Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Hut

Sens życia

Polecane posty

Ogólnie, gdybyśmy uzyskali odpowiedź na pytanie o realność świata, jednocześnie moglibyśmy poznać sens naszego życia. Nie zapominajmy wszak, ze to, co widzimy, słyszymy i czujemy to jedynie obraz wytwarzany przez nasz umysł. Całkiem możliwe, że świat wygląda zupełnie inaczej. Albo w ogóle nie wygląda. Kto wie?

Znalazłem w moim życiu, pod postacią taką, jaką widzę sens, więc bynajmniej dla mnie poszukiwanie go nie ma już znaczenia. A świat wygląda zupełnie inaczej (i inaczej dla każdego człowieka) i można powiedzieć - że w ogóle nie wygląda (tak obiektywnie). To co widzimy, nie dość że jest tylko dość wąskim zakresem odbitej fali elektromagnetycznej to jest wielokrotnie przetworzone (kilku stopniowo w samych gałkach ocznych - wzmocniony ruch, kontrasty i ostrość i to w różnych miejscach pola widzenia inaczej - które w dodatku fotografują około 10% tego co mamy w wyobraźni jako obraz widziany - resztę dobudowuje mózg, kilku stopniowo w "kablach i centralkach" między gałkami a mózgiem - i kilku stopniowo w samym mózgu - i to w dodatku inaczej dla każdego człowieka - zainteresowanych odsyłam do mojej pracy magisterskiej :-D)

Sensem życia jest to... że go nie ma. Chciałbyś wiedzieć po co żyjesz? Ja nie. Po co żyć, skoro sens naszej egzystencji i tak jest nam znany?

Czyli jednak jest - nawet jeśli jest to bardzo subiektywne.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak można mówić, że życie nie ma sensu? Tu nie chodzi już o przyziemne sprawy, typu przedłużenie gatunku - tak było może dla jaskiniowców i jest dalej dla większości zwierząt. Ale rozmawiamy tutaj o ludziach, istotach najbardziej rozumnych na planecie. Jaki jest więc nasz sens życia? Wystarczy się rozejrzeć - Świat się rozwija i my jesteśmy jego integralną częścią. Teraz to nasze poczynania wpływają na rozwój planety. W tym systemie każdy może odnaleźć swój indywidualny sens - pogoń za pieniądzem, nauka, różnorakie organizacje i zrzeszenia... Większość z tych rzeczy nie umiera po naszej śmierci, nawet, jeśli nasze ciało zostanie pogrzebane, idee idą dalej. Nie mówiąc już o tym, że każda spotkana osoba w jakiś sposób nas kształtuje, to samo czynimy my wobec innych.

Jak więc powiedzieć, że życie jest pozbawione sensu?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak czy siak istniejemy - to po pierwsze

Jaką masz pewność, że istniejesz?

Z biologicznego punktu widzenia to żyjemy by się rozmnażać. Orgazm jest w takim razie najwyższym uczuciem jakiego możecie doświadczyć (z biologicznego punktu widzenia).

Tu nie chodzi już o przyziemne sprawy, typu przedłużenie gatunku - tak było może dla jaskiniowców i jest dalej dla większości zwierząt

nie zapominaj, że człowiek jest zwierzęciem. tak w ogóle to nasza inteligencja może być tylko i wyłącznie wyewoluowanym instynktem bo jesteś ograniczony swoim umysłem (nie możesz wyobrazić sobie np. nieskończoności), tak samo zwierzęta (podobno) są ograniczone swoim instynktem (nie potrafią myśleć abstrakcyjnie).

Pytanie więc brzmi: jak wyjść poza granice swojego umysłu i ciała? gdybyśmy poznali na to pytanie odpowiedź to poznalibyśmy sens nie tylko swojego życia, ale i sens wszechświata i całego uniwersum. jak wyjść poza granice wszechświata?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyjść ze swojego ciała to sobie możesz po śmierci jeśli tam rzeczywiście coś jest. Moim zdaniem teksty typu "skąd wiesz, że istniejesz" są głupie, bo po pierwsze to niemożliwe do weryfikacji, a po drugie - przecież coś Tobą kieruje, czyli istnieje jakaś świadomość. Istniejesz.

Jest jak jest i każdy to widzi, idąc ulicą nie zastanawiasz się, czy to drzewo istnieje, czy jest tylko projekcją Twojego możliwie nie istniejącego umysłu. Skoro możemy wszystko odczuć to powinno zostać ogłoszone za prawdziwe. Dlatego nasz sens życia opieramy na tym świecie, a nie na gdybaniu... Oczywiście Twoim sensem życia może być badanie mające na celu zweryfikowanie naszego istnienia. Dalej jednak pozostajemy w tym samym temacie. Każdy żywot ma sens i tyle.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@helmud7543

Tak czy siak istniejemy - to po pierwsze.

Tego stwierdzić nie potrafimy. W sumie to więcej jest przestrzeni bez niż z materią. Co najwyżej może nam się wydawać, że istniejemy, że rozumiemy, że mamy świadomość.

Po drugie - nie ważna jaka jest rzeczywistość obiektywna, przynajmniej dotąd dopóki jest niedostępna.

To, co odbieramy zmysłami i logiką jest pewnym odbiciem rzeczywistości obiektywnej - może pełnej, może nie, a może tylko w małym punkcie.

