Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Hut

Sens życia

Polecane posty

Gott im Himmel! W jaki sposób? Jeśli wolna wola została dana wszystkim ludziom, to została dana wszystkim ludziom niezależnie od ich wiary lub niewiary. Jeśli nie ma czegoś takiego jak wolna wola, to nikt jej nie ma.

Wiem, że nie do mnie pytanie, ale mogę spróbować odpowiedzieć po swojemu. W zasadzie może chodzić o dwa spojrzenia - jedno poza człowiekiem, a drugie 'z człowieka'. To pierwsze zgadza się z dwoim ostatnim zdaniem - jeśli przyjąć brak Boga, to należy przyjąć brak wolnej woli (wg. tomkalona). A patrząc z punktu widzenia pojedynczego człowieka - ateizm może sprawić, że dana osoba przestanie wierzyć w wolną wolę - dla niej nie będzie ona istnieć.

A co do mego własnego zdania - ciężka sprawa z tą wolną wolą. Absolutnie biologiczno-naukowe spojrzenie na człowieka rzeczywiście zdaje się eliminować wolną wolę. O swoich działaniach nie decydujemy my, lecz nasz organizm/mózg - nasze reakcje są zależne od mieszanki chromosomalno-środowiskowo-biologiczno-instynktownej. Świadomość wychodzi tu na pewną aberrację ewolucyjną - mechanizm ułatwiający sterowanie organizmem. Z tym, że ja z tym się nie zgadzam :happy:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Holy.Death

Prosiłbym o skierowanie do wspomnianego miejsca.

Zwracam honor - pomyliłem Cię z użytkownikiem Veldrash. Przepraszam.

Co do dalszej wypowiedzi: można mieć mózg i nie czuć bólu. Do odczuwania bólu niezbędna jest samoświadomość. Tej większość naukowców zgodnie nie przypisuje innym zwierzętom, niż człowiekowi.

@Qbuś

Świadomość wychodzi tu na pewną aberrację ewolucyjną - mechanizm ułatwiający sterowanie organizmem. Z tym, że ja z tym się nie zgadzam.

Co proponujesz w zamian? Jak to wytłumaczysz - duszą? Moim zdaniem rozwiązanie leży tylko i wyłącznie w prawach fizyki kwantowej, z tymże przy założeniu, że coś ponadmaterialnego ma pływ na zachowani się energii. Może nie kieruje nas to automatycznie do jednej z religii, ale zakłada teizm lub gnozę. Biologia wsparta o logikę obecnie absolutnie zakłada, że człowiek nie posiada wolnej woli.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To pierwsze zgadza się z dwoim ostatnim zdaniem - jeśli przyjąć brak Boga, to należy przyjąć brak wolnej woli (wg. tomkalona).

Dostrzegam w tym rozumowaniu pewną lukę - zakładanie, że wolna wola (czymkolwiek ona jest) pochodzi od boga. Jak już powiedziałem; jeśli wolna wola istnieje to niejako z pominięciem boga. Coś jak prawo grawitacji, które ściąga na dół równo wierzących jak i niewierzących oraz obojętnych wyznaniowo.

A patrząc z punktu widzenia pojedynczego człowieka - ateizm może sprawić, że dana osoba przestanie wierzyć w wolną wolę - dla niej nie będzie ona istnieć.

Znowu luka - jeśli istnieje wolna wola, bo dał ją ludziom bóg, to ateizm nie wyeliminuje boga, ani jego tworów, w tym wolnej woli. Niewiara w boga nie sprawi, że krzesło które postawił w pokoju przestanie istnieć. Działa to też w drugą stronę; wiara w to, że wolna wola pochodzi wyłącznie od boga nie sprawi, że tak jest (jeśli w rzeczywistości tak nie jest). Trochę to skomplikowanie brzmi, gdy próbuję wyrazić swoje myśli.

Co do dalszej wypowiedzi: można mieć mózg i nie czuć bólu. Do odczuwania bólu niezbędna jest samoświadomość. Tej większość naukowców zgodnie nie przypisuje innym zwierzętom, niż człowiekowi.

