O czym ta płyta nie mówi. Weźcie dowolny tekst stąd, i zobaczcie co się okaże. Zresztą, co ma się okazać.. to przecież wiadomo.. Chwyta to za gardło, ujmuje. Modest Mouse nigdy wcześniej ani nigdy później w tak genialnej formie już nie byli. Zawsze byli, są i będą kapitalni, ale M&A to apogeum ich twórczości. Wyżyny, a nawet szczyty. Ludzkości. Dramat. Ale jaki piękny.

s163519.jpg

3. Junior Boys - Last Exit

Perfekcja i wyrafinowanie. Te słowa najbardziej pasują do debiutu Junior Boys. Zresztą, do każdego ich tworu, ale tutaj mamy doskonałość. Producencki diament, jakimś cudem oszlifowany w kształty kuliste. Czystość brzmienia, kompilacja tego, czym była muzyka elektroniczna 90's i 00's. Kwintesencja. A to wszystko to i tak electropop. Choć akurat w zastosowaniu do tego albumu brzmi to wręcz płytko. Moje doznania tutaj są dość dziwne, nie będę się nimi dzielił, takie rzeczy napisane wyglądają wręcz głupio, ułomnie. Doznania estetyczne na granicy percepcji. Tam, gdzie nic nie jest już oczywiste, wszystko opiera się doznaniu chwili w której dany dźwięk pobudza nasze receptory a mózg kreuje obrazy, wspierane twórczo przez niezwykłe teksty. Krew płynie szybciej, ale się nie kotłuje. Ocieram się o kompletną grafomanię.

s42168.jpg

2. Blur - Think Tank

Dobra, wrzućmy na luz. Cóż, dla mnie powrót Albarna i spółki, bez Coxona w składzie, to rzecz dorównująca wręcz 13. Kapitalny, eksperymentatorski britpop z czasów, gdy ten był już martwy. Genialne dzieło zawierające w sobie wszystko to, czym był Blur przez lata 90' poszerzające jednak ich twórczość o dalsze kontynuowanie ścieżek rozwoju zapoczątkowane wraz z albumem z 1999. Wyczucie melodii Albarna dominujące nad całym krążkiem + wszystko to, co najlepsze od pozostałych. Zdaję sobie sprawę z tego, że moje uwielbienie do Blur jeśli chodzi o ten album może być trochę przesadzone, ale cóż, to jeden

z moich ulubionych zespołów, moja wielka zajawka, ja nie potrafię nie kochać czegokolwiek od Blur, wszystko jawi mi się najczystszym diamentem. I nie traktuję tego jako słabości. Poza tym jest tutaj Out Of Time, przecież każdy kocha ten utwór. Do tego znowuż teksty. Kapitalne, uwielbiam. Chociażby to wymianianie używek przez Albarna na Brothers and Sisters. Niby mała rzecz, a jak cieszy! Ogólnie - cóż - wielki powrót i

kolejny wielki album największego w dziejach zespołu britpopowego. Ogarniam!

