Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

czyzyk

Eragon, Najstarszy, Brisingr, Dziedzictwo - Christoper Paolini

Polecane posty

Ej, Bazil, nie przesadzasz aby kolego? Są różne gusta. Jeśli lordeonowi Eragon się podobał, to super, ma do tego pełne prawo. Jak powiedziałem, jest to lektura szybka, lekka i dość przyjemna. OCZYWIŚCIE, nie jest to "Wiedźmin", "LoTR", czy "PLiO", ale na litość, przeczytać ot tak, bez zobowiązań można, jeśli komuś pozwala to zabić czas, choćby w pociągu (którymi nota bene jeżdżę ostatnio sporo więcej niż kiedyś), to co w tym złego?

@up Sam kiedyś tak mocno hejtowałem Eragona (po usłyszeniu wszystkich niepochlebnych opinii na jego temat), nawet w tym temacie. Po pewnym czasie skusiłem się na książkę siostry, leżącą tak smutno w kącie, i cholera, to się szybko czyta, w dodatku w miarę przyjemnie...Możecie mnie nazwać debilem, serio, i don't care. Zdaje sobie sprawę, że to "dzieło" raczej niskich lotów, ale jak powiedziałem. Traktuję je tylko i wyłącznie jako względnie przyjemny zabijacz czasu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oczywiście, że to zrozumiałem. Nie zrozumiałem natomiast dlaczego opinia Sapkowskiego > moja opinia na ten temat.

Twierdzisz, że zrozumiałeś, a już po chwili zadajesz kłam własnym słowom. A gdzie tam - guzik zrozumiałeś.

Na przykład?

Wat? Mam po raz setny tłumaczyć jak krowie na rowie żałośnie oczywiste rzeczy - bez żadnej gwarancji, że cokolwiek z tego dotrze? Niedobrze mi się już od tego robi. Przy czym cała ta robota jest o tyle frustrująca, że abym mógł być zeń w pełni usatysfakcjonowany, musiałbym chyba każdą tezę poprzeć dziesiątkami przykładów z książki i poświęcić jej osobny elaborat, na co nie mam ani siły, ani czasu. Bo przecież jeśli wybiorę tylko kilka przykładów fatalnego pisania, na przykład tylko kilka koślawych zdań czy dennych figur stylistycznych, wtedy w odpowiedzi mogę usłyszeć co najwyżej, że wyrywam zdania z kontekstu, że czepiam się pojedynczych drobiazgów i tym podobne. Co sprawia, że przy każdej kolejnej próbie tłumaczenia, dlaczego "Eragon" i kontynuacje to książki fatalne, coraz bardziej mnie mdli.

Chcesz elaboraty na ten temat poczytać? Proszę, odsyłam na stronę tworzoną przez ludzi, którzy w wolnym czasie zajmują się tłumaczeniem w sposób wyczerpujący, dlaczego Paolini jest tak fatalnym pisarzem i dlaczego jego książki są napisane w oparciu o totalną olewkę tego, co przy pisaniu jest naprawdę ważne: http://eragon-sporki..._Sporkings_Wiki

Polecam zwłaszcza te "epistuły" (Epistles) - możesz zacząć od drugiej, gdyż to właśnie w tym artykule autor tłumaczy ogólnie, co w "Eragonie" jest zrobione źle. Dalsze eseje odkrywaja jedynie kolejne wymiary absolutnej miernoty Paoliniego.

Ale, żeby nie było, że nie mam nic do powiedzenia od siebie, też mogę coś skrobnąć, w skrócie. Jak już mówiłem, znaj moją łaskę.

1. Kiedy prawdziwy pisarz decyduje się osadzić utwór w określonych realiach, stara się o nich dowiedzieć jak najwięcej, by mieć pojęcie, o czym pisze. Zanim Marcin Ciszewski napisał "www.1939.com.pl", zasięgnął języka w kwestii tego, jakiego sprzętu i jakiej techniki używa współczesne wojsko polskie (bo o militariach drugowojennych pojęcie miał już wcześniej, z racji wykształcenia). Zanim Naomi Novik napisała "Języki węży", których akcja rozgrywa się w Australii, wybrała się tam na wycieczkę krajoznawczą, by na własne oczy ujrzeć, jak to miejsce wygląda, jak przedstawia się geografia regionów, w jakie zamierza posłać bohaterów, by po prostu wiedzieć, o czym pisze. Nikt przy tym nie wymaga od pisarza, by był w danej dziedzinie ekspertem. Wystarczy, żeby się orientował, żeby miał pojęcie, co robi.

A jak to wygląda u Paoliniego? Ubzdurało mu się, że napisze typowe high fantasy rozgrywające się w pseudośredniowiecznym świecie - ale czy dowiedział się, choć odrobinę, jak żyli ludzie w owych czasach? Oczywiście, że nie. Poszedł totalnie na żywioł i wziął się za bezwstydny mariaż średniowiecza ze światem współczesnym. Widać to już od pierwszych rozdziałów, kiedy to wymyśla wioskę chłopów z ulicami i skrzyżowaniami, gdzie rzeczeni chłopi mieszkają w dużych domach z podłogą, pokojami, dachówką, gdzie rzekomo uboga rodzina głównego bohatera również w takowym domu mieszka, z osobną oborą, w dużym obejściu, gdzie do wioski zamieszkałej przez tych rzekomo ubogich chłopów przyjeżdża rokrocznie tłum kupców, jak gdyby tacy chłopi mieli nie wiadomo ile pieniędzy - zresztą, rzekomo ubogi, przybrany ojciec głównego bohatera autentycznie daje mu kieszonkowe, co to by mógł je wydać u tych kupców na pierdoły, poza tym ci rzekomo ubodzy chłopi opychają się mięsem (Eraś wstaje rano - i widzi, że jego przybrany ojciec z kuzynem żrą na śniadanie kurczaka), całkiem nieźle prosperuje tam rzeźnik, wioskowy bajarz ma z kolei w domu niebotycznie kosztowny księgozbiór... Przykłady można wyliczać bez końca. Rekordy głupoty biją pod tym względem kawałki rozgrywające się w domu Horsta, który, jak twierdzi Paolini, ma dwupiętrowy dom z balkonem i gargulcami, na wzniesienie którego "włożył wszystkie swe umiejętności" (bo oczywiście Paoliniemu się wydaje, że kowal jest jednocześnie architektem, cieślą i rzeźbiarzem), a na jego stół w porze obiadu wędruje kilkanaście różnych, szczodrze przyprawionych potraw. W późniejszych rozdziałach wcale nie jest lepiej. Brom robi dla smoka "siodło" dosłownie z niczego, w ciągu jednego dnia, nie mając ku temu ani odpowiednich materiałów, ani narzędzi (bo Paoliniemu się ubzdurało, że wystarczy do tego skóra). Bohaterowie wchodzą do obwarowanego murami miasta i autor pisze brednie, że domy w tym mieście miały podwórza. Eraś w ciągu paru tygodni staje się mistrzem miecza (acz nie wiem, czy to nie jest już po prostu pospolita głupota autora, a nie brak wiedzy), a posługiwania się tarczą czy walki w zbroi uczy się już zupełnie ad hoc (w obozie Vardenów dostaje tarczę, którą nigdy nie uczył się posługiwać... ale nagle umie to zrobić. Bo tak). Eraś potrafi założyć zbroję w dziesięć minut, lecąc na grzbiecie smoka. I jeszcze tysiące rzeczy, których nie będę tu wyliczał, których nie chce mi się nawet wyliczać, z powodów, które podałem powyżej, bo sprowadza się to wszystko do jednego. Paolini to głupi dzieciak, który nie ma zielonego pojęcia, o czym pisze i który ma swoje "dzieło" oraz czytelników, którym je wcisnął, tak głęboko w czterech literach, że nie chciało mu się dowiedzieć absolutnie nic przed jego napisaniem. I proszę mi tu nie wciskać bzdur, że przesadzam, ani że to wszystko tkwi w akceptowalnych granicach. Wcale nie tkwi - ignorancja Paoliniego na absolutnie każdym polu woła o pomstę do nieba gromkim głosem.

2. Zawieszenie niewiary jest fajne. Ale trzeba przynajmniej dać czytelnikowi jakąś szansę, by uwierzył, że "łyżka nie istnieje". Trzeba pozostać w granicach zdrowego rozsądku i elementarnej logiki.

Czy Paolini o takowe dba? Oczywiście, że nie. Jak już wyżej wspomniałem, ma kompletnie w czterech literach zarówno swoje "dzieło", jak i czytelników, wymyśla świat i fabułę na kolanie, w ogóle się nie przejmuje jakimkolwiek racjonalnym uzasadnieniem tego, co dzieje się w powieści. Nie chciało mu się dokładnie przemyśleć nawet tak podstawowych rzeczy, jak background całego świata. Historia zawiązania sojuszu ze smokami jest nielogiczna - zaczyna się od trwającej pięć lat wojny, którą zapoczątkował upolowanie jakiegoś smoka przy pomocy łuku (mimo że smoki mają ponoć pancerne łuski), mimo że nie ma żadnego logicznego uzasadnienia, by smoki przy swojej ówczesnej (cokolwiek zwierzęcej) mentalności, wykazywały się taką mściwą motywacją, potem bez żadnego powodu decydują się zostać latającymi wierzchowcami elfów, mimo że nie przynosi im to absolutnie żadnej korzyści. Historia dojścia Galbatroniksa do władzy jest nielogiczna - zachowanie głównego antagonisty jest tak naprawdę pozbawione jakiegokolwiek uzasadnienia (Paolini oczywiście próbuje wszystko wytłumaczyć jego "szaleństwem"), mimo że powinien po prostu zemścić się na jeźdźcach, to nagle bez żadnego powodu stawia sobie przy okazji za cel zdobycie korony, a cała historyjka opiera się na idiotycznym założeniu, że Galbuś ze swoją garstką frustratów rzucił się na rympał na wielokrotnie liczniejszy zakon smoczych jeźdźców (oraz imba elfy u szczytu potęgi) i w ten nierealny sposób wygrał, a potem bez żadnego powodu mianował się królem. Nielogiczne jest zachowanie głównego bohatera (i mieszkańców Carvahall) w pierwszych rozdziałach powieści - ani na chwilę nie przychodzi mi do głowy, że niezidentyfikowany magiczny przedmiot może być niebezpieczny i postanawia go, tak po prostu, komuś sprzedać za jedzenie; potem w wyjątkowo bezsensowny sposób bierze się za opiekę nad smokiem, wykradając mięso ze spiżarni przez ileś tam dni (czego oczywiście nikt nie zauważa), znikając gdzieś w głuszy na całe dnie (czego oczywiście nikt nie zauważa) i obnosząc się ze świecącym jak moneta znakiem na dłoni, który Paolini wcisnął, bo sobie pomyślał, że to jest cool (czego oczywiście nikt nie zauważa). Całkowity brak elementarnej logiki występuje też w scenach, w których Ra'zacowie wpadają na jego trop - dowiedziawszy się, że jakieś zbiry dostały cynk (od Sloana), gdzie mieszka on i jego bliscy, Eraś wcale nie leci ostrzec przed nimi wuja, tylko najpierw lezie do swojej smoczycy, Brom w tej samej sytuacji nie próbuje nawet ochronić Erasia, tylko staje i gwiżdże, tymczasem sami Ra'zacowie, jak się później okazuje, też wbrew wszelkiej logice nie idą po prostu do domu Garrowa, otrzymawszy cynk, że u niego znajduje się smocze jajo, tylko bez żadnego powodu idą najpierw do swojego obozu, by poświęcić jeszcze parę godzin na nicnierobienie (tu Paolini próbuje wcisnąć to leniwe wytłumaczenie zachowania Broma, że nie eskortował Erasia, bo jego zdaniem eskorta nie polega wcale na towarzyszeniu osobie wymagającej ochrony, tylko na zasadzaniu się na jego potencjalnych zabójców). I znowu, można tak wyliczać bez końca, cały esej poświęcić temu, jak bezdennie głupie i urągające inteligencji są książki Paoliniego, na jaki kompletny odpiernicz nakreślił on (a raczej "pozszywał", jak Frankenstein, ze wszystkiego, co ukradł od innych) ten swój świat (bo i sam świat jest nielogiczny, tak po prawdzie), a i tak nie wyczerpać tematu i nie czuć się usatysfakcjonowanym. I znowu, nie chcę nawet słuchać żadnych wierutnych bzdur, że to przesada, że w każdej książce można się do takich rzeczy przyczepić - nie, wcale nie można.