To tak jak niektórzy naukowcy mówią o miłości - nie istnieje, to tylko impulsy elektryczne i reakcje chemiczne.

To, niestety, jest uboga jej definicja. Miłość to stan psychiczny, woli i zaangażowanie i, jak twierdzą niektórzy, zjedzenie tony czekolady tego nie zastąpi.

Sensem życia jest to... że go nie ma.

Po raz kolejny pojawia się podobne stwierdzenie. Proszę a argumenty.

Po co żyć, skoro sens naszej egzystencji i tak jest nam znany?

A jest nim...?

To co widzimy, nie dość że jest tylko dość wąskim zakresem odbitej fali elektromagnetycznej to jest wielokrotnie przetworzone (kilku stopniowo w samych gałkach ocznych - wzmocniony ruch, kontrasty i ostrość i to w różnych miejscach pola widzenia inaczej - które w dodatku fotografują około 10% tego co mamy w wyobraźni jako obraz widziany - resztę dobudowuje mózg, kilku stopniowo w "kablach i centralkach" między gałkami a mózgiem - i kilku stopniowo w samym mózgu - i to w dodatku inaczej dla każdego człowieka - zainteresowanych odsyłam do mojej pracy magisterskiej :-D)

Problem w tym, że:

a) odbieramy to innymi zmysłami, które zdają się potwierdzać nasze obserwacje (współgranie z odbiorem wzrokowym - widoczny kształt drzewa jest wyczuwalny dotykiem, jego granica może być wyczuwana węchem, a nawet słuchem i smakiem),

b) w przypadku istnienia obiektów, wobec których możemy stosować tylko zmysł wzroku, mamy matematykę i fizykę. Założenia z tablicy, logiczne i potwierdzone w znacznej mierze się sprawdzają, niemniej w tej materii cały czas się rozwijamy,

c) mózg dobudowuje oczekiwania i reakcje z przyzwyczajeń, doświadczeń i oczekiwań... no i chęci odkrywania.

@Wacek

Z biologicznego punktu widzenia to żyjemy by się rozmnażać. Orgazm jest w takim razie najwyższym uczuciem jakiego możecie doświadczyć (z biologicznego punktu widzenia).

Ograniczanie się do czysto biologiczno-fizjologicznej płaszczyzny wobec człowieka jest jak ograniczanie się do książki bez połowy słów, gry bez tekstur i sterowania. Ponadto szczytowanie jest reakcją pobudzenia wielu najczulszych nerwów. Posiadanie przez nas rozwiniętego umysłu implikuje kilka innych reakcji. Możliwe, że istnieją stany, które powodują jeszcze intensywniejszą reakcję organizmu na inny bodziec lub osiągnięty stan.

Nie jest najwyższym uczuciem, najwyżej najintensywniejszym (płciowym - być może wyłącznym wynikiem konieczności wystąpienia wspomagania chęci rozmnażania się) na obecny stan wiedzy, ale jest dość przyziemny, powszechny.

nie zapominaj, że człowiek jest zwierzęciem.

Biologicznie jest zaliczany do tego królestwa. Umysłowo, mentalnie już nie. Może być, ale zazwyczaj nie jest i ma wielką przewagę.

tak w ogóle to nasza inteligencja może być tylko i wyłącznie wyewoluowanym instynktem bo jesteś ograniczony swoim umysłem (nie możesz wyobrazić sobie np. nieskończoności), tak samo zwierzęta (podobno) są ograniczone swoim instynktem (nie potrafią myśleć abstrakcyjnie).

Nie sądzę, by tak było. Instynkt ("wrodzona zdolność wykonywania pewnych czynności stereotypowych, niewyuczonych, mniej lub bardziej skomplikowanych swoistych dla danego gatunku istotnych dla jego przetrwania" - za Wiki) jest pewną częścią wspólną żywych organizmów. Umysł jest racjonalny i rozwinął się biologicznie i takoż (chociaż nie tylko) rozwija się dalej, ale nie sądzę, by powstał z instynktu. Ten mógł rzutować na pewne zachowania uznawane obecnie za naturalne, jednak rozum niejednokrotnie usiłuje wyciszyć instynkt (w powszechnym rozumieniu) z... różnym skutkiem.

Może mogę. Nie próbowałem, poza tym nie wiem, czy bym potrafił ją tak nazwać.

Zwierzęta potrafią kojarzyć fakty i wykorzystują swój mózg.

Pytanie więc brzmi: jak wyjść poza granice swojego umysłu i ciała? gdybyśmy poznali na to pytanie odpowiedź to poznalibyśmy sens nie tylko swojego życia, ale i sens wszechświata i całego uniwersum. jak wyjść poza granice wszechświata?

Rozwijać się.

Prosiłbym, byś używał wielkich liter zaczynając nowe zdanie, bo niewygodnie się to czyta.

@Cmb

Moim zdaniem teksty typu "skąd wiesz, że istniejesz" są głupie, bo po pierwsze to niemożliwe do weryfikacji, a po drugie - przecież coś Tobą kieruje, czyli istnieje jakaś świadomość. Istniejesz.

Tak najpewniej jest, niemniej Hume dotknął pewnego punktu, który może brzmieć dziwacznie.

Jest jak jest i każdy to widzi, idąc ulicą nie zastanawiasz się, czy to drzewo istnieje, czy jest tylko projekcją Twojego możliwie nie istniejącego umysłu.