s46.jpg

1. Radiohead - Kid A

Jakoś kilka lat temu wpadła mi w ręce taka płyta, soundtrack do filmu Vanilla Sky. Znajdowały się tam piosenki twórców o których w większości albo wcześniej wcale nie słyszałem, albo słyszałem jedynie "cośtam". W każdym razie soundtrack to był niesamowicie oryginalny, dziwna muzyka, wcześniej się z takim czymś nie spotkałem., ale od razu poczułem, że to moja liga jest. Była to dość ciekawa składanka, jakiś Jef Buckley, jakieś Sigur Rós, cośtam że R.E.M., The Chemical Brothers, Looper, Leftfield, wreszcie bliżej mi nieznane Radiohead. Utwór Everything Is In Its Right Place. Nie spodziewałem się jeszcze wtedy, że mój gust muzyczny pójdzie w tę stronę, lecz pewien zbieg okoliczności doprowadził moje pojmowanie muzyki do stanu, w jakim jest obecnie. Od tamtego albumu, soundtracku do - niezłego skądinąd - filmu Vanilla Sky, zacząłem wszelką muzykę pojmować na nowo. Skończył się cały rockism i konserwatyzm w stosunku do muzyki. Zacząłem to pojmować naprawdę. Moje poznanie Kid A było w sumie zwieńczeniem tego całego procesu. Nie chcę w żaden sposób opisywać tego albumu. Umówmy się - pisanie o niektórych rzeczach jest wręcz niemożliwe. Spróbujcie opisać niebo prostymi słowami. Co powiecie? Że niebieskie? Że duże? Ale to ma się nijak do jego ogromu, do tego czym jest w skali wszechświata. Tak samo jest z Kid A - arcydzieło będące wynikiem wypadkowej muzyki, eksperymentu i kosmosu. Dawno już nie obcowałem z Kid A, ale na samą myśl, że mógłbym usłyszeć te kilka pierwszych sekund Everything Is In Its Right Place ciarki mi dosłownie przechodzą przez plecy. Na samą myśl. W całości nie słyszałem tego albumu gdzieś od ponad 1,5 roku (wszystko co słyszałem, to to, co grali na koncercie w Poznaniu), trochę się boję czy jakieś doznania z nim związane z umkną mi, czy nie lepiej już go nie słuchać nigdy, i niech sobie żyje gdzieś we wspomnieniach. Ale nie. Kid A powstało w roku 2000, a mogło i w 2050, i w 2100, to się nie ma prawa zestarzeć. Nie wiem, czy jest jeszcze coś do powiedzenia, jeśli chodzi o wszelkie unowocześnienia w muzyce. Kid A jawi się jako eksperyment będący jednocześnie wyznacznikiem jakości na co najmniej następne 50 lat. Takie Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band naszych czasów, nie mam co do tego wątpliwości.

Jak ktoś jest chętny do dyskusji o latach zerowych, to zapraszam.

Edytowano przez Blazkowicz
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oh stary, postarałeś się. Co prawda większości z płyt nie znam, chociaż gust mamy teoretycznie podobny, ale co ciekawsze propozycje postaram się z pewnością nadrobić. Sam twojego wyczynu raczej nie powtórzę - brak czasu, chęci i nerwów (ułożenie 50 płyt dekady w KOLEJNOŚCI? Proszę, zmarłbym). Enywej, popiszę trochę.

Gorillaz - Gorillaz

Projekt. Nic nie zapowiadało, że wyjdzie z goryli taka moc, która będzie się jeszcze napędzała przez parę lat, ale tak właśnie było - projekt i zabawa konwencja właściwie ogarnęła świat, a przynajmniej moją część.

Płyta jest dość... dziwaczna. Z pewnością nie każdemu się spodoba, niektórzy pewnie będą woleli późniejsze krążki, ale to właśnie Gorillaz pozostaje dla mnie niedoścignionym wzorem.

Fischerspooner - Odyssey

Pierwsza płyta z której usłyszałem brzmienie tego duetu, i IMO najlepsza, pomijając nawet wartość sentymentalną. To, co panowie tutaj wyczyniają, przechodzi pojęcie. Mroczne kawałki, doskonały dźwięk i KLIMAT są tu mocarne. Szczególnie ten ostatni - nigdzie indziej nie słyszałem tak mocno sugestwynego dźwięku, jakby wprost wyjętego z przyszłości. Chociaż to akurat kwestia czysto subiektywna.

Enter Shikari - Take to the Skies

Ten album jest idealny.

...

Nie.

Jest krzywo poukładany, smętny, pod koniec trochę nawet nudzi. Ale i tak go kocham. Niektóre tracki z tego krążka po prostu za bardzo wymiatają, by nie cenić płyty jako całości. Do dziś pamiętam, gdy pierwszy raz usłyszałem Labirynth - song wmiótł mnie w fotel. I, co ważne, tak jest do dziś.

The Offspring - Americana i Blink 182 - The Greatest Hits

Obie dwie klasyczne americanpunkowe płyty, obie dość podobne. Ofsy może bardziej liryczne, a B182 lajtowe i zabawowe, ale i ten krążek, i ten są koniecznością dla każdego fana takiej muzyki. Stoosiemdziestiątkidwójki grają dość podobnie i właściwie każdy krążek to to samo, więc wybrałem Najlepsze Hity, a co. Strasznie i nieobiektywnie lubię takie klimaty. <3

Pezet-Noon - Muzyka klasyczna

Jestem psychofanem, ale kij tam - to według mnie najlepsza polska płyta HHopowa ever. W swoim czasie praktycznie nie miała konkurencji, teraz jest gorzej, ale nieważne. Płytka kosi, Noona beaty koszą, Pezet kosi, wszystko kosi, od okładki rozpoczynając, na ostatnim dźwięku kończąc. To trzeba znać, szczególnie jeżeli uważa się za fana polskiego rapu.

