Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Hut

Sens życia

Polecane posty

To o czym piszesz nie jest sensem życia tylko instynktem przetrwania i przedłużenia gatunku, który występuje u niemal każdej żywej istoty na Ziemi, włącznie z ludźmi ;)

Tylko, że takie podejście może być jednocześnie sensem życia. Każdy widzi to inaczej, jedni pragną "życiowego spełnienia" w ten, inni natomiast w zgoła odmienny sposób. Podejście czysto "przetrwaniowe" może być więc równie dobrym sensem życia, z którego można czerpać tyle samo przyjemności, niż z przeżywania życia w sposób bardziej indywidualny. :) W moim przypadku, już od gimnazjum przyświecał mi jeden cel, który myślę, że był wtedy "sensem życia". Zrealizowałem go kilka lat później i mimo tego, że drugi raz takiej decyzji prawdopodobnie bym nie podjął, to wciąż uważam to co zrobiłem za "dobry" dla mojego osobistego spełnienia wybór i wspominam go bardzo dobrze, mimo wielu wyrzeczeń, bólu, krwi i łez. Teraz natomiast sensem życia dla mnie jest dążenie do spełnienia innych celów, które postawiłem przed sobą po zakończeniu (przedwczesnym) tamtej "przygody"...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A, czy najprościej nie jest stwierdzić, że sensem życia jest samorealizacja, spełnianie oraz zaspokajanie własnych potrzeb, oraz dążenie to ustalonych przez samych siebie celów, samorozwój ? Czy może zapewnienie sobie życia po śmierci na godnych warunkach. Osobiście uważam że, to wszystko jest sensem życia dla jednych jeden punkt przeważa dla drugich inny, ale zawsze kręci się to między ww. punktami, których i tak można mnożyć i mnożyć. Każda jednostka ma własny cel/sens życia nie można ustalić jednego uniwersalnego.

Potrzeby fizjologiczne, nie mogą być sensem życia samym w sobie u ludzi, jeżeli tak się stanie to znaczy że dana jednostka przestaje być człowiekiem, a staje się zwierzęciem, bo tylko one zaspokajają swój byt, po przez tak prymitywne potrzeby jak to, co ogólnie nazywamy potrzebą fizjologiczną.

p.s. Potrzeby fizjologiczne to:

-Jedzenie, woda, tlen, potrzeby seksualne, brak napięcia, sen

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To trochę zarozumiałe podejście, bo niby dlaczego determinizm miałby być fałszywy tylko dlatego, że wolelibyśmy aby nie był prawdą?
Eh, a czy byłoby ci miło gdybyś wiedział, że odgrywasz tylko rolę jaką przewidział dla ciebie Bóg/inna istota będąca pierwszą przyczyną zamiast, rzeczywiście IMO, żyć? :) Mnie na pewno nie. Poza tym nie spotkałem jeszcze filozofa, który byłby w stanie IMO sensownie postawić obok siebie determinizm i wolną wolę. Tak naprawdę wydaje się nam, że mamy wolną wolę i wydaje się nam, że sami dokonujemy wyboru...

...a tak naprawdę wszystko toczy się wedle dokładnie opisanego scenariusza. Taki film tylko kręcony przez Boga i nie na potrzeby komercyjne :P

Dlatego nie lubię determinizmu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ave!

Oczywiscie, zeby nalapac tyyyyyle kapuchy.

Powazniej zas - odnosze wrazenie, ze praktycznie wszyscy dyskutanci stawiaja znak rownosci pomiedzy prywatnym celem, a ogolnym sensem. O ile w przypadku osob wierzacych w zycie poagrobowe to jeszcze moze miec jakies uzasadnienie - wtedy sense zycia okazuje sie zaliczenie testu na satysfakcjonujacym poziomie (co w sumie tez jest bardzo przykra wizja) - o tyle u pozostalych wydaje mi sie raczej nieprzemyslane.

Proste wyjasnienie o co mi chodzi: zalozmy, ze moim celem zycia jest osiagniecie satysfakcji i szczescia. alozmy, ze mi sie to udaje. Zalozmy tez, ze nie jestem niesmiertelny - wiec pewnego dnia umre. Taka brzydka niespodzianka - w momencie gdy z calkiem przystojnego, mlego i uczynnego faceta zmienie sie w kupe miesa, cale to - nieprzecze nader satysfakcjonujace - zycie i przeszlosc stanie sie nic nie warte i okaze sie zwyklym marnotrawieniem zasobow.

Szczerze mowiac: co z tego, ze zrealizowalismy wszystkie cele jakie sobie postawilismy, wiedlismy satysfakcjonujace zycie, skoro z chwila naszej smierci wszystko to straci jakiekolwiek znaczenie - okazemy sie zbedni, nasze istnienie bylo pozbawione znacenia. Kilka pokolen pozniej nie beda nas kojarzyc nawet wlasni potomkowie, moze jesli bedziemy miec szczescie to beda wiedziec jak mielismy na imie.

Wiekszosc z nas jest taka - puste, zbedne zycia, wyrobnicy bez znaczenia. Moze jednemu na tysiac uda sie wniesc cos nowego - dokonac odkrycia, przez ktore zostanie zapamietany, badz zmienic spoleczenstwo. Otworzcie pierwszy lepszy podrecznik do historii - przywodcy narodow, generalowie armii, wielcy naukowcy, odkrywcy - oni po sobie cos pozostawili, nierzadko przez przypadek, nierzadko przy pomocy innych - czesto bezimiennych - ludzi. Mozna zakladac, iz gdyby nie owi ludzie, dzisiaj swiat wygladalby inaczej. Dla pozostalych pozostala jedynie cisza.

Konkluzja jest prosta: zycie jednostki ma sens jedynie wtedy, gdy wplywa na reszte ludzkosci. W przypadku przeciwnym - pozostaje pogodzic sie z wlasna zbednoscia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Konkluzja jest prosta: zycie jednostki ma sens jedynie wtedy, gdy wplywa na reszte ludzkosci. W przypadku przeciwnym - pozostaje pogodzic sie z wlasna zbednoscia.

Cóż, tu pozostaje jeszcze jedna kwestia. Czy człowiek, który nie wpływa na bardzo dużą część ludzkości, ale na mały jej ułamek, tj rodzinę, przyjaciół, jest zbędny? Co z tego, że ktoś zrobił dużo dla ogółu, skoro do końca życia miał problemy z bliskimi, ostatnie lata spędził samotnie/popełnił samobójstwo etc? Przecież mimo tego, że odkrył pierwiastek XYZ, to i tak prawda o nim, jako o człowieku pozostanie jedna. Może i pamięć o nim pozostanie w podręcznikach, ale nie w sercach. (jeden z bardziej głębokich, pewnie też bezsensownych, tekstów przeze mnie wymyślonych)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

co z tego, ze zrealizowalismy wszystkie cele jakie sobie postawilismy, wiedlismy satysfakcjonujace zycie, skoro z chwila naszej smierci wszystko to straci jakiekolwiek znaczenie - okazemy sie zbedni, nasze istnienie bylo pozbawione znacenia

Może i straci, ale czy to ma jakiekolwiek znaczenie dla zmarłej osoby? Nie sądzę. Śmierć jest nieunikniona - dla mnie, dla ciebie, dla Lecha Wałęsy, czy Micka Jaggera. Ci dwaj panowie mają jakiś tam wkład w historię, mogą z dumą stwierdzić, że zrobiłem to i tamto, byłem tam i tam, a teraz ludzie o mnie mówią i będą mówić wiele lat po moim odejściu.

Ja nie zrobiłem dla świata (ba, dla mojej ulicy nawet) absolutnie nic, ale kiedy umrę ja i kiedy umrze Wałęsa, będziemy dokładnie w takiej samej sytuacji - nie będziemy istnieć. Różnica polega na tym, że prezydent zostawił po sobie trwały ślad w kartach historii, a ja nie zostawiłem żadnego. Niemniej, jakoś mnie to nie smuci, żyję sobie szczęśliwie nadal, słucham spokojnej muzyki, popijam gorącą herbatę i czekam na spotkanie z koleżanką. Żyć nie umierać.

