Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Hut

Sens życia

Polecane posty

Odnośnie pozostawiania przy życiu osoby, która znajduje się w stadium rośliny: szczerze wątpię w sens czegoś takiego. Więc mamy jakiegoś Kazia. Kaziu miał ciężki wypadek i teraz nie porusza się, nie potrafi sam jeść, ani nawet się wypróżniać. Ma natomiast rodzinę, która się nim będzie opiekowała. Ale czy powinien on egzystować? Sam cierpi straszne męki, martwi się, że teraz jego rodzina ma jeszcze opiekę nad nim na głowie. Oczywiście robią to z miłości, ale taka osoba nie przyjmuje tego do wiadomości, myśli natomiast, że jest dla nich balastem, nawet nie osobą, a rzeczą, którą muszą się zajmować. Natomiast jego rodzina musi patrzeć na jego cierpienie, samemu nie mogąc nic zrobić, bo w Polsce prawo zabrania dokonania eutanazji. Jestem zwolennikiem "testamentu życia", żeby każdy człowiek podjął decyzję, czy w razie wypadku, który przeniesie go w stan rośliny, chce być sztucznie utrzymywany przy życiu. Osobiście wolałbym, by mnie odłączono od tych machin, a moje organy dano potrzebującym, bo może raz bym się komuś przydał.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobrnelismy do tematu eutanazji, co moim zdaniem jak najbardziej do tego dzialu... Z jednej strony strach przed smiercia, przed nieznanym, mimo iz kazdy z nas musi przejsc przez to raz w zyciu i przejechac sie w konwoju czarnych aut :) Jesli pan Kaziu w jakis sposob poinformuje mnie, ze chce umrzec (dokonano na nim eutanazji) nie wiem, czy bylbym w stanie podjac jakas racjonalna decyzje. Z jednej strony sumienie nie pozwoliloby mi zabic bezbronnej osoby, a z drugiej - pan Kaziu woli oddac swoje orgrany komus kto je potrzebuje niz sam on (oddajac swoje zycie chce zrobic cos dobrego dla kogos, kto skorzysta jeszcze z tego zycia). Dla mnie osobiscie bylaby to zbyt trudna decyzja i szczerze mowiac watpie bym sie podjal dokonania eutanazji...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Też nie dokonałbym eutanazji na kimś, ale gdyby to dotyczyłoby mnie- tak, jestem za. Polskie prawo tego nie reguluje, jest tylko zapis o karalności zabójstwa, a eutanazja- jakby nie patrzeć- to też zabójstwo. Może nie jest aż tak "dosłowne" jak władowanie w kogoś kilku pocisków, ale ciągle jest to zabójstwo. Dopuszczalne jest zabicie kogoś w obronie własnej, ale nie można już odłączyć od aparatury kogoś ledwie żywego. Powiedzmy, że eutanazja jest jak dobijanie rannych na wojnie, tyle tylko, że o tym drugim nie mówi się publicznie.

Nie jestem pewny, czy ten temat nie zahacza o offtop, ale tym już się zajmą moderatorzy :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mówienie o przeznaczeniu, losie, albo teksty w stylu "Bóg tak chciał" to pocieszanie się, czasem nawet podświadomie. Coś się zrobiło nie tak, jak się sobie wymarzyło? To nie nasza wina, tylko tak nam było pisane. Jakiś wypadek? Widocznie taka wola boska. Nigdzie tu nie ma człowieka, co jest smutne, bo - jak zauważył przedmówca - gdzie tu miejsce na wolną wolę człowieka? Jeżeli nasz los jest zdeterminowany i przeznaczenie istnieje, to nie ma żadnej wolności.

Ja się podpiszę każdym moim członkiem pod tą wypowiedzią. Zakładając, że przeznaczenie istnieje możemy się położyć i leżeć myśląc, że jeżeli pisane nam Wielkie Rzeczy, to w końcu same do nas przyjdą. Gdy ktoś ma rodzinę jest w stanie się utrzymać - jest szczęściarzem. Gadki o przeznaczeniu będą w jego ustach tylko pustymi, ale jakże ładnymi słowami. Co ma powiedzieć bezdomny alkoholik, żebrzący każdego dnia o fajkę i jakiegoś siarkofruta? Że TO było mu pisane? Jeżeli dodać to tego kwestię wiary, czy to co nasz stworzyło mogłoby być aż tak okrutne?