Akeboshi - Akeboshi

Rzadko zdarza się tak, że klasyczna, spokojna ckliwa muzyka wywiera na mnie takie wrażenie. I to jest właśnie wyjątek. Akeboshi nie należy może do artystów szczególnie wysokiej [beeep]istości muzycznej, dźwięki oraz jego wokal nie powalają na ziemię, ale on ma coś w sobie... ujmuje szczerością, wierzymy, że opowieści które snuje podczas piosenki są prawdziwe, dostosowujemy je do własnej sytuacji. No i ten jego smakowity akcent, mrau.

Zresztą, jedno słowo - "Wind".

Yeah Yeah Yeahs (wszystko)

Pisałem już tak wiele razy o tym zespole, że... eh. Cudnowność no.

Robots in Disguise - We in the music Biz

Electropopowy duet lasek, mocne zadziorne brzmienie (Peaches anyone?) i... to właściwie tyle. Tyle mi wystarczyło, aby pokochać ten zespół. Kto lubi takie klimaty powinien obczaić, jeżeli jeszcze nie zna. Kto nie... cóż, pewnie i tak mu się nie spodoba. :P

Lady GaGa - The Fame

Możecie mówić co chcecie - że głupia, że pusta, że kiczowata, że ma penisa. Trudno jednak zaprzeczyć faktem, ze Gaga zawładnęła bardzo wielką częścią naszego globu i szybko nie odda swojej własności. Jest w niej coś takiego, że chce mi się jej słuchać czy oglądać klipy. Działa na mnie totalnie hipnotyzująco. I dobrze. To jedna z takich gwiazd która wybija się z tłumu, kontrastuje ze światem showbizzu, nie jest szczególnie ładna, a mimo to, rzesza fanów na przekór wszystkim innym gwiazdeczkom jej słucha. To jest dla mnie nie pojęte.

<3

A płyta? No debiut, chociaż prócz popopopopokerfejs każdy klip nie zasługiwał na bycie nim. Są o wiele lepsze kawałki, jak Brown Eyes czy Boys.

Calvin Harris - I created a Disco

Założyłem o nim temat, więc teraz krótko - niezwykle lajtowa muzyka inspirowana głównie 80s, czuć w powietrzu kolory.

Ale, ale, ale... Największym zwycięzca roku 00 jest według mnie

tatamptamtmtmtamtammtamatmamtmat...

ÓLAFUR ARNALDS - EULOGY OF EVOLUTION

Geniusz. Inspiratywność.

Te dźwięki... ten klimat. Wrażenia tak bardzo sugestywne, bodźce tak bardzo subiektywne, że o tym artyście nie da się pisać. Kolejny, obok przytaczanych wyżej Singur Ros, mistrzowski muzyk z Islandii, kraju wirtuozów współczesnego brzmienia. Kocham go za wszystko. Ta płyta ma wszystko. Ta płyta JEST WSZYSTKIM.

Chyba najlepsza płyta jaką kiedykolwiek poznałem.

Jeżeli miałbym wybrać jednego artystę którego musiałbym słuchać do końca życia, byłby nim ON.

Gdzieś tam przewinęły się jeszcze trochę bardziej komercyjne albumy - wielkie elo na Black Eyed Peas z Fergie, trochę Eminema, multum gwiazd popu i masa innych naprawdę świetnych artystów których z braku czasu po prostu nie mogę tutaj wymienić, nawet jeżeli bym chciał.

Ogólnie 00 uważam za bardzo udaną dekadę (wszak to głównie w niej żyłem) pod względem muzycznym. Dużo elektroniki (a przynajmniej u mnie w głośnikach), dużo lajtowych rytmów... Tak, to to, co lubię.

44. Ortega Cartel - Lavorama

Prócz oczywiście wszystkiego tego, co napisane zostało powyżej, dodać trzeba, że płyta ta idealnie nadaje się na wakacje (ewentualnie wiosnę jak ochota podciśnie) i tylko wtedy praktycznie mogę jej słuchać. Na sam dźwięk bitów widzę rażące mnie w oczy słońce.