Zgodzę się, że w skali świata moje istnienie jest zbędne, ale myślę, że nie jest to fakt, z którym należy się pogodzić. Napisałeś to w taki sposób, jakby była to smutna i trudna do zaakceptowania prawda, a według mnie takie podejście jest hmm... niewłaściwe?

Myślę, że nie ma co się przejmować nad naszym mikrym wkładem w rozwój ludzkości, tylko pozwolić naszym życiom toczyć się w swoim zwykłym, codziennym tempie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ze szczerością odpowiem, że nie lubię tego typu tematów. Ktoś oczywiście zarzuci mi, że nie muszę się udzielać lecz pozwolę sobie najprawdopodobniej jednorazowo skomentować wyżej przytoczone racje. Otóż mylisz się, odwołując się do przereklamowane już niestety Wałęsy i sir Mick Jagger'a. Ich, jak to nazwałeś wkład jest tak na prawdę niczym i byłby niczym bez zwykłego szarego człowieka, za którego wnioskując po Twoim poście(bron Bożę, nie mam zamiaru Cię obrażać) się uważasz. Ale zacznijmy najlepiej od początku. Lekko z historią. Wałęsa nie działał sam, nigdy. W pojedynkę nie osiągnąłbym nic. Za jego opiewanym "ruszeniem" stało bardzo dużo ludzi, o których osoba nie będąca zbytnio zainteresowana historią(tą wykraczającą poza ramy podręczników dla półdebili, beznadziejnie opisanych, będących źródłem wiedzy w szkołach)po prostu nie ma pojęcia. Dziś są dla wyżej przytoczonych osób, którym nie odbieram oczywiście intelektu, każdy bowiem interesuje się tym co przypada mu do gustu - zwykłymi szarymi ludzi, pijącymi gorącą herbatę i czekającymi na wracających miejmy nadzieję jeszcze żyjących małżonków. Symboliczny Okrągły Stół, to nie sam Wałęsa i Mazowiecki, również Wielowieyski, Hall etc. Grudzień 90, to tez zasługa wszystkich Polaków - Wałęsa nie dałby rady wypisać tylu głosów :wink: . Wolna Polska, która byłe niejednokrotnie cele życia naszych przodków opierała się na współpracy wszystkich. Każda decyzja, ma swoje konsekwencje i może odbić się nawet na osobach tak wysoko położonych. Ale dość kaprysów historycznych.

Muzyka? Dodam paru wszystkim znanych: Jackson, Rose, Tyler. Zaistnieli oprócz własnego talentu i uśmiechu szczęścia w danej chwili dzięki ludziom takim jak choćby Ty(47), który według mnie umniejszasz swoje "zasługi". TY, kupujesz ich płyty i również TY oraz Twoi znajomi ich słuchacie.

Jak już wspominałem nie lubię tego typu męczących wywodów, są dla mnie równoznaczne z użalaniem się nad brakiem celu, który wystarczy spojrzeć i zawsze się znajdzie. Nie mam na myśli:

Przetrwać, wyrwać fajną samicę, spłodzić z nią dużo potomków, dbać o rodzinę/stado, i umrzeć.

gdyż tego typu aspiracje mieli pierwsi ludzie, których życie zobrazowane jest na różnych ogromnie mądrych kanałach, których oglądanie jest równoznaczne dla wielu z wielkim parciem na zdobywanie wiedzy i rozwój.

Sens życia przytoczony przez Nyrath'a, skończył się dla Polaków, powiedzmy w roku ~136X kiedy to "założona" została najstarsza polska uczelnia wyższa i jedna z najstarszych na świecie uniwersytetów. Być może do tych czasów przetrwały marzenia pokroju: wychędożyć = ważniejsze niż wyżej położone elementy w piramidzie Maslowa, nad potrzebami fizjologicznymi, cóż. Mała anegdota.

Sens, imo pociągany jest za sensem. Z jednej potrzeby, do której dążymy(co jest dla nas celem), docieramy do kolejnej, która jak poprzedniczka otwiera kolejne ścieżki. Przykład? Rozwój, który planuje człowiek chcący osiągnąć średnie warunki: szkoła, studia - praca, nie koniecznie z pensją równą 5 tyś euro.

Dziękuje.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sens życia jest taki żeby podążać za swoimi marzeniami. Być życiowo aktywny i mieć swój cel w życiu. Pracować i utrzymywać rodzinę. Moim akurat sensem jest, to żeby nie załamać się psychicznie lub nie wpaść w uzależnienie od narkotyków czy alkoholu. Mieć kogoś przy sobie z kimś takim z którym można o wszystkim pogadać żeby czuć się raźniej i żeby nie bać się nikogo.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zawsze chciałem podzielić się ze światem swymi poglądami i spostrzeżeniami na temat sensu naszej egzystencji na forum o grach komputerowych.

A tak na poważnie, zastanawiając się na tym od kilku lat doszedłem do wniosku, iż sprecyzowanie istoty ludzkiego życia jest w zasadzie niemożliwe i póki co nie zanosi się na żadną zmianę w tym temacie. Czemu? Już spieszę z odpowiedzią.

Po pierwsze - czym jest człowiek? Czym, oprócz dużego intelektu, zdolności abstrakcyjnego myślenia, artykułowanej mowy i tym podobnego bullshitu, różnimy się od takiej, powiedzmy, żaby, czy bociana? Czemu człowiek ma taką ciekawą właściwość twierdzenia, iż to właśnie on jest uber-istotą, której dane jest być władcą świata? Fakt, różnimy się biologicznie, jesteśmy na zupełnie innym stadium rozwoju niż nasi zwierzęcy przyjaciele, ale posiadanie większego mózgu nie oznacza zaraz wyższości w wymiarze duchowym, o ile coś takiego w ogóle istnieje. Ciężko powiedzieć, czy o tym, że to akurat MY rozwinęliśmy się w ten sposób zadecydował wyłącznie przypadek, czy może Bóg, kosmita, czy Potwór Spaghetti i póki nie zdarzy się cud czy nie poznamy naszego potencjalnego stwórcy, raczej się tego nie dowiemy. Idąc tym tropem, nie możemy uważać się za lepszych, za jedyne istoty, które mają duszę i jakikolwiek cel w życiu. Ale co ważniejsze, sami nie możemy stwierdzić, czy taki cel faktycznie posiada jakakolwiek żyjąca istota. Setki, tysiące, a może i więcej ludzi codziennie się rodzi, tyle samo, może ciut mniej, może ciut więcej umiera. Czy każda z tych osób zapisała się w jakiś szczególny sposób na kartach historii? Czy każdy z nich był dobrym człowiekiem? Uczynnym, miłym, potrafił się cieszyć z tego, co miał? A może w większości byli to mordercy, złodzieje, którzy żyli po to, by szkodzić innym? Kolejna niewiadoma, na którą człowiek odpowiedzieć nie może. Kolejny argument na to, że nie istnieje jakiś jeden sens życia, do którego wszyscy dążą, który jest nadrzędnym celem wszystkich ludzi. Każdy za cel stawia sobie własne potrzeby, marzenia, czasem zachcianki. Być może pierwotnie byliśmy stworzeni do jakiegoś celu wyższego, być może zatraciliśmy go z czasem i stąd pochodzi nasza niedoskonałość? Nie można temu ani zaprzeczyć, ani tego potwierdzić. Tym sposobem więc rodzi się kolejna niewiadoma. Jak więc, przy tylu fundamentalnych pod względem nas samych pytaniach, na które odpowiedzieć nie umiemy, chcemy mówić o wartości nadrzędnej? Szczerze mam nadzieję, że nasze pochodzenia jest w jakiś sposób inne, wywyższające nas spośród innych mieszkańców naszej planety, być może i boskie, że żyjemy by doskonalić samych siebie, by osiągnąć doskonałość duchową. Ale póki co, to tylko marzenia. Marzenia, które być może byłyby i realne, gdyby nie to, że...

...ktoś troszczy się o to, by ludzie uznali to wyłącznie za fikcję.