A teraz przystopuj na chwilę i weź pod uwagę te dwa pierwsze punkty - ignorancję tudzież bezdenną głupotę, jakimi epatują te książki. Paoliniemu nie chciało się dowiedzieć, o czym pisze, nie chciało mu się choć odrobinę pomyśleć nad zbudowaniem sensownej fabuły (wolał ją poskładać z tego, co podebrał innym - i bardziej go przy tym interesowało, co się dzieje, a nie "dlaczego?"), ogólnie rzecz biorąc, jakiż to poziom "intelektualny" prezentują te jego miernoty. To wynika w dużej mierze z pospolitej głupoty samego autora, ale również z całkowitego braku szacunku do czytelników, wskutek którego nie miał najmniejszego zamiaru chociażby nadrobić braki edukacyjne przed napisaniem swojego "dzieła". Krótko mówiąc, Paolini na każdym kroku sugeruje ci (i mnie, i wszystkim innym faktycznym lub potencjalnym odbiorcom), że jesteś (i ja jestem, i inni też) idiotą, równie jałowym intelektualnie, co on sam, gotowym zeżreć wszystko, co mu się pod nos podetknie. Podoba ci się to? Chcesz za to chwalić tego autora i jego książki? Twoja wola, widać nie masz żadnego szacunku dla samego siebie. Bo mnie się to wcale nie podoba, czuję podczas czytania każdej stronicy "Erasia", że jego autor nagminnie obraża moją inteligencję i nie zamierzam go za to chwalić, a raczej nazywać po imieniu to, co on robi. A robi coś, co jest obelgą nie tylko dla wielbicieli fantastyki - w szczególności tych, którzy również tworzą w tej konwencji - ale nawet dla fantasy jako gatunku.

3. Postacie są nośnikiem historii. Postacie są tym, na czym skupia się fabuła. Postacie są tym, z kim mamy się utożsamiać, kto ma budzić w nas emocje, wraz z kim mamy śledzić historię. Nie wystarczy zatem, by miały swoją rolę do odegrania - powinny być żywe, powinny być postaciami z krwi i kości, powinny mieć pomiędzy sobą jakieś ludzkie relacje, powinny mieć tak podstawową rzecz, jak na przykład motywacja. Fundamentalną zasadą tworzenia jakiejkolwiek historii jest to, iż tworzysz bohatera, dajesz mu uczucia i motywację i wysyłasz na wędrówkę, która nie tylko popycha do przodu fabułę jako taką, ale także wpływa na naszego bohatera (lub bohaterów), wskutek czego ten się rozwija, nabiera emocjonalnego stosunku do obserowanych zdarzeń czy zjawisk, a te wywierają na niego wpływ.

Paolini najwyraźniej nie ma o takich prostych rzeczach bladego pojęcia, bo jego postacie to nic innego, jak puste wydmuszki, które mają tylko do odegrania swoją rolę w historii i nic poza tym. Zresztą, sam Paolini w jednym z wywiadów niezamierzenie się do tego przyznał, stwierdzając, iż "postacie powstają z konieczności". Nieważne jest dla Paoliniego, dlaczego to robią ani co przy tym czują. Nieważne są dla niego relacje pomiędzy tymi postaciami. Widać to wyraźnie na przykładzie Erasia i Szafiry - warto zwrócić uwagę na fakt, że autor nie poświęca ani jednego dialogu, ani jednej sceny na to, aby zbudować między nimi jakieś faktycznie relacje. Nie prowadzą żadnych rozmów, nie robią wspólnie absolutnie niczego, co by ich zbliżało - wchodzą w interakcję tylko wtedy, gdy muszą odegrać swoją rolę w scenariuszu, a ich dialogi sprowadzają się do tego, że on zrzędzi, gdy Szafira nie chce spełnić jego kolejnej zachcianki, a ona z kolei opiernicza Erasia za kolejną popełnioną przez niego głupotę. Jeszcze zanim wyruszają w podróż, nie dzielą ze sobą żadnej wspólnej chwili, rozmawiają tylko wtedy, gdy ma to jakieś znaczenie dla głównego wątku. Próby Paoliniego na polu nadania relacjom Szafiry czy Erasia jakiejkolwiek głębi są skrajnie nieudolne, co widać w szczególności po tym kawałku: "Saphira stanowiła balsam na troski Eragona. Z nią mógł porozmawiać swobodnie. Umysłem wyczuwała wszystkie jego emocje i rozumiała go lepiej, niż ktokolwiek inny (...) Saphira była równie prawdziwa i skomplikowana jak każdy człowiek. Osobowość miała złożoną i całkowicie obcą, lecz rozumieli się na niezwykłym, niedostępnym innym poziomie. Jej działania i myśli wciąż ujawniały nowe aspekty charakteru". Jeśli nie umiesz samodzielnie dostrzec, w czym tkwi tutaj problem, to ci wyjaśnię - Paolini wciąż tylko STWIERDZA, że Saphira jest taka i taka, że te ich relacje są nie wiadomo jak złożone, ale ani razu nie POKAZUJE, że tak faktycznie jest. Nigdy nie pojawił się żaden ich wspólny dialog, gdzie Saphira okazałaby tę "złożoną osobowość" i okazywane Erasiowi zrozumienie, żadna scena, gdzie ona i Eraś robiliby coś, co by dowodziło, że te wszystkie przymioty jej charakteru naprawdę występują. Przez większość książki tkwi "poza kadrem", gdzieś sobie latając i jest przyzywana tylko wtedy, gdy ma odegrać swoją rolę. To samo można powiedzieć o Eragonie - przez większość czasu Paolini stwierdza tylko autorytatywnie, że jest taki i taki, ale ani razu tego nie pokazuje, ani razu nie przedstawia jego zachowań czy też uczuć w ludzi sposób, dzięki czemu można byłoby żywić do tej postaci sympatię. Przez większość czasu zachowuje jak głupi smarkacz, który wciąż pakuje się w nowe kłopoty (z których ktoś musi go ratować), który uskutecznia coraz to nowe, szczeniackie fochy i mdleje co ileś rozdziałów (serio - można zagrać w pijacką grę i wychylać kielicha za każdym razem, gdy Eraś mdleje). I pozostaje takim właśnie, strojącym fochy, irytującym szczeniakiem aż do końca książki. Nie przechodzi żadnej przemiany, żadnej istotnej refleksji - nawet wtedy, gdy po raz pierwszy kogoś zabija, jego uwagę skupia przede wszystkim to, że "łaaaaał, ja umieć czarować!". To nie jest żyjąca, ludzka postać z krwi i kości, tylko robot do odegrania zadanej roli. Poza tym, całkowita olewka Paoliniego w kwestii kreacji postaci sprawia, że tak naprawdę... nigdy się nie dowiadujemy, dlaczego Galbatroniks jest zły i dlaczego należy walczyć z imperium. Czarne charaktery, tak samo jak bohaterowie, potrzebują osobowości - wtedy są interesujaący, a czytelnik rozumie niejako ich problemy i dlaczego muszą zostać pokonani. Tymczasem Galbuś aż do ostatniego tomu w ogóle nie pojawia się we własnej osobie, nie jest w żaden sposób przybliżony (poza wspomnianą powyżej, nielogiczną historią jego dojścia do władzy), a jego działania nie są w żaden sposób umotywowane, poza tym, że "jest zły". Nie, wcale nie przesadzam - w jednym z rozdziałów jest to otwarcie stwierdzone: "- Urgale słuchały rozkazów Galbatorixa. Czemu zrobił coś takiego własnym poddanym? | Bo jest zły - odparła twardo Saphira". Tak jest. Galbatroniks jest zły, bo jest zły. Kto potrzebuje lepszej motywacji?

(ciąg dalszy później, dziś już nie mam siły)

Oczywiście, że nie. Napisałem to, bo Sapkowski TEŻ nie jest idealny, co usilnie starasz się mi wmówić.

I znowu. Konstatacja, a potem coś, czym natychmiast zadajesz jej kłam. Pomijając fakt, że nigdy i nigdzie nie próbowałem nikomu wmawiać, że Sapkowski jest idealny, co to w ogóle za porównanie? Wspominasz o Sapkowskim, który nie jest idealny, w temacie dotyczącym "tfurczości" zadufanego w sobie szczeniaka, w której to twórczości nie ma ABSOLUTNIE NIC dobrego? Czy naprawdę muszę w kółko słyszeć ten zakrawający na kłamstwo eufemizm, że "Paolini może nie pisze idealnie, ale...". Błąd. Problem Paoliniego nie polega po prostu na tym, że nie pisze idealnie. Jego problem polega na tym, że pisze fatalnie, absolutnie żadnej części składowej książki nie umie zrealizować poprawnie, a poza tym nie wkłada w swoją twórczość ani krztyny serca (patrz powyższe akapity - o tym, jak nie chciało mu się pracować u podstaw nad własną twórczością, albo że zamiast prawidziwych postaci, wciska roboty do deklamowania swoich kwestii).

Zanim się zacznie opluwanie Kinga (i mnie) w stylu "King nie pisze fantasy więc schowaj się z tym porównaniem" odpowiadam - wydaje mi się, że człowiek z dorobkiem literackim Kinga musi się interesować różnymi gatunkami literackimi, no i nie jest do końca tak, że nie pisze książek w klimatach fantasy. Mroczna wieża najlepszym przykładem

Toś się nie popisał z proroctwem. Tak się zresztą składa, że w nieodległym temacie "Co teraz czytasz?" - który wiem, że niedawno odwiedziłeś - wspominam, iż czytam właśnie drugi tom "Mrocznej Wieży", ale nie zawracajmy sobie głowy drobiazgami. Bardziej dziwi mnie twoje całkowite abstrahowanie od istoty zagadnienia tudzież przeświadczenie, że tylko ty (i ewentualnie nieliczne grono wybrańców) czytałeś "Mroczną Wieżę".

Czyli że po przeczytaniu książek w/w autorów Eragon z mety dostaje -25 do fajności, -10 do szacunku na dzielni i +10 do cebulanctwa. Masterkek, czekam, aż zaczniesz czatować pod jakąś biblioteką i przekonywać ludzi jakim to szajsem jest Eragon. Mi się podoba, tobie nie musi. Nie przekonasz mnie, nie przekonam ciebie, kończ waść flamewar i wstydu oszczędź.

Przepraszam, że przyjąłem cokolwiek naturalne założenie, iż ten, kto więcej obcuje z literaturą i miewa do czynienia z naprawdę dobrymi autorami, staje się przez to bardziej wysublimowany, bardziej wybredny, i nie zadowala się byle czym.

Ej, Bazil, nie przesadzasz aby kolego?

Nieee, dlaczego?

Są różne gusta. Jeśli lordeonowi Eragon się podobał, to super, ma do tego pełne prawo.

Nie no, oczywiście, że ma. Tylko że nie jest to jeszcze żaden powód, by się tym chwalić. Ani gadać oczywiste bzdury, że "Eragon" i reszta paskudnej zbieraniny to książki dobre czy nawet i przyzwoite.

Swoją drogą, skoro już przy tym jesteśmy, dziwi mnie niezmiernie, że lordeon na "Dziedzictwo" (znaczy tom czwarty) narzeka. Przecież to jest to samo, co w poprzednich tomach, tyle że jeszcze więcej...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czyli jeśli pisze się książkę fantasy to trzeba się trzymać "Tolkienowskiej" koncepcji świata, ze smokami, elfami, krasnalami itp - bo takie są zasady? Buagam. Fantasy jest po to, żeby dać upust swojej... fantazji?

Szczerze mówiąc, w tym momencie zaliczyłem takiego facepalma, że musiałem poświęcić jakiś czas, żeby się pozbierać. Pomijam już fakt, że skoro Paolini bezczelnie ukradł świat właśnie od Tolkiena, nie powinien mieć do nikogo pretensji, żeby się tej konwencji trzymał w kwestiach, gdzie wymaga tego rozsądek.

Jakie są zasady? Zasady są takie, aby pozostawać w granicach zdrowego rozsądku i trzymać się konwencji, jaką się wybrało na "bazę" swojego świata. Jeżeli przykładowo dany autor osadza swoje fantasy w średniowiecznym świecie, to powinien on wyglądać jak średniowieczny świat, a nie efekt chorej fantazji autora, bądź też jego skrajnej ignorancji. Bo wiesz - światem rzeczywistym rządzą pewne uniwersalne zasady, które będą miały moc sprawczą także w świecie fikcyjnym. Przykładowo tryb życia ludzi we wspomnianym średniowieczu nie wynikał z tego, że Bozia sobie tak zażyczyła, tylko dlatego, że było to naturalną konsekwencją takiego, a nie innego poziomu ówczesnej cywilizacji, dostępnej techniki, stopnia rozwoju społeczeństwa i tym podobnych. Jeżeli coś jest osadzone w rzeczywistych realiach, ułatwia uwierzenie, iż "łyżka nie istnieje", pomimo hasających po takim świecie elfów. Fantasy daje pole do popisu fantazji, ale nie usprawiedliwia absurdu i nie usuwa pewnych nienaruszalnych zasad. Wszystko, co autor wymyśla, powinno mieć jakieś wewnętrzne uzasadnienie - jeśli więc autor chce odstąpić od tego, co znane, też powinien takie uzasadnienie mieć. U Paoliniego nie ma nic. Jest tylko nachalne chciejstwo, ignorancja tudzież umysłowe gówniarstwo autora, wyczuwalne na każdym kroku.

Chyba tak. Jakoś nie widzę zasad w tworzeniu/wymyślaniu "swojego świata" na nowo - oprócz tych, które wymyślam. Te słowa mają sens tylko pod warunkiem, że pisze się książkę opartą na faktach.

Tak. Bo przecież średniowiecze, na którym świat Paoliniego (pomijam fakt, że to nie jest jego świat) ewidentnie bazuje, wcale nie pozostaje w sferze faktów. To, że ty zasad nie widzisz (albo postanowiłeś o nich zapomnieć), nie oznacza, że ich nie ma.