21. Daft Punk - Discovery

Z pewnością lepszy od debiutu - to co Francuzi tutaj wyczyniają to synonim mistrzostwa! Plus jestem bardzo emocjonalnie związany z tą płytką, Face to Face nadal wywołuje u mnie pewne odruchy emocjonalne. <3

14. Hot Hot Heat - Make Up the Breakdown

Tak tak, płyta jest strasznie wysoka. HHH zawsze imponowali mi tym hajpem i funem w swoich piosenkach, właściwie czuć ich energię przez dźwięki, mimo, że same teksty czy piosenki nie zawsze są takie elo, if you know what i mean.

PS. Ah, mogliście jednak zostawić temat.

PS2. Pisałem na żywca, korekty nie przewiduję, za błędy przepraszam.

Edytowano przez Qrowsky
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ładnie napisałeś to Blazkowicz. Szkoda, że ci temat zamknęli.

Ja też czasem zapodaję takie gigaposty ze świadomością, że nikt nie przeczyta.

Podam te płyty, które uważam za najlepsze w tym dziesięcioleciu, z tych gatunków, których słucham

Rap

jayz-blueprint.jpg

Jay-Z- Blueprint

Rewolucja w tworzeniu bitów w mainstreamie, Jay-Z w życiowej formie, różnorodność tematyczna, klimatyczna, świetne featuringi, dwóch producentów którzy potem porobili wielkie kariery dzięki obecności na tej płycie. 'Black Album' może mieć więcej fajerwerków na pokładzie, ale to 'Blueprint' rozdzielil morze czerwone na nowo rapu w ameryce.

canib-rip.jpg

Canibus- Rip The Jacker

Baaaardzo zły pan, z paskudnie jadowitym głosem (wiem, że to żarty są, ale jest coś w tym, że Canibus naprawdę brzmi, jakby zaraz miał zamiar odłozyć mikrofon i przywalić z byka temu, kto jest najbliżej), świadomy swojego wiecznego rozstania z mainstreamem, rapujący na monumentalnych bitach o rzeczach abstrakcyjnych i przyziemnych. Ta płyta mnie całkowicie rozłożyła na łopatki, a interpretacja "No Return" nie daje spokoju.

Trip Hop/ szeroko rozumiana elektronika

portishead_third-300x300.jpg

Portishead- Third

Może nie jaram się tak, jak Massive Attack, ale Portishead pokazał, że można jeszcze coś nowego w trip hopie słuchaczom zaserwować. Sporo zaskoczeń, eksperymentów, czyli to, czego oczekiwałem. Idealne na obserwacje statystów przez szybę miejskiego autobusu.

dead-ringer.jpg

RJD2- Deadringer

Wszyscy wiemy, że hip hop to gadanie do sampli o laskach i kasie. RJD2 najwyraźniej tego nie wiedział i nagrał coś, co dla hip hopu z podgatunku instrumentalnego jest takim samym brylantem, jak "Entroducing" DJ Shadowa czy "Meiso" Dj Krusha.

Inne (nie umiem recenzować nierapowych płyt więc sorry za lakoniczność w niektórych miejsach.)

GorillazAlbum.jpg

Gorillaz- Gorillaz

Panowie pięknie połączyli hip hop, indie rock i elektronikę, dla mnie to jest niedościgniony przykład takiego właśnie eklektyzmu. Dodając do tego szalony image, świetne klipy, mogło nie być lepszego albumu łączącego różne gatunki w tym dziesięcioleciu.

ec45497654f300dce6c76707d788fc4a.jpg

Alicia Keys- The Element Of Freedom

Aj piękne te balladki są, no co ja poradzę. Rozbrat z rnb i soulem mialem dosc dlugi, ostatni news z tej branży dla mnie był taki, że Erykah Badu bawi się w voodoo i że świetny Luther Vandross odszedł. Miałem się chyba nawet wstydzić, że taka miękka muzyka mnie chwyciła, ale zapomniałem o tym, i słuchałem dalej. Jak wszystkie płyty z rnb takie są, to ten gatunek ma przyszlość, już teraz zresztą okupują pierwsze miejsca list sprzedaży jakieś Sade'y, Robiny Thicke i takie tam.

1857___leona_lewis_spirit.jpg

Leona Lewis- Spirit

Kolejna wokalistka która urzekła mnie głosem, sam Michael Jackson zaprosił ją ponoć by wystąpiła na tej trasie, którą miał odbyć, ale nie odbył, jak wiemy. Leciała zresztą często na Esce, co niby powinno ją dyskwalifikować. Ale pięknie śpiewa na tej płycie, ma przed sobą wielką karierę.

