Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Hut

Sens życia

Polecane posty

To nie informacja jest zależna od DNA, to kod DNA przechowuje jakąś informację.

Przechowuje informację, więc jest od niego zależna. Jeżeli by zmodyfikować kod DNA, informacja również się zmieni.

Może powinienem był zacząć od definicji informacji [...]

Dowcipne i wyrachowanie złośliwe, :ok:

Dlaczego to nie mogło powstać w przypadkowym procesie? Z tego samego względu dla którego wybuch w drukarni nie doprowadza do powstania 10-tomowej encyklopedii, z tego samego powodu dla którego znajdywane w jaskiniach malunki nie powstały na drodze erozji czy innych czynników naturalnych (z jakiegoś powodu przypisujemy ich autorstwo ludziom, którzy mogli mieszkać na takich obszarach).

Więc dużo logiczniejsze jest, że istnieje niewidzialny, niewyczuwalny, niepoznawalny wielki Projektant? A poza tym, skoro to wszystko jest tak złożone, że nie mogło powstać naturalnie, to niby jak wyobrażasz sobie kogoś, kto potrafił ogarnąć te wszystkie prawa i stworzyć z tego Wszechświat?

Informacje na temat domniemanego powstania wszechświata można znaleźć choćby w podręcznikach do fizyki, więc nie będę ich tu przepisywał.

I jeszcze jedna sprawa: skoro wszechświat został przez kogoś stworzony, to jak powstał ten ktoś? Po prostu sobie był?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sens życia wiąże się z poglądami religijnymi . Jako chrześcijanin jestem dobry dla innych a tak w ogóle dobrze być dobrym bo wie się że można liczyć na pomoc drugiej osoby , a nie być głupi i robić cały czas coś złego a potem mieć pretensje że druga osoba go olewa .

To na tyle o sensie życia . Chyba więcej nie trzeba :happy:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sensem, czy celem życia moim jest mistrzostwo w Tetrisie, ostre expienie w Mario i poetycka zreczność w pacmanie...

A tak serio: żona, trójka dzieci, drewaniana chatka pod lasem, siedmioro kotów i archeologia

Zostaliśmy stworzeni dla zwały i dostaliśmy blues by się z tego powodu wypłakać

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dla mnie sensem zycia jest milosc.

Nie mogę się z Tobą zgodzić :P Według mnie każdy człowiek podświadomie dąży do homeostazy, ponieważ chce stabilnie egzystować itp. itd. Wyżej wspomniana substancja nazywana endorfiną zaburza homeostazę, czujemy się podekscytowani, a ten stan jak wspomniał Mish nie jest dla człowieka normalny. Co więcej, jeśli endorfina tak długo będzie w naszym organizmie, to możemy się uzależnić. Do czego to prowadzi? Jak człowiek jest w związku i druga osoba go "rzuci" to brak hormonu szczęścia powoduje depresję i inne stany niepożądane dla zdrowia zarówno fizycznego jak i psychicznego.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uzależnić można się praktycznie od wszystkiego, to samo jest z depresją (można jej się nabawić z byle powodu). Zatem: najlepiej zrobić sobie lobotomię, dzięki temu będziemy wegetować jak roślina nie narażając się na te przypadłości. ;) BTW rozróżniajmy pojęcia, miłość to nie to samo co stan zakochania.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uzależnić można się praktycznie od wszystkiego,

Pewnie, że tak. Sztuką jest uzależnić się od tych rzeczy, których prawie na pewno nie stracisz ;)

Zatem: najlepiej zrobić sobie lobotomię, dzięki temu będziemy wegetować jak roślina nie narażając się na te przypadłości.

Uważasz za coś dziwnego fakt, że ktoś nie lubi mieć depresji?

rozróżniajmy pojęcia, miłość to nie to samo co stan zakochania.

Jedno wynika z drugiego.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pewnie, że tak. Sztuką jest uzależnić się od tych rzeczy, których prawie na pewno nie stracisz :wink:
Stracić można wszystko.

Uważasz za coś dziwnego fakt, że ktoś nie lubi mieć depresji?
A nie daj Boże, dlatego właśnie proponowałem lobotomię (aby wykluczyć możliwość jej wystąpienia). :tongue:

CYTAT

rozróżniajmy pojęcia, miłość to nie to samo co stan zakochania.

Jedno wynika z drugiego.

Terefere kuku: a miłość do bliźniego, a mamę kochasz?

Zgodnie z taką logiką nie możemy kochać nikogo, nawet matki (bo przecież kiedyś umrze). Nie mówiąc już o kochaniu chomika (tak, tak, zwierzę też można kochać), który żyje bardzo krótko, ponieważ możemy nabawić się depresji.

Ergo: podtrzymuję (w całej rozciągłości) zdanie o lobotomii. :wink:

PS. Takie "przepieranki" są dość zabawne, ale nie wnoszą nic do tematu (swoją drogą, uważam ten topic za wyczerpany, wszystko już było), a na dłuższą metę jest to zwykły>>> :spam:.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stracić można wszystko.