Podsumowując moją chorą wypowiedź, do której jutro rano bym się już nie przyznał, sądzę, iż na jakiś jeden, główny sens naszego życia dowodów nie mamy, a brak takowych stawia go w strefie domysłów i filozoficznego pojęcia. Nie twierdzę jednak, że on nie istnieje, a jedynie, że świat niie rzuca nam prosto w twarz ddowodami na jego istnienie. [beeep] dobrze się schował.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Drajkel

Ciężko powiedzieć, czy o tym, że to akurat MY rozwinęliśmy się w ten sposób zadecydował wyłącznie przypadek, czy może Bóg, kosmita, czy Potwór Spaghetti i póki nie zdarzy się cud czy nie poznamy naszego potencjalnego stwórcy, raczej się tego nie dowiemy. Idąc tym tropem, nie możemy uważać się za lepszych, za jedyne istoty, które mają duszę i jakikolwiek cel w życiu. Ale co ważniejsze, sami nie możemy stwierdzić, czy taki cel faktycznie posiada jakakolwiek żyjąca istota.

Sam fakt, że napisałeś na forum CDA post o sensie życia i o swoich poglądach jest dowodem na to, że jesteś istotą wyższą od zwierząt. Potrafimy myśleć w sposób bardziej rozwinięty. Budujemy cywilizację, mamy uczucia, potrafimy spojrzeć w lustro i powiedzieć "to jestem ja", definiujemy otaczający nas świat. Od groma dowodów na to. Nie widziałem ostatnio wielu zwierząt, które potrafią pisać na komputerze sensowne wypowiedzi. Co do stworzenia nas samych i świata, niemożliwe jest, by to wszystko było dziełem przypadku. Ten fakt uznaje coraz większa ilość naukowców i uczonych, a co z zapalczywością negują ateistyczni radykałowie (musiałem ich tu wcisnąć, przepraszam). Dla mnie sensem życia jest niesienie innym pomocy i cieszenie się z każdego dnia jaki dał mi Bóg. Mógłbym się rozpisywać, ale najlepiej jest ogarnąć sobie Księgę Koheleta. Mały cytacik:

"19 A któż to wie, czy mądry on będzie, czy głupi?

A władać on będzie całym mym dorobkiem,

w który włożyłem trud swój i mądrość swoją pod słońcem.

I to jest marność.

20 Zacząłem więc ulegać zwątpieniu

z powodu wszystkich trudów,

jakie podjąłem pod słońcem.

21 Jest nieraz człowiek, który w swej pracy

odznacza się mądrością, wiedzą i dzielnością,

a udział swój musi on oddać człowiekowi,

który nie włożył w nią trudu.

To także jest marność i wielkie zło.

22 Cóż bowiem ma człowiek z wszelkiego swego trudu

i z pracy ducha swego, którą mozoli się pod słońcem?

23 Bo wszystkie dni jego są cierpieniem,

a zajęcia jego utrapieniem.

Nawet w nocy serce jego nie zazna spokoju.

To także jest marność.

Należy używać dóbr ziemskich jako darów Bożych

24 Nic lepszego dla człowieka,

niż żeby jadł i pił,

i duszy swej pozwalał zażywać szczęścia przy swojej pracy.

Zobaczyłem też, że z ręki Bożej to pochodzi."

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Budujemy cywilizację, mamy uczucia, potrafimy spojrzeć w lustro i powiedzieć "to jestem ja", definiujemy otaczający nas świat.

No zwierzęta podobnie. Prócz cywilizacji. Chyba.

Co do stworzenia nas samych i świata, niemożliwe jest, by to wszystko było dziełem przypadku. Ten fakt uznaje coraz większa ilość naukowców i uczonych,

Mhm, z pewnością.

Sam fakt, że napisałeś na forum CDA post o sensie życia i o swoich poglądach jest dowodem na to, że jesteś istotą wyższą od zwierząt.

Wyższą w jakim sensie?

Niby ok - budujemy wspaniałe miasta (z której to wspaniałości my sami tylko dumni jesteśmy), piszemy cudowne książki (które poruszają nas samych) i pracujemy nad koncepcjami filozoficznymi, które tylko nasze mózgi ogarnąć potrafią. Z drugiej jednak strony - tylko my gwałcimy 3-letnie dzieci dla przyjemności, wpadamy w depresje, popełniamy samobójstwa, jesteśmy egoistyczni, zazdrościmy sąsiadowi nowego samochodu, rodzimy się i umieramy nie robiąc nic wartościowego dla kogokolwiek gdziekolwiek a nasze zachowania stadne są niejednokrotnie bardziej bestialskie od tych zwierzęcych.

Gdzie ta wyższość? Mamy większy potencjał świadomości, abstrakcyjnych działań i inteligencji, z którymi to niejednokrotnie sobie nie radzimy. To, że użytkownik napisał średnio-zaawansowanego posta na forum internetowym ma być jakąś szczególną egzaltacją? Według mnie bieg 80km/h jest zdecydowanie fajniejszą umiejętnością.

Dont take me wrong, nie twierdzę, że zwierzęta są mądrzejsze od nas, wręcz przeciwnie. Ale tu chodzi o przystosowanie się do świata - czy ta nasza mądrość rzeczywiście sprawia, że jesteśmy wspaniali / wspanialsi? Zwierzę istnieje tak, jak istnieje, nie musi zastanawiać się nad miliardami pierdół, które codziennie są w twojej głowie. Nie musi sobie tworzyć Boga, żeby nadawać sens swojemu życiu. Zwierzę po prostu żyje. Idealnie spełnia zadanie, jakie narzuciła mu przyroda. Robi coś, co mało ludzi tak naprawdę potrafi robić.

Nie wiem czy nasza świadomość to błąd ewolucji, wiem natomiast, że nie jest tak czarno-biała jak to określiłeś. Dzięki niej gwarantujemy sobie wygodne przedłużenie gatunku, ale możemy również dzięki niej przedłużenie gatunku łatwo zatracić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No zwierzęta podobnie. Prócz cywilizacji. Chyba.

Nie udowodniono u żadnego ze zwierząt uczuć na ludzkim poziomie, jasne może ich zachowania ze względu na instynkt czy przywiązanie są podobne, ale tylko podobne. Sztuczka z lustrem działa, nie pamiętam pojedynczych nazw, ale tylko naczelne (może też wyjątki z innych rodzin/gat.) patrząc w zwierciadło rozpoznają w nim siebie. Co do definiowania świata, to nie spotkałem się jeszcze z encyklopedią napisaną przez zwierzę.

Mhm, z pewnością.

Będąc szczerym to interesuję się nowościami w teoriach o stworzeniu świata. Ostatnimi czasy popularna jest o złączeniu materii i antymaterii, przy którym to doszło do wielkiego wybuchu. Jednak z racji, iż materii było więcej to z tej cząstki, która została (nie łącząc się z antymaterią) powstał wszechświat. Dla mnie jest to co najmniej dziwne, bo i świat powstał w oparciu o prawa fizyczne jak większość twierdzi. Wynika z tego, że powinna zachodzić wszędzie równość, a jednak była maleńka nadwyżka materii. Aczkolwiek wybuch nie miał miejsca gdzieś w próżni, czy czarnej przestrzeni, bo to właśnie one powstały w jego wyniku. Jak widać już zrobił się mętlik. A nie zapominajmy, że wszystko co widzimy przez teleskop i co wykracza poza naszą planetę jest tylko i wyłącznie teorią. Niczego poza Ziemią pewni być nie możemy.

Wyższą w jakim sensie?

Niby ok - budujemy wspaniałe miasta (z której to wspaniałości my sami tylko dumni jesteśmy), piszemy cudowne książki (które poruszają nas samych) i pracujemy nad koncepcjami filozoficznymi, które tylko nasze mózgi ogarnąć potrafią. Z drugiej jednak strony - tylko my gwałcimy 3-letnie dzieci dla przyjemności, wpadamy w depresje, popełniamy samobójstwa, jesteśmy egoistyczni, zazdrościmy sąsiadowi nowego samochodu, rodzimy się i umieramy nie robiąc nic wartościowego dla kogokolwiek gdziekolwiek a nasze zachowania stadne są niejednokrotnie bardziej bestialskie od tych zwierzęcych.