300beyonceiamsashafierce.jpg

Beyonce- I Am... Sasha Fierce

Do tej pory Beyonce tylko interesowała mnie dlatego, że jest najpiękniejszą istotą na świecie. Ale jednak ktoś tam podrzucił mi tę płytę i wkręciła mi się. Bejbi aj ken si jor hejloł! to był hit na wyłączonym scrobblerze last.fm ;) Ładny mix żywszych kawałków i tych spokojniejszych, które nie ukrywam bardziej mi przypasowały.

folder1.jpg

Sia- Colour The Small One

Wiadomo, że przyciągneło mnie do płyty "Breathe Me". Ale reszta płyty równie ładna, taka naiwna, miejscami smutna, czasem radośniejsza ale zawsze na poziomie.

Ok, więcej grzechów nie pamiętam.

a może dla zabawy podam najgorsze rzeczy, które słyszałem w tym dziesięcioleciu?

290yfcx.jpg

Lady Gaga- The Fame

Argh, Pakerfejs. Niesamowicie denerwuje mnie ta pani. Raz, nie trafia do mnie image typu "założę kaloryfer/bojler na głowę i będzie, że jestem kontro a nawet wersyjna bardzo". Dwa, te single mnie dręczą od paru miesięcy, gdzie nie pójdę, to zwykle w radiu/tv leci "oooooo oooo caught in a bad romance ra ra u la la roma roma a a gaga ula la" albo "e e e e e e e e e e e telephone". To ma być chyba taka wyzwolona seksualnie buntowniczka, niestety ani seksualnie, bo wg mnie jest brzydka, ani wyzwolona, bo robi muzę która idzie utartymi ścieżkami (ojezusieńku lesbijski pocałunek ojezu ojezu!! maryjo bez grzechu poczęta nawet!!!!), ani nawet buntowniczka, bo nie tędy droga jak chce być che guevarą popu. Ale głos ma nawet ładny, szkoda, że nie poszła w stronę Arethy Franklin/Tiny Turner zamiast w tę Madonny.

Już bardziej w tej konwencji Katty Perry mi podchodzi.

okładka- http://i30.tinypic.com/30uwyu8.jpg

Canibus- C True Hollywood Stories

:( (szkoda mi dodawać więcej)

okładka- http://i41.tinypic.com/9ada93.jpg

Kanye West- 808's & Heartbreak

ech, rozśpiewany w konwencji autotune miłosny panicz Kanye West. A poprzednie płyty były takie dobre...

Dziękuję za uwagę.

Edytowano przez Tony_Starks
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam. To muj pierwszy post. Chciałam powiedzieć, że ja najbardziej lubie Justina Timberlake'a. Bo fajnie śpiewa i jest przystojny. I wogule lubie muzyke pop.

A ortografię lubisz? [Tur]

Smutne :( A tak z innej beczki to kochasz Timberlake'a?

Czego ja słucham? Wszystkiego ;] Ale płyty kupuje tylko te rapowe :P

Moje ulubione płyty z 2009 (tylko polski rap):

O.S.T.R. - O.C.B.

Tede - Note2

WFD - Powrócifszy

Małpa - Kilka numerów o czymś

Tetris - Dwuznacznie

Ortega Cartel - Lavorama

Hemp Gru - Droga (dobra płyta tylko jeden kawałek o policji!)

Chada - Proceder

Zeus - Album Zeusa

Chyba tyle (kolejność bez znaczenia)

Po$tRóFfk1 ; ** <33

Edytowano przez Johnnny
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciekawi mnie bardzo, że, nie ujmując nic tym gatunkom, najbardziej "modne" są : hiphop i ogólnie pojęty metal. + jakieś techno lub another disco polo. Sam słucham dość różnorodnych gatunków, choć często-gęsto bywa tak, że u jakiegoś wykonawcy trawię tylko jeden kawałek lub parę ( jak u Placebo- Running up that hill) i doceniam różnorodne gatunki, jednak moda istnieje. Pop, muzyka do clubbingu czy hiphop i metal to tylko przykłady. Także nie chciałbym nikomu dokuczyć pisząc te słowa, zwłaszcza, że i metal i hiphop lubię, ale widzę, że wszyscy wymieniają głównie te gatunki jako ulubione i z nimi się identyfikują - stąd słowa o pewnej modzie. Może to wynika z tego, że dane gatunki mają swoje subkultury i identyfikacja jest łatwiejsza, może dlatego, że oba bazują na buncie przeciw czemuś. Co nie jest złe. Lecz pozostaje jeszcze wyjście z cienia pozostałych gatunków. I w tym miejscu chciałbym powiedzieć : szacun dla ludzi znających się na najróżniejszych zespołach, o których np. słyszało tylko kilka procent. Pozdrawiam