Toć nawet King czasem nagina realia żeby mu pasowało do koncepcji.

Realia czego? Możesz rozwinąć tę cokolwiek konfundującą myśl?

Możesz mi powiedzieć jak żyły elfy na przełomie IX i X wieku? I jaką wtedy prowadziły politykę z krasnoludami? A bobołaki? Co się stało z bobołakami?

Facepalm po raz drugi. Patrz pierwszy akapit - gdyby żyły, żyłyby mniej więcej tak, jak reguły rzeczywistego średniowiecza by im dyktowały. Oczywiście, nie wyklucza to możliwości, iż żyłyby jednak inaczej - ale to wymaga, co już wspomniałem, wewnętrznego uzasadnienia. A zatem czegoś, czego Paolini wymyślić nie potrafi i co sobie kompletnie olewa. Wszystkie elementy jego świata są, bo są i tyle.

Z tego co kojarzę to Pratchett też miał takowe domy w swoich książkach (tzn - "luksusowe, z oddzielnymi pokojami, podłogami i dachówką"). Nawet wśród biedoty. Takie tam napomknięcie.

Nie znam tego przypadku z autopsji, więc się do niego nie odniosę. Ale biorąc pod uwagę specyficzny styl twórczości Pratchetta, jest wysoce prawdopodobne, że w odróżnieniu od Paoliniego miał powód (w każdym razie inny, niż własna ignorancja), by tak to właśnie opisać.

No i jak wygląda dom bez podłogi? Zawieszony na klifie nad przepaścią?

Facepalm po raz trzeci. Dla informacji - chłopi w średniowieczu mieszkali w nader skromnych, na ogół jednoizbowych chałupach, w których nie było nawet normalnej podłogi. Zamiast niej, było klepisko - utwardzona powierzchnia, wykonana przeważnie z gliny. A i zwierzyniec nie miał co do zasady żadnego osobnego budynku do kwaterowania - obora była częścią składową chłopskiej chaty, ergo zwierzęta spędzały noc w tym samym budynku, co ludzie. Tak.

Natomiast Paolini, który nie ma pojęcia o żadnej z tych rzeczy, wciska do średniowiecznego świata dom wzięty wprost ze współczesności, z podłogą, prawdziwą dachówką, na dodatku tak przestronny i dobrze wyposażony, że każdy domownik ma własny pokój, z pełnym umeblowaniem. Brakuje tylko bieżącej wody i elektryczności. Toż nawet filmowa adaptacja ma więcej wspólnego z rzeczywistością - tam główny bohater mieszka w czymś, co faktycznie przypomina średniowieczną chłopską chatę, a nie dom współczesnego amerykańskiego farmera.

Paolini to skończony kretyn i głupi smarkacz, który nie ma zielonego pojęcia, o czym pisze.

"Olaboga, to niebieski kamień, jesteśmy zgubieni!" - tak właśnie powinni owi wieśniacy zareagować? Tho, w takim razie nie powinni mieć żadnych upraw, bo na polu mogą być kamienie brązowe, zielone czy też kremowe. Kto wie, który z nich to potencjalne jajo smoka?

Facepalm po raz czwarty. Zrekonstruujmy bieg wydarzeń - w bezpośrednim sąsiedztwie Erasia, polującego na dzikiego zwierza pośrodku głuszy, niespodziewanie następuje gwałtowna eksplozja ewidentnie magicznego pochodzenia, a w centrum powstałego "krateru", również magicznym sposobem, teleportuje się nagle dziwny kamień, który Erasiowi już na pierwszy rzut oka wydaje się nienaturalny i zalatujący czarami. I nasz bohater, ponieważ jest kompletnie nierealistyczną wydmuszką, wypełnia bezsensowne polecenie autora i zachowuje się tak, jak gdyby ów ewidentnie magiczny kamień był upuszczoną przez kogoś biżuterią.

Biorąc to pod uwagę - tak, wieśniak powinien zareagować mniej więcej w taki sposób, jak to powyżej opisałeś. I nie pisz tutaj jakichś dyrdymałów o kamieniach takich i śmakich, bo magiczna natura jaja Saphiry w książce jest wyraźnie ujawniona - sam Eraś do takiego wniosku dochodzi. Czy prości wieśniacy, żyjący w takim średniowiecznym świecie, mieliby równie nonszalanckie podejście do czarów? Absolutnie nie. Ale Paoliniemu - ponieważ, co się rzekło, jest skończonym kretynem, który nie MYŚLI przy pisaniu swojego "dzieła" - wydaje się, że jest inaczej.

Od kogo miał się dowiedzieć czym ma się charakteryzować JEGO świat fantasy? Od Sapkowskiego? Od ciebie?

Właściwie to nie chce mi się już liczyć tych facepalmów. Po pierwsze, jaki "jego" świat fantasy? To nie jest jego świat - to jest świat, który komuś ukradł, a potem zmodyfikował paroma odrębnymi, również od kogoś ukradzionymi elementami. To się nazywa kradzież własności intelektualnej i jest przestępstwem. Radziłbym się poważnie zastanowić nad przyklaskiwaniem takiemu "twórcy" i stawaniem w jego obronie...

Po drugie, znów całkowicie abstrahujesz od istoty sprawy - mowa jest o zachowaniu zdrowego rozsądku przy kreacji świata, o zachowaniu rzeczy, które powinny być, bo tego się wymaga od tworzenia w danych realiach, a ty nagle wyskakujesz z tym, czym to niby się "charakteryzuje" świat Paoliniego. Charakteryzuje się denną głupotą i całkowitym oderwaniem od rzeczywistości - i to nie w sposób cechujący fantasy, ale w sposób cechujący utwór napisany przez debila.

Po trzecie, odsyłam do powyższych akapitów. Jasne, stary, albowiem to ja i Sapkowski wymyśliliśmy średniowiecze i powody, dla których ludzie wtedy żyli tak, a nie inaczej. Tak nam się zachciało. I teraz wszyscy się tego właśnie od nas uczą.

Nie wiem co powiedzieć, srsly. Totalnie nie wiem co ma czytanie/lubienie kiepskich książek do braku szacunku do własnej osoby.

Co czytanie i lubienie kiepskich książek ma do braku szacunku do własnej osoby? Nic. To, że ktoś ciebie uważa za idiotę, a ty w rewanżu komplementujesz jego i jego twórczość - bardzo dużo.

Jeszcze raz powtarzam - tobie, nie mi. Jeśli masz kompleks mesjasza i zbawiasz innych przed czytaniem książek które ci się nie podobają to radzę udać się do specjalisty. Jeśli nie, to radzę pozostawić wybór lektur które komuś się podobają/nie podobają danej osobie. Każdy ma prawo decydować o tym jakie książki lubi. Jak na razie to ty przekonujesz wszystkich w kółko, że skoro tobie się Eragon nie podobał to nie może się on podobać nikomu. Na dodatek tworzysz durne elaboraty na ten temat. Skwituję to szybko, w ostatnim zdaniu tego posta.

Tak jak poprzednio, nic kompletnie do ciebie nie dociera. Piszesz w kółko te bzdury o "swoich zdaniach", mimo że w ogóle nie o to chodzi i to niezależnie od tego, ile razy próbuję tłumaczyć. A moje elaboraty są najwyraźniej mądrzejsze od ciebie, skoro nie zrozumiałeś z nich ani słowa. Jak zwykle. Ja mówię o jednym, a ty o czymś kompletnie innym.

A moje postępowanie nie wynika z żadnego kompleksu mesjasza czy wewnętrznej konieczności narzucenia innym ściśle subiektywnego punktu widzenia, tylko z tego wszystkiego, za co żywię pogardę do Paoliniego jako autora i jako osoby. W pierwszej kolejności za szkody, jakie wyrządza wizerunkowi fantasy, a także wszystkim innym młodym pisarzom, próbującym swoich sił. Za całe zakłamania, jakie stoi za nim i jego "tfurczością". Za to, że przy tym wszystkim pławi się w glorii wybitnie uzdolnionego pisarza i w wywiadach daje upust swojej arogancji, żarliwie komplementując własną twórczość.

Pomijając fakt, że ciągle się na niego powołujesz, tak jakby takowy był.

OK, czyli to, że się na kogoś powołuję, automatycznie oznacza, że ten ktoś jest idealny? Ciekawa teoria.

Tu wdałeś się w jałową (moim zdaniem) polemikę w stylu "mi się Eragon nie podoba, więc i wam MUSI się nie podobać, bo ja tak chcę"

Tak, stary. Elementarna logika z pewnością też istnieje, bo ja tak chcę. Jak już mówiłem - w kółko powtarzasz tę mantrę o podobaniu się, choć w ogóle nie w tym rzecz.

Świat sie końcy, olaboga, ktoś ma inne zdanie niż bazil.

I znowu, i tak w kółko. Kiedy ty sobie wreszcie dasz na luz z tym "moim zdaniem"?

(i znów - King widocznie nie dopytał się osób ze zdolnościami parapsychicznymi jak to wszystko powinno wyglądać)

Albowiem parapsychologia i realia średniowiecza to są poważne dziedziny wiedzy, które należy stawiać na równi... Po raz setny powtórzę, że do ciebie nic, absolutnie nic nie dociera. W ogóle nie rozumiesz, co ja do ciebie mówię i do czego zmierzam.

Podsumuję te wywody - tworzenie takich elaboratów na temat czegoś, czego ewidentnie się nie lubi jest co najmniej żałosne w mojej opinii.

Żałosne jest to, że Paolini zwyczajnie leje na tych swoich fanów, a oni się cieszą i wołają, że to deszcz pada. Przy czym wcale aż tak bardzo mi tych ludzi nie żal (co nie przeszkadza mi podejmować próby zaapelowania do ich rozsądku), bardziej mi spędza sen z powiek sam Paolini i wszystko, co sobą reprezentuje. Jego działalność zasługuje na potępienie, nie mówiąc już o stanięciu przed sądem za wszystkie kradzieże, których bezwstydnie się dopuścił, a książki w ogóle nie zasługują na popularność, jaką zyskały.

Mniej spiny Bazil - każdy ma swoje zdanie, ale krucjata w której próbujesz mnie przekonać jest z góry skazana na porażkę, po prostu nie wciśniesz mi swojego zdania

Jak już ogniś mówiłem, mam najwyraźniej - paradoksalnie - niepoprawną wiarę w ludzi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sam kiedyś tak mocno hejtowałem Eragona (po usłyszeniu wszystkich niepochlebnych opinii na jego temat), nawet w tym temacie. Po pewnym czasie skusiłem się na książkę siostry, leżącą tak smutno w kącie, i cholera, to się szybko czyta, w dodatku w miarę przyjemnie...Możecie mnie nazwać debilem, serio, i don't care. Zdaje sobie sprawę, że to "dzieło" raczej niskich lotów, ale jak powiedziałem. Traktuję je tylko i wyłącznie jako względnie przyjemny zabijacz czasu.

Nie mówię nie, ja po prostu poprzednimi postami chciałem wykazać, że cykl "Dziedzictwo" dla mnie jest tylko stratą czasu.

Jakie są zasady? Zasady są takie, aby pozostawać w granicach zdrowego rozsądku i trzymać się konwencji, jaką się wybrało na "bazę" swojego świata. Jeżeli przykładowo dany autor osadza swoje fantasy w średniowiecznym świecie, to powinien on wyglądać jak średniowieczny świat, a nie efekt chorej fantazji autora, bądź też jego skrajnej ignorancji. (...)

Abstrahując od tego nieszczęsnego cyklu - nie do końca masz rację. Jasne, nawet jeśli autor decyduje się na stworzenie własnego świata, będzie on mniej lub bardziej oparty na jakichś realiach z rzeczywistego (np. klasyczna fantasy bazuje na średniowieczu). Tylko że wynika to z tego, że w 99% przypadków tworzymy taki świat na podstawie wszystkiego, co już znamy. Ogólnie jednak nie ma żadnego wymogu, który w takim wypadku nakładałby na autora ścisłe trzymanie się już istniejących realiów; jedyne, co go obowiązuje, to nadanie swojej kreacji spójności. Co niewątpliwie stanowiłoby o wiele większe wyzwanie niż zwyczajne wzięcie "gotowca", ale cóż - nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Szczególnie że fantasy sama z siebie jest cholernie trudnym gatunkiem literackim.

Przy czym wcale aż tak bardzo mi tych ludzi nie żal (co nie przeszkadza mi podejmować próby zaapelowania do ich rozsądku), bardziej mi spędza sen z powiek sam Paolini i wszystko, co sobą reprezentuje. Jego działalność zasługuje na potępienie, nie mówiąc już o stanięciu przed sądem za wszystkie kradzieże, których bezwstydnie się dopuścił, a książki w ogóle nie zasługują na popularność, jaką zyskały.

Dlaczego jeszcze przejmujesz się autorem, który "Dziedzictwo" już dawno zakończył?

