Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

RoZy

Polityka, gospodarka, społeczeństwo I

Polecane posty

@MD

Bo tak jest... tutaj. Gdzie indziej w sumie też nie jest za różowo. Zauważ jednak, że gdzieniegdzie na zachodzie za nominalnie podobne zarobki albo z powodu tego, że nie można sobie kupić najnowszego smartfona w ciągu miesiąca pracy, ludzie wychodzą na ulice i demolują wszystko co popadnie. Nadal nie wiem, w jaki sposób niszczenie infrastruktury i paraliżowanie gospodarki ma pomóc i pewno się od nich nie dowiem.

Tak, wiem że nieco to koloryzuję i takie sceny mają zazwyczaj miejsce w czasie większych lub mniej albo bardziej zorganizowanych protestów, a nie z rana po przebudzeniu, ale tak, niestety, odbieram "płacze" wielu młodych ludzi. Skłamałbym jednak, gdybym powiedział, że u nas takich zachowań nie ma. Są, ale standard życia jest sporo niższy, toteż tak ostrych reakcji nie ma.

Z drugiej strony mamy problem braku pracy dla młodych, wymagań wziętych z sufitu i jakże ogromnej ilości pracodawców gotowych przyjąć niewolników praktykantów i stażystów (tak, na kasę w pewnym znanym dyskoncie też biorą na praktyki!) za darmo oraz pyszczenia, że jak nie chcesz pięć lat biegać za darmo z mirażem zatrudnienia w przyszłości, to jesteś roszczeniowym, rozpieszczonym jedynakiem i leniwcem, ale o tym się rozpisywałem niedawno - dodam tylko, że UE zaczęła już poświęcać temu więcej uwagi. Nawet po prawie można często nie dostać nawet dorywczej pracy w magazynie czy przy kasie, chociaż... jak czytam relacje niektórych pracodawców, że oferują dwa tysiące na rękę, doświadczenie tylko "mile widziane" i umiejętności, które miałem w połowie gimnazjum, a ubiegający się nie przychodzą na spotkanie albo spóźniają się dwie godziny, to łapię się za głowę.

Nigdy taka sytuacja nie będzie winą tylko jednej strony.

Tak naprawdę to nie potrzeba więcej niż trochę ponad wynagrodzenie minimalne, by żyć na w miarę średnim poziomie (i nie sądzę, by ktokolwiek świeży, nawet po niezłych studiach, powinien wymagać więcej), aczkolwiek pod kilkoma warunkami: nie trzeba kupować leków, nie jest się chorym na nic nieuleczalnego, trzeba polować na każdą promocję, nie trzeba chodzić często do lekarza czy dentysty, czynsz nie jest wysoki i miejmy nadzieję, że właściciel budynku nie podniesie nagle czynszu o kilkadziesiąt procent. Mam nadzieję, że lubisz też najtańsze ubrania. Na wakacje jednak raczej nie pojedziesz, samochodu nie kupisz, rodziny nie założysz. No i pod warunkiem, że ceny nie będą tak szybko lecieć do poziomu zachodniego przy stojących zarobkach (a kto podbija średnią, to wiadomo - Ci, którym bez nagród podobno nie chciałoby się (i nie opłacałoby się!) w ogóle pracować), a różne specyfiki i inne przedmioty dodawane do żywności nie spowodują poważnej choroby. Jasne, można też żyć bez prądu, ciepła, bieżącej wody i gazu (co pochłania teraz ponad połowę minimalnego wynagrodzenia), wodę biorąc ze studni i gotując oraz piekąc nad ogniskiem - przeżyć się da, ale to chyba nie o to chodzi...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zauważ jednak, że gdzieniegdzie na zachodzie za nominalnie podobne zarobki albo z powodu tego, że nie można sobie kupić najnowszego smartfona w ciągu miesiąca pracy, ludzie wychodzą na ulice i demolują wszystko co popadnie.

Sensu tej demolki podobnie jak Ty nie rozumiem (i chyba nawet nie chcę). Ale z drugiej strony - czy takiego np. smartfona kupuje się co miesiąc? O to czy jest to artykuł pierwszej potrzeby nie pytam. I czy musi to koniecznie być najnowszy model? Chwilami jak tak słucham i patrzę to mam wrażenie, że niektórzy chcieliby kupować każdy nowo wydany gadżet od razu po jego premierze.

Z drugiej strony mamy problem braku pracy dla młodych, wymagań wziętych z sufitu i jakże ogromnej ilości pracodawców gotowych przyjąć niewolników praktykantów i stażystów (tak, na kasę w pewnym znanym dyskoncie też biorą na praktyki!) za darmo

Jak ja kończyłem szkołę, to bezpłatna praktyka była dla uczniów/studentów, a stażysta dostawał pieniądze z UP. Po paru miesiącach stażu był normalnie zatrudniany.

W kwestii pracodwców - czy czasem sami na takie traktowanie im nie pozwoliliśmy? Czy gdyby tak kilku (-nastu,- dziesięciu?) z rzędu powiedziało "nie" darmowej pracy, to może ktoś poszedłby po rozum do głowy i coś by się zmieniło? Z drugiej strony takie postawienie sprawy na bank naraziłoby człowieka na miano lenia i wymówki ze strony starszego pokolenia. Tak źle i tak niedobrze.

Tak naprawdę to nie potrzeba więcej niż trochę ponad wynagrodzenie minimalne, by żyć na w miarę średnim poziomie (i nie sądzę, by ktokolwiek świeży, nawet po niezłych studiach, powinien wymagać więcej)

Jak pisałem wcześniej - płaca minimalna tylko dla żółtodzioba na okresie próbnym (maks. 3 mies.). Człowiek obyty w pracy, posiadający odpowiednie kwalifikacje powinien z miejsca dostawać więcej.

Jasne, można też żyć bez prądu, ciepła, bieżącej wody i gazu (co pochłania teraz ponad połowę minimalnego wynagrodzenia), wodę biorąc ze studni i gotując oraz piekąc nad ogniskiem - przeżyć się da, ale to chyba nie o to chodzi...

Oczywiście że nie. Po prostu ja mam problemy ze zrozumieniem ludzi biadolących jacy to oni biedni w sytuacji gdy zostaje im X zł miesięcznie na przebimbanie. Narzekać moim zdaniem ma prawo człowiek, którego zarobki nie wystarczają na pokrycie obowiązkowych wydatków.

jak czytam relacje niektórych pracodawców, że oferują dwa tysiące na rękę, doświadczenie tylko "mile widziane" i umiejętności, które miałem w połowie gimnazjum, a ubiegający się nie przychodzą na spotkanie albo spóźniają się dwie godziny, to łapię się za głowę.

Z chęcią bym zobaczył tego typu ogłoszenie. Jak na razie częściej widuję "wymagam maksimum, płacę minimum". Widać nie mam farta.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@opti:

A jak się da mu np. 1500 to będzie zły, że nie 2000. IMHO nie w tym do końca rzecz. Myślę, że lepszy efekt od pieniędzy dałoby zapewnienie pracownikowi spokoju pracy (bez obaw, że nagle znajdzie się jakiś krewny/znajomy na jego miejsce) oraz proporcjonalne do zarobków rozplanowanie obowiązków (mało płacę, mało wymagam). Od czegoś trzeba zacząć i na początek przy mało odpowiedzialnym stanowisku oraz niewielkim zakresie pracy te 1100 zł nie jest niczym złym

-Absurd. Wystarczy dać tyle ile się obecnie wymaga od danej osoby, 1100zł na miesiąc to chyba za skręcanie długopisów. Kwota absurdalna, obrażająca osobę uczciwie pracującą, przecież to jest 300 euro. No chyba, że za pół etatu te 1100. Ewentualnie 1100zł dla osoby świeżo po studiach, na czas połowy roku, aby pracodawca nie ponosił zbyt dużych kosztów podczas nauki. A potem podwyżka do normalnej płacy.

Bo tak jest. Podstawa to mieć gdzie mieszkać, w co się ubrać i co do garnka włożyć. Reszta to indywidualne zachcianki każdego człowieka. Jak ktoś chce sobie co roku latać na Karaiby, co tydzień chodzić do kina/teatru/klubu/ na koncert, kupować każdą nowo wydaną grę itp. to jego sprawa. Ale niech nie robi larum "bo mnie 5000 na życie nie wystarcza".

-Bardzo łatwo idzie popadać w skrajności wink_prosty.gif Nie pomyślałeś o tym, że jest coś pośrednio? Typu nauka języka, siłownia/basen? Wybacz ale aktywność fizyczna to nie kaprys a wymóg, wymóg by nie mieć schorowanego społeczeństwa. Rozrywka w weekend? Raz na czas kino nie zaszkodzi, ale o wiele bardziej preferowałbym na świeżym powietrzu rower.

Jak ja kończyłem szkołę, to bezpłatna praktyka była dla uczniów/studentów, a stażysta dostawał pieniądze z UP. Po paru miesiącach stażu był normalnie zatrudniany.

