Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

czyzyk

Eragon, Najstarszy, Brisingr, Dziedzictwo - Christoper Paolini

Polecane posty

Facet, nie osłabiaj mnie.

Morale, chociaż ma wpływ na wynik walki, nie zdziała rzeczy niemożliwych, do jasnej cholery. Chęć do walki i wysokie morale nie pomogły nam wygrać żadnego z powstań w naszej historii (których było sporo, a entuzjazm za każdym razem ogromny - dopóki nie było już absolutnie jasne, że sprawa jest beznadziejna). Nie pomogły też z kolei wygrać Niemiaszkom bitwy o Atlantyk - z tego względu, że pomimo wysokiego morale zostali za aliantami w tyle w dziedzinie postępu technologicznego. Dodatkowa sprawa to fakt, że morale jest tylko jednym czynnikiem - samo ono

(a niczego innego wieśniacy z Carvahall nie mieli!)

, wobec przytłaczającej przewagi na każdym innym polu, nic nie da.

Jest to jak dla mnie totalna żenada, że muszę tłumaczyć rzeczy kompletnie oczywiste ludziom, którzy postanowili o nich zapomnieć - na potrzeby nieudolnej obrony najbardziej żałosnej książki w historii literatury fantasy.

Żołnierzy atakujących Carvahall było 30. Z Ra'zacami 32. W książce nie ma nic mowy o tym ilu było wieśniaków, ale podejrzewam, że troszkę więcej ich było. Następnie nie wiadomo czy to byli wyszkoleni żołnierze. Paolini pisał, że to tylko żołnierze. Nie ma nic o ich wyszkoleniu mowy. Ra'zacowie mogli zabrać żołnierzy przymusowo wcielonych do armii myśląc, przecież to tylko wieśniaki, co nam mogą zrobić.

Fakt, że nawet w takiej kategorii Eragon jest beznadziejny, zdaje się do jego obrońców w ogóle nie docierać... Bo przecież to, że ja wymagam fabuły i świata mających ręce i nogi, jest od razu dla nich wymogiem isnienia "drugiego dna". Chce mi się w tej sytuacji powiedzieć nie "drugie dno", tylko po prostu "dno"...

Teraz to chyba Ty nie zrozumiałeś sensu mojej wypowiedzi. Po pierwszy nie jestem obrońcom Eragona. Ba, nie jestem nawet jakimś tam wielkim fanem, po prostu przeczytałem ją kilka razy i uważam, że aż taka zła nie jest. Po drugie z tym "drugim dnem" chodziło mi o to, że nie jest to książka skłaniające do refleksji, owszem fabuła też nie zachwyca ale da się czytać. Jeśli Ci się podoba to proste - nie czytaj, nie myśl o niej, wogóle ja olej, a nie wkurzał się na kogoś kto ma inne zdanie niż Ty.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Książki nie czytałem, ponieważ jest masa innych pozycji o wiele bardziej wartościowych. Aczkolwiek, dorzucę moje pięć groszy do tej, ekh, dyskusji.

[...] nie wiadomo czy to byli wyszkoleni żołnierze. Paolini pisał, że to tylko żołnierze. Nie ma nic o ich wyszkoleniu mowy. [...]

Nie wiem, jak to jest u Paoliniego, ale przeważnie żołnierz=ktoś wyszkolony do walki (chociażby po jakimś krótkim kursie przygotowawczym). Śmieszne, jeżeli to byli żołnierze:"Jestem tylko żołnierzem, nie mogę Ci pomóc, przecież nie szkolili mnie do tego" (to dlaczego nazywasz się żołnierz...).

Pzdr.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nareszcie ktoś stanął po mojej stronie!! Dzięki wielki Panie i Panowie...

@Bazil:

Co Ty się tak emocjonujesz?? Nie bijemy się tu o złote kalesony ani nawet skarpetki.... Nie musisz z taka zawziętością bronić swych racji - nie myślisz chyba, że ktos znienawidzi tą książke po przeczytaniu paru Twoich postów z powtarzającymi się argumentami i wulgaryzmami...

@lordeon:

Właśnie tłumaczę zagorzałym zwolennikom teorii plagiatu, że tyle zostało wymyślone, że trudno napisać/stworzyc cos naprawdę oryginalnego...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobra, dorzucę parę groszy od siebie, jeśli nikt nie ma nic przeciwko (a jak ktoś ma coś przeciwko, to i tak dorzucę):

1 - Podbiel95 - ja tam mam pewne problemy z zagłębieniem się w całość 9i to jeszcze z przyjemnością), gdy średnio raz na rozdział (a często i więcej razy) uderzam głową w blat/ścianę/od biedy samą książkę, załamując się nad absurdem i idiotycznymi wątkami, których w książce jest sporo. ale jak ty umiesz się w takiej sytuacji z przyjemnością zagłębić w całość, to cóż... gratuluję.

2 - Trudno stworzyć coś oryginalnego?? A guzik prawda, wystarczy się postarać, stworzyć ciekawe realia odbiegające od standardowego "magicznego średniowiecza" fantasy. Przykład?? A proszę bardzo - "Kroniki Wardstone" - seria, której akcja rozgrywa się w świecie inspirowanym brytyjskimi legendami i wiejskimi wierzeniami. Ile takich książek było?? bo ja, poza tym cyklem znam ich aż... 0. Mało?? Proszę bardzo - "Kroniki Pradawnego Mroku", których akcja rozgrywa się w realiach podobnych do tych z "Mój Brat niedźwiedź" 9ale przedstawia je w trochę poważniejszy sposób". Naprawdę wystarczy się wysilić, żeby stworzyć coś oryginalnego, nie trzeba cofać się w czasie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W książce nie ma nic mowy o tym ilu było wieśniaków, ale podejrzewam, że troszkę więcej ich było.

I co z tego, skoro żaden z nich nie miał prawdziwej broni, a nawet gdyby miał, nie umiałby się nią posługiwać? Zresztą, z tego, co było wyraźnie widać, liczebność wcale nie była wieśniakom potrzebna - Roran Niezwyciężony Wsiok Ze Swoim Młotem (a w jednej scenie bodaj też Sloan) w pojedynkę rozprawiał się z iluś tam żołnierzami.