Cykl jechał głównie na kampanii marketingowej, która jednak nie uratowała go przed coraz gorszymi wynikami sprzedaży. To tylko oznacza, że czytelnicy coraz bardziej przekonywali się, iż twórczość Paoliniego tak naprawdę nic sobą nie reprezentuje. A zrzynki od innych autorów IMO nie są niczym niezwykłym, bo wiele utworów fantasy podąża szlakami wyznaczonymi przez Tolkiena, Howarda i innych autorów (by nie powiedzieć wprost, że od nich zrzyna), a także przez mity i legendy, których jest od groma i trochę. Dlatego zresztą mówi się, że fantasy to niesamowicie wyeksploatowany gatunek; niestety coś w tym jest. Trzeba naprawdę być erudytą, żeby mimo wszelkich przeciwności wymyślić coś oryginalnego i do tego zrealizować tak, by trzymało się to kupy.

Przepraszam, popadłem w dygresję. Choć ogólnie raczej trudno wymagać od początkującego pisarza, żeby na starcie wpadł na coś niepowtarzalnego, a nawet jeśli wydaje mu się, że wpadł, to podświadomie tak czy siak zrzyna (i tak, zdaję sobie sprawę, że Paolini równie dobrze mógł robić to specjalnie, a nawet jeśli nie, to nikt mu nie kazał zaraz debiutować na rynku tongue_prosty.gif).

A powyższa dyskusja mnie też wydaje się jałowa. That's it.

(Powinienem się zająć rzeczami pożytecznymi, a zamiast tego piszę elaboraty na forum, na dodatek o książkach, które mnie nie obchodzą. Dzięki).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiesz, zaczynam się pomału domyślać, dlaczego ciebie "Eragon" nie razi, ani reszta paskudnej zbieraniny...

Czyli jeśli bym pisał książkę fantasy, to nie mogę dorzucić do "puli ras" świata krzyżówki kotów z rybami, posiadającej moce esp, bo tak nie wygląda świat "tolkienowski"?

Naprawdę... nie, zaczynam mieć już tego dosyć. Czy możesz wreszcie łaskawie PRZECZYTAĆ, co ja napisałem? Czy możesz zacząć mówić NA TEMAT? Ja mówię tu o dużo bardziej przyziemnych sprawach, o tym, jak taki fikcyjny świat ma funkcjonować na najbardziej podstawowym poziomie, o tym, że skoro jest oparty na średniowieczu, to niech wygląda jak średniowiecze, bo to przecież istniało i działało, bo to samo w sobie od razu czyni świat fikcyjny wiarygodnym i spójnym, pomimo hasających po nim elfów czy innych stworów... A ty o czym bredzisz? Znowu o rasach? CO to ma wspólnego z tym, o czym ja mówię, co już od dłuższego czasu próbuję (bezskutecznie, jak widać) wytłumaczyć? O czym jeszcze napiszesz, o pogodzie w Bangladeszu?

Hell, te twoje dyrdymały mają się nijak nawet do przykładów innych autorów, które przytoczyłem - w nadziei, że będzie łatwiej zrozumieć, o co chodzi. Czy ja napisałem "Marcin Ciszewski przed napisaniem swojej powieści dowiedział się, jak wyglądają podróże w czasie"? Czy ja napisałem "Naomi Novik przed napisaniem swojej powieści zapoznawała się ze smokologią"? To czemu... Do diabła, czy ty możesz WRESZCIE zacząć mówić do rzeczy? Czy też nie mam na co liczyć, bo ty po prostu nie potrafisz zrozumieć, co ja do ciebie mówię?

Idąc tym tropem rozumowania elfy nie mogły by żyć wg. swojego widzimisię, tylko musiały by się podporządkować średniowiecznym regułom i zamiast mieszkać na drzewach stawiały by lepianki z błota.

Drugą część mojej wypowiedzi, domyślam się, pominąłeś z premedytacją? Żeby nie burzyła natychmiast tego, co tutaj napisałeś?

Cytując wikipedię: "Klepisko - rodzaj powierzchni wykonanej z ubitej, wyschniętej gliny. Klepisko zazwyczaj spełniało rolę podłogi w chatach lub stodołach". Ty napisałeś o braku podłogi, klepisko (też) jest jej rodzajem. Niby szczegół ale jednak.

Definicja z Wikipedii mówi, że klepisko jest rodzajem powierzchni, która pełniła rolę podłogi - ty zamieniłeś miejscami "powierzchnię" i "podłogę", po czym z dumą stwierdziłeś, że klepisko to rodzaj podłogi. Nice.

Poza tym, jeśli próbujesz teraz stosować takie niskie wykręty, to chętnie uraczę cię cytatem z Erasia: "Podłogę wyłożono deskami, wypolerowanymi do połysku setkami tysięcy kroków". Aha, no właśnie - otóż Paoliniemu się wydaje, że chodzenie po podłodze z desek powoduje jej polerowanie. Paolini to kretyn. Na każdym kroku daje o tym znać.

Welp, w takim razie w Wiedźminie spora część domów TEŻ była nierealistyczna (jak na średniowieczne realia) bo prezentowała się podobnie. Może nie każdy dom, ale część z pewnością.

Taaa? Na przykład gdzie?

A propos Wiedźmina - w pierwszej grze z trylogii, na podgrodziu Wyzimy oraz we wsi Odmęty, można odwiedzić skromne chatynki, które w sumie całkiem realistycznie oddają to, jak wyglądały chłopskie domostwa w średniowieczu. Pojedyncza izba mieszkalno/sypialno/salonowo/jadalna plus połączona z nią obora dla zwierząt. Tak właśnie mieszkali chłopi w średniowieczu.

A zatem w grze komputerowej - od którego to medium z reguły niewiele się wymaga - mamy realistyczne chłopskie chaty, natomiast w książce - od którego to medium wymaga się dużo więcej - rezydencje amerykańskich farmerów, które autor próbuje czytelnikom sprzedać jako domostwa ubogich wieśniaków. Tyle że, oczywiście, grę robili dorośli i dojrzali ludzie, natomiast książkę w tym wypadku pisał głupi gówniarz z poważnymi brakami etycznymi i edukacyjnymi.

Pominąłeś fakt, że nikt owej eksplozji nie był świadkiem

Nawet Eraś - na którego oczach ta eksplozja miała miejsce? I o którym przede wszystkim mówiłem - bo to on, nikt inny, uznał, że niezidentyfikowany magiczny przedmiot o nieznanych właściwościach to coś, co można ze sobą bezpiecznie nosić?

Trololo, w takim razie "prości ludzie żyjący w średniowiecznym świecie" powinni drżeć na samą myśl o magii i czarach? Trylogia husycka, wiedźmin, pan lodowego ogrodu (i sporo jeszcze innych książek) udowadnia, że da się pogodzić średniowieczny "lęk przed magią" z równie często występującą u pospólstwa zainteresowaniem ją. Tzn - sporo "wieśniaków" też chciałoby mieć choćby jakąś magiczna błyskotkę. Nieprawdaż?

Jestem przekonany, że tacy bardziej nawykli do magii wieśniacy byliby nonszalanccy aż do tego stopnia, żeby brać magiczne przedmioty kompletnie sobie nieznane, o których nie mają najmniejszego pojęcia, co może się z nimi stać i co mogą spowodować. Nieprawdaż?

Oczywiście, że nieprawda(ż). Chyba żebyśmy założyli, iż tacy wieśniacy są niedorozwinięci umysłowo.

Spora większość fantasy opiera się na "ukradzionej" Tolkienowskiej wizji świata, a tytuły wykraczające poza jej ramy można policzyć na palcach u rąk.

Tylko że twórcy każdego z tych światów czerpią od Tolkiena tylko w ogólnych zarysach, nie zrzynają na żywca i starają się nadać własnemu uniwersum cechy, które wyróżniałyby je na tle innych. Paolini nie miał najmniejszego zamiaru tego zrobić - to, co odstępuje od Tolkiena, to albo pomysły ukradzione po prostu od kogoś innego (np. system magii, który Paolini zerżnął na żywca z Ziemiomorza... i przy okazji "ugłupił"), albo jakieś bezsensowne koncepty, wzięte kompletnie z czterech liter i pozbawione wewnętrznego uzasadnienia, dla którego miałyby istnieć. Nie wspomnę tu już nawet o wyjątkowo żałosnych próbach udziwnienia świata poprzez wymyślanie siedmiopalczastych krasnoludów czy włochatych elfów - każdy pomniejszy koncept u Paoliniego jest skreślony na kolanie i w ogólnym rozrachunku nie ma sensu. Dotyczy to zresztą także niektórych kradzionych pomysłów - albowiem zrzynając je, Paolini myślał tylko nad tym, CO w danym uniwersum występuje. Natomiast DLACZEGO występuje - nad tym pomyśleć już nie umiał. Jest, bo jest i tyle.

Wszystkich autorów piszących np. w świecie "Metro 2033" powinno się postawić pod ścianą i rozstrzelać, bo to wredni złodzieje intelektualni. Niech se sami wymyślą świat postapo (gothic?) i niech se piszą wtedy. No co za gnoje wredne.

Z pewnością wspomniani autorzy biorą ten świat praktycznie na żywca do książki deklarowanej jako własne oryginalne dzieło, opatrują dla niepoznaki inną nazwą i uznają za swój.

Masz w zanadrzu jeszcze jakieś "analogie", mające się kompletnie, absolutnie nijak do tego, co wyprawia Paolini?

Psy szczekają a karawana jedzie dalej

Czyli mam rozumieć, iż utrzymywanie, że to deszcz pada, kiedy Paolini na ciebie leje, całkowicie ci odpowiada?

A co on zrobił tym "młodym pisarzom, próbujących swoich sił"?

Jak to co? Cała kampania reklamowa, stojąca za jego "dziełem", opiera się na kłamstwie, że Paolini jest och i ach, taaaki wyjątkowy, bo w wieku piętnastu lat (co zresztą jest kolejnym kłamstwem) napisał własną książkę. W rzeczywistości podobnych autorów, z których spora część pisze od Paoliniego znacznie lepiej, są setki, jeśli nie tysiące - ale oczywiście wraz premierą "Eragona" wmawia się wszystkim, że takie osoby nie występują, a nawet jeśli, to ich twórczość jest niegodna uwagi. Spośród tych wszystkich ludzi, to właśnie Paolini doczekał się wydania - ale nie dlatego, że był wyjątkowy, nie dlatego, że miał talent, nie dlatego, że poświęcił swojemu "dziełu" mnóstwo pracy i wyrzeczeń, nie dlatego, że stworzył coś dobrego, ani nic z tych rzeczy. Opublikowano jego książkę tylko i wyłącznie dlatego, bo w odróżnieniu od tych wszystkich młodych amatorów miał rodziców, którzy - posiadając własne wydawnictwo - mogli mu tę książkę wydrukować, a potem rozpętać gigantyczną kampanię reklamową, wrzeszcząc "to napisał piętnastolatek!", jak gdyby było w tym cokolwiek wyjątkowego. Teraz to on pławi się w glorii szczególnie utalentowanego pisarza - kiedy w rzeczywistości jest kompletnym beztalenciem - a jego "dzieło" uchodzi za wyjątkowe na tle utworów innych amatorów - kiedy w rzeczywistości roi się od utworów całkowicie je deklasujących. Tym samym, teraz to on jest podstawową "wizytówką" tego, co ma do zaoferowania twórczość młodocianych pisarzy-amatorów. A jest to wizytówka, która może wzbudzić wobec takich osób najwyżej pogardę i przeświadczenie, iż nie posiadają żadnych umiejętności pisarskich.

I nie martw się, że Paolini coś takim ludziom do głowy nakładzie. Generalnie rzecz biorąc, tacy ludzie gremialnie darzą go szczerą pogardą za jego działalność. I to wcale nie z wyimaginowanej "zazdrości", o jakiej często mówią fanboye Erasia. Za to, że ośmieszył, zniszczył i zmieszał z błotem coś, z czego oni czerpią pasję. Za jego całokształt - zakłamanie, umysłową niedojrzałość i godną przymulonego małolata arogancję. Za to, że nie dość, iż kradł, od kogo popadnie, to jeszcze te wszystkie koncepcje - w tym tak ikoniczne dla gatunku, jak świat Tolkiena - doszczętnie zbrukał, opakował w żałosną formę, aby pokazać wszystkim, że fantasy jest głupie. Że konserwatywni (to eufemizm) krytycy słusznie traktują ten gatunek z pogardą.

Do tej pory żadnych argumentów poza "ostary, mi się ta książka nie podoba bo xxxxx więc nie widzę powodów by jakikolwiek szanujący sie człowiek mógł tą książkę polubić" nie widzę.

Jak już mówiłem - przeczytaj wreszcie, co ja do ciebie napisałem, to może zobaczysz coś więcej, niż wytwory własnej wyobraźni.

Tuż po tym, jak przestaniesz z "zdaniem Sapkowskiego" i "moim zdaniem". K?

Nie składaj zapowiedzi, które zdążyłeś już kilkakrotnie złamać PRZED ich wygłoszeniem...

Skoro King zdecydował się na pisanie książki w danej dziedzinie to powinien trzymać się zasad - parafrazując ciebie.

Żeby mnie parafrazować, musisz najpierw zrozumieć, co mówię. Na razie nie rozumiesz. Ja mówię o jednym, a ty o czymś kompletnie innym.

Pomijając, że horrory i fantasy w sumie nie muszą trzymać się żadnych zasad, bo jeśli ktoś będzie chciał napisać horror w średniowiecznym świecie, gdzie po ulicach chodzą cyborgi to nikt o zdrowych zmysłach nie wytknie mu, że w średniowieczu nie było cyborgów. Chyba...