Podobno słonie mają samoświadomość. Czy w takim razie da się przypisać słoniom ból? A jeśli tak to czy inne zwierzę mające samoświadomość, o której to samoświadomości nie wiemy, także odczuwa ból? Odpowiedź jest raczej oczywista, a sęk w tym, że zwierzęta takie jak np. pies nie mają jak zakomunikować nam, że posiadają samoświadomość (odczuwanie bólu/odczuwanie bycia nadepniętym/udawanie bólu już jakoś komunikują), jeśli faktycznie tą świadomość posiadają.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co proponujesz w zamian? Jak to wytłumaczysz - duszą? Moim zdaniem rozwiązanie leży tylko i wyłącznie w prawach fizyki kwantowej, z tymże przy założeniu, że coś ponadmaterialnego ma pływ na zachowani się energii. Może nie kieruje nas to automatycznie do jednej z religii, ale zakłada teizm lub gnozę. Biologia wsparta o logikę obecnie absolutnie zakłada, że człowiek nie posiada wolnej woli.

Z naukowego punktu widzenie nie mam za bardzo nic do zaproponowanie. Wszelkie próby 'urzeczywistnienia' wolnej woli schodzą prędzej czy później na ścieżki pozanaukowe. Zawsze można się łudzić, że gdzieś tam między stanami kwantowymi i innymi nieoznaczonościami rodzi się coś 'innego'. Można też zboczyć w stronę chaosu... Ale to już - dla mnie - wyższa szkoła jazdy.

Dostrzegam w tym rozumowaniu pewną lukę - zakładanie, że wolna wola (czymkolwiek ona jest) pochodzi od boga. Jak już powiedziałem; jeśli wolna wola istnieje to niejako z pominięciem boga. Coś jak prawo grawitacji, które ściąga na dół równo wierzących jak i niewierzących oraz obojętnych wyznaniowo.

Może sobie istnieć z pominięciem boga (a nawet i Boga), ale mogła być przez niego nam, ludziom, dana. Tak przynajmniej zakłada część religii. Tylko niezupełnie o to mi chodziło, ale o tym niżej.

Znowu luka - jeśli istnieje wolna wola, bo dał ją ludziom bóg, to ateizm nie wyeliminuje boga, ani jego tworów, w tym wolnej woli. Niewiara w boga nie sprawi, że krzesło które postawił w pokoju przestanie istnieć. Działa to też w drugą stronę; wiara w to, że wolna wola pochodzi wyłącznie od boga nie sprawi, że tak jest (jeśli w rzeczywistości tak nie jest). Trochę to skomplikowanie brzmi, gdy próbuję wyrazić swoje myśli.

Jeśli istnieje, to istnieje - jeśli nie istnieje, to nie istnieje... Nie da się tego ukryć :happy: Tylko, że odpowiedź na to pytanie zaleźy od przyjętego punktu widzenia i ciężko jest obiektywnie stwierdzić, która z tych opcji jest prawidłowa. Jeśli rzeczywiście istnieje, to ateizm nie jest w stanie wyeliminować jej 'fizycznie', ale jest w stanie wyeliminować ją w świadomości ateisty. Nie chodziło mi bowiem o stan obiektywny istnienia lub nieistnienia wolnej woli, a raczej o jej postrzeganie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli rzeczywiście istnieje, to ateizm nie jest w stanie wyeliminować jej 'fizycznie', ale jest w stanie wyeliminować ją w świadomości ateisty. Nie chodziło mi bowiem o stan obiektywny istnienia lub nieistnienia wolnej woli, a raczej o jej postrzeganie.

Nie jestem pewien gdzie to prowadzi... Bowiem nawet jeśli ateista nie będzie miał świadomości wolnej woli, co może nastąpić, przyznam, czy nie będzie z niej korzystał nawet mimo woli? W końcu nie zawsze trzeba daną rzecz postrzegać i rozumieć, aby z niej korzystać. Wolna wola byłaby wtedy przykładem takiego "użytkowania".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Qbuś

"Z naukowego punktu widzenie nie mam za bardzo nic do zaproponowanie. Wszelkie próby 'urzeczywistnienia' wolnej woli schodzą prędzej czy później na ścieżki pozanaukowe. Zawsze można się łudzić, że gdzieś tam między stanami kwantowymi i innymi nieoznaczonościami rodzi się coś 'innego'. Można też zboczyć w stronę chaosu... Ale to już - dla mnie - wyższa szkoła jazdy".