Pewnie, ale jedno łatwiej, drugie trudniej. W zacytowanej przez ciebie wypowiedzi kluczowe jest słowo

prawie

A nie daj Boże, dlatego właśnie proponowałem lobotomię (aby wykluczyć możliwość jej wystąpienia). tongue.gif

Fakt, grzebanie w mózgu to jedyny sposób, aby uniknąć depresji. Dzięki za pomoc, oszczędziłeś mi sporo czasu.

Terefere kuku: a miłość do bliźniego, a mamę kochasz?

Lądygabąty drążypiele: Myślałem że kontynuujemy poprzedni temat, gdzie ktoś tam pisał o żonie ;p

Zgodnie z taką logiką nie możemy kochać nikogo, nawet matki (bo przecież kiedyś umrze). Nie mówiąc już o kochaniu chomika (tak, tak, zwierzę też można kochać), który żyje bardzo krótko, ponieważ możemy nabawić się depresji.

Nie twierdzę, że nie można. Ale dobrowolne pchanie się w depresję to chyba pomysł nie najlepszy.

Uprzedzam następną odpowiedź: Pisząc to miałem na myśli związek taki, jak opisałem wcześniej: bez szans na przetrwanie.

Ergo: podtrzymuję (w całej rozciągłości) zdanie o lobotomii. wink.gif

Idąc tym tokiem rozumowania polecam tańszą i skuteczniejszą metodę

PS. Takie "przepieranki" są dość zabawne, ale nie wnoszą nic do tematu (swoją drogą, uważam ten topic za wyczerpany, wszystko już było), a na dłuższą metę jest to zwykły>>> spam.gif.

Skoro wszystko już było, to możemy sobie pospamować. Jeśli nie chcesz to się wycofaj, bo mnie nie przegadasz ;p

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uważam, że sensem życia może byc chęc pozostawienia jakiegoś widocznego śladu po sobie dla pokoleń. Może to zabrzmi odrobinę dziwnie ale popatrzcie na Einsteina, czy filozofów greckich (starożytnosc). Ludzie pamiętają i będą pamiętac o nich przez setki lat. Uważam, że każda osoba powinna dążyc do widocznego pozostawienia śladu po sobie. Chciałbym byc zapamiętany przez nie tylko 200 osób które znałem, a przez większą ilosc. Chodzi o to, żeby nie tylko brac, ale i coś od siebie dac dla ogółu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uważam, że sensem życia może byc chęc pozostawienia jakiegoś widocznego śladu po sobie dla pokoleń.

W takim razie Hitler, Stalin albo inny Kuba Rozpruwacz mogą się czuć prawdziwie spełnieni. W końcu będą ich pamiętać całe pokolenia. Czy to ważne za co?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skoro wszystko już było, to możemy sobie pospamować.
Słusznie prawisz (możemy pospamować), tylko lepiej sprecyzuj o co mamy się spierać.

Jeśli nie chcesz to się wycofaj, bo mnie nie przegadasz ;p
Święta racja, argumentum ad populum, czy też reductio ad absurdum nie da się przegadać (to również tyczy i mnie), można to ciągnąc do końca świata, tylko po co? Sama zabawa mi nie wystarczy, dość szybko się nudzę, a nie mam ambicji "żeby moje było na wierzchu" (na pewno nie w tym wypadku, ponieważ nawet nie wiem o co się spieramy)?

No cóż, na razie mnie jeszcze to nie znudziło, więc spróbuję wykazać się erystyką. :smile:

CYTAT

Stracić można wszystko.

Pewnie, ale jedno łatwiej, drugie trudniej. W zacytowanej przez ciebie wypowiedzi kluczowe jest słowo- prawie (cytat trochę zmodyfikowałem).

Jednemu łatwiej będzie stracić to, innemu tamto, wszystko jest względne, trudno więc stwierdzić kiedy będzie bardziej prawdopodobne "prawie" (na niektóre rzeczy nie mamy wpływu, czasami naszym życiem rządzi przypadek).

A jeśli mówimy o miłośći (w tym wypadku) do kobiety, to też nie wiemy czy ją stracimy (kobietę) wcześniej, czy później i czy stracimy ją w ogóle. To zależy od nas, od tej kobiety, od przypadku i wielu innych okoliczności, oraz jeśli ktoś w coś takiego wierzy; od siły wyższej. Pozbawiając się możliwości sprawdzenia (czy związek przetrwa) tracimy coś z życia, lub nawet skazujemy się na samotność. Depresja w tym przypadku jest nawet bardziej prawdopodobna. Można oczywiście żyć chwilą, bawić się i nie przejmować się nikim i niczym, niestety zabawa i taki sposób życia też uzależnia, oraz powoduje pustkę duchową i emocjonalną, więc ryzyko depresji również się zwiększa. Zatem jedyne sensowne wyjście, aby wykluczyć możliwość jej wystąpienia to oczywiście-> lobotomia. :laugh:

Fakt, grzebanie w mózgu to jedyny sposób, aby uniknąć depresji. Dzięki za pomoc, oszczędziłeś mi sporo czasu.
Nie ma za co polecam się na przyszłość, poza tym sam stwierdzasz że to fakt, a z faktami się nie dyskutuje (dodatkowo- patrz wyżej).