A co z ludzmi wierzacymi? Dla nich sensem zycia jest dojrzenie do swietosci. Dla kogos kto jest wierzacy i szanuje Biblie na pewno bedzie dazyl do tego by po smierci pojsc do Nieba.. albo w ostatecznosci Czysca

Ja uważam, że człowiek wierzący powinien starać się żyć jak najlepiej na ziemi, nie dlatego żeby dostać nagrodę, tylko po prostu z jakiegoś wewnętrznego podszeptu dobra. Nie uważam, że najlepszym rozwiązaniem dla każdego wierzącego jest rozdanie majątku i poświęcenie życia innym. Nie sądzę, że bycie obrzydliwie zachłannym i bogatym jest czymś dobrym naturalnie, ale powinniśmy żyć również w zgodzie ze swoją naturą, a nie tylko umartwiać się, sypać się popiołem po głowie i publicznie biczować. Nie wierzę, że jakakolwiek siła wyższa która stworzyła ten (wszech)świat i człowieka jest starym zgredem, który spogląda na nas myśląc "memento mori, człecze marny!!". Uważam, że czysta radość jest szczęściem, gdy jesteśmy w dobrym humorze lepiej nam żyje się z innymi, zarażamy innych swoim dobrem, uśmiechem. Dla niektórych taką radością jest uśmiech chorego człowieka, któremu się pomogło, dla innego uśmiech dziewczyny której wręczył kwiatek, albo uśmiech babci gdy wpada się na niezapowiedzianą wizytę na herbatkę. Każdy powinien znaleźć swoją drogę.

Nie temat o religii, ale:

Cytat z Biblii ""Łatwiej wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do Królestwa Niebieskiego" jest bardzo ciekawy, bo możemy przeczytać kilka wersów niżej, że przejście takowe dla nas ludzi jest niemożliwe, ale u Boga nic nie jest niemożliwe. Zatem według Biblii bogaci będą mogli wejść do nieba?

Jestem zwolennikiem "testamentu życia", żeby każdy człowiek podjął decyzję, czy w razie wypadku, który przeniesie go w stan rośliny, chce być sztucznie utrzymywany przy życiu. Osobiście wolałbym, by mnie odłączono od tych machin, a moje organy dano potrzebującym, bo może raz bym się komuś przydał.

Z tym również zgadzam się. Niech każdy ma prawo decydować o sobie i nikt nie ma prawa tego potępiać. Nie sądzę, żeby było to jakkolwiek sprzeczne nawet z kodeksem "instytucji" najbardziej potępiającą eutanazję, samobójstwo ma miejsce, gdy życie nam zbrzydło, a eutanazja jest pewnego rodzaju poświęceniem - "skoro wiem, że i tak umrę, a ostatnie chwile mojego życia spędzę w nieświadomości(półświadomości) i dodatkowo będę strasznie cierpiał, a tym samym cierpieć będą moi bliscy, to mimo że szanuję życie, lepiej będzie jak odejdę na drugą stronę"

Jestem ciekaw co myslicie nad sensem zycia ludzi, ktorzy ulegli przeroznym wypadkom, chorobom, ktore przykuly ich na reszte zycia do lozka, z ktorymi nie ma w ogole kontaktu lub sa calkowicie zdezorientowani. Czy tacy ludzie maja jakis sens zycia? Opiekun myje ich kilka razy dziennie, podciera tylek, sa karmieni przez rurke lub jedza papki... Jaki maja cel, sens zycia? Zaden? Musi byc jakis sens ich cierpienia. Ktos moze powiedziec: musieli cos w zyciu zrobic, ze spotkala ich taka kara lub, ze cierpia za grzechy swiata i po smierci pojda do nieba (cisze prosze, nie jestem fanatykiem religijnym, do bycia religijnym duuuuuuuuzo mi brakuje). Musza miec sens zycia, tylko jaki?

Każdy może znaleźć sobie swój cel, jeżeli jest tylko w pełni świadomy tego, że żyje. Każdy indywidualnie jest inny, to prawda że każdy znosi taką tragedię w inny sposób uważam jednak, że ich życie w cale nie musi być gorsze od osoby w 100% sprawnej fizycznie i psychicznie, to zależy od człowieka. Jego nastawienia nie można mu wpoić taką durną gadką "a Rysiek nie ma rączek i zobacz jak żyje sobie szczęśliwie!", można jedynie być dla niego oparciem wtedy, kiedy tego naprawdę potrzebuje. Czyny, a nie puste słowa wracają nam ochotę do życia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gadki o przeznaczeniu będą w jego ustach tylko pustymi, ale jakże ładnymi słowami. Co ma powiedzieć bezdomny alkoholik, żebrzący każdego dnia o fajkę i jakiegoś siarkofruta? Że TO było mu pisane?