Zależy. W normalnej sytuacji zdrowe zmysły wręcz nakazywałyby wytknięcie czegoś takiego. Wszak taki fikcyjny świat jest oparty na średniowieczu i tkwi w epoce średniowiecznej. W epoce średniowiecznej nie było cyborgów. Nie było ich, ponieważ ówczesna technika była dalece zbyt prymitywna, aby je stworzyć. Więc ludzie w takim fikcyjnym świecie, również dysponujący techniką na poziomie średniowiecza, siłą rzeczy cyborgów nie stworzą. Logiczne.

Ale może być przecież jakieś wytłumaczenie obecności tych cyborgów. Może być na przykład tak, że przenieśli się do tego świata w czasie, z futurystycznej epoki (niczym w serii "Pan Lodowego Ogrodu"). Albo odwrotnie - są reliktami jakiejś starożytnej, zaginionej cywilizacji, której ów średniowieczny lud jeszcze nie doścignął (coś jak w stareńkim serialu "Tajemnicze złote miasta"). Albo magowie w tym świecie praktykują jakąś technomancję, w wyniku czego tworzą wprawdzie nie cyborgi w dosłownym rozumieniu tego słowa, ale istoty do nich łudząco podobne. Wtedy tak, nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie się tego czepiał.

Ale jeśli - na modłę Paoliniego - ktoś wymyśla średniowieczny świat, gdzie cyborgi istnieją "bo tak", bez żadnego powodu... Wtedy taki świat jest niewiarygodny i kretyński. I łamie zasady tworzenia fantasy.

Współczuję, straszna przypadłość. W fakcie był artykuł "nie śpię, bo trzymam kredens" ale twoja historia zdaje się przebijać tamtą.

A co ty się nagle mną przejmujesz? Skoro taki z ciebie mądrala, martw się o samego siebie.

Abstrahując od tego nieszczęsnego cyklu - nie do końca masz rację. Jasne, nawet jeśli autor decyduje się na stworzenie własnego świata, będzie on mniej lub bardziej oparty na jakichś realiach z rzeczywistego (np. klasyczna fantasy bazuje na średniowieczu). Tylko że wynika to z tego, że w 99% przypadków tworzymy taki świat na podstawie wszystkiego, co już znamy. Ogólnie jednak nie ma żadnego wymogu, który w takim wypadku nakładałby na autora ścisłe trzymanie się już istniejących realiów; jedyne, co go obowiązuje, to nadanie swojej kreacji spójności.

No toć mówię przecież - odstępstwo od tego, co znane, MOŻE przecież być, ale wymaga wewnętrznego uzasadnienia. Nie może istnieć ot, tak. A mówimy tutaj o cyklu Paoliniego, który absolutnie niczemu nie nadaje uzasadnienia. Za głupi jest na to i zbyt głęboko w czterech literach ma swoje "dzieło" (tudzież czytelników), żeby się nad nim choć odrobinę postarać.

Co niewątpliwie stanowiłoby o wiele większe wyzwanie niż zwyczajne wzięcie "gotowca", ale cóż - nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Szczególnie że fantasy sama z siebie jest cholernie trudnym gatunkiem literackim.

Nie powiedziałbym, że fantasy jest trudnym gatunkiem literackim. Powiedziałbym raczej, że stworzenie od podstaw własnego świata w realiach fantasy jest cholernie trudne. Tolkienowi praktycznie całe życie zeszło na tworzeniu mitologii Śródziemia, a nawet po jego śmierci pewne lądy pozostały nieodkryte, że tak powiem (czy "Silmarilion" nie był kończony już po tym, jak zmarł?). Natomiast Paolini zerżnął na żywca, od kogo się dało, pozszywał to w iście frankensteinowaty utwór, nie dając praktycznie nic od siebie ani nie dbając, by trzymało się toto kupy, po czym pokazał wszystkim bezczelnie jako swój własny, oryginalny i kompletny świat. Gdyby się wziął do pracy na poważnie, jak na prawdziwego pisarza przystało, "Eragona" nie byłoby na półkach chyba jeszcze do dziś. Świat byłby nadal "w budowie".

Hell, przecież ja też swoje własne uniwersum tworzę - już od lat. Przez te wszystkie lata buduję je od podstaw i staram się, aby było spójne - w tym celu wyeliminowałem już sporo konceptów, które nie miały sensu (np. całkowicie "przepisałem" historię wojen terrańsko-soreviańskich, bo w pierwotnej wersji była durna i kupy się nie trzymała). I końca wciąż nie widać.

Dlaczego jeszcze przejmujesz się autorem, który "Dziedzictwo" już dawno zakończył?

Myślałem, że o tym wiesz. W skrócie - bo żywię skrajną pogardę do niego jako pisarza i jako osoby, ze względu na całe zakłamanie stojące za nim i jego "tfurczością", ze względu na to, że jego "dzieła" ośmieszają fantasy jako gatunek, a przy okazji także za to, że jest po prostu zadufany w sobie i bez żadnego skrępowania komplementuje własne utwory jako najlepsze książki pod słońcem.

Cykl jechał głównie na kampanii marketingowej, która jednak nie uratowała go przed coraz gorszymi wynikami sprzedaży. To tylko oznacza, że czytelnicy coraz bardziej przekonywali się, iż twórczość Paoliniego tak naprawdę nic sobą nie reprezentuje.

Tja, to zawsze jakieś pocieszenie...

A zrzynki od innych autorów IMO nie są niczym niezwykłym, bo wiele utworów fantasy podąża szlakami wyznaczonymi przez Tolkiena, Howarda i innych autorów (by nie powiedzieć wprost, że od nich zrzyna), a także przez mity i legendy, których jest od groma i trochę.

Tak, ale - co już napisałem powyżej - każdy kolejny autor przynajmniej stara się opowiedzieć niejako tę historię na nowo, nadać jej swój wlasny styl i sprawić, żeby wyróżniała się na tle innych. Paolini w ogóle się nie postarał. Ani trochę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja mówię tu o dużo bardziej przyziemnych sprawach, o tym, jak taki fikcyjny świat ma funkcjonować na najbardziej podstawowym poziomie, o tym, że skoro jest oparty na średniowieczu, to niech wygląda jak średniowiecze, bo to przecież istniało i działało, bo to samo w sobie od razu czyni świat fikcyjny wiarygodnym i spójnym, pomimo hasających po nim elfów czy innych stworów

Sapkowski w "Wiedźminie" wymieszał wszystkie możliwe czasy ze sobą. Od starożytności do ery nowożytnej. I nie mówię tutaj o koniunkcji sfer, tylko o wiedźminlandii. To imo jest trochę słaby argument.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

lordeon:

Apropo podłogi z desek w chłopskiej chacie. Chodziłeś kiedyś po podłodze z desek? Z takich prawdziwych desek prosto z tartaku nie oheblowanych? Wiedziałbyś wtedy dlaczego nie da się jej wypolerować stopami. W sumie to spróbuj tylko uważaj na drzazgi, które nabiją ci się do nóg. :)

Klepiska nie można nazwać podłogą. To, że na wikipedii masz napisane, że było z gliny to nie oznacza, że wygląda tak jak garnek gliniany tylko, że jest z gliny, czyli z takiej ziemii jak masz w ogródku. Tak. Klepisko miało połączenie z resztą ziemii wokół domu, bo kto słyszał o podmurówkach w chłopskich chatach? Wiesz jak fajnie się po tym musiało chodzić w jesieni jak padały deszcze lub na wiosnę po roztopach? Conajmniej do kostek brnąłeś w brudnej, rozmłokłej ziemi.

Gdzie jest napisane, że takowe reguły trzeba koniecznie spełniać pisząc książki fantasy? Ma być bród, smród i ubóstwo bo tak było w rzeczywistości? Dzięki za takie książki, zostawiam je wszelakim "specjalistom".

Trzeba wiedzieć o czym się pisze. Paolini chce pisać książke w świecie fantasy, który zawsze wygląda jak jakieś quazi-średniowieczie, więc powinien chociaż trochę znać realia. A nie zapomniałem, że to powieść dla ludzi w wieku tak góra 10-12 lat. Ale nawet dzieci nie powinno się aż tak nabijać w butelkę. Trochę przyzwoitości.

Paolini też podjął się takiej próby, bo w tym "żywcem zerżnięty świat tolkiena" nie obfitował w smoczych jeźdźów, magów itp

Masz rację. Paolini zrobił tak. Okej wezmę trochę od tolkiena, smoczych jeźdźców i magów od kogoś innego i to wszystko nieudolnie pomieszam. Brawo bestseller.

Musisz strasznie cierpieć przez cyber i steam punk.

Umarłem i nie wstaję. Cyber i steam punk to s-f i to jeszcze sf, któremu jest blisko do hard-sf, a to z kolei jest bardzo szczegółowe i wszystko jest tam logiczne i wynika z czegoś. Nie czytałem jeszcze książki z tych nurtów, która byłaby aż tak nielogiczna jak "twórczość" Paolinego.

BTW. Taka ciekawostka.

Morzan w napadzie wściekłości rzucił go w Murtagha, który miał bliznę na plecach.

Jak on to zrobił? Jak mi to wytłumaczysz to jesteś moim mistrzem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moje podejrzenia pomału zmieniają się w pewność...

Oczywiście, istniało i działało - ale czemu ma średniowiecze działać tak samo w rzeczywistości jak i książce? To by była strasznie nudna książka, IMO

Ponieważ - co już Knight Martius raczył powiedzieć - nawet fikcyjny świat musi być spójny i wiarygodny. Jeżeli bazuje na rzeczywistym średniowieczu, to najbardziej domyślnym rozwiązaniem jest czerpanie ze średniowiecza, właśnie dlatego, że jest to coś znanego, opartego na faktach i siłą rzeczy świat fantasy jest immanentnie spójny, jeżeli trzyma się tego, o czym wiadomo, że istniało i funkcjonowało. Odstępstwa są możliwe, ale wtedy autor musi samodzielnie wymyślić wewnętrzne uzasadnienie, dlaczego w jego świecie jest właśnie tak, kiedy w rzeczywistym było inaczej.

Natomiast Paolini-kretyn kompletnie niczego nie uzasadnia - przenosi na żywca elementy współczesnego świata do świata średniowiecznego nie w wyniku przemyślanego działania, tylko własnej głupoty. W efekcie jego świat jest niewiarygodny i pozbawiony sensu na najbardziej fundamentalnym poziomie i już od pierwszych stronic czuć, iż jest to dzieło gówniarza, którego nie sposób traktować poważnie. I którego niedojrzałość i głupota skutecznie odstręczają od czytania.

BTW bardzo mocno osadzonymi w rzeczywistości gatunkami są na przykład low fantasy czy hard sci-fi. I książkom osadzonych w tych konwencjach daleko do nudnych.

Aha, czyli nie chodzenie po podłodze sprawia ze się błyszczy jak złoto. K

OK, co to w ogóle ma być? Jaka jest pointa tej konstatacji? Czego ty za jej pomocą chciałeś dowieść, do czego dojść? Bo jeśli miało to podważyć to, co wtedy powiedziałem, to w żaden logiczny sposób jedna konstatacja drugiej nie przeczy. Równie dobrze mógłbyś napisać "lubię placki". Czy twoje wypowiedzi nie mogą być, że tak powiem, osadzone w rzeczywistości? Mieć jakiś elementarny sens?

Chata niziołka choćby - z "Czasu pogardy". Oddzielna obora, sad, stawy - no i nie jest wspomniane, czy to była "jednoizbówka" - ale śmiem wątpić.

Dobrze, że tylko obora... Jakoś mi się nie widzi porównywanie oddzielnej obory (samo to w średniowieczu jeszcze się zdarzało) do sytuacji, gdzie oprócz oddzielnej obory są jeszcze pokoje dla każdego domownika, drewniana podłoga, pełne umeblowanie (z półkami na bibeloty włącznie), obejście tak wielkie, że zgubić się w nim można (jak było wprost stwierdzone w narracji), kieszonkowe dla dzieciaków (w formie prawdziwych pieniędzy), mięso jako podstawowy składnik diety, a gdzieniegdzie to jeszcze i nawet gargulce jak w katedrze Notre Dame. Rzeczywiście jest co porównywać...

Gdzie jest napisane, że takowe reguły trzeba koniecznie spełniać pisząc książki fantasy? Ma być bród, smród i ubóstwo bo tak było w rzeczywistości?

Gdzie? Mnie się zawsze wydawało, że W ROZUMIE. Że tak nakazuje ELEMENTARNA LOGIKA. Tobie się wydaje, że chłopi w rzeczywistym świecie mieszkali tak, a nie inaczej, bo tak im się zachciało? No to się grubo mylisz. Mieszkali tak z mnóstwa diablo dobrych powodów, a najważniejsze z nich to fakt, że nie mieli ani materiałów, ani narzędzi, ani nawet umiejętności, żeby zbudować taką rezydencję, w jakiej Garrow z Erasiem mieszkali. Inne luksusy typu codzienna konsumpcja mięsa czy też kieszonkowe dla latorośli były dla nich niedostępne również z diablo dobrych powodów, takich jak fakt, że ówczesne techniki hodowli czy rolnictwa były prymitywne i dużo mniej produkowano żywca oraz plonów rolnych, niż dziś.

