Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

P_aul

Sesja Gundam

Polecane posty

- Zostawiam mostek wam - mówię szybko po czym ruszam do Gallanta.

W hangarze tylko na chwilę zatrzymałem się pod stopami ogromnej maszyny.

- Czy nie dało się tego uniknąć? Jak myślisz? - pytam.

Chwilę później siedziałem już w kokpicie.

* GALLANT SYSTEMS LOADING...

* Gravity stabilizers......................engaged

* User control interface..................loaded

* Navigation systems.....................online

* Drive and reactor components.....working

* Armament readiness..................checked

* Mecha status..............................ready

* ...

* Gallant ready to deploy

Łączę się z mostkiem na wewnętrznej linii.

- Tu Gallant, gotów do walki. Rozpocznijcie procedurę uniesienia platformy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie ma na co czekać, Will! Za chwilę nas zobaczą, wykorzystajmy efekt zaskoczenia! - po tych słowach momentalnie przyspieszyłem, lawirując między kosmicznym śmieciem. "Czas sprawdzić, na co stać to cudeńko. Trzeba ich załatwić jak najszybciej"... Kiedy tylko w zasięgu działa plazmowego znalazły się pierwsze dwa Archanioły natychmiast dokładnie celuję i oddaję po jednym strzale w kierunku każdego. Pozostaje mieć nadzieję, że nie spodziewając się ataku nie zdążą wykonać uniku. Po chwili system namierzania rakietowego wyświetlił na ekranie zablokowanie rakiet na celu. Nie tracąc czasu odpaliłem je, uwolnione spod skrzydeł pomknęły w kierunku wrogich statków.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Archanioły... Archanioły... Co one miały... A! Na jedno nic nie poradzę, ale na drugie...

Ruch ręki, pstryknięcie przełącznika, potem kolejnego. Wavejammer był gotowy, w każdej chwili mogłem go przekierować we właściwą stronę.

Połączenie z Gallanta...

- Tu Gallant, gotów do walki. Rozpocznijcie procedurę uniesienia platformy.

Kolejny przełącznik, potwierdzenie...

- Procedura rozpoczęta.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hm. A co my tu mamy? Łącze komunikacyjne do transferu video i obrazów?

Natychmiast wykorzystuję sytuację, zalewając im łącze wszelakim śmieciem z sieci, jednocześnie starając się je przeładować.W ten sposób może mi się uda uniemożliwić im przesyłanie obrazów.

-Da, maleńka, pokaż co potrafisz!

Tymczasem krzyczę do Vin'a:

-Vin! Słuchaj, co byś powiedział, gdybym zaczął strzelać do tych Arch-cośtam z wnętrza statku? Jak myślisz, czy massdriver da radę ich sięgnąć przez kadłuby statku?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wpadam biegiem do hangaru i nie zwalniając wskakuję do kokpitu mej maszyny. Płynnym ruchem umieszczam ostrze mego miecza w wąskiej szczelinie obok fotela pilota. Cichy stuk metalowych zamków zatrzaskujących się na wzorze zdobiącym ostrze współgra z odgłosami budzącego się do życia tytana. Chwilę później skaner DNA kończy badanie próbki krwi pokrywającej klingę broni i wyświetlając komunikat o jej zgodności z wzorcem zapisanym w systemie, odblokowuje dostęp do systemu komputerowego mecha. Na moment me ciało przeszywa dreszcz, gdy uaktywnia się połączenie pomiędzy mym wszczepem, a systemami Odina. Uaktywniam funkcję przeliczania położenia myśliwca w odniesieniu do innych obiektów w przestrzeni, a także analogiczne funkcje dla wrogich statków oraz wystrzeliwanych przez nie pocisków, łącznie z nanoszeniem obliczonej trajektorii ich lotu na me pole widzenia. Kończąc aktywację systemów celowniczych, na sekundy przed wystrzeleniem w przestrzeń, pozostaję z wiarą w olbrzymie możliwości tego owocu sojuszu Hefajstosa i Aresa.

- William Evans, Sleipnir, Mag rusza do bitwy.

Zatem pośród tej nieskończonej przestrzeni, w blasku okrutnych gwiazd dojdzie do bojowego chrztu naszej załogi. Momentalnie namierzam znajdujące się w zasięgu wzroku wrogie jednostki, po czym przesyłam dane o ich aktualnym położeniu i kursie do reszty załogi. Po chwili przez komunikator odzywa się dowódca, mówiąc:

- Nie ma na co czekać, Will! Za chwilę nas zobaczą, wykorzystajmy efekt zaskoczenia!

