Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

RoZy

Polityka, gospodarka, społeczeństwo I

Polecane posty

W jakimś sensie podobają mi się reformy edukacji na Węgrzech. Zlikwidowano połowę uczelni wyższych (głównie prywatnych), bo słusznie stwierdzono, że nie potrzeba aż tylu magistrów. Kontrowersyjne jest jednak to, że studenci muszą po skończeniu studió zostać i pracować w kraju przez chyba 5 lat. Z jednej strony owszem- rażące ograniczenie wolności, z drugiej to przecież państwo ponosi koszty edukacji danej osoby i wyjazd świeżo upieczonego absolwenta jest stratą nie tylko "intelektualną", ale także finansową.

Ja byłbym za. Pod jednym warunkiem. Rząd ma obowiązek na te pięć lat zatrudnić absolwenta i to z pensją wyższą niż minimum krajowe. Jeżeli tego nie potrafi, to niech może lepiej nic nie robi. Nie ma co dziwić się, że ludzie jadą za pracą tam, gdzie mogą ją dostać i to jeszcze na poziomie wyższym niż w kraju urodzenia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jezeli pracodawca wymaga od swego pracownika kreatywnosci' date=' komunikatywnosci, zachowania, elokwencji itd. to niech wlasnie to napisze w ofercie, bo akurat magister z dajmy na to polonistyki nie jest rownoznaczny z umiejetnoscia zachowania sie podczas dajmy na to spotkania biznesowego[/quote'] Od jakiegoś czasu właśnie takie wymagania są podawane w ofertach pracy. Może mam trochę idealistyczne podejście, ale zawsze uważałem, że studia kształcą przyszłe może nie elity, ale kadry osób, które będą w przyszłości stanowić o jakości państwa. Obecnie niestety bardzo się to zmieniło i jak już czytałem kilka lat temu teraz to studia doktoranckie i doktoranci to taka "elita". Widać to niestety na każdym kroku. Cechy które wymieniłeś wynikają również z osobowości, ale moim zdaniem absolwent studiów powinien bezsprzecznie posiadać takie cechy jak np kultura osobista, elokwencja, a niestety teraz pracodawcy muszą takie wymagania wpisywać w ofertach pracy. I to mnie najbardziej dziwi i martwi.
I szczerze mowiac nie dziwie sie frustracji mlodziezy - bo z jednej strony nie po to sie przez 5 lat ksztalcilo by robic w jakiejs no-future robocie za srednia krajowa
Oczywiście, ale wszystko idzie w drugą stronę- "skończyłem studia, więc mi płaćcie godnie". Stąd się bierze frustracja, gdy rzeczywistość nie pokrywa się z wyidealizowanym obrazem świata po studiach, gdzie zarabia się krocie za sam dyplom.
Jesli o mnie chodzi te 2000 zlotych to tak narawde uwazam za minimum - i nie chodzi tu o to, ze nie mozna wyzyc za mniej, bo mozna, mozna nawet groteskowe rekordy w tej dziedzinie ustalac, tyle tylko, ze mi chodzi o godne zycie jak czlowiek. A "zyc jak czlowiek" to nie tylko "miec co do garnka wlozyc", ale tez miec na karnet na silownie, na basen, na scianke wspinaczkowa, na wyjscie do teatru czy z kolegami na piwo, to miec pieniadze na porzadne jedzenie, a nie gonienie za przecenami produktow co za pare dni zaczna zyc wlasnym zyciem, to miec pieniadze na dobre ubranie (owszem, mozna kupic dobre tanie ubranie, tylko jakos latwiej znalezc dobre drogie ubranie. Nie wspominajac juz o tym, ze jak ktos ma nietypowe wymiary np. stopy to ma wybor pomiedzy butami na zamowienie lub ciaglymi otarciami), to takze miec pieniadze na wakacyjny wyjazd bez koniecznosci zaciskania pasa przez caly rok (o takich detalach jak mozliwosc pojscia prywatnie do lekarza w naglym wypadku bez koniecznosci zaciagania kredytu nie wspomne). Zwazcie, ze nie mowie tutaj o zbytkach w rodzaju "nowy smartfon co kwartal" ale o zwyczajnej egzystencji, ktora nie sprowadzi sie do cyklu "praca + nadgodziny + sen z dodatkiem telewizji w ramach rozwoju kulturalnego
Powiem tak, nie wyobrażam sobie zarabiać 2000 zł w wieku 30+ lat, ale wiem, że teraz na samym początku to jest dużo i niezwykle ciężko jest znaleźć pracodawcę, który od ręki da taką pensje osobie świeżo po studiach. Wiem, że w ostatnich pięciu latach ceny mocno skoczyły w górę, ale w tym czasie, gdy żyłem za te 1000 zł miesięcznie zawsze starczyło na życie, kino, siłownie, wyjście do knajpy. Oczywiście zawsze musiałem się pilnować z cenami, ale nigdy nie polowałem na przeceny produktów, bo się kończy termin ważności. Studia to był dla mnie taki czas, gdzie chyba w znacznie większym stopniu nauczyłem się "życia" niż przyswoiłem wiedzę, którą mi serwowano. Z resztą temat poziomu polskich uczelni wyższych i sytyuacji tam panujących również idealnie pasuje do dyskusji.

Zdaje sobie sprawę, że takie życie sprawdza się jedynie w czasach studiów i jeszcze jakiś czas potem. No bo później jak mysleć o własnym mieszkaniu, założeniu rodziny? Pomijając ten fakt, dla mnie kwestia pracy i płacy zawsze trochę przypominało zbieranie EXPa w RPG. Zyskuje doświadczenie i umiejętności-dostaje większą kasę (lepsze zbroje i broń:) ) Jeśli mnie to nie satysfakcjonuje zmieniam pracę (drużynę) i tak dalej.