W kwestii pracodwców - czy czasem sami na takie traktowanie im nie pozwoliliśmy? Czy gdyby tak kilku (-nastu,- dziesięciu?) z rzędu powiedziało "nie" darmowej pracy, to może ktoś poszedłby po rozum do głowy i coś by się zmieniło? Z drugiej strony takie postawienie sprawy na bank naraziłoby człowieka na miano lenia i wymówki ze strony starszego pokolenia. Tak źle i tak niedobrze.

-I tu jest problem ;)Tylko niestety na mówienie nie trzeba mieć warunki.

Tak naprawdę to nie potrzeba więcej niż trochę ponad wynagrodzenie minimalne, by żyć na w miarę średnim poziomie (i nie sądzę, by ktokolwiek świeży, nawet po niezłych studiach, powinien wymagać więcej), aczkolwiek pod kilkoma warunkami: nie trzeba kupować leków, nie jest się chorym na nic nieuleczalnego, trzeba polować na każdą promocję, nie trzeba chodzić często do lekarza czy dentysty, czynsz nie jest wysoki i miejmy nadzieję, że właściciel budynku nie podniesie nagle czynszu o kilkadziesiąt procent.

-I tu zgoda po za jednym, pensja minimalna czyli życie na minimalnym poziomie. Życie na średnim poziomie to zupełnie inna bajka. Czytam dalej wypowiedź i uznaję ją za sarkazm... wink_prosty.gif

Osoba po dobrych studiach powinna po czasie nauki w nowej, 1 poważnej pracy zarabiać prawie średnią krajową. Po to poszła i męczyła się na dobrych studiach. Mamy przecież jeszcze absolwentów techników, zawodówek.

Każdy obcokrajowiec jaki tu przyjeżdża i nie ma nagranej roboty po znajomości mówi otwarcie, nie da się w tym kraju żyć bez kombinowania z pensji jaką oferują mu pracodawcy, znam 6 takich przypadków i 2 osoby to ludzie po 30.

Rozumiem, że to za dużo, chcieć żyć w dostatku, nie mówię o bajerach typu nowe auto z salonu, smartfon za 2000zł, laptop za 5000, itp.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie pomyślałeś o tym, że jest coś pośrednio? Typu nauka języka, siłownia/basen? Wybacz ale aktywność fizyczna to nie kaprys a wymóg, wymóg by nie mieć schorowanego społeczeństwa.

Wybacz, ale nie bardzo widzę co to ma do rzeczy. Nauka języka? Jak komuś jest potrzebna, niech się uczy. Ale niech twierdzi, że jest to niezbędne każdemu do życia. Poza tym nie uczy się całe życie.

Aktywność fizyczna? Można gimnastykować się w domu, biegać po parku, jeździć na rowerze itd. To, że ktoś chce chodzić na siłownię/basen jest jego prywatną sprawą.

-Absurd. Wystarczy dać tyle ile się obecnie wymaga od danej osoby, 1100zł na miesiąc to chyba za skręcanie długopisów. Kwota absurdalna, obrażająca osobę uczciwie pracującą, przecież to jest 300 euro

Dokładnie ok. 258 euro, 225 funtów itd. icon_wink.gif Jak ja kończyłem szkołę, to na początek dostawało się ok. 650 zł.

Ewentualnie 1100zł dla osoby świeżo po studiach, na czas połowy roku, aby pracodawca nie ponosił zbyt dużych kosztów podczas nauki.

Aż pół roku? Patrz post wyżej. Skróciłbym ten czas do 3 mies. Potem płać porządnie jak chcesz mieć dobrze zrobione. Poza tym jak kto pojętny, to w krótszym czasie się wdroży.

Edit: Coby nie było, że ja jakiś minimalista. Nie mam nic przeciw, że ktoś się dokształca, chodzi na basen czy siłownię lub korzysta z instytucji kulturalnych (np. kina). Jest to jak najbardziej wskazane i pożądane. Obiekcje mam co do nastawienia - niech ono będzie "chodzę i używam, bo chcę", a nie "bo muszę/tak trzeba".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@MD

Ale z drugiej strony - czy takiego np. smartfona kupuje się co miesiąc?

Jak mniemam, młodzi chcą odpowiedniki co miesiąc albo co jakiś czas. Smartfon na jesień, laptop na zimę, samochód na wiosnę... Tymczasem taki Polak na komputer może odkładać gdzieś 2-3 lata.

W kwestii pracodwców - czy czasem sami na takie traktowanie im nie pozwoliliśmy? Czy gdyby tak kilku (-nastu,- dziesięciu?) z rzędu powiedziało "nie" darmowej pracy, to może ktoś poszedłby po rozum do głowy i coś by się zmieniło?

Wychodzą z założenia, że w takiej sytuacji prędzej wystarczająca ilość dla każdego się zgodzi niż nie i nie jest to założenie niewłaściwe.

Z chęcią bym zobaczył tego typu ogłoszenie.

Np. tu.

@M@TH3V

-Absurd. Wystarczy dać tyle ile się obecnie wymaga od danej osoby, 1100zł na miesiąc to chyba za skręcanie długopisów. Kwota absurdalna, obrażająca osobę uczciwie pracującą, przecież to jest 300 euro. No chyba, że za pół etatu te 1100. Ewentualnie 1100zł dla osoby świeżo po studiach, na czas połowy roku, aby pracodawca nie ponosił zbyt dużych kosztów podczas nauki. A potem podwyżka do normalnej płacy.

Powiedz mi, proszę, tylko jedną rzecz - po co pracodawca miałby płacić więcej?

-I tu zgoda po za jednym, pensja minimalna czyli życie na minimalnym poziomie. Życie na średnim poziomie to zupełnie inna bajka. Czytam dalej wypowiedź i uznaję ją za sarkazm... wink_prosty.gif

To nie był sarkazm.

Oceniam, że za trochę ponad minimum można przeżyć na średnim poziomie na zaprezentowanych przeze mnie warunkach i wszystkim co ze sobą niosą (niski czynsz oznacza albo pomoc rodziny albo mieszkanie w lichym lokum). Średni poziom oznacza dla mnie wyjście do kina raz do roku czy wyjazd nad jezioro na 4-5 dni raz na rok albo dwa lata plus brak konieczności głodowania i grzebania po śmietnikach wraz ze wszystkimi względnymi "wygodami" - telewizorem, pralką, lodówką i jakimś komputerem. Widać mam małe wymagania.

A sarkastyczne to może by określenie, że minimalny poziom polega na tym, że ludzie narzekają, że za 1000 złotych przeżyć nie idzie, a jednak przeżywają. Minimalny poziom, to taki, na którym zalegasz z opłatami za media, prąd, gaz itp., musisz chodzić po sąsiadach i pożyczać, prosić (a nawet żebrać) o pomoc, ale ogólnie z głodu nie umrzesz i cię raczej nie eksmitują. A to i tak lepiej jak patrzę na swoje prognozy emerytalne.

A dobry poziom? Jem w miarę dobrze, na opłaty starcza, i udaje się kilkanaście albo kilkadziesiąt dych odłożyć i jak chcę iść do kina albo gdzieś pojechać, to nie ma problemu.

Osoba po dobrych studiach powinna po czasie nauki w nowej, 1 poważnej pracy zarabiać prawie średnią krajową.

Osób po dobrych studiach są dziesiątki tysięcy. Nawet po prawie nie idzie nieraz pracy dostać. Teraz "wyższe" jest równie wymagane, co podanie imienia i nazwiska. Z jednej strony rozumiem, bo wyższym wykształceniem mogą się czasem pochwalić niezłe tłumoki, ale z drugiej strony nieraz to przesada.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Absurd. Wystarczy dać tyle ile się obecnie wymaga od danej osoby, 1100zł na miesiąc to chyba za skręcanie długopisów. Kwota absurdalna, obrażająca osobę uczciwie pracującą, przecież to jest 300 euro.

1. http://www.up.warsza...of.php?id=13647

2. http://www.wysokieob...Niechciana.html

3. http://wyborcza.pl/1...D_pisze_do.html

I to wszystko w Warszawie, gdzie zarobki są rzekomo większe niż w reszcie kraju. Takie bawienie się w bezpłatne staże, praca za 1200-1500 zł/mc jest fajne dla ludzi, którzy mają rodziców, którzy jeszcze potrafią wspomóc materialnie, kupić jedzenie, dopłacić do rachunku. W innym razie jak - dostając połowę średniej krajowej - ma się zakładać rodzinę, płodzić dzieci, opłacać wszystkie rachunki, i wyżyć?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W innym razie jak - dostając połowę średniej krajowej - ma się zakładać rodzinę, płodzić dzieci, opłacać wszystkie rachunki, i wyżyć?

Korzystając z bogatej polskiej tradycji. Kradnąc i cwaniakując. Naciągając studentów i emerytów. Defraudując państwowe środki i dotacje unijne. Ustawiając przetargi. Tworząc piramidy finansowe. Politykując. Młody i zdolny człowiek powinien mieć całą masę pomysłów - i dobrze ustosunkowanych krewnych - żeby bez problemów zdobyć niezbędne do życia środki. Mnie dziwi, że ktoś tutaj w ogóle chce być uczciwy. Skąd tu się biorą takie dziwaki...?