Idę za jego przykładem i starając się maksymalnie wykorzystać początkową przewagę próbuję zestrzelić jak najwięcej archaniołów, nim zareagują na naszą szarżę i przystąpią do kontrataku. Gdy wrogie myśliwce zaczną stawiać opór zaczniemy stosować z Ryanem taktyki opracowane podczas wspólnych treningów. Pojazdy bezzałogowe mogą być niezwykle zwinne, ale w żaden sposób nie będą szybsze od mego wzroku i skoncentrowanej wiązki laserów, zaś doświadczenie bojowe i kreatywność Ryana przewyższa możliwości ich systemów taktycznych. Jednocześnie uruchamiam komunikator i nadaję dwie krótkie wiadomości:

- wrogi transportowiec znajduje się poza zasięgiem, musimy się do niego szybko przebić i go zestrzelić zanim skontaktuje się z resztą floty. Thomas, jeśli znajdziesz czas to zajmuj się rakietami.

Niezależnie od ułatwień gwarantowanych przez wszczep wolę by wszystkie rakiety trafiały w skrzydlatych, niż musieć ich unikać. Jeśli zaś chodzi o transportowiec... jeśli nie damy rady się przebić Odin będzie zmuszony zsiąść ze swego rumaka i użyć niechybiającej włóczni.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zamknąłem oczy słysząc mechaniczne, metaliczne odgłosy maszynerii wynoszącej Gallanta na powierzchnię kadłuba naszego pojazdu. Znad stalowej powierzchni zewnętrznego pancerza powoli wyłaniała się Błękitna Planeta jaką znałem tylko z opowieści. Nigdy wcześniej moja stopa nie postała na prawdziwej ziemi. Nigdy wcześniej moje ciało nie przebywało w naturalnej atmosferze. Myśląc o tym uświadomiłem sobie, jak bardzo ignorancki byłem wobec wszystkiego, co mnie czekało.

Ale przede wszystkim drżałem na myśl o tym, co trzeba było teraz zrobić.

- Thomas, namierz mi ten transporter. Potrzebuję dokładnych co do metra współrzędnych dla dział pozytronowych, gdy będę już na pozycji do strzału.

Zdawałem sobie sprawę, że właśnie planowałem zabić grupę ludzi. Taki transporter pewnie potrzebuje ze dwie osoby do obsługi, plus sama grupa przeszukująca... pewnie łącznie około dwunastu osób.

Mało biorąc pod uwagę to, ile może zginąć jeśli teraz zostaniemy wykryci i rzucą na nas wszystkie swoje okoliczne siły. Ale i tak żałowałem, że muszę to zrobić.

Obym nigdy więcej nie musiał.

- William, Ryan, jeśli będziecie mieli kłopoty, to przeciągnijcie je bliżej nas. Pomogę wam ostrzałem z dział laserowych.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiązki światła, strumienie przegrzanych gazów i tradycyjne pociski pokonały w mgnieniu oka odległość do przeciwnika i natychmiast zniszczyły jednego Archanioła, a drugiego lekko uszkodziły. Sztuczna inteligencja poświęciła część DARTów aby strącić rakiety. Tymczasem Thomas wykorzystał dane z dostarczone z Odyna i wskazał cel Gallantowi. Działa pozytronowe ożyły i po chwili transportowiec był tylko wspomnieniem. Gundamy tymczasem wdały się w walkę dwóch na dwóch. Wrogie myśliwce są piekielnie zwrotne i nieludzko szybkie, ale Ryan zdołał zapędzić jeden w kozi róg wystawiając wprost na ostrzał Willa. Ten ostatni poczuł lekki wstrząs, gdy dwa DARTy nagle znalazły się nad nim i na szczęście niegroźnie ostrzelały jego pojazd. Ostatni przeciwnik, mimo że ranny, zaatakował, zgodnie z tym co nakazywał mu program...

