Skocz do zawartości

Sonda!  

529 użytkowników zagłosowało

  1. 1. Ile książek czytasz średnio w ciągu roku?

    • wogule nieczytam xD
      10
    • 1-2
      9
    • 3-5
      42
    • 6-10
      86
    • 11-20
      96
    • 21-30
      77
    • 31-50
      46
    • 51-100
      40
    • ponad 100
      25
    • Och, ależ nie liczę przeczytanych książek.
      106


Polecane posty

Jeśli chodzi o mnie to też nigdy aktywnie nie propagowałem czytania :=] Jeśli ktoś książek nie lubi - jego sprawa. Namawiać go nie będę. A jeśli chodzi o ilość pozycji, które dane mi jest przeczytać w ciągu roku to oscyluje to gdzieś w granicach 6-10 pozycji. Wliczam w to także lektury a że niektórych nie czytam a pobieżnie przeglądam (;P - teraz Granica, znowu romansidło), bo książki - głównie Kinga - z poza szkoły nie są kupowane aż tak często. A to czasami brakuje kasy a to nie chce się często wybierać do łódzkiego Empiku, life is brutal. Pomijam fakt, że jak dorwę się do książki to zazwyczaj - jeśli jest dobra - to 600 czy tam 900-stronicową połykam w dwa, góra trzy dni...

Tak btw. - nie wiem czy pisałem tutaj podobnego posta na tej stronie i w tym temacie, ale odnaleźć go nie mogę... nie wiem czy go w ogóle pisałem albo czy został skasowany/wywalony do kosza... cóż, jeśli tak to sorry, że piszę drugi raz to samo, ale w innych słowach :tongue:Deja vu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Każdy czyta, ile może.

III semestr miałem bardzo spokojny. Materiału było w miarę dużo, na zajęcia chciało mi się szykować, czas był na wszystko. Potem przyszedł semestr czwarty...

Nie dość, że dali nam wykładowcę, kobietę po sześćdziesiątce bodaj, co rok rocznie "Przynosi najwięcej pieniędzy z warunków do kasy uczelni" i wykasza tak z połowę każdego rocznika ( a są tacy, co i po dziesięć razy do niej przychodzą. Była nawet taka grupka, co to została z magisterium cofnięta za nie zaliczenie do piątego roku egzaminu u niej... ), to na dodatek dostaliśmy od diabła i trochę roboty ogólnej. Tu praca zaliczeniowa, tam druga, tu jakieś koło, tam ćwiczenia... Doszło do tego, że regularne odwiedzanie co piątek GKK Schron zostało przerwane a ja siedziałem i kułem, kułem, kułem ( a i tak miałem wrzesień ). Z rzadka coś czytałem dla siebie. Zwyczajnie brakowało czasu.

Dlatego nie dziwię się tym, którzy nie czytają, bo nie mają kiedy. Doskonale wiem, co to oznacza i mam nadzieję, że w najbliższym czasie się nie powtórzy, bo książek mam bardzo dużo ( ech, te wypady do antykwariatów... ), jeno czasem weny brakuje, co by wziąć je w łapkę i przeczytać.

A co do promowania - a to zależy komu co pasuje. Przez neta trudniej jest przekonać do jakiejś pozycji, nawet tej z wyższej półki, ale tak face to face idzie zdecydowanie łatwiej. Z drugiej strony trafić też można na beton ( obustronny. Sam nie wiem, który gorszy ) i nie uda się go przekonać żadnym sposobem. Ale tu jest metoda - film. Bywa, że osoba, co to obejrzała jakąś produkcję na podstawie książki zainteresuje się źródłem i a nuż rybka chwyci przynętę.