Dont take me wrong, nie twierdzę, że zwierzęta są mądrzejsze od nas, wręcz przeciwnie. Ale tu chodzi o przystosowanie się do świata - czy ta nasza mądrość rzeczywiście sprawia, że jesteśmy wspaniali / wspanialsi? Zwierzę istnieje tak, jak istnieje, nie musi zastanawiać się nad miliardami pierdół, które codziennie są w twojej głowie. Nie musi sobie tworzyć Boga, żeby nadawać sens swojemu życiu. Zwierzę po prostu żyje. Idealnie spełnia zadanie, jakie narzuciła mu przyroda. Robi coś, co mało ludzi tak naprawdę potrafi robić.

Choć niektóre negatywne, to są między innymi przykłady naszej wyższości nieprawdaż? Zwierzęta są przystosowane tylko do części świata, w których zostały powite. Człowiek potrafi przystosować się do prawie każdych warunków (Nie licząc Chucka Norrisa i Beara Gryllsa - oni przeżyją wszędzie)

Nie wiem czy nasza świadomość to błąd ewolucji, wiem natomiast, że nie jest tak czarno-biała jak to określiłeś. Dzięki niej gwarantujemy sobie wygodne przedłużenie gatunku, ale możemy również dzięki niej przedłużenie gatunku łatwo zatracić.

Nie wiem gdzie ty odczułeś tą czarno-białość. Ja osobiście pracuję w Wolontariacie Caritasu i to naprawdę koloruje mój świat. Nie wiem jaki styl życia prowadzisz, jakie masz zwyczaje czy towarzystwo, ale w twoim myśleniu wyczuwam trochę jednostronność. Patrzenie tylko na nasze wady. Człowiek potrafi wiele i to wiele dobrego. Dla mnie czyny uważane za "złe" są defektami jednostek, które się ich dopuściły, a jaskinia którą mi wskazujesz jest w istocie pięknym dniem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trochę racji ma Sokar, a trochę Qrowsky.

Po pierwsze - jesteśmy dominującym gatunkiem na planecie. Mamy rozwinięty mózg, umysł i psychikę na poziomie daleko wykraczającym znane nam życie. Ciężko też mówić o psychice czy umyśle wśród zwierząt - śladowe rozumowanie, kręcące się wśród instynktu i przyzwyczajeń, nie logiki.

Człowiek jest w stanie kreować zgodnie z wolą, jej większością lub pełnią i jest ograniczony ciałem.

Zwierzęta nie definiują (aktywnie, biernie może i tak) świata. Podobnie też nie rozumują na naszym poziomie. Często jednak to, co widzimy u całych rzeszy ludzi, jest gorsze od karmienia niemowlaków przez wilczycę. Pochodzi to z tego, że różni ludzie nie potrafili opanować nawet podstawowych bodźców i budowali swój, zazwyczaj destrukcyjną dla reszty, schemat postępowań. Już to, mimo że w tym znaczeniu jest to negatywne, podnosi nas powyżej zwierząt, których zdolności planowania dotyczą zachowań wyuczonych bądź polowań. Wraz z ewolucją możliwe, że mogłyby postępować kreacje nowych zachowań. Jak na razie, tę przewagę mamy my.

Tak, tylko my potrafimy zabijać dla przyjemności. Co do zasady, wszakże podejrzewam, że może istnieć zwierze, które uczyni podobnie, ale zazwyczaj nie samo z siebie, lecz w wyniku działań przeszłych doświadczonych od ludzi. Jednakże nie zapominajmy, że niekiedy zwierzęta, dla przykładu, pożerają swoje młode, mimo że mają dobre warunki do rozmnażania. Ciężko tutaj jednak dopatrywać się zachowania prowadzącego do przyjemności niepowiązanej z zaspokojeniem bazowych potrzeb.

Naszemu gatunkowi bardziej jest potrzebne pisanie niż bieganie 80 km/h. Jakbyśmy byli drapieżnikami bez kultury, filozofii, umysłu i cywilizacji, to możliwe, że wykształciłaby się u nas taka umiejętność, a raczej u naszych przodków.

Ale tu chodzi o przystosowanie się do świata - czy ta nasza mądrość rzeczywiście sprawia, że jesteśmy wspaniali / wspanialsi?

W pewnym sensie tak. Nie takim, że jesteśmy nimi od razu, tylko dlatego, że jesteśmy POTENCJAŁEM takiego stanu.

Zwierzę istnieje tak, jak istnieje, nie musi zastanawiać się nad miliardami pierdół, które codziennie są w twojej głowie. Nie musi sobie tworzyć Boga, żeby nadawać sens swojemu życiu. Zwierzę po prostu żyje. Idealnie spełnia zadanie, jakie narzuciła mu przyroda.

Podobnie też jak jednokomórkowce. W związku z tym możemy uznać, że tak naprawdę to jest celem, sensem bądź esencją życia?

Nie zrozum mnie źle - Diogenesa bardzo cenię, niemniej tutaj trochę przekraczamy powinność człowieka.

A nie zapominajmy, że wszystko co widzimy przez teleskop i co wykracza poza naszą planetę jest tylko i wyłącznie teorią. Niczego poza Ziemią pewni być nie możemy.

Teorią, ale nie w rozumieniu potocznym. Najbardziej z brzegu - teoria grawitacji. Taka teoria to spójny, niesprzeczny system, wyjaśniający obserwowalne zjawiska, potwierdzone eksperymentami i zmysłami, najprościej mówiąc, a nie wydumanym z siedzenia w bibliotece "a nuż istnieją chodzące rzodkiewki na Marsie".

Jako że lubię Humego, to potwierdzę - niczego nie możemy być pewni. Problem w tym, że nie tylko tego poza Ziemią. Wszystkiego. Doświadczamy świata tylko poprzez zmysły i logikę oraz powstałe zeń eksperymenty. Zmysły można łatwo oszukać, nasza logika może być ograniczona, więc i eksperymenty oraz nasze oczekiwania wyników (reakcji) na eksperymenty (akcje) nie muszą się powtarzać. Problem w tym, że w taki układzie człowiek nie może egzystować, przynajmniej nie w takiej formie, jaka się utrwaliła przez tysiąclecia...

niemniej jednak, takowe podejście prowadzi do jałowienia całej ludzkiej działalności, toteż ogranicza się je co najwyżej do zagadnień filozoficzno-psychologicznych.

Pojawia się pytanie o powinność człowieka z racji swojej pozycji w naturze. Już samo to utwierdza człowieka w swoistej przewadze. Można sobie gdybać, czy małpa z nieskończoną ilością czasu napisałaby wspaniały utwór liryczny (bakteria też), jednakże nie zapominajmy, że dla nas czas płynie także w tej samej chwili, momencie. Zwierzęta nie rozwijają się zgodnie z własną wolą. My możemy ukierunkowywać nasze działania i nauki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem wasz punkt widzenia.

Chodzi chyba głównie o to, że traktujecie człowieka (nie wiem czy to naleciałość z chrześcijaństwa) jako kogoś niezwykłego, posiadacza duszy, wybrańca Boga, najbardziej udaną istotę, którą stworzył. Ja mam zgoła inne zdanie. Przyjmuje całe misterium człowieka, świadomość, inteligencje, postęp, skłonności do duchowości i ezoteryki, ale uznaję to za oczywistość. Fakt. Coś co określa człowieka. Pies ma węch, człowiek ma inteligencję. Pies wygrywa węchem, człowiek inteligencją. Nie można odnosić całej "wyższości", czymkolwiek by była, tylko do jednego zagadnienia - w tym przypadku posługiwania się logiką, świadomością itp. - co tak z lubością czynicie. Chyba właśnie problem polega na tym, że nie wiem na czym ta "wyższość" miałaby polegać.