Czesto sie narzeka, ze ludzie sa nieobyci kulturalnie, ale na litosc - niby jak maja zdobyc to obycie, skoro teatr jest postrzegany jako zbytek (czy tez kupno dobrej plyty z muzyka - no to mamy efekt, ze spoleczenstwo slucha tego co akurat leci w radiu, miast "ambitnej muzyki" cokolwiek zreszta ten termin by oznaczal
Tutaj nawet nie chodzi o czas, tylko o pieniądze, bo w porównaniu do UE to zarabiamy grosze. I póki to się nie zmieni wszystko zostanie tak jak jest. Z drugiej strony Twój opis bardziej pasuje do typowego pracownika fizycznego, który pracując ciężko po 12 godzin nie ma już czasu ani chęci na nic innego. Może nawet i nie tylko pracownika fizycznego, bo wiem już z doświadczenia, że w niektórych firmach rozpoczynając swoją karierę musisz być gotowy na takie właśnie poświęcenia, ale z tego co wiem, to są właśnie owe mityczne korporacje i jeżeli ktoś szuka wyzysku, to znajdzie go właśnie tam.
Idea, ze pracodawca moglby sfinansowac (chociaz czesciowo) kurs, ktory pracownikowi pomoglby w wykonywaniu pracy (chociazby kursy jezykowe) to zas w ogole majaki szalenca, bo po co pracownikowi chcacemu sie rozwijac pomagac w owym rozwoju, skoro mozemy od razu zarzadac "gotowego produktu".
Myśle, że w tym kierunku coś się jednak zmienia. Czytałem ,ze pracodawcy odchodzą już od wymogów "absolwent z doświadczeniem". Szkolenia pracowników i inwestowanie w nich są najlepszym moim zdaniem sposobem rozwoju firmy. Pracownik czuje się doceniany, wiąże się z firmą w której pracuje, przez co pracuje bardziej efektywnie. Moim zdaniem staż i praktyki też są pewną formą inwestycji w (przyszłego) pracownika o ile są wykonywane rzetelnie, no ale to już oczywiście zależy od firmy. Takie sytuacje nie są przecież utopią, bo wiem ,ze nawet takie firmy jak PKP co jakiś czas wysyłają pracowników na szkolenia i kursy, więc nie może być tak źle.
Jesli chodzi o koniecznosc pracy w kraju - czemu by nie, moze ewentualnie z mozliwoscia splaty "dlugu wobec panstwa" w sytuacji gdy absolwent chce wyjechac do pracy za granice.
O ile się orientuje włąśnie taki zapis wprowadzono na Węgrzech w tej ustawie
Ja byłbym za. Pod jednym warunkiem. Rząd ma obowiązek na te pięć lat zatrudnić absolwenta i to z pensją wyższą niż minimum krajowe. Jeżeli tego nie potrafi' date=' to niech może lepiej nic nie robi.[/quote'] Myśle, że rząd nic nie będzie musiał zrobić. Jeżeli zmniejszy się liczba uczelni o połowę, również zmniejszy się liczba studentów, będzie dużo trudniej się dostać, więc znów studia staną się bardziej elitarne. Absolwenci z racji tego że będzie ich mniej, oraz że skończyli studia, będą dużo bardziej atrakcyjni na rynku pracy, nawet humaniści. To nie jest tak, że dla filozofa, politologa, filologa nie ma pracy. Ovczywiście, że jest, ale nie dla jednego, dwóch, czy trzech milionów każdego roku.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A słyszeliście o Republikanach w Polsce?

  • Radykalnie zmniejszenie administracji państwowej i samorządowej
  • program polityki prorodzinnej
  • dwuletnie płatne urlopy macierzyńskie, bon wychowawczy
  • zwiększone ulgi na dzieci
  • likwidacja zbędnego ograniczenia w prowadzeniu działalności gospodarczej i prowadzeniu procesów inwestycyjnych
  • zasada milczącej zgody w postępowaniu administracyjnym
  • przepisy dyscyplinujące sądy
  • bon edukacyjny
  • system kredytów studenckich pozwalających na pokrycie rzeczywistych kosztów nauki i utrzymania.
  • nowy system emerytalny oparty na emeryturze obywatelskiej i dobrowolnych oszczędnościach Polaków.
  • dobrowolne oszczędności emerytalne Polaków będą zwolnione od opodatkowania
  • ZUS i KRUS docelowo zlikwidowane

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Porobiło się trochę tych partii na tzw. "prawicy". Są republikanie, niedługo zarejestrować ma się Partia Libertariańska, Korwin-Mikke też coś robi, jak to zawsze. Istnieje także UPR Michalkiewicza i wiele innych inicjatyw. Problem w tym, że oddzielnie te ugrupowania nie znaczą nic, a połączyć ich się nie da. Choć mają wiele wspólnych celów, zawsze znajdzie się coś, co ich prowadzącym nie odpowiada i nie można osiągnąć porozumienia. Skoro nawet Michalkiewicz i Korwin-Mikke nie są w jednej partii, to nie ma o czym mówić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Myśle, że rząd nic nie będzie musiał zrobić.

Ależ będzie. A przynajmniej powinien, o ile ktoś miałby to brać na poważnie - jeżeli kraj nakłada na obywatela jakieś obowiązki, to muszą się z tym wiązać także określone prawa i przywileje. Na razie widzimy ograniczanie przywilejów i praw, za to mamy nieustanny rozrost obowiązków, kar, grzywien, fotoradarów, zmniejszanie koszyka świadczeń obowiązkowych, etc. Prawo do bycia bezrobotnym po studiach - i to z płatnym drugim kierunkiem - w tym kraju to jeszcze zbyt mało, żeby próbować ograniczać wolność uczciwych ludzi, bo mogą przypadkiem znaleźć lepiej płatną pracę za granicą. Ja za taki rząd dziękuję, lepiej niech się do niczego nie wtrąca, a jeżeli ma jeszcze bardziej napaskudzić, to może lepiej by było, gdyby go w ogóle nie było.

A słyszeliście o Republikanach w Polsce?

A co? Sprzedajesz?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jezeli pracodawca wymaga od swego pracownika kreatywnosci, komunikatywnosci, zachowania, elokwencji itd. to niech wlasnie to napisze w ofercie, bo akurat magister z dajmy na to polonistyki nie jest rownoznaczny z umiejetnoscia zachowania sie podczas dajmy na to spotkania biznesowego.

-Jak i 99% absolwentów jakiegokolwiek kierunku. Można w tym kierunku mieć uzdolnienia ale uczelnia nas tego nie nauczy.