Lądygabąty drążypiele: Myślałem że kontynuujemy poprzedni temat, gdzie ktoś tam pisał o żonie ;p
Nigdy nie trzymam się wytyczonej (przez kogoś) drogi. Poza tym, IMO nie możemy tak spłycać pojęcia miłości.

Przyjaciela także możemy stracić (a przyjaźń też może uzależniać), choć nie jesteśmy w nim zakochani (chyba iż nasz wspólmałżonek, również jest naszym przyjacielem). Myślę że strata kogoś z kim jesteśmy w głębszym związku emocjonalnym (niż tylko chemia, czyli zakochanie), może powodować daleko większe spustoszenia w psychice, niż zakochanie. Samo zakochanie to tylko zabawa i właśnie życie chwilą, gdy ten stan się kończy (a w nic innego się nie zmienia), zwyczajnie zakochujemy się w kimś innym i po kłopocie, a to jest właśnie stan uzależnienia od chemii (stajemy się narkomanem).

Ale dobrowolne pchanie się w depresję to chyba pomysł nie najlepszy.

Uprzedzam następną odpowiedź: Pisząc to miałem na myśli związek taki, jak opisałem wcześniej: bez szans na przetrwanie.

Dlaczegóż to miałoby z urzędu powodować depresję?

A związek emocjonalny z chomikiem, jest bez szans na przetrwanie i pasuje tu IMHO o wiele bardziej, (choć tak samo jak strata kobiety nie musi powodować od razu depresji, ale może). Zatem, posiadanie tegoż zwierzątka (lub innego), może być bardziej mordercze dla naszej psychiki. Taka logika, ograniczająca możliwośc zaburzeń psychicznych, prowadzi do jednego skutecznego sposobu ich wyeliminowania; oczywiście do lobotomii. :laugh:

Idąc tym tokiem rozumowania polecam tańszą i skuteczniejszą metodę
Byłaby to rzeczywiście o wiele lepsza metoda (od lobotomii), lecz to jest temat o życiu, a nie o śmierci. Chyba, że twierdzisz, iż sens życia to śmierć, ale to już było tu wielokrotnie poruszane i wydaję mi się, że także obalone. Szukałem (i znalazłem) skuteczną metodę, która całkowicie wyeliminuje ryzyko wystąpienia depresji, a równocześnie pozwoli nam na kontynuowanie naszego marnego żywota.

Na koniec; ponawiam prośbę o dokładniejsze sprecyzowanie tematu sporu, a nie o komentowanie tylko zdań (choć zabawa jest przednia).

BTW Mish teraz to walnąłeś kulą w płot (takie są właśnie "efekty" polowania na zdania), So2Pawel wyrażnie napisał;

Chodzi o to, żeby nie tylko brać, ale i coś od siebie dac dla ogółu.
Dla mnie jest jednoznaczne, że chodzi o pozostawienie czegoś dobrego/ pożytecznego. Poza tym, czyżbyś wierzył w życie pozagrobowe (Hitler, Stalin i Kuba Rozpruwacz, mogą czuć się spełnieni)? :chytry:

Dodatkowo; czynienie zła może także być sensem czyjegoś życia.

@So2Pawel- To całkiem dobry sens życia, tylko mam jedną wątpliwość, jeśli nie wierzymy w jakiekolwiek "życie po życiu", nie widzę powodu dla którego mielibyśmy coś po sobie zostawiać (gdy zeżrą nas robaki, to już nas nic nie będzie obchodzić).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Może jesteśmy przez kogoś kierowani? Jak w simsach. Spróbujcie zajrzeć w siebie i pomyśleć co by było gdybyś się nie urodził jako Zbyszek, Janek, Alicja itp itd... Ja czuje pustkę i chcę odejść od niej... Co będzie gdy umrzesz? Będziesz latał po świecie, pójdziesz do nieba( :aniolek: czy :diabelek: ), czy obudzisz się w innym ciele? Zastanów się czytelniku...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Słusznie prawisz (możemy pospamować), tylko lepiej sprecyzuj o co mamy się spierać.

Proponuję o to, o co spieraliśmy się do tej pory - o nic.

To zależy od nas, od tej kobiety, od przypadku i wielu innych okoliczności, oraz jeśli ktoś w coś takiego wierzy; od siły wyższej.

Jednakowoż czasem możemy przeczuć, czy związek ma większe czy mniejsze szanse, prawda?

Zatem jedyne sensowne wyjście, aby wykluczyć możliwość jej wystąpienia to oczywiście-> lobotomia. laugh.gif

Prowadzisz jakąś klinikę, że tak ciągle wspominasz o tej lobotomii? Nie no, żartuje przecież.