No właśnie dla mnie też, dlatego przyjmuję najprostsze rozwiązanie. Szkoła magii, gnostycyzm itp - to nie dla mnie, gdyż nie spotkałem się z doktryną, która nie byłaby wewnętrznie sprzeczna. Nie wiem, czy widziałeś czym zajmują się na parapsychologii na Oxfordzie? Brzmi to tak głupio, że lepiej pytanie o istnienie wolnej woli pozostawić bez odpowiedzi - przynajmniej na poziomie intersubiektywnym.

@Holy.Death

"Jak już powiedziałem; jeśli wolna wola istnieje to niejako z pominięciem boga".

Widzisz, ja też mogę napisać - widzę w tym pewną lukę, a mianowicie zakładanie, że jeśli wolna wola istnieje, to z pominięciem Boga.

Do tematu bólu już się nie odniosę, gdyż nie widzę potrzeby pisania trzeci raz o tym samym. Krótko - jeśli ma samoświadomość, to pewnie czuje ból - przecież to logiczne :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widzisz, ja też mogę napisać - widzę w tym pewną lukę, a mianowicie zakładanie, że jeśli wolna wola istnieje, to z pominięciem Boga.

Ależ oczywiście, bo wynika to wyłącznie z niezrozumienia tego o czym pisałem parę postów wyżej. Przykład z grawitacją jest tutaj na tyle jasny, że pozwolę sobie nie mówić więcej.

Krótko - jeśli ma samoświadomość, to pewnie czuje ból - przecież to logiczne

Owszem. Problem leży w poznaniu kto ma samoświadomość i w jaki sposób to sprawdzać. Prawdę mówiąc jest to bardzo głęboki problem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bowiem nawet jeśli ateista nie będzie miał świadomości wolnej woli, co może nastąpić, przyznam, czy nie będzie z niej korzystał nawet mimo woli?

Będzie korzystał - dlatego też pisałem o rozdźwięku pomiędzy spojrzeniem 'faktycznym', a 'osobowym'.

Brzmi to tak głupio, że lepiej pytanie o istnienie wolnej woli pozostawić bez odpowiedzi - przynajmniej na poziomie intersubiektywnym.

Nawet na subiektywnym z tym ciężko. Ale na razie chyba rzeczywiście lepiej nie odpowiadać - lepiej poczekać na dalszy rozwój wiedzy o człowieku. Na razie może ciężko sobie wyobrazić naukowe poparcie dla innych tez, ale w końcu wiele dzisiejszej wiedzy była poza granicami wyboraźni w przeszłości.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widzisz, ja też mogę napisać - widzę w tym pewną lukę, a mianowicie zakładanie, że jeśli wolna wola istnieje, to z pominięciem Boga.

Ależ oczywiście, bo wynika to wyłącznie z niezrozumienia tego o czym pisałem parę postów wyżej. Przykład z grawitacją jest tutaj na tyle jasny, że pozwolę sobie nie mówić więcej.

...tyle, że przykład z grawitacją nic nie mówi. To całkiem inny problem. Zastanawiam się, jak Ty sobie wyobrażasz wolną wolę - jakiś byt substancjalny, dusza?

Krótko - jeśli ma samoświadomość, to pewnie czuje ból - przecież to logiczne

Owszem. Problem leży w poznaniu kto ma samoświadomość i w jaki sposób to sprawdzać. Prawdę mówiąc jest to bardzo głęboki problem.

Przecież o tym wiele razy napisałem. Jeśli przytaczałem wnioski, że zwierzęta nie czują bólu, robiłem to jedynie w oparciu o badania i refleksje filozofii ateistycznej. Ich zdaniem żadne zwierze nie ma na tyle rozwiniętego mózgu, aby miało świadomość. Kolejną sprawą, która za tym przemawia jest kwestia pojęć abstrakcyjnych. Jedyne moje stwierdzenie to - nie ma samoświadomości = nie ma odczuwania bólu.