Następnie nie wiadomo czy to byli wyszkoleni żołnierze. Paolini pisał, że to tylko żołnierze. Nie ma nic o ich wyszkoleniu mowy.

Mówiłem ci, żebyś mnie nie osłabiał. Tymczasem ty bijesz kolejne rekordy absurdu.

Jeśli twoim zdaniem jest coś takiego, jak niewyszkoleni żołnierze, to czemu zaraz nie wymyślić lekarzy, których nikt nie nauczył leczyć? Albo matematyków, którzy nie posiadają wykształcenia? Albo pływaków, którzy nie umieją pływać? Ponownie, ręce opadają.

Ra'zacowie mogli zabrać żołnierzy przymusowo wcielonych do armii myśląc, przecież to tylko wieśniaki, co nam mogą zrobić.

Nawet poborowych - jeśli nawet takich podstawowych rzeczy nie wiesz - się szkoli, a nie tylko daje do rąk broń i posyła do walki. Argumentując zaś w ten sposób, można z równie wielkim powodzeniem dowodzić, że to byli z pewnością doborowi żołnierze, bowiem mieli przecież do wykonania delikatne zadanie.

Teraz to chyba Ty nie zrozumiałeś sensu mojej wypowiedzi.

Mylisz się, zrozumiałem doskonale. To, czy się uważasz za obrońcę Eragona, czy nie, ma znaczenie jak najbardziej drugorzędne.

Po drugie z tym "drugim dnem" chodziło mi o to, że nie jest to książka skłaniające do refleksji, owszem fabuła też nie zachwyca ale da się czytać.

Przecież o tym właśnie mówię - nawet jeśli wziąć pod uwagę oczywistą oczywistość (ot, wodę w proszku żeś wynalazł!), że Eragon nie jest książką skłaniającą do refleksji, nawet w kategorii powieści nieambitnych jest dnem.

Czytać może i się da, ale co to za czytanie - kiedy podobne wrażenia mam przy lekturze amatorskich opowiadań w sieci (takich z dolnej półki), za które w dodatku nie muszę płacić. Przy czym Paolini, mimo że posiada umiejętności pisarskie dokładnie takie, jak ci amatorzy - znikome - w przeciwieństwie do nich wydał swojego śmiecia i zarobił na tym. Czyż to nie jest chore?

Na pewne absurdy można przymknąć oko (gdzieś tam wyżej w postach wspomniany jest wątek Rorana - absurdalny i głupi ale mniejsza z nim)

:wallbash: Taaaaak...

Co prawda postać, wokół której ów żałosny wątek się kręci, to jedna z ważniejszych w utworze. Co prawda jest rozpisany na całe rozdziały i duży objętościowo (w Najstarszym bodaj pół książki - wespół z równie beznadziejnym wątkiem Elvy - zajmuje). Co prawda co i rusz autor odchodzi od głównej linii fabularnej, żeby o tym pisać. Co prawda ów wątek to w ogólnym rozrachunku istotna część składowa całej opowiedzianej historii.

Ale nic to - przymknąć oko, mniejsza z tym...

I do ludzi twierdzących że to zrzynka ze Star Wars - w to co gracie na komputerach to 90% zrzynki z wcześniejszych tytułów (a i owszem!) więc o co to halo?

Przepraszam, ale takie hasełko, rzucone w formie ogólnika i niepoparte na dodatek żadnymi przykładami, dowodami, ani argumentami, nie zasługuje na to, aby na nie rzeczowo odpowiadać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rzeczowo na temat zrzynek? W ilu współczesnych grach ratujesz świat?

A w ilu go nie ratujesz? Zresztą tu nie chodzi o samą tematykę (ratowanie świata), ale o to, z jakich wątków i motywów została zbudowana.

LOTR - ratowanie świata.

HP - też ratowanie świata.

PLO - ratowanie świata.

bla, bla, bla... we wszystkich świat ratują, ale nie we wszystkich jest to przedstawione w taki sam sposób.

Grasz w fifa 11 - i to rżnięcie z SensibleSoccer.

No i widzisz, znowu nie rozumiesz. Nie można zarzucić grze sportowej, że jest zżynką z innej gry sportowej. To tak samo, jak zarzucić Myśliwskiemu, że pisze o wsi, skoro Reymont już to zrobił.

Rozwój postaci i inne pierdoły rpg? Baldurs gate. Może choć przygodówki nie są wtórne? Załamię cię bo większość zagadek już była w starszych grach, wszelakie przelewanie cieczy, szukanie kluczy czy dopasowywanie przedmiotów.

No i znów - to mechanika gry. Tak samo jakby zarzucić powieści, że nie jest dramatem. RPG opiera się na rozwoju postaci, bo to taka przyjęta forma, podobnie jak przygodówki i zbieranie przedmiotów. To forma, nie treść. W przypadku książek pana P. nie chodzi o formę - bo przecież nikt nie zarzuca mu, że to powieści (a nie np. poematy heroikomiczne - do których im bliżej...).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To ja nie chcę takich wpisów czytać
To nie czytaj. :tongue: A na serio, dobrze, że coś się dzieje w dziale, dobrze, że jest dyskusja. Niech jedni piszą, że książki Paoliniego są fajne, a inni niech z uporem godnym lepszej sprawy piętnują te powieści. Fajnie się to wszystko czyta. :wink: Na końcu i tak wszyscy wyjdą z taką samą opinią jaką mieli na początku, nikt nikogo do swoich racji nie przekona. Taki urok zawziętych internetowych (ale i nie tylko takich) dyskusji. :smile:

ale skoro razi cię i kogoś innego wtórność opowieści (...) to tak naprawdę po co je czytacie?
Może kiedy sięgali po książkę, jeszcze nie wiedzieli, jak słaba się okaże. Może przeczytali po to, żeby mieć własne zdanie i móc je potem wyrażać na forach, które do tego przecież służą. Ten temat to nie kącik fanów Paoliniego, każdy może się wypowiedzieć (pod warunkiem, że zrobi to w miarę kulturalnie).
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak do plagiatów wtrącę: w Gamedecu, w "Sprzedawcach Lokomotyw", gdzie główny wątek był przeplatany informacjami mediów, pojawiło się coś takiego(akcja dzieje się w okolicach XXII/XXIIIw)

"Udowodniono mu kilkaset niezamierzonych plagiatów i kilkanaście zamierzonych".