Tymczasem Gwiezdny Pył zbliża się do atmosfery, pozostałe siły obronne jeszcze nie zareagowały. Sama procedura wejścia powoduje tak silne zakłócenia, że walka w jej trakcie jest niemożliwa, więc osiągnięcie tego punktu oznacza bezpieczeństwo. Wcześniej trzeba będzie tylko schować platformę, aby nie upiec Gallanta i jego pilota.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gallant stanął twardo na platformie. Komputer pokładowy namierzał nieprzyjazny transportowiec, kiedy ja wprowadzałem dane do jednostki sterującej. Ładowanie akumulatora, użycie energii 10% możliwości reaktora wspomagającego, 100% własnego. Temperatura w normie, chłodzenie działa bez zarzutu. 0,6% rozproszenia wiązek, maksymalne skupienie. Wkrótce na powierzchni interfejsu HUD-a Pojawiły się trzy niewielkie łuki tworzące obracający się okrąg. Zatrzymał się w jednym położeniu na dwie sekundy, po czym zapalił na pomarańczowo. Napis LOCKED pojawił się z prawej, oraz rozległ się krótki sygnał dźwiękowy. Teraz życie ludzi tego transportu było w moich rękach. Trzymając lewą dłoń z palcem na spuście uniosłem prawą rękę dotykając opuszkami palców części mojego hełmu, za którą mniej więcej znajdowała się skroń. Po salucie zwolniłem spust...

Akumulator w jednej chwili wyzwolił nagromadzoną energię. Czerwone wiązki wystrzeliły z dział na ramionach Gallanta tak silnie skupione, że ich środek wydawał się biały. Tylko obwódki zachowały swój karmazynowy kolor. Nie widziałem tego własnymi oczami, ale wiedziałem, co się stało. Gdyby to była kanonierka, lub krążownik, działa wypaliłyby spore dziury w kadłubie powodując dekompresję pokładów i w efekcie w końcu unieszkodliwiając, bądź niszcząc pojazd reakcją łańcuchową. Transporter takiej wielkości został zapewne zmieciony. Rozbity w miliony niezauważalnych fragmentów. Pasażerowie nic chyba nie poczuli. Nie mogli...

- Ściągnijcie mnie stąd... - szepnąłem nieco drżącym głosem łącząc się z mostkiem i zamykając oczy.

Zacisnąłem obie dłonie w pięści. Chrzest bojowy...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Niezły strzał" - przemknęło mi przez myśl. Dzięki temu nie musiałem bawić się w lawirowanie tuż przed wejściem atmosferycznym. Nie jestem genialnym pilotem, a przecież i asowie nie kusili w ten sposób losu.

Kom odezwał się głosem Matsumoro:

- Ściągnijcie mnie stąd...

- Roger - odpowiedziałem uruchamiając co trzeba. - Winszuję - dodałem zerkając na wskaźniki. Sądząć po głosie albo dostał ataku serca albo właśnie ustrzelił swój pierwszy statek.

Dziwnie mogą ludzie reagować... Ja chciałem uczestniczyć w wojnie. Nie chłepiłem się nigdy listą pokonanych wrogów. Pamiętam jednak do dziś jak Kazu nieomal rozpłakał się po ustrzeleniu swojego pierwszego ziemianina, mimo że obaj widzieliśmy że był to kawał bydlaka.

"...Diabli."

Nieomal odpłynąłem. W moim wieku rozpoczynać wspominki... Niezdrowo.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to mamy posprzątane.

-Natalie, możesz przygotować mi zapis tej walki? I, przy okazji, go przeanalizować?

Przed oczami przeleciał mi film. Zauważyłem tylko wyrywki z całej akcji. W interkomie usłyszałem czyiś głos.

-Ściągnijcie mnie stąd...

Interfejs wyświetlił mi jasno : Matsumoto. Przełączyłem się na film. W tej chwili widać było, jak Gallant namierza transportowiec. Po strzale nie zostało ze statku nic. Kurde, chłopak nieźle strzela.

-Dzieciaku, naprawdę wyeliminowałeś tych gości z gry. To musiało ich zaboleć. Wymazałeś ich.

Powoli zbliżaliśmy się do fazy wchodzenia w atmosferę.

-Czy jestem komuś pilnie potrzebny? Nie? Dobrze. W takim razie, wszyscy proszę wrócić na swoje miejsca w statku. Ja w tym czasie, utnę sobie drzemkę, ok? Dzięki.

Wyłączyłem się. Innymi słowy, odpłynłąłem w wirtualną rzeczywistość. Przyjemna sztuczka. Tworzysz sobie własny świat, na Twoich zasadach. Wystarczy machnięcie ręką, i powstaje dokładnie to, co chcesz. Znalazłem stare albumy zespołów rockowych z z lat, zanim jeszcze przyszedłem na świat. Wrzuciłem na niebo program, który sprawiał, że pojęcie synestezja malało i kryło się w jakimś zacisznym kącie, aby czerwienieć ze wstydu i zielenieć z zazdrości. I roskoszowałem się, lewitując w powietrzu i patrząc w przestrzeń.