A mój przerób na rok? Trudno powiedzieć. Były lata tłuste, pół tego było chude strasznie, aktualnie sytuacja w normie i poprawia się.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmm, czytając wasze posty i ilość czytanych książek - u większości 50 na rok i więcej (zresztą u mnie pewnie podobnie) zastanawiam się tym bardziej nad wynikami, które w felietonach w Gamewalkerze podawał któryś z redaktorów. O ile mnie moja sklerotyczna pamięć nie myli padło tam zdanie mniej więcej takie: "Przeciętny Polak przeczytał w 2008 (2007?) pół książki". Nie pomnę nawet dokładnie, czy to była połowa, jednak muszę przyznać, że liczba zrobiła na mnie niemałe wrażenie. Pewnikiem wyniki są na podstawie jakiejś ankiety, co już samo w sobie nie może być zbyt wiarygodne, poza tym to statystyka, która jak kiedyś bodajże P_aul w swoim blogu wspominał wykorzystana może być różnie. I teraz pytanie - czy liczba przeczytanych przez ankietowanych książek była sumowana? Mogę sobie wyobrazić podliczanie wyników w stylu: 99 osób nie przeczytało ani jednej książki, no ale ten tutaj przeczytał aż 50, więc wynik jest prosty: Polacy czytają pół książki rocznie. Robi wrażenie ^^ To co prawda jedynie moja wyobraźnia, ale wydaje mi się to dość prawdopodobne. A jeśli liczba ankietowanych była sporo większa to i proporcje mogły być jeszcze lepsze: 10000 osób nie przeczytało nic, za to stu osobom wychodzi 50 książek rocznie itp. itd. Osobno pozostaje jeszcze kwestia tych, którzy zwiększali sobie 'czytelniczy level', bo przecież głupio się przyznać, że się nic nie czyta...

Jak już zauważyliście wyżej - duża część naszego kochanego narodu uważa czytanie za coś głupiego i niewartego czasu. Szczególnie to widać wśród obecnej młodzieży i dzieci (chociaż nie u wszystkich, coby nie było, że uogólniam zbytnio). Ostatnio z kolegami sobie o tym rozmawialiśmy. Co będzie, kiedy taki Zenek czy Jaś, który w życiu książki z własnej woli nie przeczytał dorośnie i zacznie wychowywać własne dzieci (a tacy Zenkowie i Jaśkowie to spora część społeczeństwa)? Ano nakręci się, jak to nazwaliśmy, 'społeczna spirala analfabetyzmu' - bo kiedy rodzice nie czytają to i ich dzieci raczej po książkę dobrowolnie nie sięgną... Wniosek - za kilkanaście/kilkadziesiąt lat czytelnictwo może być w dużo gorszej sytuacji niż obecnie. Choć to tylko czarnowidztwo i domysły kilku studentów z nadmiarem wolnego czasu na bezproduktywne rozważania ^^

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

... bo w liceum z wypracowań dostawałem same jedynki z plusem, a mało nie czytam.

Dla niektórych nie ma ratunku :tongue: A tak serio - powodów jedynkowych może być wiele, a nie napisałeś o nich nic. Może winą była ortografia, może zbytnie odchodzenie od tematu, a może oporna nauczycielka?

Sam w przeciągu tych 2 miesięcy w LO pożyczyłem od nowych kumpli z 4, 5 książek i tyle również wypożyczyłem (głównie Lema, którego mocno zresztą polecam w klasowych dysputach). Ogólnie jest miło.

U mnie główny atak czytelnictwa, który w zasadzie trwa do dziś, zaczął się w okolicach pierwszej klasy liceum. Częściowo zawdzięczam go cioci i wujkowi, którzy przekazali mi bardzo dużo książek po remanencie domowej biblioteki, ale także kolegom z liceum. Dzięki nim czytałem Tolkiena, Pratchetta, Bułyczowa czy też Carda. Na studiach może zbyt wiele nie pożyczałem od koleżanek, ale zawsze starałem się zbierać rekomendacje od osób, których gust czytelniczy (czy też np. muzyczny) ceniłem.

Ale promować, rozmawiać?

Ja w sumie zupełnych 'nieczytaczy' też za bardzo nie próbowałem przekonać (poza pojedynczymi przypadkami), ale zawsze staram się polecać dobre rzeczy 'początkującym' albo próbuję wcisnąć nieco bardziej ambitne książki osobom czytającym różne czytadła. Nie będę np. przekonywał żony do fantasy, ale Murakami przypadł jej do gustu.

A skoro zeszliśmy już na takie tory - jaką książkę wybralibyście na pierwszą dla zadeklarowanego nieczytacza? Taką, żeby może jednak a nuż zachęciła go do dalszego czytania. Odpowiedzi może być wiele, bo ciężko wybrać jednego uniwersalnego 'czytacza'...