Zostałem częściowo zachęcony obecną sytuacją na Blogosferze, gdzie nie da się swobodnie wyrażać swojej opinii, a częściowo "zaproszeniem" przez użytkownika Holy.Death, któremu zawdzięczam moje zainteresowanie tym tematem.

Wypraszam sobie insynuacje jakobym kogokolwiek gdziekolwiek zapraszał.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cóż.

Będzie to mój pierwszy post w tym dziale(jak i pierwszy w dziale "Poglądy"). Zostałem częściowo zachęcony obecną sytuacją na Blogosferze, gdzie nie da się swobodnie wyrażać swojej opinii, a częściowo "zaproszeniem" przez użytkownika Holy.Death, któremu zawdzięczam moje zainteresowanie tym tematem. Przejdźmy jednak do meritum - wszak prawić tu się winno o polityce, gospodarce i społeczeństwie. Trzy szalenie rozległe działy, ja jednak śmiem poruszyć tylko jeden - społeczeństwo. Po części związane jest to z moim największym w nim obyciu, niźli pozostałych. Każdy człowiek lubi, gdy druga osoba opiera się na konkretnych argumentach, toteż do nich przejdę:

1. Dlaczego współcześnie żyjący ludzie, to takie "brudasy"? Dopiero co wróciłem z jeziora, i poprzez przytoczenie czego byłem świadkiem(i uczestnikiem, ale to swoją drogą) mocno zatraciłem wiarę w naszych obywateli. Mianowicie - dlaczego nawet po zwróceniu uwagi upomniany człowiek, miast uznać swój błąd dalej w nim żyje? Konkretny przypadek - karmienie łabędzi. Wszystko miłe i przyjemne(do czasu ich przekarmienia), ale ups! Niechcący wpadła siatka po chlebie do wody. Co czyni opisywana przeze mnie osoba? A zostawia sprawę - samą sobie. Co tam, że folia, z której jest wyprodukowana reklamówka, może utknąć w gardle zwierzęta. Ciekawi was jednak zapewne interesuje, co czyni młody BigDaddy, nieprawdaż? A, to was pewnie zaskoczy, jak mniemam - BigDaddy, bez zbędnego ociągania wskakuje do wody i wyciąga siatkę. Wręczając ją oczywiście jednocześnie bez słowa winowajcy. Na tym pewnie by się zakończyła sprawa, ale nie. Ktoś młodszy upomniał,[ciach] się - wrzucę jeszcze raz. Tak, tak - BigDaddy wskakuje jeszcze raz do wody(tym razem z takim impetem, by ochlapać okolicznych i nieco odstraszyć ptactwo), wyjmując sztuczny twór z wody. Wręczyłem go oczywiście jeszcze raz. Tutaj pan już szykował się na "ostrą" tyradę kierowaną w moją stronę, lecz na szczęście wkroczył mój dziadek. I rozgonił całe to towarzystwo "łaskawie" dokarmiających. Bo sprowadza się to tylko do zrobienia paru zdjęć i "pokazaniu dzieciom kaczuszek"(dosłownie!), niż troski o faunę.

Smucą mnie za to późniejsze stwierdzenia - a kiedyś to takie czyste jezioro było.

Niestety - wyszedł mi tylko jeden argument, za to całkiem długo, jak na zwyczajowe posty FA. Wydaje mi się, że można rozpocząć dysputę.

[EDIT]

Holy, mój ty idolu inteligentnego humoru. Lub po prostu - podobnego do mojego.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@ BigDaddy - nie tak dawno dostałeś ostatnią szansę, bo od jakiegoś czasu balansujesz na granicy ostrzeżenia. Niestety, po raz kolejny pokazałeś, że nie znasz regulaminu forum i nie chcesz go znać. Używanie wulgaryzmów jest na Forum Actionum zakazane, więc skoro tego nie rozumiesz - czas się pożegnać. Nikt Cię tutaj na siłę trzymać nie będzie. Dostajesz piąte ostrzeżenie, a tym samym bana.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W młodych Polaków wpaja się, że chcenie czegoś więcej niż skody w garażu, pracy, wydojenie krowy to już luksus i szczyt rozrzutności.

Dopiero jak zrozumiesz, że teraz nie należny Ci się nawet to co napisałeś może przestaniesz na cokolwiek oczekiwać. Czasy kiedy to państwo dbało by ludzie mieli jako taka pracę i mieszkanie już minęły, głównie dlatego że się tym ludziom nie podobały (bo państwo za mało dawało :) )

Powiedziałbym inaczej - wpaja się w nas, że jesteśmy tym pokoleniem, które może wszystko, w przeciwieństwie do naszych rodziców ma możliwości, nie ma ograniczeń.

Bo to prawda. Spytaj rodziców (lub dziadków) czy np. mogli wyjechać za granicę gdy im tu nie szło. Problemem jest to że to co 10-15 lat temu wystarczyło do sukcesu (np: dobre wykształcenie) dziś już nie wystarcza, a ludzie dalej oczekują że po dobrej szkole średnia krajowa im się należy.

Do tego dochodzi też to, że naszymi szefami są ludzie z PRL dla których to, że młody chce żyć a nie tylko pracować jest nie do pojęcia.

ROTFL

Jest tylko jeden sposób by nie musieć narzekać na szefa z PRLu, obcokrajowca, wrednego wyzyskiwacza, czy kogo tam jeszcze się obwini... trzeba założyć firmę i samemu zostać szefem który będzie wobec pracowników sprawiedliwy, wyrozumiały i hojny.

Zauważ jednak, że gdzieniegdzie na zachodzie za nominalnie podobne zarobki albo z powodu tego, że nie można sobie kupić najnowszego smartfona w ciągu miesiąca pracy, ludzie wychodzą na ulice i demolują wszystko co popadnie.

Z drugiej strony mamy problem braku pracy dla młodych, wymagań wziętych z sufitu i jakże ogromnej ilości pracodawców gotowych przyjąć niewolników praktykantów i stażystów

Ja do końca nie rozumem to narzekanie na darmowe/słabo płatne praktyki czy staże. Dla mnie z założenia to praca prosta i nie wymagająca jakichś większych kwalifikacji. Służąca raczej jako zdobywanie doświadczenia... kto rozsądny oczekuje od takiego zajęcia czegoś poważniejszego?

Osoba po dobrych studiach powinna po czasie nauki w nowej, 1 poważnej pracy zarabiać prawie średnią krajową. Po to poszła i męczyła się na dobrych studiach. Mamy przecież jeszcze absolwentów techników, zawodówek.

ROTFL po raz drugi

PRL cierpiał na braki kadrowe i dlatego osoby po studiach mogły liczyć na to czego oczekujesz. Teraz magistrów jest na pęczki... tyle, że rynek ich nie potrzebuje. Niby kto miałby tych absolwentów zatrudniać? Państwo? Firmy które ich nie potrzebują?

Rozumiem, że to za dużo, chcieć żyć w dostatku, nie mówię o bajerach typu nowe auto z salonu, smartfon za 2000zł, laptop za 5000, itp.

Trzeci ROTFL

Wszyscy by tak chcieli.... skończyć dobrą szkołę o dostać dobrze płatną (średnia krajowa) mało wymagającą pracę najlepiej za biurkiem. Żadna tam postawa roszczeniowa czy jakieś wielkie wymagania - taki standard europejski :) tylko od kogo wymagasz by go zapewnił?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@RoZy

a ludzie dalej oczekują że po dobrej szkole średnia krajowa im się należy.

A dlaczego by nie? Za 1500-2000 złotych miesięcznie ciężko jest samemu:

a) zapłacić za mieszkanie i wszystkie niezbędne opłaty/rachunki

b) zrobić małe zapasy

c) odłożyć coś na czarną godzinę

d) sprawić sobie drobną przyjemność (wyjście do kina, kupno jakiejś gry komputerowej, książki)

e) myśleć o założeniu rodziny i walce z sytuacją demograficzną naszego kraju. Nic dziwnego, że jesteśmy chyba na 2 miejscu od końca pod względem dzietności.

Ja do końca nie rozumem to narzekanie na darmowe/słabo płatne praktyki czy staże.

Często jest też to odwalanie brudnej roboty za innych. Pracodawca dostaje niewolnika na 3 miesiące, i nie musi mu płacić ani grosza. Nie widziałeś chyba wstawianych przeze mnie linków do artykułów z tym związanych, w jednym były opisane darmowe staże organizowane przez kancelarię premiera. W momencie, kiedy na podwyżki dla urzędników idzie 22 mln zł, a wcześniej marszałkowie przyznają sobie po 40 tys., a stażystom za 8 godzin pracy przez 5 dni w tygodniu (i tak przez miesiąc) nie płaci się ANI ZŁOTÓWKI, jest żenujące.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A dlaczego by nie? Za 1500-2000 złotych miesięcznie ciężko jest samemu:

OK... oczekiwać można. Tylko do kogo? Nawet jak Rząd zarządzi że minimalna ma wynosić 5000 to od razu za taka kasę pracy nie dostaniesz. Pracodawcy powinni z własnej przyzwoitości tyle płacić?