Jasne, człowiek ma najlepszą pozycję na ziemi - jako gatunek oczywiście. Rządzi nią niepodzielnie, a wszystkie zwierzęta mu służą (pomijam kwestię, że zwierzęta są w bardzo wielkiej mierze potrzebne człowiekowi, a wybić ich nie potrafi również dlatego, że posiada tą nieszczęsną świadomość). Człowiek ma najlepsze predyspozycje, by podbić galaktykę, nawiązać kontakt z obcymi istotami, zostać Bogiem, odkryć tajemnice wszechświata i rzeczywistości itd. Ale właściwie - czy to coś wielkiego? Czy to w ogóle ma jakieś znaczenie?

Człowiekowi niepotrzebna jest umiejętność biegu 80km, tak samo jak gepardowi niepotrzebny jest tak wysoce zaawansowany aparat mózgowy. Obstawiam, że jest mu dobrze, jak jest. O ile w ogóle mu "jest", jeśli wiecie co mam na myśli.

I tak, twierdzicie, że świadomość jest czarnobiała, a nie jest. Oczywiste plusy z racji posiadania świadomości brutalnie zbijają się z bólami egzystencji, z czego powstaje naprawdę zawiła siatka uczuć, emocji, psychiki i tym podobnych rzeczy. Sama świadomość nie stawia nas wyżej od niczego, i nikogo. Jak behemort słusznie zauważył - postawić nas może ewentualnie to, co z tą świadomością zrobimy. Jak na razie nie wybiegamy niestety jakoś szczególnie daleko ponad to, co robią zwierzęta - walka o byt, jedzenie i przetrwanie. Jak będzie kiedyś tam - nie wiem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chodzi chyba głównie o to, że traktujecie człowieka (nie wiem czy to naleciałość z chrześcijaństwa) jako kogoś niezwykłego, posiadacza duszy, wybrańca Boga, najbardziej udaną istotę, którą stworzył.

Czyli mam rozumieć, że Chrześcijaństwo jest czymś co już nie istnieje,a moja wiara jest tylko jakąś tam naleciałością? Gratuluję ignorancji.

Nie można odnosić całej "wyższości", czymkolwiek by była, tylko do jednego zagadnienia - w tym przypadku posługiwania się logiką, świadomością itp. - co tak z lubością czynicie. Chyba właśnie problem polega na tym, że nie wiem na czym ta "wyższość" miałaby polegać.

Proszę Cię, przeczytaj z uwagą poprzednie moje i behemorta posty. Ta właśnie logika, świadomość i inteligencja rzutują i dają początek całej masie innych cech, jakie są dla nas codziennością. Medycyna, fizyka itd. wszystkie dziedziny nauki, wszystko na co spojrzysz, choć jest normalne dla Ciebie to jest jednocześnie dowodem dla naszej wyższości. Jako gatunek jesteśmy jedyni w swoim rodzaju, nie jakąś tam pochodną małpy etc. Gdyby zwierzęta miałyby być tak inteligentne jak my, pewnie by już były, ale ich ewolucja polegała w większości jedynie na sztuce przetrwania. Człowiek rozwijał się i umysłowo i fizycznie. Nie wiem jak to słowami opisać, po prostu trzeba szerzej spojrzeć na naszą historię by to zrozumieć. Jeszcze raz przypomnę, że odległe czasy naszej ewolucji, chociaż się na nie powołuję, to są jedynie teorią.

Człowiek ma najlepsze predyspozycje, by podbić galaktykę, nawiązać kontakt z obcymi istotami, zostać Bogiem, odkryć tajemnice wszechświata i rzeczywistości itd. Ale właściwie - czy to coś wielkiego? Czy to w ogóle ma jakieś znaczenie?

Coś tak niedoskonałego (w porównaniu do istoty wyższej) jak człowiek nigdy nie będzie mogło być Bogiem. Ludzie nie mogą i nigdy nie będą mogli tworzyć z niczego, podstawowe prawa fizyki nas w tym ograniczają - prawa, które możemy jedynie odkrywać - nie tworzyć. Zrozumienie tajemnic wszechświata i rzeczywistości jest poniekąd problematyką tematu, w którym się wypowiadamy, a poznanie jest chyba podstawowym motorem działania człowieka (nie licząc chciwości) Tak jest to coś wielkiego i ma znaczenie, dla nas by lepiej zrozumieć to co tutaj robimy, dlaczego, skąd pochodzimy itd. Ale wątpię, żeby do podboju i tych niesamowitych odkryć doszło za naszych żyć.

I tak, twierdzicie, że świadomość jest czarnobiała, a nie jest. Oczywiste plusy z racji posiadania świadomości brutalnie zbijają się z bólami egzystencji, z czego powstaje naprawdę zawiła siatka uczuć, emocji, psychiki i tym podobnych rzeczy. Sama świadomość nie stawia nas wyżej od niczego, i nikogo. Jak behemort słusznie zauważył - postawić nas może ewentualnie to, co z tą świadomością zrobimy. Jak na razie nie wybiegamy niestety jakoś szczególnie daleko ponad to, co robią zwierzęta - walka o byt, jedzenie i przetrwanie. Jak będzie kiedyś tam - nie wiem.

Nigdzie nie napisałem o tym, że świadomość jest czarno biała, ani w poście behemorta czegoś takiego nie wyczytałem. Posłuż się może jakimś cytatem, bo jak na razie to twoje rozumowanie jest mi obce. Egzystencja wcale, a wcale nie musi być bolesna, ludzie ranią się nawzajem by w końcu z tego bólu wybić się do szczęścia ale za chmurką konfliktu i nieszczęść czeka jeszcze więcej bólu.

Cóż bowiem ma człowiek z wszelkiego swego trudu

i z pracy ducha swego, którą mozoli się pod słońcem?

Bo wszystkie dni jego są cierpieniem,

a zajęcia jego utrapieniem.

Nawet w nocy serce jego nie zazna spokoju.

To także jest marność.

Należy używać dóbr ziemskich jako darów Bożych

Nic lepszego dla człowieka,

niż żeby jadł i pił,

i duszy swej pozwalał zażywać szczęścia przy swojej pracy.

Ja twoje posty odczytuję tak jakby pisała je osoba, która wie już wszystko o wszystkim (no może prawie wszystkim), a prawda jest taka, że to co wiemy jest jedynie uszczerbkiem z prawdy. W dzisiejszych czasach jesteśmy daleko od jakiegokolwiek pokoju czy szczęścia. Czujemy pustkę, którą wypełnia się dobrami materialnymi. Niestety - nie tędy droga, trzeba w życiu robić to co się kocha i cieszyć się z każdego dnia. Inaczej nigdy nie będziemy zadowoleni.

Nie wiem, może kraj w jakim żyjemy na to wpływa, może nasza narodowość i charakterystyczny temperament. Dopiero kiedy się coś straci, zaczniemy to doceniać, Polacy stracili już wiele, ale do docenienia tego co mamy jeszcze daleka droga.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Siemx!

Postanowiłem włączyć się do dyskusji, by częściowo poprzeć pana Q., ponieważ aktualnie ma on chyba sporo racji. Mam nadzieję, iż polemika ze mną będzie dla was czystą przyjemnością ;]

@Sokar

Czyli mam rozumieć, że Chrześcijaństwo jest czymś co już nie istnieje,a moja wiara jest tylko jakąś tam naleciałością?

Wydaje mi się, że mu chodziło o to, iż jest to pozostałość po konkretnym modelu wychowania (chrześcijańskim). No wiecie, większość z nas uczono, że Bóg stworzył świat w 7 dni z gliny itd.

Proszę Cię, przeczytaj z uwagą poprzednie moje i behemorta posty. Ta właśnie logika, świadomość i inteligencja rzutują i dają początek całej masie innych cech, jakie są dla nas codziennością. Medycyna, fizyka itd. wszystkie dziedziny nauki, wszystko na co spojrzysz, choć jest normalne dla Ciebie to jest jednocześnie dowodem dla naszej wyższości.

True, true.

Coś tak niedoskonałego (w porównaniu do istoty wyższej) jak człowiek nigdy nie będzie mogło być Bogiem.

Polemizowałbym. Patrzysz na Boga przez pryzmat chrześcijaństwa. Np. Greccy bogowie byli niedoskonali, a mimo to przewyższali znacznie wszystko inne.