Cóż obrałem sobie na tym forum taką drogę, by uświadomić niektórym ateistom, że nie są oświeceni naukowo. Wszędzie lansuje się pogląd, jakoby niewierzący byli wyzwoleni i bardziej światli rozumowo - nic bardziej mylnego. Prawdziwych ateistów tutaj nie atakuję - ich jednak nie razi stwierdzenie, że nie ma wolnej woli itp. - co więcej, sami starają się to udowodnić. Dodam, że gdyby przemawiali tutaj sami wierzący, grałbym ateistę. Po prostu denerwuje mnie to, że ludzie gloryfikują jakieś przekonanie, a nie mają pojęcia na czym jest zbudowane.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...tyle, że przykład z grawitacją nic nie mówi. To całkiem inny problem. Zastanawiam się, jak Ty sobie wyobrażasz wolną wolę - jakiś byt substancjalny, dusza?

Mówi tyle, że jeśli jest pewne zjawisko to może (choć nie musi) odnosić się do wszystkich. Przy czym przykład wygląda tak, że za wolną wolę można podstawić grawitację; mają ją zarówno wierzący, niewierzący oraz ci, którym to wszystko jest obojętne. Niezależnie od ich podejścia grawitacja ściąga ich równo w dół. Nie widzę powodu, żeby wolna wola była tylko dostępna wierzącym, a to co napisałeś mnie nie przekonało. Dla mnie to taka win-win sytuacja; jest bóg, jest wolna wola lub nie ma boga, jest wolna wola. Zamiast wolnej woli możesz sobie wstawić grawitację i wyjdzie to samo.

Jak sobie wyobrażam wolną wolę? Nie wyobrażam. Siedzi w mózgu. Jest powiązane z tym, co porusza naszym ciałem, bo ciało bez tego czegoś to po prostu mięso i kości. Poza tym nie jestem już w stanie powiedzieć niczego konkretnego. Procesy chemiczne zachodzące w mózgu? Może. A może nie. Któż to może wiedzieć?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że nie powinniśmy traktować pojęcia 'wolnej woli' zbyt dosłownie.

Trochę to jest tak, jakby powiedzieć: Bóg stworzył człowieka. Czy w takim razie człowieka niewierzącego w Boga Bóg nie stworzył? W takim razie człowiek niewierzący nie istnieje?

Pojęcie wolnej woli istnieje IMO raczej w słowniku tyczącym się hmm.. etyki niż wiary? Wolna wola w religii oznacza tyle, że człowiek ma mieć świadomość, że mimo tego, iż w jakiś tam sposób jest od Boga zależny i ma być mu posłuszny NIE JEST mu do końca podporządkowany i może sam o sobie decydować. Konsekwencje to inna sprawa.

Generalnie za osobę wierzącą się nie uznaję [bo nie uznaję również czegoś takiego jak 'wierzący niepraktykujący'-> więc sama siebie z grona wierzących wykluczam], ale nigdy nie przyszło mi do głowy, by zastanawiać się nad tym, czy posiadam wolną wolę czy nie. Robię co chcę, żyję jak chcę, więc chyba posiadam. A że to się tyczy religii? Czy gdyby było napisane, że Bóg dał ludziom wzrok to ateiści byliby niewidomi?