Często jest też to odwalanie brudnej roboty za innych. Pracodawca dostaje niewolnika na 3 miesiące, i nie musi mu płacić ani grosza. Nie widziałeś chyba wstawianych przeze mnie linków do artykułów z tym związanych, w jednym były opisane darmowe staże organizowane przez kancelarię premiera.

No to bierzesz 1-2 staże by nabyć doświadczenia po szkole, albo jeszcze w czasie nauki... Ty chciałby się ze płatnych staży utrzymywać, albo traktować jako przetrwalnik, aż się znajdzie pracę za średnią krajową (bo za mniej się nie opłaca)?

W momencie, kiedy na podwyżki dla urzędników idzie 22 mln zł, a wcześniej marszałkowie przyznają sobie po 40 tys., a stażystom za 8 godzin pracy przez 5 dni w tygodniu (i tak przez miesiąc) nie płaci się ANI ZŁOTÓWKI, jest żenujące.

Oczywiście... gdyby tylko te niepłatne staże rząd miał "na sumieniu". Po co jednak stażować w urzędzie? Bo się liczy na dobrze płatną pracą za biurkiem? - na podwyżki idzie 22 mln!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@RoZy

Ja do końca nie rozumem to narzekanie na darmowe/słabo płatne praktyki czy staże. Dla mnie z założenia to praca prosta i nie wymagająca jakichś większych kwalifikacji.

Praca, za którą w normalnych warunkach dostałoby się wynagrodzenie, chociaż najmarniejsze. Inaczej mamy do czynienia ze swego rodzaju "niewolnictwem" - coraz częściej pojawia się właśnie takie określenie.

Służąca raczej jako zdobywanie doświadczenia... kto rozsądny oczekuje od takiego zajęcia czegoś poważniejszego?

5 lat bezpłatnych praktyk? 8/5/nadgodziny? Kara za nieprzyjście?

Czymś poważniejszym jest kwota na chleb? Zaprawdę przebyliśmy długą drogę od dawnych czasów.

Pracodawcy powinni z własnej przyzwoitości tyle płacić?

Pracodawcy bez przyzwoitości powinni płacić chociaż to, co prawo minimum wymaga. Często nie płacą w ogóle. Profit!

No to bierzesz 1-2 staże by nabyć doświadczenia po szkole, albo jeszcze w czasie nauki...

Wziąłem. Różnicy w traktowaniu przez pracodawców nie odczuwam.

Ty chciałby się ze płatnych staży utrzymywać, albo traktować jako przetrwalnik, aż się znajdzie pracę za średnią krajową (bo za mniej się nie opłaca)?

Sądzę, że najlepiej byłoby kilka-kilkanaście tygodni pracownika brać na 6-8 godzin, pokazywać co i jak i patrzeć mu co jakiś czas na ręce. Jak się sprawdzi - stanowisko. Jak nie - to nie. Ale płacić. Chociaż kilka stówek. Sam transport zje jedną z nich.

Są też praktyki na kasę w markecie. Nie stanowisko, nie etat, nie nawet umowa CP - praktyki. Za darmo. A nie, przepraszam - za "bezcenne doświadczenie". Muszę tylko przeprogramować żołądek.

Po co jednak stażować w urzędzie?

Bo na niektóre stanowiska to najlepsze wyjście, to raz. Dwa - urząd powinien dawać przykład. Jeżeli pokazuje, że może na 40parę godzin na tydzień mieć darmową siłę roboczą, to powiedzmy, że nie oczekuję wzrostu jego popularności.

Tak, wiem że urząd nie jest od pokazywania, ale chyba wie, jak to zostanie odebrane.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Praca, za którą w normalnych warunkach dostałoby się wynagrodzenie, chociaż najmarniejsze. Inaczej mamy do czynienia ze swego rodzaju "niewolnictwem" - coraz częściej pojawia się właśnie takie określenie.

Bo to brzmi! Tyle że nikt nikogo do stażu za darmo nie zmusza. Po co bierzesz staż za darmo... liczysz na zatrudnienie? Takich chętnych jest masa stąd patologia... każdy liczy. Stare porzekadło mówi że jak umiesz liczyć to licz na siebie.

5 lat bezpłatnych praktyk?

Zależy ile doświadczenia chcesz nabrać. Ze szkoły to wychodzi "surowy" klocek z którego dopiero doświadczenie zawodowe czyni przydatnego do czegokolwiek pracownika - o ile ma ambicje przekraczające kasę w supermarkecie.

Pracodawcy bez przyzwoitości powinni płacić chociaż to, co prawo minimum wymaga. Często nie płacą w ogóle. Profit!

No toż było właśnie o tym że 1500-2000 nie wystarcza i powinno być więcej. Minimalna to teraz 1600 brutto więc się mieści, tyle, że oczekiwania są większe.

Profit... Ty sobie wyobrażasz że zatrudnia się pracownika z dobroci serca? On ma wypracować profit pracodawcy z którego opłaci jego pracę i na tym zarobi jeszcze! Inaczej nie miało by to sensu. Jak nie płaci to jedyne co mogę poradzić top poszukać innego zajęcia.

Wziąłem. Różnicy w traktowaniu przez pracodawców nie odczuwam.

A dlaczego miałbyś? Nie chodziło o poszukiwania stażu z dobrymi warunkami tylko o sposobie zdobycia doświadczenia w pracy którą chciałby robić.

Sądzę, że najlepiej byłoby kilka-kilkanaście tygodni pracownika brać na 6-8 godzin, pokazywać co i jak i patrzeć mu co jakiś czas na ręce. Jak się sprawdzi - stanowisko. Jak nie - to nie. Ale płacić.

Płacić mu za to że go uczysz? chytry.gif

Są też praktyki na kasę w markecie. Nie stanowisko, nie etat, nie nawet umowa CP - praktyki. Za darmo. A nie, przepraszam - za "bezcenne doświadczenie".

Ale to żadna praktyka (tak jak praktyka kopania rowów) tylko wypaczanie tego czemu praktyki służą. Po co ludzie się na to godzą? Gdyby chętnych nie było nie byłoby patologii.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@RoZy

Ty chciałby się ze płatnych staży utrzymywać, albo traktować jako przetrwalnik

Chciałbym, żeby chociaż ktoś zwrócił mi za bilet miesięczny i koszt podróży.

Po co bierzesz staż za darmo... liczysz na zatrudnienie? Takich chętnych jest masa stąd patologia...

Tutaj się zgadzam - częściowo jest to nasza - tzn. młodych, szukających pracy - wina. Od czegoś trzeba zacząć, więc ludzie chwytają takie darmowe staże/praktyki. A że chętnych jest masa, pracodawcy mogą to - w mało etyczny sposób - wykorzystać, to i wykorzystują. Wśród rówieśników zauważyłem, że dla nich praca za darmo (tj. te bezpłatne staże) to normalka. No bo "coś trzeba mieć w cv wpisane". Jak widać na przykładzie behemorta jakoś specjalnie to nie pomaga w szukaniu pracy.

@behemort

Są też praktyki na kasę w markecie.

Pare miesięcy temu było głośno o bezpłatnych praktykach na kasie w TESCO - czy to to miałeś na myśli?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@RoZy

Tyle że nikt nikogo do stażu za darmo nie zmusza.

Nikt. Za to coś - głód, rynek, rzeczywistość, dla wymienienia kilku. No chyba, że ktoś ma kasę na rozpoczęcie własnej działalności.

Po co bierzesz staż za darmo... liczysz na zatrudnienie?

Mogę też posyłać mniejsze CV do firm, gdzie żądają kilkuletniego doświadczenia, ale nie sądzę, by to pomogło.

Zależy ile doświadczenia chcesz nabrać.

To nie chodzi o to, czego jak chcę sam z siebie, tylko to czego chcieć muszę, by dostać jakąkolwiek pracę.

Ze szkoły to wychodzi "surowy" klocek z którego dopiero doświadczenie zawodowe czyni przydatnego do czegokolwiek pracownika - o ile ma ambicje przekraczające kasę w supermarkecie.

To dlaczego nawet za zadania "kasowe" bądź odpowiednie się nie płaci, biorąc ciurkiem praktykantów i stażystów?

No toż było właśnie o tym że 1500-2000 nie wystarcza i powinno być więcej.

Mnie by wystarczyło. Na razie moje dochody wynoszą 0 złotych. Więcej nie są gotowi mi zaproponować. Za to mam pełno możliwości staży i praktyk.

Profit... Ty sobie wyobrażasz że zatrudnia się pracownika z dobroci serca?

Nie, po to by zarobić. Tylko dlaczego nie płacić nic, mamić mirażem zatrudnienia, jedną ręką pokazywać, że kryzys, cięcia i zatrudnić nie można, a drugą ręką przyjmować kolejnych bezpłatnych pracowników? Bo to czysty zysk. A że nie w porządku...