Powód jest trochę bardziej prozaiczny - człowieka zaprzątają dziesiątki bardziej przyziemnych, niemniej mocnych potrzeb, które musi zaspokajać, przez co często nie ma czasu i potrzeby, by zastanawiać się, czy drzewo istnieje i ma taki kolor, jaki widzę.

Skoro możemy wszystko odczuć to powinno zostać ogłoszone za prawdziwe.

Nie jestem przekonany, że możemy wszystko odczuć. Wielu rzeczy nie potrafimy odczuć, bądź ich wydzielić, bądź ich nazwać, pojąć czy zrozumieć. Empiryczne postrzegania świata może nam dawać wiedzę na jego temat, niemniej nie mamy pewności, czy dany obraz, zmysł bądź impuls zmysłowy nie zostaje w danej mierze stworzony zewnętrznie - krótko: Matrix. To, jak na razie, tylko luźne gdybania.

Dlatego nasz sens życia opieramy na tym świecie, a nie na gdybaniu... Oczywiście Twoim sensem życia może być badanie mające na celu zweryfikowanie naszego istnienia. Dalej jednak pozostajemy w tym samym temacie.

Pojawia się pytanie, co jest pierwszym czynnikiem poznawczym, kreującym nasze myśli i umysły, a co jest wtórne.

Każdy żywot ma sens i tyle.

Zależy, co rozumiemy pod terminem "sens" oraz w jakim zakresie go rozpatrujemy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie jesteśmy istotami boskimi dlatego nie możemy ogarnąć rozumem czegoś, czego nie potrafimy udowodnić. Jesteśmy jedynie częścią Wszechświata, może gdzieś istnieją byty rozumiejące naturę wszystkich zjawisk, jednak u nas takie pojmowanie jeszcze się nie wykształciło i może się nigdy nie wykształcić. Dlatego powinniśmy skupić się na tych przyziemnych sprawach i określić nasz sens tutaj zamiast wybiegać daleko poza przyjęte schematy. To są moje przemyślenia, rozumiem, że niektórym ludziom to nie wystarcza i chcą czegoś więcej. Jednak nie wiem, czy warto bezustannie ganiać za marchewką zamiast zastanowić się i pomyśleć racjonalnie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie jesteśmy istotami boskimi dlatego nie możemy ogarnąć rozumem czegoś, czego nie potrafimy udowodnić.

Boskość nie musi tutaj mieć czegokolwiek do rzeczy. Ograniczenia umysłowe, fizyczne, fizjologiczne i techniczny się zmniejszają, więc także wiele rzeczy możemy udowodnić i racjonalnie pojąć. Ponadto możemy ogarnąć umysłem (nie tylko rozumem) wiele rzeczy, których udowodnić nie potrafimy. W skrajnym przypadku, to ograniczeniem pojmowania, rozumienia i rozumowania może być sama przestrzeń do wypełnienia takim organem.

Dlatego powinniśmy skupić się na tych przyziemnych sprawach i określić nasz sens tutaj zamiast wybiegać daleko poza przyjęte schematy.

To też robimy, jednakże przyziemne sprawy nie posiadają głębszego celu, a tutaj dyskutujemy także o tym, co jest ogólną powinnością człowieka jako istoty i co wynika z takowej jego pozycji. Pozostanie tylko w sferze przyziemnej nie popchnie nas wielce naprzód, aż tak się rozwojowi nie przysłuży. Ograniczając się do przyziemności, ograniczamy też zakres bardzo ważnych pytań.

Jakie przyjęte schematy? Z tego co wiem, to zagadnienie sensu życia jest zagadnieniem otwartym i nie podlega jakimś przyjętym schematom, konwenansom czy torom, chyba że chodzi o coś innego.

Jednak nie wiem, czy warto bezustannie ganiać za marchewką zamiast zastanowić się i pomyśleć racjonalnie.

Problem w tym, że sam racjonalizm to za mało. Człowiek potrzebuje też jakichś popędów (niekiedy nazywanych wewnętrznym głosem) i zadaje pytania potencjalnie nieistotne w zamkniętym układzie jednej planety - dotyczące swojej pozycji, sensu własnej egzystencji, powinności tak i stosunku wobec wszechświata. Tutaj mamy chęć pojęcia, zrozumienia i nazwania.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do faktu czy istniejemy czy nie to istniejemy - jeżeli po prostu myślimy - bo jak inaczej? A czym jesteśmy to już inna sprawa (nawet jeśli jesteśmy powiedzmy strumieniem świadomości innej istoty - to it tak istniejemy jako ten strumień itp).

Co do orgazmu - z biologicznego punktu widzenia może i tak jest ale przyznam się, że miałem o wiele bardziej przyjemne, dłuższe i intensywniejsze itp odczucia niż orgazm. Można czuć się jeszcze lepiej.

Co do reszty dyskusji - pogubiłem się w toku rozumowania - poza tym jak działają zmysły i jak mózg odbiera świat z fizjologicznego punktu widzenia. Cieszę się jednak, że człowiek nie jest ograniczany przynajmniej przez część Was do jego fizjologii lub jego zwierzęcej części natury - jak to się dzisiaj dzieje w wielu środowiskach naukowych...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To też robimy, jednakże przyziemne sprawy nie posiadają głębszego celu, a tutaj dyskutujemy także o tym, co jest ogólną powinnością człowieka jako istoty i co wynika z takowej jego pozycji. Pozostanie tylko w sferze przyziemnej nie popchnie nas wielce naprzód, aż tak się rozwojowi nie przysłuży. Ograniczając się do przyziemności, ograniczamy też zakres bardzo ważnych pytań.