Pora późna, w głowie lepiej się to rozumowanie układa niż w poście.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sens życia... cóż, dla każdego on może być inny. Ja natomiast boje się śmierci. Zawsze jak pomyśle, że jak umrę i dalej nic nie ma, poprostu, że już mnie nie będzie i nigdy nie wrócę to aż mnie ciarki przechodzą... Teraz jestem, a jak umrę to nagle koniec nie ma mnie i nigdy już mnie nie będzie. Zakładam, że nie będe w żadnym raju, albo duchem itp... Poprostu moje istnienie na wieki, wieków się skończy brr.... Słowami nie potrafię opisać tego co czuję, jak to sobie wyobrażam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciężko mi wyobrazić sobie tą " nicość" po śmierci. Nie sądzę, że będziemy latać jak duchy, ani widzieć ciemność. Misterium śmierci jest najbardziej zagadkowym zagadnieniem ludzkiego bytu. Ludzie, którzy zostali uratowani mimo rzekomej " śmierci sercowej" mówią, że widzieli tunel ze światełkiem na końcu. Taka jest droga do Boga? Ciężko cokolwiek powiedzieć sensownego w kwestii śmierci. Ciekawa musi być również ta ostatnia sekundka życia. Boli czy nie? Człowiek jest senny czy wręcz przeciwnie? " Coś" w człowieku uchodzi czy śmierć jest bardziej " fizyczna"?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Robię co chcę, żyję jak chcę, więc chyba posiadam.

Z tym, że kwestia tu może rozbijać się o to, czy rzeczywiście 'chcesz' i kim dokładnie jesteś 'Ty'. To trochę takie filozofowanie, które może wydawać się nieco oderwane od gruntu, ale w końcu trzeba czasem abstrakcyjnie podyskutować. Wracając do tematu, chodzi o to, że o 'Ty' może być faktycznie wytworem środowiska, popędów, organizmu oraz środków chemicznych w organizmie. No, ale jest to pogląd skazujący wolną wolę na niebyt, co jednostce jest trudno przyjąć.

Ale innym punktem widzenia może być ten pokazany przez Ciebie - skoro mi wydaje się, że mam wolną wolę, to czemu mam myśleć, że to coś innego za mnie decyduje? Jest to zdecydowanie zdrowsze podejście.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To ja dodam swoje dwie sztuki złota.

W umyśle pozostał mi tekst z jednej z moich ulubionych piosenek jednego z moich ulubionych zespołów.

"The meaning of life is to give life meaning" - może zbyt wymijająca rekurencja, ale mnie to wystarcza w zupełności. Co do zasad, jakimi kieruję się w życiu, przyjąłem kilka najważniejszych (cytując Georga Carlina) - będę zawsze uczciwy (względem wszystkich) oraz wierny dostawcy 'figo-fago', będę bardzo się starał, aby nikogo nie zabić, zachowam swoje wierzenia dla siebie samego (a wierzyć mogę nawet w Kosmicznego Migratora - mnie to rybka) i jeszcze jedna zasada, którą bardzo lubię - "jeżeli są wątpliwości, to nie ma żadnych wątpliwości".

Najfajniejszym sensem życia jest dążenie do jakiegoś celu - jednak w momencie, kiedy się go osiągnie, traci się ten sens. Zawsze wyznaczam sobie różne cele i mam wiele marzeń, wiele oczekuję od życia i będę do tego dążył bez względu na wszystko.

Co do śmierci i pustki - jestem z nią poniekąd oswojony. To tak jak skok na bungee - nie ma czego żałować, bo kiedy już skoczysz, to nie ma odwrotu. Człowiek ot tak sobie nie zaprzeczy grawitacji. A nieistnienie jestem w stanie sobie wyobrazić. Co prawda czuję wtedy wielki ból w ciele i umyśle, ale za każdym razem, kiedy budzę się z powrotem "do życia", potrafię lepiej się z niego cieszyć. Bez względu na niebo, wierzenia, życie pośmiertne chcę przeżyć życie jak najlepiej, nie wadząc ani nie krzywdząc nikogo. Nie musi o mnie nikt pamiętać, nie muszę zostawić niczego po sobie, żeby czuć się usatysfakcjonowany.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Życie...

Życie to Śmierć, a narodziny są Jej początkiem...

To co się dzieje jest mało istotne, bo i tak zakończenie jest jedno.

Nieważne czy jesteś bogaty, co rusz zaliczasz panienki etc, czy jesteś Czymś, bo człowiekiem nieda się już Ciebie nazwać- i tak spotka Cię Śmierc.

Od Ciebie zależy jak przeżyjesz to droge...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To co się dzieje jest mało istotne, bo i tak zakończenie jest jedno.