I szczerze mowiac nie dziwie sie frustracji mlodziezy - bo z jednej strony nie po to sie przez 5 lat ksztalcilo by robic w jakiejs no-future robocie za srednia krajowa, a po drugie wciaz panuje falszywe przekonanie, ze studia = pewna przyszlosc (a mlodziez sie na to lapie).

-Ależ ludzie idą na studia z rozpędu bo każdy idzie. Nie dla pewnej przyszłości, stąd jest tak dużo pierdołowatych kierunków, turystyka, pedagogika - kierunek typowo papierkowy, kompletnie głupi kierunek dziennikarstwo, lekkości pióra, ciekawego pisania, pisania z pasją nie nauczy się człowiek, do tego trzeba mieć smykałke.

Pamietajmy, ze typowy 18 latek po skonczeniu liceum zwyczajnie nie ma pomyslu co z soba zrobic tylko co najwyzej jakies ogolniki w rodzaju "chcialbym byc informatykiem" - tyle, ze nie podparte zadna wiedza jak w praktyce studia informatyczne czy praca informatyka wygladaja, gdyz malo kto w ogole rozumie idee powaznego pytania uczniow kim chcieliby zostac w przyszlosci (przez powazne mam na mysli polaczone z zaproszeniem kogos z branzy, dni otwarte w przedsiebiorstwie itp. by licealista mial szanse zobaczyc jak wyglada jego wymarzona praca od srodka).

-Nie mogę się tu zgodzić. Jak miałem 18 lat to owszem wielkie <beep> w głowie miałem ale jednak w tym wieku pojawiają się u człowieka podstawowe umiejętności oceny rzeczywistości, tego co się lubi, co robi się dobrze. Jeśli ktoś tego nie posiądzie to dla takiej osoby są właśnie... Zawodówki, technika policealne itp.

Jesli o mnie chodzi te 2000 zlotych to tak narawde uwazam za minimum - i nie chodzi tu o to, ze nie mozna wyzyc za mniej, bo mozna, mozna nawet groteskowe rekordy w tej dziedzinie ustalac, tyle tylko, ze mi chodzi o godne zycie jak czlowiek. A "zyc jak czlowiek" to nie tylko "miec co do garnka wlozyc", ale tez miec na karnet na silownie, na basen, na scianke wspinaczkowa, na wyjscie do teatru czy z kolegami na piwo, to miec pieniadze na porzadne jedzenie, a nie gonienie za przecenami produktow co za pare dni zaczna zyc wlasnym zyciem, to miec pieniadze na dobre ubranie (owszem, mozna kupic dobre tanie ubranie, tylko jakos latwiej znalezc dobre drogie ubranie.

-Z ubraniem jest tak, tanie jest dla ludzi bogatych. Czy 2000 to minimum? Sądzę, że moje wymagania są znacznie niższe ale pod warunkiem, że wraz z moim rozwojem, a ten na początku jest bardzo szybki moja pensja rośnie. Tak jak pisałem 3-6 miesięcy i wchodzimy po dobrym kierunku technicznym na okolice 80% średniej krajowej.

Czesto sie narzeka, ze ludzie sa nieobyci kulturalnie, ale na litosc - niby jak maja zdobyc to obycie, skoro teatr jest postrzegany jako zbytek (czy tez kupno dobrej plyty z muzyka - no to mamy efekt, ze spoleczenstwo slucha tego co akurat leci w radiu, miast "ambitnej muzyki" cokolwiek zreszta ten termin by oznaczal).

-Tutaj też nie mogę się zgodzić, ja z nudów czasem lubie sobie poczytać różne ciekawostki, bądź też pozycje traktujące o filozofii. Do rozwoju własnej kultury nie potrzebna obecnie wielu pieniędzy, bardziej potrzeba chęci.

Idea, ze pracodawca moglby sfinansowac (chociaz czesciowo) kurs, ktory pracownikowi pomoglby w wykonywaniu pracy (chociazby kursy jezykowe) to zas w ogole majaki szalenca, bo po co pracownikowi chcacemu sie rozwijac pomagac w owym rozwoju, skoro mozemy od razu zarzadac "gotowego produktu".

-Zupełnie inne podejście mają niemcy, gdzie funduja rożne kursy przez 1 rok pracy pracownikowi, jedynie co to dostaje np o 1000euro niższą pensję. Po 1-2 latach jesteś świetnym fachowcem. I powiedzmy szczerze, czy z firmy dbającej o pracownika ludzie odchodzą? Nie sądze.

Jesli chodzi o koniecznosc pracy w kraju - czemu by nie, moze ewentualnie z mozliwoscia splaty "dlugu wobec panstwa" w sytuacji gdy absolwent chce wyjechac do pracy za granice.

-Jestem ogromnym przeciwnikiem tego rozwiązania. Przede wszystkim ogranicza ono wolność obywatela. Zakaz opuszczania kraju?

Jeśli ktoś chce zwrotu kosztów za naukę to tylko płatne studia, obecnie najlepsza techniczna uczelnia w Polsce (AGH) w cale nie oferuje super warunków:

-Przestarzały sprzęt laboratoryjny.

-Nauka teorii.

-Metody pomiarowe zakończone na latach 80-90...

-Brak przygotowania do życia zawodowego.

Tak na prawdę to edukacja darmowa nie oferuje za wiele, po za mile spędzonymi latami, papierem na koniec. Polecam armowe wykłady z MIT, wspaniale prowadzone.

Pracując te 5 lat w Polsce powinienem spłacać dług nie państwu a uczelni, żeby ona sięmogła rozwijać a tak, sorry ale już widzę jak moje podatki pójdą na lepszy sprzęt...

Ogólne ten nakaz kojarzy mi się z założeniem, że każdy student chce się tu za darmo wykształcić a potem uciekać... A nie w tym problem leży.