Zresztą, gdyby człowiek z XXI wieku został przeniesiony do starożytności wraz z całym obecnym dorobkiem cywilizacyjnym, to ówcześni ludzie zapewne biliby przed nim pokłony. No wiecie, latający na smoku (helikopter), porozumiewający się na wielkie odległości (telefon), dysponujący mocą błyskawicy (prąd) i zabijający dziwną, nieznaną energią (karabin) musi być bogiem, co? To znacznie bardziej widowiskowe od, dajmy na to, płonącego krzaka.

Ludzie nie mogą i nigdy nie będą mogli tworzyć z niczego, podstawowe prawa fizyki nas w tym ograniczają - prawa, które możemy jedynie odkrywać - nie tworzyć.

"Ludzie nigdy nie będą mogli rozmów prowadzić jako stąd ku Krakowie, doprawdy, na rozum żeś upadł, waćpan!" - @Jakiś XIII-wieczny Rycerz.

Ponadto:

"Nigdy to dziwne słowo. Lubi oszukiwać i zwodzić..." - @Raywen.

Ja twoje posty odczytuję tak jakby pisała je osoba, która wie już wszystko o wszystkim

Ciekawe, co pomyślisz o moich... ;p

Czujemy pustkę, którą wypełnia się dobrami materialnymi.

Wut? Nie wiem jak ty, ale ja żadnej pustki nie czuję. Pisanie+wolny czas+duże cappuccino/pizza pepperoni wystarczy mi jak na razie do szczęścia.

No, ale może ja nie jestem "dusza wzniosła, wielki umysł" ; D

Niestety - nie tędy droga, trzeba w życiu robić to co się kocha i cieszyć się z każdego dnia. Inaczej nigdy nie będziemy zadowoleni.

Nie wiem, może kraj w jakim żyjemy na to wpływa, może nasza narodowość i charakterystyczny temperament. Dopiero kiedy się coś straci, zaczniemy to doceniać, Polacy stracili już wiele, ale do docenienia tego co mamy jeszcze daleka droga.

Mish approved: +5 influence points.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Qrowsky

Chodzi chyba głównie o to, że traktujecie człowieka (nie wiem czy to naleciałość z chrześcijaństwa) jako kogoś niezwykłego, posiadacza duszy, wybrańca Boga, najbardziej udaną istotę, którą stworzył.

Mogę mówić co prawda tylko od siebie, ale nasze stanowiska są różne.

Ponadto do Boga nie odniosłem się nawet w poprzednim poście. Nawet patrząc przez sam pryzmat stanu obecnego, ewolucji, człowiek jest istotą wyższą od jednokomórkowców. To, co jest tego przyczyną, nie jest w tej chwili ważne.

Człowiek, przy obecnych zasobach danych, jest istotą niezwykłą, być może też najbardziej udaną, ale kryterium jest strasznie nieostre.

Przyjmuje całe misterium człowieka, świadomość, inteligencje, postęp, skłonności do duchowości i ezoteryki, ale uznaję to za oczywistość.

To też nie jest w tej chwili istotne, czy są to cechy oczywiste czy cud na kółkach. W obu przypadkach człowiek jest istotą wyższą, chociażby w swoim potencjale.

Pies ma węch, człowiek ma inteligencję.

Pies ma inteligencję, człowiek węch. Cóż z tego? Ewolucyjnie, człowiekowi przydał się większy mózg, abstrakcyjne myślenie, kreatywny umysł... a psu węch. Nie znaczy to, że pies nie ma inteligencji.

Nie można odnosić całej "wyższości", czymkolwiek by była, tylko do jednego zagadnienia - w tym przypadku posługiwania się logiką, świadomością itp. - co tak z lubością czynicie.

Dlaczego nie? Człowiekowi te cechy zwyczajnie nie są potrzebne, ponieważ umie uzyskać to, czego czas i natura mu poskąpiły, za pomocą tego, czego nie ma nikt (z obecnej wiedzy) inny.

Chyba właśnie problem polega na tym, że nie wiem na czym ta "wyższość" miałaby polegać.

Począwszy na podporządkowaniu, przez umysł, kreatywność i naukę, po zwyczajne uprzywilejowanie danymi cechami fizjologicznymi.

Jasne, człowiek ma najlepszą pozycję na ziemi - jako gatunek oczywiście. Rządzi nią niepodzielnie, a wszystkie zwierzęta mu służą (pomijam kwestię, że zwierzęta są w bardzo wielkiej mierze potrzebne człowiekowi, a wybić ich nie potrafi również dlatego, że posiada tą nieszczęsną świadomość).

Człowiek potrafi wybić wiele gatunków na różne sposoby - począwszy od polowań na kości i skóry, a skończywszy na powolnym wybijaniu gatunków swoistą inwazyjnością.

Ale właściwie - czy to coś wielkiego? Czy to w ogóle ma jakieś znaczenie?

Pomyślmy... Rozwijanie się i dążenie doskonałości... Tak, to ma jakieś znaczenie. Wręcz najważniejsze, w pewnym ujęciu.

Człowiekowi niepotrzebna jest umiejętność biegu 80km, tak samo jak gepardowi niepotrzebny jest tak wysoce zaawansowany aparat mózgowy.

Człowiek wyduma, jak się obronić przed gepardem - gepard nie. To było jakieś kilkadziesiąt tysięcy lat temu. 1:0 + sporadyczne przypadki wygranej geparda.

Ponadto człowiek może się ograniczyć i nie niszczyć geparda, przez wiedzę o alternatywach. Gepard tego nie posiada i zje człowieka, bo nie zasieje ziaren ani nie zbuduje chlewiku.

I tak, twierdzicie, że świadomość jest czarnobiała, a nie jest.

Ja tak, bynajmniej, nie twierdzę. Świadomość jest czymś, co się rozwija. Zwierzęta mogą posiadać jakąś, ale nie możemy tego stwierdzić. Cudzej, ludzkiej, też nie - wierzymy wszystkim na słowo. Jest to kwestia umowy społecznej.

Sama świadomość nie stawia nas wyżej od niczego, i nikogo.

Jeśli jest lepsza - stawia wyżej. (Obiektywnie, w tym przypadku) Smaczniejsze ciasto jest smaczniejsze.

Jak na razie nie wybiegamy niestety jakoś szczególnie daleko ponad to, co robią zwierzęta - walka o byt, jedzenie i przetrwanie.

Walka o rozwój, o planetę, o dotykanie idei i doskonałości, pytania o sens życia, ograniczenia będące często w sprzeczności z dzikimi instynktami. Tego jest o wiele więcej, ale trzeba to docenić. Jak się nie docenia i nie widzi się różnicy, to, w sumie, temu to wisi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czyli mam rozumieć, że Chrześcijaństwo jest czymś co już nie istnieje,a moja wiara jest tylko jakąś tam naleciałością? Gratuluję ignorancji.

Jeżeli nie wiesz co napisać, nie obrażaj innych. Twoja wiara oczywiście jest w jakimś tam stopniu naleciałością, ale to nie ma akurat żadnego znaczenia. Chodzi przede wszystkim o to, że egzaltuje ona człowieka do rang kosmicznych, a według mnie nie powinna. Wierzysz, że człowiek jest najlepszym tworem Boga, ale ja tego nie widzę (osobnym problemem jest to, że nie widzę twojego Boga). Dla mnie człowiek to tylko i aż człowiek, nic więcej. Pominę nawet to, że mam ponadprzeciętną wiarę w innych i ubóstwiam swój gatunek do granic możliwości. To osobna kwestia.

Medycyna, fizyka itd. wszystkie dziedziny nauki, wszystko na co spojrzysz, choć jest normalne dla Ciebie to jest jednocześnie dowodem dla naszej wyższości. Jako gatunek jesteśmy jedyni w swoim rodzaju, nie jakąś tam pochodną małpy etc. Gdyby zwierzęta miałyby być tak inteligentne jak my, pewnie by już były, ale ich ewolucja polegała w większości jedynie na sztuce przetrwania. Człowiek rozwijał się i umysłowo i fizycznie.