Oczywiscie, ze nie, ale dlaczego tez stal sie tym bezdomnym alkoholikiem? Jesli mial rodzicow alkoholikow, ktorzy zapijali sie w trupa odkad tylko pan Jozio pamieta, to od kogo mial brac przyklad? Dla niego to bylo czyms normalnym, od najmlodszych lat obserwowal rodzicow i byc moze czasami bral czynny udzial w libacji... Pan Jozio wyrosl i kolko sie zamyka. Jego dzieci tez za pewne poszly w jego slady (o ile ma dzieci). Chyba ze byly na tyle inteligentne, ze jak podrosly to zrozumialy, iz nie jest to sposob na zycie, ze jest lepszy swiat niz ten wykreowany przez cowieczorne upijanie sie i zrobily wszystko by sie z tego piekla uwolnic.

Wiele moze byc powodod dlaczego pan Jozio zostal bezdomnym, zebrzacym alkoholikiem (patrz list z CDA o sfrustrowanym malolacie, ktory tylko panny i imprezy zalicza). Moze zbankrutowal, moze rodzina mu sie rozpadla, moze jeszcze inna zyciowa tragedia. Wnioskow mozna wsnowac wiele, ale pewnym jest, ze pan Jozio mogl udac sie do jakiejs organizacji, ktora by go wsparla, pomogla wyjsc z dolka psychicznego i wrocic spowrotem na prosta droge. Dlaczego pan jozio z tego nie skorzystal? Z wlasnej woli, z niewiedzy (w co watpie), bo nie mial nikogo kto by go wsparl psychicznie i namowil na taka organizacje w tym trudnym okresie jego zycia?

Nie pisze tutaj o przeznaczeniu, ze panu Joziowi zostalo w ksiedze zycia zapisane, iz zostanie alkoholikiem. Mial wybor za mlodu - isc latwa sciezka zycia (alkohol, panny, alkohol), lub trudniejsza (odbic sie od tych wszystkich meneli i wyjsc jakos w zyciu). Mial wolny wybor, ale co wybral to juz jego wlasna decyzja (i tacy potem z naszych podatkow sa utrzymywani ... :angry: )

Zatem według Biblii bogaci będą mogli wejść do nieba?

Jak to ksiadz kiedys na kazaniu powiedzial: "Bog jest najpierw milosierny a potem sprawiedliwy"

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No mniej więcej to miałem na myśli mówiąc o wolnej woli i tym, że nic nie jest w życiu pewne, a my jesteśmy kowalami swojego losu. Każdy podejmuje 100% odpowiedzialności za swoje czyny, ale też wiele rzeczy nie jest niemożliwymi do odwrócenia i czasami wystarczy impuls żeby wziąć się w garść. Powodów oczywiście jest mnóstwo, ale mam nadzieję, że nie traktujesz tych bodźców, które na nas działają (patologia, traumatyczne wydarzenia) zmieniając nasze życie za jakby odmianę przeznaczenia. To co nas spotyka jest efektem działania innych ludzi, najczęściej z naszego najbliższego otoczenia + ewentualne zdarzenia losowe.

Dlaczego pan jozio z tego nie skorzystal? Z wlasnej woli, z niewiedzy (w co watpie), bo nie mial nikogo kto by go wsparl psychicznie i namowil na taka organizacje w tym trudnym okresie jego zycia?

Pan Jozio wybrał swoją drogę życia, zrobił to sam, zrobił to co uważał za słuszne, a może nie tyle słuszne co "fajne". Nie ma co winić kogoś, kto mógłby mu pomóc, jak każdy miałby liczyć na pomoc kogoś w przełomowych momentach swojego życia, to matematyka przestałaby być królową nauk. Co zresztą sam powiedziałeś

ie pisze tutaj o przeznaczeniu, ze panu Joziowi zostalo w ksiedze zycia zapisane, iz zostanie alkoholikiem. Mial wybor za mlodu - isc latwa sciezka zycia (alkohol, panny, alkohol), lub trudniejsza (odbic sie od tych wszystkich meneli i wyjsc jakos w zyciu)
więc rozumiem, że w kwestii Wielkiej Księgi Żywota Wszystkich Śmiertelników się zgadzamy,

Mial wolny wybor, ale co wybral to juz jego wlasna decyzja (i tacy potem z naszych podatkow sa utrzymywani ... angry.gif )

O tak, to lubię! Graj muzyko! Bez urazy, ale chyba się Ci trochę "zezgredziało":)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

My na forum nie szukamy sensu zycia, bo go tutaj wsrod zer i jedynek nie znajdziemy :) My o nim tylko dyskutujemy a to dwie rozne rzeczy. Zyjac kazdym dniem szukamy sensu zycia nawet jesli nie zdajemy sobie z tego sprawy...