Oczywiście, moje ciało odpoczywało normalnie. Ale umysł wykorzystywał każdą dostępną milisekundę i rozciągał ją w nieskończoność. Dzięki temu, umysł był trzeźwy i zdolny do wysiłku w czasie troszkę krótszym, niż jakby trwało to normalnie. I wyglądało lepiej.

Odleciałem...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Dobra robota, chłopaki - powiedziałem do komunikatora i rozłączyłem się. Rozejrzałem sie po kokpicie, przesunąłem dłonią po tablicach kontrolnych. Ta maszyna naprawdę jest potężna, tyle że ta walka to nic w porównaniu z tym co czeka nas na Ziemi. Mam nadzieję, że wszyscy podołamy zadaniom, które przed nami postawiono.

- Przejmijcie mnie na statek - rzuciłem jeszcze i włączyłem tryb automatycznego dokowania.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bogowie... me ręce drżą gdy w osłupieniu wpatruję się w szczątkowe odczyty zebrane przez czujniki mej maszyny. Jak oni mogli to zbudować... to niewykonalne... nie do pomyślenia... to nie mogło mieć miejsca. Chaotyczne myśli kotłujące się w mej głowie, błyskawicznie układające się w znajomy kształt... Zakres fali... to nie powinno być wykonalne. Jaki człowiek mógł tego dokonać? Jaki chory człowiek mógł stworzyć tą potworną broń? Jak ludzie z kolonii mogli poświęcić długie lata badań tylko po to, by opracować technologię mogącą posłużyć wyłącznie masowej destrukcji. Strzała Indry... jakie źródło zasilania byłoby dla ciebie potrzebne byś unicestwiła wszystkich, którzy staną ci na drodze. Co się stanie jeżeli mieszkańcy ziemi staną się świadomi istnienia tej broni... co jeżeli połączą ją z mym domem. Przerażenie.

Z początkowego szoku wyrywa mnie wstrząs, gdy Sleipnir zostaje trafiony przez wrogie jednostki. Szybki rzut oka na raport uszkodzeń potwierdza, iż wrogie trafienia zadały minimalne szkody, a zarówno zewnętrzne powłoki ochronne jak i obwody systemu MAGI nie zostały uszkodzone. Pozostał jeden przeciwnik, ranna ptaszyna w swym ostatnim zrywie dążąca do wykonania danego jej rozkazu. Wystarczy tylko chwila, krótki moment, by jej los został rozstrzygnięty przez światło.

Pozostaje tylko liczyć, iż zdążymy nim reszta przeciwników zorientuje się w sytuacji. Jeszcze raz, niemal machinalnie sprawdzam status systemów, jeżeli zostanę zmuszony zejść samodzielnie w atmosferę planety, to nawet niewielkie uszkodzenie warstwy ochronnej mecha może okazać się zabójcze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mija kilka nerwowych sekund. Potem od formacji obronnych odrywają się kolejne pojazdy. Są jednak zbyt daleko. Platforma powoli opuszcza się ukrywając Gallanta. Uranos bezpiecznie dokuje, Wiliam w między czasie kończy diagnostykę Odina i decyduje się na samodzielne wejście w atmosferę na wypadek gdyby pojawiły się dodatkowe nieprzewidziane trudności. Kolejne Archanioły zbliżają się, aby zbadać sytuację, ale oba pojazdy kolonii właśnie przeistaczają się w wielkie ogniste kule przebijające się przez atmosferę. Jeszcze tylko kilka fałszywych sygnałów i informacji i... zdezorientowane siły Europy długo nie dowiedzą się co właściwie stało się z transportowcem rudy i grupą inspekcyjną. Tymczasem Gundamy bezpiecznie zmierzają w kierunku zachodniego wybrzeża Ameryki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Platforma opadła, drzwi hangaru prowadzące na zewnątrz się zamknęły. Odpiąłem pasy i wstałem z fotela. Naciśnięcie odpowiedniego przycisku otworzyło kokpit. Po wyjściu zamknąłem go i zabezpieczyłem, po czym zjechałem w dół na stalowej lince z wysięgnikiem. Ręce nie drżały mi, o dziwo. Ruszyłem na mostek ściągając hełm z głowy. Na miejscu zobaczyłem tylko jedną osobę. Thomas gdzieś wyszedł najwyraźniej...

- Vin, pomóc ci? - zapytałem cicho.