Ale serio, prowadzisz? ; )

Nie ma za co polecam się na przyszłość, poza tym sam stwierdzasz że to fakt, a z faktami się nie dyskutuje

Czy naprawdę uważasz że nie można dyskutować z czymś, co ktoś nazywał faktem?

Przyjaciela także możemy stracić (a przyjaźń też może uzależniać), choć nie jesteśmy w nim zakochani (chyba iż nasz wspólmałżonek, również jest naszym przyjacielem). Myślę że strata kogoś z kim jesteśmy w głębszym związku emocjonalnym (niż tylko chemia, czyli zakochanie), może powodować daleko większe spustoszenia w psychice, niż zakochanie. Samo zakochanie to tylko zabawa i właśnie życie chwilą, gdy ten stan się kończy (a w nic innego się nie zmienia), zwyczajnie zakochujemy się w kimś innym i po kłopocie, a to jest właśnie stan uzależnienia od chemii (stajemy się narkomanem).

Czyli wracamy do kwestii tego, że czasami nie warto ryzykować?

Dlaczegóż to miałoby z urzędu powodować depresję?

Nie musi, ale może

A związek emocjonalny z chomikiem, jest bez szans na przetrwanie i pasuje tu IMHO o wiele bardziej, (choć tak samo jak strata kobiety nie musi powodować od razu depresji, ale może). Zatem, posiadanie tegoż zwierzątka (lub innego), może być bardziej mordercze dla naszej psychiki. Taka logika, ograniczająca możliwośc zaburzeń psychicznych, prowadzi do jednego skutecznego sposobu ich wyeliminowania; oczywiście do lobotomii. laugh.gif

No cóż, wypada się z tym pogodzić. Btw, nie rób z nas takich wątłych psychicznie istotek, które się potną jak im chomik zdechnie ; )

Byłaby to rzeczywiście o wiele lepsza metoda (od lobotomii), lecz to jest temat o życiu, a nie o śmierci.

Po lobotomii sensu życia też raczej nie odnajdziesz, wiec równie dobrze może być kulka w łeb.

Na koniec; ponawiam prośbę o dokładniejsze sprecyzowanie tematu sporu, a nie o komentowanie tylko zdań (choć zabawa jest przednia).

No ba ; ]

Mish teraz to walnąłeś kulą w płot (takie są właśnie "efekty" polowania na zdania), So2Pawel wyrażnie napisał;

Z zacytowanego przeze mnie zdania wynikało co innego, ale zresztą nevermind.

Przyczepię się do czego innego: jeśli sensem życia ma być pozostawienie czegoś (pozytywnego) dla innych to znaczy, że życie wszelkich osób leniwych itp. jest go pozbawione? No bo przecież siedząc przed kompem nic po sobie nie pozostawisz (oprócz nudnych postów w jeszcze nudniejszej dyskusji na jakimś tam forum).

Poza tym, czyżbyś wierzył w życie pozagrobowe (Hitler, Stalin i Kuba Rozpruwacz, mogą czuć się spełnieni)? chytry.gif

Poza tym, nie odmieniłem wyrazu mogą w czas przeszły :unsure:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jednakowoż czasem możemy przeczuć, czy związek ma większe czy mniejsze szanse, prawda?
A więc powoli dochodzimy do konsensusu, zdrowy rozsądek to grunt (chyba to oczywiste, że nie powinniśmy angażować się w poważne związki, które mają nikłe szanse na przetrwanie). Tylko że wydawało mi się, iż całkowicie negowałeś miłość, związek, czy małżenstwo. Widzę że robisz postępy. :brawa:

Prowadzisz jakąś klinikę, że tak ciągle wspominasz o tej lobotomii? Nie no, żartuje przecież.

Ale serio, prowadzisz? ; )

No kurczę, przejrzałeś mnie (a myślałem, że już w tym poście uda mi się sprytnie wymienić nazwę pewnej, bardzo dobrej kliniki...), no trudno kasy nie będzie. :icon_cry:

Czy naprawdę uważasz że nie można dyskutować z czymś, co ktoś nazywał faktem?
Fakt jest czymś co zaistniało, to że ktoś coś nazwie faktem co nim nie jest, świadczy tylko o ignoranctwie tegoż osobnika. Sam stwierdziłeś, iż jest (czy był) to fakt, uznałem że rzeczywiście nim jest, a ponieważ wysoko cenię Twoją wiedzę i intelekt, więc nie dopuszczam nawet myśli, że mogłem Cię przecenić. :chytry: BTW "linki", to był całkiem niezły żart.

Czyli wracamy do kwestii tego, że czasami nie warto ryzykować?
Ja do niczego nie wracam (nigdzie nie twierdziłem, że musimy zawsze narażać się na ryzyko), natomiast zauważam, iż Ty zmieniasz zdanie. Wygląda na to, że po pierwsze; zaczynasz dopuszczać możliwość pewnych ryzykownych sytuacji, a po drugie; dopuszczasz to, że stały związek oparty na miłośći, nie jest wcale bardziej ryzykowny od życia z dnia na dzień.