@Fr0g129: Stary juz jestem:) I trojke dzieci do wychowania mam (2 corki i moja wybranka zycia - very bad girl. Nie wiem czy cos z tego wyjdzie, ale mam nadzieje, ze stanie sie ktoregos dnia czlowiekiem :D :D )

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kimże bylibyśmy bez umierania? Na tym świecie taki już jest ustalony porządek - rodzisz się, żyjesz sobie i umierasz. Umieranie pozwala nam bardziej docenić życie, staramy się z niego, w tym relatywnie krótkim czasie, wycisnąć tyle ile się da. Nieśmiertelność jest dla człowieka więzieniem, gdzie spieszyłoby się nam gdybyśmy wiedzieli, że mamy nieograniczone zasoby czasu? Czy wtedy pojęcie czasu miałoby jakikolwiek sens? Chyba tylko po to, żeby wiedzieć kiedy się zacznie ściemniać. Osobiście uważam, że człowiek jest po prostu istotą zbyt niedojrzałą i posiadającą zbyt wiele wad, aby móc czerpać radość z braku ogranicznika w postaci śmierci. Zresztą nikt nie jest w stanie powiedzieć, co (kto?) byłoby w stanie istnieć w nieskończoność i nie zanudzić się (na śmierć).

Poza tym znając swoją kruchość i krótkotrwałość w porównania do Natury czy Wszechświata życie staje się bardziej interesujące, spontaniczne decyzje nabierają smaczku, adrenalina częściej podskakuje. Zawsze znajdziemy coś, czego wcześniej nie znaliśmy, lub próbowaliśmy i będziemy mogli z tego czerpać radość.

Niektóre tematy są zawsze aktualne, poruszane każdego szarego dnia, nawet jeżeli o tym nie myślimy. O takich rzeczach warto rozmawiać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem co brales, ale tak to napisales, ze az naszly mnie refleksje dotyczace zycia i smierci. Po prostu pieknie :) Jest tylko jedno "ale". Naukowcy juz zaczynaja zabawy w Boga dotyczace niesmiertelnosci (ew przedluzania zycia) poprzez eksperymenty genetyczne. Moim zdaniem jest to spowodowane strachem przed smiercia - przed czyms nieznanym, a kazdy z nas to doswiadczy. Uwazam, ze ci ludzie boja sie, ze umierajac zostawia wszystko tutaj na Ziemi i nie beda mogli kontynuowac swego dziela. Zeby rozjasnic o co mi chodzi zobrazuje to na prostym przykladzie: Kajtek uwielbia grac na kompie. Pewnego dnia uswiadamia sobie, ze z kazda sekunda zblizamy sie do smierci. Martwi sie, ze nie bedzie miec czasu na poznanie wszystkich gier, ktore go interesuja. Uwaza, ze jedynym rozwiazaniem jest genetyka - za pomoca zielonej pigulki przedluzy sobie zycie o ilestam lat i bedzie mogl dalej kontynuowac swoje hooby (i tak w kolko).

Pojawia sie problem dla ludzi wierzacych - jest to niezgodne z religia. Calym naszym doczesnym zyciem daza do Boga, ale by spotkac sie z Nim twarza w twarz potrzebna jest smierc, wiec nie jest ona koncem lecz poczatkiem nowego, lepszego zycia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zabawa w nieśmiertelność jest jak najbardziej sprzeczna z założeniami większości religii, ale przedłużanie już niekoniecznie. Przynajmniej w moim odczuciu pod miano przedłużania można na siłę sklasyfikować, np, szeroko pojętą medycynę (czyż średnia wieku w społeczeństwie z dobrym dostępem do placówek medycznych nie jest zdecydowanie wyższa niż w krajach trzeciego świata?), ale to już lekka skrajność. Ciekawą odmianą są tu Świadkowie Jehowy, którzy nie pozwalają sobie na żadne zabiegi chirurgiczne (ale tabletki już mogą brać, dla mnie zawsze w tym było trochę braku konsekwencji, ale i to można logicznie wytłumaczyć), dla nich rzeczywiście jakakolwiek ingerencja w ich organizm jest zaprzeczeniem wiary.

Można zastanowić się również nad tym z jakiego powodu przedłużamy nasze życie, przykład Kajtka myślącego samolubnie o zgłębieniu wyłącznie swoich zainteresowań dzięki dłuższemu życiu jest smutny, ale co w przypadku gdy człowiek chce dłużej żyć dla innych? Wydaje mu się, że robi wiele dla innych prowadzi fundację charytatywną, altruizm pełną gębą i chce zrobić więcej. Oczywiście zgadzam się, że zabawy w nieśmiertelność i odkrywanie kamienia filozoficznego to głupie zabawy w próby bycia Bogiem i to nie może się udać. To jakaś dziwna próba stworzenia na ziemi raju, jakiejś dziwnej utopii, a jak wiadomo utopia stworzona przez ludzi bardzo szybko może przerodzić się w prawdziwy koszmar.