:D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nawet poborowych - jeśli nawet takich podstawowych rzeczy nie wiesz - się szkoli, a nie tylko daje do rąk broń i posyła do walki. Argumentując zaś w ten sposób, można z równie wielkim powodzeniem dowodzić, że to byli z pewnością doborowi żołnierze, bowiem mieli przecież do wykonania delikatne zadanie.

Oczywiście przesłuchanie jednego wieśniaka jakim w ich rozumowaniu był Roran wymaga całego batalionu uzbrojonych po zęby, doskonale wyszkolonych żołnierzy. Przecież wiedzieli, że misja polega na przesłuchaniu Rorana, to po co rozpijali się po tawernie, zabili jednego i podpalili im stodołę?? Czy tak się zachowują wyszkoleni żołnierze mający świadomość, że wykonują delikatnie zadanie??

Przecież o tym właśnie mówię - nawet jeśli wziąć pod uwagę oczywistą oczywistość (ot, wodę w proszku żeś wynalazł!), że Eragon nie jest książką skłaniającą do refleksji, nawet w kategorii powieści nieambitnych jest dnem.

Czytać może i się da, ale co to za czytanie - kiedy podobne wrażenia mam przy lekturze amatorskich opowiadań w sieci (takich z dolnej półki), za które w dodatku nie muszę płacić. Przy czym Paolini, mimo że posiada umiejętności pisarskie dokładnie takie, jak ci amatorzy - znikome - w przeciwieństwie do nich wydał swojego śmiecia i zarobił na tym. Czyż to nie jest chore?

Tak oczywiście. Przecież jeśli Tobie się ta książka nie podoba, jeśli Ty uważasz, że Paolini to idiota , a jego książka to śmieć i głowisz się na tym jak takie coś można czytać , a tym bardziej kupować, to ja żadnych argumentów nie mam . Bo i po co?? Tobie się nie podoba, mi nawet i sprawa zakończona.

A tak w sumie to tak jak napisał Lordeon, to musiałeś przeczytać 3 tomy. Jeśli Ci się nie podobał ani jeden to po jaką cholerę brałeś się za następny?? Żeby podniecać się tym, że książka jest beznadziejne beznadziejna, że nie ma tam nic wartego uwagi?? Jak dla mnie to takie coś jest chore.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rzeczowo na temat zrzynek? W ilu współczesnych grach ratujesz świat?

Nie, nie, nie, nie, nie, nie...

Zanim zaczniesz poddawać w wątpliwość jakąś tezę, zasięgnij chociaż jakiejkolwiek informacji, na czym się ona opiera. W tym zaś przypadku pokazujesz, że nie masz najmniejszego pojęcia, jak uargumentowana jest teza "Eragon to zrzynka z Nowej Nadziei" - bo zamiast podawać konkrety, ślesz jakieś ogólniki typu "bo powtarza się motyw walki dobra ze złem" - na których wyżej wspomniana teza wcale się nie opiera.

Nie chce mi się po raz nie wiadomo, który, pisać tego samego, więc skopiuję z innego forum:

Byli sobie kiedyś wojownicy, strzegący pokoju - Jeźdźcy (dokładnie tak, jak rycerze Jedi). Mieli wielką Moc, a ich orężem był miecz, o kolorowej klindze (tak jak kolorowe były miecze świetlne:)). Tak było póki taki Galbatorix nie postanowił ich obalić za dawne krzywdy (tak jak imperator Palpatine postanowił dokonać zemsty na Jedi). Przyłączył się nawet do niego taki Morzan (tak jak Palpatine przeciągnął na swoją stronę Dartha Vadera). Jeźdźcy upadli i wyginęli (tak jak upadli i wyginęli Jedi), rządzi złe imperium (tak jak w SW), a opowiadania o dokonaniach Jeźdźców zostały zredukowane do roli legend i archaicznych, naiwnych wierzeń (tak jak za bujdy uznawano w starej-nowej trylogii Star Wars opowieści o Jedi i Mocy).

Teraz będzie jeszcze lepiej: główny bohater, Eragon, jest wychowywany przez wuja (tak jak Luke Skywalker i jego wujaszek Owen), nie zna swojego ojca (tak jak Luke o tym nie wiedział). I dalej - Eragon wchodzi w posiadanie Jedynej Nadziei Rebeliantów - smoczego jaja (tak jak Luke przypadkiem dostał w swe ręce R2D2 z danymi Gwiazdy Śmierci), które z wielkim trudem Pewna Księżniczka - Arya - ocaliła z rąk imperialnych drani (tak jak Leia z wielkim trudem pozbyła się z pokładu statku planów, umieszczając je w pamięci R2D2). Spotyka starego Jeźdźca, Broma (tak, jak Luke spotkał Obi-wana Kenobiego), po czym, gdy z jego domu zostają ruiny, a z rodziny stygnące ciała (tak, jak to, co przytrafiło się Luke'owi), wyrusza z nim w pełną niebezpieczeństw podróż.

W czasie tej podróży zresztą wędruje w serce imperium zła, ratując uwięzioną Księżniczkę (tak jak Luke i ferajna uratowali Leię na Gwieździe Śmierci). Po drodze oczywiście ginie Brom (tak, jak zginął Obi-wan), a Eragon musi się później wybrać na szkolenie do starego mistrza, Oromisa (tak, jak Luke wybrał się do Yody), o którego istnieniu dowiedział się z wizji (tak jak Luke'owi ukazało się widmo Obi-wana). Eragon dużo później dowiaduje się, że jest synem tego złego, co przeszedł na ciemną stronę - Morzana (tak, jak Luke był synem Dartha Vadera). I tak dalej, i tak dalej, i tak dalej...