Troszkę blady byłem. Ale to nic, nie było mi słabo. Po prostu nadal myślałem. To byli żołnierze, wykonywali rozkazy dla tych na górze. Nie znałem ich, być może byli draniami. Może nie różnili się wiele od tych, co nimi kierowali. Ale może wcale tak nie było... co, jeśli byli honorowi? Co, jeśli mieli rodziny? Żony, dzieci? Czy to nie czyni ze mnie czegoś na miarę zabójcy?

Czy mogłem nie strzelać? Mogłem. Ale wtedy dowiedziano by się o nas. Posłaliby wszystkie siły przechwytujące w okolicy i zaczęłaby się prawdziwa bitwa. Być może nie wyszlibyśmy z tego cało, a nawet jeśli, to musielibyśmy prawdopodobnie zabić jeszcze więcej ludzi.

Ale czy to mnie usprawiedliwia?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Weszliśmy w atmosferę.

"Okay... Shiru sprawdził się w roli dowódcy." - pomyślałem, ustawiając parametry autopilota. "Czyli mogę spokojnie skupić się na swojej działce."

Autopilot ustawiony, właśnie podziwiałem grę światła na ekranach gdy usłyszałem za sobą głos... Shiru właśnie.

- Vin, pomóc ci?

- Nah, tu już tylko minimalny dozór - oderwałem wzrok od ekranów i spojrzałem nań.

- Wypocznij. Posiedzę.

Ponownie odwróciłem się - do ekranów.

- Całe jedno G może męczyć. Przyzwyczaj się, to nie to samo co sztuczna grawi.

* * *

Gdy skończyły się zakłócenia spowodowane wchodzeniem w atmosferę, podszedłem do stanowiska łączności i otwarłem bezpieczny, kodowany kanał do Odyna.

- "Pył" do "Odyna". Jak sprzęt? Jak samopoczucie?

* * *

Resztę lotu przesiedziałem na mostku, pilnując wszystkiego.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uranos bezpiecznie zadokował, zacząłem po kolei wyłączać układy po czym zamknąłem kokpit i zeskoczyłem na ziemię. Zadowolony z siebie rozprostowałem kości i z kieszeni wyjąłem zawsze obecną paczkę fajek. Oparłem się o ścianę i czując rozluźnienie płynące w miarę palenia przyglądałem się Uranosowi. Tak potężnej maszyny jeszcze nigdy nie pilotowałem i... podobało mi się to uczucie. Czułem dziwną satysfakcję, kiedy moje rakiety powodowały implozję Archaniołów i rozrywały statki na strzępy. Salwa Gallanta również robiła niemałe wrażenie - zdawałem sobie sprawę, że przy jego sile ognia mój Gundam jest jak łuk przy armacie. Podszedłem do niego i położyłem rękę na zimnym metalu. Cóż poradzić, zawsze przedkładałem zwrotność nad siłę ognia.

Wyrzuciłem niedopałek gdzieś w kąt i skierowałem kroki w stronę mostka.

- Niezły strzał, Shiru - uśmiechnąłem się lekko do chłopaka wchodząc przez drzwi - Dosłownie zmiotłeś ich tym swoim działem.

Rozsiadłem się w fotelu i czekałem na koniec podróży.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wraki rozbitych myśliwców pozostają z tyłu. Coraz mniejsze, coraz odleglejsza, aż w końcu nikłe drobiny ostatecznie znikają z zasięgu czujników. Przede mną ogromnieje majestatyczny błękitny olbrzym. Przytłacza mnie swą obecnością. Uranos dokuje na statku, ja w tym czasie przełączam systemy w tryb zejścia w atmosferę. Jeżeli na dole ponownie wpadniemy w tarapaty, to posiadanie jednego myśliwca gotowego do natychmiastowego podjęcia walki będzie wielkim udogodnieniem. Kamery przekazujące dane wizualne wyłączają się na czas zejścia.

Z pewną dozą niepokoju obserwuję kontrolkę wskazującą temperaturę panującą w kokpicie. Odin bez najmniejszych problemów winien wytrzymać przejście przez atmosferę, tym bardziej gdy jego systemy sprawnie odzyskują część energii cieplnej, powstającej przy przejściu, do chłodzenia zewnętrznych powłok, ale najwyraźniej komfort podróży pilota zdecydowanie nie był tutaj priorytetem... do tego to potworne uczucie... nie przypuszczałem, że wpływy Gaii będą tak wyraźne. Przez ściśnięte gardło przechodzi westchnienie ulgi, kiedy Sleipnir stabilizuje swój lot, a temperatura zaczyna opadać. Niewiele później przez kodowane połączenie odbieram wiadomość ze staku-bazy:

- "Pył" do "Odyna". Jak sprzęt? Jak samopoczucie?