Proponuję obejrzeć też film Vanilia Sky (jak dla mnie film mocno przekombinowany, ale

ma dużo wspólnego z poruszanym tematem. Wizja zycia doskonałego w hibernacji jest co najmniej ciekawa

)

Moje poglądy na temat życia po śmierci i ogólnie religii kiedyś może przedstawię w odpowiednim dziale.

Nie wiem co brales, ale tak to napisales, ze az naszly mnie refleksje dotyczace zycia i smierci

Pozwolę sobie zarzucić cytatem "Kawa, cukier i śmierdzące skarpety są powszechnie dostępne"

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A propos tego, co mówicie - w obecnych czasach prace nad zwiększeniem długości życia osiągają rzeczywiście monumentalne rozmiary, ale czy nie walczymy o to od dawna? Dość powiedzieć, że samo poprawienie warunków życia, rozwój medycyny i higieny sprawiły, że żyjemy o kilkadziesiąt lat dłużej, niż nasi śmierdzący i owrzodzeni praprapradziadowie z epoki Średniowiecza.

Dlaczego chcemy przedłużać swój żywot? Z różnych przyczyn, ale czy u ich podstawy nie leży głęboko skryty instynkt samozachowawczy? Wszak lęk przed śmiercią jest najbardziej pierwotnym u człowieka i objawia się już u noworodków jako "lęk przed upadkiem", by później przekształcić się w wiele rozmaitych wariacji - np. lęk przed odrzuceniem, które zresztą u plemion prymitywnych jest tożsame ze skazaniem na śmierć. W dzisiejszych czasach dążymy do doskonałości, a cóż może być lepszym dowodem na ostateczne zwycięstwo człowieka niż pokonanie musu umierania?

Osobiście zgadzam się z napisaną gdzieś wyżej opinią, że cień nieuchronnego końca pozwala życie docenić i pełniej wykorzystać; z drugiej jednak strony, gdybyśmy nie spieszyli się nieustannie i mogli bezpiecznie zwolnić, może dostrzeglibyśmy pewne rzeczy, które umykają nam w pędzie? Tak, wiem, że to oklepane i brzmi płytko, ale sądzę, że coś w tym jest. Sama nie mam tego problemu, ale jeśli dać innym ludziom taką szansę, być może okazaliby nieoczekiwaną głębię? A może nie? To i ja coś zacytuję - myśl Susan Ert, tak w ramach podsumowania i do dowolnej interpretacji - Miliony marzą o nieśmiertelności, równocześnie nie wiedząc, co ze sobą zrobić w deszczowe niedzielne popołudnie. :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szkoda tracić czas na szukanie sensu tam gdzie go nie ma.
Ha! Zdrowe podejście. Jeśli nie widzisz sensu w szukaniu sensu, to szukanie tego sensu jest bez sensu.

Zyjac kazdym dniem szukamy sensu zycia nawet jesli nie zdajemy sobie z tego sprawy...
Mnie jednak cały czas zastanawia, jak rozumiec ten cały "sens". Im więcej czytam o nim wypowiedzi, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że większośc z nas pojmuje go inaczej. I nie mam tu na mysli sensu konkretnego - a ogólnego, czyli po prostu definicji.

Umieranie pozwala nam bardziej docenić życie, staramy się z niego, w tym relatywnie krótkim czasie, wycisnąć tyle ile się da.
Tutaj się zasadniczo zgadzam. Świadomośc końca jest dla mnie czymś motywującym. Nie wiem, czy to trafne porównanie, ale: nie macie tak, że gdy jest mniej czasu na zrobienie czegoś, praca Wam idzie lepiej? Zaś gdy czasu jest za dużo, marnujecie go? Szczerze mówiąc, nie spotkałem się z kimś, kto byłby pod tym względem inny. Jasne, są osoby, które potrafią się zmobilizowac i zrobic co mają do zrobienia szybko i od razu, by potem odpoczywac - ale to z kolei jest napędzane tym, że im szybciej skończą, tym więcej czasu będą mieli na robienie czegoś, co im sprawia przyjemnośc, co jest po prostu logiczne.

Zresztą nikt nie jest w stanie powiedzieć, co (kto?) byłoby w stanie istnieć w nieskończoność i nie zanudzić się (na śmierć).
Przypomniał mi się motyw z jednej z książek Lema - chyba Cyberiady, ale głowy nie dam. Pewien naukowiec "wymyślił" nieskończonośc, która polegała na przeniesieniu całości umysłu do jakiegoś przedmiotu, bardzo trwałego. Brakowało ciała, lecz umysł (bądź dusza) trwała. Problem w tym, że... w ten sposób stworzył piekło, tym bardziej, że (nie pomnę, z jakiego powodu), dany umysł nie miał szans oszalec, co byłoby jedynym ratunkiem od mordęgi.