...

Od Ciebie zależy jak przeżyjesz to droge...

Nie wiem jak dla innych, ale dla mnie te dwa stwierdzenia nieco kłócą się ze sobą. Skoro to, co się dzieje jest tak mało istotne, to czemu ważne jest, jak się przeżyje tę drogę? :huh: Przy takim patrzeniu na życie trzeba było jak najszybciej je kończyć...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie, jako osoby wierzącej, odpowiedź jest jasna. Żyć tak, żeby trafić kiedyś do 'Królestwa Niebieskiego', czymkolwiek jest i gdziekolwiek się znajduje. Bo jeśli zakładać, że po śmierci nie ma nic, a nasz byt to dzieło przypadku i chaosu, to rzeczywiście można się zastanawiać nad sensem istnienia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiem, że to co wtedy napisałem jest dość skomplikowane, ale tak ja to postrzegam...

Eee... No nie bardzo. Znaczy - może to co myślisz jest skomplikowane, ale to co napisałeś jest proste i ze sobą nieco sprzeczne. Rozwiń opis swego postrzegania, a może będzie to lepiej wyglądało.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie, jako osoby wierzącej, odpowiedź jest jasna. Żyć tak, żeby trafić kiedyś do 'Królestwa Niebieskiego', czymkolwiek jest i gdziekolwiek się znajduje. Bo jeśli zakładać, że po śmierci nie ma nic, a nasz byt to dzieło przypadku i chaosu, to rzeczywiście można się zastanawiać nad sensem istnienia.

Rzecz jasna każdy ma prawo do własnego zdania/spojrzenia/poglądu. Nie trzeba się z owym zgadzać ale należy uszanować . Piszę to ponieważ Twoja teoria czy też filozofia życiowa w tym kontekście, w moim przekonaniu, jest nieco hmmm egoistyczna czy też do bólu subiektywna. Innymi słowy, osoby np. nie wierzące czy też innego wyznania/religii nie mieszczą się w ramach takiego spojrzenia a przecież ludzie/ludzkość/przemijanie to nie tylko sfera sacrum. Wszak taka czy inna religia/wyznanie "pojawiło" się w życiu człowieka znacznie później od niego samego. Oczywiście każdy patrzy na cel własnego życia w najbardziej wygodny dla siebie i zgodny z osobistymi wartościami sposób - to jasne. Jednak mimo wszystko ja bym się nie odważył przyrównać celu naszego życia jedynie do wartości głoszonych od stosunkowo krótkiego czasu. Poza tym - czy ludzie żyją i chcą żyć jedynie dla wiary w cokolwiek/kogokolwiek by wreszcie znaleźć się gdziekolwiek?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie, jako osoby wierzącej, odpowiedź jest jasna. Żyć tak, żeby trafić kiedyś do 'Królestwa Niebieskiego', czymkolwiek jest i gdziekolwiek się znajduje. Bo jeśli zakładać, że po śmierci nie ma nic, a nasz byt to dzieło przypadku i chaosu, to rzeczywiście można się zastanawiać nad sensem istnienia.

Pozwólcie, że też odpowiem :D

Pytanie co ty o tym wszystkim wiesz? Bo widzę, że rozpatrujesz tylko 2 przypadki, że coś jest po śmierci, albo czegoś nie ma.

A słyszałeś może o ludziach wierzących w reinkarnacje? Oczywiście nie jest to pewne, jak nie mamy nawet 51% racji, że istnieje Bóg.

,,czymkolwiek jest i gdziekolwiek się znajduje"- tym stwierdzeniem, wbiłeś sobie gwóźdz do trumny, przepraszam, że tak mówie no ale to się ze sobą kłóci. Chrześcijanin sądzi, że niebo to miejsce święte miejsce obok Boga, gdzie żyje się lepiej. A w twoim przekonaniu, niech będzie cokolwiek, ważne żeby było. To znaczy, że "Królestwo Niebieskie", mogło by być tak naprawdę piekłem, a tobie by to było wszystko jedno :D

Zakładanie, że byt jest przypadkiem lub dziełem chaosu, jest o wiele bardziej prawdopodobne, niż ktoś kto żył zawsze i nas stworzył.