A prosiłem, by nie było niecenzuralnych słów... - behemort

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy ktoś ma jeszcze jak ja jakieś historyczne skojarzenia gdy ponownie statki wojenne kolejnego obcego państwa wpływają do naszego portu z "kurtuazyjną wizytą"? :P:D:)

Tak jak pisałem prezydent potwierdza pomysł złożenia poprawki do ustawy o referendach lokalnych podnoszący wymóg frekwencyjny. Czy komuś jeszcze wydaje się to niesmaczne, kolesiowskie, kunktatoryjne i zabierające nam kolejny element naszych uprawnień wyborczych? A wszystko dlatego, że odwoływana jest koleżanka partyjna. Naprawdę to już kolejne takie antywolnościowe zagranie prezydenta. Nie podoba mi się to.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@8azyliszek

Ja tam żadnych skojarzeń nie miałem, w sumie po ci mieli by na nas napadać. Ale za to podczas tej wizyty zostaną omówione tematy "wymiany" doświadczeń w użytkowaniu sprzętu morskiego. Ciekawy jestem czego możemy nauczyć Japonię - państwo wyspiarskie w tej dziedzinie. Jak dla mnie możemy co najwyżej uczyć się od nich. Co ciekawe media nie grzmią o tym, że Japończycy podejmą jakąś współpracę w jakiś tam dziedzinach jak to bywa po tego typu wizytach/wyjazdach (patrz np. wizyta p.Tuska w Peru), ale wspominają o dzieleniu się doświadczeniami przez ... internet cokolwiek miałoby to znaczyć.

Zostając przy temacie Japonii niepokojące mogą się wydawać zbrojenia jakie szykują się na Dalekim Wschodzie. Mianowicie - http://www.defence24.pl/czy-chiny-buduja-drugi-lotniskowiec - budowa pierwszego chińskiego lotniskowca, mogąca znacząco zachwiać równowagę sił morskich w regionie oraz - http://www.altair.com.pl/news/view?news_id=11111 - czyli duży japoński śmigłowcowiec oraz planowane zmiany w konstytucji nt. lotniskowców uderzeniowych. Moim zdaniem rywalizacja o dominację na Morzu Południowochińskim pełną parą między Japonią, a Chinami i co za tym idzie kontrolę na wyspami Senkaku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

prezydent potwierdza pomysł złożenia poprawki do ustawy o referendach lokalnych podnoszący wymóg frekwencyjny. Czy komuś jeszcze wydaje się to niesmaczne, kolesiowskie, kunktatoryjne i zabierające nam kolejny element naszych uprawnień wyborczych?

Chwila, czegoś nie łapię. W którym momencie odbiera to nam jakieś uprawnienia? Po pierwsze - to dopiero projekt, który ma zostać przedstawiony Sejmowi po wakacjach. To jeszcze nie zmiana w ustawie i nie jest powiedziane, że będzie (ani że zostanie wprowadzona w życie przed referendum). Po drugie - czy ktoś broni obywatelom uczestnictwa w referendum?* Jak chcą, by miało szanse powodzenia, to niech idą do urn, a nie siedzą w domach i narzekają "jaka to władza wredna".

*Ew. pomysłodawcom tegoż zachęcania obywateli do udziału.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ależ będzie. A przynajmniej powinien, o ile ktoś miałby to brać na poważnie - jeżeli kraj nakłada na obywatela jakieś obowiązki, to muszą się z tym wiązać także określone prawa i przywileje. Na razie widzimy ograniczanie przywilejów i praw, za to mamy nieustanny rozrost obowiązków, kar, grzywien, fotoradarów, zmniejszanie koszyka świadczeń obowiązkowych, etc. Prawo do bycia bezrobotnym po studiach - i to z płatnym drugim kierunkiem - w tym kraju to jeszcze zbyt mało, żeby próbować ograniczać wolność uczciwych ludzi, bo mogą przypadkiem znaleźć lepiej płatną pracę za granicą. Ja za taki rząd dziękuję, lepiej niech się do niczego nie wtrąca, a jeżeli ma jeszcze bardziej napaskudzić, to może lepiej by było, gdyby go w ogóle nie było.
Ogólnie zgadzam się, ale tutaj chodziło mi tylko o ten jeden konkretny przypadek, gdzie działania rządu ograniczają się jedynie do normalizacji sytuacji szkolnictwa wyższego, a co za tym idzie, znacznego poprawienia sytuacji absolwentów na rynku pracy, bo z racji tego, że absolwentów wyższych uczelni będzie zdecydowanie mniej, to staną się oni dużo bardziej atrakcyjni na rynku pracy. Tutaj rząd poza ustawowym ograniczeniem liczby szkół wyższych nic innego robić nie będzie musiał. Takie ograniczenie nie nakłąda żadnych obowiązków, ani nie daje nikomu przywilejów. Upierając się można jedynie stwierdzić, że ogranicza prawo do edukacji, ale to nie jest prawda, bo każdy będzie miał przecież takie same szanse dostać się na wyższe uczelnie, tylko będzie trudniej. Nie wiem czemu w Polsce zrodziło się przekonanie, że każdy musi iść na studia. Stąd wzięły się właśnie niezliczone uczelnie prywatne dające jedynie świstek papieru zupełnie nic nie warty.
prezydent potwierdza pomysł złożenia poprawki do ustawy o referendach lokalnych podnoszący wymóg frekwencyjny. Czy komuś jeszcze wydaje się to niesmaczne, kolesiowskie, kunktatoryjne i zabierające nam kolejny element naszych uprawnień wyborczych?
Mam wrażenie, że prezydent swoją aktywnośc powinien ograniczyć jedynie do udziału w festynach, rocznicach i innych wydarzeniach, gdzie odczyta przemówienie z kartki, porozmawia z mieszkańcami. Ponieważ jeżeli już bierze się np za ustawy, to nie wychodzi mu to najlepiej. Prawie każda z proponowanych przez prezydenta ustaw jest lekko mówiąc kontrowersyjna, wsppominając chociaż ustawę o zgromadzeniach. Wizyty zagraniczne wypadają różnie-np wizyta w USA :]
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A słyszeliście o Republikanach w Polsce?