Nie musi, ale może
Tak samo jak posiadanie chomika.

Btw, nie rób z nas takich wątłych psychicznie istotek, które się potną jak im chomik zdechnie ; )
Ja robię??? O nie, to według Ciebie nie możemy narażać się na żadne ryzyko. Jeśli ktoś jest bardzo wrażliwy, lub łatwo uzależnia się od wszystkiego, wystąpienie depresji po doznanej stracie jest bardzo prawdopodobne. Powiem więcej; chomik jest (w wypadku takich osób) dużo większym zagrożeniem niż żona. :laugh: Chomik żyje króciutko, jeśli ktoś jest miłośnikiem tych zwierzątek kupi sobie zaraz następnego, a po każdym zgonie gryzonia jego depresja będzie się powiększała (lub pojawiała na nowo). A żon nie możemy mieć tyle ile chomików, więc ryzyko depresji jest mniejsze.

Po lobotomii sensu życia też raczej nie odnajdziesz, wiec równie dobrze może być kulka w łeb.
A czy ja go szukam (a właściwie czy Ty go szukasz)? Przecież wszystkie Twoje stwierdzenia mają na celu udowodnienie, że życie nie ma sensu. Jeśli życie nie ma sensu, a chcemy je bez zmartwień i trosk przeżyć, to najlepszym rozwiązaniem jest wegetacja, czyli poddanie się (oczywiście)-> lobotomii (hmm... może jeszcze uda mi się przemycić nazwę tej kliniki).

Przyczepię się do czego innego: jeśli sensem życia ma być pozostawienie czegoś (pozytywnego) dla innych to znaczy, że życie wszelkich osób leniwych itp. jest go pozbawione

A niby dlaczego? Sensem życia takiego człowieka może być właśnie zbijanie bąków (każdy może mieć inny sens/ cel życiowy).

Poza tym, nie odmieniłem wyrazu mogą w czas przeszły :unsure:
Mogą to czas teraźniejszy więc jeśli;
W takim razie Hitler, Stalin albo inny Kuba Rozpruwacz mogą się czuć prawdziwie spełnieni.
mogą się czuć spełnieni, to raczej w tej chwili, a to oznacza iż dalej żyją, a ponieważ wiemy że nie (przynajmniej w naszym świecie), logicznym jest wniosek, iż wierzysz w życie pozagrobowe. No, ale nie będę dłużej się tego czepiał.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bo jeśli faktycznie masz taką osobę, to w końcu i tak prawdopodobnie się z nią rozstaniesz, a przeżycie takiego kopa w dupę to bardzo przykre doświadczenie, niewarte nawet dłuższego związku.

Pozostaje kwestia, czy taki związek się rozpadnie czy przetrwa. Jeśli jest oparty wyłącznie na miłości, to moim zdaniem nie ma szans. Kiedy minie już cały ten romantyczno-piękny nastrój (czytaj: organizm przestanie produkować nadmiar endorfin), jedna ze stron zobaczy, że w zasadzie nic innego nie łączy jej z drugą połówką i powie "żegnaj". Tyle.

Mój post z 18 kwietnia, kiedy zaczęliśmy bawić się w tą dyskusję

(chyba to oczywiste, że nie powinniśmy angażować się w poważne związki, które mają nikłe szanse na przetrwanie). Tylko że wydawało mi się, iż całkowicie negowałeś miłość, związek, czy małżenstwo.

Jeśli przeczytasz dokładnie to, co tam wtedy pisałem, to jako bystra osoba z pewnością zauważysz, iż cały czas pisałem o związkach bez żadnych podstaw i żadnych szans na przetrwanie, nie jako o związkach jako całości.

Widzę że robisz postępy.

... również w czytaniu ze zrozumieniem.

No kurczę, przejrzałeś mnie (a myślałem, że już w tym poście uda mi się sprytnie wymienić nazwę pewnej, bardzo dobrej kliniki...), no trudno kasy nie będzie. icon_cry.gif

Przykro mi, możesz ewentualnie spróbować zastosować sie do rad z komentarzy pod artykułami WP i zarabiać 40000 miesięcznie (czy coś w ten deseń).

Fakt jest czymś co zaistniało, to że ktoś coś nazwie faktem co nim nie jest, świadczy tylko o ignoranctwie tegoż osobnika. Sam stwierdziłeś, iż jest (czy był) to fakt, uznałem że rzeczywiście nim jest, a ponieważ wysoko cenię Twoją wiedzę i intelekt, więc nie dopuszczam nawet myśli, że mogłem Cię przecenić.