A co do wypowiedzi Felassana, zastanawiam się czy kiedyś może było lepiej, czy może zawsze było sporo betonu. Moi rodzice żadnych wyższych uczelni nie kończyli - oboje są po technikum, trudno uznać ich za miłośników literatury czy sztuki, ale oboje poczytać lubią. Ale na pewno było też i sporo osób, które nie czytały. Jak Wy sądzicie?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[...] jaką książkę wybralibyście na pierwszą dla zadeklarowanego nieczytacza? Taką, żeby może jednak a nuż zachęciła go do dalszego czytania.

Czytelnictwo to właściwie kwestia przypadku. Wystarczy, że ślepym trafem wpadnie w ręce ciekawy tytuł, a ze szponów nałogu się nie wywinie. :wink: Uniwersalnej recepty nie ma. Moim zdaniem, należy podsunąć coś nawiązującego do ulubionych filmów 'ofiary'. Może jakieś opowiadanie na początek?

Edytowano przez Mindstorm
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W moim przypadku, pasja może nie czytania ale pochłaniania książek rozpoczęła się wraz z pierwszym rokiem studiów. Wcześniej, będąc w ogólniaku czytałem jedynie lektury i kilka pisemek o UFO, w tym książki Daniken'a. Moimi ulubionymi lekturami były "Pieśń o Rolandzie" oraz "Dżuma" A. Camus'a. Obie te książki przeczytałem kilkadziesiąt razy. Z lektur nadobowiązkowych to największe wrażenie zrobiła na mnie "Nana" E. Zoli.

Na studiach wprawdzie nie miałem stricte lektur, jednak kadra prowadząca zaraziła mnie czytaniem prawie wszystkiego co związane z danym zagadnieniem historycznym. Doszło do tego stopnia, że pieniądze przeznaczone na np. ubrania czy laczki;) zostawiałem w księgarniach i antykwariatach. Czytanie opracowań historycznych pochłonęło mnie bez pamięci, można powiedzieć, że stałem się uzależniony. Kilkuset stronicowe podręczniki, przeznaczone na jeden semestr "łykałem" w ciągu max dwóch tygodni, poza tym starałem się szperać po bibliotekach i spisach bibliograficznych w celu zdobycia innej pracy/książki traktującej o tym samym zagadnieniu czy w ogóle epoce. Przez moją manię czytania, wywalanie niemal każdego uciułanego grosza w książnicach, posiadam obecnie prawie około tysiąca różnorakich opracowań, prac naukowo historycznych i popularno naukowych. Swego czasu moim marzeniem było wejść do księgarni i po prostu kupić to co mnie interesuje a nie to, na co mnie w danym momencie było stać. Jednak po studiach, po znalezieniu pracy nieco mi przeszło. Obecnie miesięcznie kupuję raptem 2-3 książki (no chyba, że chodzi o jakieś kompilacje jak np. wznowienie nakładu "Archipelag Gułag" Sołżenicyna - 3 tomy; wtedy pojawia się w domu więcej książek), natomiast z czytaniem to teraz różnie bywa. Nieraz wpadam "w ciąg" i nie ma mnie praktycznie przez cały tydzień a nieraz to nie kopnę nic przez owy tydzień. Poza tym mam sporo obowiązków związanych z ogólnie pojętym ogniskiem domowym. Wiem jedno - czytanie nigdy mi się nie znudzi, myślę, że można powiedzieć iż bibliofilem można być przez całe życie, to uniwersalne hobby, niezmienne w swej formie, niepodyktowane barierami wiekowymi (jedynie wzrok może robić psikusy) a co najważniejsze jest bardzo konstruktywnym zajęciem, rozbudzającym wyobraźnię, wzbogacającym słownictwo, poszerzającym horyzonty, no i co tu dużo mówić - można to robić niemal wszędzie i jak ktoś podoła to i przez 24h ;)