On ma wypracować profit pracodawcy z którego opłaci jego pracę i na tym zarobi jeszcze!

Jeśli tak, to niech nie biorą praktykantów. Wiele "doświadczenia" i tak się nie przekłada na faktyczną pracę, bo w każdej firmie masz inne zwyczaje, założenia, programy, plany etc. Dalej - po co mają płacić za niewykwalifikowane prace, jak mogą je mieć za darmo?

Inaczej nie miało by to sensu. Jak nie płaci to jedyne co mogę poradzić top poszukać innego zajęcia.

W prawie każdym z dziwnymi wymaganiami? Pracownik murarza z pięcioletnim doświadczeniem, wyższym wykształceniem i dwoma-trzema językami?

A dlaczego miałbyś?

Bo spełniłem wymagania, których poszukiwali, a jednak nie dali mi cienia złudzenia, że mam jakąkolwiek szansę, nawet bez jakichkolwiek wymagań.

Nie chodziło o poszukiwania stażu z dobrymi warunkami tylko o sposobie zdobycia doświadczenia w pracy którą chciałby robić.

Robiąc proste roboty, za które normalnie byłaby zapłata, które nie wymagają zbytnich kwalifikacji (czegoś ponad głowę na karku i utrzymywania napięcia mięśni), w międzyczasie głodując? Szukali "doświadczenia na podobnym stanowisku". 2 lat nie miałem, ale trochę tak. Nic to.

Płacić mu za to że go uczysz? chytry.gif

Płacić za to, że robi COŚ, za co się normalnie płaci(ło) i w międzyczasie przygotowując go (za darmo w tym zakresie!) do wewnętrznego środowiska przedsiębiorstwa, zasad etc. Podobno pracodawcy narzekają, że mają trudności ze znalezieniem ludzi, którzy mają chociaż podstawowe rozeznanie. Uniwersytety nie są od tego, by nauczyć, że w firmie tej i tej pieczątki przystawia się maszyną X. Dlaczego nie wziąć na 2-3 tygodnie na przeszkolenie i pokazać, że firmie zależy na trwałym, zaufanym pracowniku. Bo ucieknie, gdy nadarzy się okazja i będą to pieniądze stracone? Tak marna sytuacja na rynku, a wydaje im się, że nagle 20 firm zaoferuje takiej osobie pracę? Pracownikowi będzie bardziej zależeć na stabilnym zatrudnieniu w dobrej atmosferze niż niepewnym żonglowaniu za 100-200 zł więcej.

Ale to żadna praktyka (tak jak praktyka kopania rowów) tylko wypaczanie tego czemu praktyki służą. Po co ludzie się na to godzą? Gdyby chętnych nie było nie byłoby patologii.

Gdyby rynek nie pozwalał na takie zachowania, to by ich nie było. Tylko co z tego? Mamy taką rzeczywistość jaką mamy.

W sumie to powtarzam co to ostatnio dot. tego wątku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chciałbym, żeby chociaż ktoś zwrócił mi za bilet miesięczny i koszt podróży.

To w urzędzie nie masz na co liczyć... kto zatwierdzi płatny staż ja może być niepłatny... jeszcze jakiś urzędnik na to odpowie! :)

Za to prywatnych firmach to co innego... jak rozmawiasz w sprawie stażu zagadnij szefa właśnie o koszty dojazdu. Sama reakcja może dużo powiedzieć o nastawieniu. Przynajmniej czasu na prace za darmo nie zmarnujesz.

Od czegoś trzeba zacząć, więc ludzie chwytają takie darmowe staże/praktyki.

Otóż to... chwytają! Staż też trzeba wybierać sensownie. Praktyki na kasie w TESCO nikt później poważnie nie weźmie w CV.

Nikt. Za to coś - głód, rynek, rzeczywistość, dla wymienienia kilku.

Ale w takim razie Tobie nie staż ale praca jest potrzebna... to po co stażu szukasz? Tak nigdy pracy nie znajdziesz bo się od razu stawiasz na pozycji "stażysty".

Mogę też posyłać mniejsze CV do firm, gdzie żądają kilkuletniego doświadczenia, ale nie sądzę, by to pomogło.

Słać to sobie możesz... jak się da to CV się zanosi osobiście - może osoba która będzie je przyjmować będzie decydować kogo zaprosić i zrobisz na niej dobre wrażenie.

Chcą doświadczenia... napisz że się szybko uczysz i nie masz złych nawyków z poprzednich stanowisk :) Jak będziesz sądził, a nie próbował to na pewno nie pomoże.

To dlaczego nawet za zadania "kasowe" bądź odpowiednie się nie płaci, biorąc ciurkiem praktykantów i stażystów?

Bo się da! Chętnych nie brakuje najwyraźniej. Ja sam zauważyłeś niczego na takim stażu się nie nauczysz... to po co na niego iść! Ani płacy, ani pracy, ani doświadczenia przydatnego... ja tego nie rozumiem.

Za to mam pełno możliwości staży i praktyk.

Tylko te gdzie nauczysz się czegoś wartościowego są warte uwagi. Resztę nawet gdyby Ci płacić chcieli omijaj... szkoda czasu.

Bo to czysty zysk. A że nie w porządku...

Oczywiście... tylko dlaczego dajesz się tak wykorzystywać? Musisz mieć świadomość własnej wartości i umiejętności. Jeśli widzisz że pracując niczego się nie uczysz to mówisz to pracodawcy.... albo Cię zatrudni albo się pożegnacie.

Jeśli tak, to niech nie biorą praktykantów.

Skoro biorą, znaczy że ich potrzebują. Ktoś musi prostą robotę za friko robić. Pomijam to kasy w supermarketach bo to jak pisałem patologia i nikt raczej nie wiąże z takim zajęciem kariery zawodowej.

W prawie każdym z dziwnymi wymaganiami? Pracownik murarza z pięcioletnim doświadczeniem, wyższym wykształceniem i dwoma-trzema językami?

A co szkodzi wpisać... może się niepiśmiennemu murarzowi inżynier potrafiący czytać projekt trafi. Z wymaganiami jest tak jak z oczekiwaniami płacowymi. Zaczyna się wysoko a potem patrzy jakie są możliwości.

Bo spełniłem wymagania, których poszukiwali, a jednak nie dali mi cienia złudzenia, że mam jakąkolwiek szansę, nawet bez jakichkolwiek wymagań.

Należało grzecznie podziękować za taki staż i polecić się na wypadek gdyby firma potrzebował pracownika.

Robiąc proste roboty, za które normalnie byłaby zapłata, które nie wymagają zbytnich kwalifikacji (czegoś ponad głowę na karku i utrzymywania napięcia mięśni), w międzyczasie głodując?

Głodujesz czy to tylko taka figura retoryczna? Takie roboty to nie z pozycji stażysty bierzesz mam nadzieję?

Płacić za to, że robi COŚ, za co się normalnie płaci(ło)

wallbash.gif .. to po co się na to godzisz! Jak się na "stażu" nie uczysz niczego nowego to do (_!_) z takim stażem! Ludzie dają się wykorzystywać, a potem maja pretensje ze zostali wykorzystani. Mają już doświadczenie, ale dalej łażą po stażach.. a firmy mają darmowych jeleni którzy uczyć nie trzeba a robotę robią... wallbash.gif Czysty profit!

Gdyby rynek nie pozwalał na takie zachowania, to by ich nie było.

Jesteś częścią tego rynku... trochę winy tez ponosisz, czy raczej ponoszą wszyscy którzy się na takie staże tłumie gnają bo coś trzeba złapać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@RoZy

Ale w takim razie Tobie nie staż ale praca jest potrzebna... to po co stażu szukasz?

Bo nie chcą przyjmować do pracy bez doświadczenia.

Chcą doświadczenia... napisz że się szybko uczysz i nie masz złych nawyków z poprzednich stanowisk smile_prosty.gif Jak będziesz sądził, a nie próbował to na pewno nie pomoże.

To może inaczej - próbowałem 3 lata pod rząd i zanosiłem osobiście. Wszędzie sprawdzałem osobiście. Nic.

A nie, przepraszam - jedno oddzwonienie po 3 miesiącach. Do pracy wakacyjnej. Yeah.

Bo się da! Chętnych nie brakuje najwyraźniej.

Nie robia tego z własnej chęci, tylko z konieczności wynikającej ze stawianych warunków.

Oczywiście... tylko dlaczego dajesz się tak wykorzystywać?

Bo od siedzenia na zadzie szans w znalezieniu pracy nie przybędzie. No i w sumie dlatego, że sytuacja na rynku pod względem stawianych wymagań się nie poprawi. A tak mam małą szansę, że może planety ustawią się w jednej linii i stanie się cud.

Musisz mieć świadomość własnej wartości i umiejętności. Jeśli widzisz że pracując niczego się nie uczysz to mówisz to pracodawcy.... albo Cię zatrudni albo się pożegnacie.

Coś podlinkuję - po "A co się dzieje?" (uwaga, wulgaryzmy).