A słowa "fakt" użyłem całkowicie szczerze, żeby podkreślić to, iż zgadzam się z twoją tezą. Nie inaczej ;)

Ja do niczego nie wracam (nigdzie nie twierdziłem, że musimy zawsze narażać się na ryzyko), natomiast zauważam, iż Ty zmieniasz zdanie

Analogicznie mogę stwierdzić iż ty również zmieniasz zdanie, bo już nie zakładasz, że trzeba ślepo się pchać we wszelkie związki międzyludzkie.

zaczynasz dopuszczać możliwość pewnych ryzykownych sytuacji

Nigdy nie twierdziłem, że nie można w ogóle dopuszczać do takich sytuacji. Pisałem, że angażowanie się w związek bez szans jest IMO głupotą.

dopuszczasz to, że stały związek oparty na miłośći, nie jest wcale bardziej ryzykowny od życia z dnia na dzień.

Jop, w końcu każdego dnia może np. spaść mi na głowę cegła i zabić na miejscu. Uważam po prostu, że taki związek jest na 99% bez szans i w praktyce, jeśli nie ma dla niego mocniejszych podstaw, nie przetrwa.

Jeśli ktoś jest bardzo wrażliwy, lub łatwo uzależnia się od wszystkiego, wystąpienie depresji po doznanej stracie jest bardzo prawdopodobne. Powiem więcej; chomik jest (w wypadku takich osób) dużo większym zagrożeniem niż żona. laugh.gif Chomik żyje króciutko, jeśli ktoś jest miłośnikiem tych zwierzątek kupi sobie zaraz następnego, a po każdym zgonie gryzonia jego depresja będzie się powiększała (lub pojawiała na nowo). A żon nie możemy mieć tyle ile chomików, więc ryzyko depresji jest mniejsze.

No widzisz, a gdyby zastosował się do mojej "zuej" teorii, nie kupiłby chomika i nie byłoby depresji. Same plusy!

A czy ja go szukam (a właściwie czy Ty go szukasz)?

Kiedy napisałem o samobójstwie, jak zapewne pamiętasz, powołałeś się na nazwę tematu. Ja teraz też się na nią powołuję, choć w nieco innym sensie. :chytry:

A niby dlaczego? Sensem życia takiego człowieka może być właśnie zbijanie bąków

Chodzi o to, żeby nie tylko brac, ale i coś od siebie dac dla ogółu.

Mój tekst dotyczył tej teorii, zaś smród po bąkach znika po dość krótkim czasie. Nie zostawisz go przyszłym pokoleniom.

Mogą to czas teraźniejszy więc jeśli;

CYTAT

W takim razie Hitler, Stalin albo inny Kuba Rozpruwacz mogą się czuć prawdziwie spełnieni.

mogą się czuć spełnieni, to raczej w tej chwili, a to oznacza iż dalej żyją, a ponieważ wiemy że nie (przynajmniej w naszym świecie), logicznym jest wniosek, iż wierzysz w życie pozagrobowe. No, ale nie będę dłużej się tego czepiał.

Poza tym, nie odmieniłem wyrazu mogą w czas przeszły unsure.gif

I jeszcze jedno

; =/= :

Pozdrawiam

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli jest oparty wyłącznie na miłości, to moim zdaniem nie ma szans. Kiedy minie już cały ten romantyczno-piękny nastrój (czytaj: organizm przestanie produkować nadmiar endorfin), jedna ze stron zobaczy, że w zasadzie nic innego nie łączy jej z drugą połówką i powie "żegnaj". Tyle.

Jezu, przecież przyjmowanie biologii za jedyną słuszną miarę jest strasznie pesymistyczne. Dlaczego jeszcze się nie zabiłeś?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przepraszam za offtopa :P ale nie miałem kiedy odpowiedzieć :) może kogoś temat pochodzenia informacji w DNA zainteresuje, w końcu może być realnym fundamentem do znalezienia tegoż sensu :D

To nie informacja jest zależna od DNA, to kod DNA przechowuje jakąś informację.

Przechowuje informację, więc jest od niego zależna. Jeżeli by zmodyfikować kod DNA, informacja również się zmieni.

Może powinienem był zacząć od definicji informacji [...]

Dowcipne i wyrachowanie złośliwe, :ok:

Dlaczego to nie mogło powstać w przypadkowym procesie? Z tego samego względu dla którego wybuch w drukarni nie doprowadza do powstania 10-tomowej encyklopedii, z tego samego powodu dla którego znajdywane w jaskiniach malunki nie powstały na drodze erozji czy innych czynników naturalnych (z jakiegoś powodu przypisujemy ich autorstwo ludziom, którzy mogli mieszkać na takich obszarach).

Więc dużo logiczniejsze jest, że istnieje niewidzialny, niewyczuwalny, niepoznawalny wielki Projektant? A poza tym, skoro to wszystko jest tak złożone, że nie mogło powstać naturalnie, to niby jak wyobrażasz sobie kogoś, kto potrafił ogarnąć te wszystkie prawa i stworzyć z tego Wszechświat?

Informacje na temat domniemanego powstania wszechświata można znaleźć choćby w podręcznikach do fizyki, więc nie będę ich tu przepisywał.

I jeszcze jedna sprawa: skoro wszechświat został przez kogoś stworzony, to jak powstał ten ktoś? Po prostu sobie był?