Jakie przyjęte schematy? Z tego co wiem, to zagadnienie sensu życia jest zagadnieniem otwartym i nie podlega jakimś przyjętym schematom, konwenansom czy torom, chyba że chodzi o coś innego.

Otóż właśnie ja myślę, że skoncentrowanie się na sprawach przyziemnych, jak rozwój technologiczny i umysłowy popchnie nas do celu bardziej niż rozmyślanie na tym etapie czym jesteśmy. Chodzi mi o to, że to myślenie abstrakcyjne można traktować jako ciekawostkę i próbować się nad tym zastanawiać, jednak nie jest to istotne co do sensu życia - bo takowy istnieje dla każdej istoty - choćby najsłabsze ogniwo łańcucha pokarmowego ma jakiś sens istnienia. Mały, ale ma. Jeżeli wchodzimy tutaj w dysputy egzystencjalne, to nazwa tematu jest źle sformułowana.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@helmud7543

Co do faktu czy istniejemy czy nie to istniejemy - jeżeli po prostu myślimy - bo jak inaczej?

"Jest do pomyślenia, że ja jest postrzegającym siebie postrzeganiem, a nie istniejącą substancją."

A czym jesteśmy to już inna sprawa (nawet jeśli jesteśmy powiedzmy strumieniem świadomości innej istoty - to it tak istniejemy jako ten strumień itp).

Problem w tym, że wtedy nie można mówić o materialnej substancji, a ew. o idei, braku czegoś, istnieniu pozamaterialnym, nieświadomym lub jakimś innym. Cogito większość przekonuje.

@Cmb

Otóż właśnie ja myślę, że skoncentrowanie się na sprawach przyziemnych, jak rozwój technologiczny i umysłowy popchnie nas do celu bardziej niż rozmyślanie na tym etapie czym jesteśmy.

Rozwój umysłowy jest napędzany właśnie zarówno przez pytania fundamentalne, jak i te najważniejsze. Bez nich nie będziemy mieli dachu, a fundamenty runą.

Chodzi mi o to, że to myślenie abstrakcyjne można traktować jako ciekawostkę i próbować się nad tym zastanawiać, jednak nie jest to istotne co do sensu życia - bo takowy istnieje dla każdej istoty - choćby najsłabsze ogniwo łańcucha pokarmowego ma jakiś sens istnienia.

Pytanie tylko: czy mamy na myśli sens życia, czy powód do życia (wraz z celem pośrednim, podrzędnym)? Sens życia jest jego istotą i celem ostatecznym, a powód czymś najczęściej przyziemnym. Powodem mojego życia może być chęć posiadania potomstwa czy zrobienia czegoś dla społeczeństwa. To ostatnie może też być wycinkiem sensu mojego życia...

no i trzeba też zapytać, czy mamy na myśli sens życia ogólny, sens życia ludzki czy sens życia jednostkowy.

Jeżeli wchodzimy tutaj w dysputy egzystencjalne, to nazwa tematu jest źle sformułowana.

Sądzę, że nie jest. Jest na tyle szeroko ujęta, że można ją różnie rozpatrywać, aczkolwiek ja zazwyczaj staram się określać go jako zrozumienie pełni, głębi istoty życia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zbytnio się teraz nie rozpiszę, ale co tam.