Oczywiście, medycyna czy fizyka to wspaniałe dziedziny, ale niezbyt wyjątkowe, jeżeli można to tak nazwać. Jasno wynikają z tego co napisałeś - inteligencji. Ona gwarantuje rozwój tych dziedzin.

Zdefiniuj "wyższość".

Człowiek rozwijał się i umysłowo i fizycznie.

Wszak do biologa mi daleko, ale z rozwojem fizycznym to bym się tak raczej nie porywał.

Coś tak niedoskonałego (w porównaniu do istoty wyższej) jak człowiek nigdy nie będzie mogło być Bogiem.

Jestem Bogiem.

Tak jest to coś wielkiego i ma znaczenie, dla nas by lepiej zrozumieć to co tutaj robimy, dlaczego, skąd pochodzimy itd. Ale wątpię, żeby do podboju i tych niesamowitych odkryć doszło za naszych żyć.

Życie nie ma sensu. Odkryłem to, sam. I prawdę mówiąc, nie czuję się szczególnie wyjątkowy.

W dzisiejszych czasach jesteśmy daleko od jakiegokolwiek pokoju czy szczęścia. Czujemy pustkę, którą wypełnia się dobrami materialnymi. Niestety - nie tędy droga, trzeba w życiu robić to co się kocha i cieszyć się z każdego dnia. Inaczej nigdy nie będziemy zadowoleni.

Idealnie strzeliłeś sobie w stopę, właśnie o tym mówiłem. Zwierzęta nie mają takich problemów, nie odczuwają zadowolenia czy spełnienia życiowego. I nie, nie twierdzę, że przez to są lepsze - wręcz przeciwnie. To po prostu inna strona egzystencji. Ludzka - świadomościowa, emocjonalna i zwierzęca - bezuczuciowa, bezproblemowa. Która jest bardziej korzystna? Zależy od podmiotu wybierającego. Nie potrafiłbym postawić jednoznacznej opinii, tak jak ty (aczkolwiek gdybym podmiotem tym został, wybrałbym ludzką stronę barykady).

Nawet patrząc przez sam pryzmat stanu obecnego, ewolucji, człowiek jest istotą wyższą od jednokomórkowców.

Patrz wyżej.

Jeśli jest lepsza - stawia wyżej. (Obiektywnie, w tym przypadku) Smaczniejsze ciasto jest smaczniejsze.

Jasne, lepsza świadomość > gorsza świadomość. Ale świadomość to tylko cecha, w równaniu o którym mówię jest ich znacznie, znacznie więcej.

Całą wyższość tą odnosisz do faktu panowania człowieka na kuli ziemskiej. Jw. to tylko jedna strona medalu. Człowiek sobie rządzi, ale ma masę innych problemów, którymi codziennie zaprzątuje sobie głowę. Powtórzę więc jeszcze raz ostateczny wybór - Świadomość czy Nieświadomość? Obie te cechy mają plusy i minusy, oba mogą być dla nas wygrywające (z tym, że jesteśmy skazani na pierwszą opcję) ale ja nie potrafię jednoznacznie stwierdzić, czy którykolwiek jest na wyższej pozycji wobec drugiego.

To jest problem natury wszechboskiej. Człowiek buduje, wznosi, rujnuje, odczuwa i przełamuje, a Jednokomórkowiec ogranicza się do niczego. Po prostu. I dlatego właśnie nie potrafię jasno powiedzieć, który z tych organizmów jest doskonalszy - nic nie-odczuwający, nie myślący, kładący na wszystko swój aparat rozrodczy komórczak, czy Ja.

Walka o rozwój, o planetę, o dotykanie idei i doskonałości, pytania o sens życia, ograniczenia będące często w sprzeczności z dzikimi instynktami.

Dlatego też zostawiłem sobie furtkę w postaci paru trafnych wyrazów. Człowiek jako jednostka rzeczywiście może mieszać się we wszystkie te sprawy, ale jako gatunek sprawy te są prawie niezauważalne. Niestety.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Qrowsky

Oczywiście, medycyna czy fizyka to wspaniałe dziedziny, ale niezbyt wyjątkowe, jeżeli można to tak nazwać.

Wszystkie (opisywanie świata) są "tylko" wynikiem istnienia inteligencji. Z punktu widzenia inteligencji - nie są wyjątkowe. Z ogólnego punktu widzenia, jako że rozwinięta inteligencja jest czymś wyjątkowym - wyjątkowym też są one.

Jestem Bogiem.

Jesteś więc istotą nadprzyrodzoną? Jakie cechy boskości posiadasz?

Nazwanie się bogiem, nie sprawia, że się nim stajesz, toteż chętnie się dowiem.

Życie nie ma sensu. Odkryłem to, sam.

Pytanie tylko, czy życie w ogóle, czy tylko twoje życie? Jeśli to pierwsze, to poproszę argumentację.

Patrz wyżej.

Jeśli ktoś woli bawić się cieniami na jaskini, to jego wola. Jak na razie, wiedza stanowi oświecenie i pozwala dążyć do doskonałości. Mimo że nie mam dużych potrzeb - można powiedzieć, że wręcz prymitywne, zwierzęce - to za nic bym się nie zamienił. Z prostego powodu - jako człowiek mogę iść w różnych kierunkach. Jako zwierzę - stoję w miejscu lub idę przynajmniej częściowo zaślepiony, bezwładny.

Całą wyższość tą odnosisz do faktu panowania człowieka na kuli ziemskiej. Jw. to tylko jedna strona medalu.

Nie. Wyższość tę nie odnoszę do miejsca ograniczonego w czasoprzestrzeni. Człowiek, z racji swojego rozwinięcia i pozycji, jest do czegoś zobowiązany oraz ma cechy unikatowe. Kreuje. Jakbyśmy byli organizmami podróżującymi w próżni, z analogiczną komunikacją, twierdziłbym to samo lub prezentował zbliżoną wersję.

Jesteśmy wyżsi, chociażby z samego punktu fizjologiczno-umysłowego, a tego jest znacznie więcej.

Człowiek sobie rządzi, ale ma masę innych problemów, którymi codziennie zaprzątuje sobie głowę.

Można rzec - zwierzęcych? Owszem. Problem w tym, że może ruszyć do przodu, zająć się czymś innym niż przyziemnością, trywialnymi sprawami. Co więcej - chce to robić. Kolejny punkt dla człowieka, już za samą chęć.

Powtórzę więc jeszcze raz ostateczny wybór - Świadomość czy Nieświadomość?

Z racji swojej natury, człowiek dąży do wiedzy i poznania. Chce uzyskać świadomość i wiedzę o danych zjawiskach. Ponadto ma możliwość wyboru wygodnej nieświadomości w niektórych przypadkach. Problem w tym, co jest ważniejsze - wygoda czy spełnienie?

I dlatego właśnie nie potrafię jasno powiedzieć, który z tych organizmów jest doskonalszy - nic nie-odczuwający, nie myślący, kładący na wszystko swój aparat rozrodczy komórczak, czy Ja.

Ty możesz, to co on. On nie może tego co ty. Istota czterowymiarowa jest lepsza od trójwymiarowej, bo może ze względną łatwością osiągnąć każdy punkt w przestrzeni trójwymiarowej. Możliwości jest oczywiście więcej.

Człowiek jako jednostka rzeczywiście może mieszać się we wszystkie te sprawy, ale jako gatunek sprawy te są prawie niezauważalne. Niestety.

W sumie to zastanawiam się, czy w ogóle istnieje coś takiego jak wola gatunku (podobnie jak opinia publiczna). Wola działania czy stanowienia wspólnego to coś trochę innego. Na razie skłaniam się do poglądu bardziej indywidualistycznego, toteż sądzę, że nie powinniśmy oceniać gatunku jako całości, lecz obserwować co najwyżej tendencje i nurty, a skupiać się na poglądach jednostkowych bądź ew. występujących w małych grupach.

Ewangelia wg św. Łukasza 10, 38-42:

"W dalszej ich podróży przyszedł do jednej wsi. Tam pewna niewiasta, imieniem Marta, przyjęła Go do swego domu.

Miała ona siostrę, imieniem Maria, która siadła u nóg Pana i przysłuchiwała się Jego mowie.