Ludzie to robią bo nie mają lub nie widzą alternatywy. Bunt raczej nie wchodzi w grę. Nikomu raczej nie zaimponujesz butną postawą, odrzucającą nisko płatną pracę, gdy nie masz żadnej. Raczej przyczepisz do siebie łatkę nieroba i niedojdy.

Skoro biorą, znaczy że ich potrzebują. Ktoś musi prostą robotę za friko robić.

Nikt nie powinien pracować za darmo, bo to jest wyzysk i swoiste "niewolnictwo".

Biorą, bo mogą i potrzebują. Normalnie jest tak, że jak czegoś potrzebujesz, to za to płacisz. Jeżeli coś cudzego leży i nikt nie nakabluje jak śmigniesz, to tego nie zabierasz dla siebie, a przynajmniej tak powinno być. Tak samo jak komuś zabierasz czas, umiejętności i de facto ciało, to powinieneś za to płacić, a nie uśmiechać się jak głupi do sera i rzucać "bezcennym doświadczeniem".

Jakby to banalnych prac nie było wymagane niepotrzebne doświadczenie, to by nie było takich sytuacji, że ludzie godzą się na takie coś. A tak łapią się jakiejkolwiek nadziei.

Z wymaganiami jest tak jak z oczekiwaniami płacowymi. Zaczyna się wysoko a potem patrzy jakie są możliwości.

Godzisz się na minimum albo kop i bierzemy następnego. Hell, może w ogóle nie będziemy płacić minimum, a jak nie wywiążesz się z umowy w najmniejszym stopniu (spóźnienie 5 minut), to walniemy kare umowną.

Należało grzecznie podziękować za taki staż i polecić się na wypadek gdyby firma potrzebował pracownika.

Zawód komika nie leży w obszarze moich zainteresowań.

Firma potrzebowała pracownika, ale mogła wybrzydzać. Każda może. Że bezzasadnie to nieważne. Dawać wymagania wzięte z sufitu i absolutne minimum. Za cokolwiek. Bo może.

Głodujesz czy to tylko taka figura retoryczna?

Figura retoryczna, bo na szczęście ktoś w rodzinie pracuje.

wallbash.gif .. to po co się na to godzisz!

Jako alternatywę mam emigrację (która na razie odpada z kilku przyczyn, których wolałbym nie poruszać na forum, ale liczę, że będzie za kilka lat możliwa), założenie własnej działalności gospodarczej (też odpada - brak środków), grzebanie w ofertach (co czynię) albo siedzenie na zadzie. Względnie rękodzielnictwo, ale nie mam zdolności.

Jak się na "stażu" nie uczysz niczego nowego to do (_!_) z takim stażem!

Wymagane jest "doświadczenie na podobnym stanowisku". To, że to co jest potrzebne +/- umiem, bądź douczę się na stanowisku w ciągu kilku tygodni, bo ogólnie obeznany ze mnie chłop, nie ma znaczenia, bo nawet na mnie nie spojrzą.

Ludzie dają się wykorzystywać, a potem maja pretensje ze zostali wykorzystani.

Ludzie nie jedzą trawy, a potem mają pretensję, że są głodni.

Serio, nie mają zbytniego wyboru.

Mają już doświadczenie, ale dalej łażą po stażach..

Not enough Vespene Gas experience. A raczej - ograniczona liczba stanowisk.

a firmy mają darmowych jeleni którzy uczyć nie trzeba a robotę robią... wallbash.gif Czysty profit!

Dlaczego zatem firmy miałyby taką sytuację zmienić? Mają się bać, że nagle miliony się zbuntują i postanowią przez kilka tygodni głodować (teraz to nie jest figura) albo plądrować, by przeżyć i wówczas zmienią podejście?

Jesteś częścią tego rynku...

Jestem też częścią władzy nad tym krajem. Niestety, w praktyce to nic nie znaczy, podobnie jak w tym przykładzie.

trochę winy tez ponosisz, czy raczej ponoszą wszyscy którzy się na takie staże tłumie gnają bo coś trzeba złapać.

Ano, czegoś trzeba się złapać. Inaczej mamy stagnację, halucynacje z niedożywienia i śmierć gospodarczą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To może inaczej - próbowałem 3 lata pod rząd i zanosiłem osobiście. Wszędzie sprawdzałem osobiście. Nic.

Dalej próbuj.

Nikomu raczej nie zaimponujesz butną postawą, odrzucającą nisko płatną pracę, gdy nie masz żadnej. Raczej przyczepisz do siebie łatkę nieroba i niedojdy.

Nie rozumiemy się.. nie chodzi o butna postawę, ale o kulturalne podziękowanie na byle jaką ofertę. łatka jak łatka... możesz również zostać oceniony jako osoba znająca swoją wartość.

Nikt nie powinien pracować za darmo, bo to jest wyzysk i swoiste "niewolnictwo".

To zależy... leżeli mówimy o praktyce na kasie to jak najbardziej racja. Jeżeli jednak mówimy o praktyce w powiedzmy Ernst&Young to już zupełnie inna para kaloszy. Liczy się to czego Cię taki staż/praktyka uczy i jak jest potem przez innych postrzegana.

Godzisz się na minimum albo kop i bierzemy następnego. Hell, może w ogóle nie będziemy płacić minimum, a jak nie wywiążesz się z umowy w najmniejszym stopniu (spóźnienie 5 minut), to walniemy kare umowną.

Jak zapłacą minimum to jak sam stwierdziłeś już coś. Jak chcą darmowego stażu to niech szukają kogo innego... proste.

Zawód komika nie leży w obszarze moich zainteresowań.

Z taka postawą pracy nie znajdziesz.

założenie własnej działalności gospodarczej (też odpada - brak środków),

A co... fabrykę chcesz od razu budować? Nie wiem co potrafisz ale czasami wystarczą niewielkie środki i pomysł....

Wymagane jest "doświadczenie na podobnym stanowisku". To, że to co jest potrzebne +/- umiem, bądź douczę się na stanowisku w ciągu kilku tygodni, bo ogólnie obeznany ze mnie chłop, nie ma znaczenia, bo nawet na mnie nie spojrzą.

Pisałem wyraźnie... omijać łukiem szerokim. Po co czas na to tracisz.

Ludzie nie jedzą trawy, a potem mają pretensję, że są głodni.

Serio, nie mają zbytniego wyboru.

Dlaczego zatem firmy miałyby taką sytuację zmienić? Mają się bać, że nagle miliony się zbuntują i postanowią przez kilka tygodni głodować (teraz to nie jest figura) ?

Czy od darmowej roboty im przybędzie? Nie? To po co ja biorą? Pracując bez wynagrodzenie to nie będą głodować?

Not enough Vespene Gas experience. A raczej - ograniczona liczba stanowisk.

Albo jak pisałem brak poczucia własnej wartości. Ludzie cały czas przechodzą na emerytury zwalniając stanowiska. Gospodarka choć w recesji się powoli kula do przodu... może problem leży w tym że nie ma odpowiedniej do ambicji liczby stanowisk. nic osobistego na myśli nie mam, tylko najzwyklejszą statystykę. Magistrów i licencjatów teraz mnożą bez opamiętania (byle płacił za studia) a nadają się na fryzjerów co najwyżej. Potem łażą po stażach, no bo przecież magistrowi fryzjerstwo nie przystoi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do wcześniejszych postów nie chce mi się odnosić.

To w urzędzie nie masz na co liczyć... kto zatwierdzi płatny staż ja może być niepłatny... jeszcze jakiś urzędnik na to odpowie! smile_prosty.gif

Za to prywatnych firmach to co innego... jak rozmawiasz w sprawie stażu zagadnij szefa właśnie o koszty dojazdu. Sama reakcja może dużo powiedzieć o nastawieniu. Przynajmniej czasu na prace za darmo nie zmarnujesz.

-Ależ w prywatnych firmach usłyszałem, że jak się nie podoba, bo oni mi oferują przecież doświadczenie i naukę to nie. Jedyne czego oczekiwałem za 8 gogdzin przez 5 dni w tygodniu przez 2 miesiące, to 50zł miesięcznie na kartę mpk, już z jedzeniem się nawet nie wygłupiałem ;)

Otóż to... chwytają! Staż też trzeba wybierać sensownie. Praktyki na kasie w TESCO nikt później poważnie nie weźmie w CV.

-Ze stażem jest 1 problem, w uczelniach... Uczelnia sądzi, że jest najważniejsza, i na 3-4 roku organizuje zajęcia o 7:30, potem 4 godziny przerwy, zajęcia znowu, godzina przerwy i tak w kółko. Jak coś wspomnisz o tym prowadzącym, że chcesz zamianę z inną grupą dziekańską 'to są studia zaoczne proszę pana" :) Jak pchać się w staż? Nigdy nie poszedłem na rozmowę o stażu z założeniem, że coś za to odstane, nawet długopis firmowy, bo dla nie oczywiste jest, że nie, raz się zdziwiłem jak usłyszałem o stażu 1000zł za miesiąc + kasa na obiady. Ojej byłęm w skowronkach, aha zapomniałem, godziny stażu 8-15, pon-czw a jest jeszcze uczelnia.