Widzę, że zdania na temat, czy ludzkość powinna skupić się na bardziej przyziemnych sprawach, czy może użyć swej wyjątkowej umiejętności myślenia do zgłębiania zagadek istnienia, są podzielone. Problem polega na tym, że obie opcje są jednakowo ważne. Bo cóż daje nam wiedza bez zrozumienia? "To takie przedszkole... niewinne.". Spójrzmy na to jak chociażby na naukę w szkole. Możemy coś wykuć, nauczyć się tego na pamięć i to może wystarczyć. WYSTARCZYĆ, ale by w danej dziedzinie osiągnąć coś więcej musimy to POJĄĆ, ZROZUMIEĆ. Zaraz mnie tu zgnoicie, że przecież nauka potrafi nam odpowiedzieć, czemu na świecie zachodzą takie, a nie inne procesy, jak przebiegają i tak dalej. I okej, fajnie. Tak jak ktoś pisał wcześniej, nie pomnę nicku w tej chwili, a jestem zbyt leniwy, żeby przełączyć stronę w tył, że prawa fizyki możemy odkrywać, a nie tworzyć. W skali Wszechświata może się okazać (no i tak jest), że odkryte przez nas rzeczy są jedynie baaaaaaaaaaaaaaaaaaaardzo małą częścią tego, co zachodzi w jego reszcie. Czytałem, że nie jesteśmy istotami boskimi. W takim razie powiedzcie mi, co znaczy być istotą boską? Spotkaliście kiedyś kogoś takiego, znacie dokładną definicję boskości? Nie. Są to jedynie nasze domysły, nasze wyobrażenia na temat czegoś lepszego od nas - bo przecież skoro my czegoś nie rozumiemy, a coś istnieje to ktoś przecież musi wiedzieć o co w tym chodzi. Zamiast wierzyć w istnienie sił wyższych sami powinniśmy obrać sobie za cel stanie się bogami - i po raz kolejny pewnie mnie zlinczujecie, ale nie możemy wiecznie wierzyć w kogoś... COŚ, według czego żyjemy. I tutaj do gry wchodzą miliardy nieodkrytych zagadek kosmosu. Musimy wierzyć w to, że kiedyś odkryjemy drogę do boskości. Przypominam, że gdybyście w średniowieczu powiedzieli, że kiedyś ludzie polecą na księżyc, spaliliby was na stosie. To przez wiarę ludzi i uparte dążenie do celu człowiek postawił stopę na Srebrnym Globie. Przez wiarę, że jest w stanie dokonać czegoś ówcześnie niewytłumaczalnego. Według mnie to właśnie dążenie do ideału jest sensem istnienia. Dążenie do Poznania (nie chodzi mi o miasto, żeby nie było, a piszę to wielką literą, bo mam na myśli ogarnięcie rozumem tego, czego nie ogarniamy teraz). Nie mówię tu o dominacji nad światem, nie chcę, żeby ludzie wyrżnęli w pień lasy deszczowe i postawili tam kolejne miasta świadczące o ich potędze, nie chcę też, żeby dyskryminować ludzi, którzy mają przerąbane od początku (chociażby przez urodzenie w biednej rodzinie, czy w ogóle gdzieś na zadupiu bez jedzenia, pracy i wykształcenia). Współczucie, miłość do wszelkiego istnienia jest przecież cechą definiowanej przez nas samych boskości. Jako istoty o wyższym stopniu zaawansowania niż małpy, czy żmije zygzakowate powinniśmy być obrońcami, a nie niszczycielami.

Przed przeczytaniem tego tekstu skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż zawarte w nim <CIACH> może spowodować obniżenie ilorazu inteligencji. Jakby się tak zastanowić, to takie ostrzeżenie powinno być przed tekstem, ale cóż. I z góry przepraszam, jeśli obraziłem kogokolwiek poglądy.

Uprzejmie proszę o kulturalniejszy język - NZK

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

co do moich słów, że nasz intelekt jest instynktem:

Co do orgazmu - z biologicznego punktu widzenia może i tak jest ale przyznam się, że miałem o wiele bardziej przyjemne, dłuższe i intensywniejsze itp odczucia niż orgazm. Można czuć się jeszcze lepiej.

np? Miłość? Mógłbyś podać jakiś przykład?

Przypominam, że gdybyście w średniowieczu powiedzieli, że kiedyś ludzie polecą na księżyc, spaliliby was na stosie. To przez wiarę ludzi i uparte dążenie do celu człowiek postawił stopę na Srebrnym Globie.

Podaj przykład czegoś co widziałeś, ale uważasz, że dla człowieka jest nieosiągalne, proszę?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Wacek

co do moich słów, że nasz intelekt jest instynktem:

To akurat ma mało wspólnego z instynktem, a monitorowano aktywność mózgu, który był w momencie decydowania, który z przycisków nacisnąć. Ponadto ograniczono się do dwóch wyborów.

W związku z tym łatwo jest przewidzieć (a raczej ocenić, na podstawie prawdopodobieństwa), jakiego wyboru dokonamy.

Nie można jednak rozciągać sześciosekundowego wyprzedzenia na inne sytuacje. Badanie było przeprowadzone w warunkach odbiegających od większości decyzji, jakie podejmujemy. Świadoma decyzja nie jest podrzędna, tylko jej wykonanie i poczucie pełnego wyboru następuje po wyborze determinującym w ośrodku decyzyjnym. Nie tyle kształtuje ona decyzje niezależnie, co jest uruchamianym komputerem, a raczej procesem.

Poza tym, mózg to też ja. Próba powiedzenia, że to przerażające, że jest się zakładnikiem neuronalnej aktywności jest jak powiedzenie, że to przerażające, że nie można się polizać w łokieć. To normalne i naturalne, jak twierdził tamten młodszy facet. Początkiem jest wola lub zaistniała sytuacja wymagająca podjęcia aktywności (czyli większość). To jest rozwijający się mechanizm, nie wkodowane, niezmienialne informacje.

Bardziej ten filmik próbuje przekazać, że nie ma wolnej woli i istnienie, de facto, jeden stan, z którego się nie wyrwiemy. Problemem jednak nie jest to, jak się wydaje, czy możemy coś zrobić wbrew sobie ("jesteś niewolnikiem, bo nie mogłeś inaczej zrobić"), tylko to, czy mamy możliwość w kształtowanie determinujących procesów i informacji zawartych w nas i co z tym robimy. Jesteśmy potencjałem, jednak można przejść z miłości do nienawiści. Cały czas jesteśmy wśród determinujących zmiennych, przyjętych nawyków, poglądów i doświadczeń. Możemy je jednak zmienić i tak też zmieniać nasz typ odpowiedzi na dane sytuacje. Z instynktem natomiast raczej nie ponegocjujesz.

Wniosek dla mnie taki, że nasz umysł nie potrafi pojąć i zrozumieć całości procesu decyzyjnego i zmiennych, jakie bierze, do rozwiązania danego problemu. To też dość oczywiste.