A Eraś i ferajna, w ewidentnie średniowiecznym świecie, ewidentnie wcale nie lepiej rozwiniętym, niż rzeczywiste... Jak, do cholery, zbudowali niby te domy? Prości chłopi nie umieliby nawet czegoś takiego zrobić, bo budowanie domu wcale nie jest taką prostą sprawą, jak się Paoliniemu (i nie tylko jemu, jak widać) najwyraźniej wydaje. Wymagało (i nadal wymaga) odpowiednich umiejętności. Skąd oni mają tyle mięsa, że codziennie je najwyraźniej jedzą (nawet na śniadanie, niczym Ludwik XVI, jedzą pieczonego kurczaka)? Wszystkie te rzeczy sprawiają, że świat stworzony przez Paoliniego jest już u podstaw debilny, niewiarygodny i pozbawiony sensu - i to nie przez wzgląd na czyjeś widzimisię, ale dlatego, że świat przedstawiony w ten sposób nie miałby prawa funkcjonować. Przeczy to podstawom logiki, a także najbardziej elementarnym prawom ekonomicznym czy społecznym, w oparciu o które świat się kręci. Co prawda Paolini mógłby poświęcić więcej pracy swojemu uniwersum i znaleźć podstawy dla takiego, a nie innego jego obrazu, ale skoro on sobie wszystko i wszystkich z góry olewa, to co go to będzie obchodziło - jest, jak jest, bo tak, i tyle. I jakie jest twoje jedyne usprawiedliwienie na te wszystkie kretynizmy? Że lubisz, jak książka jest głupia? Że fantasy to gatunek dla kretynów, którzy nic nie wiedzą o świecie, a zatem można wymyślić dosłownie cokolwiek, a autor jest zwolniony z nadawania swojej historii elementarnej logiki i sensu? Rzeczywiście, to jest właśnie celem i sensem fantastyki...

Dzięki za takie książki, zostawiam je wszelakim "specjalistom".

Ech... jak to powiedziała Zofia Nałkowska "co dla jednego jest sufitem, dla innego jest podłogą". To są wszystko elementarne wiadomości, dla poznania których nie trzeba iść na żadną uczelnię - wystarczy mieć co nieco w łebku i czytać mądre książki. A dla ciebie to jest "specjalizacja"...

Psioczysz na średniowiecze a weź się zastanów jak wtedy dla szlachcica wyglądał chłop? Raczej nie jako członek mensy, nieprawdaż? No to co sie czepiać kmiotków, skoro moze kmiotkami mieli być z założenia?

Aha, czyli że w losowych chwilach działali nawet wbrew własnemu pojęciu zdrowego rozsądku? Bo mieli niedorozwój umysłowy z opóźnionym zapłonem?

Paolini też podjął się takiej próby, bo w tym "żywcem zerżnięty świat tolkiena" nie obfitował w smoczych jeźdźów, magów itp itd. Wyszło mu mizernie - ale choć próbował. Znam bardziej "zerżnięte" książki (Sztejer choćby...) i jakoś nikt nie robi z tego powodu wielkiego halo

Przestań wreszcie wyrywać moje konstatacje z kontekstu, żeby nadać sobie złudne poczucie "racji". Mówiłem bardzo wyraźnie, że to, czego u Tolkiena nie było, Paolini wcale nie wymyślił, tylko tak czy inaczej ukradł od innych. Magowie i system magii - ukradzione od Ursuli Le Guin. Jeźdźcy smoków - ukradzione od Anne McCaffrey. To ma być "próbowanie"? To jest bezczelna zrzyna, kradzież cudzych prac z minimalnym (lub w ogóle zerowym) wkładem własnym i ogłaszanie cudzych pomysłów jako swoje. Jeśli Paolini wniósł do swoich "dzieł" cokolwiek od samego siebie, nie jest to nic, co wpływałoby na ogólny obraz jego uniwersum - co najwyżej jakieś idiotyzmy wzięte z czterech liter, przybierające niekiedy formę jakichś szczególnie wysilonych dziwadeł z kosmosu (vide wspomniane siedmiopalczaste krasnoludy i włochate elfy).

W sumie czytałem bodaj dwie książki z tego uniwersum - i różnią je głównie imiona bohaterów. Może mam pecha, ale...

Czy ty przeczytałeś, co ja do ciebie napisałem? Czy może znowu nie zrozumiałeś?

Raczej chodzi o twoje usilne "udowodnianie racji" - mam to po prostu gdzieś co o mnie myślisz.

A co to ma wspólnego z tym, o czym mówię? Znów nie rozumiesz, ani w ząb, co ja piszę.

Poza tym Paolini na mnie nie leje - bo nie kupiłem ani jednej jego książki. Smutne

Przynajmniej tyle...

Tak jak spoty wyborcze polityków, reklamy simplusa i jeszcze długo by wymianiać

Powszechność zjawiska nie jest jeszcze żadnym argumentem na jego akceptację.

Od czasu premiery ostatniego tomu książki nie słyszałem o nim żadnych informacji.

To obejrzyj sobie parę wywiadów z tym facetem albo zajrzyj na sajty z jego fanboyami.

Zdaniem Sapkowiskiego jeszcze nic nie złamałem

Złamałeś, bo ja od samego początku mówię o zjawiskach, które nie mają nic wspólnego z moim prywatnym zdaniem. Ale to do ciebie nie dociera i uparcie powtarzasz swoją mantrę.

Not really, skoro wg ciebie Paolini powinien "doszkolić się z historii średniowiecza, żeby pisać bardziej realistyczne fantasy" (realistyczne fantasy... znam chyba tylko jedno, ale też nie do końca i jest to GoT). King powinien więczej czytać "wróżki" żeby pisać lepsze horrory z esperami w roli głównej

Powtórzę jeszcze raz - czy parę postów powyżej pisałem "Marcin Ciszewski przed napisaniem powieści czytał o podróżach w czasie"? Czy napisałem "Naomi Novik studiowała smokologię"? Co mają wspólnego czyjeś wymysły z RZECZYWISTOŚCIĄ? Nawet utwory z dziedziny fantastyki są mniej lub bardziej osadzone w realnym świecie i same w sobie powinny być spójne i wiarygodne na najbardziej podstawowym poziomie. Zjawiska całkowicie fikcyjne nie mają do tego nic, kompletnie nic - właśnie dlatego, że są fikcyjne, że nie stoją za nimi żadne twarde, racjonalne względy. W przeciwieństwie do rzeczy dużo bardziej podstawowych, jak to, w jaki sposób żyli ludzie w epoce, na której taki fikcyjny świat bazuje. Już to tłumaczyłem chyba z pięć razy. Nadal nie dotarło?

Zresztą, czemu ja w ogóle muszę to tłumaczyć? To naprawdę są na tym świecie osoby, dla których to, o czym mówię, nie jest oczywiste? Są osoby, które potrafią normalną dziedzinę wiedzy postawić obok fikcyjnego zjawiska i stwierdzić z dumą, że to działa tak samo?

Musisz strasznie cierpieć przez cyber i steam punk.

Wiele już widziałem bezsensownych, oderwanych całkowicie od kontekstu ripost (jedną zaledwie parę akapitów powyżej), ale ta plasuje się w ścisłej czołówce.

Przypomnijmy bowiem - zaczynasz tę część swojego wywodu od przytoczenia koncepcji uniwersum osadzonego w średniowieczu, gdzie z jakiegoś powodu istnieją cyborgi. Tłumaczę ci - dokładniej, niż taka banalna kwestia na to zasługuje - kiedy byłoby to akceptowalne, a kiedy nie. Że byłoby zrozumiałe, gdyby z jakiegoś rozsądnego powodu te cyborgi tam występowały, a byłoby bez sensu, gdyby istniały ot, tak. A teraz co ty mi tutaj piszesz? Nagle ze średniowiecza przerzucasz się na cyberpunk i steampunk, po czym - jak gdyby nie było między takimi światami żadnej różnicy - stwierdzasz, że muszę cierpieć przez to, że są tam cyborgi. Oczywiście, że tam są - przecież, w całkowitym odróżnieniu od średniowiecza, utwory z tych gatunków rozgrywają się w światach, których mieszkańcy dysponują zaawansowaną technologią i siłą rzeczy nie mieliby problemu ze stworzeniem cyborgów. Co ty tu w ogóle próbujesz sugerować? Jaki jest sens twojej wypowiedzi, bo ja nie widzę żadnego? Znaczy co, sugerujesz, że obecność cyborgów w świecie cyberpunkowym jest tak samo uzasadniona, jak w świecie średniowiecznym? Że to jest to samo? Ta konwersacja zaczyna sprawiać, że czuję się pijany...

Zresztą... znowu - czemu ja w ogóle muszę takie rzeczy tłumaczyć? To nie wystarczy rozum, żeby samodzielnie do nich dojść? Cyborgi w średniowieczu, a w cyberpunku... no, słowo daję. Rzeczywiście problem identycznej rangi. Po zakończeniu odpisywania będę się chyba musiał napić, żeby odreagować.

Cyborgi w średniowieczu, a...

Nie, naprawdę. Brak mi słów.

To wyraz troski, taką samą troską otaczasz wszystkich, którzy czytają Eragona i (o zgrozo) trochę nawet im się on podoba. "Bo paolini was olewa a wy mówicie że to deszcz"

Mówiłem już, że to nie troska, a jedynie apel do zdrowego rozsądku.

Abstrachując od tematu Eragona - w takim razie klepisko nazywa się ścianą czy sufitem? Bo już nie jestem pewny. Klepisko pełni funkcję podłogi, więc stosując pewien skrót myślowy można nazwać je podłogą. Darujmy sobie więc te semantyczne dygresje dotyczące podłóg na tak długo, aż ktoś wpadnie na pomysł z kafelkami na podłodze.

Raczej ty je sobie daruj, bo ty pierwszy je zacząłeś - co miało być najprawdopodobniej próbą usprawiedliwienia Paoliniego poprzez sugestię, że przecież nigdzie nie było powiedziane, iż u Garrowa jest podłoga pełną gębą. Poległeś tutaj sromotnie, bo ci od razu pokazałem, że właśnie jest. Teraz kręcisz się już tylko w kółko, nie potrafiąc zaakceptować tego ostatniego faktu.

Okej, w takim razie jak już mówiłem 90% fantasy to bezczelne zrzynki z Tolkiena, bo tylko smoki, elfy, krasnale i wielkie, mroczne, niewypowiedzianie okropne zUo. Siadaj, 5+, magister z fantastyki obroniony a kierowca autobusu bije brawo. Wiele autorów jest zmuszonych pożyczać niektóre pomysły od innych, bo inaczej nie było by o czym pisać.

To, że pożyczają, nie oznacza wcale, że biorą na żywca, nie dając nic od siebie. Najbardziej znane uniwersa fantasy - żeby wymienić przykładowo Dragonlance, Warcrafta, Warhammera czy świat Wiedźmina - również bazują w ogólnych zarysach na Tolkienie, a jednak są od niego całkiem odmienne i mają kompletnie inną charakterystykę. A to dzięki temu, że ludzie je tworzący wnieśli do nich coś od siebie, zamiast z góry na dół zrzynać od innych.

"W takim razie skąd w steampunkowym średniowieczu roboty na parę? Nie było w średniowieczu technologii pozwalającej na takie cuda, a autor piszący zgodnie zze światem średniowiecznym nie powinien pisać takich bzdur"

Bzdur - w typie powyższych - to nie powinien pisać ktoś, kto w ogóle nie rozumie, co się do niego mówi. Po raz n-ty przeinaczasz całkowicie sens mojej wypowiedzi, żeby mieć złudne poczucie racji.

No i to "steampunkowe średniowiecze" - a cóż to za oksymoron? To takie coś w ogóle może istnieć? Co jeszcze wymyślisz? Space operę low fantasy?

I nie odpisuj już. Wróć, kiedy wreszcie zrozumiesz, o czym mówię już od iluś tam postów.

Sapkowski w "Wiedźminie" wymieszał wszystkie możliwe czasy ze sobą. Od starożytności do ery nowożytnej. I nie mówię tutaj o koniunkcji sfer, tylko o wiedźminlandii.

Tak, tyle że Sapkowski dokonał tego połączenia w taki sposób, że jego świat zdaje się trzymać kupy. Nie ma tam elementów, które by się wzajemnie całkowicie wykluczały, nie ma tak, że ludzie żyjący w danej epoce żyją na poziomie epoki nieporównywalnie bardziej zaawansowanej. Nie ma tak, że przykładowo występują tam rzeczy, które w normalnej sytuacji nie miałyby prawa istnieć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie ma tak, że przykładowo występują tam rzeczy, które w normalnej

Nie wiem, dla mnie teksty typu "normalna sytuacja" w kontekście fantasy, wciąż brzmią trochę głupio xd. Ale mówię, kwestia gustu :3. Każdy czyta, co chce, i wszyscy są zadowoleni, prawda?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poprzednim razem, jak już skończyłem odpisywać, stwierdziłem, że muszę się napić. Faktycznie się zresztą wtedy napiłem - whiskey z lodem to jest to.

Teraz, na całe szczęście, napiłem się ZANIM zacząłem odpisywać (tym razem piwa).