Nie ważne co ludziom wydaje się logiczne, a co nie, ważne co mówią fakty i współczesna nauka :) Jest cały wykład na ten temat prof. dr inż. Wernera Gitta przetłumaczony na angielski >link<, a fragmenty wykładu dr Charlesa B. Thaxtona po polsku można znaleźć tu: >link<

W skrócie: informacja w kodzie DNA nie jest zależna od samej struktury tego kwasu dezoksyrybonukleinowego, tak jak informacja przekazywana w książce nie jest zależna od tuszu którym ją drukowano, generowana jest przez inteligencję. Resztę można bez problemu przeczytać w wyżej wymienionych publikacjach. Nie są bardzo długie, a moim zdaniem interesujące spojrzenie na sprawę. Może kogoś to zainteresuje :)

Pozdrawiam,

dwinar

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mój post z 18 kwietnia, kiedy zaczęliśmy bawić się w tą dyskusję

A mój był taki;

Uzależnić można się praktycznie od wszystkiego, to samo jest z depresją (można jej się nabawić z byle powodu). Zatem: najlepiej zrobić sobie lobotomię, dzięki temu będziemy wegetować jak roślina nie narażając się na te przypadłości. ;) BTW rozróżniajmy pojęcia, miłość to nie to samo co stan zakochania.
I nie była to reakcja na Twój post, a na post Myszona. Błąd tkwi w tym, iż utożsamiasz miłość ze stanem zakochania. Dlatego później pokazywałem inne oblicza miłości (np. chomik :icon_wink:).

Jeśli jest oparty wyłącznie na miłości, to moim zdaniem nie ma szans. [...] (czytaj: organizm przestanie produkować nadmiar endorfin) [...]
I to jest właśnie sedno, produkcja endorfin to nie jest miłość, a zakochanie. I dalej to samo;
CYTAT

dopuszczasz to, że stały związek oparty na miłośći, nie jest wcale bardziej ryzykowny od życia z dnia na dzień.

Jop, w końcu każdego dnia może np. spaść mi na głowę cegła i zabić na miejscu. Uważam po prostu, że taki związek jest na 99% bez szans i w praktyce, jeśli nie ma dla niego mocniejszych podstaw, nie przetrwa.

Mocniejsze podstawy to właśnie miłość na którą składają się m.in. przyjaźń, przywiązanie, zaufanie i różne inne mniej lub bardziej banalne rzeczy.

Analogicznie mogę stwierdzić iż ty również zmieniasz zdanie, bo już nie zakładasz, że trzeba ślepo się pchać we wszelkie związki międzyludzkie.
Ależ ja od początku twierdziłem, iż nie powinniśmy się angażować emocjonalne w nic, bo to może powodować depresję, dlatego cały czas proponowałem (i proponuję, może jednak kasa wpadnie), aby wykluczyć możliwość tego schorzenia; lobotomię. :laugh:

No widzisz, a gdyby zastosował się do mojej "zuej" teorii, nie kupiłby chomika i nie byłoby depresji. Same plusy!
Chomik to tylko przykład, mający na celu pokazanie, że każda strata może powodować depresję. Więc, aby całkowicie wyeliminować ryzyko jej wystąpienia... (wiadomo, patrz wyżej).

Kiedy napisałem o samobójstwie, jak zapewne pamiętasz, powołałeś się na nazwę tematu. Ja teraz też się na nią powołuję, choć w nieco innym sensie. :chytry:
Temat jest o sensie życia, do tego tematu także należą twierdzenia, że nasze życie jest go pozbawione. Ergo: nie musimy szukać (w tym temacie) jego sensu, a np. tylko stwierdzić jego bezsens.

Natomiast ja powoływałem się na drugi wyraz w temacie (sens życia) i trzymam się tego, IMO powinniśmy dyskutować o życiu, a nie o śmierci (chyba że ktoś twierdzi, iż sensem życia jest śmierć). Dlatego "trzymając się życia" stwierdzam, że samobójstwo nie wchodzi w grę, a jedynie "słuszną" metodą...

CYTAT

Chodzi o to, żeby nie tylko brac, ale i coś od siebie dac dla ogółu.

Mój tekst dotyczył tej teorii, zaś smród po bąkach znika po dość krótkim czasie. Nie zostawisz go przyszłym pokoleniom.

Ojej, znowu muszę się powtarzać.

Dla jednego sensem będzie zostawienie czegoś po sobie, a dla drugiego coś innego, jedno drugiemu nie zaprzecza. Każdy może mieć swój własny sens i nikomu nic do tego. Chyba że chcesz ustalić jeden wspólny sens życia (sens istnienia wszystkich ludzi), wtedy to co innego.