Rozwój akcji Nowej Nadziei i Eragona też jest zadziwiająco podobny:

- Nowa Nadzieja zaczyna się, kiedy Imperium atakuje garstkę rebeliantów, wiozących ich Ostatnią Nadzieję, czyli plany gwiazdy śmierci, po czym biorą do niewoli księżniczkę, która w ostatniej chwili ową Ostatnią Nadzieję przed tymi z Imperium ukryła. Eragonie zaczyna się napaścią urgali na usługach Imperium na garstkę rebeliantów, przewożących ich Ostatnią Nadzieję, czyli smocze jajo, po czym biorą do niewoli księżniczkę Aryę, która w ostatniej chwili ukryła jajo przed tymi z Imperium.

- Potem mamy przeskok na jakąś zapadłą dziurę - Tatooine, gdzie plany gwiazdy śmierci trafiają w ręce jakiegoś chłopaczka-prostaczka, Luke'a. W Eragonie mamy przeskok na zapadłą dziurę - okolice Carvahall, gdzie smocze jajo dostaje się w ręce prostaczka, Eragona.

- W Nowej Nadziei wejście Luke'a w posiadanie planów gwiazdy śmierci sprowadza na jego rodzinę śmierć, której sam unika. W Eragonie fakt, że jajo trafiło w ręce Eragona, również sprowadza śmierć na jego bliskich.

- Nowa Nadzieja: Luke nasłuchuje się od Obi-wana - człowieka, którego uznawał za niepozornego dziwaka - opowieści o dawnej chwale Jedi, a potem dowiaduje się, że on sam nim był. Eragon: główny bohater też nasłuchuje się dawnych opowieści od jakiegoś Broma, którego uznawał za niepozornego dziwaka, i który sam okazuje się być Jeźdźcem. Zarówno Obi-wan, jak i Brom, przebywali w zapadłej wiosce w bezpośrednim sąsiedztwie swoich przyszłych uczniów dlatego, bo wiedzieli, kim byli ich ojcowie, i postanowili gagatków obserwować od najmłodszych lat.

- Kiedy Luke'a nic już nie trzyma na Tatooine, wyrusza wraz ze starym mistrzem, Obi-wanem, w pełną niebezpieczeństw podróż, w czasie której odbywa wstępne szkolenie. Gdy Eragona nic już nie trzyma w Carvahall, wyrusza w pełną niebezpieczeństw podróż u starego Jeźdźca, Broma, który udziela mu wstępnych lekcji.

- W czasie owej podróży Luke i Obi-wan trafiają do miasta, Mos Eisley, gdzie nieomal wpadają w zasadzkę imperialnych drani. W czasie podróży Eragon i Brom zjawiają się w Dras-Leonie (z drugiej strony nie jest to jedyne miasto na ich ścieżce przez co powiązania z SW stają się mniej nachalne gdzieś tak pośrodku, by niebawem powrócić), gdzie również imperialni dranie zasadzają się na nich.

- Do dotychczasowej ekipy dołącza świeży znajomy - Han Solo. Do Eragona i Broma dołącza Murtagh.

- Obi-wan ginie podczas podróży z rąk imperialnych drani (konkretnie jednego), przez co Luke jest teraz zdany na siebie, oraz na pomoc Hana, która z drugiej strony może się nie okazać bezinteresowna. Brom również nie dożywa końca podróży, a Eragon zdany jest na własne umiejętności oraz Murtagha, któremu też do końca nie ufa.

- Z pomocą Hana Solo Luke wdziera się do serca imperium zła, ratując przy okazji uwięzioną księżniczkę Leię, a potem wszyscy uciekają. Z pomocą Murtagha Eragon wydostaje się z serca imperium zła, ratując przy okazji uwięzioną księżniczkę Aryę.

- Dzięki pomocy Lei Luke i Han dowiadują się, jak dostać się do ukrytej bazy Rebeliantów. Dzięki pomocy Aryi Eragon i Murtagh odnajdują drogę do ukrytej bazy Vardenów.

- Krótko po tym, jak podróż Luke'a znajduje wreszcie swój koniec w bazie Rebelii, ta staje się obiektem ataku niezwyciężonego przeciwnika - gwiazdy śmierci. Krótko po tym, jak podróż Eragona znajduje wreszcie swój koniec w bazie Vardenów, ta staje się obiektem ataku niezwyciężonego przeciwnika - hord urgali na usługach Imperium.

- Luke Skywalker odgrywa decydującą rolę w obronie, kiedy to atakuje słaby punkt wrogiej potęgi i cudem udaje mu się dokonać rzeczy prawie niemożliwej. Eragon odgrywa kluczową rolę w zwycięstwie Vardenów, kiedy to atakuje słaby punkt wrogiej potęgi i również zbiegiem okoliczności udaje mu się zabić Durzę.

Na deser można dodać, że film trzyma się książkowej tradycji wyraźnego nawiązywania do SW, co fajnie wykpiono w pewnym filmiku na Youtube. Polecam obejrzeć:

Jak się do tego ma to twoje bajdurzenie o ratowaniu świata i innych ogólnikach? Nijak. Nie masz najmniejszego pojęcia, o czym gadasz. I jeszcze jesteś na tyle bezczelny, że sam z "hasełkami" w moją stronę wyjeżdżasz, mimo że to ty nie masz nic rzeczowego do powiedzenia.

No widzisz - ale skoro razi cię i kogoś innego wtórność opowieści (bo tak naprawdę ciężko napisać coś co nie ma ani jednego powiązania z innymi książkami - wręcz to niemożliwe)

Nie bądź śmieszny. Tutaj jest cała siatka powiązań i motywów, momentami wręcz toczka w toczkę skopiowana skądinąd - a ty bredzisz o tym, że "trudno jakichś tam powiązań uniknąć"? Wobec wyżej wspomnianego faktu, takie nędzne usprawiedliwienie nie przejdzie.

Nie przejdzie również dlatego, że zdecydowana większość (a nie tylko kilka) nazw na tej całej (też dość topornej, swoją drogą) mapie świata, fanom WP z czymś się kojarzy. I jest tego za dużo, żeby tak po prostu wierzyć, jak pierwszy lepszy naiwniak, że to są przypadkowe podobieństwa.