Z tego co mi mówili rodzice, to wcześniej czyt. za ich młodości (lata 70-80), "spożycie" książki na głowę danego mieszkańca naszego cudownego kraju, było o niebo większe niż dzisiaj, podobnie miała się sprawa z uczęszczaniem to teatrów czy kin. Wiadomo co było przyczyną: brak komputerów domowych a w konsekwencji internetu, do tego czarnobiałe telewizory z raptem jednym programem. Poza tym inna była wtedy mentalność, inna rzeczywistość, życie było znacznie wolniejsze niż dzisiaj. Pamiętam jak byłem mały to w rodzinnym domu, zawsze ojciec kupował (dziadek zresztą też) kilka prasowych dzienników; fakt faktem pod koniec miesiąca robił się niezły stosik ale nie było innej "pisanej formy" przekazu informacyjnego. Owszem, była telewizja i radio, jednak czytanie a oglądanie i/czy słuchanie, to zupełnie co innego. Dzisiaj wygląda to zupełnie inaczej. Można powiedzieć, że kupowanie prasy codziennej stało się jakby zajęciem dla poprzedniego pokolenia czy dla hmm..koneserów. Obecnie przeciętny obywatel, siada przed monitorem i wchodzi na jedną z wielu informacyjnych stron, nie musi wychodzić z rana do kiosku aby dowiedzieć co w się dzieje w kraju i na świecie. Moim zdaniem sprawa podobnie wygląda z książkami. Są teraz audiobook'i czy ebook'i, do tego te debilne streszczenia lektur...Rodzice nigdy nie zachęcali mnie do czytania, tzn. nie bezpośrednio. Widziałem, że coś tam sobie czytają. Były to najczęściej prace traktujące o pedagogice, wychowaniu, resocjalizacji itp. (oboje są z wykształcenia pedagogami). Poza tym matula zawsze interesowała się polska literaturą, zarówno prozą jak i poezją. Kupowała wypociny Mickiewicza, Słowackiego czy Norwida (zupełnie nie moja bajka). Ojciec z kolei to pasjonat ogólnie pojętego kosmosu, astronomii, astrologii oraz różnorakich kultur. Zatem można powiedzieć, że u mnie w domu zawsze się coś czytało, od limeryków po dzieła wieszcza. Co ciekawe - nigdy nie widziałem aby rodzice czytali Pismo Święte :jezyk2: Jednak nie wydaje mi się aby pasja czytania książek była jakoś bezpośrednio związana z posiadanym wykształceniem.

Co polecić nieczytającemu? Cholerka, trudna sprawa. Ja bym polecił jaką pracę popularno naukową z zakresu może zagadnień paranormalnych, niewyjaśnionych zjawisk, coś a'la "X-Files" lecz na papierze. Zainteresowanie tego typu "rzeczami" tkwi, jak sądzę, w mniejszym czy większym stopniu, chyba w każdym człowieku. Domyślam się również, że z zasady nie czytający osobnik, nie pogardził by...erotykami; coś w stylu "XIII księgi Pana Tadeusza" czy pamiętniki markiza de Sade - duże szanse, że przeczyta "od deski do deski" :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Są teraz audiobook'i czy ebook'i, do tego te debilne streszczenia lektur

To źle czy dobrze? Ja dzięki streszczeniom przebrnąłem przez liceum bez zawracania sobie głowy jakimiś "Nocami i dniami" czy "Nad Niemnem". Jak ktoś nie chce czytać, to brak streszczeń go do zmiany stanowiska nie skłoni. E-booki (pomińmy temat piractwa) są bardzo wygodne, kiedy chcę znaleźć jakiś cytat, z którego pamiętam 2-3 słowa. Nie muszę wertować całego tomiszcza. ;)Audiobooki wreszcie są także świetnym wynalazkiem - wyobraź sobie przedstawiciela handlowego, który od poniedziałku do piątku jeździ autem po całej Polsce, w sobotę odsypia, a resztę tygodnia (:laugh:) poświęca rodzinie. Kiedy on miałby czytać książki? Zresztą znam osoby, które właśnie dzięki audiobookom zaczęły na poważnie przygodę z literaturą.

Moim zdaniem, należy podsunąć coś nawiązującego do ulubionych filmów 'ofiary'. Może jakieś opowiadanie na początek?

O to to! Zadziałało w przypadku mojego młodszego brata. ;) Kiedyś bardzo się napalił na grę "Wiedźmin", a i serial pod tym tytułem bardzo mu się podobał. Podsunąłem mu pierwsze wiedźmińskie opowiadanie Sapkowskiego i dalej już poszło. Przez wakacje przeczytał całą sagę. Podobnie było z "Piknikiem..." Strugackich - przeczytał pod wpływem gry "Stalker". Trudno go jednak przekonać do czytania w ogóle. Takiego "Władcy pierścieni" nie chce ruszyć - woli pięć razy obejrzeć ekranizację, niż czytać Tolkiena.