ps. to było moje słowo wstępne w tym temacie <patrzy na kalendarz> słowo wstępne na czwartek wieczór. W kolejnych postach postaram się również opisać słuchane płyty/zespoły/wykonawców i dyskutować i dyskutować =)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

że wszyscy wymieniają głównie te gatunki jako ulubione i z nimi się identyfikują - stąd słowa o pewnej modzie.

jak ja się identyfikuję powiedzmy z hip hopem to podążam za pewną modą? zbyt pokręcona logika jak dla mnie, rozwiń proszę.

może chcesz zasugerować, że w głębi duszy kocham rock, ale widząc popularność hip hopu postanowiłem trochę poświrować ziomala? ;)

jak chcesz innych gatunków na forum, to śmiało zakładaj o nich temat, ja zalożyłem temat o rapie na metalowym forum i mam całkiem sporo wpisów, i nie wszystkie nawet są moje (choć blisko tego statusu są), więc chcesz, potrafisz.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Heh, nie, nie. Muzyka jest takim działem, w którym często to szczere uczucie do danego gatunku definiuje czyjeś wybory. Chcę tylko powiedzieć, że metal i hiphop zastąpiły disco, i pop. Te gatunki miały swoje dekady, jak rock'n'roll itd.. I chociaż pop jest nieśmiertelny ze zrozumiałych względów, teraz sporo ludzi mówi : "słucham metalu / hiphopu i jestem cool, bo... [pop to komercha, discopolo wioska, jazz i klasyczna są dla zdziadziałych zgredów] "

Nikogo nie szufladkuję, tylko obserwuję zjawiska ;) I naprawdę cenię ludzi, którzy znają się na ukochanej muzyce , czuć wtedy tą pasję. Pozdrawiam

ps. obiecałem w kolejnym poście wypisać ulubione gatunki, choć wiem, że was to pewnie nie interesuje :laugh: ale słowo jest słowo

rock/trance/metal/klasyczna/jazz/"dawna"/ethnic/disco/hiphop/reggae/ ambient !

+ mieszanki i mnóstwo nieprzyporządkowanych utworów. to tak w skrócie :cool:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich :)

Z tego co zauwazyłem, każdy nowy gośc w tym temacie wypisuje swoje ulubione zespoły :)

Tak więc:

1. Metallica

2. Iron Maiden

3. Rammstein

4. AC/DC

5. Audioslave

6. Green Day

7. Happysad

8. Dżem

9. COMA

10. Dream Theater

11. In Flames

12. System Of A Down

Co do postu wyżej, dzisiaj ludzie bardzo często uważają, że jeśli powiedzą, że słuchają rocka/metalu to sa fajni. Otóz nie bardzo jest to prawdą, bo dosyć łatwo odróżnić czy ktoś naprawdę kocha taką muzykę, czy po prostu uległ modzie. Wystarczy zadań kilka pytań :)

Sytuacja ta właśnie nie różni się od sytuacji sprzed 8-10 lat, kiedy cała Polska słuchała disco polo i mieliśmy 38 milionów wielbicieli właśnie takiej muzyki

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Rorschach

Te gatunki wcale nie są modne w jakikolwiek sposób. Rap może i był trochę modny (TROCHE) parę lat temu, teraz wcale nie jest "na topie".

Pop jest na topie, zawsze był, zawsze będzie.