Hmmm... Czytałem (a w zasadzie próbowałem) przeczytać niegdyś "Diunę". Odrzuciło mnie po pierwszych 150-200 stronach. Dla mnie to totalna amatorszczyzna, mimo że niektórym się podoba.

Ośmieszasz się. Nazywasz autora dużo starszego, dużo dojrzalszego i dużo mądrzejszego od Paoliniego amatorem, bo... bo język i styl, jakich użył w powieści, były bardziej wyrafinowane i za trudne dla ciebie? Bo ty byś chciał styl niedojrzały i grafomański, jaki był w Erasiu? Ergo - według ciebie ten, kto pisze mądrze i dojrzale, jest amatorem, a ten, kto pisze jak grafoman - dobrym pisarzem? Dokładnie odwrotnie, niż nakazywałby rozum i zdrowy rozsądek?

Ciekawi mnie więc w jaki sposób przeciwnicy tej książki zdołali przeczytać wszystkie trzy dostępne części skoro już pierwsza im się nie podobała? Na siłę to robili?

Nazwij to "męczeństwem za sprawę" - powinno ci się spodobać. Jeśli ktoś ma zamiar coś krytykować, powinien mieć do tego podstawy. Co zresztą świetnie kwituje twoją - pożal się Boże - "opinię", wygłoszoną o Diunie.

Dlatego też dziwię się że zamiast pogadać "o tym co mi się podoba" wolą swoją produktywność wyrazić w temacie który wyraźnie im nie leży.

Gdyby mi nie leżało równanie Erasia z ziemią, w ogóle bym tu nie zaglądał.

Natomiast gadanie o tym, co się podoba, jest bezproduktywne i bezsensowne - nie prowadzi do absolutnie żadnych konstruktywnych wniosków i prowadzi tylko do tego, że stoi się w miejscu. Podobnie jak stałe pochwały bez słów krytyki powodują, że człowiek się nie rozwija - uczyć się można na błędach, a nie na ciągłym głaskaniu po głowie.

Nie lubię "Diuny" ale nie wszedłem do tematu o niej i nie zacząłem nawijać że jej autor to amator że zęby mnie bolą

Nic dziwnego, że nie wszedłeś - nie przeczytałeś nawet tej książki, bo okazała się dla ciebie za trudna, nie miałbyś więc nic do powiedzenia w temacie.

O tym, jak żałosne jest w tej sytuacji nazywanie Franka Herberta "amatorem", już się produkowałem parę akapitów wyżej.

Oczywiście przesłuchanie jednego wieśniaka jakim w ich rozumowaniu był Roran wymaga całego batalionu uzbrojonych po zęby, doskonale wyszkolonych żołnierzy.

Misja wymagała porwania Rorana, a nie przesłuchania go. Co by im było z przesłuchania Rorana, który najpewniej nie miał zielonego pojęcia o tym, gdzie Eragon się zmył? Natomiast mienie go w celi więziennej uczyniłoby zeń niezłą kartę przetargową dla Asteri... tego, Galbatorixa.

Tak oczywiście. Przecież jeśli Tobie się ta książka nie podoba

Ile razy mam powtarzać, do licha ciężkiego? Kiedy wreszcie dotrze do tych zakutych łbów?

Jeśli mowa tu o takim "autorze", który nie umie nawet środków stylistycznych używać, i generalnie rzecz biorąc nie posiada umiejętności pisarskich - co da się stwierdzić ROZUMOWO, a nie poprzez gust - to kwestii, czy mi się to podoba, nie ma sensu ani potrzeby uwzględniać w dyskusji.

I jeśli tobie się podoba, że Paolini traktuje cię jak idiotę, idiotyzmy ci podając na tacy i każąc za to płacić - bardzo proszę. Zastanawia mnie tylko twój brak poszanowania dla własnej osoby i własnej inteligencji.

A tak w sumie to tak jak napisał Lordeon, to musiałeś przeczytać 3 tomy. Jeśli Ci się nie podobał ani jeden to po jaką cholerę brałeś się za następny?? Żeby podniecać się tym, że książka jest beznadziejne beznadziejna, że nie ma tam nic wartego uwagi?? Jak dla mnie to takie coś jest chore.

Jeśli według ciebie chore jest staranie się o to, żeby mieć jakieś konkrety i argumenty w ewentualnej dyskusji, żeby mieć pojęcie o tym, co się krytykuje - mogę tylko rozłożyć ręce.

Jeśli zaś chodzi o Lordeona - osobnik, który wbrew wszelkim prawidłom logiki i zdrowego rozsądku nazywa autora piszącego w sposób dojrzały i trudny "amatorem", a grafomana chwali, powinien naprawdę zachować dla siebie uwagi odnośnie mojego "męczeństwa za sprawę".

Swoją drogą, Brisingra jeszcze nie przeczytałem - próbowałem się w to zagłębić kilkakrotnie, za każdym razem na próbę zaczynając od innego kawałka. W każdym przypadku kończyło się to tak samo - odłożeniem przeze mnie książki po kilku, góra kilkunastu minutach, jako że zniesmaczenie nie pozwalało mi jej czytać dalej. Wspomniane zaś przeze mnie ongiś porównanie z zapachem Lethblaka sobie już w pamięci zakodowałem, bo tak żałosnej i tak nieumiejętnie zbudowanej figury stylistycznej w słowie pisanym naprawdę nigdy nie widziałem - nawet jeśli wziąć pod uwagę te amatorskie opowiadanka w sieci.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bazil - wziąłeś mój pomysł na porównanie star wars z eragonem i go ulepszyłeś - ale nie amm ci tego za złe, bo zrobiłeś to 100x razy lepiej odemnie ( zakryj to może czernią, bo jeszcze warna dostaniesz za spoilerowanie ).

Ja za to, pozowliłem sobie na podstumownie niedorzeczności, wad i plagiatów występujących w tej książce.

a) w eragonie wieśniacy są o wiele mocniejsi i lepiej wyszkoleni od żołnierzy

b) eragon = star wars ( tak jak avatar = pocachontas )

c) przepakownie książki nudnymi i nieciekawymi wątkami (elva ) i...

d) rozwlekanie ich na 1/2 książki, przez co z zapowiedzianych 3 książek zrobiły nam się 4

c) wyżeranie kasy z klientów ( wydajmy normalną wersje, potem rozszerzoną, a starych klientów miejmy w du$@e - niech płacą jescze raz )

e) główny zły ma najwyraźniej obs%@!$ i nie może ruszyć się z zamku nawet na kilometr.

f) jak sie chce, to można komuś skasować imie

g) przewidywalność na poziomie : zjadłem ogórka i wypiłem pepsi - będę miał rozwo24$@!