Zapomnieli o jednomandatowych okręgach wyborczych :)

Jak to mówią... nikt ci tyle nie da ile ci polityk obieca. Jak zrobią połowę z tych pobożnych życzeń to może się zainteresuje.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I znowu pokazana została indolencja polskich urzędników i państwowego PKP. Kto jest winny awarii pociągów, torów i trakcji. Zgadliście - upał. wallbash.gif "Boże czy ty to widzisz!?" Minister transportu Nowak bez żadnego wstydu mówi, że to upał i nic się nie da z tym zrobić. Prezydent Warszawy też zwala wszystko na upał, kiedy na nowiutkim moście asfalt się wypaczył pod klapkami. No przecież to bezczelność. Nikt za nic nie odpowiada, nie ma sobie nic do zarzucenia i skwapliwie bierze pensje i nagrody. No przecież HGW sama się prosiła o to odwoławcze referendum. A Nowak o Trybunał Stanu za ten 1.6 mld złotych wydane na Pędolino. Jakie szybkie koleje, skoro rozlatują się tory i trakcja? Kto to wymyślił? Za te pieniądze możnaby wyremontować masę kilometrów torów i nasze obecne lokomotywy mogłyby w końcu po nich gnać ponad 150 km. Żadna psująca się , włoska tandeta nie jest nam w obecnym stanie potrzebna. Ja mogę tylko bezsilnie się wściekać ale to naprawdę robota dla CBA. Komu tak bardzo zależy na tym dillu?

Kazik ciągle i ciągle ma racje. Wczorajszy mecz Lecha najlepszym przykładem ("Nic mnie nie zmusi dzisiaj do biegania" :)). Solidarność też się zbiera.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

http://biznes.pl/magazyny/nieruchomosci/infrastruktura/polska-miedzy-kazachstanem-i-kenia,5569756,magazyn-detal.html

Ciekawy raport. To, że rzucam bluzgami na polskie drogi i paniczny lęk o moje wielowahaczowe zawieszenie to norma. Że kolej jest słaba to z punktu czysto technicznego a nie tylko podróżującego - też jest mi znane. Co do lotnisk, z ręką na sercu byłem przekonanym że jest ok...

A tu takie figle. Nie przypuszczałem, że jest aż tak słabo.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Za 40 lat, według badań, jeśli nic się nie zmieni, będzie nas 8 mln mniej.

+ średnia wieku się podniesie. Biedny kraj biednych emerytów.

No ale przynajmniej będzie łatwiej o miejsce na parkingu xD

PS. Przewiduje się napływ ponad 5 mln emigrantów. Mam nadzieję że dożyję, chciałbym to zobaczyć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam nadzieję, że do tego, o czym piszesz, nie dojdzie. Niemcy już przekonały się, że multikulturalizm nie wypalił. Mimo to jednak, przy obecnej polityce polskich rządzących, sprowadzanie nowych imigrantów (pod kryptonimem "uchodźców") stanie się normalnością, a nasze ulice zapełni "kolorowa" społeczność.

Jeśli nie zatrzymamy uciekających Polaków, nie zaczniemy ich spowrotem sprowadzać w sposób taki, że damy im możliwość rozwoju, taka wizja może stać się za 40 lat realna. Ci ludzie wrócą, jeżeli damy im kraj, w którym każdy może realizować swoje pragnienia; kraj, w którym ludzie są traktowani nie jak przedmioty, lecz jak ludzie; kraj, w którym prawo służy ludziom, a nie przeciwko im. I tak dalej.

Wyżej napisane przeze mnie stwierdzenia są jednak ideałami, których na pewno nie osiągniemy, bo kraj, w którym żyjemy jest pełen urzędników z własnymi interesami, a nie ludzi wolnych, żyjących na swoim.

Czy biedny kraj dla biednych emerytów? Zakładając, że nic się nie zmieni, Polska będzie biedna na pewno, ale bez emerytów, bo albo nie dożyją (średnia wieku niższa od wieku emerytalnego), albo złodziejskiego ZUSu już nie będzie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja jak na złość właśnie mam nadzieję, że do tego (napływu imigrantów) dojdzie. Na nieco innych jednak niż w Niemczech zasadach. W dobie globalizacji pojęcie rodaka zdecydowanie się rozmyło, toteż po wielokroć bardziej mi jest bliski potencjalny sąsiad w kolorze czarnych/buraczkowym/zielonym, który pracuje, szanuje innych niż "Prawdziwy Polak" z dziada pradziada jadący na zasiłku, lejący żonę i niemogący się zdecydować, czy emigranci przyjechali zabierać nam pracę czy świadczenia socjalne.

Obciąć socjal, i otworzyć granice. Z punktu widzenia zbiorowości dużo bardziej opłacalne jest posiadanie w swoim gronie inteligentnego człowieka rodem z Tadżykistanu niż rodowitego Krakusa o IQ krokusa.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@UP

No tak. Tylko podstawowym problemem jest to, że ci imigranci spoza UE się NIE INTEGRUJĄ. Jedyni którzy się integrują i nie sprawiają problemów (poza tzw "odbieraniem pracy") są Polacy na wyspach :). Pomijając już getta we Francji czy dwóch czarnoskórych z maczetami, to najbardziej mnie rozwaliła ta tzw milicja obyczajowa która parę miesięcy temu próbowała przeganiać ludzi z niektórych dzielnic Londynu. Bo muzułmańskiej młodzieży nie podobały się albo stroje niektórych kobiet, albo mężczyźni wyglądający na "pedałów". Jeszcze kilka lat i naprawdę Europejczycy nie będą mogli jeść w ramadan.

W Polsce problem niby jest mniejszy al;e istnieje. Przykładem jest Wólka Kosowska pod Warszawą i tamtejsza prawie, że zamknięta "kolonia" Wietnamczyków. Handlarze ludźmi działają dość swobodnie a nasze służby poradzić sobie z tym procederem nie mogą. Integracji z Polakami też nie ma żadnej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bip bip biiiip bip bip, tu planeta Ziemia, 8azyliszek, czy mnie słyszysz, odbiór!

W swoich fantazjach zapuściłeś się jednak cokolwiek za daleko, bym był to w stanie przełknąć, tym niemniej nie straciłeś jeszcze radiowej łączności z rzeczywistością, zatem polemikę podejmę.

Tylko podstawowym problemem jest to, że ci imigranci spoza UE się NIE INTEGRUJĄ.

Jeden przykład nieintegrującej się ludności, która przyjechała z zamiarem osiedlenia się i zarabiać nie na zasiłkach, a na realnie wykonywanej pracy. JEDEN wystarczy.