Wciąż pamiętając wydarzenia, które miały miejsce podczas bitwy, próbując przezwyciężyć nudności i ból głowy odpowiadam ze złością:

- czym wy do... - przerywam w pół zdania by kontynuować już spokojniej - uszkodzenia minimalne, zejście bezproblemowe. Grawitacja jest kłopotliwa, postaram się szybko przyzwyczaić do pieszczot matki Demeter.

Opieram się wygodniej w fotelu kończąc rozmowę. Teraz nie jest najlepszy moment na kłótnie, tym niemniej... czy oni w ogóle zwracają uwagę na to, czym strzelili? Nie tak dawno temu taka broń zostałaby zakazana co najmniej kilkoma konwencjami. Czuję obrzydzenie na myśl w jakich czasach przyszło mi żyć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Generator energy output..................nominal

Universal movement patterns..............loaded

Native Piloting Interface................initiated

Detectors and sensors....................operational

Armament systems.........................ready

Mobile Suit overall readiness............100%

Pół roku po Błękitnej Wojnie ludzkość zbroi się przed kolejnym konfliktem. Kolonie kosmicznej, próbując uniezależnić się od Ziemi wysyłają na planetę pięć potężnych mechów bojowych - Gundamów. Pięciu pilotów przybywa do kraju wiecznej bitwy, w którym jedynym prawem jest prawo silniejszego. Do powojennej Ameryki.

[Tu każdy puszcza sobie opening ulubionego anime o mechach, w miarę możliwości coś z serii Gundam :D]

Epizod II

Ziemia niczyja.

Gwiezdny Pył powoli osiadł na lądowisku otoczonym przez niskie przypominające bunkry budynki. Niewielka baza była ukryta w górach około pięćdziesiąt kilometrów od Los Angeles. Odin tymczasem, po długim okresie lotu poniżej zasięgu radarów osiadł wreszcie około kilometra dalej na zboczu góry i za pomocą swoich systemów obserwował wydarzenia. Ostrożności nigdy za wiele. Wokół statku pojawiło się kilku ludzi nie próbujących nawet ukryć faktu posiadania broni. Vin i Thomas jeszcze raz sprawdzili otrzymane kodu bezpieczeństwa i wysłali ostatnią odpowiedź. Po chwili z budynku po prawej wyszła para osób, stanęła na przeciwko luku by spokojnie poczekać na nowych gości. W końcu czwórka pilotów wyszła, niektórzy wciąż nieprzyzwyczajeni do grawitacji i przez to poruszający się ociężale i niepewnie.

- Witam w Czarnej Dziurze, zwanej pospolicie d - tu mężczyzna w średnim wieku, o silnym południowoamerykańskim akcencie dostał celny cios łokciem w żebra. - Auu... Nazywam się Jeff, jestem tu głównym mechanikiem i póki co czymś w rodzaju dowódcy bazy. Ta urocza istotka - tu wskazał na stojącą obok niego młodą blondynkę o kształtach nieco ukrytych przez kombinezon roboczy - to Michelle, moja asystentka.

- Bonjour.

- Nawet potrafi już rozłożyć układ sterujący mecha i złożyć go tak, żeby nie zostało za dużo części - dodał Jeff głupkowato się uśmiechając, co zostało skwitowane zirytowanym prychnięciem.

- Jeff lubi głupie żarty - stwierdziła francuska, z ledwie zauważalnym akcentem. - Nie przejmujcie się nim proszę.

- Nowa załoga dla Gwiezdnego Pyłu miała małe problemy po drodze i dotrą dziś wieczorem lub jutro rano. Póki co możecie ściągnąć tu waszego kumpla i rozgościć się. My wypakujemy G do podziemnych hangarów - zakończył powitanie Jeff.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wychodząc ze statku głęboko wciągnąłem powietrze w nozdrza.

Śmierdziało lotniskiem - gazy, asfalt, beton, rozgrzany metal, ozon. Znałem i lubiłem ten zapach, podobnie pachniało w ziemskiej bazie-przyczółku CK. Gdy po krótkim przywitaniu ze słabymi żartami francuzka oznajmiła że przeładują "G" do podziemnych hangarów, kiwnąłem głową.

- Popatrzę - powiedziałem, po czym skierowałem się ku ładowni "Gwiezdnego Pyłu".

Byłem nieco znużony, ale jeśli po przeładowaniu będę miał dość sił, zrobię mały przegląd systemu tarcz - nadal nie miałem dość danych testowych dotyczących podsystemu przekazywania pola.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podszedłem do witającej nas dwójki.