No cóż - poprosiłbym kogoś o uzupełnienie tej listy, bo niestety nie mam odwagi jescze raz spojrzeć na tę "książkę" i wypisać więcej.

Co do ratowania świata w grach można wam mówić, ze w nie każdej grze się go ratuje, ale wy nadal będziecie argumentowali tak samo. Jednakże w tych w których już to robimy, istnieje jedna, mała różnica - za każdym razem ROBIMY TO INACZEJ !!! W końcu w każdej grze nie ma - "oohhhh, ratujmy świat, musimy znaleźć 3 kamienie superpotęgi i użyć ich przy zaćmieniu słońca ". A eragon to po prostu splagiatowany szablon całej historii star wars ( w końcu eragon to DOKŁADNIE to samo co star wars tylko że w magicznym średniowieczu ).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czytałem (a w zasadzie próbowałem) przeczytać niegdyś "Diunę" (...) Dla mnie to totalna amatorszczyzna, mimo że niektórym się podoba (...) Dlatego też dziwię się że zamiast pogadać "o tym co mi się podoba" wolą swoją produktywność wyrazić w temacie który wyraźnie im nie leży.
Ależ leży. Zamiast pogadać "o tym co im się podoba", gadają o tym co im się nie podoba. :happy: Po raz drugi mówię, że to nie jest kącik fanów Paoliniego.

Nie lubię "Diuny" ale nie wszedłem do tematu o niej i nie zacząłem nawijać że jej autor to amator że zęby mnie bolą
Dlaczego nie? Wejdź i napisz dlaczego ci się nie podoba. Szczególnie jestem zainteresowany tą amatorszczyzną - w czym się ona według ciebie przejawia?

pierwsza część Paolini napisał w wieku 15 lat. Ilu z was w tym wieku napisało "dzieło" na przynajmniej 100 stron które było by choć w połowie tak sensowne?
Nie trzeba być filmowcem, by móc twierdzić, iż produkcje Uwe Bolla są do niczego. Nie trzeba być twórcą gier, by móc krytykować kaszanki.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Muszę wtrącić kilka słów ,bo widzę ,że z tej dyskusji mogą wyjść niefajne rzeczy.

Po pierwsze:Wszystkie 3 części czytało się Mi bardzo dobrze.

Po drugie:Czy potrafiłbyś stworzyć tak wartką akcję jak Paolini ?

I w koncu po trzecie:Czy potrafiłbyś napisać jakąkolwiek sensowną książkę na PONAD 300 stron w wieku 15 lat?

(Radzę przemyśleć sobie mój post i dopiero potem wnosić cokolwiek wartościowego do dyskusji)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Muszę wtrącić kilka słów ,bo widzę ,że z tej dyskusji mogą wyjść niefajne rzeczy.

Po pierwsze:Wszystkie 3 części czytało się Mi bardzo dobrze.

Co to kogo obchodzi? I co to wnosi do tej dyskusji?

Po drugie:Czy potrafiłbyś stworzyć tak wartką akcję jak Paolini ?

Bum! Jeb! Bum! Trach! I'm your fatheeeer! Nooooo! JEBUDU!

Po pierwsze - to, że nie potrafiłbym napisać książki nie znaczy, że każdą książkę mam traktować z nabożnym szacunkiem, bo "ja bym takiej nie napisał".

Po drugie - Paolini stworzył tak wartką akcję, że niby coś tam się cały czas działo, a jednak książka tak mnie nudziła, że "dwójkę" ledwo zmęczyłem do końca, a "trójkę" odstawiłem po 300 stronach. Część pierwszą czytałem, jak miałem jakieś 10 lat, więc to się nie liczy :)

I w koncu po trzecie:Czy potrafiłbyś napisać jakąkolwiek sensowną książkę na PONAD 300 stron w wieku 15 lat?

<ciach>

Przez wycięty obrazek chciałem przekazać, że masz zadatki na jurora "Mam Talent".

(Radzę przemyśleć sobie mój post i dopiero potem wnosić cokolwiek wartościowego do dyskusji)

SIR, YES SIR!

MSaint>>>nie umieszczaj dużych, rozciągających stronę obrazków. Nie umieszczaj obrazków w roli reaction images, nie jesteśmy na imageboardzie.

Psieplasiam :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[...] Czy potrafiłbyś...?[...]

Nie, nie potrafiłbym (a tak szczerze, to nie wiem, bo nie próbowałem). Ale co to ma do rzeczy? Nie potrafiłbym wielu rzeczy, ale rozpoznać 'dzieło' potrafię. To, że ja bym nie napisał, nie znaczy, że nie mogę ganić autora; ot prawa rynku.

wieku 15 lat?

A co ma wiek do rzeczy? Pisanie książek, to nie zabawa. Literatura, to tzw. kultura wyższa i nie powinno być w niej miejsca dla Paoliniego (i wielu innych).

Swoją drogą, Gombrowicz napisał o pewnej sytuacji, jaka mu się zdarzyła: napisał książkę, zaniósł ją przyjacielowi. Ten po przeczytaniu spalił rękopis a z autorem zerwał kontakt, tak zły ten twór był. Podobnie powinno być z Eragonem, "dzieło spalić", autora pożegnać (no ale skoro rodzice wydali...).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Awrrr...

Akurat wątek Elvy jest jednym z ciekawiej skonstruowanych,

ukazuje że człowiek który czegoś nie jest pewny, może schrzanić komuś świat swoją pomyłką. No i tłumaczy sojusz kulli i vardenów.