Jedyni którzy się integrują i nie sprawiają problemów (poza tzw "odbieraniem pracy") są Polacy na wyspach smile_prosty.gif

Jakby nie buźka na końcu, to piana by mi nosem poszła. Tak się złożyło, że emigracja zarobkowa na wyspy jest sprawą znaną mi nie tylko z mediów oraz opowieści bliższych/dalszych znajomych, a z autopsji. Polacy na wyspach (przepraszam w tym momencie za generalizację, ale odsetek ludzi nieobjętych za chwilę wyszczególnionymi cechami jest niestety pomijalny statystycznie) tworzą getta w niczym nie ustępujące tym, które masz w dzielnicach muzułmańskich. Nie integrują się WCALE - języka nagminnie nie znają, uczyć się go nie zamierzają, kupują w polskich sklepach, gadają po polsku, znajomych mają wyłącznie polskich.

Jeszcze kilka lat i naprawdę Europejczycy nie będą mogli jeść w ramadan.

Jakieś przesłanki ku temu, czy tak o, sobie radośnie ekstrapolujesz sensacyjne doniesienia Frondy/Naszego Dziennika?

Handlarze ludźmi działają dość swobodnie a nasze służby poradzić sobie z tym procederem nie mogą.

Skończ, bo mi kolka od śmiechu jelita zgniecie.

>Handlarze ludźmi działają dość swobodnie

/fred

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@UP

Skoro uważasz, że problem nielegalnego sprowadzania Wietnamczyków do pracy w tych szwalniach/sklepach/halach przez swoich rodaków - "biznesmanów" którzy mają w Polsce legalny pobyt jest minimalny, to nie będę się kłócił. Ale jest już u nas minimum 40 tysięczna społeczność, obca kulturowo, nie integrująca się ze społeczeństwem polskim. To jest fakt.

"Londyńczyków" nie oglądałem, więc nie wiem o polskich gettach. Polacy kupują w polskich sklepach bo angielski jedzenie jest obrzydliwe. smile_prosty.gif No i sorry - po jakiemu mają mówić między sobą? Polski to najlepszy język na świecie smile_prosty.giftongue_prosty.gif. I najprostszy bo w naszym kraju nawet małe dzieci mówią po polsku smile_prosty.giftongue_prosty.gifbiggrin_prosty.gif. No i nic dziwnego, że przyjaźnią się również tylko z rodakami. Przecież widziałeś "urodę" angielskich kobiet. smile_prosty.gif Ja jako osoba wrażliwa na kobiece piękno, nie wiem jak długo mógłbym obcować z nimi bez skrzywień i grymasów ("Jaka ona gruba, jaka brzydka, jaka rozlazła"). :D

Problem imigracji i konfliktów istnieje w całej UE. Z przykrością przyznaje, że nawet ja nie widzę na razie łagodnego i przyjaznego rozwiązania tego zagadnienia i kwestii z nim związanych. Ale ogólnie widzę jednak różnicę między imigrantami z i spoza UE. Wg mnie ten drugi problem jest poważniejszy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8azyliszku, nie przyszedłem się tu z Tobą bić, tylko postarać się Ciebie (ewentualnie również potencjalnych czytelników tego wątku) przekonać, że imigranci niosą ze sobą niekoniecznie zło, zniszczenie i zagładę białej rasy, ale potencjalne korzyści.

Ale jest już u nas minimum 40 tysięczna społeczność, obca kulturowo, nie integrująca się ze społeczeństwem polskim. To jest fakt.

Fakt co najmniej dyskusyjny - ilekroć bym nie spotkał Wietnamczyka - po polsku zna przynajmniej podstawowe zwroty. O Polakach w Wielkiej Brytanii powiedzieć się tego nie da.

"Londyńczyków" nie oglądałem, więc nie wiem o polskich gettach.

Ja też nie oglądałem, ale za to mieszkałem w polskim getcie przez ponad 2 miesiące. BARDZO pouczające doświadczenie.

Niezbyt wiele wyniosłeś jednak z mojej wypowiedzi na temat polskich mieszkańców Wysp - każdą kwestię przeze mnie poruszoną starasz się bagatelizować i sprowadzać do absurdu. Tymczasem to, że Polacy zazwyczaj kiszą się tam w swojej małej beczce, obgadując wszystkich innych prywatnie, publicznie zaś liżąc im podeszwy butów nie jest przyjemne. Kwestia narodowej dumy przyobleka się tam już nie tyle w znany z lokalnego podwórka obłok absurdu, co wręcz groteski - "POLSKA NAJLEPSZA, POLACY NAJMĄDRZEJSI" w połączeniu z absolutnym brakiem możliwości komunikacji z kimkolwiek niemówiącym po polsku stanowi jeden z powodów dla jakich Polacy na wyspach nie są lubiani.

Z przykrością przyznaje, że nawet ja nie widzę na razie łagodnego i przyjaznego rozwiązania tego zagadnienia i kwestii z nim związanych.

Więc jak dla mnie - zmniejszenie gwarantowanych świadczeń dla niezatrudnionych przy jednoczesnym ułatwieniu ubiegania się o prawo do stałego zamieszkania pozwoliłoby ściągnąć tu ludzi chętnych do pracy na stałe - takich, którzy przyjadą z rodzinami i będą się integrować.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@UP

Taaaaaa, bo wszyscy imigranci spoza UE (Arabowie, Azjaci itd.) świetnie mówią po angielsku. Jesteś trochę niesprawiedliwy, bo jak tak się patrzy na sąsiadów zza granicy to nikt nie chce się uczyć obcych języków :). Włosi, Hiszpanie, Grecy, Francuzi itd. To co się dziwić, że Polacy postępują dokładnie tak samo. Pozytywnym wyjątkiem są skandynawowie, którzy dobrze znają angielski. Jeśli rodacy na wyspach nie chcą się uczyć angielskiego, bo uważają, że im niepotrzebny, to ich wola i sprawa. Oczywiście IMHO gupio robią, ale dlatego mamy w tej całej UE wolność i demokrację. Każdy może robić co chce. A jeśli nawet żyją w tych gettach ale utrzymują się z własnej pracy albo legalnie pobieranych zasiłków, którzy gupi Brytyjczycy rozdają wszystkim, to co komu do tego? Póki nie kradną, niech sobie żyją jak chcą.