Ale w takim razie Tobie nie staż ale praca jest potrzebna... to po co stażu szukasz? Tak nigdy pracy nie znajdziesz bo się od razu stawiasz na pozycji "stażysty".

-Bo do pracy są obecnie wymagania? Moi rodzice nie mieli takich problemów ze znalezieniem 1 pracy.

Słać to sobie możesz... jak się da to CV się zanosi osobiście - może osoba która będzie je przyjmować będzie decydować kogo zaprosić i zrobisz na niej dobre wrażenie.

Chcą doświadczenia... napisz że się szybko uczysz i nie masz złych nawyków z poprzednich stanowisk smile_prosty.gif Jak będziesz sądził, a nie próbował to na pewno nie pomoże.

-Nie wysyłam CV, wole zanosić, ogólnie uważam, że osobiste pojawienie się to jedyna sensowna opcja. Wypadam chyba ok, niestety wróg numer 1 - studia. Studia jak sam wspomniałeś nie dają mi nic i ja sie z tym zgadzam, ale mi też nie pomagają. Na PW mogę wysłać Ci coś bardzo ciekawego i zabawnego, dotyczącego uczelni jeśli zechcesz.

Dla mnie Rozy problemem jest jedno, brak prawdziwej nauki na stażu. Zauważ, że z moje strony dyskusja rozpętała się na temat tego, że ponoć coś jestem winny państwu.

I kolejnym problemem jest brak doceniania. Jeśli gdziekolwiek nie pójdę i robie nawet coś co nie jest zgodne z tym co powinienem umieć a mimo to po tygodniu robię to dobrze, i nie słyszę nawet dziękuje, to niestety ale mam takiego "pracodawce" ochotę w dupę kopnąć.

Oczywiście zdarzyło mi się, że po praktyce dostałem oferte pracy ale co z tego jak... Studia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam

Poruszany w ostatnich postach temat pracy jest akurat dla mnie jak najbardziej aktualny, gdyż niedawno skończyłem studia i jestem na etapie poszukiwania pracy. Co prawda dzień po obronie pracy mgr odbyłem rozmowę kwalifikacyjną po której zostałem przyjęty na cykl szkoleń, a potem już jako normalny pracownik, ale nie wyglądało to tak różowo jak się wydaje. A wydawać się mogło, że nic lepszego spotkać mnie nie mogło, bo już dzień po skończeniu studiów znalazłem pracę. Niestety firma marketingowa do której zostałem przyjęty zajmowała się marketingiem bezpośrednim pozyskując klientów dla Netii, czyli wiadomo, pukanie do drzwi i "zachęcanie" do podpisania umowy z Netią/Dialogiem. Nie będę narzekał, bo praca ta jest w sumie dość fajna, można porozmawiać z ciekawymi ludźmi i tak dalej, nie jest też zbyt męcząca (jeśli ktoś chce zgubić parę kilogramów, to polecam) Jednak największym minusem był brak podstawy wynagrodzenia, czyli ile umów się podpisze, tyle pieniędzy się dostanie. Pomijam fakt, iż szwef dostawał od podpisanej przeze mnie umowy więcej niż ja :] Po jakimś czasie stwierdziłem, że to jednak nie jest praca dla mnie, bo równie dobrze mogłem rozpocząć karierę w tej firmie bez studiów, co zresztą w kilku przypadkach wystąpiło. Do tego nienormowany czas pracy i to czasem nawet w sobotę, bez żadnej gwarancji, że po tych 11- stu godzinach pracy cokolwiek zarobię.

Kilka dni przed obroną wysłałem na próbę kilkanaście CV i to była jedyna firma która się do mnie odezwała i to praktycznie od razu. Teraz już rozumiem czemu, ale pomijając to chciałem nawiązać do trudnej sytuacji na rynku pracy.

Oczywiście nie jest łatwo, ale to z kilku względów.

Po pierwsze multum uczelni wyższych o wyjątkowo niskim poziomie. Chodzi mi tutaj o szereg Wyższych Szkół Niewiadomoczego, które wypuszczają co roku setki absolwentów, którzy w zasadzie nigdy nie powinni iść na studia, ale poszli bo "tak wypada". W znaczej mierze to właśnie oni mają duży problem ze znalezieniem pracy, a z drugiem strony sztucznie blokują rynek

Po drugie czytałem artykuł na temat przygotowania i zachowywania się ludzi na rozmowach kwalifikacyjnych, ale też sam miałem okazję co nieco zaobserwować. Jeżeli na rozmowę kwalifikacyjną przychodzi pan w krótkich spodenkach prezentując z dumą swój tatuaż, albo osoba nie potrafi wypełnić prstego formularza wymagającego podania trochę bardziej skomplikowanych danych niż imię i nazwisko, oraz pesel, lub z drugiej strony nie ma pojęcia o firmie w której chciałby za chwilę pracować, to trudno się dziwić takiej sytuacji.

Po trzecie niekiedy absurdalnie wygórowane wymagania finansowe. Skończyłem studia na dobrej uczelni, może nie najbardziej "opłacalny" kierunek , ale wiem, że coś z tych lat studiów wyniosłem. Jednak nie oczekuje za sam papier mgr i kilku wpisów w CV ponad 2000 na starcie. Przez całe studia przetrwałem za 1000 zł miesięcznie nie żyjąc jak pustelnik, a teraz przecież odpadają wydatki związane ze studiami jak ksero, warunki itd. Jeżeli staram się o pierwszą poważna pracę w życiu to oczekuje płacy pozwalającej mi na przeżycie na podobnym jak do tej pory poziomie, bo wiem, że ciężko będzie przez kilka pierwszych miesięcy, czy to będą na początku tylko staże, czy pensje minimalne, ale z czasem wraz ze zdobytym doświadczeniem wzrasta również wynagrodzenie, a jeśli nie, to szukam czegoś innego, ale już jest coś czego się nauczyłem i co ewentualnie mogę sobie wpisać w CV.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak po prawdzie to nie rozumiem co zlego jest w oczekiwaniu, ze skoro skonczylo sie studia, to na dzien dobry pracodawca winien zaproponowac te 2000 zl? Bo czysto teoretycznie - jezeli bym na te studia nie poszedl, a zamiast tego zalapal sie na jakas kase w Tesco czy inne przynies/podaj/pozamiataj to przez 5 lat zdazylbym zarobic juz z 36000 zlotych (zalozenie to miesieczna "pensja" wynoszaca 600 zl) - jezeli pracodawca chce pracownika, ktory doskonalil sie przez iles lat by byc lepszym "nabytkiem" to przykro mi, ale to zwyczajnie kosztuje. Oczywiscie problemem jest cala masa studentow po dziwnych kierunkach czy nawet po sensownych kierunkach ale ukonczonych na nieprofesjonalnych uczelniach, ale smiem twierdzic, ze oferowanie "cennego doswiadczenia" nie jest sposobem rozwiazania tego problemu. Zwlaszcza jezeli pracodawca ma w wymaganiach "wyzsze wyksztalcenie" ale bez sprecyzowanego kierunku, czy wrecz stanowisko na jakie rekrutuje w zadnym stopniu nie uzasadnia koniecznosci posiadania owego wyzszego wyksztalcenia - przeciez to jest jasny sygnal, ze nie ma znaczenia jakos studiow, tylko byle jaki papier. Im szybciej i im nizszym nakladem pracy tym lepiej. W tej sytuacji zreszta trudno sie dziwic prywatnym uczelniom, ze obnizaja standardy - badz co badz jest to wlasnie to czego chca ich klienci: szybki i latwy papier. Szczerze mowiac dziwie sie, ze nie ma takich, ktore oficjalnie reklamuja sie jako "pewny tytul magisterski bez koniecznosci pisania pracy i uczeszczania na zajecia". Czy jest to sytuacja patologiczna - jak najbardziej, tyle tylko, ze metody stosowane do walki z owa patologia ja tylko nasilaja.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak po prawdzie to nie rozumiem co zlego jest w oczekiwaniu' date=' ze skoro skonczylo sie studia, to na dzien dobry pracodawca winien zaproponowac te 2000 zl?[/quote'] Nie jest to nic złego, bo oczywiście należy cenić siebie i swoje umiejętności, ale jeżeli słyszę, że ktoś nie ruszy palcem za mniej niż 2000 zł i woli czekać na lepszą ofertę, to już wiem skąd się bierze tak duże bezrobocie wśród młodych ludzi. Po kilku latach/miesiącach frustrującego oczekiwania na pracodawcę z czekiem na +2000 zł taka osoba wkońcu wyjeżdża za granicę. Te 2000 zł to akurat taki przykłąd, bo nie jest to jakoś szczególnie duża suma zważywszy, że osoby pracujące w Tesco na kasie jak wspomniałeś zarabiają wcale nie aż tak dużo mniej, do tego mają zapewne jak w większości marketów niezłe dodatki socjalne.
jezeli pracodawca chce pracownika, ktory doskonalil sie przez iles lat by byc lepszym "nabytkiem" to przykro mi, ale to zwyczajnie kosztuje
Oczywiście i od tego moim zdaniem są te wszystkie staże i praktyki, żeby się czegoś nauczyć. Niestety jednak sporo pracodawców traktuje to jako tanią siłę roboczą i po tych 3 miesiącach zatrudnia na staż nową osobę, która pracuje tak jak normalny pracownik, tyle, że po kosztach. Jednak ja jestem zdania, że w takich przypadkach bardzo dużo zależy od konkretnej osoby. Jeśli się stara, pokazuje, że mu zależy, szybko się uczy, to zawsze będzie na lepszej pozycji. Jednak wiele osób jeśli słyszy najp[ierw staż, a potem porozmawiamy o zatrudnieniu, to rezygnuje.
Zwlaszcza jezeli pracodawca ma w wymaganiach "wyzsze wyksztalcenie" ale bez sprecyzowanego kierunku, czy wrecz stanowisko na jakie rekrutuje w zadnym stopniu nie uzasadnia koniecznosci posiadania owego wyzszego wyksztalcenia - przeciez to jest jasny sygnal, ze nie ma znaczenia jakos studiow, tylko byle jaki papier. Im szybciej i im nizszym nakladem pracy tym lepiej.p
Moim zdaniem wyższe wykształcenie oczywiście w zależności od kierunku świadczy o czymś. Na przykład, że dana osoba ma jakieś pojęcie na dany temat, umie się wypowiedzieć, zachować, ma pojęcie o świecie, i tak dalej. Jeżeli pracodawca w wymaganiach na np asystenta biurowego podaje wyższe wykształcenie, to o to moim zdaniem właśnie chodzi, bo jeżeli napisałby, że tylko osoby po administracji są brane pod uwagę, to można zadać pytanie dlaczego? Czy prawo administracyjne przyda się w pracy biurowej? W umawianiu wizyt, spotkaniach z klientami, prowadzeniu baz danych? A dlaczego nie politologia, filozofia, prawo?? I tak dalej.
W tej sytuacji zreszta trudno sie dziwic prywatnym uczelniom, ze obnizaja standardy - badz co badz jest to wlasnie to czego chca ich klienci: szybki i latwy papier. Szczerze mowiac dziwie sie, ze nie ma takich, ktore oficjalnie reklamuja sie jako "pewny tytul magisterski bez koniecznosci pisania pracy i uczeszczania na zajecia". Czy jest to sytuacja patologiczna - jak najbardziej, tyle tylko, ze metody stosowane do walki z owa patologia ja tylko nasilaja.
Moim zdaniem jest odwrotnie. Uczelnie prywatne owszem spełniają oczekiwania klienta, ale tym klientemn są studenci, którzy płacą. A płącą i wymagają bezstresowych studiów, łatwego papierka i zero wymagań wobec nich. Myślisz, że pracodawcy nie chcą inteligentnych i wykształconych przyszłych pracowników, którzy może nie posiadają umiejętności praktycznych, ale mają cechy wspomniane przeze mnie powyżej? Wolą rozleniwionych roszczeniowych osób po 5 latach wakacji? :] , którzy za sam papierek żądają wysokich zarobków nie reprezentując sobą poziomu odpowiedniego do ich wymagań?