Wątek Elvy jest zbudowany w oparciu o wymyślony na siłę problem i poprowadzony w sposób, delikatnie mówiąc, kuriozalny. Mimo usilnych starań, nie jestem w stanie doszukać się artyzmu w dziewczynce opychającej się jedzeniem, a później je zwracającej. Nie jestem też w stanie doszukać się sensu w postawionym przez autora założeniu, że zmiana jednego słowa w zdaniu spowoduje zmianę dziewczynki w mutanta. Niech zgadnę, aczkolwiek - autora zwyczajnie nie było stać na bardziej subtelne ukazanie kogoś, kto ma "być ochroną od złego"?

No i gdzie tu są blastery, walki na miecze świetlne i gromada klonów?

Już mi się nawet nie chce... :rozpacz:

Nikt nie mówi że MUSISZ to kupić. Analogicznie jak z dlc dla gier komputerowych. Skoro to wyłudzanie kasy (i jak sam twierdzisz - na szmelc) to po co to robić? A to mnie uważają za kretyna!

Współczuję kolegów, ale abstrahując już od ostatniego zdania - niestety, nikt z nas nie posiadł tajemnej zdolności telepatii, co oznacza, że chcąc wydać o książce opinię, musi ją najpierw kupić i przeczytać.

I mała errata na finisz posta - pierwsza część Paolini napisał w wieku 15 lat. Ilu z was w tym wieku napisało "dzieło" na przynajmniej 100 stron które było by choć w połowie tak sensowne??

Kolejny najbardziej trywialny z możliwych argument. Po pierwsze przypomnijmy, że Paolini NIE NAPISAŁ Eragona w wieku piętnastu lat. Wtedy dopiero zaczął nad nim prace - książka w efekcie powstała w rzeczywistości kilka lat później. Ale spece od marketingu, jak widzę, skutecznie nagięli w tej materii prawdę.

Po drugie - co ma do tego wiek autora? Szczególnie, że nawet na naszych rodzimych blogach można spotkać twórców w podobnym wieku, którzy od Paoliniego piszą dużo lepiej, a mimo to mają dość samokrytycyzmu, aby się przyznać, iż z wydaniem czegoś wolą poczekać, zanim zaczną pisać dojrzale.

Już to mówiłem, kilkakrotnie zresztą. Nadal nie dotarło?

I jakoś wcale nie czuję się na siłach żeby przebić Paoliniego - co niektórzy widocznie chcą zrobić.

Bardzo nisko się cenisz. Przebić Paoliniego jest ogromnie łatwo - wystarczy zrobić coś, czego on przy tworzeniu Erasia nie zrobił - starać się.

Mam tu na myśli rzecz jasna poziom pisania, bo wydanie książki i sprzedaż to już zupełnie inna bajka.

Niektórzy nie chcą się pogodzić z myślą że dana książka się komuś podoba, że pewna doza umowności być MUSI (choćby w przypadku smoka - są smoki i Smoki). Nie wińmy autora że zrobił z Saphiry smoczycę mniej inteligentną niż Glaurung. Napisał książkę dla nastolatków jako nastolatek - liczę na to że może później napisze coś dla starszych odbiorców.

Nie, no... ja się tutaj po prostu powieszę.

To nie jest sprawiedliwe, psia mać. Moderator wymaga ode mnie utrzymania nerwów na wodzy, co jest zadaniem dość trudnym w sytuacji, kiedy nie widzę, żeby do moich rozmówców docierało choć słowo z tego, co mówię.

Mówiłem na przykład, że potoki głupoty i nonsensu w założeniach świata Eragona są zatrważające - a on tu gada o "pewnej dozie umowności". Nic nie dotarło.

Mówiłem, że nawet w kategorii książek napisanych w sposób prosty, Eragon jest dnem (z tego choćby względu, że w przeciwieństwie do innych utworów, nie napisała go osoba umiejąca w ogóle pisać). A on się powołuje (który raz już to słyszę?) na fakt, że to powieść prosta.

Przedstawiłem całą siatkę powiązań fabularnych i merytorycznych pomiędzy Eragonem, a SW. A on wyskakuje z blasterami.

A kiedy za którymś razem szlag mnie trafi - to oczywiście moja wina, że się nie umiem opanować. Każdy ma prawo się wściec, kiedy po raz n-ty musi powtarzać to samo, bez żadnych gwarancji, że tym razem dotrze.

Dla wyjaśnienia tej nieszczęsnej "Diuny" - jak to się stało że krysnóż był na początku bardzo rzadki i wogóle unikatowy, a potem jak się okazało co drugi fremen go miał?

To się dopiero nazywa swobodna interpretacja zdarzeń z książki...

Krysnóż w żadnym razie nie był unikatowy - był po prostu cenny i niełatwy do zdobycia, bowiem wyrabiano go z zęba czerwia pustynnego. Stąd każdy Fremen o swój krysnóż dbał. Na pewno nie zostało powiedziane, że to rzecz unikatowa i prawie niespotykana - chyba że ktoś miał na myśli jego dostępność poza wspólnotą Fremenów (poza siczą), gdzie nikt krysnoży nie wyrabiał.

Albo główny bohater

widział po tym jak mu wybuch atomowy wypalił oczy

?

Oczywiście, że widział. Widział z tego samego powodu, dla którego np. widział orbitującą ponad Arrakis flotę wysokich rodów - to maaagia.

Gdzie w tym jest błąd?

Po drugie:Czy potrafiłbyś stworzyć tak wartką akcję jak Paolini?

Biorąc pod uwagę, że ta "wartka akcja" u Paoliniego, to koszmarny ciąg zdarzeń nie wnoszących nic do fabuły i nie pchających jej w ogóle do przodu... tak, myślę, że bym potrafił. Myślę nawet, że już mi się to udało - ale to zapewne kwestia gustu.

I w koncu po trzecie:Czy potrafiłbyś napisać jakąkolwiek sensowną książkę na PONAD 300 stron w wieku 15 lat?

A co ma wiek autora do tego? Jak ktoś inny słusznie rzekł, literatura to nie piaskownica - jeśli ktoś nie umie pisać, niech się do tego nie bierze.