Ciekawą odmianą są tu Świadkowie Jehowy, którzy nie pozwalają sobie na żadne zabiegi chirurgiczne
A to już mnie bawi. Fajny bóg, który nie pozwala ludziom się leczyc. Dlaczego? Bo to ingerencja w ciało. Genialne widzi-mi-się w boskim wydaniu. I nie, nie krytukuję to Świadków Jehowy jako takich, a to konkretne podejście do konkretnego zjawiska. By nie było potem coś.

Oczywiście zgadzam się, że zabawy w nieśmiertelność i odkrywanie kamienia filozoficznego to głupie zabawy w próby bycia Bogiem i to nie może się udać.
No, tutaj nie byłbym taki pewien. W końcu 100 lat temu komputery wydawały się nierealne. Nie sądzę, by za mojego życia ktokolwiek zbliżył się do nieśmiertelności, ale kto wie, co będzie za 1000 lat? Chociaż to chyba i tak był skrót myślowy w Twoim wydaniu?

W dzisiejszych czasach dążymy do doskonałości, a cóż może być lepszym dowodem na ostateczne zwycięstwo człowieka niż pokonanie musu umierania?
Może w tym momencie się czepię, ale wolę zadac nieinteligentne pytanie niż później czegoś nie zrozumiec. Jakie zwycięstwo? Doskonałośc jako nieśmiertelnośc?

może dostrzeglibyśmy pewne rzeczy, które umykają nam w pędzie?
Tu chyba wszystko zależy od konkretnej osoby. Ja akurat staram się zauważac pewne rzeczy dlatego, że kiedyś mnie nie będzie. Inna sprawa, że pojęcia nie mam, jak bym się zachowywał, mając w perspektywie wiecznośc.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pewnie byłaby sytuacja podobna jak z serwerami gier: kolejka oczekujących, gdy zwolni się slot (komuś znudzi się taka wieczność) wchodzi nowy człowiek...

Co do sensu życia: chyba najważniejsze jest, abyśmy mieli dla kogo żyć, bez względu na to, czy chcemy być lepsi, komuś dorównać, zaimponować czy zrównać jego życie z ziemią. To wszyscy dookoła nas i nasze stosunki z nimi definiują nas i nasze cele.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przypomniał mi się motyw z jednej z książek Lema - chyba Cyberiady, ale głowy nie dam. Pewien naukowiec "wymyślił" nieskończonośc, która polegała na przeniesieniu całości umysłu do jakiegoś przedmiotu, bardzo trwałego. Brakowało ciała, lecz umysł (bądź dusza) trwała. Problem w tym, że... w ten sposób stworzył piekło, tym bardziej, że (nie pomnę, z jakiego powodu), dany umysł nie miał szans oszalec, co byłoby jedynym ratunkiem od mordęgi.

Taa, a najlepsze, że

pilot Pirx (bo to chyba on był bohaterem tego opowiadania) rozwalił ten kamień młotkiem. To tyle nieśmiertelności ^^

Jeśli chodzi o 'ingerencję w dzieło Boże', to uważam, że jest to jeden wielki stek bzdur. Niech mi ktoś łaskawie wytłumaczy czemu zmodyfikowanie genetyczne czegoś jest większą ingerencją w naturę niż, powiedzmy, obróbka kamienia, albo usmażenie kawałka mięsa. Człowiek, nie posiadający przesadnie rozwiniętego organizmu musi polegać na rozumie, tworząc nowe rzeczy z posiadanych zasobów. Na prawdę zbiera mi się na śmiech, gdy słyszę, że in vitro jest czymś złym. Halo? My tu uszczęśliwiamy ludzi!

W sumie w naszych czasach ciężko się obrócić, nie robiąc czegoś sprzecznego z naturą, więc w sumie możemy sobie nie zawracać głowy.

Jeszcze na temat nieśmiertelności. Wiele jest na tym świecie rzeczy do zobaczenia i zbadania, jednak myślę, że nieskończoność była zbyt długa by pozostać przy zdrowych zmysłach. Z resztą wszystko się kiedyś skończy, nawet nasz niewyobrażalnie wielki Wszechświat, więc nie ma sensu jej szukać.

I na koniec. Ostatnio naszła mnie refleksja, że starzenie się jest bardzo ważnym elementem akceptowania tego, że odchodzisz z tego świata. Jeśli czujesz, że twoje ciało zawodzi, umysł nie pracuje już tak sprawnie jak dawniej, zaczynasz odczuwać, że nie do końca pasujesz do tego świata i ostatecznie śmierć możesz powitać niemal z radością. Mam przynajmniej nadzieję, że za kilkadziesiąt lat nadal będę tak na to patrzył.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mnie jednak cały czas zastanawia, jak rozumiec ten cały "sens". Im więcej czytam o nim wypowiedzi, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że większośc z nas pojmuje go inaczej. I nie mam tu na mysli sensu konkretnego - a ogólnego, czyli po prostu definicji.