Zgadzam się z tobą - ograniczenie socjalu to słuszna droga. Tylko dlaczego w 17 województwie zaczyna się i skupia wszystko na Polakach? Znowu jesteśmy chłopcem do bicia, a tymczasem muzułmanów administracja brytyjska boi się tknąć. Bo co prawda Polacy wszystkich obgadują i są strasznie zawistni (nasze wady narodowe), ale zamieszek nie wywołują. A innym nacjom się zdarza.

I nie rozumiem co ci się nie podoba w zdaniu "Polska jest najlepsza i najmądrzejsza"? Przecież jest. :P:):D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja tam się ucieszyłem, kiedy usłyszałem prognozę demograficzną dla Polski. Potrzeba czegoś więcej, żeby ludzie chcieli mieć dzieci niż tego typu "ostrzeżeń" czy groszowych zasiłków (koszt wychowania dziecka, i to zdrowego, jest dużo wyższy niż największe nawet becikowe, a co tu dopiero mówić o dzieciach cierpiących na przeróżne choroby). Imigracja do Unii to dobra rzecz, bo ci ludzie być może znajdą tam lepiej płatną pracę, a przy okazji zmniejszą konkurencję w kraju.

Oczywiście IMHO gupio robią, ale dlatego mamy w tej całej UE wolność i demokrację. Każdy może robić co chce. A jeśli nawet żyją w tych gettach ale utrzymują się z własnej pracy albo legalnie pobieranych zasiłków, którzy gupi Brytyjczycy rozdają wszystkim, to co komu do tego? Póki nie kradną, niech sobie żyją jak chcą.

Właśnie tego typu postawa jest zaczątkiem problemów na tle zarobkowo-imigracyjnym. Polacy powinni chociaż znać język kraju, do którego się wybierają lub przynajmniej jeden język uważany za międzynarodowy, który jest dopuszczalny dla komunikacji w danym kraju. Dla mnie dziwne jest, że często ci ludzie nie znają dobrze nawet własnego języka, a co dopiero mówić o cudzym.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie twierdzę, że dokonanie tego jest nieprawdopodobne. Zwracam tylko uwagę na to, że hagiografie nie powinny być traktowane jako zapis faktów historycznych, tylko jako świadectwo potrzeb religijnych danej społeczności w epoce. Swoją drogą, jeśli chcesz, aby ta informacja była traktowana poważnie, to bądź uprzejmy podać źródło, z którego ją zaczerpnąłeś.

Przykro mi, ale w czasach św. Franciszka nie było telefonów z aparatami i nie można było wrzucić sweet foci na fejsika "to ja z odrąbaną świńską nogą". Źródłem jest kolega a on zapewne wyciągnął to z jakiś żywotów świętych. A czy ktoś to wrzuci do neta czy ja teraz o tym napiszę to ma taką samą wiarygodność. Trzeba tylko analizować te żywoty i odsiewać zdarzenia prawdopodobne od mniej prawdopodobnych: np. odrąbanie śwince nogi i nawrócenie wilka u św. Franciszka. To pierwsze ma pewną wiarygodność biorąc też kontekst czasów gdy żadne "prawa zwierząt" nie były znane.

Osobiście jednak nie uznałabym odrąbywana jakiemukolwiek żywemu stworzeniu kończyny za dobry czyn (chyba, że w celu ratowania JEJ życia, a i tak wtedy wypadałoby poszukać jakiejś możliwości dla osłabienia bólu). Przykład, który podajesz, uznałabym raczej za przykład znęcania się/maltretowania/torturowania.

Bo masz poprzestawiane priorytety. Św. Franciszek postąpił słusznie chcąc nakarmić głodnego człowieka. Gdyby zrobił to bez powodu to wtedy byłoby to złe. A to, że mógł zrobić trochę lepiej zabijając wcześniej świnkę nie znaczy, że postąpił źle.

Czy ty aby trochę nie przesadzasz? Analogicznie: gdybym obiecała roztoczyć opiekę nad czyimś dzieckiem, które ma chore serce, to jest to zobowiązanie do prośby o eutanazję i oddania temu dziecku własnego serca na przeszczep?

Pytam o granicę do jakiej wydatki na czworonoga mają sens. Moje psiaki lubię, biegają swobodnie bez łańcucha po sporym terenie, dostają dobre żarcie jak na psie warunki i jestem skłonny wydać coś na weterynarza jeśli zachorują, ale nie dam na to całej mojej pensji. Jeśli stwierdzę, że to za drogo to pieski zostaną uśpione. W końcu to tylko psy.

Swoją drogą, ta dyskusja bardziej nadaje się do "Poglądów".

Zgadzam się i tam też ląduje moja odpowiedź.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przykro mi, ale w czasach św. Franciszka nie było telefonów z aparatami i nie można było wrzucić sweet foci na fejsika "to ja z odrąbaną świńską nogą".

Nie za bardzo rozumiem ten komentarz. Nikt nie prosi o "sweet focię na fejsika". Za to z całą pewnością jest to (a przynajmniej powinno być) gdzieś spisane i być może to miała na myśli niziołka poprzez pytanie o źródło. Powątpiewanie w faktograficzność różnego rodzaju twórczości jest jak najbardziej zasadne. Szczególnie, że sami święci mieli swoje wersje wydarzeń, dotyczące tego samego wydarzenia.

Bo masz poprzestawiane priorytety. Św. Franciszek postąpił słusznie chcąc nakarmić głodnego człowieka. Gdyby zrobił to bez powodu to wtedy byłoby to złe. A to, że mógł zrobić trochę lepiej zabijając wcześniej świnkę nie znaczy, że postąpił źle.

To, czy ktoś ma "poprzestawiane priorytety" na ogół zależy od poglądów czytającego, a to samo w sobie niczym nie świadczy o niczym. Może poza różnicą poglądów między dwoma ludźmi. Wracając do meritum, dlaczego nikt nie zadał kluczowego pytania: "Czy ta świnia należała do świętego Franciszka"? Dysponować cudzym dobrem każdy może. Powiedziałbym nawet, że Franciszek uczynił źle, bo zamiast dawać nogę głodnemu mógłby nauczyć głodnego jak nie być głodnym. Fakt, że nie skrócił niepotrzebnych cierpień świni tylko dodatkowo pogarsza sytuację świętego, ale nie można zbyt wiele oczekiwać po ludziach, którzy byli jeszcze bardziej zacofani od pewnego znanego filozofa, który stwierdził, że zwierzęta nie mają duszy, ergo nie odczuwają bólu i nie cierpią. Ostatecznie można to Franciszkowi wybaczyć, ponieważ nie wiedział co czyni i jak na moralność ludzi ówczesnych był pewnie wzorem cnót (choć kto tam wie, jaki był w rzeczywistości, papier wszystko zniesie. Sam na własne oczy widzę dziś jak ludzie są w stanie kompletnie wywrócić do góry nogami rzeczywistość, więc nie zdziwiłbym się, gdyby podobnie było i w tym przypadku).