- Cześć, jestem Ryan Cooper - wyciągnąłem dłoń do Jeffa i skinąłem głową Michelle - Jeśli dobrze rozumiem to jesteś tymczasowym dowódcą bazy. Kto więc przejmie tą funkcję ostatecznie? Bo chyba nie żaden z nas, w końcu jesteśmy tu aby walczyć a nie układać plany. A może się mylę?

Spytawszy o co chciałem poklepałem się po kieszeniach.

- Cholera, skończyły mi się fajki... Któreś z was może pali? - spytałem naszych mechaników. Brak dostępu do "dymka" wywołuje u mnie niezbyt przyjemny nastrój, na który niezbyt miałem teraz ochotę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Całą podróż na ziemię przeleżałem u siebie w kajucie gapiąc się w sufit, lub z twarzą prosto w poduszce. Chciałem się jakoś otępić, żeby nie myśleć o tym, co się stało, ale nie mogłem. Teraz zdałem sobie sprawę, że to będzie się ciągnęło za mną już zawsze... Czy następnym razem zawacham się przed zwolnieniem spustu?

Kiedy nasz statek bezpiecznie wylądował byłem ostatni, jaki wysiadł na ziemię... prawdziwą ziemię... no, nie do końca, bo bardziej płytę lądowiska, ale to uczucie grawitacji, ten podmuch wiatru, ten zapach... to wszystko uderzyło mnie jakby było sztuczne. Ale przecież do tej pory to ja stąpałem po sztucznej ziemi. Po prostu nie znałem tego, co prawdziwe. Nie mogłem oprzeć się przed spoglądaniem szczególnie na przepiękne niebo. Zapatrzyłem się na nie do tego stopnia, że wyrwało mnie z zadumy dopiero.

- Bonjour.

Zareagowałem odruchowo, momentalnie spoglądając w stronę witających nas sprzymierzeńców jakby mnie coś poparzyło.

- Konnichiwa - powiedziałem cicho pochylając się lekko w stronę komitetu powitalnego.

Wysłuchałem resztę ich słów uważnie.

- W takim razie będę wdzięczny, jeśli będę mógł przejrzeć zebrane przez was dane na temat rozłożenia sił w najbliższych rejonach, jak i mapy geograficznej terenu. A potem będę musiał dokonać modyfikacji mojego Gundama, by dostroić jego pracę do działań w atmosferze.

Dobre... ja sam najpierw muszę się dostroić. Wciąż moje oczy wędrują na niebo...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Opieram się wygodniej w oparciu fotela. Lądowanie i przeładunek maszyn najwyraźniej przebiegają bezproblemowo. Pierwsza dobra wiadomość dzisiejszego dnia. Mimo wszystko czuję niewielki niepokój... albo to po prostu nawrót nudności. Obecność niewielkiego pudełeczka w kieszeni w żaden sposób nie poprawia mi nastroju. Jeżeli nie będę polegał na chemikaliach, to powinienem się szybciej przyzwyczaić. Matczyna miłość naprawdę potrafi dać się we znaki.

Z niewielkim zainteresowaniem przysłuchuję się rozmowom toczącym się na płycie lądowiska. Znacznie bardziej interesują mnie sygnały dostarczane przez drugą sondę - dobrze jest się uprzednio przyjrzeć okolicy nim wybierze się na wycieczkę. Najwyraźniej wszędzie czysto, ustalony uprzednio czas oczekiwania minął, pora udać się na spacer. Podnosząc swą maszynę i ruszając w kierunku reszty grupy wydaję sondzie obserwującej bazę komendę powrotu i dokowania. Druga może okazać się przydat... chwilę później wydaję analogiczną komendę drugiej sondzie. To nie miejsce na bycie paranoikiem.

Niewiele później, opuszczając się z kokpitu mej maszyny spoglądam w rozciągający się nade mną błękit. Stąd nie widać gwiazd... Zarzucając swój miecz na ramię i mimo niepewnego chodu starając się zachować nonszalancki wygląd podchodzę do reszty grupy:

- Mag zgłasza swe przybycie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Thomas... Thomas, wstawaj...

Poprzez dźwięk muzyki usłyszałem głos Natalie. Widocznie wylądowaliśmy na powierzchni.

Powoli wychodziłem z mojego wewnętrznego, pięknego świata.

Rozejrzałem się nieprzytomnie po pokładzie. Gdzie się wszyscy podziali?

-Natalie? Co jest? Gdzie reszta?