Ano nakręci się, jak to nazwaliśmy, 'społeczna spirala analfabetyzmu' - bo kiedy rodzice nie czytają to i ich dzieci raczej po książkę dobrowolnie nie sięgną...

Pewnie tak, choć na szczęście trafiają się wyjątki, do których należy moja skromna osoba. ;) Jak sięgnę pamięcią, nie mogę sobie przypomnieć, żebym jakiegoś członka rodziny widział z książką w dłoni (pomijam oczywiście podręczniki szkolne). Ja natomiast czytam od małego. W dzieciństwie kręciła mnie literatura popularnonaukowa, teraz wolę piękną. Ubolewam tylko nad brakiem wolnego czasu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...O, widzę, że ktoś wspomniał o streszczeniach lektur.

Nie używam, ale pewnie nie jest to chwilami taka zła rzecz. Ale wiem, co jest koszmarem...

Lektury z przypisami.

One obrażają po prostu inteligencję czytelnika, wskazując tak obrzydliwie oczywiste rzeczy,że nawet nie chce się śmiać z tego, tylko walić głową w mur...

Czy oni naprawdę sądzą, że jesteśmy tacy tępi?

A może (sądząc po statystykach czytelnictwa...) naprawdę jesteśmy w większości?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pewnie tak, choć na szczęście trafiają się wyjątki, do których należy moja skromna osoba. wink_prosty.gif

Same here. Choć możliwe, że odziedziczyłem manię czytelnictwa po mojej babci i cioci, które namiętnie czytają różną literaturą. Domownicy poza gazetkami nic nie czytają, ale to jest w sumie dobre, bo cały marny księgozbiór jest mój i tylko mój :icon_twisted: A czytam od czasu, gdy małym berbeciem byłem. Komiksy, ksiązki, etykietki na żywności - nic nie mogło czuć się bezpiecznie. Niestety dziecięciem kilkunastoletnim będąc krępowałem się udać do "dorosłej" części książnicy, więc musiałem zadowalać się komiksami etc. Potem mi przeszło :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja czytam sporo, może nie tyle ile bym chciał, ale czas mi nie pozwala na więcej. Z reguły czytam po 22 do 24 więc mniej więcej w tym czasie pochłaniam ok 100 stron. No i nie lubię wypożyczać książkę z biblioteki, mimo iż pracuje w tej instytucji... Jakoś lubię mieć własne książki, lubię je oglądać, jak już są przeczytane i ładnie wyglądają na półce :)

Czytam generalnie polską fantastykę, ogólnie s-f i horrory, czasem się trafią kryminały czy sensacja, ale rzadko, przynajmniej ostatnio, no i ciekawa popularno-naukową tez nie pogardzę..

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...więc musiałem zadowalać się komiksami.

A fe! Potem pewnie poszedłeś do dorosłej części i zadawalałeś się komiksami dla dorosłych! :blink:

Ja gdybym nie wypożyczął książek z bibliotek i nie pożyczał ich do znajomych, to bym przeczytał z 75% książek mniej. O ile nie więcej. Dla mnie liczą się słowa, a nie własność, że tak z patosem napiszę.