Powtórzę poza tym, po raz n-ty (MSaint, doceń mój wysiłek w trzymaniu nerwów na wodzy - mnie się chce już krzyczeć), że w sieci, nawet na naszych rodzimych sajtach, można się natknąć na autorów-amatorów również w wieku nastoletnim, którzy piszą od Paoliniego lepiej. Proponuję się rozejrzeć na forach, najlepiej o tematyce okołofantastycznej, w działach z szeroko pojętym fanartem. Albo nawet na Deviantarcie, bo tam też się czasem opowiadania jakieś publikuje. Na pewno znajdziecie tam amatorskie opowiadania, napisane lepiej, niż Eragon.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy potrafiłbyś stworzyć tak wartką akcję jak Paolini ?

Mam nadzieję że zdajesz sobie sprawę, że ta książka to miała byc trylogia, ale autor wydłużył ją na 4 części aby " wszystko mogło się spokojnie skończyć " (czy jakoś tak ). Poza tym, w brisingrze dopiero po POŁOWIE książki eragon dociera do vardenów. Ja bym tego wartką akcją nie nazwał.

Skoro pisanie książek to nie zabawa to co to jest do jasnej anielki? Przykry obowiązek?

Nie - pisanie książek to tzw. PRACA. Nie można oceniać książki po wieku autora np. " jest w niej wiele nieścisłości i nudy, ale autor ma tylko 15 lat ". To nie nasza sprawa że wziął się za pisanie w wieku 15 lat - równie dobrze mógł poczekać jescze 10, douczyć się wielu ważnych rzeczy, i napisac naprawdę solidne czytadło dla wszystko ( nie tylko dla nastolatków ).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powiem wam, że wcześniej byłem raczej neutralnie nastawiony do tych książeczek (czytałem je sporo czasu temu, pamiętam jako przeciętne czytadełka na dobranoc), lecz Wasze argumenty (na nie) zaczynają do mnie przemawiać, zwłaszcza jak sobie przypomnę kilka niedorzeczności. Kłują w oczy zwłaszcza jak sięgnie się po literaturę naprawdę wysokich lotów i porówna z tworem Paoliniego...

1. Roran - co to za idiotyczny pomysł, żeby jakiś cholerny wieśniak rozwalał SAM prawie całą armię w bitwie ?

2. I'm Your Father - zabieg (pewnie zamierzony zwrot w fabule) z prawdziwym pochodzeniem Eragona to według mnie tak oklepany schemat, że aż wstyd o tym wspominać.

3. Elfy - nie dość że potrafiły wykuwać wspaniałe miecze (to raczej robota dla krasnoludów), znali się na magii jak nikt inny (to akurat potrafię zrozumieć), to jeszcze byli długowieczni jak sama Śmierć... No po prostu śmiech na sali... Rasa idealna ! Brakuje tylko nieśmiertelności...

Wybaczcie jeżeli kopiuję cudze argumenty/przypuszczenia, ale nie zagłębiałem się zbytnio w każdą stronę dyskusji...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaraz, zaraz... jak to brakuje nieśmiertelności?? Przecież Elfy, zdaniem Paoliniego BYŁY nieśmiertelne.

(fakt, że dopiero po zawarciu "umowy" ze smokami, ale co z tego??)

Ponadto umiały dostosować kształt drzew do własnych upodobań (czyżby inspiracja brokilońskimi Driadami z Wiedźmina??), miały krzepę jak Orkowie w zbroi wspomaganej (chciałem wymyślić coś oryginalniejszego, niż "na sterydach"), widziały w ciemności jak sowy, a w dzień światło im po oczach nie waliło (kolejny absurd). Jedyne, w czym były gorsze od kogokolwiek, to rozmnażanie. ale i to da się przeboleć, zważywszy, że elfie dzieci - jak na rasę tak długowieczną- dorastały nadspodziewanie szybko. Kurde, nic dziwnego, że nie wierzyły w bogów, trudno byłoby wymyślić istoty potężniejsze od nich samych (A bogowie chyba powinni być sporo potężniejsi od swych wyznawców.). A tak z innej beczki - ktoś tu kiedyś wspomniał, że do książki wrzucono japoński miecz i że to nie bardzo pasuje (nie pamiętam, już kto to mówił) - gdzie ten japoński miecz się pojawiał, bo naprawdę nie pamiętam??

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z tego co wiem w większości książek elfy są prawie nieśmiertelne (lub nieśmiertelne) i są świetnymi rzemieślnikami (czytałeś Władcę Pierścieni? Tam też elfy miały świetne miecze. Wiedźmin - i miecz Ciri był robotą elfów) - więc o co chodzi?

Tak, czytałem. Elfy ani nie były tam nieśmiertelne, ani nie miały zbyt wspaniałych mieczy. Nie chodzi mi zresztą o samo wyrabianie mieczy, a o to, że elfy o Paoliniego były rasą idealną, jak dyskutant wyżej wspomniał trudno o istoty potężniejsze od nich... W tym akurat (choć nie tylko) chłopak nieco przesadził...

I jak to w "większości książek" ?

Zaraz, zaraz... jak to brakuje nieśmiertelności?? Przecież Elfy, zdaniem Paoliniego BYŁY nieśmiertelne.

(fakt, że dopiero po zawarciu "umowy" ze smokami, ale co z tego??

W takim razie zwracam honor, dość dawno to czytałem i pewne rzeczy wyleciały mi z głowy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To co powiedzieć o redaktorach w pierwszym lepszym brukowcu? Pod ścianę i strzelać? :rolleyes:

Porównujesz brukowce do książek. Ładnie. Dla mnie to jednak jest różnica.

Muzyka też kiedyś była "kulturą wyższą" i jakoś nie przeszkadzało to chłopstwu grać na piszczałkach czy innych instrumentach własnej roboty. Czy analogicznie do Paoliniego powinno się te piszczałki im zabrać i spalić ze słowami "nie znacie się na muzyce więc grać nie będzie wam dane?" :laugh:

Ale czy chłopstwo biegło z tymi piszczałkami do studia nagraniowego? Hmm? To raz. A dwa - nie deprecjonuj wartości twórczości ludycznej, bo to od niej się wszystko zaczęło, to od tego wywodzi się "kultura wyższa".

Poczytaj coś oprócz Paoliniego, może Ci się otworzą oczy i podasz jakieś sensowne argumenty. Pzdr.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...