W jakimś sensie podobają mi się reformy edukacji na Węgrzech. Zlikwidowano połowę uczelni wyższych (głównie prywatnych), bo słusznie stwierdzono, że nie potrzeba aż tylu magistrów. Kontrowersyjne jest jednak to, że studenci muszą po skończeniu studió zostać i pracować w kraju przez chyba 5 lat. Z jednej strony owszem- rażące ograniczenie wolności, z drugiej to przecież państwo ponosi koszty edukacji danej osoby i wyjazd świeżo upieczonego absolwenta jest stratą nie tylko "intelektualną", ale także finansową.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli pracodawca w wymaganiach na np asystenta biurowego podaje wyższe wykształcenie, to o to moim zdaniem właśnie chodzi, bo jeżeli napisałby, że tylko osoby po administracji są brane pod uwagę, to można zadać pytanie dlaczego?

W takich przypadkach lepszy efekt dałoby podanie rodzaju tego wyższego wykształcenia, np. wyższe humanistyczne (skoro jesteśmy przy pracach biurowych). Samo "wyższe" brzmi jakoś dziwnie, bo w końcu jakie? Informatyka? Ekonomia? Prawo? Mechatronika? Dziennikarstwo?

Kontrowersyjne jest jednak to, że studenci muszą po skończeniu studió zostać i pracować w kraju przez chyba 5 lat.

Nie powiem, ciekawe rozwiązanie, aczkolwiek mało to realne u nas. Raz, że ludzie by się burzyli, dwa - jakoś nie widzę by państwo polskie dawało każdemu absolwentowi studiów posadę na pięć lat. A tylko w takiej sytuacji widzę sens takiego nakazu i jego ew. zaakceptowanie przez społeczeństwo.

PS. Mam taką cichą nadzieję, że czasy o których wspominałem powrócą i magister po studiach na przyzwoitej państwowej uczelni, z tytułem uzyskanym za wiedzę, a nie pieniądze, będzie coś więcej znaczył niż kolejny produkt z fabryki "Wyższa szkoła tego, tamtego i owego".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jezeli pracodawca wymaga od swego pracownika kreatywnosci, komunikatywnosci, zachowania, elokwencji itd. to niech wlasnie to napisze w ofercie, bo akurat magister z dajmy na to polonistyki nie jest rownoznaczny z umiejetnoscia zachowania sie podczas dajmy na to spotkania biznesowego. I szczerze mowiac nie dziwie sie frustracji mlodziezy - bo z jednej strony nie po to sie przez 5 lat ksztalcilo by robic w jakiejs no-future robocie za srednia krajowa, a po drugie wciaz panuje falszywe przekonanie, ze studia = pewna przyszlosc (a mlodziez sie na to lapie). Pamietajmy, ze typowy 18 latek po skonczeniu liceum zwyczajnie nie ma pomyslu co z soba zrobic tylko co najwyzej jakies ogolniki w rodzaju "chcialbym byc informatykiem" - tyle, ze nie podparte zadna wiedza jak w praktyce studia informatyczne czy praca informatyka wygladaja, gdyz malo kto w ogole rozumie idee powaznego pytania uczniow kim chcieliby zostac w przyszlosci (przez powazne mam na mysli polaczone z zaproszeniem kogos z branzy, dni otwarte w przedsiebiorstwie itp. by licealista mial szanse zobaczyc jak wyglada jego wymarzona praca od srodka).

Jesli o mnie chodzi te 2000 zlotych to tak narawde uwazam za minimum - i nie chodzi tu o to, ze nie mozna wyzyc za mniej, bo mozna, mozna nawet groteskowe rekordy w tej dziedzinie ustalac, tyle tylko, ze mi chodzi o godne zycie jak czlowiek. A "zyc jak czlowiek" to nie tylko "miec co do garnka wlozyc", ale tez miec na karnet na silownie, na basen, na scianke wspinaczkowa, na wyjscie do teatru czy z kolegami na piwo, to miec pieniadze na porzadne jedzenie, a nie gonienie za przecenami produktow co za pare dni zaczna zyc wlasnym zyciem, to miec pieniadze na dobre ubranie (owszem, mozna kupic dobre tanie ubranie, tylko jakos latwiej znalezc dobre drogie ubranie. Nie wspominajac juz o tym, ze jak ktos ma nietypowe wymiary np. stopy to ma wybor pomiedzy butami na zamowienie lub ciaglymi otarciami), to takze miec pieniadze na wakacyjny wyjazd bez koniecznosci zaciskania pasa przez caly rok (o takich detalach jak mozliwosc pojscia prywatnie do lekarza w naglym wypadku bez koniecznosci zaciagania kredytu nie wspomne). Zwazcie, ze nie mowie tutaj o zbytkach w rodzaju "nowy smartfon co kwartal" ale o zwyczajnej egzystencji, ktora nie sprowadzi sie do cyklu "praca + nadgodziny + sen z dodatkiem telewizji w ramach rozwoju kulturalnego". Czesto sie narzeka, ze ludzie sa nieobyci kulturalnie, ale na litosc - niby jak maja zdobyc to obycie, skoro teatr jest postrzegany jako zbytek (czy tez kupno dobrej plyty z muzyka - no to mamy efekt, ze spoleczenstwo slucha tego co akurat leci w radiu, miast "ambitnej muzyki" cokolwiek zreszta ten termin by oznaczal). Idea, ze pracodawca moglby sfinansowac (chociaz czesciowo) kurs, ktory pracownikowi pomoglby w wykonywaniu pracy (chociazby kursy jezykowe) to zas w ogole majaki szalenca, bo po co pracownikowi chcacemu sie rozwijac pomagac w owym rozwoju, skoro mozemy od razu zarzadac "gotowego produktu".

Jesli chodzi o koniecznosc pracy w kraju - czemu by nie, moze ewentualnie z mozliwoscia splaty "dlugu wobec panstwa" w sytuacji gdy absolwent chce wyjechac do pracy za granice.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...