Trafnie powiedziane. Dla mnie sama próba zdefiniowania tego pojęcia w sposób żeby każdemu odpowiadał byłaby niezmiernie trudna. Wydaje mi się, że każdy najpierw ustala sam dla siebie owy "sens", który później próbuje odnaleźć, a dopiero następnym krokiem jest zdefiniowanie go.

W końcu 100 lat temu komputery wydawały się nierealne. Nie sądzę, by za mojego życia ktokolwiek zbliżył się do nieśmiertelności, ale kto wie, co będzie za 1000 lat? Chociaż to chyba i tak był skrót myślowy w Twoim wydaniu?

Wydaje mi się, że mówisz tutaj o postępie technicznym (wiadomo, że aby przedłużać życie chociażby przez leczenie jest on wymagany) a mi chodziło o rozwój ludzkiej świadomości konieczny, aby uzyskać nadnaturalną zdolność bycia nieśmiertelnym. Chęć zwyciężenia śmierci porównałbym do marzeń człowieka o lataniu. W obecnej chwili udało się to, ale czy dlatego że wyrosły nam skrzydła? Dzięki samolotom, paralotniom, skokom spadochronowym mamy namiastkę tego niegdyś nierealnego marzenia. Wyobraźmy sobie sytuację gdzie człowiek pozna swój własny umysł na tyle, żeby mógł go edytować za pomocą skomplikowanej techniki, przykładowo że mógłby sam wprowadzić swoje ciało w stan letargu, hibernacji podczas której jego umysł trwać znacznie dłużej. Niech owa technologia pozwoli nam na życie w świecie, który człowiek sam sobie stworzy (każda jednostka miałaby to, czego najbardziej pragnie) wszystko działoby się tylko i wyłącznie w jego głowie. Jest to w pewnym sensie zwycięstwo nad śmiercią, ale moim zdaniem jest to sytuacja analogiczna jak z lataniem, dalej marna namiastka naszego marzenia o nieśmiertelności. Kto by się zgodził na coś takiego?

I na koniec. Ostatnio naszła mnie refleksja, że starzenie się jest bardzo ważnym elementem akceptowania tego, że odchodzisz z tego świata. Jeśli czujesz, że twoje ciało zawodzi, umysł nie pracuje już tak sprawnie jak dawniej, zaczynasz odczuwać, że nie do końca pasujesz do tego świata i ostatecznie śmierć możesz powitać niemal z radością. Mam przynajmniej nadzieję, że za kilkadziesiąt lat nadal będę tak na to patrzył.

Ja mam na to nieco inny pogląd. Starzenie się zmienia nas, nasze ciało i umysł - to pewne, ale nie wyobrażam sobie, żebym miał żyć tylko po to żeby przygotowywać się na odejście z tego świata. Wolałbym przyzwyczaić się do tego, co mam, zaakceptować to i pamiętać o pięknych chwilach. Nadal starałbym się jak najwięcej zgłębić, jak najwięcej zrozumień i dowiedzieć się. Na pewno nie postawię sobie tabliczki na cmentarzu z napisem "zajęte"

I jeszcze jedno, nie uważam że porównywanie modyfikacji genetycznych w czymś co ma jakąkolwiek świadomość tego, że jest częścią tego świata można porównywać z obróbką kamieni czy modyfikacją pomidorów na większe i czerwieńsze.

In vitro - jak najbardziej, dla niektórych jest to przecież jedyna możliwość na uzyskanie szczęścia, ale jest to zupełnie inna sprawa, niż prostacko i nienaukowo mówiąc znalezienie "genu starzenia się" i jego edycja.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@ UP: Nie wiem jak wy, ale ja czuje sie niesmiertelny. Brzmi to moze idiotycznie, ale taka jest prawda. Moze to spowodowane, ze mam dopiero 24 lata, jestem mlody, silny, wszystko moge zrobic, na nic nie narzekam? Moze jak bede mial te 60 - 70 lat to jak napisal Soutys bede czul, ze odchodze z tego swiata

Jeśli czujesz, że twoje ciało zawodzi, umysł nie pracuje już tak sprawnie jak dawniej, zaczynasz odczuwać, że nie do końca pasujesz do tego świata i ostatecznie śmierć możesz powitać niemal z radością.
, to wtedy zrozumiem swoja smiertelnosc i kruchosc... Ciezko wytlumaczyc to uczucie...