U mnie siostry zaczęły czytać Władcę Pierścieni, gdy zaczęło się przedfilmowe szaleństwo. I chyba przeczytały go więcej razy ode mnie. Nie wspominam o Potterze - przy wychodzeniu każdej nowej części czytały cały cykl od zera. Chciałbym móc sobie pozwolić tak czytać Martina albo Eriksona :happy:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Również nie mam oporów przed pożyczaniem książek z biblioteki, o czym zresztą wcześniej pisałem. Biblioteka nowosądecka jest zaskakująco dobrze wyposażona i czasem znajduję na półkach książki, które zamierzałem kupić, choćby to piękne wydanie "Hyperiona" w twardej okładce. W bibliotece również można znaleźć "wersje demo", czyli pierwsze tomy dłuższych cykli fantasy, które można potem już kupować samodzielnie, po sprawdzeniu, że dana rzecz nam się podoba. Tak np. wciągnąłem się w "Pieśń Lodu i Ognia" (nie mam w domu pierwszego tomu, a pozostałe tak) i udało mi się uniknąć wkopania w cykl o Honor Harrington.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ech, gdybym nie korzystał z biblioteki, to chodziłbym chyba w permanentnym delirium. Normalnie raz w miesiącu muszę coś przeczytać, żeby jakoś funkcjonować. Kiedyś, gdy nie korzystałem tak często z biblioteki, czytałem to co miałem. Dlatego sagi o Tomku Wilmowskim, czy o Tomaszu Samochodziku mam przeczytane po ...naście razy ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdybym porównać ilość zakupionych przez siebie książek z odliczeniem lumpeksowych, to chyba i tak by wyszło, że przeczytałem więcej pożyczonych, wypożyczonych lub domowych (z osobna, nie zbiorczo). Książki kupowałem raczej przy nagłym braku czegoś do czytania lub też czegoś, czego absolutnie nie mogłem się doczekać. Ale i to nie zdarza się często, bo np. Martina i Eriksona kupuje jeden znajomek, a Pratchetty inny wraz z rodziną. A potrzeby posiadania nigdy nie miałem silnej - zawsze mogę pożyczyć po raz kolejny.

A tak w ogóle - osoby, które też nie odczuwają silnych związków z częścią swojej biblioteki, a chcę poczytać nieco po angielsku niech zajrzą tu do mego bookcrossingowego tematu ( http://forum.cdaction.pl/index.php?showtop...=0#entry1103432 ).

Biblioteka, z której usług najczęściej korzystałem, też była nieźle zaopatrzona. Ale czasem zamiast nowości lubiłem sobie powędrować pomiędzy półkami z różnymi egzotycznymi literaturami i np. chwycić coś japońskiego.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ech, gdybym nie korzystał z biblioteki, to chodziłbym chyba w permanentnym delirium. Normalnie raz w miesiącu muszę coś przeczytać, żeby jakoś funkcjonować. Kiedyś, gdy nie korzystałem tak często z biblioteki, czytałem to co miałem. Dlatego sagi o Tomku Wilmowskim, czy o Tomaszu Samochodziku mam przeczytane po ...naście razy ;)

Hmmmm... muszę przyznać, że i ja miałem podobne problemy. Tyle, że ja mam dość silnie rozwinięty zmysł kolekcjonera :tongue: i półki z książkami zapełniam wręcz z namaszczeniem :happy: Najgorzej jednak jest podczas wakacyjnych wyjazdów z rodziną, gdy przeczytam wszystkie zabrane książki, a do powrotu pozostaje jeszcze kilka dni.... W ostatnie, wakacje w akcie zupełnej desperacji dorwałem się do kupionej przez mamę gazety "Z życia wziętę" (lub jakoś tak) czytając całą od góry do dołu bez mrugnięcia okiem....

Z kolei na obóz harcerski nie zabrałem żadnych książek... Postanowiłem ćwiczyć silną wolę, lecz moje plany spaliły na panewce, bo za to inni wzięli. I skończyło się przeczytaniem dwóch pożyczonych książek....

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co myślicie o "Dziecko gwiazd. Atlantyda" - Michaliny Olszańskiej? Zaciekawiła mnie ta pozycja, bo interesuje mnie Altantyda, a podobno tytuł ten ma szansę stać się bestsellerem, a przynajmniej mierzyć się z wieloma wybitnymi dziełami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To ja jestem w takim razie chlubnym wyjątkiem, potwierdzającym regułę, bo w liceum z wypracowań dostawałem same jedynki z plusem, a mało nie czytam.

To już jest nas dwóch. Siedzę w klasie maturalnej i wciąż zaliczenie wypracowania (50%) jest nie lada wyczynem dla mnie. Lektury " Władcy Pierścieni" czy " Ojca Chrzestnego" nie pomagają niestety w " wbiciu" się w klucz odpowiedzi, aczkolwiek za język dostaję maksymalna ilość punktów ( + za specjalne walory pracy gdy gdzieś się uda doczepić Theodena czy nawiązanie do " Polowania na Czerwony Październik")

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co myślicie o "Dziecko gwiazd. Atlantyda" - Michaliny Olszańskiej? Zaciekawiła mnie ta pozycja, bo interesuje mnie Altantyda, a podobno tytuł ten ma szansę stać się bestsellerem, a przynajmniej mierzyć się z wieloma wybitnymi dziełami.