Bazowanie na średniowieczu =/= trzymanie się "zasad" średniowiecza, bo i czemu ktoś by miał to robić? Nie zrobił tego Sapkowski, nie zrobił tego Tolkien, nie zrobił tego też Paolini. Smuteg i rzal

Łaaał... no to, w takim razie, ty czytałeś jakiegoś innego Tolkiena, niż ja...

Polemizowałbym, znam książki hard sci-fi których po prostu nie da się przeczytać bez ziewania. "Gra endera" najlepszym przykładem. O ile pierwsza część...

NIE, NIE, NIE, NIE, NIE!!! Przerywam już w tym momencie. NIE wciągniesz mnie w kolejny festiwal odwracania kota ogonem tudzież uwagi od istoty dyskusji. Nic mnie nie obchodzi twoje widzimisię, bo nie ma ono żadnego znaczenia wobec takich rzeczy, jak twarde prawa logiki. A Paolini nie trzyma się nawet takowych, zmuszając przykładowo swoje postaci do zachowań całkowicie sprzecznych ze zdrowym rozsądkiem. Oraz budując założenia świata pozbawione jakiegokolwiek sensu, oparte tylko na "Bo Tak Się Autorowi Zachciało". Próba odwracania uwagi od tego faktu poprzez bajdurzenie o twardym science fiction uwidacznia tylko twoją rozpacz. Twarde SF? Jak rany, może jeszcze podpiąć pod to równanie "ile to jest dwa plus dwa"? Czy ty siebie słyszysz? Mówię o urągających inteligencji kretynizmach pana P., a ty się próbujesz zasłaniać twardym science fiction? Boże, dopomóż. Ja rozumiem, że "co dla jednego jest sufitem, dla innego jest podłogą", ale... Czy ja jestem naprawdę AŻ TAKIM geniuszem? Że to, co urąga mojej inteligencji, dla innych jest akceptowalne?

Ponieważ nie jestem aż do tego stopnia arogancki, powiem - nie. Przychodzi mi na myśl inne wytłumaczenie. Ale nie będę go na głos wypowiadał, bo nie wypada (poza tym, nie zależy mi na kolejnym warnie, ani tym bardziej banie). Nie wypada też osobom pokroju lordeona obnosić się ze swoją opinią. Naprawdę nie wypada.

A tak przy okazji... Od kiedy to "Honor Harrington" jest twardym SF?

Szlachta szlachcie postawiła dworki, pałacyki i inne zameczki. 100% iluminati confirmed. No i szlachta kuła podkowy, budowała sobie młyny itp itd etc... No dobra, moze nie zawsze byli to chłopi, ale wśród chłopów TEŻ byli kowale, cieśle... Więc tak do końca racji nie masz.

Wiesz, co... lepiej już by było, jakbyś się nie odzywał. Co ty mi tu sugerujesz? Że we wsi też byli (lub mogli być) wyspecjalizowani rzemieślnicy, cechy i tak dalej? Ooo... SENSACJA! Nawet nie chcę słuchać o twoich dalszych wyobrażeniach odnośnie życia w średniowieczu, bo boję się tego, co mogę usłyszeć!

Jeszcze trochę i się okaże, że wśród chłopów TEŻ byli tacy, co to promy kosmiczne budować potrafili. Jak w pierwszej Ultimie.

Prawda jest taka, że po prostu nie widzieli nic złego w tym jaju. Nie było na nim wykute "jajo smoka, nie otwierać przed świętami, nie wstrząsać, chronić przed promieniami uv, przechowywać w ciemnym i chłodnym miejscu. Najlepiej użyć przed wybuchem rebelii". Wyglądało jak (ładny) kamień i tak też chłopkowie to potraktowali. Dziwisz im się, że nie mieli zbyt szerokiej wiedzy w zakresie smokologii? Ja też, bo powinni.

Do ciebie NAPRAWDĘ nic nie dociera, eh? Ty naprawdę nie potrafisz przyjąć do wiadomości, co dla chłopów oznacza "niezidentyfikowany przedmiot magiczny"? Zresztą, także tutaj odwracasz kota ogonem. Piszesz nagle z pietruchy o "smoczym jaju" - choć w ogóle nie jest kwestią to, że to było akurat smocze jajo, tylko sam fakt, że to był jakiś magiczny przedmiot, który cholera wie, co może zrobić... Ale cóż, widać sam masz w zwyczaju trzymać w domu niewypały, które cholera wie kiedy mogą pier... znaczy, wybuchnąć.

Szczerze mówiąc, w tym momencie obrażasz moją inteligencję. Całkiem jak Paolini.

W takim razie jeśli ktoś już będzie chciał napisać książkę, to nie może już umieścić w niej smoczych jeźców, systemu magii bazującego na tym, co zrobiła Le Guin (swoją drogą jej ziemiomorze jest strasznie nudne, nieprawdaż?). Ponadto krasnoludy muszą mieć standardowa (5) liczbę palców a elfy koniecznie muszą być gładkolice, bo tak chciał pan Tolkien. Chciałbym przeczytać książkę z samymi nowymi pomysłami, ale to chyba nie wyjdzie.

Nie próbuj nawet powoływać się teraz na tanią demagogię...

Nikt nie napisze książki, w której nie byłoby NIC już wcześniej nie pokazanego, ale to wcale nie zwalnia "nowych" autorów od inwencji własnej. Od nadania historii swojego osobistego sznytu, czegoś, co jest charakterystyczne dla nich i nikogo innego. Paolini nie zrobił żadnej z tych rzeczy - w paru wywiadach tłumaczy się wyjątkowo bezczelnie, że jego zrzyny to są w rzeczywistości "nawiązania", hołd złożony starszym odeń twórcom. A prawda jest taka, że te "nawiązania" to w jego żałosnych książkach cała historia. Jeśli w ogóle coś kojarzę z samym Paolinim, to brak elementarnej logiki i ogólnie sensu. Bo nawet zrzynanie idzie mu tak nieudolnie, że ani razu nie zastanowił się nad tym, DLACZEGO ukradziony przezeń motyw występował w danym utworze i jaką pełnił funkcję. Obchodzi go tylko to, że istniał - uzasadnienie i cel niepotrzebne. Wyjątkowo bezmyślnie ukradł element "Luke, I am your father" od Jurka Lucasa, ale ani razu się nie zastanowił, jaką rolę ów element pełni w utworze. Czemu służy, jak wpływa na motywację tudzież osobowość głównego bohatera. Jego ohydny zrzyn (z Murtaghiem) nie pełni żadnej roli - Eraś nadal jest pozbawionym ludzkich uczuć socjopatą, który sprowadza całe zdarzenie (odkrycie pokrewieństwa z Murtaghiem i Morzanem) do racjonalnych, całkowicie go rozgrzeszających względów i od tamtej pory w ogóle się tym nie przejmuje. To tylko pojedynczy przykład całkowitej jałowości umysłowej Paoliniego, a jest ich zatrzęsienie.

A ty czym się próbujesz wymawiać? Tym, że ktoś coś tam już wymyślił? Niech Paolini wymyśli COKOLWIEK, na dobry początek. Na przykład tych smoczych jeźdźców - podaj mi choć JEDEN czynnik, którym jego smoczy jeźdźcy się wyróżniają. JEDEN!

Czemu? Żeby spotkać takich hejterofanbojów jak ty? Tak go nienawidzisz, że nie możesz pregapić żadnego wywiadu z nim? Przeczytałem, spodobało mi się i czytam inne książki. Śmieszy mnie taki ból tyłka o kolesia, który pisze co najwyżej średnie książki. Ja dawno zapomniałem o różnorakich szczegółach fabularnych, ty zaś je pamiętasz i jesteś gotów cytować z pamięci co dłuższe kawałki. Czyżby jakiemuś fanbojowi jego idol nie odpisał i stoczył się na dno hejterstwa?

Z taką fantazją, powinieneś się wziąć za własną twórczość... Może nawet zostaniesz autorem kolejnej teorii spiskowej.

To jeszcze gorzej, bo ja opisuję swoja opinię, ty zaś powtarzasz jak mantrę cudze zdanie.

Facet... zlituj się. Jak ci powiem, że dwa plus dwa to cztery (sorry za powtarzanie... ale to naprawdę najlepszy przykład), też mi powiesz, że "powtarzam cudze zdanie"? To, że książki Paoliniego są napisane w sposób fatalny, zdradzający brak elementarnych umiejętności pisarskich autora, jest niepodważalnym faktem - nie przez wzgląd na moje czy czyjekolwiek widzimisię czy "zdanie", ale przez wzgląd na to, że istnieją pewne elementarne zasady dotyczące tworzenia opowieści. Tak samo elementarne, jak reguły dodawania czy prawidłowej ortografii. I Paolini ewidentnie tych reguł nie zna. W ogóle.

Paolini osadził sobie "mniej" w rzeczywistości, dzięki czemu ma na podłodze boazerię. Chciał to tak napisał, nie musiał się trzymać sztywno "średniowiecza", bo nie pisał książki dokumentalnej a fantasy. (...) Taką miał wizję autor i tak mu się napisało.

To nie jest żadna "wizja autora", tylko pospolita głupota autora. Pisanie bzdur bez żadnej świadomości, że pisze się bzdury. Jak już mówiłem - podaj mi choć JEDEN przejaw tego, że Paolini wiedział, co robi. I nie obrażaj mnie nawet sugestiami typu "bo on wiedział, że w średniowieczu elektryczności nie było" albo "bo on wiedział, że w średniowieczu walczyli mieczami".

Apeluję do twojego zdrowego rozsądku - skończ tą/tę dyskusję, bo mnie nie przekonasz

Nie wiem, czemu, ale nasuwa mi się tu jedno powiedzonko o krowie...

No i? Jest podłoga, bo autor mógł tak napisać. Teraz pokaz mi, gdzie jest jakiś kodeks, zabraniający pisarzom "kłaść boazerię na podłodze w książkach fantasy luźno bazujących na średniowieczu". Wtedy zrozumiem twoje pretensje.

OK, poddaję się. Najwyraźniej jestem pier... niczonym geniuszem (tzn. ja i każdy inny autor fantasy - poza Paolinim - którego dzieła czytałem), a to, co mnie wydaje się normą, wykracza poza możliwości intelektualne 99% społeczeństwa. Zaraz usłyszę pytanie, gdzie jest jakiś kodeks, zakazujący ludziom latania, jeśli skoczą ze skały i zamachają rękami.

Kopernik, zatrzymaj Ziemię - ja wysiadam.

Oooo, takie coś istnieje. "Żałując za jutro". Nie czytałeś? Twoja ignorancja mnie dobija.

To jest kolejny klasyczny przykład twojego nieustannego odwracania kota ogonem i całkowitego ignorowania sedna tego, o czym mówię. Podałem teraz całkowicie losowo dwa gatunki, ale ty oczywiście czynisz z tego paradygmat całej swojej argumentacji. Całkowity bezsens i oderwanie od rzeczywistości twojej pseudoargumentacji - to dopiero mnie dobija.

Właśnie ci wytłumaczyłem, na czym polega WEWNĘTRZNE UZASADNIENIE. Że można do świata fantasy wprowadzić nieomal wszystko, ale nie może to sobie istnieć, ot, tak. Musi to być w ten czy inny sposób wytłumaczone, muszą istnieć powody, dla których dany motyw istnieje i dla których nie istnieją inne motywy. Aby to zobrazować, podałem ci kilka różnych przykładów tego, jak można uzasadnić istnienie cyborgów - wystarczy po prostu chcieć, wystarczy mieć jakiś zamysł, wystarczy samemu tworzyć świat od podstaw i MYŚLEĆ nad każdym pomysłem. To jest jedna z najbardziej podstawowych rzeczy w tworzeniu jakiejkolwiek historii - jeśli nie ma powodów, dla których coś miałoby się dziać, to dlaczego to cholery to coś ma się dziać?

A ty co? Wybierasz sobie pierwszy tytuł z brzegu i bajdurzysz o mojej ignorancji? Co to, do cholery, ma wspólnego z tym, o czym mówię? Ty nadążasz w ogóle za tematem rozmowy, czy już całkiem odpłynąłeś?

Zresztą, widzę tutaj problem, o którym mówiłem ileś postów temu - męczy mnie przytaczanie dowodów na miernotę Paoliniego, bo obojętnie ile ich przytoczę, dostanę w odpowiedzi obelżywe wręcz kłamstwa, że niby te urągające inteligencji durnoty to są drobne potknięcia, jakie zdarzają się nawet najlepszym. Mógłbym zrobić tutaj całą analizę "książek" Paoliniego, rozdział po rozdziale, jeśli wola - ale nawet wtedy usłyszałbym w odpowiedzi, że w ten sposób każdej książki można się czepić. To jak walka z wiatrakami.

I wiecie, co? Z tego właśnie względu, zmieniam taktykę. Chcę wreszcie usłyszeć chociażby o JEDNYM elemencie, JEDNYM motywie z "książek" Paoliniego, po którym widać, iż autor dobrze go przemyślał i że ma on wewnętrzne uzasadnienie (naturalnie, wraz z owym uzasadnieniem). I nie chcę widzieć, jak mój interlokutor po raz n-ty odwraca kota ogonem albo udziela odpowiedzi obrażających moją inteligencję.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak widzę, odpowiedzi na moje zasadnicze pytanie nie dostałem - interlokutor zwyczajnie się wykręcił i udał, że nie słyszy. Nawet mnie to już nie dziwi.