Szczerze mówiąc, to nie był zbyt szokujący. To samo zastosowano już w Terminatorze 3, ale tam się raczej nikt nad tym nie zastanawiał.

np? Miłość? Mógłbyś podać jakiś przykład?

Miłość też, ale z pełnymi jej konsekwencjami. Nie chodzi mi o zauroczenie fizyczne czy podniecenie fizyczne, chociaż miałem na myśli raczej stany wyższe, oświecenie, pojęcie, objęcie i zrozumienie świata... a raczej takie uczucie.

I nie, miłość to nie przepływ hormonów, związków chemicznych z czekolady i impulsów. To tylko pewna jej część, za pomocą której może wywnioskować wiele o niej, jednak nie wszystko.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Faktem jest, że na obecnym stadium rozwoju naszej cywilizacji nie jesteśmy wstanie odpowiedzieć na takie pytania jak: "Czy Bóg istnieje?" lub "Jaki jest sens życia?". To, że sensu życia nie ma jest tylko hipotezą, jedną z wielu. Również teoria istnienia jakiegokolwiek wyższego bytu (lub jego braku) również jest tylko teorią. I pozostanie nią na zawsze, przez bardzo bardzo długi okres czasu.

W trybie sprostowania, @behemort.

Wyobraź sobie, że jesteś zamknięty sam w klatce, która otworzy się automatycznie po 2 godzinach. Wszystko co zrobisz podczas swojego pobytu tam, nie ma znaczenia (oczywiście odrzucając takie rzeczy jak "niszczenie klatki i ucieczka"). Każde podjęte przez Ciebie działanie nie ma znaczenia - twój czas to 2 godziny.

Analogiczną sytuację widzimy przy życiu: jeżeli odrzucamy wszelakie stwierdzenia zakładające istnienie Boga lub jakiegokolwiek wyższego bytu, sensu życia nie ma. Jeżeli na siłę próbujesz go znaleźć, pierwszą i najbardziej oczywistą myślą, która narzuca Ci się od samego początku jest śmierć. Nie ważne co zrobisz i tak umrzesz. Wniosek? Życie jest tylko zabawką, którą należy dobrze wykorzystać póki minie twój czas.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Suweren

Owszem, to są poglądy. Wiele z nich nie przyjmuje wartości bezwzględnej (nie)prawdy i czy je przyjmiemy czy nie, zależy od naszych obserwacji, przemyśleń i woli.

Wyobraź sobie, że jesteś zamknięty sam w klatce, która otworzy się automatycznie po 2 godzinach. Wszystko co zrobisz podczas swojego pobytu tam, nie ma znaczenia (oczywiście odrzucając takie rzeczy jak "niszczenie klatki i ucieczka"). Każde podjęte przez Ciebie działanie nie ma znaczenia - twój czas to 2 godziny.

W jakim sensie nie ma znaczenia?

Analogiczną sytuację widzimy przy życiu: jeżeli odrzucamy wszelakie stwierdzenia zakładające istnienie Boga lub jakiegokolwiek wyższego bytu, sensu życia nie ma.

A dlaczegoż to? Sens życia nie musi być zależny od istnienia bytu wyższego.

Ponadto - co to ma wspólnego z sytuacją w klatce (i gdzie jest pytanie, paradoks lub konflikt w przywołaniu tamtej sytuacji)?

Jeżeli na siłę próbujesz go znaleźć, pierwszą i najbardziej oczywistą myślą, która narzuca Ci się od samego początku jest śmierć.

Niekoniecznie. Świadomość śmierci jest tylko jednym z wielu (takich jak: pytanie o sens, wątpienie, zdziwienie, chęć rozwoju czy świadomość) czynników czy pobudek mogących implikować zaistnienie pytania o sens życia. Wiara w takiego, bądź innego, bądź żadnego boga może wpływać znacząco na zagadnienie czy wprowadzać nowe możliwości i wątki, niemniej nie widzę zasadności ani powodu, by wyłączać pytanie o sens życia z powodu niewiary duchowej.

Nie ważne co zrobisz i tak umrzesz. Wniosek? Życie jest tylko zabawką, którą należy dobrze wykorzystać póki minie twój czas.

I tak umrę, nieważne czy wierzę, czy nie. Wiary nie mam jak sprawdzić, by mieć racjonalną pewność.

Jest wiele powodów, dla których ludzie poszukujący sensu życia, próbują nam pokazać swoje wizje, nierzadko bez bóstw. Życie może być wielkim darem (losu - nie bytu zewnętrznego, tylko zjawiska) czy cechą godną największego cenienia, a wierzyć (duchowo) nie trzeba.

Przykład - Arystoteles i dusza. Nieuchronność śmierci, potencjalny brak przyszłości, niemniej wiele ciekawych poglądów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tego stwierdzić nie potrafimy. W sumie to więcej jest przestrzeni bez niż z materią. Co najwyżej może nam się wydawać, że istniejemy, że rozumiemy, że mamy świadomość.

Z fizycznego punktu widzenia, przestrzeń i materia to dwie strony tego samego medalu. Pytanie, czy raczej coś jest niż czegoś nie ma, jest dla mnie bezprzedmiotowe. Ale o tym w swoim czasie na blogu.