Z tym mierzeniem się z wybitnymi dziełami to chyba przesada, nie dajmy się zwariować. ;) A szansa na bestseller będzie wtedy, gdy wpompuje się sporo kasy w promocję. Czym tu reklamować taki tytuł? Oczywiście wspomnieć trzeba (koniecznie), że autorka miała w momencie pisania książki 15 lat. Od razu przychodzi mi na myśl inna piętnastolatka, Basia Kaczyńska i jej "Złowrogi sześcian". Dzieciaki piszą książki i to od razu z fabułą zaplanowaną na co najmniej trzy tomy. Czegoś to wam nie przypomina? :> Sądzę, że gdyby nie olbrzymi sukces Paoliniego, to wydawcy nie raczyliby nawet spojrzeć na taki tekst. Niedługo pewnie każde wydawnictwo będzie chciało mieć w "stajni" jakiegoś utalentowanego gimnazjalistę - trzeba kuć żelazo, póki gorące.

Nie zrozumcie mnie źle, nie mam nic przeciwko nastoletnim pisarzom i ich twórczości. Dzięki Eragonowi sporo młodych ludzi w ogóle sięgnęło po książki, a to już spora zasługa. Ja jestem jednak za stary i za wybredny na takie rzeczy. Ciebie, Vantage nie będę zachęcał, ani zniechęcał do powieści panny Olszańskiej, bo po prostu jej nie czytałem (i nie zamierzam). A jeśli naprawdę interesuje cię Atlantyda, to jest sporo książek o tym traktujących, wystarczy zapytać panią w bibliotece. ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czym tu reklamować taki tytuł?

I tu właśnie leży pies pogrzebany - w reklamie. Według mnie nie należy generalizować i sprowadzać książki do zabiegów reklamowych. Może i autorka miała pewne fory ze względu na wiek, ale treść też musiała być choćby poprawna (lub bardzo dobra dla młodzieży). Reklama reklamą, ale bez przesady.

Sądzę, że gdyby nie olbrzymi sukces Paoliniego, to wydawcy nie raczyliby nawet spojrzeć na taki tekst.

Kusi mnie, żeby się nie zgodzić, ale nie znam rynku wydawniczego od środka, więc ciężko mi powiedzieć. Czy podawanie wieku jest obowiązkowe przy przesyłaniu tekstu do wydawcy?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I tu właśnie leży pies pogrzebany - w reklamie. Według mnie nie należy generalizować i sprowadzać książki do zabiegów reklamowych. Może i autorka miała pewne fory ze względu na wiek, ale treść też musiała być choćby poprawna (lub bardzo dobra dla młodzieży). Reklama reklamą, ale bez przesady.

Może i trochę mnie poniosło, ale przecież nie oceniłem tej książki w żaden sposób. Nie czytałem jej, o czym wspomniałem później w poście. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że moja poprzednia wypowiedź przybrała wydźwięk raczej negatywny. Po prostu z doświadczenia wiem, że po książkach, których wydawca ujawnia nastoletni wiek autora nie można się wiele spodziewać. Po przejściu przez redaktora i korektora będą w najlepszym razie poprawne. Fakt, docelowy odbiorca takiej literatury to czytelnik niewyrobiony i jemu na zachętę wystarczy, że z tyłu okładki napisano:

Michalina Olszańska ma 17 lat (...)

Wróżymy jej wielką karierę na miarę Christophera Paoliniego, twórcy trylogii fantasy "Eragon"

Czyżby wydawca nie wierzył, że treść obroni się sama?

Czy podawanie wieku jest obowiązkowe przy przesyłaniu tekstu do wydawcy?

Nie mam pojęcia, czy jest obowiązkowe (też nie znam rynku wydawniczego od środka), ale nie o to mi chodziło. Zgodzisz się chyba, że taki "Eragon" jest książką mocno przeciętną (żeby nie powiedzieć słabą). Czy odniósłby tak wielki sukces, gdyby napisany został przez autora np. czterdziestoletniego? Dlaczego dopiero po Paolinim pojawiają się na rynku książki pisane przez tak młodych ludzi?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kilkanaście dni temu w bibliotece UW ruszyła akcja o uroczej nazwie Cmętarzysko Zapomnianych Książek. Antykwariusze oddawali tam pozycje, które się nie sprzedają. Zainteresowany płacił tylko za wstęp, dostawał dużą torbę, a potem mógł pakować tyle książek ile tylko zechciał :smile: Więcej informacji tutaj: http://www.conrada11.pl/?m=2&idk=1&idw=35