Od wtedy, gdy są w nim statki kosmiczne, walki w kosmosie, biowszczepy, prolong... I tak długo jeszcze wymieniać

Czyli ty nie wiesz nawet, co to jest twarde SF?

Że chłopki sami sobie stawiali chałupki. Bo tak chyba było?

Chałupki. Nie katedry i nie szlacheckie dworki podobne temu w Ożarowie. A rzemieślnicy to skupiali się w miastach, a nie we wsiach. Nie dlatego, że mieli takie widzimisię, ale dlatego, że wieś po prostu nie dawała im żadnych perspektyw. I nie dawałaby ich także w wymyślonym świecie.

Czyli wg ciebie wszystko co odbiega na milimetr od normalności to zUa magia i chore wibracje.

Jasne, stary. Nagły wybuch i teleportacja to jest "milimetr od normalności". Twoje uparte ignorowanie faktów to potwornie nieudolna praktyka. Podobnie jak otwarte akceptowanie zachowań odbiegających w sposób oczywisty od normalności.

Może też nic nie zrobić, bo to po prostu ozdobny kamień.

Który teleportuje się w losowe miejsce i przy tym powoduje eksplozję? A wspomniany niewypał nazwałbyś zapewne niegroźnym antykiem?

Czyli pisanie "po swojemu" = głupota.

Nie. Głupotą jest to, że Paolini opisuje tę niby średniowieczną wieś, nie mając zielonego pojęcia, co robi. Taki, a nie inny obraz Carvahall nie wynika z jego świadomego działania i pisania "po swojemu" - wynika z tego, że Paolini bezwstydnie przeniósł współczesnych amerykańskich farmerów w realia średniowiecza, bo sobie ubzdurał, że niewiele się przez ten czas zmieniło. Powiedziałbym zresztą w tym momencie jeszcze raz - podaj mi choć JEDEN element, który wskazuje, że Paolini miał pojęcie, o czym pisze. JEDEN.

Chłopaku, czepiłeś się tej boazerii jak kto głupi.

Boazerii uczepiłeś się ty. Ja postawiłem tezę, że świat Paoliniego jest durny, bezsensowny i zbudowany sprzecznie ze zdrowym rozsądkiem, że nie ma w nim kompletnie NIC, co wskazywałoby, że miał pojęcie, o czym pisze. Rezydencja Garrowa - i znajdująca się weń podłoga - to tylko pojedynczy, podany przeze mnie przykład wylewającej się hektolitrami z jego "powieści" głupoty. A ty zapętliłeś wokół tego całą rozmowę, jak gdyby to była istota zagadnienia. Znów całkowicie ignorujesz to, co mówię, przekłamujesz fakty i próbujesz nagiąć rzeczywistość do swojej tezy. To ci właśnie pozwala sprowadzać wszechobecną u Paoliniego głupotę do pojedynczych wad, które zdarzyć się mogą każdemu.

O tym zresztą właśnie mówiłem już jakiś czas temu - nie chce mi się przy każdej kolejnej okazji wyliczać wszystkich przejawów durnoty Paoliniego, bo w odpowiedzi i tak nie usłyszę żadnych sensownych argumentów, poza rzuconym bezmyślnie sloganem, że błędy trafiają się wszędzie. Spodziewałem się zresztą, że i tym razem tak będzie. I jest.

Jeśli tylko im się to uda to czemu nie? Tak długo, jak nie określisz jasno ram "gatunku fantasy" tak długo boazeria na podłodze będzie w porządku.

Już dawno określiłem - "ramy fantasy" wciąż muszą pozostawać w zgodzie ze zdrowym rozsądkiem, a pomysły autora muszą mieć takie coś, jak wewnętrzne uzasadnienie. Jeżeli autor wymyśla coś bez żadnego powodu, dla którego miałoby istnieć, wtedy nie jest to w porządku. To są podstawy snucia jakiejkolwiek powieści, których nie wymyśliłem ja, tylko do których stosuje się każdy prawdziwy pisarz - ktoś, kto faktycznie umie tworzyć. A nie tylko odtwarzać, jak Paolini.

Czyli "ot tak" nie moze być boazerii na podłodze, bo pradawne elfy z krain airdaru nie wynalazły jeszcze precyzyjnych narzędzi do cięcia klepki?

Już ci wytłumaczyłem, dlaczego nie może być boazerii na podłodze. To, że ty zwyczajnie ignorujesz niewygodne dla siebie fakty, nie jest żadnym argumentem.

Pytałeś o sci-fi operę low fantasy, myśląc ze takie coś nie istnieje. Podałem ci tytuł książki i teraz masz jakiś problem z tym... Smuteg.

Pytałem czysto retorycznie o gatunek będący zestawieniem dwóch całkowicie losowo przeze mnie wybranych podgatunków fantastyki, nie oczekując żadnej odpowiedzi - bo nie o to chodzi. Chodziło o coś całkiem innego, ale oczywiście tego nie zrozumiałeś. Zresztą, nadal nie rozumiesz, nawet jak ci wytłumaczyłem. Powtarzasz tylko uparcie swoją mantrę, jakby gadanie, że cukier jest słony, miało sprawić, iż będzie tak naprawdę.

No bo można w ten sposób się czepić każdej książki. Bo jest jakaś książka bez wad?

Niejaki Rywiński w analogicznej sytuacji zapytał "a gdzie tu są dociągnięcia?".

Więc ja pytam po raz kolejny, bo poprzednim razem to pytanie zostało całkowicie zignorowane. Określ choć JEDEN element, po którym widać, że Paolini dobrze go przemyślał, wewnętrznie uzasadnił i wiedział, o czym pisze. JEDEN. Nie interesuje mnie bajdurzenie o tym, że "nie ma książki bez wad", kiedy mówimy akurat o książce BEZ ZALET. Bo bzdurna, nielogiczna fabuła, wyprane z realnej osobowości postacie, pozbawiony ludzkich uczuć socjopata w roli głównego bohatera, ogólny brak emocji podczas lektury, szare, szablonowe i niczym się nie wyróżniające smoki, pozbawiony jakiegokolwiek szlifu świat posklejany z tego, co Paolini ukradł od innych bez żadnej inwencji własnej, a na dokładkę jeszcze denny i niedojrzały styl, zdradzający natychmiast, iż jest to dzieło byle smarkacza... to wszystko to nie są zalety.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdzie? Mnie się zawsze wydawało, że W ROZUMIE. Że tak nakazuje ELEMENTARNA LOGIKA. Tobie się wydaje, że chłopi w rzeczywistym świecie mieszkali tak, a nie inaczej, bo tak im się zachciało? No to się grubo mylisz. Mieszkali tak z mnóstwa diablo dobrych powodów, a najważniejsze z nich to [...]

To nie tyle kwestia elementarnej logiki, ile kopiowanie (odtwarzanie?) uwarunkowań, które miały miejsce w świecie rzeczywistym. Uwarunkowań, które niekoniecznie muszą mieć miejsce w świecie stworzonym przez autora.

Ech... jak to powiedziała Zofia Nałkowska "co dla jednego jest sufitem, dla innego jest podłogą". To są wszystko elementarne wiadomości, dla poznania których nie trzeba iść na żadną uczelnię - wystarczy mieć co nieco w łebku i czytać mądre książki. A dla ciebie to jest "specjalizacja"...

Raczej przeceniasz przeciętnego czytacza książek. Przecież powszechne błędne przekonania ludzi biorą się właśnie z braku wiedzy. Składową specjalizacji jest właśnie zdobywanie wiadomości na jakiś temat. Jestem pewien, że bardzo wielu czytelników w ogóle nie zwróciło uwagi na to, że w chłopskim domu było nie klepisko, tylko [drewniana] podłoga. Dodatkowo cześć z tych osób mogła nie zwrócić uwagi na to, czy jest w ogóle możliwe wypolerowanie podłogi poprzez chodzenie po niej.

Nie jestem przekonany do tezy, iż tworząc fantastyczny świat w klimatach średniowiecza trzeba wiernie odwzorowywać średniowiecze, bo inaczej nie ma to sensu. Owszem, taki zabieg może być przekonywujący dla czytelnika (podobnie jak wulgaryzmy i inne aspekty, które z rzeczywistości zapożyczyły dzieła takie jak "Gra o Tron" czy "Wiedźmin"). Nie znaczy to jednak, że nie można stworzyć własnej wizji świata fantasy z quasi-średniowieczem. Rzekłbym wręcz, że wiele tworów fantasy opiera się właśnie na realizacji autorskiej wizji średniowiecza (często wyidealizowanej, a już na pewno mocno "nieprawdziwej", gdyby odnieść ją do rzeczywistości). Podobnie czynią gry. Nawet te, które starają się być tak wierne rzeczywistości, jak to tylko jest możliwe w ich przypadku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie jestem przekonany do tezy, iż tworząc fantastyczny świat w klimatach średniowiecza trzeba wiernie odwzorowywać średniowiecze, bo inaczej nie ma to sensu. (...)

Ja bardzo dobrze rozumiem, o co chodzi Bazilowi. Cały problem polega na tym, że przedstawił on trzymanie się świata rzeczywistego przy kreowaniu własnego świata jako wymóg, więc to faktycznie mogło nie być jasne.

Autor jak najbardziej może robić odstępstwa od tego, co już znamy, tylko że muszą być one uzasadnione w ramach tworzonego świata. Wyjaśnienia dotyczące ich istnienia nie muszą być wykładane czytelnikowi wprost; ważne, żeby te elementy wypadały wiarygodnie, tak jak ma to miejsce chociażby w przedstawionym przez Ciebie "Wiedźminie" czy "Grze o tron" (kiedy w "Grze..." jedna z postaci skorzystała z opuszczanej klatki, to dopiero po chwili skojarzyłem, że był to odpowiednik naszej windy biggrin_prosty.gif). Jeżeli autor wrzuca do swojego świata coś, co gryzie się ze status quo, i nawet nie próbuje wyjaśnić, skąd to się wzięło - nie jest to fajne.

I tak, poznanie realiów świata rzeczywistego i wyniesienie z nich wiedzy do stworzenia wymyślonego jest nieuniknione, choć ja postrzegam to jako logiczne następstwo, a nie wymóg. Po prostu dorosłe osoby znacznie bardziej niż na wyobraźni muszą polegać na wiedzy wtórnej.

To, że książki Paoliniego są napisane w sposób fatalny, zdradzający brak elementarnych umiejętności pisarskich autora, jest niepodważalnym faktem - nie przez wzgląd na moje czy czyjekolwiek widzimisię czy "zdanie", ale przez wzgląd na to, że istnieją pewne elementarne zasady dotyczące tworzenia opowieści.

Zapominasz o jednym szczególe: literatura jest dziedziną sztuki. Dlatego wszelkie opinie na temat dowolnych dzieł będą oparte na subiektywnych wrażeniach, nie obiektywnych kryteriach. Jedyne, co jest obiektywne w przypadku książki, to tak naprawdę to, czy ma twardą/miękką okładkę, co jest na niej przedstawione, ile stron ma dana pozycja itp. dane.

W przypadku "Eragona" może to zabrzmieć absurdalnie, ale powiedz mi jedno - skoro to, że w cyklu "Dziedzictwo" nie ma niczego dobrego, jest faktem, dlaczego są osoby, którym te książki mniej lub bardziej się podobają? Wprawdzie rekrutują się one głównie spośród młodzieży, ale znaleźli się też recenzenci, którzy nie oceniali choćby pierwszego tomu tak źle. Można powiedzieć, że takie osoby nie mają gustu i że dopiero muszą go sobie wyrobić - ale to przecież ich opinia, nikt im nie zabroni jej wyrazić.

Dlatego tak długo jak nadal znajdą się ludzie, którym ta książka/ten cykl choć trochę przypadł(a) do gustu, Twoje wywody na temat jego/jej słabości będą stanowiły odzwierciedlenie Twojej opinii, a nie fakty.

I nie obraź się, ale w internetach jest słowo, które bardzo dobrze oddaje Twój udział w tej dyskusji. Na forum zabraniają przeklinania, więc powiem tylko, że zawiera ono w sobie "storm". biggrin_prosty.gif Ale do rzeczy - pomijając rzeczową argumentację, Twoje posty od dłuższego czasu to głównie wylewanie frustracji na faceta, który swój cykl zakończył już kilka lat temu. Są przykłady utworów - także wśród książek - które odniosły sukces tylko dzięki kampanii marketingowej, a nie jakości, i na pewno nie będą one w tej kwestii ostatnie. Poza tym, jak dla mnie lordeon odpisuje Ci tylko po to, żeby nie dać Ci satysfakcji, nieważne, czy jego odpowiedzi odnoszą się do tematu, czy nie. Jeśli widzisz, że nie przekonasz kogoś do swoich racji*, to nie ciągniesz dyskusji i tyle, ew. piszesz, że nie zamierzasz jej kontynuować. Bo przy takim zacietrzewieniu na pewno nikogo nie przekonasz, szczególnie że powtarzasz już te same argumenty.

*Należy to rozumieć nie jako "rozmówca zacznie myśleć tak jak Ty", tylko jako "rozmówca zrozumie Twoje stanowisko".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...