-Wszyscy są na powierzchni. Rozmawiają z przedstawicielami lądowiska.

-Szlag, czemu wcześniej mnie nie obudziłaś?

W tym momencie miałem wrażenie, jakby sztuczna inteligencja się zarumieniła.

-Słodko spałeś, to nie chciałam Ci przeszkadzać.

-Dobra, muszę tam do nich zejść, przypilnujesz reszty? - Mówiąc to, już wyłączyłem się z systemu i wstałem z fotela.

"Spoko", dotarła do mnie wiadomość od Natalie.

Po wyjściu ze statku, stanąłem znowu na Ziemi.

-Jak za starych, dobrych lat. - Mruknąłem pod nosem. Minęło trochę czasu, odkąd ostatnio tu byłem. Jednak to powietrze bardzo się różniło, od tego, które wdychałem, będąc tu wcześniej. Inny klimat, pomyślałem.

Podchodząc do mojego zespołu, doznałem szoku. Obok tymczasowego dowódcy stała kobieta. Blondynka, młoda, i pomimo kombinezonu roboczego, jej kształty nadal były widoczne.

"Niewyżyty samiec", skomentowała Natalie.

"Spadaj", stwierdziłem, i wyłączyłem się z połączenia bezpośredniego.

Witając się, powiedziałem - C-cześć, jestem Thomas. Melduję się do Waszej dyspozycji.

Mówiąc to, mrugnąłem do kobiety.

Welcome to Earth...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszystko przebiega sprawnie. Gwiezdny Pył został wprowadzony do hangaru naziemnego, wewnątrz którego znajduje się rampa prowadząca do podziemnej części bazy. Sama placówka jest niezwykle ascetyczna i wyraźnie stworzona minimalnym kosztem. Najwyraźniej dostosowano jakieś wcześniej istniejące instalacje. Pod ziemią, prócz hangarów znajduje się dość obszerna sala wspólna, z kilkoma stolikami, krzesłami, terminalami komputerowymi, telewizorem złożonym najwyraźniej ze znalezionych części i przejściem do kuchni. Dalej jest jeszcze kilkanaście kwater prywatnych. Wszystko to mówi jasno - długo tu nie zabawicie.

Jeff, poczęstowawszy Ryana papierosem, kontynuuje wyjaśnienia.

- Gwiezdny Pył będzie miał własną załogę, abyście wy mogli skupić się wyłącznie na pilotowaniu tych zabawek - tu wskazał na dwa pierwsze wyładowywane właśnie Gundamy. - Wasyl Koroliev będzie jednocześnie kapitanem okrętu i dowódcą operacji. Raczej o nim nie słyszeliście, zwiał czerwonym nim zdążył się wsławić. To jakiś geniusz taktyczny, do tego całkowicie oddany naszej sprawie. Zresztą poznacie go i resztę jak wreszcie przylecą.

Wkrótce później pięć potężnych maszyn stoi wreszcie w bezpiecznym podziemnym hangarze. Jeff w międzyczasie dorwał gdzieś klucz hydrauliczny i widać, że najchętniej rozebrał by je na kawałki, ale jest gotów zadowolić się pomocą w kalibracji. Michelle kręci się w pobliżu z niewielkim komputerem osobistym.

- Siły w okolicy? Kupa ciemnych typków walczących o każdy kawałek złomu. W szeroko pojętej okolicy Los Angeles znajdują się trzy podobne do tej bazy zajmowane przez piratów. Każdy z nich ma jeden okręt transportowy i kilka starych mechów i myśliwców. Samym miastem rządzi niepodzielnie Don Pedro. Ma kilka plantacji, sporą siłę militarną i ambicje, by skonsolidować wokół siebie władzę w całym Stanie. Wie o nas, czy raczej wie tyle ile nakłamał mu nasz wywiad i toleruje naszą obecność na swoim terenie. Raczej nie znajdziecie w swoim harmonogramie wycieczki do miasta, ale w razie czego nie podpadajcie jego ludziom.

Każdy z was zajął się swoimi sprawami, czyli odpoczynkiem, programowaniem i kalibracją. Okazuje się, że nie licząc was w tej chwili w bazie znajduje się zaledwie dwanaście osób, w tym zaledwie dwójka znanych wam już mechaników. Pozostali to żołnierze których zadaniem jest zapewnienie wam bezpieczeństwa. W naziemnym hangarze przechowywane są dwa migi w niezłym stanie, mocno zmodyfikowany Koń i nieco pokiereszowany Niedźwiedź.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...