Jedyną rzeczą, której nienawidzę w rozważaniach filozoficznych, to pytanie o to "czy rzeczywiście istniejemy". Przychylam się do tego, co już ktoś pisał. Istnienie jest faktem i, idąc za Kartezjuszem, w zasadzie najpewniejszą informacją jaką mamy. Jeżeli nie istniejemy, to kto zadaje pytanie? Poza tym, jak można byłoby umierać, czyli kończyć egzystencję lub zmieniać jej formę, nie istniejąc? W jaki sposób (behemorcie) czemuś nieistniejącemu może się cokolwiek wydawać? Aby się mylić, trzeba posiadać podmiotowość. Tego wymaga logika. Rozumiem więc pytania o sens istnienia, jego początek, rolę jaką ma pełnić w koegzystencji z innymi istnieniami; ale nie samo pytanie o istnienie.

Analogiczną sytuację widzimy przy życiu: jeżeli odrzucamy wszelakie stwierdzenia zakładające istnienie Boga lub jakiegokolwiek wyższego bytu, sensu życia nie ma. Jeżeli na siłę próbujesz go znaleźć, pierwszą i najbardziej oczywistą myślą, która narzuca Ci się od samego początku jest śmierć. Nie ważne co zrobisz i tak umrzesz. Wniosek? Życie jest tylko zabawką, którą należy dobrze wykorzystać póki minie twój czas.

Nie zgadzam się. Jeżeli dorzucimy do tej klatki metaforyczny komputer, radyjko i książki, to ten czas może okazać się bardzo owocny. Życie bowiem, nie jest pustą, zimną i nudną klatką. Samo zdobywanie wiedzy czy doświadczenia, z mojego punktu widzenia, jest zawsze w cenie. Bez względu na to, w jakich okolicznościach je zdobędziesz.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@...AAA...

Jedyną rzeczą, której nienawidzę w rozważaniach filozoficznych, to pytanie o to "czy rzeczywiście istniejemy". Przychylam się do tego, co już ktoś pisał. Istnienie jest faktem i, idąc za Kartezjuszem, w zasadzie najpewniejszą informacją jaką mamy. Jeżeli nie istniejemy, to kto zadaje pytanie?

Nikt. Trzeba najpierw udowodnić, że się myśli, bo myśl może być istnieniem, a to, co myślą nazywamy, jest ułudą, iluzją. Trzeba też sobie zadać pytanie, czy nasze zmysły, w tym zewnętrzne, pokazują nam prawdę obiektywną (chociażby w układzie wewnętrznym) czy też ogranicza się tylko do impresji, a wiedzę mamy (winniśmy) uzyskiwać z badań (i to nie przez analogię, bo nie wiadomo, czy powinniśmy łączyć przyczyny i skutki wedle oczekiwań i doświadczeń).

Wiem, że to brzmi "trochę"... "iluzjonistycznie". Nie powiem też, żebym, się z tym zgadzał - istnienie przyjmuję, tak jak i świadomość, zdolność do zadawania pytań - niemniej uświadamiam, że taki problem istnieje. Takie rozważania nigdy nie stwierdzą, że (nie) istniejemy na 100%, toteż każdy bierze, co komu pasuje. Hume też nie gadał tak z każdym, bo o tym "zapominał", jak wychodził do ludzi.

W jaki sposób (behemorcie) czemuś nieistniejącemu może się cokolwiek wydawać? Aby się mylić, trzeba posiadać podmiotowość. Tego wymaga logika. Rozumiem więc pytania o sens istnienia, jego początek, rolę jaką ma pełnić w koegzystencji z innymi istnieniami; ale nie samo pytanie o istnienie.

"Jest do pomyślenia, że ja jest postrzegającym siebie postrzeganiem, a nie istniejącą substancją." + "co do mnie, to gdy wnikam najbardziej intymnie w to, co nazywam moim ja, to zawsze napotykam na jakąś poszczególną percepcję. (...) Nie mogę nigdy uchwycić mego ja bez jakiejś percepcji i nie mogę nigdy postrzegać nic innego niż percepcje. (...) mogę zaryzykować i twierdzić, że reszta ludzi to nic innego niż wiązka i zbiór percepcji, które następują po sobie z niepojętą szybkością i znajdują się w nieustannym stanie płynnego ruchu." (z Wiki).

Jw. nie mogę się zgodzić zarówno z założeniami, jak i wnioskami, niemniej...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Z fizycznego punktu widzenia, przestrzeń i materia to dwie strony tego samego medalu"

Nieprawda. I nie ma takiego czegoś jak fizyczny punkt widzenia.

Na pewno jednak pojawiła się podobna bzdurna teoria o przestrzeni i materii. Która swoją drogą nie może zostać udowodniona.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Jest do pomyślenia, że ja jest postrzegającym siebie postrzeganiem, a nie istniejącą substancją." + "co do mnie, to gdy wnikam najbardziej intymnie w to, co nazywam moim ja, to zawsze napotykam na jakąś poszczególną percepcję. (...) Nie mogę nigdy uchwycić mego ja bez jakiejś percepcji i nie mogę nigdy postrzegać nic innego niż percepcje. (...) mogę zaryzykować i twierdzić, że reszta ludzi to nic innego niż wiązka i zbiór percepcji, które następują po sobie z niepojętą szybkością i znajdują się w nieustannym stanie płynnego ruchu." (z Wiki).

Jw. nie mogę się zgodzić zarówno z założeniami, jak i wnioskami, niemniej...

Behemorcie, jak pewnie wiesz, uważam to za bałamutne treści ;).