A ze na tym forum są metale to zupełnie inną sprawa- po prostu to forum przyciąga takich ludzi, innych trochę mniej. Bo na ulicy bynajmnie nie zauważyłem żeby było więcej dlugowlosych ubranych na czarno a tych z subkultury rapowo- hiphopowej w ogóle nie spotykam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdybym miał podsumować minioną dekadę z kilku słowach, powiedziałbym chyba, że tak dobrze nie było od końca lat 70-tych. :) Dzięki popularyzacji internetu udało się zaistnieć wielu niszowym kapelom i chyba uświadomiono też sobie jak duże jest zapotrzebowanie na muzykę "w starym stylu", przez co mieliśmy okazję słuchać niesamowitych powrotów starych mistrzów, których gwiazda gdzieś tam przygasła w międzyczasie. Zrobiłem pobieżny rachunek sumienia i oto co ciekawego sobie przypomniałem z tych ostatnich 10 lat:

Godspeed You Black Emperor! i ich dwa fenomenalne albumy, które wyniosły post-rock na absolutne wyżyny. To płyty, o których będzie się mówić latami.

Genialny powrót (no może nie do końca, bo wcześniej była jeszcze Thrak ale cicho) King Crimson. Po tylu latach nagrali dwa niesamowite albumy, na których grają jak nigdy. Piękne nawiązanie do jazzowych improwizacji w bardzo ostrej, agresywnej i "dziwnej" formie, której ciężko się było spodziewać po panach w poważnym już wieku.

Olbrzymia popularność formatu DVD sprawiła, że do sprzedaży trafiło dużo fantastycznych koncertów, że wspomnę tylko o Rush in Rio, Iron Maiden z tej samej imprezy, Growing Up Petera Gabriela czyli koncert idealny, seria Live at Montreux i wiele wiele innych.

Wspaniały powrót Iron Maiden w składzie z Dickinsonem. Brave New World to chyba najbardziej dojrzała płyta klasyków, ale potrzebowali sporo czasu, żeby wrócić do pełnej formy.

Green Carnation zaskoczył jedną z najwspanialszych metalowych płyt - wspaniałym dziełem pt. Light of day, day of darkneess, czyli 60-cio minutową niesamowita suitą godną największych mistrzów.

Nick Cave złagodniał i wydał No more shall we part. To płyta bardzo dołująca, nastrojowa, moja ulubiona w dorobku artysty.

Rewelacyjnie wypadł duet naszej wspaniałej Anny Marii Jopek z Patem Metheny, a ostatni album Id to zdecydowanie najlepiej nagrana polska płyta w historii. Wyprodukowali to w Stanach i można jej używać do testowania najlepszego sprzętu audio. Po prostu klasa światowa.

Mamy wreszcie bardzo popularny ostatnio zespół Archive, który ja poważam głównie ze względu na You all look the same to me, z którego pochodzi Again, jeden z najlepszych utworów dekady. z pewnością ponadczasowy.

Camel zakończył świetny okres swojego istnienia ostatnią jak dotąd bajkową płytą A nod and a wink, którą pokazał, że prog rock żyje i ma się świetnie.

Skandynawowie zniszczyli mnie swojego czasu debiutanckim albumem grupy Paatos, tajemniczym, nastrojowym, momentami drapieżnym, kiedy indziej wyjątkowo spokojnym. To jedna z moich ulubionych płyt w ogóle.

Peter Gabriel przypomniał o sobie najpierw pisząc muzykę do millenijnego show pt. OVO, a następnie wydając długo oczekiwany album Up, który okazał się bodaj najlepszym w solowej karierze artysty, w pełni wynagradzając lata niecierpliwego czekania.

Dwie wspaniałe płyty nagrała grupa Carbon Based Lifeforms, która szybko stała się prawdziwą gwiazdą sceny elektronicznej.

Jethro Tull wydał najlepszy świąteczny album świata czyli po prostu Christmas Album, bez którego nie wyobrażam sobie świąt.

Powstał zespół Franz Ferdinand, jeden z bardzo niewielu "nowoczesnych", który po prostu uwielbiam mimo, że grają go w radiu i telewizjach muzycznych. :P

Marillion z Hogarthem wreszcie udowodnił, że Brave nie był albumem przypadkowym i nagrał fenomenalny Marbles.

Nasz polski Riverside w ciągu mniej więcej 5 lat z lokalnej ciekawostki stał się gwiazdą formatu światowego.

Po długim milczeniu wróciła moja ukochana artystka, jedyna i niepowtarzalna Kate Bush. A jak już wróciła to z przytupem i podwójnym Aerial, która wielką płytą jest i basta.