A co do przykladu Kajtka to bardziej mi chodzilo o zobrazowanie tego co mialem na mysli (bardzo trudno bylo mi to napisac w sposob zrozumialy... niestety, brak czasu na jakikolwiek kontakt z jezykiem polskim robi swoje...)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zabrzmiało jak skowyt spazmatyka. To może czas POSTARAĆ się go poszukać, Stalkerkielu? Jest tyle rzeczy, które mogą nam być oczkiem w głowie. Celem na przedzie (horyzoncie). A jak już nic nie przychodzi do głowy, to zawsze pozostaje wspomniane już spełnianie zachcianek bogów. :) Łeb do góry, bo chyba nieco opadł.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stalkerkiel - sens życia zależy głównie od naszej wiary. Qbuś wstawił dziś na swoim blogu część wywiadu z mądrym doktorem, który ma pewne, ciekawe poglądy na te tematy. Mówił tam, że to życie służy po to, by przygotować się do tego "drugiego", nieśmiertelnego życia. Ale jak piszę, to wszystko zależy od wiary.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego pan jozio z tego nie skorzystal? Z wlasnej woli, z niewiedzy (w co watpie), bo nie mial nikogo kto by go wsparl psychicznie i namowil na taka organizacje w tym trudnym okresie jego zycia?

I tu właśnie pojawia się problem systemu pomocy społecznej w Polsce. W Polsce nie pomaga się bezdomny, bezrobotnym, porzuconym czy skrzywdzonym - ich się tylko utrzymuje. Bezmyślnie przekazywany zasiłek jest często większą krzywdą niż brak zasiłku. Jak ma sobie poradzić dziecko, którego rodzina została przeniesiona do socjalnego getta (zwanego dla zmyłki osiedlem), w którym libacje właściwie się kończą? Skąd ma czerpać wzorce?

Pomoc społeczna (i prawo z nią związane) powinna być bardziej elastyczna i nastawiona na motywowanie czy nawet zmuszanie takich osób do działania, a jednocześnie na stwarzanie warunków do tej działalności. Nawet dla osób nastawionych bardzo negatywnie do takich osób, jasne powinno być, że więcej pożytku byłoby z pracujących niż z chlejących.

To co nas spotyka jest efektem działania innych ludzi, najczęściej z naszego najbliższego otoczenia + ewentualne zdarzenia losowe.

I smutne jest właśnie to, że z powodu działania tych 'innych' bardzo często mamy przechlapane na samym wstępie.

Kimże bylibyśmy bez umierania?

Dwie strony temu prowadziliśmy z Cardinalem dyskusję na temat nieśmiertelności... Na początek więc warto się zastanowić o jakiej nieśmiertelności mówimy. Czy mówimy o końcu starzenia się czy może o digitalizacji człowieka? A może o jakimś transcendentnym bycie? Dwie pierwsze, a w zasadzie większość możliwości wcale nie wyklucza śmierci czy też 'zniszczenia' człowieka. Zatrzymanie procesu starzenia usunęłoby tylko jeden z elementów kruchości naszego życia. Nie zmienia to jednak faktu, że zgadzam się z tym, że jakakolwiek forma nieśmiertelności miałaby kolosalny wpływ na człowieka.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A jakie macie o zdanie o ludziach, który po śmierci nie widzą NIC? Koniec. Null. Pustka. Nieskończona czerń. Ostatnio pytałem się ateistki jak widzi swoją śmierć. Stwierdziła, że specjalnie się nad tym nie zastanawiała - wg. niej, zgon fizyczny to po prostu koniec i po nim nie ma już nic. Ważne było dla niej co jest teraz i życie jakie prowadzi w danej chwili, co samo w sobie nie jest niczym złym, ale interesujący jest jej brak strachu i brak refleksji nad końcem życia. Zawsze wydawało mi się, że człowiek żyje nadzieją na coś.. hmmm.. nowego po śmierci, jakieś nowe stadium bytu, egzystencji (to pewnie jeden z ważniejszych powodów przynależności do religii), liczą na odpoczynek od ziemskiego padołu, a tu nic. koniec życia to.. koniec. Czy można myśleć tylko o tym co nas otacza na ta chwilę. Przecież za minutę może nas zmieść rozjuszony tir. Dziwne i ciekawe zarazem

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szczerze powiedziawszy, życie bez wizji czegokolwiek po śmierci jest najzwyczajniejsze w świecie. Nie martwię się jakimś całkowitym podsumowaniem całego mojego życia na jego końcu, a jedynie opinią innych na mój temat oraz wizerunkiem jaki kreuję - mogę się skoncentrować na życiu doczesnym i dochodzeniu do wniosku, że piekło i niebo to biczyk na lud, pomagający trzymać go w ryzach.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...