Pytam o granicę do jakiej wydatki na czworonoga mają sens. Moje psiaki lubię, biegają swobodnie bez łańcucha po sporym terenie, dostają dobre żarcie jak na psie warunki i jestem skłonny wydać coś na weterynarza jeśli zachorują, ale nie dam na to całej mojej pensji. Jeśli stwierdzę, że to za drogo to pieski zostaną uśpione. W końcu to tylko psy.

Jeżeli nie stać cię na zwierzaka, to go nie bierzesz. Pies to nie jest "tylko pies", to żywa istota (tak samo, jak człowiek) i jeżeli bierzesz go pod swoją opiekę, to twoim obowiązkiem jest o niego dbać. Twierdzenie, że nie ma to sensu ekonomicznego mogę porównać do mówienia, że nie ma sensu w wydatkach na ludzi, więc ich też trzeba uśpić, co również uważam za postawę skandaliczną (choć rozumiem tego typu pragmatyzm). U mnie pies został uśpiony, bo coraz bardziej cierpiał (niewydolność wielonarządowa na tle jeszcze innych powikłań), co było po prostu aktem miłosierdzia, bo lepiej umrzeć bez bólu niż w cierpieniu.

To pierwsze ma pewną wiarygodność biorąc też kontekst czasów gdy żadne "prawa zwierząt" nie były znane.

Prawa zwierząt to bzdura, podobnie jak jakiekolwiek prawa. Zamiast mówić o prawach należy zwrócić uwagę na szereg innych rzeczy: czy trzeba zabić, jak maksymalnie skrócić czas i poziom cierpienia podczas zabijania, itp. Gadanie o prawach zwierząt czy ludzi tylko odwraca uwagę od rzeczy ważniejszych, czyli od sytuacji samych zwierząt czy ludzi, bo nikt się zbiorem praw nie będzie przejmował, jeżeli nie da się ich wyegzekwować. Dużo prościej jest zacząć kultywować pewien sposób zachowania, a potępiać inny.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie za bardzo rozumiem ten komentarz. Nikt nie prosi o "sweet focię na fejsika". Za to z całą pewnością jest to (a przynajmniej powinno być) gdzieś spisane i być może to miała na myśli niziołka poprzez pytanie o źródło.

Zajrzeć do jakiś żywotów świętych to nie można? Trzeba poszukać w bibliotekach. Nie wszystko musi być w internecie (choć też mogą być) a stron z książek nie będę skanował i wrzucał.

Wracając do meritum, dlaczego nikt nie zadał kluczowego pytania: "Czy ta świnia należała do świętego Franciszka"? Dysponować cudzym dobrem każdy może.

Napisał zwolennik państwa opiekuńczego? A świnia mogła należeć do Franciszka albo być dobrem klasztornym. I co wtedy? A może wykupił ją od jakiegoś chłopa albo była bezpańska?

Powiedziałbym nawet, że Franciszek uczynił źle, bo zamiast dawać nogę głodnemu mógłby nauczyć głodnego jak nie być głodnym.

Zanim by go nauczył i głodny tą wiedzę wykorzystał to by z głodu padł. Najlepiej jest dać tą pieczeń I nauczyć jak nie być głodnym.

Fakt, że nie skrócił niepotrzebnych cierpień świni tylko dodatkowo pogarsza sytuację świętego, ale nie można zbyt wiele oczekiwać po ludziach, którzy byli jeszcze bardziej zacofani od pewnego znanego filozofa, który stwierdził, że zwierzęta nie mają duszy, ergo nie odczuwają bólu i nie cierpią.

Osądź św. Franciszka i rozczulaj się nad świnią. Bardzo mądrze robisz. Może nie myślał wtedy o świni tylko o tym głodnym? Może chciał pokazać swoje priorytety? To, że nie sakralizuje przyrody więc nie popada w herezję. A zwierzęta odczuwają ból fizyczny bo mają układ nerwowy. Na jakieś bóle egzystencjalne są zwyczajnie za głupie.

Ostatecznie można to Franciszkowi wybaczyć, ponieważ nie wiedział co czyni i jak na moralność ludzi ówczesnych był pewnie wzorem cnót

Wybaczasz mu? Św. Franciszek zapewne właśnie odetchnął z ulgą. Podejrzewam, że mógłby być wzorem cnót nie tylko dla ówczesnych ludzi, ale dla dzisiejszych także. I nie lekceważ go bo to nie był ciemny chłopek-roztropek i bardzo dobrze wiedział co czyni.

Jeżeli nie stać cię na zwierzaka, to go nie bierzesz. Pies to nie jest "tylko pies", to żywa istota (tak samo, jak człowiek) i jeżeli bierzesz go pod swoją opiekę, to twoim obowiązkiem jest o niego dbać.

Dbam o moje psy i gdybym ich nie wziął jako szczeniaki to zostałyby utopione i zakopane. Żyją tylko dzięki mnie. A suczka dodatkowo zdechłaby na jakieś wirusowe paskudztwo na które ponoć często zapadają młode psy gdybyśmy nie zawieźli jej do weterynarza. Jednak uśpiłbym je jeśli stwierdziłbym, że ich leczenie przekracza granicę zdrowego rozsądku w wydatkach na pupila.

Twierdzenie, że nie ma to sensu ekonomicznego mogę porównać do mówienia, że nie ma sensu w wydatkach na ludzi, więc ich też trzeba uśpić, co również uważam za postawę skandaliczną (choć rozumiem tego typu pragmatyzm).

Przestań mi ubliżać takimi porównaniami. Ludzie potrafią dom zastawić i się zapożyczyć dla innych ludzi jeśli zaszłaby taka potrzeba. Dla zwierząt się tego nie robi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...