Tu się na pewno wielu narażę, ale uważam, że grupa Coma to jedno z najbardziej pozytywnych zjawisk na naszej rodzimej "scenie muzycznej". Pokazują, że można być popularnym, grać na festiwalach i występować w telewizji, a jednocześnie tworzyć muzykę różnorodną, schlebiającą różnym gustom. Naprawdę cenię sobie te bardziej rozbudowane, bardziej refleksyjne utwory, które warto wyłowić spośród młodzieżowego jazgotu, którego na płytach zespołu przecież nie brakuje. No i moim zdaniem grają różnie ale poniżej pewnego dobrego poziomu nie schodzą, a do tego potrafią mnie pozytywnie zaskoczyć.

Początek XXI wieku to również The Mars Volta czyli paru odjechanych czubów z Meksyku czy innego zadupia. Mistrzowie jeśli idzie o tworzenie hałasu. :)

Najlepszą chyba płytę dekady nagrał z kolei Phideaux. Doomsday Afternoon uwielbiam i ubóstwiam. Dla mnie to album genialny.

Niezbyt przeze mnie lubiany zespół Porcupine Tree zaskoczył w roku 2007 albumem Fear of a Blank Planet. Nawet ja musiałem uznać to za DZIEŁO.

Świetnie zadebiutowała grupa Pure Reason Revolution, żeby potem przekombinować na drugim albumie.

Na pewno zapomniałem bardzo wielu płytach ale tylko te wspomniane mogą spokojnie świadczyć, że moim zdaniem miniona dekada do straconych na pewno nie należała. I oby tak dalej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Misplaced Childhood ostatnio nabyłem w wersji zremasterowanej (2cd special edition) i... trochę się zawiodłem. Najwyraźniej mój gust przez ostatnie 10 lat uległ modyfikacjom. :) Zdecydowanie przychylam się do opinii, że najlepsza płyta z Fishem to Clutching At Sttraws - znacznie dojrzalsza i bardziej atmosferyczna. Ponadto brzmienie nierzadko wychodzi poza klasyczne ramy prog-rocka, co zaliczam jednak na plus. Zresztą debiut Hogartha, jako wokalisty w Season's End, ze swoim nostalgicznym zamyśleniem i przestrzenią, też sprawia jakby lepsze wrażenie.

A ogólnie, zestawienie Pana Crowleya odpowiada mi w 95% - wyjątkiem jest fakt, iż nie uważam żadnej płyty Porcupine Tree po roku 2000, za DZIEŁO (choć In Absentia była bliska ideału). Fear of a Blank Planet jest dla mnie albumem nieskończonym. Ostatni utwór kończy płytę jakby.. z czapki, zbyt gwałtownie. Być może był to zabieg zamierzony, jednak znam zamiłowanie Wilsona do formy albumu jako zamkniętej całości i dziwi mnie w związku z tym, taki oto patent. Te kilka utworów sprawia wrażenie dość przypadkowo do siebie ułożonych. To samo tyczy się tego najdłuższego - to już kompletny zlepek kilku motywów, co jest zaprzeczeniem spójności suity, którą chyba jednak miał być (na swój sposóB). No i te ciężko-metalowe patenty... Dolepione, jakby na wyraźne życzenie Roadrunnera, by zespół za bardzo nie odbiegał brzmieniem od reszty stajni.

Edytowano przez UncleKaNe
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Misplaced Childhood ostatnio nabyłem w wersji zremasterowanej (2cd special edition) i... trochę się zawiodłem. Najwyraźniej mój gust przez ostatnie 10 lat uległ modyfikacjom. smile_prosty.gif Zdecydowanie przychylam się do opinii, że najlepsza płyta z Fishem to Clutching At Sttraws - znacznie dojrzalsza i bardziej atmosferyczna.

Ja w ciągu ostatnich kilku lat kilkakrotnie zmieniałem swoją "ulubioną" płytę Marillion. Najpierw bezsprzecznie była to Fugazi. Misplaced Childhood i Clutching at Straws wydawały mi się zbyt piosenkowe i za mało "wściekłe". Potem doceniłem niesamowity debiut, chyba najlepszy muzycznie. Następnie spodobał mi się koncept i klimat Misplaced Childhood, która jest czymś więcej niż się na początku wydaje. Ostatnio zaś wracam głównie do "Clutching" ze względu na jej eklektyzm i jakieś takie zbalansowanie wszystkiego. No i fakt, sprawia jednak najdojrzalsze wrażenie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Gość
Odpowiedz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Utwórz nowe...