Zastanawianie się nad sensem istnienia, powinno ciebie też pociągać, bo przecież( podam tu nawiązanie):

,,Czy jak przechodzisz przez ulicę spoglądasz się tylko w jedną stronę?"( cytat z książki ,,Dr House i Filozofia" zarazem z serialu ,,Dr House")

No i tu jest problem, bo większość wierzących w Boga patrzy tylko na jedną stronę medalu nie na dwie, tylko wierzą, że jak mówią księża i rodzice etc. tak jest i nie ma sprzeciwu.

Na tym kończę moje wywody...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bo jeśli zakładać, że po śmierci nie ma nic, a nasz byt to dzieło przypadku i chaosu, to rzeczywiście można się zastanawiać nad sensem istnienia.

To i ja dorzucę moje trzy grosze - jeśli 'nasz byt to dzieło przypadku i chaosu' to nie ma po co zastanawiać się nad sensem istnienia, bo w takim wypadku jest ono bezsensowne. :rolleyes:

Co do wiary w Boga -> Ostatnio miałem z mamą pogawędkę na ten temat. Oboje jesteśmy wierzący, aczkolwiek ja ostatnio zaliczam się raczej do wątpiących. Powiedziałem tak: 'Załóżmy więc, że istnieje jakiś Bóg. Istota wyższa, której wola jest rzeczywistością. Przyjmijmy nawet, że stworzył świat z miłości do nas, istot które kochał zanim zaistniały. Powiedz mi proszę, po co mu kościoły, msze i modlitwy? Przecież Ziemia jest tylko maleńką cząstką Wszechświata, który stworzył.'

Moja mądra rodzicielka odpowiedziała tak:

'Bóg nie potrzebuje kościołów, mszy i modlitw. To człowiek ich potrzebuje, żeby utwierdzać się w wierze, że Bóg istnieje. Bez nich zapomina i wątpi.'*

Moim zdaniem w tym wyjaśnieniu jest bardzo dużo sensu. Popatrzcie na to z tej strony - nawet jeśli Boga nie ma nadzieja jaką daje wiara w niego jest nagrodą samą w sobie. Jeśli wierzysz, że po śmierci czeka cię raj to ostatnie chwile twojego życia są znacznie spokojniejsze niż gdybyś martwił się, że twój mózg umrze, a ciało rozłoży się i tym twoja mierna egzystencja, będąca wynikiem przypadkowych reakcji chemicznych i procesów biologicznych, zakończy się.

*Pozwoliłem sobie sparafrazować znacznie dłuższą rozmowę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sens życia... cóż, dla każdego on może być inny. Ja natomiast boje się śmierci. Zawsze jak pomyśle, że jak umrę i dalej nic nie ma, poprostu, że już mnie nie będzie i nigdy nie wrócę to aż mnie ciarki przechodzą... Teraz jestem, a jak umrę to nagle koniec nie ma mnie i nigdy już mnie nie będzie. Zakładam, że nie będe w żadnym raju, albo duchem itp... Poprostu moje istnienie na wieki, wieków się skończy brr.... Słowami nie potrafię opisać tego co czuję, jak to sobie wyobrażam.

Cóż tak właśnie sobie wyobrażam ,,życie" po śmierci, ale perspektywa całkowitego zniknięcia z powierzchni, właśnie, czego? Nazwę to roboczo Wszechrzeczą, a potem się wymyśli coś mniej idiotycznego. A więc perspektywa całkowitego i bezpowrotnego zniknięcia z powierzchni Wszechrzeczy (o matko, ale to paskudnie brzmi, jeśli ktoś znajdzie jakieś słowo zastępcze niech je koniecznie napisze) wcale mnie nie przeraża.

Co innego jeśli miałbym wylądować w nicości zachowując świadomość... przez całą wieczność. Brrr... (przy okazji polecę opowiadanie S. Kinga pt. ,,Jaunting", akurat na temat)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...