Natomiast Marta uwijała sie koło rozmaitych posług. Przystapiła wiec do Niego i rzekła: ?Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła?.

A Pan jej odpowiedział: ?Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba ?mało albo? tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona?."

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najciekawsze w tej dyskusji jest to ze sa tu wyglaszane poglady osobiste a jednak traktujace na jakis temat ( bog, swiadomosc, ewolucja itp) ogolny. Tak naprawde to jest to jalowa dyskusja o niczym. Nie ma zadnych definicji i pisanienze cos jest A bo B jest C nosi jedynie znamiona wiedzy i madrosci a w rzeczywistosci nic nie znaczy.

Radze tez wszystkim zapoznac sie tematem na ktory chcemy sie wypowiadac bo, jako ze ludzie ogolnie sa inteligentni to maja tendencje do bladzenia myslalmi po roznych zagadnienach i tworzeniu nic nie odkrywczego albo praktycznego. pozdrawiam

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najciekawsze w tej dyskusji jest to ze sa tu wyglaszane poglady osobiste a jednak traktujace na jakis temat ( bog, swiadomosc, ewolucja itp) ogolny. Tak naprawde to jest to jalowa dyskusja o niczym.

Ale przynajmniej umiemy używać polskich znaków!

Poza tym, jeśli tego nie zauważyłeś, to jest forum dyskusyjne. Ono służy właśnie do, jak sama nazwa wskazuje, do dyskutowania.

Nie ma zadnych definicji i pisanienze cos jest A bo B jest C nosi jedynie znamiona wiedzy i madrosci a w rzeczywistosci nic nie znaczy.

Poza tym, że właśnie w ogniu dyskusji hartuje się stal poglądów/nasze poglądy odradzają się jak feniks z popiołów, to faktycznie.

Radze tez wszystkim zapoznac sie tematem na ktory chcemy sie wypowiadac bo, jako ze ludzie ogolnie sa inteligentni to maja tendencje do bladzenia myslalmi po roznych zagadnienach i tworzeniu nic nie odkrywczego albo praktycznego.

Ok, wieczorem wpadnę do Istoty Wyższej (Bogusław, dla przyjaciół Bogu), aby podyskutować o jej istnieniu i zebrać fakty przed wdaniem się w polemikę. Od razu spytam o sens życia i przeznaczenie ludzkości, żeby nie latać dwa razy.

Również serdecznie pozdrawiam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Yron

Najciekawsze w tej dyskusji jest to ze sa tu wyglaszane poglady osobiste a jednak traktujace na jakis temat ( bog, swiadomosc, ewolucja itp) ogolny.

Po temat jest nazwany "sens życia". Zagadnienie jest dość szerokie i jeśli mamy rozmawiać o wszystkim - to jest dość ogólne. Prezentujemy w nim głównie SWOJE poglądy, więc są też uszczegóławiane.

Tak naprawde to jest to jalowa dyskusja o niczym.

Z jakiego powodu jest jałowa?

Sens życia jest czymś. Jest zagadnieniem teoretycznym. To już coś. Liczbę nierzeczywistą też nazwiesz niczym?

Nie ma zadnych definicji (...)

Jest ich pełno. Co więcej - są nazwami tego, co obserwujemy i tworzą pewien system pojęciowo-znaczeniowy.

(...) pisanienze cos jest A bo B jest C nosi jedynie znamiona wiedzy i madrosci a w rzeczywistosci nic nie znaczy.

Wiedza i mądrość prowadzą do dobra (jakiegoś), może też do słuszności, zrozumienia i właściwego postępowania. To już jest coś.

Ponadto twierdzenie, że to nic nie znaczy, jest jak olanie wynalazków - też powstałych z wiedzy, mądrości (i wyobraźni). Słaby pomysł.

Poza tym to jest logika. Bez niej nie mógłbyś napisać poprzedniego posta. Jak dla mnie, ma to jakieś praktyczne zastosowanie.

Radze tez wszystkim zapoznac sie tematem na ktory chcemy sie wypowiadac bo, jako ze ludzie ogolnie sa inteligentni to maja tendencje do bladzenia myslalmi po roznych zagadnienach i tworzeniu nic nie odkrywczego albo praktycznego.

Ja natomiast radzę się dowiedzieć, jakimi naukami operujemy w tym zagadnieniu i czy aby na pewno są one praktyczne. To jest pogląd - albo go przyjmujesz, albo nie. To nie są twierdzenia nauk ścisłych czy nauk praktycznych, gdzie wynik może 0 albo 1.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jesteś więc istotą nadprzyrodzoną?

Co rozumiesz poprzez termin "nadprzyrodzony"? Jeśli możliwości wykraczające obecnie znane nam prawa naukowe, to zdecydowanie tak, jestem istotą nadprzyrodzoną. Ty podobnie.

Problemem jest fakt, że Bóg jako pojęcie, nie posiada stałej jednej definicji. Ile Bogów, tyle Bogów, chciałoby się rzec, wszak już wyżej wskazano przykład mitologiczny. Ja nazywam mianem Boga rzeczywistość, prosta i wygodna metoda kategoryzowania całego absolutu. Jestem po prostu jego częścią, tak jak Jezus zamknięty jest w Trójcy.

Nazwanie się bogiem, nie sprawia, że się nim stajesz,

Właściwie to mogłoby, tak samo jak nazywanie siebie traktorem sprawia, że jesteś traktorem, ale to chyba osobny temat więc nie drążmy.

Pytanie tylko, czy życie w ogóle, czy tylko twoje życie? Jeśli to pierwsze, to poproszę argumentację.

Problemem jest raczej kłopotliwość argumentacji i brak kategorycznego dowodu. Cokolwiek powiem zbić możesz argumentem wiary (nic nie tłumaczy twojego istnienia - boski plan!) itd. Nie widzę w tym oczywiście nic złego, po prostu stwierdzam fakt bezsensowności dowodzeń tego zagadnienia.

Brak sensu w istnieniu nie wyklucza braku zaistnienia czy konieczności celi życiowych, to raczej całkowita inna sprawa. Więc tak, miałem na myśli życie ludzkie jako ogółu.

Jeśli ktoś woli bawić się cieniami na jaskini, to jego wola. Jak na razie, wiedza stanowi oświecenie i pozwala dążyć do doskonałości.

Podpinając się pod filozoficzny tok wymowy - rezygnując ze świadomości nie bawisz się cieniami. Twój cień przestaje istnieć. Nie stoisz bezwładnie ani nie jesteś zaślepiony - nie ma tego kto stoi lub jest ślepcem. Przestaje istnieć każdy czynnik, który zarezerwowany jest dla jednostki człowieczej. Trudno sobie to wyobrazić, ale to właściwie podstawowy warunek, by zrozumieć mój tok myślowy.

Co więcej - chce to robić. Kolejny punkt dla człowieka, już za samą chęć.

Na wszystkich bożków względności, toż względność wylewa się wręcz z tego zdania (względnego, oczywiście). Możesz sobie zaliczać chęć na plusika (ja raczej również bym to zrobił), ale tylko subiektywnie. Obiektywnie chęć lub stagnacja umysłowa nie mają plusów lub minusów. Jak wyżej pisałem - to jest ostateczny wybór, ale wybór całkowicie równoważny. Nie każdy wybrałby chęć. Nie każdy wybiera chęć.

Ty możesz, to co on. On nie może tego co ty. Istota czterowymiarowa jest lepsza od trójwymiarowej, bo może ze względną łatwością osiągnąć każdy punkt w przestrzeni trójwymiarowej.

To zdanie podpada już niestety pod oczywistą nieprawdziwość. Kolejny raz - nie mogę tego samego, co zwierzę. Nie mogę wyłączyć swojej świadomości pozostawiając swoje człowieczeństwo. Nie mogę zdać się tylko na instynkt. Nie mogę wyłączyć abstrakcyjnego, logicznego myślenia. Nie mogę wyłączyć uczuć.

Nie jesteśmy czterowymiarowi, przykro mi. Ale wypowiedź Jezusa ładna, zawsze go lubiłem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...