I jeszcze jedno

; =/= :

Pozdrawiam

Ja również. :smile:

Jezu, przecież przyjmowanie biologii za jedyną słuszną miarę jest strasznie pesymistyczne. Dlaczego jeszcze się nie zabiłeś?
A po co ma się zabijać, wystarczy lobotomia (przynajmniej zarobię). :wink:
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lobotomia ani samobójstwo nie jest rozwiązaniem. Wiadomo, jak ktoś jest słaby psychicznie to podda się jednemu z tych zabiegów, ale świat jest tak stworzony, że nic nie przyjdzie Ci bez żadnego trudu. Światem rządzi konkurencja i tylko osobniki najsilniejsze (psychicznie i/lub fizycznie) przetrwają i przeniosą swój materiał genetyczny na potomstwo. Wybacz, ale ja już nauczyłem się tak żyć, że olewam moje niepowodzenia i potrafię się z nich śmiać, bo najważniejsze w życiu to znaleźć złoty środek, który pozwoli nam przeżyć mimo porażek.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chodził mi bardziej o dobry ślad po sobie. Poza tym, chyba nie muszę wierzyc w życie pozagrobowe, aby byc zapamiętanym przez innych. Wystarczy mi sama satysfakcja, że mogłem coś zrobic dla ogółu. Tych ludzi (tak, hitler i stalin, ale także einstein, arystoteles itd.) można uznac za spełnionych (chociaz (prawie) nikt nie pochwala takiego Hitlera za to co zrobił.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trzeba mieć bardzo silną osobowość, aby sensem życia uczynić pozostawienie czegoś po sobie nie wierząc w życie pozagrobowe. Szczerze, to jeśli "po drugiej stronie" nic nie ma, to według mnie całe życie traci sens w obliczu śmierci - wszystko co zrobiłeś, czego nie zrobiłeś, co pokochałeś, co znienawidziłeś - to wszystko po prostu zniknie. Przeraża mnie taka perspektywa =/ Oczywiście można mówić, że po nas zostaną ludzie dla których żyliśmy, ale oni przecież też kiedyś umrą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Światem rządzi konkurencja i tylko osobniki najsilniejsze (psychicznie i/lub fizycznie) przetrwają i przeniosą swój materiał genetyczny na potomstwo.
Szowinizm? :icon_wink:

bo najważniejsze w życiu to znaleźć złoty środek, który pozwoli nam przeżyć mimo porażek.
Otóż to.

Poza tym, chyba nie muszę wierzyc w życie pozagrobowe, aby byc zapamiętanym przez innych. Wystarczy mi sama satysfakcja, że mogłem coś zrobic dla ogółu.
Oczywiście że nie musisz, tylko skąd będziesz wiedział, że zostałeś zapamiętany? A satysfakcja, hmm... skąd będziesz wiedział, iż inni po Twojej śmierci nie będą oceniać Twych działań negatywnie? A może pragniesz, aby docenono Cię za życia? W takim wypadku Twoim sensem byłaby sława, szacunek, satysfakcja z tego iż Cię doceniono, oraz poczucie spełnienia ze zrobienia czegoś pożytecznego. Tylko niestety, często wielcy ludzie zostają docenieni dopiero po śmierci. Poza tym, aby zrobić coś naprawdę wielkiego najczęściej potrzeba na to całego życia. Będąc jedną nogą w grobie trudno nie zastanawiać się co będzie dalej. Zaczyna się myśleć; świetnie zrobiłem coś dobrego dla świata, ale po co, skoro mają mnie zeżreć robale? Można oczywiście także, pomyśleć tak; super, zrobiłem coś wielkiego, teraz mogę w spokoju odejść. Lecz bez wiary w życie po śmierci bardzo ciężko tak pomyśleć. IMO ogromnie trudno jest być prawdziwym altruistą, bez wiary w życie po życiu.

Tych ludzi (tak, hitler i stalin, ale także einstein, arystoteles itd.) można uznac za spełnionych (chociaz (prawie) nikt nie pochwala takiego Hitlera za to co zrobił.
Hitler na pewno nie miał poczucia spełnienia, wręcz przeciwnie był zawiedziony (wszystkie jego idee i koncepcje wzięły w łeb).

Trzeba mieć bardzo silną osobowość, aby sensem życia uczynić pozostawienie czegoś po sobie nie wierząc w życie pozagrobowe.Szczerze, to jeśli "po drugiej stronie" nic nie ma, to według mnie całe życie traci sens w obliczu śmierci - wszystko co zrobiłeś, czego nie zrobiłeś, co pokochałeś, co znienawidziłeś - to wszystko po prostu zniknie.
No właśnie, smutne ale prawdziwe.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Światem rządzi konkurencja i tylko osobniki najsilniejsze (psychicznie i/lub fizycznie) przetrwają i przeniosą swój materiał genetyczny na potomstwo.
Szowinizm? :icon_wink:

Nie. Życie, a właściwie doświadczenie płynące z życia. Poza tym, mówi się, że człowiek jest zwierzęciem stadnym. Poniekąd jest to prawda. Osobniki słabe trzymają się w grupie, bo wtedy są silniejsze i mają większe szanse na przetrwanie. Jednak jeśli osobnik jest silny i zdaje sobie z tego sprawę to wiedzie samotniczy tryb życia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...