"Z fizycznego punktu widzenia, przestrzeń i materia to dwie strony tego samego medalu"

Nieprawda. I nie ma takiego czegoś jak fizyczny punkt widzenia.

Tupnięcie i powiedzenie nieprawda, jakoś mnie nie odwiedzie od zdania prof. Kraussa, czy prof. Hawkinga. Wielki Wybuch był kwantowym zaburzeniem pierwotnej osobliwości, rozdzierającym ją na osobne elementy. To również w logiczny sposób tłumaczy drugą zasadę termodynamiki. Wynika to z teorii płaskiego wszechświata, o czym na pewno wiesz włączając się do dyskusji. W takim wszechświecie, całkowita energia musi wynosić zero. "Negatywna" energia grawitacji wyrównuje się z "pozytywną" energią materii. To podstawa współczesnej kosmologii. Co do udowodnienia, to sięgnij do literatury i zapoznaj się z eksperymentem Boomerang. Możesz oczywiście zaprzeczać, podobnie jak możesz negować teorię względności. Pytanie tylko, czy masz ku temu podstawę? Jeżeli zechcesz na to odpisać, to poproszę w temacie o naukach wszelakich.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie zgadzam się. Jeżeli dorzucimy do tej klatki metaforyczny komputer, radyjko i książki, to ten czas może okazać się bardzo owocny. Życie bowiem, nie jest pustą, zimną i nudną klatką. Samo zdobywanie wiedzy czy doświadczenia, z mojego punktu widzenia, jest zawsze w cenie. Bez względu na to, w jakich okolicznościach je zdobędziesz.

Oczywiście, że ten czas będzie owocny. Jednak jakie korzyści będziesz miał z tego co zrobiłeś w klatce po tym gdy z niej wyjdziesz? (Wyjaśnienie analogii pomiędzy klatką a życiem w 3 odpowiedzi, do behemorta)

W jakim sensie nie ma znaczenia?

Skoro po śmierci według ateistów nie ma nic, to wszystko co robisz podczas swojego życia nie ma sensu.

Naturalnie nie zachęcam do masowych samobójstw, bo "życie nie ma sensu". Oczywiście, że wszystko to co robimy teraz może (chodź nie musi) przydać się następnym pokoleniom, możemy zostawić po sobie jakiś ślad. Życie to zabawka, więc bawmy się nią możliwie jak najdłużej i najlepiej.

Ponadto - co to ma wspólnego z sytuacją w klatce (i gdzie jest pytanie, paradoks lub konflikt w przywołaniu tamtej sytuacji)?

Klatka = życie, otwarcie klatki = śmierć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Suweren

Skoro po śmierci według ateistów nie ma nic, to wszystko co robisz podczas swojego życia nie ma sensu.

Nie. Spotkałem wielu ateistów, ale niewielu zakładało brak sensu życia. Ponownie - to jest zagadnienie filozoficzne i nie wymaga istnienia religii czy wiary duchowej by zaistnieć. Sens życia nie musi polegać na zwrocie skarbów w świecie ponadczasoprzestrzennym.

Wyjaśnij mi więc tę odpowiedź.

Naturalnie nie zachęcam do masowych samobójstw, bo "życie nie ma sensu".

Zagadnienie to jest nieuregulowane, toteż każdy przyjmuje to, co otrzyma od innych lub sam wyduma. To, że wg nich po śmierci nie ma życia, nie oznacza, że życie nie ma sensu. Patrz: Arystoteles.

Oczywiście, że wszystko to co robimy teraz może (chodź nie musi) przydać się następnym pokoleniom, możemy zostawić po sobie jakiś ślad. Życie to zabawka, więc bawmy się nią możliwie jak najdłużej i najlepiej.

Zabawka służy do zabawy, a Ci, co szukają czegoś głębszego, starają się życiem przysłużyć, nie tylko przydać się przyszłym pokoleniom, bo spłodzili więcej potomstwa z różnorodnymi partnerami.

Klatka = życie, otwarcie klatki = śmierć.

Klatka otwiera się po 2 godzinach. W klatce i tak umrę. Żeby zaistniał sens życia, musi istnieć życie. Jeśli walka, by go chociaż spróbować zacząć odkrywać (co już dawno jako ludzkość uczyniliśmy), to nie ma sensu marnować życia. Poza tym sensem życia nie musi być współdziałanie na rzecz otoczenia - może być nim osiągnięcie wewnętrznego oświecenia. Tego nie wiem. Problem w tym, że ani nie jesteśmy w klatkach, ani nie mamy przymocowanej bomby, która wybuchnie, gdy zaczniemy się zastanawiać, ani śmierci nie uciekniemy... no i już zaczęliśmy szukać sensu życia. Z kilku powodów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Masz rację -deZoo- sensem życia jest umiejętność korzystania z wszystkiego co nas otacza.A jak wiemy życie jest piękne i warto się nieraz zastanowić właśnie nad tym,żeby przeżyć je godnie, radośnie,chociaz jest ostatnio bardzo nam nie sprzyjające. Ale co by nie mówić, warto żyć, aby tego doświadczyć,czegoś dokonać,coś nowegfo odkryć. Wszystko byłoby jeszcze okey, żeby tylko ludzie się zmienili na lepsze. Bo jak wiemy nie wszyscy są cacy. Pozdrawiam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...