Jako że nie mieszkam w Warszawie na Cmentarzysko wybrałem się dopiero w "II turze", czyli w ten poniedziałek. W pierwszym tygodniu akcja cieszyła się nadspodziewanie dużym zainteresowaniem, toteż pojechałem z pewnymi obawami, iż nic dla mnie nie zostanie :tongue: (mimo że miano dorzucić 10 tys. książek). Cmętarzysko otwarto o 11, jednak ludzie stali w kolejce już od wczesnych godzin rannych. Dobrze, że miałem kumpla, który półtorej godziny wcześniej zajął mi miejsce w kolejce (dzięki!!). Inaczej, by mnie nie wpuszczono... A itak wszedłem gdzieś pięćdziesiąty.

To co się tam działo, uff, niesamowite przeżycie :tongue: Książki rozeszły się dosłownie w ciągu godziny. O 11 półki były zapchane. Po dwunastej nie było już właściwie czego szukać. zainteresowanie było ogromne. Te dobrych kilka tysięcy pozycji umieszczono w pięciu małych pokoikach. "Chodziliśmy" (a przynajmniej próbowaliśmy) ściśnięci jak diabli. Był moment, ze przez 15 min. (!) musiałem stać w jednym miejscu. Dostanie się do pudełek pod stołem, ba do samych półeczek, było nie lada wyczynem.

Należałoby w końcu wspomnieć coś nieco o samych ksiażkach. Tutaj się troszkę rozczarowałem. Spodziewałem się innych pozycji. A tak Cmetarzysko zdominowane było przez mnóstwo zagranicznych (głównie niemieckich i rosyjskich), medycznych, technicznych, mało znanych itp. książek. Typowych powiesci było stosunkowo niewiele. Zabarałem ze sobą ok. 20 książek w tym A. MacLeana, Joe Alexa, R. L. Stevensona.

Podsumowując: bardzo ciekawa akcja, warta przeżycia. Szkoda tylko, zż tytuły były takie, a nie inne... Ale mimo wszystko chciabym przezyć to jeszcze raz (klimat!)

Był ktoś? :chytry: Jak wrażenia?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak więc u mnie takie pochłanianie książek zaczęło się na początku 4 klasy podstawowej. Wtedy czytałem czasem nawet 1 książkę dziennie. Moimi ulubionymi były Mikołajek, Berry Gangster, Mateuszek, Harry Potter i inne tego typu bzdety. Dopiero potem zacząłem czytać trochę Sapkowskiego i trochę Tolkiena. Później miałem 2 lata przerwy i nie czytałem prawie nic. Całkiem nie dawno przebudziło się we mnie coś i nadrabiam zaległości czytając już po 2 książki na tydzień (około 800 stron tygodniowo).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podsumowując: bardzo ciekawa akcja, warta przeżycia. Szkoda tylko, zż tytuły były takie, a nie inne... Ale mimo wszystko chciabym przezyć to jeszcze raz (klimat!)

No to teraz bierz to książki i wskakuj to mojego tematu książko-wymiennego :happy: Jeśli nie interesują Cię książki po angielsku, to na pewno znajdziesz dobre książki po polsku u innych użytkowników... Link w mej sygnaturce :happy:

/KONIEC REKLAMY

Pytanie: Czy macie jakieś książki dla Was naprawdę ważne? Takie, które zmieniły choć nieco Wasz sposób patrzenia na świat. Wzbogaciły o coś więcej niż nieco czytelniczego spełnienia i wrażeń estetycznych.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak większość przeczytałem taką książkę i do dość całkiem niedawno. Oczywiście jest do ''Mały Książę'' - Antoine de Saint Exupery'ego. Książka jest właściwie jednym wielkim przemyśleniem i każde zdanie w niej chce nam coś ważnego przekazać. Nie będę tu rozpisywał o fabule, głównych postaciach itp., bo nie wierzę, że jest tu taka osoba, która tej książki nie czytała. A nawet jeśli jest, to niech szybko nadrabia zaległości.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Gość
Odpowiedz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Utwórz nowe...